Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Podziemna Tawernatemat: Prawa autorskie, licencje i inne prawnicze dyrdymały
komnata: Podziemna Tawerna
strona: 1 - 2 - 3 - 4 ... 6 - 7 - 8

TOLBERTI PW
7 kwietnia 2008, 20:34
Więc mamy problem z "world of xeen" czy MM 1, 2 i 3 w skarbcu są legalne?

Acid DragonAcid Dragonprzeniesione z Cytadeli...

Nemomon PW
7 kwietnia 2008, 20:45
Tolberti:
Więc mamy problem z "world of xeen" czy MM 1, 2 i 3 w skarbcu są legalne?

Myślę, że taki spec od prawa jakim jest Acid (sic!) na pewno by nie dał do ściągnięcia czegoś, co nie jest legalne. Kiedyś już on wspominał, że te gry to abandonware.

Acid Dragon PW
8 kwietnia 2008, 01:55
Hmmm.... słyszeliście o czymś takim jak "ciche przyzwolenie" ?

Technicznie owszem, te gry mają swoich właścicieli - autorskie prawa majątkowe posiada do nich Ubisoft i teoretycznie bez ich pozwolenia nie można umieszczać tych gier nigdzie w sieci - obojętnie czy można je dostać legalnymi drogami, czy nie,

ALE

w prawie istnieje także pewna zasada mówiąca o tym, że właściciel praw autorskich sam ma obowiązek dbać o ich przestrzeganie i jeśli wie o ich naruszeniu, powinien to zgłosić odpowiednim instytucjom, tudzież domagać się zaprzestania owego naruszania przez daną osobę. Jeśli właściciel wie o tym, że ktoś "narusza" jego prawa, a mimo to przez długi okres czasu nie podejmuje żadnych akcji i nie jest to niczym uzasadnione, to w sądzie można udowodnić, że przez ten długi czas właściciel po prostu niejako "pozwolił" na korzystanie ze swoich utworów. Tak właśnie rodzi się klasa oprogramowania zwana "abandonware", a więc programy, które owszem - ciągle są chronione prawem autorskim (nawet jeśli firmy je tworzące już nie istnieją), ale nikt o owe prawa już nie dba.

MM1-3 były w sieci od czasów, których nawet ja już nie pamiętam i ani NWC, ani 3DO, ani Ubisoft nie zrobiły nic, by temu przeciwdziałać, a przynajmniej nic, o czym bym wiedział (a wszak największe, liczące się strony ze starymi grami jednak reagują na sygnały od właścicieli praw autorskich). Jedyny przypadek, jaki kojarzę odnosił się do usunięcia linka do KB z jednego z forum (albo oficjalnego, albo Celestial Heavens - nie pamiętam), aczkolwiek nie dotyczył już strony, do której link prowadził.

Tak więc moje stanowisko jest takie, że póki nie otrzymam wyraźnego polecenia od przedstawicieli Ubisoftu lub też nie usłyszę, że takie polecenie dostała inna strona, dopóty gry zostaną dostępne w Grocie. Do tego czasu, ze względu na wszystkie minięte już lata, mam prawo uznawać, że Ubisoft swym milczeniem wydaje właśnie taką "cichą zgodę" na udostępnianie tych gier.

EDIT: Czyli, (jeśli ktoś się nie połapał) - wg zapisów prawa udostępnianie MM1-3, jak i innych 'starych gier' na wielu stronach jest nielegalne (chyba, że mają bezpośrednie pozwolenie twórców/producentów). W praktyce jednak...
po pierwsze: w 99% przypadków nikt o to nie dba (przynajmniej aktywnie), z właścicielami praw na czele i to prowadzi do powstania klasy gier 'abandonware';
po drugie: w sądzie można udowodnić, że przez długotrwałą bierność właściciela praw, wyraził on niejako "zgodę" na udostępnianie tychże gier, a więc sprawa niejako się "przedawnia" i nie podlega karze.

Elia PW
7 maja 2008, 01:36
Jak już mi się ten temat napatoczył, dodam drobną korektę jednej informacji: owszem, wiele umów licencyjnych zawiera postanowienia o całkowitym zakazie kopiowania, które są sprzeczne z Art. 75 Ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i tak dalej, natomiast Art. 76 o którym była w tym temacie mowa, nawet jeśli z numeru go nie nazwano, mówi, że nieważne są konkretne, niezgodne postanowienia umowy, nie zaś cała umowa (niuanse prawnego bełkotu - gdyby unieważniona miała być cała umowa, zdanie musiałoby być sformułowane inaczej). Inaczej mówiąc: według Art. 76 można bezpiecznie i legalnie zignorować unieważnione nim postanowienia, jednocześnie przyjmując normalnie całą resztę umowy, czyli pozwolenie na instalację i używanie programu.

kraken PW
7 maja 2008, 10:50
Mam pytanie odnośnie praw autorskich: Ubikacja ("że mi to przeszło przez klawiaturę" jak powiedział kiedyś Acid o krasnalach) ma prawa do wszystkich gier mających Might and Magic w tytule, jednak jeśli ktoś zrobi książke/gre/film której fabuła będzie się opierać na grach z tej seri, to będzie to złamanie praw autorskich?

Acid Dragon PW
7 maja 2008, 11:16
Już o tym kiedyś mówiłem w innym temacie (o serialach bodajże).

To zależy.

Zgodnie z prawem, wszelkie koncepcje i pomysły na fabułę nie podlegają prawom autorskim. ALE wszelkie sposoby wyrażania - a więc nazwy własne, zdania, czy fragmenty textów owszem.

Innymi słowy - napisanie książki opowiadającej zupełnie nowe (a tym bardziej - istniejące) przygody znanych bohaterów (z użyciem sformułowań 'Might and Magic', 'Antagarich', 'Erathia', 'Gelu'...) byłoby najprawdopodobniej potraktowane jak naruszenie praw autorskich.

Natomiast - napisanie książki odtwarzającej wręcz te same wydarzenia, co w grach MM, ale w zupełnie innym świecie, z innymi bohaterami, z innym tytułem byłoby już możliwe - ino wyjątkowo kiepskie i tandetne ;P.

Alamar PW
8 lipca 2010, 13:33
Licencja Ubisyfu dot. nowych gier:
NINIEJSZY PRODUKT MULTIMEDIALNY JEST CHRONIONY ZA POMOCĄ UNIKATOWEGO, OSOBISTEGO KODU KLUCZA DOSTARCZONEgo UŻYTKOWNIKOWI PRZEZ FIRMĘ UBISOFT („KOD KLUCZA”). użytkownik niniejszym przyjmuje do wiadomości i zgadza się na następujące warunki dotyczące KODU KLUCZA I KORZYSTANIA Z PRODUKTU MULTIMEDIALNEGO: DO KORZYSTANIA Z PRODUKTU MULTIMEDIALNEGO W JAKIMKOLWIEK MOMENCIE JEST WYMAGANE STAŁE POŁĄCZENIE Z INTERNETEM I KONTO W WITRYNIE POD ADRESEM UBI.COM. UŻYTKOWNIK PONOSI ODPOWIEDZIALNOŚĆ W ZAKRESIE POKRYWANIA KOSZTÓW POŁĄCZENIA INTERNETOWEGO;

2 Prawo do posiadania Produktu Multimedialnego
Użytkownik potwierdza, że wszystkie prawa związane z Produktem Multimedialnym i jego częściami składowymi, wszelkie zapisane stany gry i dane powiązane z Produktem Multimedialnym zapisane na serwerach internetowych firmy Ubisoft, a także prawa dotyczące znaków towarowych, tantiem oraz prawa autorskie są własnością firmy Ubisoft i chroni je prawo francuskie, a także inne prawa, traktaty i umowy międzynarodowe, odnoszące się do własności intelektualnej.

3 Prawo do użytkowania Produktu Multimedialnego

Użytkownikowi nie wolno:
- Tworzyć kopii Produktu Multimedialnego
- Przesyłać Produktu Multimedialnego poprzez sieć telefoniczną lub jakąkolwiek metodą cyfrową, z wyłączeniem gry wieloosobowej na autoryzowanych serwerach
- Tworzyć lub dystrybuować nieautoryzowanych poziomów i/lub scenariuszy

Niniejszego Produktu Multimedialnego można używać wyłącznie po jego zarejestrowaniu przez Użytkownika i uzyskaniu unikatowego konta w witrynie pod adresem ubi.com.

Użytkownik nie może przekazywać, sprzedawać, odsprzedawać, podlicencjonować, wypożyczać ani wynajmować pobranej kopii Produktu Multimedialnego i dołączonego Kodu Klucza osobom trzecim. Użytkownik nie może podlicencjonować, wypożyczać ani wynajmować fizycznej kopii Produktu Multimedialnego i dołączonego kodu klucza osobom trzecim.

Użytkownik przyjmuje do wiadomości, że firma Ubisoft może gromadzić i wykorzystywać pewien rodzaj danych na jego temat, zgodnie z zasadami użytkowania i/lub polityką prywatności przedstawioną w witrynie pod adresem www.ubi.com.

To mniej więcej co ciekawsze "warunki" umowy licencyjnej. Orientuje się ktoś, które z tych zapisów są niezgodne z prawem? Wszak tworzenie kopii (zapasowej) jest chyba dozwolone w Polsce. Tak samo z odsprzedażą produktu.
No i czy Ubisyf ma przejąć prawo do stanów gry gracza? Pomijam już te wpisy o zabronieniu gry przez np. LAN czy tworzeniu i/lub modyfikowaniu map za pomocą edytora.
Aha, i jak ma się ten wpis o ochronie przez prawo francuskie do sytuacji w Polsce?

Acid Dragon PW
8 lipca 2010, 13:52
Oto fragment mojej pracy zaliczeniowej z przedmiotu o nazwie "Prawne aspekty Informatyki", którą mam nadzieję opublikować w niedalekiej przyszłości:

Cytat:
Wiele narosło też teorii odnośnie tworzenia kopii zapasowych gier komputerowych. Nawiązując do poprzedniej kwestii – w umowach licencyjnych często znaleźć można zapis o zakazie kopiowania gry w jakimkolwiek celu. Tę kwestię precyzyjnie regulują art. 75 i 76 ustawy o prawach autorskich mówiące, że użytkownik ma prawo do „sporządzenia kopii zapasowej, jeżeli jest to niezbędne do korzystania z programu komputerowego.” (Art. 75, ust.2, punkt 1) Art. 76 zaś mówi wprost: „Postanowienia umów sprzeczne z art. 75 ust. 2 i 3 są nieważne.”. Nie ma to zastosowania, gdy producent sam deklaruje dostarczenie nowej kopii gry w przypadku uszkodzenia poprzedniej, a więc w sytuacji mającej miejsce niezmiernie rzadko.

Odnośnie prawa francuskiego - nie ma ono w Polsce żadnego zastosowania.
A więc ewidentnie taka licencja jest w co najmniej kilku punktach sprzeczna z polskim prawem i te postanowienia zawierające sprzeczności są zwyczajnie nieważne.

Jeśli zaś chodzi o stany gry - wydaje mi się, że do tego akurat mają prawo. Co prawda zapisany stan gry może być rozumiany jako coś twórczego, a więc jako utwór zależny wykonany przez posiadacza licencji gry, aczkolwiek właściciel praw autorskich do gry może powiedzieć "możesz korzystać z naszego produktu, ale wszystko co za jego pomocą stworzysz będzie nasze". Nie jest to sprzeczne z polskim prawem, o ile się na to zgodzisz. Podobnie portal nasza-klasa ma prawo w swoim nowym regulaminie mówić, że przejmuje wszelkie prawa autorskie do zamieszczanych w portalu przez użytkowników zdjęć i textów. Po prostu wtedy użytkownik godzi się na oddanie praw autorskich do swych utworów.

Jeśli chodzi o odsprzedawanie, to prawdę mówiąc nie wiem.
W momencie kupna gry tak naprawdę kupujesz tylko nośnik informacji (płytę), a nie grę. Teoretycznie to jest Twoja własność i można to sprzedać, aczkolwiek nie da się oddzielić nośnika od zawartej na nim kopii gry. Skoro nie jesteś właścicielem gry, a jedynie masz na nią licencję, to być może faktycznie właściciel ma prawo zastrzec sobie, że licencji nie można nikomu przekazać i jest imienna, tylko dla Ciebie.

Elia PW
8 lipca 2010, 15:20
W tej ostatniej kwestii problem stanowi jeszcze ogólne podejście wszelkich wydawców: jak ktoś chce dostać nową płytę albo np. pobrać jej zawartość z internetu skoro nabył do niej (zawartości) "prawa licencyjne" czy inną tam cholerę, bo mu się stara płyta porysowała, to twierdzą, że nie, bo przecież klient kupił płytę i to jego problem co się dzieje z jego własnością. Ale jak klient chce zrobić kopię (na przykład w celu słuchania muzyki z iPoda zamiast z płyty, niekoniecznie zapasową) - bo przecież kupił płytę która jest jego własnością, więc może z nią zrobić co chce - to też nie, bo kupił "prawa licencyjne" czy inną tam cholerę które na to nie pozwalają, a nie płytę.

Wieszać się takich powinno.

Acid Dragon PW
8 lipca 2010, 17:58
To nie do końca tak.

Pobieranie z internetu lub kopiowanie od kolegi nawet w przypadku posiadania legalnej licencji jest niedozwolone nie ze względu na to, że w tym wypadku producent twierdzi, że gra to Twój problem (choć jak mówiłem jest poważna różnica między płytą, na której jest gra oraz kopią gry, która jest na płycie).

Chodzi w skrócie o to, że zwielokrotnienie utworu musi się odbywać LEGALNIE.

Dołożę jeszcze następny fragment mojej pracy ;P

Cytat:
Z drugiej strony użytkownicy często twierdzą, że taką kopię zapasową mogą sobie np. ściągnąć z Internetu lub korzystać z kopii wykonanej przez kolegę. To jednak nieprawda – sporządzenie kopii zapasowej może odbywać się tylko poprzez skopiowanie danych z legalnie posiadanego przez użytkownika nośnika z grą, na którą ma licencję użytkowania. Jak już wspomniano - w przypadku programów komputerowych nie ma zastosowania art.23 dający możliwość korzystania z egzemplarzy utworów przez „krąg osób pozostających w związku osobistym” (rodzinę, przyjaciół, etc.). Dodatkowo art. 75 dodaje: „Jeżeli umowa nie stanowi inaczej, kopia ta nie może być używana równocześnie z programem komputerowym”.
W przypadku ściągania z Internetu sprawa jest jeszcze gorsza. Ściągając grę ewidentnie naruszamy prawo w związku ze zwielokrotnianiem programu komputerowego, na który nie posiadamy licencji. Dodatkowo – jeśli ściągamy przez programy typu p2p, jak e-mule czy torrent to pobierając, jednocześnie udostępniamy grę (we fragmentach) do ściągania przez innych, a to już jest traktowane jak bezprawne rozpowszechnianie utworu w rozumieniu ustawy o prawie autorskim i podlegać może wysokiej karze.

Acid Dragon PW
9 lipca 2010, 13:07
Teraz muszę coś sprostować.

Odnośnie praw autorskich do sejwów, czy regulaminu naszej-klasy:
Nie miałem racji mówiąc, że w licencji czy gdziekolwiek może być zawarty punkt o zgodzie na przeniesienie praw autorskich.

Zgodnie z Art.53 ustawy o prawach autosrkich, cytuję: Umowa o przeniesienie autorskich praw majątkowych wymaga zachowania formy pisemnej pod rygorem nieważności.

Licencja w komputerze, ani regulamin na stronie nie jest formą pisemną.
NK jednak ominęła to w bardzo sprytny sposób. W ich regulaminie nie ma mowy o przenoszeniu praw autorskich. Jest za to zapis: "Użytkownik udziela NK niewyłącznej licencji na wykorzystywanie, utrwalania w pamięci komputera, zmienianie, usuwanie (...)", a to już jest zgodne z prawem i nie wymaga formy pisemnej (w przeciwieństwie do licencji wyłącznej lub przeniesienia praw).

Jak się to ma do sejwów z gry w przypadku Ubisoftu? Umowa nie mówi tutaj o licencji, a ogólnie o "wszelkich prawach". Wg mnie prawa autorskie do sejwów, a więc do informacji w nim zawartych, które mogą mieć charakter twórczy, a więc do utworu ma ciągle użytkownik. Ten punkt umowy licencyjnej jest więc wg mnie również sprzeczny z polskim prawem, a więc nieważny.

Elia PW
10 lipca 2010, 20:30
... tylko w jaki sposób odróżnić kopię zrobioną z własnej płyty, kopię zrobioną z płyty kolegi i kopię ściągniętą z internetu? Jeśli nie ma żadnego świadka który mógłby stwierdzić jak kopia powstała, oraz żadnego dowodu który by to sugerował, jaki przebieg wydarzeń prawo przyjmie za faktyczny? Zresztą, jak odróżnić kilka legalnych kopii? Jeżeli pójdę do kolegi ze swoją płytą z programem X, wezmę tam jego płytę z programem X, pożonglujemy sobie nimi i weźmiemy z powrotem po jednej płycie, czy istnieje 50% prawdopodobieństwa, że każdy z nas ma teraz "nielegalną" kopię, bo to nie ta, na którą mamy licencję, choć żeby je odróżnić, pewnie trzeba by użyć mikroskopu elektronowego? Co zaś z sytuacją, w której kolega mi odda swoją oryginalną płytę, w sensie pełnego przekazania własności i praw licencyjnych, a ja następnego dnia, po wykonaniu sobie kopii do użytku zamiast własnej, porysowanej płyty, zrobię to samo w drugą stronę? Czy wtedy ta kopia, fizycznie nieodróżnialna jakąkolwiek metodą (włącznie z metodami czysto teoretycznymi i technologicznie nawet nieosiągalnymi) od kopii wykonanej z mojego egzemplarza oryginalnej płyty, przestanie być legalna? Czyżby powtórka z zabawy w zginanie faktur?

Zresztą, nawet prewencyjnie ze swojej płyty zrobić kopii nie można. To znaczy, można, bo ustawa tak mówi, ale nie można, bo mówi też, że nie jest legalne omijanie "skutecznych zabezpieczeń" które miałbyby przed tym zapobiegać. Czyli nie można, a w ostatecznym rozrachunku - to problem klienta, że mu się płyta porysowała. Że wysyłają zamienniki, to żaden argument. Nakład się kończy, firmy padają. Za dziesięć lat nikt zamiennika mi nie wyśle. Niby jak mam wtedy kontynuować użytkowanie produktu, na który mam licencję, ale właściwie to nic mi po tym, oraz go kupiłem, ale właściwie to nie jest mój?

Osobnym kuriozum jest fakt, że:
a) zakaz omijania "skutecznych zabezpieczeń" to jak zakaz zabijania nieśmiertelnych;
b) jeśli zabezpieczenie da się ominąć, z definicji nie jest skuteczne - ale ustawa wprowadza jakąś debilną nowomowę która słowu "skuteczne" nadaje znaczenia nie mające nic wspólnego z językiem polskim.


Reasumując: prawo związane z tymi kwestiami to jedna, wielka, parująca sterta dziurawego łajna.

Acid Dragon PW
10 lipca 2010, 21:35
Cytat:
... tylko w jaki sposób odróżnić kopię zrobioną z własnej płyty, kopię zrobioną z płyty kolegi i kopię ściągniętą z internetu? Jeśli nie ma żadnego świadka który mógłby stwierdzić jak kopia powstała, oraz żadnego dowodu który by to sugerował, jaki przebieg wydarzeń prawo przyjmie za faktyczny?

A jeśli podrobisz idealnie pieniądze - ze wszystkimi zabezpieczeniami tak, że nie da się odróżnić oryginału od kopii i nie ma na to żadnych świadków oraz dowodu, to czy to znaczy, że to nie będzie przestępstwo?

Prawo mówi jasno - nie masz prawa bez zezwolenia twórcy na zwielokrotnianie programu komputerowego poza stworzeniem kopii zapasowej z własnego nośnika przy posiadaniu licencji.

Oczywiście możliwe jest złamanie prawa bez zostawienia dowodów, śladów i świadków (:P) i nikt Ci wtedy nic nie udowodni. Ja jedynie chcę wskazać co jest legalne, a co nie, a nie jak omijać prawo i jak je łamać, żeby nas nie złapali ;P.

Cytat:
Zresztą, jak odróżnić kilka legalnych kopii? Jeżeli pójdę do kolegi ze swoją płytą z programem X, wezmę tam jego płytę z programem X, pożonglujemy sobie nimi i weźmiemy z powrotem po jednej płycie, czy istnieje 50% prawdopodobieństwa, że każdy z nas ma teraz "nielegalną" kopię, bo to nie ta, na którą mamy licencję, choć żeby je odróżnić, pewnie trzeba by użyć mikroskopu elektronowego?

Już na początku jest problem, bo wg prawa nie możesz również WYPOŻYCZAĆ koledze swojego programu komputerowego. Pomijając jednak tę kwestię, ten sam problem mógłbyś wytworzyć przy każdym innym obiekcie - dwa identyczne i-pody, dwa identyczne rowery, dwie identyczne łasice dwugłowe. To, że jakiś przedmiot jest identyczny z innym nie oznacza, że prawo własności tyczy się tak samo jego jak i jego identycznej wersji. Kupując przedmiot nabywasz prawo do tego konkretnego przedmiotu i tylko do niego. Nie możesz w świetle prawa wziąć od kolegi identycznego roweru i podłożyć swój, gdyż będzie to kradzież - nawet jeśli oba obiekty będą faktycznie identyczne.
A jak je odróżnić? To nie jest pytanie do prawa, a do jakichś technik kryminalistycznych ;P.
Zakładając jednak, że obie płyty byłyby faktycznie identyczne pod względem jakichkolwiek istotnych cech i żadna z osób nie robiłaby problemu, to i prawo nie będzie nikogo ścigać. Ostatecznie żadna z osób nie złamie prawa, bo ma licencję na korzystanie z legalnie zakupionej kopii gry. Jedyny problem w tym wypożyczaniu, ale za to chyba jeszcze nikogo na świecie nie skazano ;P


Cytat:
Co zaś z sytuacją, w której kolega mi odda swoją oryginalną płytę, w sensie pełnego przekazania własności i praw licencyjnych, a ja następnego dnia, po wykonaniu sobie kopii do użytku zamiast własnej, porysowanej płyty, zrobię to samo w drugą stronę? Czy wtedy ta kopia, fizycznie nieodróżnialna jakąkolwiek metodą (włącznie z metodami czysto teoretycznymi i technologicznie nawet nieosiągalnymi) od kopii wykonanej z mojego egzemplarza oryginalnej płyty, przestanie być legalna? Czyżby powtórka z zabawy w zginanie faktur?

Rozumiem, że mówisz o sytuacji, kiedy Ty również masz licencję, lecz porysowała Ci się płyta. Jest to analogiczna sytuacja do tej z początku. W świetle prawa - owszem, będzie to nielegalne. W praktyce - prawie niemożliwe do wykrycia.
Jednak, żeby Ci przedstawić, że to ma jakiś sens posłużę się analogią. Powiedzmy, że kopia bezpieczeństwa jest Twoim ubezpieczeniem samochodu. Jeśli samochód się zniszczy w wyniku wypadku - możesz skorzystać z ubezpieczenia i kupić nawet identyczny. Jeśli jednak nie masz ubezpieczenia, a samochód się zniszczy, to nie możesz wziąć od kolegi samochodu, ubezpieczyć go, oddać mu i skorzystać z ubezpieczenia. Nawet jeśli mielibyśmy do czynienia z identycznymi samochodami i ubezpieczeniami.
Jeśli porysowała Ci się płyta, a nie masz kopii zapasowej - sam jesteś sobie winien, że się nie ubezpieczyłeś. Po fakcie nie masz już takiej możliwości.

Cytat:
Zresztą, nawet prewencyjnie ze swojej płyty zrobić kopii nie można. To znaczy, można, bo ustawa tak mówi, ale nie można, bo mówi też, że nie jest legalne omijanie "skutecznych zabezpieczeń" które miałbyby przed tym zapobiegać. Czyli nie można, a w ostatecznym rozrachunku - to problem klienta, że mu się płyta porysowała.

Można. Ustawa to jasno mówi. Jeśli ktoś uniemożliwia Ci skorzystanie ze swoich praw, to wtedy on łamie prawo i od niego można egzekwować jego przestrzeganie. Nie jestem też wcale taki pewien, czy w tym przypadku omijanie tych zabezpieczeń byłoby także uznane za nielegalne.

Cytat:
Że wysyłają zamienniki, to żaden argument. Nakład się kończy, firmy padają. Za dziesięć lat nikt zamiennika mi nie wyśle. Niby jak mam wtedy kontynuować użytkowanie produktu, na który mam licencję, ale właściwie to nic mi po tym, oraz go kupiłem, ale właściwie to nie jest mój?

Patrz wyżej. Masz prawo do kopii zapasowej. Jeśli nie może być dostarczona przez producenta, możesz ją zrobić samemu, a producent powinien to umożliwić. Jeśli tego nie zrobił - to łamie prawo. Jeśli go już nie ma, to z punktu widzenia prawa mamy patową sytuację ;P.
W praktyce jednak trudno byłoby mi ją sobie wyobrazić. Już samych firm dostarczających zamienniki jest cholernie mało ;P.

Cytat:
Osobnym kuriozum jest fakt, że:
a) zakaz omijania "skutecznych zabezpieczeń" to jak zakaz zabijania nieśmiertelnych;
b) jeśli zabezpieczenie da się ominąć, z definicji nie jest skuteczne - ale ustawa wprowadza jakąś debilną nowomowę która słowu "skuteczne" nadaje znaczenia nie mające nic wspólnego z językiem polskim.

Z jednej strony masz rację. To cokolwiek niefortunny zapis. Z drugiej strony prawodawca w tym miejscu chciał wg mnie podkreślić, że chodzi o zabezpieczenia, które przynajmniej w założeniach mają być skuteczne. Jeśli droga do ich złamania byłaby wszystkim znana (np. zmiana nazwy jakiegoś pliku), to nie podlegałoby to karze.

EDIT: a jednak ustawodawca się postarał o definicję (z Art. 6)
Cytat:
skutecznymi technicznymi zabezpieczeniami są techniczne zabezpieczenia
umożliwiające podmiotom uprawnionym kontrolę nad korzystaniem z chronionego
utworu lub artystycznego wykonania poprzez zastosowanie kodu dostępu
lub mechanizmu zabezpieczenia, w szczególności szyfrowania, zakłócania
lub każdej innej transformacji utworu lub artystycznego wykonania lub
mechanizmu kontroli zwielokrotniania, które spełniają cel ochronny;

Cytat:
Reasumując: prawo związane z tymi kwestiami to jedna, wielka, parująca sterta dziurawego łajna.

Nie wydaje mi się. Pod tym względem jest całkiem spójne - pomijając kwestie, czy się komuś podoba, czy nie. Nie da się jednak stworzyć prawa, które uwzględniałoby absolutnie wszystkie możliwe przypadki - w jakiejkolwiek dziedzinie i prawo autorskie nie jest tu wyjątkiem. Wtedy zostaje droga sądowa.

Co prawda rzeczywiście ma pewne wady, ale akurat nie w miejscach wskazanych przez Ciebie. Jedną z nich jest artykuł zakazujący pozyskiwania oprogramowania, które "może służyć" do łamania zabezpieczeń (a konkretniej: jest "przystosowane do popełnienia przestępstwa"). Według tego zapisu wszyscy jesteśmy przestępcami, bo złamać zabezpieczenia można nawet przy pomocy czystego systemu Windows ;).

Elia PW
10 lipca 2010, 23:31
Cytat:
A jeśli podrobisz idealnie pieniądze - ze wszystkimi zabezpieczeniami tak, że nie da się odróżnić oryginału od kopii i nie ma na to żadnych świadków oraz dowodu, to czy to znaczy, że to nie będzie przestępstwo?

Po pierwsze - porównujesz wykonanie kopii informacji do wykonania kopii fizycznego przedmiotu. To nie to samo. Dalej mówisz coś o samochodach i rowerach, szczególnie kasowanych w wypadkach i zabieranych - to jeszcze bardziej nie to samo, ale o tym dalej. A na skutek identycznego rozumowania przez ustawodawców i sędziów powstają coraz głupsze przepisy i precedensy. Tak naprawdę, można się całkowicie na poważnie zastanawiać, czy coś takiego jak "kopia informacji" w ogóle jest sensownym określeniem - czy aby rzeczywistości lepiej nie opisuje stwierdzenie, że to jest jedna i ta sama informacja, tylko w różnych miejscach jednocześnie. W każdym razie jeśli, zgodnie zresztą z zamysłem licencji na oprogramowanie, oddzielimy koncepcję informacji od nośnika, na którym ta się znajduje. W przypadku "normalnych" przedmiotów takich wątpliwości nie ma.

Po drugie, wychodząc od powyższego, każdy z użyciem zwykłego komputera zrobi kopię informacji, która będzie nie do odróżnienia żadną, nawet czysto teoretyczną metodą od oryginału. Tak bardzo nie do odróżnienia, że aż ciężko mówić o kopii. Do takiego skopiowania fizycznego przedmiotu potrzebne byłyby nie tylko czysto teoretyczne metody odróżniania, ale też produkcji.

Ale niech będzie: banknoty są oznaczone unikalnymi numerami seryjnymi, stąd nie jest możliwe nieautoryzowane wydrukowanie banknotów które będą nieodróżnialne jakąkolwiek metodą, choćby czysto teoretyczną, od prawdziwych. Porównanie numerów seryjnych, choć niepraktyczne, zawsze wskaże, że banknot albo nie powinien istnieć (bo nigdy nie wydrukowano legalnego o danym numerze, albo wydrukowano ale już zutylizowano), albo jest kopią innego, *konkretnego* banknotu, wciąż obecnego w obiegu.

Gorzej z monetami, tu podróbka byłaby teoretycznie możliwa. Teoretycznie. Wciąż jednak, zaistniał jakiś przedmiot który istnieć nie powinien, czyli moneta która nie została wybita przez państwową mennicę. Legalna wersja wydarzeń to zupełny brak tej monety, której przecież mennica robić nie zamierzała. Natomiast kopia programu istnieje tak czy owak, jest dokładnie tą samą kopią i różni się tylko wspomnianą magiczną lampką, do której jednak prawo przywiązuje tak wielką wagę.

Cytat:
Prawo mówi jasno - nie masz prawa bez zezwolenia twórcy na zwielokrotnianie programu komputerowego poza stworzeniem kopii zapasowej z własnego nośnika przy posiadaniu licencji.

Oczywiście możliwe jest złamanie prawa bez zostawienia dowodów, śladów i świadków (:P) i nikt Ci wtedy nic nie udowodni. Ja jedynie chcę wskazać co jest legalne, a co nie, a nie jak omijać prawo i jak je łamać, żeby nas nie złapali ;P.

Problem w tym, że między "nielegalną" a "legalną" drogą uzyskania kopii nie istnieje żadna różnica, nie zachodzą żadne odrębne konsekwencje (w sensie rzeczy, które się naprawdę dzieją, a nie tego, że w magiczno-metafizycznych metadanych dotyczących kopii nagle się zapaliła lampka podpisana "nielegalne"), cały cholerny Wszechświat nie jest pod żadnym względem inny. Jaki jest sens istnienia prawa, którego przestrzeganie lub nieprzestrzeganie nie ma wpływu na rzeczywistość?

Cytat:
Już na początku jest problem, bo wg prawa nie możesz również WYPOŻYCZAĆ koledze swojego programu komputerowego. Pomijając jednak tę kwestię, ten sam problem mógłbyś wytworzyć przy każdym innym obiekcie - dwa identyczne i-pody, dwa identyczne rowery, dwie identyczne łasice dwugłowe. To, że jakiś przedmiot jest identyczny z innym nie oznacza, że prawo własności tyczy się tak samo jego jak i jego identycznej wersji. Kupując przedmiot nabywasz prawo do tego konkretnego przedmiotu i tylko do niego. Nie możesz w świetle prawa wziąć od kolegi identycznego roweru i podłożyć swój, gdyż będzie to kradzież - nawet jeśli oba obiekty będą faktycznie identyczne.

Dobrze, inaczej. Biorę dwie identyczne płyty, swoją i kolegi (za jego zgodą), wkładam do komputera z dwoma napędami CD, każę mu wylosować jeden i zrobić kopię. Jak rozumiem, z prawdopodobieństwem 50% kopia będzie nielegalna?

Cytat:
Jednak, żeby Ci przedstawić, że to ma jakiś sens posłużę się analogią. Powiedzmy, że kopia bezpieczeństwa jest Twoim ubezpieczeniem samochodu. Jeśli samochód się zniszczy w wyniku wypadku - możesz skorzystać z ubezpieczenia i kupić nawet identyczny. Jeśli jednak nie masz ubezpieczenia, a samochód się zniszczy, to nie możesz wziąć od kolegi samochodu, ubezpieczyć go, oddać mu i skorzystać z ubezpieczenia. Nawet jeśli mielibyśmy do czynienia z identycznymi samochodami i ubezpieczeniami.
Jeśli porysowała Ci się płyta, a nie masz kopii zapasowej - sam jesteś sobie winien, że się nie ubezpieczyłeś. Po fakcie nie masz już takiej możliwości.

To się kupy nie trzyma. Zupełnie w tej analogii zapomniałeś o licencji, a to ona powinna być raczej tym ubezpieczeniem. Samochód jest fizycznym obiektem, którego stworzenie wymaga nakładu finansowego, a jego posiadanie to domena wyłącznie prawa własności, nie jakichkolwiek licencji. Z kolei wykonanie kopii informacji na płycie nie musi się wiązać z żadnym kosztem - chyba, że policzymy koszt prądu pobieranego przez komputer podczas kopiowania na dysk. No, bo kto powiedział, że kopię trzeba od razu na nową płytę nagrywać? A czy na skutek porysowania płyty tracę licencję na to, co się na niej znajduje? Nie. Gdyby tak było, mój stan posiadania licencji zależałby chyba od tego, jak dobrą korekcję błędów i optykę mam w napędzie CD, a to byłoby durne. Mam licencję, więc mam prawo do kopii. Ale to prawo jest sformułowane tak, że w momencie kiedy kopia staje się potrzebna, jej wykonanie w jakikolwiek możliwy w praktyce sposób jest nielegalne, choć, jak już wcześniej pisałem, całemu światu od najmniejszego kwarka po największą gromadę galaktyk to różnicy nie zrobi.

Cytat:
Można. Ustawa to jasno mówi. Jeśli ktoś uniemożliwia Ci skorzystanie ze swoich praw, to wtedy on łamie prawo i od niego można egzekwować jego przestrzeganie. Nie jestem też wcale taki pewien, czy w tym przypadku omijanie tych zabezpieczeń byłoby także uznane za nielegalne.

Faktycznie, mowa jest o obchodzeniu lub usuwaniu niedozwolonym. Jednak z powodu zapisu o którym sam wspomniałeś, wymaga to użycia narzędzi które z definicji są nielegalne, a więc, zdaje się wciąż jest nielegalne, po prostu z innej przyczyny.

Cytat:
EDIT: a jednak ustawodawca się postarał o definicję (z Art. 6)

Tak, właśnie o tej definicji mówiłem. Idąc dalej - jeśli nie umożliwia kontroli i nie spełniają celu ochronnego, to nie jest skuteczne nawet w świetle tej definicji. A jeśli ktoś skutecznie kopiuje, to jak można twierdzić, że jest inaczej?

Acid Dragon PW
11 lipca 2010, 00:59
Cytat:
Po pierwsze - porównujesz wykonanie kopii informacji do wykonania kopii fizycznego przedmiotu. To nie to samo. Dalej mówisz coś o samochodach i rowerach, szczególnie kasowanych w wypadkach i zabieranych - to jeszcze bardziej nie to samo, ale o tym dalej.

Oczywiście, że nie. Chodziło mi o analogie dla lepszej wizualizacji. Na poziomie, na którym przedstawiłem je jednak mają zastosowanie.

Cytat:
A na skutek identycznego rozumowania przez ustawodawców i sędziów powstają coraz głupsze przepisy i precedensy.

Tak Ty twierdzisz :P

Cytat:
Tak naprawdę, można się całkowicie na poważnie zastanawiać, czy coś takiego jak "kopia informacji" w ogóle jest sensownym określeniem - czy aby rzeczywistości lepiej nie opisuje stwierdzenie, że to jest jedna i ta sama informacja, tylko w różnych miejscach jednocześnie.

Słusznie. Ale takie określenie w ustawie o prawach autorskich nie pada ani razu. Zaś program komputerowy nie jest informacją. Plik textowy nie jest informacją, ani żaden utwór nie jest informacją i nie tego tyczą się prawa autorskie. Utwór jest czymś więcej niż informacją i co najwyżej może ją zawierać.

Cytat:
W każdym razie jeśli, zgodnie zresztą z zamysłem licencji na oprogramowanie, oddzielimy koncepcję informacji od nośnika, na którym ta się znajduje. W przypadku "normalnych" przedmiotów takich wątpliwości nie ma.

Tu też nie ma. Wg mnie mylisz pojęcie informacji. Jeśli coś ma postać cyfrową, to nie znaczy od razu, że jest informacją. Poza tym prawo też rozróżnia "dane", od "informacji".

Cytat:
Po drugie, wychodząc od powyższego, każdy z użyciem zwykłego komputera zrobi kopię informacji, która będzie nie do odróżnienia żadną, nawet czysto teoretyczną metodą od oryginału. Tak bardzo nie do odróżnienia, że aż ciężko mówić o kopii. Do takiego skopiowania fizycznego przedmiotu potrzebne byłyby nie tylko czysto teoretyczne metody odróżniania, ale też produkcji.

Owszem, kopia może być idealna. To nie zmienia niczego w prawie.

Cytat:
Ale niech będzie: banknoty są oznaczone unikalnymi numerami seryjnymi (...)

Ależ daj sobie spokój. Nie chodziło mi o dokładne odwzorowanie sytuacji. Chodziło mi o sytuację, w której coś kopiujesz i nie ma żadnego śladu, żadnego świadka, etc. Chodzi o to, że to absolutnie NIEWAŻNE, że tworzysz idealną kopię, nierozróżnialną od oryginału. NIEWAŻNE, czy da się to rozróżnić, czy nie. Po prostu nie masz do tego prawa. Nieważne, czy xerujesz, skanujesz, robisz zdjęcie, czy kopiujesz plik - jest to powielenie utworu, do którego ma prawo tylko twórca.


Cytat:
Problem w tym, że między "nielegalną" a "legalną" drogą uzyskania kopii nie istnieje żadna różnica, nie zachodzą żadne odrębne konsekwencje (w sensie rzeczy, które się naprawdę dzieją, a nie tego, że w magiczno-metafizycznych metadanych dotyczących kopii nagle się zapaliła lampka podpisana "nielegalne"), cały cholerny Wszechświat nie jest pod żadnym względem inny. Jaki jest sens istnienia prawa, którego przestrzeganie lub nieprzestrzeganie nie ma wpływu na rzeczywistość?

BARDZO ISTOTNY. Pozwalając na dowolne kopiowanie pozbawiamy twórcy jego praw. Pozwalajac na bardzo szczególny przypadek kopiowania nie wpływamy na interesy twórcy, ale jedynie na ubezpieczenie swoich własnych.
Wyobrażasz sobie co by było, gdyby przepisy pozwalały na "ściąganie kopii zapasowej" z internetu lub od kolegi? Przecież to byłoby praktycznie zezwolenie na kopiowanie wszystkiego. Nie wymagana byłaby od użytkownika żadna aktywność, która dawałaby najmniejszy stopień zabezpieczenia interesów twórcy. Natomiast w tej chwili użytkownik musi mieć oryginalną płytę i musi wykonać kopię zanim się ona zniszczy. I to, jak mi się wydaje, jest słuszne i sprawiedliwe. Zaś tylko twórca wg mnie powinien mieć prawo do zwielokrotniania swojego utworu.
Przepisy powinny być tak skonstruowane, aby spełniały jak najlepiej swoją rolę. Najważniejsze są interesy twórcy, a potem użytkownika, a nie to czy Wszechświat się zmieni, czy nie.


Cytat:
Dobrze, inaczej. Biorę dwie identyczne płyty, swoją i kolegi (za jego zgodą), wkładam do komputera z dwoma napędami CD, każę mu wylosować jeden i zrobić kopię. Jak rozumiem, z prawdopodobieństwem 50% kopia będzie nielegalna?

Jeszcze raz - nie wolno Ci za zgodą kolegi pożyczyć jego egzemplarza programu komputerowego.
po drugie TAK. Nierozróżnialność, tudzież identyczność rzeczy nie ma ŻADNEGO znaczenia dla prawa.
I według mnie ma to sens. W dobie produkcji seryjnej i nierozróżnialnych towarów daje to ochronę na każdy przedmiot indywidualnie niezależnie od tego, czy wyprodukowano także 2 miliony identycznych do niego kopii.
Masz prawo do swojej płyty, a nie do płyty kolegi. Nieważne, że są identyczne. Jedna nie jest Twoja i nie możesz ubezpieczać nieswojej rzeczy. To chyba logiczne.


Cytat:
To się kupy nie trzyma. Zupełnie w tej analogii zapomniałeś o licencji, a to ona powinna być raczej tym ubezpieczeniem. Samochód jest fizycznym obiektem (...)

En, na litość... Czy Ty wiesz co to jest analogia? It's SIMILAR but it ain't THE SAME :P
Ja jestem świadom różnicy miedzy programem komputerowym, a samochodem, naprawdę.
Analogia dotyczyła ubezpieczenia. W obu przypadkach sprawa ma się tak samo. Kopię bezpieczeńswta masz prawo wykonać jako ubezpieczenie na wypadek utraty pierwotnego egzemplarza. Nie po fakcie, nie korzystając z nielegalnych źródeł, nie korzystając z ubezpieczenia kolegi. I jest to wg mnie logiczne.
Licencja zaś to umowa. Umowa określająca warunki użytkowania. Umowa ta nie jest ubezpieczeniem i ma się nijak do kopii egzemplarza utworu.

Cytat:
Mam licencję, więc mam prawo do kopii. Ale to prawo jest sformułowane tak, że w momencie kiedy kopia staje się potrzebna, jej wykonanie w jakikolwiek możliwy w praktyce sposób jest nielegalne, choć, jak już wcześniej pisałem, całemu światu od najmniejszego kwarka po największą gromadę galaktyk to różnicy nie zrobi.

Nie, mozesz wykonać kopię w dowolnym momencie. Prawo jedynie zaznacza, że możesz to zrobić, jeśli jest to niezbędne do korzystania z programu. W praktyce - prawie zawsze. Wyjątkiem sytuacja, kiedy kopię możesz dostać w inny sposób - np. od producenta. I to nie moja interpretacja, ale prawnika, który mnie uczył.


Cytat:
Faktycznie, mowa jest o obchodzeniu lub usuwaniu niedozwolonym. Jednak z powodu zapisu o którym sam wspomniałeś, wymaga to użycia narzędzi które z definicji są nielegalne, a więc, zdaje się wciąż jest nielegalne, po prostu z innej przyczyny.

Same narzędzia nie są nielegalne. Ich pozyskiwanie lub udostępnianie za to jest. Przepis rzeczywiście tutaj kuleje i na upartego wskazywać może, że CloneCD jest np. takim narzędziem.

Jednakże pocieszę Cię, że z tego, co wiem w Polsce tylko RAZ wydano wyrok w związku z tym paragrafem i to tylko dlatego, że był to jedyny sposób na ukaranie pewnego wrednego hackera :P. Nawet więc jeśli ten przepis kuleje, to nie zrobił niczego złego ;).


Cytat:
Tak, właśnie o tej definicji mówiłem. Idąc dalej - jeśli nie umożliwia kontroli i nie spełniają celu ochronnego, to nie jest skuteczne nawet w świetle tej definicji. A jeśli ktoś skutecznie kopiuje, to jak można twierdzić, że jest inaczej?

Definicja wydaje mi się prawidłowa. Może samo pojęcie "skuteczne zabezpieczenia" trochę mylna, ale ustawodawca precyzuje, że są to takie zabezpieczenia, które wymagają kiegoś realnego mechanizmu zabezpieczenia. Jeśli te zabezpieczenia nie spełniają celu ochronnego (choć nie wiem w jakim innym celu mogłyby być zakładane - dla zabawy?) to nie podpadają pod definicję. Jeśli zaś ktoś kopiuje, to być może przełamuje te właśnie "skuteczne zabezpieczenia", które spełniają cel ochronny. Jeśli coś pełni rolę ochronną, to nie znaczy, że w momencie przełamania zabezpieczenia już nie pełni. Dalej pełni, tylko nieskutecznie ;P.

Wg mnie wszystko się zgadza.

Trang Oul PW
11 lipca 2010, 01:34
Lucyferze! Po co zakładałem ten temat?!

Elia PW
11 lipca 2010, 18:03
Cytat:
Oczywiście, że nie. Chodziło mi o analogie dla lepszej wizualizacji. Na poziomie, na którym przedstawiłem je jednak mają zastosowanie.

Cytat:
Ależ daj sobie spokój. Nie chodziło mi o dokładne odwzorowanie sytuacji. Chodziło mi o sytuację, w której coś kopiujesz i nie ma żadnego śladu, żadnego świadka, etc.

Cytat:
En, na litość... Czy Ty wiesz co to jest analogia? It's SIMILAR but it ain't THE SAME :P

No to już wiesz, jak się kończy wyciąganie jakichś tam analogii w dyskusji ze mną - jestem wobec nich bezlitosny. :P
Ot, jak dyskutuję o czymś, to chcę dyskutować o tym czymś, a nie o rzeczach, które się komuś tam wydawały podobne. "Lepszej wizualizacji" nie potrzebuję, radzę sobie doskonale bez niej. Na dodatek, analogie często służą do wprowadzania idiotycznych sofizmatów (uwaga: sformułowanie to nie ma sugerować, że istnieją inne sofizmaty niż idiotyczne, wręcz przeciwnie), których szczególnie nie znoszę.

Cytat:
Słusznie. Ale takie określenie w ustawie o prawach autorskich nie pada ani razu.

Well, crap. Ale ja patrzę na rzeczywistość, a nie na piękny, idealny, papierowy świat prawa, w którym wszystko jest takie jak zdefiniowano w ustawie, rzeczy w niej niezdefiniowane nie istnieją, a po łąkach hasają tęczowe jednorożce. Rzeczywistość jest, niestety, nieco bardziej skomplikowana i nieco ważniejsza.

Cytat:
Zaś program komputerowy nie jest informacją. Plik textowy nie jest informacją, ani żaden utwór nie jest informacją i nie tego tyczą się prawa autorskie. Utwór jest czymś więcej niż informacją i co najwyżej może ją zawierać.

Cytat:
Tu też nie ma. Wg mnie mylisz pojęcie informacji. Jeśli coś ma postać cyfrową, to nie znaczy od razu, że jest informacją. Poza tym prawo też rozróżnia "dane", od "informacji"

Źle interpretujesz moje słowa. Mam na myśli informację jako pojęcie abstrakcyjne, oderwane od reprezentacji (cyfrowej czy dowolnej innej) i nośnika (jakiegokolwiek, albo i żadnego). Na tym poziomie "utwór", "dane", "informacja" i tak dalej to jedna cholera. Niestety, nie ma żadnego bardziej ogólnego słowa które w naturalny sposób miałoby odpowiednie znaczenie, więc muszę naginać nieco język żeby przekazać to, o co mi chodzi. Ale niech będzie - podstaw wszędzie "utwór" zamiast "informacja" i odpowiedz jeszcze raz, jeśli możesz.

Cytat:
BARDZO ISTOTNY. Pozwalając na dowolne kopiowanie pozbawiamy twórcy jego praw. Pozwalajac na bardzo szczególny przypadek kopiowania nie wpływamy na interesy twórcy, ale jedynie na ubezpieczenie swoich własnych.

Gdzie ja powiedziałem, że dowolne? Dozwolone dla posiadacza licencji, nie dowolne.

Cytat:
Wyobrażasz sobie co by było, gdyby przepisy pozwalały na "ściąganie kopii zapasowej" z internetu lub od kolegi?

To samo, co teraz. Może z jedną drobną różnicą.

Załóżmy, że mam licencję na program X. Szanuję interesy twórcy tego programu, zapłaciłem mu za tę licencję, program mi się podoba, nigdy bym poważnie nie pomyślał żeby w jakikolwiek sposób temu twórcy zaszkodzić, wiem, ile pracy w ten program włożył, życzę mu wszystkiego najlepszego i jak najwyższych dochodów z dystrybucji programu. No, i świeci mi się ta magiczno-metafizyczna lampka z napisem "ma licencję na program X". W pewnym momencie stwierdzam, że chcę sobie zrobić tę jedną kopię, do której mam prawo. Ale nie pamiętam, gdzie jest moja płyta. Z pewnością gdzieś ją mam, ale za cholerę nie mogę znaleźć. Mógłbym zeznać pod przysięgą, że z pewnością tę płytę posiadam. Zresztą, magiczno-metafizyczna lampka świeci. Mam nawet paragon ze sklepu. Więc robię kopię z płyty kolegi. I tak, o zgrozo, złamałem prawo. Mimo, że twórca dostał moje pieniądze, mimo, że szanuję jego prawa, mimo, że nie zaszła żadna cholerna różnica w stosunku do sytuacji, w której bym tę swoją płytę znalazł, po czym odłożył tam, gdzie była. Mówiąc w skrócie: mimo, że nie zrobiłem niczego złego. I tym samym stała się rzecz debilna.

I zanim takowe wyciągniesz: nie chcę słyszeć argumentów, że ktoś mógłby płyty nie mieć i skłamać. Ani nawet pół złamanego argumentu z tej kategorii. Po pierwsze, ludzie tak czy owak to robią, świadomie i z premedytacją, więc prawo nijak nie powstrzymuje oszustów, a jedynie ogranicza ludzi uczciwych. Po drugie, co ja niby mam zrobić z takim argumentem, poza wzruszeniem ramionami? Nie mam żadnego wpływu na takich ludzi, więc nie obchodzi mnie, co robią. Jak mi dasz pistolet i licencję na zabijanie, to ich znajdę i powystrzelam, po czym argumentu cierpliwie wysłucham i z zadowoleniem oznajmię, że już nie jest aktualny, bo mogłem problem rozwiązać. Bez tego, nie chcę go słyszeć.


Cytat:
Przecież to byłoby praktycznie zezwolenie na kopiowanie wszystkiego. Nie wymagana byłaby od użytkownika żadna aktywność, która dawałaby najmniejszy stopień zabezpieczenia interesów twórcy. Natomiast w tej chwili użytkownik musi mieć oryginalną płytę i musi wykonać kopię zanim się ona zniszczy.

... i oczywiście wielce to obchodzi tych, którzy łamią prawo w sposób ewidentny i z faktyczną szkodą dla twórcy, bo za program (czy tam jakikolwiek inny utwór) nigdy nie zapłacili oraz powielają go dalej w celu uniknięcia płacenia.

Cytat:
Przepisy powinny być tak skonstruowane, aby spełniały jak najlepiej swoją rolę. Najważniejsze są interesy twórcy, a potem użytkownika, a nie to czy Wszechświat się zmieni, czy nie.

Ale te przepisy chronią interesy twórcy tylko na papierze, jednocześnie ograniczając działania uczciwych licencjobiorców.

Cytat:
Same narzędzia nie są nielegalne. Ich pozyskiwanie lub udostępnianie za to jest.

A to już jest prawnicze myślenie najgorszej kategorii, którym szczerze gardzę.

CO ZA RÓŻNICA, DO JASNEJ CHOLERY?!

Skoro pozyskiwanie i udostępnianie jakiejś rzeczy jest nielegalne, to można ze wszystkimi tego konsekwencjami stwierdzić, że ta rzecz jest nielegalna. Nieważne, czy posiadać i używać jej można legalnie, żeby posiadać i używać trzeba wcześniej zdobyć, czyli w całym, praktycznym procesie wykorzystania takiej rzeczy tak czy owak można tylko złamać prawo i nie ma żadnej innej możliwości.

Żeby było jeszcze ciekawiej: czasami potrzebne są nie tylko programy do kopiowania. Żeby używać wielu gier czy programów z legalnej, gwarantowanej ustawą kopii zapasowej, trzeba użyć wszelakiego rodzaju cracków, patchy no-CD i tym podobnych. A to już jest modyfikowanie utworu, zabronione z mocy artykułu nie pamiętam już którego i nie chce mi się sprawdzać. Który artykuł ustawy będzie w tej sytuacji ważniejszy? Być może obaj, zabraniając na swoich forach dyskusji o crackach, zabraniamy też dyskusji o metodach egzekwowania swoich ustawowych praw?

Cytat:
Jeśli coś pełni rolę ochronną, to nie znaczy, że w momencie przełamania zabezpieczenia już nie pełni. Dalej pełni, tylko nieskutecznie ;P.

Skoro tak lubisz analogie: czy drzwi antywłamaniowe które da się jednym ruchem wykopać z framugi nadal pełnią rolę ochronną, tylko nieskutecznie? Jak je zakładano, uchodziły za dobre, dopiero później stwierdzono, że kopnięcie w określone miejsce powoduje natychmiastowe zwolnienie skobli i zawiasów... Ta analogia ma to do siebie, że bardzo dokładnie opisuje zabezpieczenie CSS stosowane do szyfrowania płyt DVD oraz jego nowszą wersję, "zabezpieczającą" BluRay, która trzyma się już na ostatni zawias.

Zresztą, ja te zabezpieczenia (a więc i prawo) "łamię" za każdym razem, gdy oglądam film na legalnie kupionej płycie DVD, bo programy odtwarzające pod Linuksem są w stanie odczytać filmy na DVD wyłącznie poprzez każdorazowe "złamanie" tej namiastki szyfrowania. Konsorcjum odpowiedzialne za wydawanie kluczy do dekodowania DVD w normalny sposób nie dostarcza ich programom open source, bo dałoby się je po prostu odczytać z kodu źródłowego. Nic to, że mogliby w tym momencie opublikować wszystkie te debilne klucze i piractwo nijak by się nie zwiększyło, bo każdy kto chce DVD skopiować i tak ich już nie potrzebuje - lepiej utrzymywać szopkę powodującą, że użytkownik który płaci i szanuje prawa twórcy oraz nie robi nic złego wciąż, formalnie, łamie prawo.

Acid Dragon PW
11 lipca 2010, 22:00
Cytat:
No to już wiesz, jak się kończy wyciąganie jakichś tam analogii w dyskusji ze mną - jestem wobec nich bezlitosny. :P

Przyjmuję. Niemniej jednak wydaje mi się, że pozwoliły (choć z trudem :P) przedstawić inny punkt widzenia. Nie ma jednak sensu wg mnie być "bezlitosnym" dla analogii, bo przecież to oczywiste, że znajdą się różnice. Moja rada: Nie zakładaj z góry, że Twój rozmówca ich nie zna, ale staraj się uchwycić istotę rzeczy, miast wszystko analizować.

Cytat:
Ale ja patrzę na rzeczywistość, a nie na piękny, idealny, papierowy świat prawa, w którym wszystko jest takie jak zdefiniowano w ustawie, rzeczy w niej niezdefiniowane nie istnieją, a po łąkach hasają tęczowe jednorożce. Rzeczywistość jest, niestety, nieco bardziej skomplikowana i nieco ważniejsza.

Całkowicie się zgadzam. Prawo, choćby najbardziej szczegółowe, nigdy nie odzwierciedli w pełni rzeczywistości. To nie znaczy, że jest denne, nieżyciowe i nikomu niepotrzebne. Jest wręcz niezbędne. Prawo nie służy do tego, aby wszystko zdefiniować, wszystko przewidzieć i rozważyć wszystkie przypadki. To matematyka, a nie prawo :P.

Cytat:
Źle interpretujesz moje słowa. (...) podstaw wszędzie "utwór" zamiast "informacja" i odpowiedz jeszcze raz, jeśli możesz.

Chodzi właśnie o to, że utwór nie jest pojęciem czysto abstrakcyjnym - w przeciwieństwie do informacji. Utwór ma ustawowo nakreślone granice, a czasem nawet materialną formę. Niemniej jednak zgodnie z Twą prośbą:

Cytat:
W każdym razie jeśli, zgodnie zresztą z zamysłem licencji na oprogramowanie, oddzielimy koncepcję informacji od nośnika, na którym ta się znajduje. W przypadku "normalnych" przedmiotów takich wątpliwości nie ma.

Zamysł licencji nie polega na oddzieleniu koncepcji utworu od jego nośnika. Tak jest zawsze, tylko, że w zwykłych przypadkach nie jest to widoczne. Wszak korzystanie z innych utworów niż program komputerowy jest po prostu domyślne. Książkę użytkuje się poprzez czytanie, film, poprzez oglądanie. A z programem komputerowym niestety można zrobić bardzo wiele. Stąd do każdego potrzebna jest praktycznie indywidualna licencja - a więc umowa określająca warunki użytkowania. Trzeba jednak pamiętać, że kupując książkę RÓWNIEŻ nie kupujesz utworu. Kupujesz "nośnik informacji" - papier i tusz oraz "licencję" - prawo do przeczytania utworu. To ciągle nie jest Twoja własność i nie możesz z książką zrobić wszystkiego, co Ci się podoba (choć znacznie więcej niż w przypadku programu komputerowego).

Ludzie po prostu sobie nie zdają sprawy, że kupując jakikolwiek egzemplarz utworu - kupują tak naprawdę prawo do użytkowania, a nie kopię utworu na własność. Na własność mogą dostać papier, tusz, płytę, odbiornik radiowy, taśmę, czy dysk. Ale nie to, co Ty nazywasz "informacją", a więc nie utwór.

a więc przechodząc do Twych wczesniejszych słów:

Cytat:
Tak naprawdę, można się całkowicie na poważnie zastanawiać, czy coś takiego jak "kopia informacji" w ogóle jest sensownym określeniem - czy aby rzeczywistości lepiej nie opisuje stwierdzenie, że to jest jedna i ta sama informacja, tylko w różnych miejscach jednocześnie.

I w pewnym sensie masz rację. Prawo mówiąc o "kopii utworu" praktycznie zawsze ma na myśli "kopię EGZEMPLARZA utworu". Jednak w rozważaniach ogólnych - np. do czego autor ma prawo, zawsze zachowuje się liczbę pojedynczą. Mówi się więc o prawach do utworu, a nie do utworu i jego wszystkich kopii. Jeśli prawo mówi, że autor ma wyłączne prawo do modyfikacji programu komputerowego, oznacza to przecież że chodzi o modyfikację nie "oryginalnego" utworu, ale wszystkich jego wersji/kopii - obojętnie gdzie by nie były.

Jeśli więc rozumować będziemy na poziomie czysto abstrakcyjnym - Twoje rozumienie pokrywa się z rozumieniem "prawnym". Natomiast gdy przychodzi do zwielokrotniania utworu w postaci *egzemplarzy*, a więc używania nośnika do jakiejś formy "zapisania" utworu, to tu właśnie wkracza prawo i mówi kiedy można, a kiedy nie i na jakich warunkach.

Cytat:
Gdzie ja powiedziałem, że dowolne? Dozwolone dla posiadacza licencji, nie dowolne.

W tym wypadku to właściwie jedno i to samo, gdyż umowa licencyjna dołączona jest do egzemplarza utworu.
Poza tym jak już mówiłem - prawo autorskie ma przede wszystkim chronić autora. A więc również prawo do zwielokrotniania utworu. W przypadku "zwykłych" utworów - w ramach dozwolonego użytku osobistego masz prawo do zwielokrotaniania legalnie nabytego utworu, a nawet do rozdawania kopii rodzinie i znajomym. W przypadku programów komputerowych - nie, za wyjątkiem kopii bezpieczeństwa. Dlaczego nie? Ze względu na specyfikę istoty programu komputerowego oraz istnienia Internetu. Gdyby nie to ograniczenie, praktycznie niemożliwe byłoby ograniczenie nieuprawnionego przez autora kopiowania programu.

Cytat:
Załóżmy, że mam licencję na program X. (...) Mówiąc w skrócie: mimo, że nie zrobiłem niczego złego. I tym samym stała się rzecz debilna.

To teraz coś, czego nie lubisz: analogia :P.
Prawo zabrania przechodzenia na czerwonym świetle. Dlaczego zabrania kategorycznie, a nie tylko w sytuacji, kiedy jeżdżą samochody? Jeśli ulica jest pusta, a Ty przejdziesz na czerwonym, to przecież nie zrobisz nic złego, a złamiesz prawo.

Jedną z istot prawa to to, że jest ślepe. Ono nie rozważa "dobre-złe". To zbiór zasad, które zostały uznane za godne przestrzegania. Jak mówiłem - niemożliwe jest stworzenie prawa idealnego, które rozważałoby wszystkie możliwe przypadki. Dlatego tworzy się zasady ogólne. jak się je tworzy? Ano wg bardzo wielu reguł. Ale jedną z nich jest możliwość EGZEKWOWANIA takiego prawa. Czasem w imię tej idei trzeba stworzyć prawo, które zabrania czegoś nawet w momencie, kiedy nie zawsze jest to "złe".

Cytat:
I zanim takowe wyciągniesz: nie chcę słyszeć argumentów, że ktoś mógłby płyty nie mieć i skłamać. Ani nawet pół złamanego argumentu z tej kategorii. Po pierwsze, ludzie tak czy owak to robią, świadomie i z premedytacją, więc prawo nijak nie powstrzymuje oszustów, a jedynie ogranicza ludzi uczciwych.

To jest kompletna nieprawda. Ale to absolutnie. To, że zawsze znajdzie się ktoś, kto łamie prawo nie oznacza, że na jedną taką osobę nie przypada setka, która go przestrzega. Prawo jest NIEZBĘDNE. Choć nie jest idealne. Ośmielę się stwierdzić, że jednak ogromna większość współczesnych użytkowników przestrzega praw autorskich i nie kopiuje sobie programów z internetu, czy od kolegi. Prawo więc jak najbardziej spełnia swoją rolę. A że przy okazji CZASAMI ogranicza również ludzi uczciwych, to niestety jest cena, jaką musimy płacić za życie w społeczeństwie.
Prawo nigdy nie powstrzyma oszustów. Jakiekolwiek prawo. Bo oszust to ktoś, kto prawo ŁAMIE. Oszustów powstrzymać może organ prawa, który dba o jego przestrzeganie.

Cytat:
Po drugie, co ja niby mam zrobić z takim argumentem, poza wzruszeniem ramionami? Nie mam żadnego wpływu na takich ludzi, więc nie obchodzi mnie, co robią. Jak mi dasz pistolet i licencję na zabijanie, to ich znajdę i powystrzelam, po czym argumentu cierpliwie wysłucham i z zadowoleniem oznajmię, że już nie jest aktualny, bo mogłem problem rozwiązać. Bez tego, nie chcę go słyszeć.

Była sobie taka wyspa, gdzie prawo nie było potrzebne. Bo wszyscy byli wobec siebie uczciwi, nikt drugiemu nic złego nie robił. Nie było więc żadnych ograniczeń wobec uczciwych osób. Nazywała się UTOPIA.
Niestety prawo jest potrzebne właśnie dlatego, że istnieją ci ludzie, którzy Cię nie obchodzą.
Gdyby takich ludzi nie było, bo zostaliby powystrzelani - nie tylko nieaktualny byłby argument, ale i prawo byłoby niepotrzebne.

Cytat:
... i oczywiście wielce to obchodzi tych, którzy łamią prawo w sposób ewidentny i z faktyczną szkodą dla twórcy, bo za program (czy tam jakikolwiek inny utwór) nigdy nie zapłacili oraz powielają go dalej w celu uniknięcia płacenia.

Masz rację - ich to nie obchodzi. Takie prawo jednak obchodzi autora - obchodzi go, czy jest jakakolwiek możliwość egzekwowania jego praw, czy nie.

Cytat:
Ale te przepisy chronią interesy twórcy tylko na papierze, jednocześnie ograniczając działania uczciwych licencjobiorców.

To już jest Twoje zdanie, któremu się prawdę mówiąc dziwię.
Jak mówiłem - większość użytkowników jednak przestrzega tych przepisów. Są też organizacje dbające o to, by były przestrzegane. Przepisy są skonstruowane tak, aby możliwe było egzekwowanie ich. A wiec wg mnie jak najbardziej te przepisy działają i chronią interesy twórcy. A że ciągle z jednej strony jest mnóstwo nielegalnej aktywności w Internecie, a z drugiej producenci też często grają nie fair (i tu pada całą reszta argumentów za i przeciw piractwu) to już kompletnie inna dyskusja.

Cytat:
A to już jest prawnicze myślenie najgorszej kategorii, którym szczerze gardzę.

CO ZA RÓŻNICA, DO JASNEJ CHOLERY?!

Skoro pozyskiwanie i udostępnianie jakiejś rzeczy jest nielegalne to można ze wszystkimi tego konsekwencjami stwierdzić, że ta rzecz jest nielegalna.(...)

Bzdura. Przedmiot czy program jest martwy. Nie jest ani dobry, ani zły. Nie jest ani legalny, ani nielegalny.
Zabronione jest posiadanie narkotyków, a nie narkotyk sam w sobie.
Zabronione jest zabicie kogoś, a nie śmierć.
Myślenie, ze jakakolwiek rzecz, martwy przedmiot może być nielegalne/y jest wg mnie pozbawione logiki.
Skazuje się LUDZI za CZYNY, a nie PRZEDMIOTY za ISTNIENIE.
Podobnie - zabija palenie papierosów, a nie papierosy, strzał z broni, a nie broń, podłożenie i uruchomienie miny, a nie mina.

Natomiast w tym konkretnym wypadku występuje cokolwiek osobliwy paradoks. Zabronione jest pozyskiwanie takiego oprogramowania, a nie POSIADANIE. Posiadanie nie jest wymienione na liście niedozwolonych czynności (pozyskiwanie, udostępnianie, zbywanie...). Skazując kogoś za to nie wystarczyłoby więc udowodnić, że takie oprogramowanie ma, ale że z własnej woli je pozyskał (a nie np. znalazło się na jego komputerze przypadkiem, ściągnięte przez jego brata). Dlaczego tak jest? Prawdę mówiąc nie wiem. Uważam, że ten cały paragraf powinien pójść do poprawki ;P.

Cytat:
Żeby było jeszcze ciekawiej: czasami potrzebne są nie tylko programy do kopiowania. Żeby używać wielu gier czy programów z legalnej, gwarantowanej ustawą kopii zapasowej, trzeba użyć wszelakiego rodzaju cracków, patchy no-CD i tym podobnych. A to już jest modyfikowanie utworu, zabronione z mocy artykułu nie pamiętam już którego i nie chce mi się sprawdzać. Który artykuł ustawy będzie w tej sytuacji ważniejszy? Być może obaj, zabraniając na swoich forach dyskusji o crackach, zabraniamy też dyskusji o metodach egzekwowania swoich ustawowych praw?

Zanim przejdę do właściwej odpowiedzi - nie jest nielegalne rozmawianie o crackach. Powiem więcej - nie jest nielegalne poznawanie działania programu, a nawet jego dekompilacja w pewnym zakresie oraz tworzenie cracka. Nielegalne jest samo instalowanie cracka :P (a także jego rozpowszechnianie i ściąganie).

Jeśli zaś chodzi o odpowiedź, to już ją właściwie napisałem poprzednio. Jeśli twórca uniemożliwia Ci egzekwowanie swoich praw, to sam łamie prawo. Możesz wówczas spróbować wyegzekwować swoje prawo od twórcy bezpośrednio lub na drodze sądowej lub też zareklamować produkt jako niezgodny z umową (nie spełniający swoich funkcji gwarantowanych prawem). Tobie rzeczywiście nie wolno wodyfikować utworu i to, że kto inny złamał prawo nie upoważnia Cię do łamania innego.

Cytat:
Skoro tak lubisz analogie: czy drzwi antywłamaniowe które da się jednym ruchem wykopać z framugi nadal pełnią rolę ochronną, tylko nieskutecznie? Jak je zakładano, uchodziły za dobre, dopiero później stwierdzono, że kopnięcie w określone miejsce powoduje natychmiastowe zwolnienie skobli i zawiasów... Ta analogia ma to do siebie, że bardzo dokładnie opisuje zabezpieczenie CSS stosowane do szyfrowania płyt DVD oraz jego nowszą wersję, "zabezpieczającą" BluRay, która trzyma się już na ostatni zawias.

Analogia trochę nietrafiona, bo masz na myśli konkretny "egzemplarz" drzwi. Drzwi z tego modelu dalej pełnią swoją rolę w tysiącach mieszkań. W tym konkretnym już nie, bo zostały wykopane.
Podobnie zabezpieczenia utworu - ogólnie pełnią rolę ochronną. Jeśli sposób ich złamania nie jest ogólnie znany i wykorzystują odpowiednie mechanizmy, są nazywane "skutecznymi". Jeśli jednak znajdzie się grupa crackerów, która złamie zabezpieczenia - nie oznacza to, że ogólnie nie pełnią one już roli ochronnej. Pełnią. W milionach innych przypadków.
Aby zabezpieczenia nie pełniły roli ochronnej, to OGÓLNIE we wszystkich kopiach utworu musiałyby być niesprawne i nie zabezpieczać przed kopiowaniem, czy czymśtam jeszcze, bez użycia specjalnych mechanizmów czy oprogramowania.

Cytat:
Zresztą, ja te zabezpieczenia (a więc i prawo) "łamię" za każdym razem (...)
No to niefajnie trochę.
Jakkolwiek nie uważam, aby linuksowcy mieli prawo do łamania prawa dlatego, że chcą mieć "lepszy" system, tak działanie ze strony producenta, które wspiera tylko "jedyne słuszne" systemy jest również nie fair.

-------------------------------------------------

A teraz na koniec "niespodzianka": nie jestem "święty".
Łamię prawo z premedytacją, wielokrotnie. Przechodzę na czerwonym świetle, gdy jest pusta ulica. Ściągam oprogramowanie z Internetu, gdy jest mi potrzebne do jakiejś drobnostki, a producent sobie życzy 200$ za licencję. Ściągam gry - notorycznie. Nie dlatego, że nie chcę za nie płacić. Chcę płacić uczciwą cenę i chcę.... mieć angielską wersję :P. Doszło do tego, że mam u siebie co najmniej pięć(!) oryginalnych kopii Heroes III, a gram w piracką. Dlaczego? Bo po angielsku :P. Zrobiłem tak nawet z premierową wersją Heroes V. Pożyczam programy kolegom i od kolegów. Jako student namiętnie xerowałem "utwory" wszelakie.

A to tylko część mojego łamania prawa, która mieści się w moich kategoriach uczciwości i moralności.

LECZ MIMO TO uważam, że przepisy, które łamię powinny istnieć. Nie ze względu na mnie. Ze względu na większość reszty świata.
I to właśnie nas - drogi Enlecie - różni.
Ja szanuję te prawa i uważam, że w większości sytuacji mają sens.
I wolę je łamać w momencie, gdy sensu nie mają (a nawet ponieść prawne konsekwencje!), niż domagać się ich zmiany lub zniesienia (oczywiście są wyjątki :P).
Bo sensu mieć będą jeszcze mniej.
A idealne prawo nie istnieje.

A teraz będę miał nadzieję, że jutro nie wejdzie do mnie CBŚ :P.

Alamar PW
11 lipca 2010, 22:19
...że tak się wtrącę...

Przepisy przepisami, ale to ich interpretacja przez sąd jest ważna. Innymi słowy, dopóki jakikolwiek sąd nie wyda wyroku w danej sprawie i uzasadniając dlaczego tak a nie inaczej zinterpretowano dany przepis, dopóki wszystkie te akty prawne są niewiele warte (tzn. są i obowiązują, ale jak je "prawidłowo" zinterpretować, tego nikt do końca "nie wie").

Orientujecie się może, czy istnieją jakieś wyroki w sprawie zabezpieczeń kontra stworzenia dozwolonej kopii?

Acid Dragon PW
11 lipca 2010, 22:50
Cytat:
...że tak się wtrącę...

Przepisy przepisami, ale to ich interpretacja przez sąd jest ważna.

Też nie. Prawo powinno być tworzone tak, aby było potrzeba jak najmniej interpretacji. Jednak nie da się jej uniknąć całkowicie i po to są sądy.
Aczkolwiek np. artykuł mówiący, że za nielegalne pozyskanie programu komputerowego grozi kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności jest chyba dosyć jasno napisany, nieprawdaż? :P
(I nagle w jednym momencie wszyscy studenci znaleźliby się za kratkami :P - jest to jeszcze jeden przykład przepisu, który wg mnie należałoby zmienić)

Interpretacja jest potrzebna głównie w przypadkach gdy "nie wiadomo", czy zostały wypełnione jakieś kryteria, czy nie. Czy coś jest jeszcze nagięciem prawa, czy już jego złamaniem.

Cytat:
Orientujecie się może, czy istnieją jakieś wyroki w sprawie zabezpieczeń kontra stworzenia dozwolonej kopii?

Co prawda nie wiem, ale w Polsce ogólnie i tak wyroki w sprawie praw autorskich przy programach komputerowych padają głównie w przypadkach udostępniania/rozpowszechniania programów, ewentualnie - ściągania na potęgę. W Ameryce jeszcze często dochodzi do "łapania" ludzi ściągających coś w czasie premiery.

Jeśli jednak ktoś "na własny użytek" kopiuje, czy modyfikuje program, to szczerze wątpię, aby kiedykolwiek dostał za to karę. Chociażby ze względu na żadną szkodliwość takiego czynu.

Jak też wspominałem w Polsce chyba tylko raz (w każdym razie incydentalnie) skazano kogoś za pozyskiwanie oprogramowania mogącego służyć do przestępstwa. I to tylko dlatego, by znaleźć bezczelnie "haka" na pewnego hackera. Co ciekawe - wszyscy wiedzieli, że zeznających ekspertów w tej sprawie można by zamknąć za dokładnie to samo :P.

Innymi słowy - jeśli ktoś na własny użytek crackuje sobie grę, tworzy kopię z użyciem kiegoś oprogramowania, czy pożycza ją koledze - nikt się do niego nie przyczepi. A przynajmniej do czasu szukania na niego haków ;P
strona: 1 - 2 - 3 - 4 ... 6 - 7 - 8
temat: Prawa autorskie, licencje i inne prawnicze dyrdymały

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel