Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Wymiar Między Wymiaramitemat: Służba zdrowia i jej choroby
komnata: Wymiar Między Wymiarami

Tarnoob PW
20 grudnia 2017, 03:07
Jeśli ktoś śledził moją aktywność na forum, to wie, że dość ostrożnie wyrabiam sobie poglądy polityczne – tylko na wybrane tematy, gdzie zrobiłem mały „risercz”. Od czasów gimnazjum jest to oświata, a ok. dwóch lat temu zainteresowałem się systemami głosowania – przez publiczną dyskusję, jaką otworzył ruch JOW – i potem trochę też organizacją nauki i szkolnictwa wyższego.

Ostatnio zainteresowałem się trochę działaniem służby zdrowia w Polsce i w innych krajach – i co z tego wynika dla zjadacza chleba, turysty, migranta zarobkowego itd. Bardzo mi w tym pomógł kanał Healthcare Triage na YouTube oraz James & Hank Green, współtwórcy m.in. „vlogbrothers”, „Mental Floss” i „Crash Course”.



Jeśli dobrze zrozumiałem porównania różnych krajów, to służba zdrowia może być:
– tania i nieprzyjazna – Wielka Brytania, Polska
– droga i przyjazna – Francja, Szwajcaria
– tania i przyjazna – Singapur
– droga i nieprzyjazna – USA
– umiarkowanie tania i umiarkowanie przyjazna – Niemcy, Kanada, Australia.

Mógłbym się dalej rozpisywać, robiąc taką publiczną notatkę – ale jestem ciekaw Waszych opinii, jaki system Wam odpowiada. Polska w dość krótkim czasie przechodziła przez różne modele – przed NFZ wprowadzonym przez rządy SLD były krótko kasy chorych (AWS–UW), a wcześniej sponsorowanie przez samorządy. Wydaje mi się, że Polsce brakuje wolności w wyborze ubezpieczyciela, a najbogatsi chyba w ogóle nie powinni mieć obowiązku ubezpieczania się, jak to było długo w Niemczech (bodaj do 2009 r.). Słyszałem też propozycje, żeby wprowadzić symboliczne opłaty za wizyty – dla ograniczenia kolejek w przychodniach, wydłużanych przez samotnych seniorów. Chyba nie zdradzę tajemnicy, jeśli napiszę, że kiedyś Hubertus poparł ten pomysł. :-)

AmiDaDeer PW
20 grudnia 2017, 13:22
Tarnoob:
Wydaje mi się, że Polsce brakuje wolności w wyborze ubezpieczyciela, a najbogatsi chyba w ogóle nie powinni mieć obowiązku ubezpieczania się, jak to było długo w Niemczech (bodaj do 2009 r.).
System polski, jakkolwiek jest wadliwy i powinien zostać zreformowany, jest skonstruowany w taki sposób, aby składki osób zdrowych finansowały nie tylko ich osobiste leczenie w razie choroby, ale też leczenie innych osób (np. tych, którzy wymagają większych środków na leczenie niż to, co zebrali indywidualnie w składkach). Odbierając obowiązek ubezpieczenia, obniżyłbyś znacząco środki przeznaczane na cały system (z pewnymi wyjątkami, takimi jak położnictwo czy opieka psychiatryczna, które są finansowane ze skarbu państwa).

Tarnoob:
Słyszałem też propozycje, żeby wprowadzić symboliczne opłaty za wizyty – dla ograniczenia kolejek w przychodniach, wydłużanych przez samotnych seniorów.
To rozwiązanie ma ten problem, że trzeba ustalić, jaka to jest symboliczna opłata. Jeżeli będzie za niska, nic to nie zmieni. Jeśli będzie jednak znacząco wysoka, to ci samotni seniorzy (jak i inne grupy społeczne) prawdopodobnie w ogóle przestaną chodzić do lekarzy, bagatelizując nawet najpoważniejsze objawy (co już się notabene zdarza z powodu długich kolejek w przychodniach).

A już w ogóle by zrobił się przy takim rozwiązaniu straszliwie biurokratyczny chaos, jeżeli weźmiemy pod uwagę niezdolność do stawienia się u lekarza w razie nagłych wypadków losowych.

Tarnoob PW
20 grudnia 2017, 13:39
Hobbit:
Odbierając obowiązek ubezpieczenia, obniżyłbyś znacząco środki przeznaczane na cały system.
Można to kompensować wyższymi składkami na NFZ. Poza tym obowiązkowe składki można by różnicować, jak w Singapurze – za niższą dostawałoby się w szpitalu 4-osobowy pokój z łazienką na korytarzu, a za wyższą – jednoosobowy pokój z własną łazienką. Płatnicy wyższych składek mogliby też mieć priorytet w przychodniach i innych kolejkach, które nie są pilne.

Tak, wiem, że to uprzywilejowanie bogatych, ale jednocześnie to zachęcanie ludzi do tego, żeby nie oszczędzali na swoim zdrowiu ani na całej służbie zdrowia – i płacili trochę wyższe składki, jeśli mają taką możliwość.

To prawda, że problem z kolejkami ma dwie strony medalu. Nie brakuje ani hipochondryków dmuchających na zimne i lodowate, ani ludzi bagatelizujących swoje objawy. [dygresja] Zastanawiam się, czy to bagatelizowanie nie dotyczy zwłaszcza mężczyzn oraz zdrowia psychicznego, a najbardziej – zdrowia psychicznego mężczyzn. [/dygresja]

Powodem kolejek są nie tylko ci pierwsi, ale i stosunkowo mała liczba lekarzy w Polsce. Obniżanie wymagań na LEK-u albo przy rekrutacji na studia medyczne to leczenie dżumy cholerą, które zresztą może działać tylko krót­ko­fa­lo­wo – bo dodatkowi absolwenci medycyny i tak pewnie wyemigrują za chlebem. Nie ma cudów – z pustego i Sa­lo­mon nie naleje, a od mieszania słodsze nie będzie, dlatego jedynym sposobem jest zwiększanie płac, zwłaszcza u młodych. Niestety ostatni protest chyba nie pomógł.

AmiDaDeer PW
20 grudnia 2017, 13:55
Tarnoob:
Można to kompensować wyższymi składkami na NFZ.
I wtedy jeszcze mniej osób by je płaciło. :P

Tarnoob:
Poza tym obowiązkowe składki można by różnicować, jak w Singapurze – za niższą dostawałoby się w szpitalu 4-osobowy pokój z łazienką na korytarzu, a za wyższą – jednoosobowy pokój z własną łazienką. Płatnicy wyższych składek mogliby też mieć priorytet w przychodniach i innych kolejkach, które nie są pilne.
Singapur ogólnie to słaby przykład, bo przyjęli model państwa działającego jak prywatna firma, a nie jak państwo dbające o wszystkich obywateli równo. Efektem działań Singapuru są spore nierówności społeczne, o wiele wyższe zresztą niż w Polsce.

Anyhow - zwykle bogatsi ludzie to również ci, którzy mniej chorują (bo zdrowie pozwoliło im na wzbogacenie się), zatem różnicowanie pokojów i jakości usług praktycznie by się nie zwracało, a jedynie stanowiłoby dla szpitali przez większość czasu zbędną infrastrukturę do utrzymania. Nie bez powodu szpitale prywatne w trudniejszych przypadkach odsyłają swoich pacjentów do szpitali publicznych - w przeciwieństwie do państwowych struktur każda inicjatywa prywatna (w znaczeniu ekonomicznym) kieruje się bilansem zysków i strat, podczas gdy państwo może sobie pozwolić na pewien margines "nierentowności".

Tarnoob:
Tak, wiem, że to uprzywilejowanie bogatych, ale jednocześnie to zachęcanie ludzi do tego, żeby nie oszczędzali na swoim zdrowiu ani na całej służbie zdrowia – i płacili trochę wyższe składki, jeśli mają taką możliwość.
To działałoby tylko przy założeniu, że ludzie faktycznie cenią swoje zdrowie na tyle, żeby płacić więcej za lepszą opiekę zdrowotną. W obecnych warunkach jednak skończyłoby się to raczej oszczędzaniem na zdrowiu, jako że większość ludzi zakłada, że jest zdrowa i "jakoś da radę".

Tarnoob:
Powodem kolejek są nie tylko ci pierwsi, ale i stosunkowo mała liczba lekarzy w Polsce.
Nie do końca. Problemy widzę przede wszystkim dwa:

1. Lekarze pierwszego kontaktu nie mają wystarczających kompetencji, aby najważniejsze badania wykonywać na miejscu. Kończy się to dosłownie parominutowymi wizytami polegającymi na wypisaniu papierka na kolejne badanie lub skierowania do innego specjalisty. To zapycha kolejki na te badania i do specjalistów, podczas gdy większość przypadków można byłoby zdusić w zarodku przy pierwszej wizycie u lekarza ogólnego.
2. Wielu lekarzy specjalistów ma jednocześnie własne prywatne gabinety, przez co na pracę pod NFZ-em przeznaczają mniejszą część etatu, niż jest faktycznie potrzebna. To sprawia, że albo ludzie czekają do tego lekarza dłużej, albo blokują kolejki w innych przychodniach, gdzie takich problemów nie ma. To, notabene, napędza zyski prywatnych gabinetów, jako że część ludzi woli ostatecznie przeznaczyć jakąś większą sumę na prywatnego lekarza, niż czekać wiele miesięcy na wizytę opłacaną przez NFZ.

Darth Ponda PW
20 grudnia 2017, 18:08
Co do wyższych opłat dla bogatych - bogaci idą dziś prywatnie, mniej bogaci też, ale nie przy każdej okazji. I wychodzi na to samo.
temat: Służba zdrowia i jej choroby

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel