Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Wojna Żywiołow: Dzień Pioniera
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2 - 3 ... 8 - 9 - 10

Wiwern PW
12 czerwca 2011, 10:33
Shred nie rozumiał nic. Nie przeszkadzało mu to jednak skorzystać z sytuacji, by otrzymać jak największe korzyści. Taka sytuacja może się już więcej nie powtórzyć.

- Sytuacja jest opanowana. Gwarantuje to ja - Gregory Shred. Wszystkich, którzy są zainteresowani sprawą zapraszam do mnie, do celi. Tam możemy szybko zastanowić się nad obecnymi wydarzeniami.

Kirin PW
24 czerwca 2011, 17:06
A konusy jak kombinowały, tak kombinują… No, ale może tym razem wyjdzie z tego coś pożytecznego… Jak to mówią, spróbować nie zawadzi. Chociaż chwila… Czy ten konus powiedział w ogóle o co dokładnie chodzi?

-Wie pan, mógłbym co prawda uczestniczyć w tym waszym „wypadzie”… Jednak nie chciałbym wchodzić w nic w ciemno. Mógłby pan podać jakieś szczegóły tej całej… Hmm, „akcji”?

Xelacient PW
27 czerwca 2011, 23:49
-Ależ proszę pana - ciągnął śmielej goblin - nasze wydawnictwo zapewni panu TAAAką promocję, że chętni do czytania się znajdą, a jeśli chodzi o samą liczbę tych książek, to nawet lepiej, doda pan coś od siebie i będzie co wydawać do końca życia, obiecuję, że kasy z tego będzie jak muszelek! I wtedy z historią będzie mógł pan zrobić co tylko zechceEE! - krzyknął gdy Farawell złapała go za kołnierz, była niewiele wyższa, ale miała wystarczająco wiele krzepy, by poderwać go od ziemi.

-Panie Bazalk, mam tu taki mały "problem", którym należy się "odpowiednio" zająć, bo w przeciwnym razie informacja o miejscu naszego pobytu, mogłaby wypłynąć, co miałoby bardzo przykre konsekwencje, mógłby mi pan pomóc?
-Że niby co, mam go utopić?
-Tyle to ja sama potrafię zrobić! Chcę go po prostu usadzić na jakiś czas... im dłuższy tym lepiej.

Jednak dalsza rozmowa umknęła Ningressowi, bo podeszła do niego Elibeth.

-Niedługo będziemy musieli się rozstać - zaczęła w języku ich rodu - muszę powrócić i zdać raport z mojej... wyprawy, tej walki z demonem nie będę mogła pominąć, ale resztę... przemilczę, potraktuj to jako akt... wdzięczności.

***

Gargulka z zainteresowaniem uniosła brew co było zapowiedzią następnego pytania do Buttera:
-Zatem mam pan jakąś... aaa! -nie dokończyła, bo wpadł na na nią jakiś gnoll co na oślep uciekał przed dwoma dwa razy mniejszymi od niego skrzatami, którzy zaraz do niego doskoczyli i zaczęli go okładać pałkami.

***

Leprakaun uśmiechnął się z pewną ulgą:
-Ależ oczywiście... hmmyyy od czego, by tu zacząć... albo wiem powiem wszytko panu najzwięźlej jak się da, później rozwinę kwestię, która pana zainteresuje, zatem...

Wiadomo, że przodkowie gargulców byli bestiami stworzonymi przez demony, co prawda obecnie należą do jednej z ras federacji, ale krążą pogłoski, że ich każde większe skupisko ma tajne miejsce kultu, w którym czczą swoje demoniczne bóstwa.

Udało się nam ustalić, że miejscowa świątynia znajduje się w podziemiach latarni na wysepce zwanej "Gargulcową Skarpą".
Jak wiadomo demony lubują się we krwi i kosztownościach, nas interesuje to drugie.
Skąd wiemy, że coś tam znajdziemy? Wystarczy zaznajomić się umowami na dostawy rud złota, srebra oraz kamieni szlachetnych, nawet pański nowy "przyjaciel" coś powinien o tym wiedzieć.

Transport już załatwiliśmy, ale będziemy potrzebować dobrej stalowej laski, aby poradzić sobie z "załogą", która zostanie na miejscu.

Wszytko ma być szybko i po cichu, a dzięki temu zdobędzie pan kilka klejnotów, które później będzie można "podarować" komu trzeba i zamiast od małego gaju zacznie pan nowe życie od wielkiej puszczy...

Irhak PW
28 czerwca 2011, 00:30
- Dzięki. Daj znać, a ukrócę Twoją podróż - odpowiedział Ningess. - Wiesz, że to mogę. Jak również kilka innych. Jednak mam prośbę. Niczego nie pomijaj w raporcie. Wielu nie cierpi jej i przynajmniej dostaną rozrywkę w postaci Twojego raportu.

Trith PW
1 lipca 2011, 01:34
Żywiołaczka czuła się nieco zakłopotana nie potrafiąc stwierdzić natury tego przeniesienia. Dało się wyczuć, że właścicielem tobołków jest jakaś "grajicka-wojownicka", ale to nie była podpowiedź w sprawie. Eclectica wyczuła, że na szczęście "gargulka" straciła na chwilę zainteresowanie nią, jednak bez spoglądania nawet w kierunu wiedziała, że Gar-tek-kan ją obserwował.

Eclectica czuła, że nie może przyznać, iż nie wie z czym ma do czynienia, gdyż to podburzyłoby jej wiarygodność jako znawcę magii. Postanowiła dokładniej zbadać bagaż, zanim zacznie ewentualnie blefować na temat natury tej teleportacji.

Dama rzuciła spod nosa - Toż wymaga głębsiejszych egzaminacyj... - i zaczęła kreślić w powietrzu świetliste runy oraz roztaczać wielobarwne mgły, oczywiście w celach czysto ozdobnych, żeby obecnym wydawało się, iż rzeczywiście przeprowadza skomplikowane badania magiczne... A tu nawet nie ma śladu po rozdarciu czasoprzestrzennym towarzyszącym większości teleportacji oraz otwieraniu wrót międzywymiarowych. Cała uwaga żywiołaczki skupiała się na szukaniu jakichkolwiek poszlak, które uwiarygodniłyby kłamstwa, do których najprawdopodobniej będzie zmuszona.

Szukała wśród bagażu przedmiotów o dużym ładunku magicznym, sugerującym iż właścicielką (tak, subtelne zabarwienie emocjonalne wskazuje na kobietę) jest osoba znająca się na magii, za czym idzie potrafiąca dokonać magicznego przeniesienia. Eclectica nic takiego nie znalazła.

Postanowiła ponownie przejrzeć przedmioty na obecność urządzeń zaawansowanej technologii. Właścicielka w takim wypadku mogłaby dokonać teleportacji technicznej, która nie pozostawia żadnych śladów magicznych. Jednak żywiołaczka nie znalazła nic co by spełniało kryteria, czyli spełnia się najgorszy możliwy scenariusz, została bez żadnych wyraźnych wskazówek.

Cały czas podtrzymując wizualne zaklęcia, zrobiła ostatni rozpaczliwy krok. Skupiła się, żeby zbadać dokładniej aurę emocjonalną przedmiotów. Na pewno powie to coś więcej o właścicielce, pytanie tylko ile, i czy to wystarczy? W najlepszym wypadku wśród tego bagażu znajdzie się obiekt, z którym ta grająca na lutni wojowniczka jest silnie powiązana emocjonalnie, dzięki czemu w takim obiekcie mogą być zawarte nawet urywki niektórych wspomnień, co mogłyby Eclecticę naprowadzić na jakiś trop. Jednak żywiołaczka nie liczyła na szczególnie pozytywne efekty poszukiwań i dalej prowadząc barwne iluzje i badając aurę emocjonalną, zaczęła jeszcze wymyślać, co powiedzieć w "wywiadzie dla radia gargulców".

Irhak PW
11 lipca 2011, 22:48
- Eee... a o czym tam rozprawiacie? - rzucił ku Farawell. - Może będę mógł wam jakoś pomóc? - rzekł z dziwnie sadystycznym uśmiechem. - Że chodzi o tego małego? Może jednak dam mu pożywkę do jego artykułu. Będzie miał tytuł "Zostałem teleportowany i nie pamiętam kim jestem" - zachichotał.

Xelacient PW
12 lipca 2011, 16:50
-Właśnie zaproponowałem -odezwał się Bazalk - że może "waszego towarzysza" odstawię na Gargulcową Skarpę, dzisiaj wokół twierdzy będzie takie "obsuwisko", że łatwo będzie się "zsypać", a tą wysepkę będzie mógł najwcześniej opuścić za tydzień-jak będę z powrotem płynął do Gnashfolk... może pańska towarzyszka również skorzysta z okazji? Moi pobratymcy opatrzą jej ranę i odpowiednio się nią zaopiekują.

-Kusząca propozycja - odparła we wspólnym Elibeth - zwłaszcza po twojej "zachęcie" - dodała po cichu do Ningress w ich mowie z lekkim uśmiechem - ale poważniej mówiąc: zbyt szybki powrót podważyłby moją wiarygodność, poza tym im później dostaną ten raport tym dłużej nikt cię nie będzie nękał i cokolwiek nie powiedzieć o tym goblinie, będzie ciekawym "załącznikiem", więc dobrze byłoby powrócić razem z nim.

Nurtuje mnie jeszcze jedno pytanie -dodała po chwili - dlaczego ta "gnolinka" ciągnie cię przez pół świata na to... odludne i wyklęte miejsce?

***

Cały ten pokaz choć nieco dekoncentrował był wart wysiłku ponieważ wzbudził w scorpiniorze przekonanie o jej „profesjonalizmie”.

Niestety z bagażem tak dobrze już nie poszło, nie był jakoś szczególnie sentymentalny dla właścicielki owszem lutnia przypominała "niejeden huczny wieczór", a bronie zostały wykonane przez rzemieślników pasjonatów ale to wciąż nie było to.
Gdy już straciła nadzieję „przyjrzała się” najbardziej tandetnie wyglądającej książce... i wtedy doznała olśnienia.

Albowiem okazało się, że pod byle jakim pokrowcem skrywał się "artefakt" interesujący sam w sobie-pamiętnik.
Co prawda był prowadzony od niedawna i nie miał zbyt wiele treści, ale Ecletica czuła, że to był kolejny tom... bardzo długiej kroniki, miała ochotę zapoznać się nim bliżej, ale niestety musiała ograniczyć do pobieżnej lustracji... przynajmniej na razie.
Całkiem sporo zdjęć - najwięcej było portretów gnolli i goblinów w różnym wieku, co ciekawe większość z nich została opisana jako "bracia" i "siostry", szybko ustaliła, że jest prowadzony przez Farawell córkę Kokerola -ciekawe, ale też niewiele mówiło o obecnym wydarzeniu.

Przeszła dalej... zapiski mówiące o przygotowaniach podróży do Twierdzy Straconej Nadziei, o spotkaniu z niejaką Mureiną, półelfie imieniem Ningress, lakoniczne opisy nudnej podróży statkami transportowymi, nazwy kolejnych portów,, często przewijały się frazy „misja” i „zadanie”, ostatnia notka mówiła o noclegu przy ognisku niedaleko Gnashfolk.
Na końcu interesujący drobiazg-pukiel włosów osoby przez którą "przepływa sporo energii magicznej" ewidentnie maga i to nie byle jaki.
Szybko zbadała ponownie aurę bagażu - tak, był ślad aury kogoś kto stosował subtelną magię charakterystyczną dla elfów, choć niewielki... może leżały koło niego przez jedną noc.

Po tych rewelacjach Ecletica się wycofała, by "poukładać myśli", wtedy również zauważyła, że była tak zaaferowana odkryciem, że zapomniała o "zasłonie magicznej", ale na szczęście w tym momencie gargulka krzyknęła po zderzeniu z gnollem, co chwilowo zaabsorbowało uwagę ambasadora Wengi.

Irhak PW
12 lipca 2011, 17:29
Ningress zachichotał.
- Tylko jemu bym jeszcze wykasował pamięć i wgrał, powiedzmy, porwanie przez Władców Żywiołów. Wysadziłbym go gdzieś po drugiej stronie planety, na samotnej skale w pobliżu rzadko uczęszczanego szlaku, a Ciebie tez na skale, ale przy gęsto zaludnionej ziemi - spojrzał Elibeth w oczy, które wyrażały coś w stylu: "weź, przymknij się lepiej, bo zasadzę Ci takiego kopa, że wylądujesz na jakiejś gwieździe". Szybko więc zmienił temat. - A co do pytania... wiesz, że zostałem skazany na banicję z planety, tak? i że dostałem trochę czasu, by pozałatwiać wszystkie niezbędne sprawy? Wszystko załatwiłem, prócz środka transportu. Wiem, że wiesz więcej niż inni, ale i tak nie mogę ot tak zniknąć. Musi być jakiś środek transportu oficjalnie podany. ona się włóczy przy okazji. Mam ją niby niańczyć, ale i tak nic z tego nie będzie. Niech ten głupi Kokerol nie myśli, że jestem jakąś niańką! W każdym bądź razie ona stanowi dla mnie jako takie uwiarygodnienie.
Spadkobierca Krennles podszedł do Bazalka i zaczął mu szeptać tak, ze tylko oni mogli to usłyszeć.
- Wiesz co? Może lepiej żebym to ja zrobił? Mam pewne... nazwijmy to środkami, które mi umożliwiają pewne rzeczy. Wykasowałbym mu pamięć i wgrał, powiedzmy, porwanie przez Władców Żywiołów. Wysadziłbym go gdzieś po drugiej stronie planety, na samotnej skale w pobliżu rzadko uczęszczanego szlaku. Co ty na to?

Trith PW
13 lipca 2011, 00:26
Żywiołaczka korzystając z chwili zamieszania złożyła informacje jak puzzle w najbardziej logiczny i spójny scenariusz w myślach - A zatem takie oto mogą być ony, iż zaprawdę pewnie będzie tak... - Zaczęła pokrętnie, żeby przejść do rzecy - Te bagaże własnością Farawell są, która to córką Kokerola. W planowaniu miała udać swojość do Twierdząc Nadziojnych Straceń, tudzież jakkolwiek zwie się to to, ot co. Również coś na temat Mureiny, z którą miałam się skontaktować też ja lub z Gar-tek-kanem. Czyżby czyżyk i nasze drogi blisko były? Zapewne tak to się ukazuje. Hm... Tam jest napisane, iż Gnashfolk ostatnio... Albo lokacji nie znam, albo wypuściłam wiedzę o niej uznając mniejszość jej importancji... Ale teraz wypadałoby wiedzieć miejsce to, pomocne może być... Lecz wrócijm do sedna sednum et sednulum. - Postanowiła przejść do najważniejszej teraz kwestii.
- Wspomniany nie całkiem elf Ningress, a jeszcze kosmyk włosów mocnych magicznie i zapach zwiewnego elfickiego gusła, toż to mogło przyczynić nagłą deportację tych jakże teraz ruchomości! Y oto est solucyja! - zaakcentowała swoje rozmyślania triumfalnie obracając się na pięcie z szerokim uśmiechem. Postanowiła, że zaczeka aż ponownie się do niej zwrócą, wtedy spyta się o takie szczegóły jak informacje o Gnashfolk oraz powie czyje są bagaże, kto dopuścił się ich translokacji i w jaki sposób.

Wiewek PW
18 lipca 2011, 16:43
Gad podziękował i spojrzał z zadowoleniem na książkę, otworzył na pierwszej stronie. Świetnie, nareszcie Zdzich pozna nieco historii tego pokręconego świata. Usiadł i zaczął czytać. Nie szło zbyt szybko, wciąż nie zna zbyt dobrze tego języka, drakonidy posiadają, czy raczej posiadały, własny. Po kilku stronach Zdzich przypomniał sobie o jednej sprawie: Czy przypadkiem nie miał nosić jakichś paczek z gargulcem?

Wiwern PW
2 sierpnia 2011, 18:57
Gregory z trudem odnajdował się w tym chaosie. Już lepiej byłoby walczyć z hordą z magicznych. Przynajmniej wiadomo co trzeba robić i co się dzieje. Tutaj z kolei przybywało coraz więcej dziwnych typków, których na szczęście można wykorzystać w swoich planach. Jakieś bagaże, wywiadziki... Za magicznych by się wzięli! W każdym razie najważniejsza była Galsza i ten magiczny debil.

- Ej, proszę pana! - zwrócił się do kirinotaura. - Ta sytuacja jest dziwna. Dajmy sobie spokój z tym towarzystwem, weźmy tylko piękne panie i chodźmy do mnie. Jak coś to się zatrułem. - Greg zaczął szeptać. - Plackiem na przykład. Więzienne jedzenie nie jest w końcu nie wiadomo jak zdrowe. A tak z ciekawości... Lubisz placki?

Kirin PW
5 sierpnia 2011, 13:22
Hmm… Może rzeczywiście coś z tego wyjdzie… O wiele lepiej zacząć „nowe życie” z jakimiś środkami na starcie… A jakby coś nie wyszło, to zawsze można się z całego interesu wycofać, zwalając całą winę na konusy… A przynajmniej próbować to zrobić.

-Myślę, że wezmę w tym udział… Oczywiście pod warunkiem, że nie wrzucicie mnie w sam środek tej „załogi”, a sami ukryjecie się gdzieś w pobliżu czekając na to, aż się z nimi rozprawię… No chyba, że mówiąc „załoga” miał pan na myśli dwa gargulce na krzyż – tu kirinotaur uśmiechnął się sztucznie, po czym ciągnął dalej – ale wygląda mi pan na raczej inteligentnego, więc zakładam, że jakieś wsparcie jest zapewnione… Mam rację?

Xelacient PW
19 sierpnia 2011, 16:52
Bazalk spojrzał na Ningressa jak na debila.
-Po drugiej strony planety to jest jedną wielka cholerna sawanna na której w te i wewte hasają gnole, a jeśli szukasz „samotnej skały w pobliżu rzadko uczęszczanego szlaku” to spójrz –dodał wskazując ręką przed siebie.

Rzeczywiście, powoli zbliżali się do przystani dzięki czemu półelf mógł ujrzeć rozpościerające się przed nimi morze, bystry wzrok odziedziczony po ojcu pozwolił Ningressowi w przejrzystym powietrzu poranka dostrzec liczne skały wystające nad powierzchnię wody.
Gargulec przez ten czas wszedł do kutra i zostawił swój ładunek, łajba wyglądała solidnie, choć najlepsze lata miała za sobą (być może kiedyś wyglądała tak) zaś dziób nosił liczne ślady napraw, co sugerowało, że nieraz zderzał się z czymś twardym.
-A tego fioletowego gdzie wcięło? -mruknął kamiennoskóry.
I wtedy doszedł do nich odległy grzmot, Ningress zauważył nawet jakąś smugę na horyzoncie.
-Mam nadzieję, że nikt, nie wybiera się tymi transporterami? Bo raczej nie zdążymy.

***

Książka na szczęście była napisana na tyle przystępnie, że pomimo bariery językowej Zdzich co nieco zrozumiał.
Pierwsze dwie strony zajmowały tabelki z danymi dotyczącymi klimatu oraz zaludnienia, dalej było szybkie streszczenie dziejów planety (podkreślono, że jej powstanie zostało naznaczone wyjątkowo zaciętymi walkami między żywiołkami ziemi i wody o czym świadczy np. Archipelag „Szpony Ziemi”), bardziej interesujący był opis „pola magicznego” planety z którego wynikało, że było niezbyt silne, choć nie brakuje na niej chramów (miejsca w których przenika energia magiczna), ale z reguły są typu "wodnego" i "ziemnego".

Dalej był opis ludów zamieszkujących to miejsce w momencie kolonizacji, później nastąpiło streszczenie stosunków między eladrinami a tubylcami, ale gad już o tym słyszał.
Jednak jego uwagę najbardziej przykuły trzy obrazki opisane „jako kopie malowideł naskalnych, które powstały w tamtym czasie”, ich twórca bez wątpienia mieszkał w buszu, a słaba jakość wydruku nie poprawiała sytuacji.
Podpisy pod nimi głosiły:
Typowa drużyna zwiadowcza wysyłana przez Eladriny na zbadanie okolicy
Stary goblin i młody gnoll pracujący w eladrińskiej kopalni.
Dwójka powstańców uzbrojonych w "goblińską piłę łańcuchową" oraz "gnollowy granatnik"

Gdy podniósł wzrok ujrzał parkę goblinów patrzących na niego z wyczekiwaniem.
-Proponuje się pośpieszyć zanim Bazalk straci cierpliwość i odpłynie - przerwał ciszę Grauczuk.
-Do tej pory był dla niego całkiem uprzejmy - zauważył Riszczak
-Pewnie dlatego, że czegoś od niego chce, wiesz co Zdzichu? Mam dla ciebie jedną radę, gdy ten stary kawał skały złoży ci swoją propozycję, nie gódź się od razu tylko trochę się popytaj i potarguj. Gargulce cenią istoty, które dobrze się zastanowią zanim wejdą w jakiś układ.

***

-Farawell? Kokeroll, Mureina? –zapytał scorpinior tonem świadczący, że te imiona są mu znane, jednak zanim zdążył się ustosunkować do tych rewelacji dotarł do nich odległy grzmot, który z każdą chwilą narastał.
-Transportery?! Tak wcześnie?! *Krak* -Niestety muszę panią teraz opuścić, bo mam do załatwienia parę formalności, spotkamy się później... GALSZA!!! Łap te bagaże i chodźmy do mnie!
Na co czekasz!? No rusz tą CHMURKĘ!!! -krzyczał na żywiołaka, który właśnie wywoływał podmuch wiatru.

Po chwili Eclectica została sama, wokół niej zrobiło się pusto, nawet reporterzy i więźniowie gdzieś poszli, tylko jakiś człowiek rozmawiał z futrzastym dwunogiem z rogiem na czole, kilkadziesiąt kroków od niej.

***

Z każdym słowem kirinotaura mina Tweedowi mina coraz bardziej rzedła, po czym zaczął jak gdyby nigdy nic się rozglądać, jednak zanim Andromach zdążył zwrócić uwagę na to dziwne zachowanie, usłyszał za swoimi plecami męski głos.

Gdy się odwrócił ujrzał Gregorego Shreda, który złożył mu propozycję, jednak zanim skończył, dotarł do nich odległy huk, który kirinotaurowi przywiódł na myśl myśliwce przelatujące nad jego rodzinna dżunglą, zaś Butter zidentyfikował go jako „duży kawał złomu pędzący z naddźwiękową prędkością”. Chwila obserwacji pozwoliła im zobaczyć powiększającą się smugę, a po chwili kolejną, wyglądało na to, że nadlatywały transportowce o których tyle się mówiło.
Nagle w ich stronę uderzył nagły podmuch wiatru niosąc ze sobą głos „Przyjdę do ciebie później”, wyglądało na to, że to Galsza przekazała komunikat zanim się oddaliła z resztą towarzystwa. Nawet leprakaun się zmył.

Irhak PW
19 sierpnia 2011, 17:33
- Co to było? - spytał Ningress. - Zresztą to chyba nie jest ważne. Jak szybko będę mógł się uwolnić od widoku tej gerithin? - ponownie użył słowa z języka Krennles na określenie Farawell. Nie czekając na odpowiedź, załadował się na łódkę krótkim skokiem i omal nie wyrżnął w zadaszenie mostka głową.

Wiewek PW
22 sierpnia 2011, 09:13
- Dziękuję za radę, panie Grauczuk, zapamiętam ją, a teraz spróbuję dogonić resztę - odpowiedział drakonid i wyszedł z budynku, zabierając po drodze swoje rzeczy. Ruszył w stronę przystani, przynajmniej tak mu się wydaje, bo nie najlepiej zapamiętał drogę.

Trith PW
24 września 2011, 21:53
Żywiołaczka westchnęła. Towarzystwo tak szybko się zmyło. Chyba należałoby się udać tam gdzie pozostali... Czy do tej Twierdzy Straconej Nadziei chyba...

Jednak Eclectica namierzyła wtedy wzrokiem Shreda i kirinotaura. Postanowiła się z nimi zapoznać i przy okazji namieszać im we łbach.

Dlatego też ułożyła się w nieco dziwacznej pozie i bez żadnego ruchu zaczęła się zbliżać do swoich przyszłych ofiar.
Kiedy była już na miejscu, stała tak jeszcze chwilę w bezruchu jak rzeźba, aż obie istoty zaczęły się na nią dziwnie patrzeć.

Wtem oto Eclectica się poruszyła szybko, wracając do normalniejszej pozycji i przemówiła: - Heij! Zastnie widzę to was oto moja mojość y oto ja sem tu, a wy też, zatem powiadam wam, czy waszym celem również ist aby wybrać się na wojowanie naprzeciw Żywiołowym Lordom? - zaczęła w swoim stylu, próbując jeszcze wybadać nieco przyszłych rozmówców.

Wiwern PW
28 września 2011, 18:26
- Nie, wojowanie jest na rozgrzewkę. My się zaczniemy zajmować lordami na poważnie dopiero, gdy bitwa się skończy.

Więc się zaczyna... W końcu!!!

- Ok, idziemy do mnie. Pogadamy po męsku, przy okazji sprawdzę czy aby wszystkie "narzędzia" wziąłem - powiedział Shred i ruszył w kierunku swojej celi, nie patrząc czy Kirinotaur i tamta kobieta idą za nim.

Xelacient PW
1 listopada 2011, 19:16
Widząc niepewność drakonida, stary goblin poprowadził go z powrotem do przystani, przy okazji pomagając mu z ładunkiem, gdy tak szli nagle zdało mu się, że zza którejś chaty dobiega warczenie, ale jego przewodnik tylko mruknął „Pewnie jakiś gnój się schlał i teraz chrapie” po czym tylko przyspieszył kroku, gdy doszli reszta już była gotowa.

-No nareszcie, już się bałem, że się zawieruszyłeś w jakieś chacie – rzucił mu na powitanie gargulec pomagają mu się rozłożyć.
-A o łódź się nie martw! Zaopiekuje się nią – dodał Riszczak, gdy gargulec odwiązywał łódź.
-No tak, a ja się zastanawiałem czemu taki stary glonojad jest taki usłużny wobec przybysza! – gromko ryknął Bazalk, po czym dodał bardziej rzeczowym tonem w stronę Zdzicha – chociaż rzeczywiście, ta łupina już ci się nie przyda… zróbmy tak… jak dopłyniemy to ją od ciebie „odkupię”, a z tobą się rozliczę następnym razem -dodał w stronę seledynoskórego, któremu mina wyraźnie zrzedła, ale nie miał ochoty protestować.

Ponieważ Elibeth wyraźnie zmęczona rozłożyły się za mostkiem wraz z hybrydą, Ningressowi i Zdzichowi zostało miejsce na burcie, gargulec już na niewiele czekając odpalił silnik i ruszył przed siebie kierując się tylko sobie znanymi punktami odniesienia.
Zapowiadał się dłuższy okres bezczynności, wypełniony podziwianiem krajobrazu chyba, że zechce im się przekrzykiwać warkot silnika.



Gdy kuter zniknął w oddali, Riszczczak szybko wrócił się do domku, już miał przestąpić jego próg gdy nagle zza drzwi wychylił się wilczy pysk, który warknął na niego ostrzegawczo.
-Terek’kar! Do boku! rozległ się stanowczy, acz łagodny głos, na który wielki czarny wilk zamilkł i powoli się wycofał przysiadając przy fotelu na którym siedział goblin niewiele młodszy od pozostałej dwójki, ale prezentujący się o wiele okazalej, pewnie dzięki swoistemu spokojowi wymalowanemu na twarzy oraz kunsztownej zbroi okrywającej jego ciało.
-Powinieneś tą bestię krócej trzymać –odparł zgryźliwie stary rybak.
-Na ogół jest spokojny, ale przystawałeś z łuskoskórym! Istoty do której cała watacha Kar’da’vari ma nienawiść we krwi… i tak wykazał się spokojem nie zagryzając go gdy przechodziliście w pobliżu…
-Pragnę zwrócić uwagę, że ów „drakonid”, który przybył z „pustki między gwiazdami” raczej nie ma wiele wspólnego z na wpół mityczną nacją jaszczurów z którą walczyła nasza rasa.
-Być może, ale nie zmienia to faktu, że sprzymierzył się z „gargulcami” –odparł rycerz z pogardą akcentując ostatnie słowo.
-Jeszcze dzisiaj tego pożałuje. Nawet dobrze, że plan z podłożeniem bomby się nie udał, wiem Riszcz, że go nie lubisz, ale jakby hukło za wcześnie…
-Inaczej zaśpiewasz jak zaalarmuje swoich kultystów o tym demonie, zgadnijmy ile im czasu zajmie odkrycie czyja to sprawka? Ja wiem, że Szajbusy szpiczastouchych nie lubią bardziej niż wilki gadów, ale…
-Spokojnie, magia „Kroczących w dżungli” jest zbyt subtelna na te otchłanne pomioty…
-Chyba chciałeś powiedzieć, że jest zbyt nieprzewidywalna –wyrwał się rybak
-Riszczak, jesteś starszy ode mnie, ale twoja wiara w przodków już umarła.
-Chciałem tylko przypomnieć, że jeśli nagle przywołają jakieś monstrum niewiadomo z jakiej części czasu i przestrzeni to będzie trudno odzyskać to co się nam należy.
-Tobie już zależy tylko na łupach, ale nie tylko po to dzisiaj tu jesteśmy, tu chodzi o coś więcej, o to, by wsiąść odwet za „Martwe Lata”, a także, by cały świat zobaczył „Chwałę dni minionych”.
-Dobra spokój, bo zaraz sobie do gardeł się rzucicie –przerwał im właściciel przybytku - lepiej zachowajcie swój gniew na później… ktoś chce kawki?
-A może do tego mieszanka prosto z zagonów Szajbusów – dodał wilczy jeździec z figlarnym uśmiechem wyciągając fajkę, co reszta przyjęła z entuzjazmem, a po chwili pomieszczenie wypełniło się aromatycznym dymem.

***

I tak Butter ruszył, niestety droga powrotna była już trudniejsza, bo wszyscy wylegli ze swoich cel przez co musieli się przedzierać „pod prąd” tłumu, na tyle gęstego, że nawet prestiż Grega stanowił za mało, by zrobić przejście, ale od czego miał łokcie.
Z tego też powodu Ecletica dyskretnie ustawiła się tuż za nim, a przed kirinotaurem, dzięki czemu uniknęła kolizji z większością mijanych istot.

Jedna z nich, którą minęli był młody goblin ubrany w kurtkę z rybich łusek, była znoszona, ale widocznie nie przeszkadzało to właścicielowi w szpanowaniu naokoło, jednak zamiast podążać wraz z tłumem na pośpieszny posiłek wyszedł z budynku i w niewielkiej kępie zarośli odnalazł gnolla oraz minotaura, który do swojego pyska na przemian przykładał żelazną pałkę i papierosa.
-Ciekawa metoda znieczulania – rzucił sięgając po peta.
-Najlepsze lekarstwo to strzelić mordę w sprawcy dwa razy mocniej… ten jednoróg niedługo cienko zakwicze – dodał i znowu przyłożył zimny metal do rozcięcia na czole.
-Obawiam się, że nie będziesz miał okazji, bo widzisz… wygląda na to, że zabierze się ze mną i tymi durnymi brodaczami do tej „ukrytej świątyni”, a tam nie licząc obsługi spotka się z tym – dodał wyciągając pistolet na tyle pokaźnego kalibru, że jego rozmówcy zzielenieli z zazdrości.
-To my biegamy z jakimiś kawałkami żelastwa, a ty…
-Spoko, coś znacznie lepszego zostało u Pyskatego, macie się do niego zgłosić, a w tym czasie zajmę się organizowaniem "wycieczki" – dodał oddając papierosa.

W tym samym czasie Shred w końcu dotarł do swojej siedziby, gdzie stwierdził, że jego gabinet jest wysprzątany jak trzeba, tylko spluwy i pudełko z Ciastkiem na biurku było nietknięte.
Widząc gości gargulec tylko kiwnął głową i się zmył dzięki czemu człowiek nawet nie musiał wymrukiwać żadnych podziękowań

Za to Andromach i Psiva ujrzeli całkiem czysty i schludny gabinet, w którym stały dwa krzesła, biurko (na którym leżało mnóstwo sztuk broni oraz jakieś zamknięte pudełko śniadaniowe) szafka oraz łóżko, a do tego drzwi, które najpewniej prowadziły do łazienki, gdy „służący” zamknął za sobą wyjście na korytarz zrobiło się na tyle cicho, że dało się prowadzić konwersację w spokoju.

W końcu coś się zaczęło dziać, jego „Pan” powrócił przyprowadzając ze sobą jakaś istotę, sadząc po jonizacji wokół niej stosowała magię błyskawic i to całkiem niedawno, reszta nie licząc jakich drobnych różnic morfologicznych była raczej typowa, ale było coś jeszcze, jakieś ślady „dobrze zorganizowanej magii”, której nie mógł stosować żaden z nich... dziwne, ale nie, w pomieszczeniu było tylko dwoje bijących serc, może ktoś śledził człowieka, ale bez użycia mocy sondujących Placek nie był w stanie niczego więcej ustalić.

Wiwern PW
2 listopada 2011, 20:46
- Witam w moich skromnych progach. Nie są to jakieś luksusy, ale jest tutaj całkiem przytulnie. Śmiało, śmiało! Nie krepujcie się. Usiądźcie proszę przy biurku. Ja w tym czasie wyleje wszystkie moje troski. - zaczął i powolnym krokiem ruszył w kierunku toalety.

Greg doskonale zdawał sobie sprawę, że im bliżej goście będą placka, tym lepiej będzie on "funkcjonował". Teraz wystarczyło dać mu jak najwięcej czasu.

- No to od czego zaczynamy? - rzucił przy akompaniamencie spuszczanej wody. - Mamy trochę rzeczy do obgadania. Kto zacznie?

Teraz ktoś pewnie rzuci jakąś wymianą uprzejmości. Ja odpowiem tym samym, minie trochę czasu i.... O tak, zajebiście to wymyśliłem.

Xelacient PW
18 maja 2015, 15:17
ARCHIPELAG SZPONY ZIEMII - WCZESNY WIECZÓR

Jeśli geografowie mówią coś pozytywnego o tym wyklętym przez większość mieszkańców planety Grauhan miejscu to zwykle są to zachody słońca.

Wysoki kąt padania promieni słonecznych sprawiał iż niebo stawało się czerwone. Zjawisko to trwało długo i było intensywne na tyle.

Jednak dzisiejszy wieczór był wyjątkowy, niebo było pełne białych smug pozostawionych, przez krążące w te i wewte statki transportowe.

Bardzo wiele istot chciało z skorzystać z szansy jaką było osiedlenie się na wielkiej i "półdzikiej" planecie. Dotyczyło to zwłaszcza więźniów, którzy w ten sposób zyskiwali swoistą amnestię.

Archipelag opustoszał.

Ragnar Genegady - Zatoka Wyspy "stracona Nadzieja"

Jednak trochę się omylił.

Odyniec jak na Tarbelanina przystało, po pobieżnym zapoznaniu się sytuacją przystąpił do działania. Ostateczny efekt nie był zły, ale po drodze zdarzyło mu się parę niespodzianek.

Po pierwsze, policja, która przyjechała go zgarnąć razem z giermkiem, była miejscową bandą gnolów, którzy już podczas transportu niewybrednymi komentarzami i swoim hienim śmiechem winszowali Ragnarowi.

W ten sposób się dowiedział, że elfy, choć stanowiące elitę finansjery (a może właśnie przez to) to były powszechnie znienawidzone przez rdzenną ludność czyli gnolle i gobliny.

Równie zaskakujące było spotkanie z komentatorem miejscowej komendy. Tam się dowiedział, że wbrew pozorom Grauhan nie jest planetą o "uregulowanym statusie prawnym" i wciąż było na niej pełno piractwa. Jednak nie było już odwrotu. Genegady mógł zyskać szacun goblinów i gnoli, ale w starciu z elfimi adwokatami byłby bez szans, więc musiał się szybko zwinąć.

I tu wyszła na jaw kolejna ciekawa rzecz. Oionowi coś nagle musiało się zmienić. Za Ragnara została wyznaczona nagroda i to tak wysoka, że aż mu żal dupę ścisnął, że sam siebie nie mógł złapać.

Ale no właśnie... nagroda za złapanie żywcem! A nie za jego głowę!
Ostatecznie komendant ruszył swoje znajomości, toteż Odyniec i Młody po podpisaniu stosu papierów potwierdzających, że to "dzielne gnole ich złapały i to im się należy nagroda", mieli zapewniony komfortowy transport do miejsca "gdzie sobie poradzą".

I tak trafili na średniej wielkości okręt ( taki zwykły morski) "Kamienna Rafa".

Był to okręt służący do transportowania więźniów, którego załogę w większości stanowiły gargulce. Trochę groteskowe skrzydlate istoty, o spiczastych pyskach, rogatych łbach oraz kamienistej skórze, jednak ich "obyczajowość" była zaskakująco podobna do Tarbelanińskiej.

Przynajmniej jeśli chodzi o znęcanie się nad słabszymi rasami.

"Rekomendacja" okazała się być skuteczna, "szacunem" cieszył się od początku. Na tyle dużym, że dali mu spluwę i kamizelkę kulodporną.

Aktualnie siedział sobie na leżance w przedniej części pokładu, popijał wódeczkę, zagryzał kiełbaską i obserwował zachód słońca. Normalnie czuł się niczym jakaś pipa na wycieczce po tropikalnym morzu.

Niestety zimny podmuch wiatru zaraz mu przypomniał, że nie znajduje się na tropikach tylko w przeklętym klimacie subpolarnym.

- Ziemia na horyzoncie! - zakrzyknął nagle jakiś gargulec.

- Ziemię to widzimy przez cały dzień depcu! - odkrzyknął mu "wicekapitan" wychodząc z mostka i podchodząc do dziobu. Minął, przy tym kapitana leżącego naprzeciwko Odyńca.

Był schlany do nieprzytomności.

Znudzony Ragnar spojrzał na "pannę wicekapitan", była to chyba pierwsza samica jaka stawiała kolejkę w zamian za opowieści o jego gwałtach. Młody nawet wysunął teorię, że sama jest "efektem" gwałtu.

To nawet było prawdopodobne, pytanie brzmiało raczej: Kto kogo zgwałcił?

No cóż, krzyżówka gargulca i dwunogiej świni nie mogła się udać, ale przynajmniej chlała równo.

- Powiedz mi Ragnar - odezwała się nagle hybryda, opierając się przy tym o burtę statku, jej głos był zgrzytliwy jak zawsze - lubisz kucyki i koty? Albo chociaż lwy i konie? Bo jeśli nie... to szybko będziesz musiał to zmienić! Tam gdzie lecimy to są głównie centaury i lamie! Jeśli się nie przemożesz to nie pogwałcisz zbyt dużo! - dodała śmiejąc się niczym zarzyna świnia.


Leeroy Grinzer - zajazd "Rybia Łuska"

Reptilianin spojrzał się przez okno, był piękny zachód słońca.

A on musiał tkwić w tym żałosnym przybytku. Jednak powód tego był prozaiczny, na tym wygwizdowie było to najcieplejsze miejsce. Może zbyt wilgotne jak na jego gusta, ale to było najlepsze co mógł znaleźć w tym żałosnym miejscu.

Mimo wszytko zostawała jakaś nadzieja, tak jak niespodziewanie jego życie legło w gruzach przez "Onych", tak równie nagle otrzymał propozycję pracy jako "Tłumacz, dyplomata oraz kulturoznawca", nawet nie zdążył ugrzać swoje więziennej pryczy. Dlaczego, akurat on?

Może dlatego, że reszta elit zgodnie z rozkazami popełniła samobójstwo?

Jednak coś mu tutaj nie pasowało, a zauważył to nawet Ergon. Na co komu znawca jaszczurzej kultury i języka na planecie pełnej centaurów, lamii i przerośniętych skorpionów?

- Pański posiłek Sir.

Grinzer z pogardą spojrzał na dwunogą rybę. Ryboludzie byli jedną z najbardziej pogardzanych ras całej kolonii karnej. Momentami, było mu wstyd, że jest "łuskowcem" tak jak oni.

Na szczęście "rybia wywłoka" gotowała dobrze, w pewnym stopniu rekompesowało to fakt, że "zajazd" był tak naprawdę burdelem i miejscem rozpłodowym ryboludzi. Dorosłe osobniki dobrze znosiły niskie temperatury, ale "narybek" potrzebował cieplarnianych warunków.

Oznaczało to, że po budynku cały czas kręciło mnóstwo "płotek", które rodziły się całymi ławicami.

I miały bardzo ostre ząbki, dlatego były gubernator, sprawił sobie wysokie buty z twardej skóry.

Szczęście w nieszczęściu było takie, że Ergon (który węsząc swoją szansę uczepił się jego ogona), doskonale radził sobie z tymi poczwarami. Angażował je w różne gry i zabawy. Na przykład w tej chwili bawili się w "Przypnij ogon Reptitlerowi"

Czas płynął spokojnie, tylko nad ranem wpadła jakaś banda gnolli "na pożegnalny wpierdol", jaszczur nie miał nastroju na podchody, więc od razu ich rozwalił trzech ze swojego rewolweru. Reszta uciekła.

Zajazd był "neutralnym gruntem", i nikt nie miał prawa zakłócać jego spokoju. Na szczęście Leeroy nie musiał ruszać swojego ogona. Narybek sam się zajął trupami i teraz ich obgryzione szkielety leżały na podłodze.

Zaś rybia "kurwia-matka" przygotowała mu pyszne danie z ich serc.

Normalnie poczuł się wzruszony.

Jednak nim zdążył odpowiedzieć to drzwi od zajazdu ponownie się otworzyły wpuszczając zimno. Odruchowo sięgnął po rewolwer.

Jednak charakterystyczny stukot podkutych kopyt szybko zdradził z kim ma do czynienia.

Wysoka, podstarzała minotaurzyca, w ciasno zapiętym płaszczu, z okutymi rogami.

Z niechęcią spojrzała na szkielety gnolli, po czym przechodząc nad nimi jak gdyby nigdy nic podeszła do stolika Grinzera. Przegoniła rybią kobietę i podsunęła sobie krzesło.

Pamiętał, że miała na imię Mureina.

- Słuchaj Leeroy, nasza pierwsza rozmowa była... nieudana... jak na rasistów przystało zakończyliśmy ją awanturą o zalety minotaurów i jaszczurów... jednak nie zmienia ta faktu, że może w końcu przydałoby się omówić "parę kwestii". W końcu masz być pierwszym oficerem na "moim" statku! - dodała kwaśno.

strona: 1 - 2 - 3 ... 8 - 9 - 10
temat: [RPG] Wojna Żywiołow: Dzień Pioniera

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel