Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Wojna Żywiołow: Dzień Pioniera
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2 - 3 - 4 ... 8 - 9 - 10

Wiwern PW
20 października 2010, 17:27
- Dziękuje! Za równo za zaproszenie jak i podarunek - odparł Greg i sięgnął łapczywie po prezent - Postaram się jakieś trofeum... eee... pamiątkę dla pana przywieść. W zbliżające się "wakacje" będę miał sporo czasu. Na pewno to będzie coś kojarzącego się ze mną. Dziewczynka... obejdzie się bez prezentów.

Greg kiwnął głową a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Liczył, że w ten sposób da znać, że wymiana uprzejmości trwa troszkę za długo. Poza tym trzeba jeszcze posprzątać w pudle, odpocząć, przemyśleć kilka spraw. No i jeszcze pożegnać się z tą mendą Bazalkiem. Potem nie będzie na takie bzdety czasu.

Mh... Zapowiada się aż za dobrze.

Trith PW
21 października 2010, 21:17
Eclectica postanowiła mu odpowiedzieć wierszem, ćwicząc jednocześnie swoje umiejętności szyfrowania

- Zatem chodźmy już do wieży
Poznajmy jej dziedziny
Spytajmy o okręt
Co mnie przetransportuje
Miej podzięki moje
Za swoje uprzejmości
Więc mnie do wieży prowadź
Bo ja niecierpliwa na spotkanie
Żywiołowym Lordom!

Bo tam wszystko się zmierzy
I znajdzie winy
I żaden wykręt
Nie uratuje
Lecz dopadną znoje
Gdy zapomnę o litości
Gdy dane mi będzie ich spotkać
Ostateczny będzie wyrok i skazanie
Wtedy wrócę na swój dom!
-

Lecz nie była zbyt zadowolona ze swojego dzieła. Ukryty przekaz jej się rozmył gdzieś w połowie i w dodatku żywiołaczka nie jest pewna, czy na pewno spełnić ten przekaz.

Xelacient PW
25 października 2010, 00:38
Pogoń była daleko i nie przemieszczała się zbyt szybko, dzięki czemu już po chwili biegu druid słyszał jedynie szum morza i wiatru.
Kirinotaur rozejrzał się po znajomym zakątku, kryjówek nie brakowało: nadbrzeżne skały były pełne przeróżnych wnęk, gdzieniegdzie zdarzały większe kępy krzaków, a nawet po jego prawej stronie na tle ciemnoszarych murów twierdzy zielenił się całkiem spory zagajnik karłowatych drzew w których lubił medytować
Niestet, domyślił się dlaczego pogoni się nie śpieszy, gnolom co jak co węchu nie można było odmówić, a on pachniał wystarczająco specyficznie, by pomimo wiatru mogły go wyczuć.
Wtem zaczęło z naprzeciwka dolatywać do niego jakieś pokrzykiwania, gdy stanął na szczycie wzniesienia jego oczom ukazało się skupisko chatek leprechaunów szumnie zwanych przez nich wioską.
Atakowanej w tej chwili przez 10 „antymagicznych”, póki co obrońcy trzymali się nieźle.
Brodate karły umocniły się na dachu solidnej kamiennej chaty i wszelkich adwersarzy razili kamieniami, jednak agresorzy mieli ze sobą sklecona z drewna ściankę, która chroniła przed pociskami 2 gnoji i jednego świniarza, którzy powolutku zbliżali się do punktu oporu. Reszta stała w bezpiecznej odległości i pilnowała kilku „jeńców”, na szczęście byli do niego odwróceni plecami, więc jeszcze nie zauważyli Andromacha.

***

Rzeczywiście, w wizji elfów czas płynął wolniej, i po „powrocie” wszystko było jak przedtem, no może z wyjątkiem półsuki która docisnęła laską goblina do cokołu.
-Co?! Już?! –warknęła luzując chwyt - myślałam, że macie sobie trochę więcej do powiedzenia – rzekła odwracając się w ich stronę –bo ten piaskun ma mi baardzo dużo do powiedzenia, więc moglibyście spędzić „ kilka ulotnych chwil szczęścia na łonie natury niepokojeni przez troski i zmartwienia „ –wyrecytowała z obleśnym uśmiechem przy okazji jednym ruchem ręki łapiąc za kudły kurdupla.

***

Towarzysze Zdzicha widząc, że ten zagłębił się w lekturę dosyć spokojnie wymienili jeszcze kilka zdań, po czym Riszczak odepchnął łódź wiosłem, dyskretnie rzucił okiem na okładkę encyklopedii i usiadł na swoim miejscu i poczekał aż warkot odpływając kutra umilkł w oddali.
-No to jeszcze kawałek i będziemy na miejscu, jeśli masz ochotę to mogę ci streścić wieści jakie usłyszałem od Kroszeta. –rzekł ujmując wiosło.

***

-Widzę, że podoba ci się kryształ będący… -zaczęła Galsza
-Nie prosiłem cię o komentarz, masz być cicha jak pustynia po zawiei piaskowej – przerwał jej
Gar-tek-kan po czym się ponownie zwrócił się do Shreda:
-Cieszę się, że kryształ przypadł panu do gustu, jednak to coś więcej niż klejnot, to glejt który zapewni panu gościnę wśród członków mojej rasy, proszę go pilnie strzec, ale to raczej panu nie trzeba mówić. Po czym stuknął szczypcami.
-No, to byłoby na tyle, proszę odpocząć przed podrożą, chociaż po co ja to mówię, w końcu pan więcej czasu spędził na pilotowaniu statków kosmicznych niż ja na podróżowaniu nimi.
A zatem do zobaczenia i niech pan oczekuje na komunikat o statku pani Mureiny. –szybko dokończył i podał swój ogon do uściśnięcia.
Po czym podszedł do dzwi i je otworzył.
-Galsza, ty przodem.
-Dlaczego?
-Bo jestem dżentelmenem durno zwietrzelino erozyjna. Tylko nie… -i urwał w pół słowa, bo jego ochroniarz natychmiast wyleciał zatrzaskując drzwi z takim hukiem, ze nawet Gregory się skrzywił.
-CO JA CI MÓWIŁEM!!! –zawył scorpinior i zanim Butler zdążył zareagować wyszarpał jakąś dźwignię na swoich plecach i pomieszczeniu rozległ się syk spuszczanego gazu.
Cokolwiek to było, zrobiło dwie potężne wyrwy w drzwiach, przez które wyglądał przestraszony Balzak.
Zapadło milczenie.
-Eee… w ten oto symboliczny sposób chce panu pokazać, że dzwi do pańskiej wolności stają otworem, a nawet dwoma. –powiedział zmieszany ośmionóg
Gargulec pchnał palcem dolną część drzwi co spowodował ich odpadnięcie.
-A nawet wyrwą. – dodał błyskawicznie i równie szybko wyszedł.


***
Gdy Ecletica zaczęła deklamować gargulec tak się przestraszył, że o mało co nie upuścił skrzynki, jednak zaraz się uśmiechnął przepraszająco.
Musiał przez chwilę myśleć, że rzuca jakieś zaklęcie, jednak po chwili doszedł do wniosku, że to kolejna oznaka ekstrawagancji, więc tylko odpowiedział żartobliwie:
-Poprowadzę cię do mej dziedziny…eee
droga nam nie zajmie nawet godziny.
Po czym ruchem ręki zachęcił ją do podążania za sobą i ruszył, jednak niezbyt szybko bo ścieżka powoli robiła się coraz bardziej stroma, jednak już z tej odległości można było się przyjrzeć wieży.

Która wciąż błyszczała w promieniach słońca jednak żywiołaczka wyczuła, ze najlepsze czasy ma już raczej za sobą, ponadto w miarę jak szła wyczuwała echo czegoś dawnego acz intensywnego… agonii.
Wiele istot musiało umrzeć wokół tej struktury, która kiedyś musiała znacznie lepiej uzbrojona, ale to było dawno i i wszelka broń została zdemontowana.

***

Spokój.
Raven powoli kończył oblot okolicy, przypatrzył się chatkom rozsianym po całej wyspie, ale nie zanalzł nic ciekawego. Nie licząc dziwnego fioletowego gada z amuletem emanującym silną mocą. Jednak pływanie łodką w towarzystwie i goblina i niedwuznaczny pomysł zjedzenia go, wzbudzał niechęć kruka. Tak czy siak, będzie trzeba o tym „powiedzieć” Nigressowi.
Był tylko jeden problem, kołował nad wioską od pięciu minut, co przy wiejącym wietrze nie było takie łatwe, a nigdzie nie mógł dostrzec półelfa.
Rozstali się niedaleko niej, więc powinien tu gdzieś być z tą… „pół-dupolinką” jednak po chwili skupienia zrozumiał, że jego „właściciel” musiał zawrócić, bo znajdował gdzieś dalej.
Tylko po co miał zawracać? Tak czy siak wszystko wskazywało na to, że będzie musiał podobnie postąpić.

Wiwern PW
25 października 2010, 17:03
- Jesteście zdrowo popierdoleni.

Greg zmarszczył brwi, podrapał się po swojej łysej głowie i westchnął, gdy z opóźnieniem zrozumiał, że dziwka wie o jakiś specjalnych właściwościach kamienia. Gdy zakończy się wojna wszystko wyśpiewa (oczywiście tuż przed epicką śmiercią). No chyba, że kłamie. U magicznych to częsta cecha.

- Bazalk... Miło było. Wpadnij do mnie kiedyś. Powspominamy stare czasy i może jeszcze uda mi się z Ciebie zrobić pogromcę magicznych. - rzekł i uścisnął gnoja - Idę na krótki spacer. Trzeba korzystać z wolności i trochę przemyśleć kilka kwestii.

Do przemyślenia miał naprawdę sporo. Jak zagospodarować ostatnie chwile przed podróżą? Czy zdąży podrasować Maxa? Czy kamulec nie jest jakąś pluskwą albo (co gorsza) ma jakieś magiczne właściwości? Czy nie uciec gdy wojna będzie go nudziła? I kto będzie z nim współpracował?

Chyba jednak myślenie nie zajmie mu zbyt wiele czasu. Po dziesięciu sekundach miał już pierwszy wniosek. Jeśli jego ekipa będzie w całości magiczna - spierdala od razu...

Irhak PW
27 października 2010, 12:37
-Ależ proszę bardzo! - rzekł Ningress do Farawell z dzikim uśmieszkiem rozkoszy. - My sobie polecimy zakładać kolonie, a Ty pozostaniesz tutaj ze swoim ukochanym stworzonkiem.
Wszyscy, w których żyłach płynęła krew elfów, wyruszyli do pobliskiego portu, aby zdążyć na prom do Twierdzy.

Wiewek PW
29 października 2010, 16:04
- Tak, bardzo chętnie - odparł drakonid chowając książkę i łapiąc wiosło.
- Tylko pomiń nieistotne fragmenty dotyczące jego rodziny. I o co do cholery biega z tą bombą? Czy to on ją ma, czy ktoś inny, czy może coś niedługo wyleci w powietrze? I czy nie zadaję zbyt dużo pytań naraz?

Kirin PW
3 listopada 2010, 17:57
Andromach zaczął analizować sytuację. Było to jednak bardzo trudne, ze względu na dość stresującą świadomość, iż znalazł się - nie owijając w bawełnę - między młotem a kowadłem.

Kirinotaur najchętniej zaszyłby się w jakiejś kryjówce aby przeczekać całą tę awanturę, ale wiedział, iż gnoje dość szybko by go wytropiły. A walka z całą grupą… Nie, to zdecydowanie nie byłby dobry pomysł.

Została więc tylko jedna opcja – udać się w kierunku „osady” leprechaunów. Andromach nie wiedział zbyt wiele o tych stworzeniach. Tak właściwie, to cała jego wiedza w tym temacie opierała się na wierszyku – pioseneczce, którą kiedyś czytał w PESTO*:

Leprechauny, choć nieduże,
Mogą zrobić niezłą burzę.
Burzę, w sensie awanturę,
W której złoją twoją skórę.
Nie są przez to zbyt lubiane,
Z pochodniami wciąż ścigane.
Lecz nie dbają one o to,
Gdyż kochają tylko złoto.


Hmm… Dobrze to nie wygląda. Choć z drugiej strony, o ile mnie pamięć nie myli, Orn niezbyt znał się na tym, co robi – na przykład stworzenie o nazwie „niedźwiedź”, które wg jego transkrypcji z jakiegoś tam pisma miało być sześciometrowym potworem z pięcioma rękami i spojrzeniem zamieniającym w kamień okazało się być całkiem miłym zwierzęciem… Tak, to dość pocieszające.

Andromach po tej krótkiej analizie zdecydował się udać się do „wioski” leprechaunów i pomóc im w odpieraniu agresorów – opcji przyłączenia się do „antymagicznych” nie brał w ogóle pod uwagę.

*Propagandowy Elementarz Sztuki Transkrypcji Orna

Trith PW
3 listopada 2010, 22:08
Eclectica nieco zmarkotniała na chwilę. Tyle zmarnowanych toków myślenia w jednym miejscu. Jednak zanim ktokolwiek mógłby dostrzec jej zmartwienie, wróciła do swojego uśmiechu i energicznie spytała: - A czy ta wieża zawsze była te-le-ko-mu-ni-ka-cyj-na? - by sprawdzić, czy gargulec znał poprzednią funkcję tego obiektu.

Xelacient PW
5 listopada 2010, 19:37
-Miejmy nadzieję panie Shred, ale jeśli przetrwamy pierwszą fazę to jeszcze nie raz się spotkamy. -rzekł gargulec przerywając rozmyślania Shreda - Jak pan chce coś zjeść to na stołówce powinni jeszcze serwować ciepły posiłek, chociaż przed chwilą się dowiedziałem, że właśnie urządzają "drobne" pożegnanie z "magicznymi", więc może wolałby pan drobny "spacerek"? Ja bym w tym czasie spakował panu rzeczy i ogarnął w gabinecie?

***

Przewodnik Eclecticy tylko się uśmiechnął:
-Jak najbardziej, ta wieża powstała jeszcze zanim rozpoczęto budowę twierdzy. Właśnie po to bym utrzymać komunikację ze statkami na orbicie. Dzisiaj służy również jako lokalna radiostacja, chociaż gwoli ścisłości należy wspomnieć, że za czasów Wyciszacza stanowiła samodzielny punkt obronny i podobno miała znacznie lepszy arsenał niż cała twierdza, co potwierdza plotkę jakoby to w niej miałaby się znajdować artefakty za pomocą których ów Starożytny manipulował pogodą... ale lepiej o tym nie mówić... Chociaż poczekaj coś ci pokaże.
W tym momencie gargulec zbiegł kilkanaście kroków ze ścieżki i przykucnął przy jednej skale.
Gdy Psiva podeszła bliżej, dostrzegła, że miejscu które wskazuje gargulec przebiega szerokie na stopę i długie na kilkanaście pasmo dziwnie gładkich skał, w które tu i ówdzie były wtopione kawałki szkła.
-Ze szczytu wieży widać to lepiej, ale do dzisiaj zachowały się ślady świadczące, że w skład uzbrojenia wieży wchodziły lasery wystarczająco mocne, by stopić skałę i zamienić piasek w szkło. -Elcetica czuła, ze natrafiła na dobrego przewodnika, kogoś kto zżył się z tym miejscem, a opowiadanie o nim sprawiało mu wiele satysfakcji.

***

Kirinotaur niepostrzeżony zbliżył się do pierwszych oponentów, ogólny harmider zagłuszał stukot jego kopyt, były to dwa gnolle z pałkami które pilnowały trzech skrępowanych leprechaunów, jeden z nich leżał tyłem do wioski, więc na widok druida zaczął się wiercić, ale zaraz przestał jak tylko dostał kopniaka od jednego ze "strażników", najbliżsi przeciwnicy, 3 gobliny stały w ogległości 20 kroków, ale były znacznie bardziej zajęte dopingiem kamratów którzy już powoli podchodzili pod "umocnioną chatę".

***

-"Przez niewiedzę ginie się częściej niż od zadawania pytań" - zacytował Riszczak w odpowiedzi na ostatnie pytanie Zdzicha i kontynuował wpatrując się w dal:
-Jeśli chodzi o moją rozmowę z Kroszetem, to tradycyjnie ponarzekaliśmy na kiepskie połowy, bo o tej porze roku nie pływają tutaj wielkie ławice ryb, później porozmawialiśmy o swoich krewnych, by w końcu wspólnie stwierdzić, że od tej kolonizacji Wengi przez Gnashfolk ostatnio przewija się sporo istot.
Wtedy mimochodem wspomniałem, że w podstawowe uzbrojenie każdego kolonisty ma być bomba, co wywołało u niego okrzyk zaskoczenia, ale szybko wyjaśniłem mu, że to tylko plotka. I to było tyle -skończył mówić nie przerywając wiosłowania.

Powoli zbliżali się do wybrzeża, draconid mógł wyraźnie przyjrzeć nabrzeżu, które w tym miejscu tworzyło całkiem przyjemnie wyglądającą zatoczkę.

***
Półsuka się tylko zaśmiała i krzyknęła za elfem:
-No proszę czyżby moja obecność cię krępowała? Ale niech ci bedzie! Ciekawe jak ci wyjdzie załatwienie transportu!
Po czym musiała się wziąć za goblina, bo rozległy się jego jęki, które jednak szybko ucichły w oddali, bo Elibeth pomimo pobieżnie opatrzonej rany nie spowalniała marszu.
Przeszli tak spory kawałek, ścieżką ponownie biegła przez niewysokie drzewa, gdy nagle Nigress poczuł coś znajomego, To był Raven!

Kruk zatoczył koło i powoli wylądował na ramieniu półelfa.
-To twój ptak -bardziej stwierdziła niż zapytała elfka.
Jednak O'fanath nie odpowiedział, bo jego "przyjaciel" rozpoczął przekaz wspomnień.

Poczuł to samo co on podczas lotu, szum morza, powiew mocnego wiatru, a pod nim rozpościerało się ziemia i morze. Zobaczył zarys kilku wysp, znad których gdzieniegdzie unosiły proste słupy dymu, znak że ktoś tam mieszkał, przy bliższym oglądzie okazywały się prostymi konstrukcjami z bali i kamieni, wokół których był rozrzucony sprzęt świadczący o paraniu się rybołówstwem, nic niezwykłego.

Chociaż obraz wysokiej fioletowej i skrzydlatej gadopodobnej istoty z amuletem emanującym mocą na szyi, która siedziała w łódce wraz ze starym goblinem był intrygujący. Chociaż jego słowa były bardzo rozczarowujące.
Później przekazał obraz wioski, ot kilkanaście chat i kilka murowanych budynków, rozrzuconych po obu stronach drogi, która kończyła się na przystani.
W dalszej perspektywie dało się dostrzec, że wioska znajdowała się w niewielkiej kotlinie, gęsto porośniętej drzewami, dało się dotrzeć nawet niewielki strumyk spływający po skałach.
Przekaz się skończył, świadomość półelfa powoli wracała do rzeczywistości.


Wiwern PW
5 listopada 2010, 20:33
Gregory niezbyt przejął się magicznymi. Machnął ręką i stwierdził z grymasem na twarzy:
- Nie mam teraz czasu na magicznych. Zjem po prostu coś przed podróżą. A ty w tym czasie posprzątasz.

Irhak PW
5 listopada 2010, 23:07
Po jakimś czasie udalo się wszystkim wpaść z "wizytą" do wioski...
- No dobra - zaczął powoli półelf - to gdzie jest nasz transport?
Ningress wymownie patrzył na półsukę i pomyślał: "czy może mam użyć własnego i Ciebie, cholero jedna, tu zostawić?"...

Wiewek PW
7 listopada 2010, 15:53
- "Przez niewiedzę ginie się częściej niż od zadawania pytań" - przedrzeżnił goblina i dalej słuchał wiosłując. Gdy ujrzał zarys nabrzeża, zachwycił się przyjemnym widokiem. Wyobraził sobie swój zapomniany i zniszczony dom, rodzinę, przyjaciół i przepyszną dziczyznę. Tak... Brakuje mu prawdziwego mięsa z dzika. Tu zwierząt nie widział. Oczywiście rodziny też mu brakuje, ale akurat jest głodny, więc teraz myśli głównie o jedzeniu, zrozumiałe.

Kirin PW
13 listopada 2010, 22:31
Andromach postanowił postąpić dość schematycznie – obezwładnić przeciwników i uwolnić zakładników. W tym celu zaczął się skradać w kierunku dwóch pierwszych ofiar z zamiarem przystawienia do obojga swojego kija i puszczenia ładunku który ich sparaliżuje.

A niech te skrzaty tylko spróbują zrobić jakiś hałas…

Xelacient PW
28 listopada 2010, 20:42
Ostatni odcinek trasy był całkiem ciekawy, po opłynięciu urwistej wysepki Draconid ujrzał pierwsze budowle, wraz ze zmniejszaniem się dystansu mógł coraz bardziej szczegółowo obserwować życie toczące na wybrzeżu, a było całkiem aktywne, różne istoty głównie gobliny i gnolle uwijały się wzdłuż wybrzeża, naprawiali łodzie sieci czy zwyczajnie łazili brzegiem i rozmawiali, obok całkiem okazałego mola znajdowała się warsztat w którym remontowano kuter.

Po zawinięciu do przystani Zbigniew zauważył jedną ciekawą rzecz Riszczak bynajmniej nie był najstarszym mieszkańcem wioski, nie miał pojęcia dlaczego w ogóle nie ma młodzieży o dzieciach nie wspominając, bo z doświadczeń drakonida wynikało, że przekrój wiekowy przeciętnej wioski jest całkowicie odwrotny.
Towarzysz gada widocznie zauważył jego zdziwienie, bo wnosząc skrzynki po drewnianych schodkach na deski mola mu wyjaśnił.

-Pamiętaj, że wbrew pozorom jest to cześć więzienia, tutaj zsyłają więźniów zbyt starych do pracy w kopalni, a wracając do twojego transportu – strażnik więzienny zawsze po przypłynięciu idzie do Grauczuka, to nasz taki lokalny handlarz, który prowadzi pocztę, więc polecam ci przejść się do niego, tak się składa, że też się niego wybieram, bo mam kilka fantów do schandlowania, więc mogę cię zaprowadzić. –dokończył wyładowywując ostatnią skrzynkę.
-Pomożesz mi z nimi? Tak szybciej dojdziemy. –dodał po chwili.

***

Widocznie goblinowi jezyk musiał się szybko rozwiązać, bo elfowie nie musieli długo czekać na Farawel, która o dziwo udzieliła rzeczowej odpowiedzi.

-Naszym celem jest urząd pocztowy, tam poczekamy na strażnika więziennego, przy odrobinie szczęścia powinien być za jakaś godzinę, do tego mamy tam do odebrania kilka „moich przesyłek”, przy okazji już wiem jak ta reporterzyna mnie znalazła, ruszyła tropem tych przesyłek i po drodze nas znalazła, chyba trochę przegięłam z liczba tych paczek…
Półelf nie mając zbytniego wyboru ruszył za nią, ścieżka którą szli stała się szersza i zaczęła gwałtownie opadać w dół.
Wyglądało na to, że wioska jest położona w całkiem zacisznej kotlinie, świadczyły o tym całkiem rozłożyste drzewa rosnące wokół nich. Po chwili na tle szumu wiatru i morza dało się zidentyfikować szmer wody, przeszli jeszcze kilka kroków i ich oczom ukazał się niewielki strumień, który wpadał do stawu, bez wątpienia wykopanego ręcznie. Wszyscy z ochotą skorzystali z okazji napicia się zimnej wody, tylko Elibeth mała wyraźne problemy ze wstaniem:

-Muszę odpocząć, ta rana jest gorsza niż myślałam – wyszeptała wspierając się na ramieniu Nigressa.
-Spokojnie, już tylko kawałek – odpowiedziała Farawell.

Dalsza trasa była zgodna z wizją, droga utwardzona kamieniami, niezbyt okazała kamienne chaty po obu jej stronach. Po drodze spotkali stosunkowe niewiele istot, ot podstarzały gnoll z siekierą na ramieniu minął ich nieufnie się przyglądając, podobna reakcja spotkała ich ze strony dwóch zgarbionych i pomarszczonych goblinic, które siedziały na ławie przed jedną z chat i skrobały ryby.
Było pustawo, jednak odgłos walenia młotem i szum głosów, świadczył, ze życie koncentrowało się bliżej brzegu, gdy doszli do centrum wioski (skrzyżowanie dwóch ścieżek) od razu zauważyli cel swojej podróży.
Budynek może nie wyróżniał się rozmiarem czy techniką wykonania, ale ściany pomalowane na oczojebny pomarańczowy kolor wraz z dachem z blachy falistej były wystarczająco oryginalne na tle reszty. Przy bliższych oględzinach dało się zauważyć blaszany komin, kilka pordzewiałych narzędzi opartych o ścianę frontową obok ławki, a także dwa szklane okna.

Nad drzwiami były trzy znaki: koperta, skrzyżowana siekiera z młotem oraz mieszka z wysypującymi się monetami.
Półsuka niewiele myśląc podeszła i zaczęła głośno walić w nie walić
-Otwarte! –odpowiedział głos zza drzwi.
Zachęcona tym Farewell potraktowała drzwi z kopa, ledwo drgnęły…
-Ale trzeba nacisnąć klamkę! –dodał głos.
-Tego już się sama domyśliłam –wyjęczała hybryda i wkuśtykała do środka.

Gdy Nigress wszedł i zamknął wejście, hybryda już siedziała z Elibeth na ławie, zaś całe towarzystwo było uważnie lustrowane przez goblina w średnim wieku zza biurka domowej roboty na którym znajdował się… komputer?
-Witam panno Farewell, ciebie oraz twych towarzyszy, jednak spodziewałem ciebie kilka dni temu.
-Witaj Grauczak, jak widzisz po drodze miałam kilka komplikacji, jak ta –to mówiąc rzuciła złapanego goblina na biurko – jednak mam nadzieję, że jeszcze się załapiemy na transport.
-Fotoreporter? – zapytał retorycznie goblin – a te elfy… to znaczy twoi dwaj towarzysze, to…?
-Nigress O”Fanath, którego wzięłam ze sobą oraz Elibeth, tak to kobieta, która niedawno do nas dołączyła –błyskawicznie odpowiedziała półsukna.
-Zatem witam w moich skromnych progach, czujcie się jak u siebie, Bazalk powinien niedługo przypłynąć.
-Na dobry początek, możesz nam zaparzyć guarany.
-Wiedziałem, ze od tego zaczniesz - stwierdził goblin wstając zza biurka.
-Po coś ci ją wysłałam, przy okazji rzuć się jakąś apteczką, mamy tu ranę do opatrzenie.
-No patrz, przygotowałem ją sobie, będąc pewnien, ze po twoim przybyciu krew się poleje, a tu proszę, mamy coś od ręki –odparł rzucając białe pudełko na blat.
Półsuka niewiele czekając zgarnęła medykamenty i wróciła się Elibeth, zerwała jej prowizoryczny opatrunek na co elfka syknęła z bólu, jednak niezrażona półgobelinka, oczyściła ranę, a gdy popłynęła świeża krew lubieżnie przejechała po niej językiem, na co elfka wyraźnie się wzdrygnęła.
Półsuka tylko cmoknęła jak koneser win i stwierdziła:
-Zalecam więcej czerwonego mięsa, bo masz krew taką bez… wyrazu kochana!
-Nie możesz tego zdezynfekować? –zapytała zdegustowana.
-To nie wiesz, że ślina gnoili ma działanie odkażające? –odparła z cwanym uśmiechem.

W tym momencie gospodarz który w międzyczasie zniknął za ścianką i wrócił z naręczem kubków.
Po chwili Nigress został usadzony z młodym goblinem pod oknem naprzeciw wejścia, między łóżkiem a regałem książek.
Generalnie pomieszczenie było całkiem funkcjonalne, wychyliwszy się w prawo mógł dostrzec szafki kuchenne, piecyk który stał obok łóżka, na lewo obok regału było przejście do następnego pomieszczenia. Ława na której siedział była pościelona całkiem wygodnym kocem, a na podłodze leżały stare sieci rybackie mające pewnie symulować dywan. Na biurku z komputerem stało również radio, które cicho grało jakąś muzykę wybijaną a bębnach.
Na końcu skupił wzrok na kubku który ściskał w dłoniach, miał nieco starty nadruk przedstawiający młodszą wersję gospodarza, z napisem „Grauczuk Ogniodech spali stary mech!” Nagle półkredensowi przypomniał się katem oka zauważony w telewizorze spot wiadomości, jakieś głośnej afery, rolniczej czy rybackiej z tytułem „ Grupa Ogniodecha miała pecha?”.

-Fajny ptak elfie –rzucił zza pleców straszy goblin rozpalając w piecu.

***

I tak Greg ostatni raz ruszył trasą którą znał na pamięć, 40 kroków lewo wzdłuż korytarza, klatka schodowa, 50 kroków w dół i jest na parterze, 60 kroków głównym korytarzem i stoi przed wejściem do stołówki. Jak na więzienie tych rozmiarów nie była duża, 10 stołów z ławami na jakieś 200 istot, Shred dobrze pamiętał ile było kombinowania, żeby tak to rozplanować, aby wykorzystanie sił przerobowych kucharzy było równomierne. Jednak obecnie sala świeciła pustkami, a najgłośniejszym obiektem był głośnik nadający miejscową stacje radiową, widocznie większość więźniów korzystała z dnia wolnego i wciąż wylegiwała się w swoich „pokojach”.
Przynajmniej kucharze już byli na nogach, ale dopiero co zaczęli gotować, bo po wzięciu sobie blaszanej tacy ze stosu, bo Butler miał do wyboru: placki zbożowe, suszone ryby, sałatkę z wodorostów i suszone glony, chociaż na końcu „lady” stała taca ze stosikiem czegoś pokrojonego w kostkę, miało niebieski kolor, i chociaż Shred nie wiedział co to jest to wyglądało całkiem apetycznie.

***
Nosiciel wyszedł.
Nie wziął bagaży, a z ruchów jego żołądka można wywnioskować, że poszedł coś zjeść.

Po tej krótkiej analizie Placek postanowił dalej pozostać w swojej kryjówce i niewiele przejmować się gargulcem, co prawda łaził po pomieszczeniu i przestawiał wszelkie możliwie przedmioty, ale to raczej było mało interesujące, przynajmniej póki nie położył torby z nim w środku na biurku.

Wypakowywanie rzeczy może nie było zbyt niepokojące, ale otwieranie pudełka z nim w środku już bardziej, a już Plackowi Z Galaretką w ogóle nie podobała się przyspieszona akcja serca gargulca, zwiększone wydzielanie śliny oraz to, że odszedł na bok by wziąć kawałek metalu służący do krojenia.
Chyba będzie musiał coś z nim zrobić.
***
Kirinotaur powoli się podkradał pod przeciwników, szło mu całkiem nieźle, ale prawda była taka, że gnolle były tak zaaferowane poczynaniami towarzyszy, że nawet stepowaniem by ich nie rozproszył, nawet nic dziwnego, zostało 5 metrów do zniwelowania dystansu na tyle by zniwelować przewagę odległości broniących się. Za to leperachun wiercił się tylko coraz bardziej, aż końcu wypalił zduszonym okrzykiem:

-Za tobą! –był na tyle sugestywny, że druid odwrócił się do tyłu, akurat tak by przywalić drągiem goblinowi który już prężył się od skoku, skutecznie powalając go na ziemię, nagle przypomniało mu się, że najpierw zobaczył 10 sylwetek, a skradając się dalej widział tylko 9, no cóż uprzedził atak „zaginionego”, jednak gobelin jęknął na tyle głośno, by zainteresować swoich towarzyszy, oderwanych od poprzedniego zajęcia przez leperachuna.
Byli w odległości 5 metrów jak rzucili się na niego z pałkami, chociaż skrępowany skrzat udowodnił, że mordę ma nie od parady i capnął zębami stopę gnolla co go nieco przyhamowało.

***
Oglądanie pozostałości po dawnej bitwie było całkiem interesujące, jednak przewodnik Psivy w pewnym momencie wyciągnął sobie coś z kieszeni i rzucił na to okiem, cokolwiek to było spowodowało to u niego gwałtowne zestresowanie się, co znalazło odzwierciedlenie w reakcji.

-Hej Ecletica, nie wiem jak ty, ale ja muszę lecieć, bo za kwadrans zaczyna mi się audycja poranna, jak chcesz to możesz mi towarzyszyć.
Symbiotka oczywiście skorzystała z okazji i ruszyła za gargulcem który teraz pośpiesznie przebył resztę trasy do wieży, po wejściu przez przeszklone drzwi bynajmniej nie zwolnił, toteż żywiołaczka zdołała zauważyć, jedynie bufet w którym siedziała jakaś grupka gargulców (niektórzy mieli bębny), ogólny bajzel, oraz wejście na klatkę schodową, jednak gargulec, podszedł do drzwi w ścianę, które po naciśnięciu guzika się otworzyły, gdy weszli przewodnik nacisnął pierwszy przycisk i pomieszczenie ruszyło w górę, ich „podróż” trochę trwała dłuższą chwilę, gdy w końcu stanęli towarzysz Elclecticy pospiesznie wszedł do niewielkiego ciemnego pomieszczenia wieńczącego klatkę schodową, przed nimi znajdowały się z drzwi, na których znajdował się znak zakazu palenia, picia i palenia.
Po otworzeniu drzwi owiał ich siny dym, a gargulec potknął się o jakąś butelkę.

-No wreszcie jesteś! Myśleliśmy, że już nie wrócisz! –przywitał ich gargulec spoglądając znad kupy kartek na niewielkim stoliku.
-Zbędne zmartwienie, w przeciwieństwie do was używam zegarka, za ile wchodzimy?
-Spokojnie didżej Zadyma da nam chwilę na przygotowanie, lepiej przedstaw nam swoją towarzyszkę.
-No tak, chłopaki to Ecletica, Eclectica to jest Jadait - wskazując na ich rozmówcę - Morphen –to był kolejny gargulec który ze słuchawkami na głowie siedział przed jakimś ekranem i zdawał się nie widzieć niczego więcej – a to Karath –dodał wskazując na gnolla siedzącego przy mikrofonie z petem w dłoni.
-Jakbyś coś chciała do picia to lodówka jest tam - dodał nowo poznany gargulec wskazując na coś wyglądające na stalowy sejf –a teraz choć mi pomóc trochę zredagować ten bajzel.

I tak żywiołaczka została zostawiona sama sobie, przynajmniej widok z całkowicie przeszklonego pomieszczenia był całkiem niezły. Samo w sobie również było całkiem przestronne, całe towarzystwo nie zajmowało nawet ćwierci miejsca, ale widocznie więcej istot naraz nie musiało tutaj przebywać.
Z ciekawości przyjrzała się nowopoznanym: Morphen pomimo statyczności intensywnie przesłuchiwał różne pasma łączności, Jadait nawet kreśląc coś na kartkach emanował „Tumiwisizmem”, ale Karath z nogami położonymi na panelu powoli zawijający skręta z ziół które przyniósł Silk-han pokazywał, że stoi znaczniej wyżej w rozwoju, osiągając poziom „Tumiwyjebanizm”

AmiDaDeer PW
28 listopada 2010, 20:59
O nikczemny! Do tego więc zmierzasz, byś posilił się mym pięknym ciałem?! Niechaj mają Cię w opiece wszechmogące Żywioły - biada na Ciebie spadnie niechybnie! Tylkoś myśl wywołał w swym beznadziejnym umyśle, poczymś zdechł jak gołąb, co swego pana dziobał! Bo ja tu jestem tym, coś słuchać był powinien. Niejakoż śmiercim się uchylił krocie, to i teraz trudu mego nie poznasz. Jakom jest Placek Z Galaretką - Z Galaretką Placek, i drugiego takiego nie znajdziesz, choćbyś gwiazdy gwiazd przebył i wzrok miał tęższy od najzmyślniejszych z najzmyślniejszych ptaków w tymże wszechświecie nieskończonym, a ograniczonym - powiadam!

I już chybioczę swe ciało w przestrzeni - ku twemu zdziwieniu, Rzygaczu! I takoż w swym zdziwieniu żeś prawie wrzasnął, ale próżne twe próby.

SSSSSIOOOOOOOOOORRRRRRRB-.

Chwila ledwo minęła, a już Twój łeb nader prosty w mych truskawkach. Zapakowałeś mię teraz do mej kryjówki - bo taka moja wola. A więc teraz bierz mnie w pudełku i idźże. Tak, idziesz pięknie. W stronę Nosiciela podążaj. Niechże ja się dowiem, dokąd poszedł.

Siorrb...

Irhak PW
28 listopada 2010, 22:02
- Wiem... i nie, nie jest do jedzenia - szybko odparł Ningress. - A tak poza tym, to jestem tylko po części elfem... mam, jak by to niektórzy określili, bardziej zanieczyszczoną krew od tej pół-gnollki... a swoją drogą, czy tylko ja nie jestem ranny przebywając w jej obecności dłuższy czas?

Wiwern PW
1 grudnia 2010, 20:46
Gregory podszedł powolnym krokiem i zaczął się oblizywać łakomie. Humor mu dopisywał.
- Mh... Na mój ostatni posiłek poproszę to wspaniałe uosobienie piękna świata zawarte w kwadratowej kosteczce. Kolor tego cudeńka przypomina mi niebo nad planetą z mojej młodości. Poza tym jestem cholernie głodny, więc się pospieszcie.

Wiewek PW
2 grudnia 2010, 08:49
- Z chęcią pomogę - odparł Zdzich i przyjrzał się ilości skrzynek.
- Trzeba będzie się wracać, prawda? - spytał.
- Pewnie, że tak, nie ma łatwo - odpowiedział goblin i wziął jedną skrzynkę. Drakonid poszedł w ślady swojego przewodnika i ruszył za nim.

Xelacient PW
4 grudnia 2010, 15:38
Podczas gdy Eclectica stała obserwując panoramę wyspy, Karath w końcu odpalił sobie własnoręcznie zrobionego skręta, po czym wychylił się za odsunięta szybę i krzyknął:
-Metron! Masz prognozę pogody?!
-Jeszcze chwila! -padło w odpowiedzi
Na to gnoll coś mamrocząc pod nosem usiadł z powrotem na fotelu (tym razem w pozycji standardowej, założył słuchawki na uszy) nacisnął przycisk obok mikrofonu i zaczął audycję:
-Dzieeeeń Dobryyy! Większość z was dzisiaj odlatuje dlatego odpuszczę wam poranny serwis informacyjny i puszczę wam jakiś energiczny kawałek na rozbudzenie!
Po czym coś coś po majstrował joystickiem na ekranie i dała się posłyszeć całkiem energiczna muzyka. muzyka

***

Jesli pierwszym krokiem do pokonania czegoś jest zrozumienie tego, to gargulec stracił nagi, no prawie, jednak nie zmieniało to faktu, że ofiara mocy "Przybysza" runęła jak długa na podłogę nie mogąc skoordynować myśli po czymś... czego nawet nie była w stanie określić.
Na szczęście po chwili wstała bezwiednie wymawiając "sioorb" wykonał polecenia placka, i wyruszył za "Nosicielem" pomimo starań nieco chwiejnym krokiem.

***

Teoretycznie stołówka była samoobsługowa, w praktyce zanim Butler się obejrzał stał już przy nim człowiek, ale tak mizernej postury, że w porównaniu ze Shredem wyglądał jak przedstawiciel innej rasy (i pewnie dlatego nie wyrabiał w kopalni, ale dzięki wstawiennictwu Grega dostał etat w kuchni), pomimo tego sprawnie nałożył pokaźną porcje żądanego smakołyku na porcelanowy talerz spod lady i przysuwając go rzekł:

-Dobry wybór panie Shred ta kandyzowana fenghra jest pozostałością z programu "lepszego odżywiania więźniów", jakby nie patrzeć to miły gest ze strony gargulców, ze na odchodne wrzuciły ją do menu. Jednak radziłbym panu wziąć sobie do tego placek zbożowy, bo te słodycze nie są zbyt pożywne. I niech pan jeszcze poczeka chwile to zaparzę guarany.

Shred nie mając nic przeciwko czekał wsparty o ladę, kątem oka obserwując kuchenną krzątaninę, posłuchał sobie głosu jakiegoś gnolla z głośnika, który na szczęście został szybko zastąpiony przez muzykę, gdy w wejściu na salę stanął Bazalk, stał tak trochę sztywno, a na dodatek trzymał w rękach pudełko w którym... jadł wczoraj śniadanie?

***
I tak Riszczak ruszył wraz ze Zbigniewem przez wioskę, goblin pozdrawiał spotkane po drodze istoty które przyglądały się draconidowi z ciekawością, jednak goblin nie przystawał po drodze, co miała bardzo pozytywny wpływ na nastrój gada, a także tempo marszu, więc po chwili stanęli przed drzwiami niewielkiego budynku pomalowanego na wściekle pomarańczowy kolor o dachu z blachy falistej.
Stary goblin niewiele czekając nacisnął łokciem klamkę i wszedł do środka z miejsca się witając:
-Grauczuk towar przyszedł! Poza tym masz gościa! -zawołał stawiając swoją skrzynkę na biurku.
Zdich szybko poszedł w jego ślad i wtedy zauważył w drugiej części pomieszczenia znajomo wyglądającego kruka, ale uwagę draconida przykuł elf (na ramieniu którego siedział ów ptak) z którym skrzyżował spojrzenie.

***

Goblin z niedowierzaniem spojrzał na półelfa.
-Spędziłeś z nia kilka dni i ani razu nie upuściła cię krwi, chyba łączy was specyficzna więź, ale skoro ty też... nieważne, bo widzisz swojego czasu przywaliła matce tak, ze ta straciła przytomność...
-Dzięki temu nikt nie zauważył, że schlała się jak hydra -przerwała Farewell podprowadzając Elibeth bliżej i sadzając ją fotelu.
-Grauczuk, gdzie mój sprzęt?
-Za drzwiami na lewym regale, w pudłach obwiązanych różową wstążką.
-No to dajcie mi chwilkę, bo muszę coś przymierzyć - po czym przeszła do drugiego pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
-Nagle zrobiła się milsza -stwierdziła Elibeth, wygodnie sie rozkładajac w całkiem sporym fotelu.
-Ja domyślam się dlaczego, ale chyba nie chcesz tego słyszeć -Odparł gospodarz po czym poszedł ściszyć radio, bo nagle zaczęło głośniej nadawać.
Wtedy też weszły dwie istoty niosące skrzynie, pierwsza z nich była goblinem, ale drugą Nigress skojarzył dopiero jak odłożyła skrzynie na biurko, i skrzyżowała z nim spojrzenie...
był to ten fioletowy gad z wizji!

Wiwern PW
4 grudnia 2010, 17:32
- Bazalk! Chodź! Podzielę się z tobą. "Szef kuchni" poleca placki. Myślę, że to doskonały wybór. Co o tym sądzisz?

Greg po chwili namysłu stwierdził, że Bazalk szybko sprząta. Sprawny sługus byłby na tej wojnie przydatny. Może uda się go jakoś wcisnąć na misję?
strona: 1 - 2 - 3 - 4 ... 8 - 9 - 10
temat: [RPG] Wojna Żywiołow: Dzień Pioniera

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel