Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Podziemna Tawernatemat: Wiara i religia
komnata: Podziemna Tawerna
strona: 1 - 2 - 3 - 4 - 5 - 6 - 7

Solmyr PW
4 października 2007, 17:38
Skoro wiara to głupota, to ateizm to kretynizm. I co mi zrobisz, potężny Rabicanie? Powiesz: licz się ze słowami? Dlaczego piszesz, że o gustach i kolorach się nie dyskutuje, skoro parę słów wcześniej już wyraziłeś swoją opinię?

Jeśli chodzi o zmartwychwstanie, to dobrze wiesz, że nie ma innych, niezaleznych i wiarygodnych źródeł, bo ci którzy w to nie uwierzyli nie spisali tego, a ci którzy uwierzyli, stali się źródłem nie niezależnym.

Vatras PW
4 października 2007, 18:11
Solmyr:
Jeśli chodzi o zmartwychwstanie, to dobrze wiesz, że nie ma innych, niezaleznych i wiarygodnych źródeł, bo ci którzy w to nie uwierzyli nie spisali tego, a ci którzy uwierzyli, stali się źródłem nie niezależnym.

W ten sposób można każde źródło historyczne uznać za nieobiektywne. Przecież ci, którzy nie uwierzyli w zwycięstwo Polski pod Grunwaldem, nie spisali swych spostrzeżeń, a wersja Polaków (i kronikarzy innych narodowości - ci pewnie zostali przez naszych przodków przekupieni), którzy uwierzyli we własny sukces, nie jest już niezależna.
Faktem historycznym jest fakt, że Jezus żył i został skazany przez Piłata na śmierć. Potwierdzają to chociażby dokumenty rzymskie (wyegzorcyzmujcie mnie ale nie pamiętam w tej chwili jakie dokładnie) i żydowskie. Nie jest tam napisane, że Chrystus zmartwychwstał. Uznawanie Biblii za pewne źródło historyczne ma taki sam sens, jak historyczne przedstawienie wojny trojańskiej wyłącznie opierając się na Iliadzie. Wiadomo, że część rzeczy opisanych tam wydarzyło się naprawdę (wyemigrowanie Żydów z Egiptu, czy zburzenie Troi), o reszcie historycy nie mogą się wypowiadać (rozstąpienie się Morza Czerwonego, udział bogów w walkach o Troję).

Alistair PW
4 października 2007, 19:20
Polecam książkę Klucz Hirama autorstwa Christophera Knighta i Roberta Lomasa. Myślę, ze jest to pozycja podobnie kontrowersyjna co Kod Leonardo da Vinci. Opisuje ona dzieje Chrystusa w kontekście dziejów Masonów, gdzie Jezus Chrystus wraz z Jezusem Barabaszem stanowili dwa filary władzy masońskiej - kolumnę boską, niebiańską i kolumnę królewską, ziemską. Bardziej kontrowersyjne jest twierdzenie autorów, że to Jezus Barabasz był Synem Bożym, reprezentantem filaru boskiego, a nie Jezus Chrystus. Książka ta tłumaczy nawet zmartwychwstanie Jezusa jako symbol przekonań Masonów. Więcej na ten temat nie mogę napisać, gdyż książkę czytałem bardzo dawno, ale chyba będę musiał spróbować ją wypożyczyć znowu, jeśli nikt jej jeszcze nie ukradł ;)

Rabican PW
4 października 2007, 23:09
tymolord:
Jesteś antysemitą?
Masz OUN? Jeżeli tak, to dlaczego z niego nie korzystasz?

tymolord:
Jeśli nie czujesz Boga to chyba wiemy teraz skąd się biorą ateiści...
Ateiści rozmnażają się poprzez pączkowanie, raz do roku.

tymolord:
Nie mają tego "czucia".
A teiści nie mają racjonalnego podejścia do rzeczywistości.


Teraz serio: cytowany powyżej post Twojego autorstwa był wybitnie nieprzemyślany i moim zdaniem nie przedstawia w dyskusji żadnej wartości. Dlatego nie zamierzam z nim – tudzież podobnymi wiadomościami – dyskutować. Zamierzam je usuwać. Powstrzymać mnie może tylko wyraźna sugestia Starożytnych i/ lub Filusa, ale to raczej drogą prywatną, a i tak wątpię, aby miało miejsce. Jeśli nie chcesz pisać na darmo, pisz z większym sensem.


Ptakuba:
Mam niezwykły dar przewidywania! Wiedziałem, że zaraz zaczną się namowy do swojej religii, jestem genialny!
Niektórzy jeszcze z tego nie wyrośli. Ja na szczęście już tak.

Solmyr:
Skoro wiara to głupota, to ateizm to kretynizm.
Głupota = irracjonalizm. Czytaj ze zrozumieniem. I nie myl pojęć.

Vatras:
Faktem historycznym jest fakt, że Jezus żył i został skazany przez Piłata na śmierć.
Korzystając z okazji, polecam film Tajemnice Biblii: Rywale Jezusa.


Pozdrawiam serdecznie.
R.

vinius PW
5 października 2007, 09:59
A istnieją ateiści na łożu śmierci? Poczekamy to -dziesiąt lat i pogadamy?

Cuthbert2 PW
5 października 2007, 12:39
No, no dawno mnie tu nie było i taki smaczny temat się pojawił :). No to krótko. Jestem niechrześcijaninem (praktykuję zen) i uważam, że każdy ma prawo po swojemu iść do transcendencji. Nikogo nie nawracam i sam nie chcę być nawracany. Co do religii (pluralis), to stosuję biblijną zasadę "po owocach ich poznacie". Niektóre, ku mojemu żalowi, nieco odeszły od swoich szczytnych założeń. Które? Nie napiszę bo ktoś tam może poczuć się urażony. Jeszcze jedno, kochani moi, nie można wyznawać religii na 50% można tylko na 100%. Jak to Jezus powiedział "Przeto iż jesteś ani zimny ani gorący, wyrzucam cię z ust moich". Niestety zauważyłem tutaj sporo "letniości" religijnej. "Jestem katolikiem ale...". Niestety, nie ma "ale"! Albo nim jesteś albo nie i tyle.

Edit:
Rabican, nie jesteś przypadkiem trochę zajadły? Atakujesz to biedne chrześcijaństwo jak jakiś ateistyczny krzyżowiec. Po co? Jak powiedział pewien mądry rabin "Jeśli nie ma tam Boga, to przepadnie, a jeśli jest to nie warto atakować" i tyle. Wyluzuj chłopie bo na wylew się załapiesz ;P

filusfilusNa przyszłość proszę edytować - nie pisać post pod postem.

Ptakuba PW
5 października 2007, 18:39
@Rabi: Racja, ty namawiasz do swojego braku wiary... Nie mam pojęcia po co ten temat... Na mnie gadają, a teraz sami nie lepsi...

Rabican PW
5 października 2007, 19:16
Vinius:
A istnieją ateiści na łożu śmierci? Poczekamy to -dziesiąt lat i pogadamy?
Swego czasu jedna z moich, hmm, koleżanek stwierdziła, że nie lubi Holendrów, bo są za eutanazją i aborcją. Pomijając dyskusję na temat powyższych, podobne uogólnianie uważam za żałosne i prymitywne. To tak, jakbym zapytał, czy istnieją głęboko i szczerze wierzący katolicy, w domyśle dając do zrozumienia, że takowych nie ma. Poznałem jednak zaledwie nikły ułamek katolickiej ludności i nawet jeśli uważam, że wiem swoje, jestem najmądrzejszy i nikt mnie nie przekona do zmiany poglądów, nie mam prawa do osądzania innych ludzi. Zwłaszcza w taki sposób jak moja koleżanka tudzież Vinius, z użyciem wyssanych z palca i krzywdzących ogólników.

Cuthbert:
Niestety zauważyłem tutaj sporo "letniości" religijnej. "Jestem katolikiem ale...". Niestety, nie ma "ale"! Albo nim jesteś albo nie i tyle.
To "ale" to często niechęć do Kościoła lub brak akceptacji jego dogmatów. Niestety, żyjemy w państwie, w którym trudno być niekatolikiem i wielu ludzi, którzy z chęcią odeszliby od Kościoła, decyduje się na bycie w nim dla szeroko rozumianego świętego spokoju. Bo inaczej ludzie będą ich szykanować (często nawet najbliższa rodzina!), ukochana osoba należąca do Kościoła urządzi awanturę, bo chce przecież ślubu kościelnego, a dzieci będą miały trudniej, gdyż będą nieochrzczone. Tak postępuje jeden z moich przyjaciół. I nie dziwię mu się. Sam przeżyłem w życiu wiele prześladowań i dziesiątki prób nawrócenia, często na siłę, i zaręczam – to naprawdę nic miłego.

Cuthbert:
Rabican, nie jesteś przypadkiem trochę zajadły? Atakujesz to biedne chrześcijaństwo jak jakiś ateistyczny krzyżowiec. Po co?
Mój udział w dyskusji jest w tym wypadku celem samym w sobie. W tym temacie i tak do consensusu się nie dojdzie, ale jeśli już powstał (temat, nie consensus), to dlaczego się w nim nie wypowiedzieć, nie przedstawić swych poglądów i nie wziąć udziału w polemice? Może wydawać się inaczej, jednak w mym postępowaniu nie ma zajadłości – nawet zimnej. Ja po prostu bronię swego stanowiska. Jeżeli wytykam wady religii, traktuję to jako argument – nie wtrącam się do spraw wiary, której się wyrzekłem. A tym mocniej atakuję, im mocniej jestem atakowany, i tym mocniej kąsam, im mocniej ktoś próbuje mnie kopnąć. Nie zamierzam być dla nikogo lepszy, niż on jest dla mnie.

Zastanowiłbym się nad nazywaniem chrześcijaństwa biednym. Chrześcijaństwo było dawno temu prześladowane (obecnie jest bodaj tylko w krajach muzułmańskich), jednak gdy tylko zdobyło swobodę, zaczęło prześladować wszystko inne, od innowierców począwszy, na "dewiantach" skończywszy. Nie mamy już na szczęście totalitarnego systemu zbliżonego do tego ze średniowiecza, nie zmienia to jednak faktu, że prześladowania są na porządku dziennym. Ileż to razy byłem nazywany bezbożnikiem – jeszcze jako chrześcijanin! – a moja przyjaciółka – neopoganka – nie mogła nosić swych symboli religijnych? Ileż obrzydliwych paszkwili na świadków Jehowy już widziałem?

Ptakuba:
@Rabi: Racja, ty namawiasz do swojego braku wiary... Nie mam pojęcia po co ten temat... Na mnie gadają, a teraz sami nie lepsi...
Proszę? Że niby gdzie? Nie mam najmniejszego zamiaru nikogo nawracać. Zmiana religii powinna moim zdaniem wynikać z własnych przemyśleń. To prawda, ich powodem może stać się przeczytanie czyjejś wypowiedzi, lecz wyraźnych sugestii, apelów, nie wspominając o przekonywaniu przy pomocy argumentu siłowego (że nie będę pokazywał palcami...) nie uznaję. Primo, gdyż takie nawrócenie jest zwykle równie niewiele warte, co chrzest Polski (nie patrząc na politykę). Secundo, ponieważ nijak mnie nie obchodzi, czy i kogo ktoś czci. Wśród znajomych mam m.in. katolika, umiarkowanego (anty)chrześcijanina, neopogankę i silnego ateistę. Nijak mi to nie przeszkadza i nie zamierzam nikogo przekonywać.


Pozdrawiam serdecznie.
R.

Cuthbert2 PW
5 października 2007, 21:20
Rabicanie miły! Co ty7 znów opowiadasz, trudno nie być chrześcijaninem? To skąd się do cholery wziąłem, z kosmosu? A może mnie Amerykanie ze stonką w latach 50-tych zrzucili? Jeśli jesteś pewny swoich racji, to nieudolne próby nawracania ci nie porobią. Te skuteczniejsze pokażą tylko ile są dla ciebie warte twoje własne przekonania. Jeszcze jedno i tyczy się to wszystkich. Zamiast starać się zobaczyć świat taki jakim jest, przeważnie macie ideologie pro- lub antyreligijne. A pomyśleć samemu to już nie łaska? Jeśli w trakcie tego myślenia jakieś fakty nie będą wam do ideologii pasować to walnijcie ją w krzaki, bo tam jest miejsce wszelkich ideologii.
@ filus przepraszam, zagalopowałem się już będę edytował, jak bum cyk cyk (tu grzmocę się z mocą po owłosionej {miernie} klacie)

Alamar PW
5 października 2007, 21:39
Zanim się do końca pożrecie, radzę obejrzeć krótki filmik o dominującym systemie wierzeń na Ziemi w przyszłości wg. jednej z wizji.
I wziąć sobie to "do serca".

Altair PW
5 października 2007, 21:44
Swoją drogą to ateiści wierzą w większe "cuda" niż chrześcijanie i pewnie dlatego tak trudno im żyć. :>

Cuthbert2 PW
5 października 2007, 21:53
@Altair szacunku dla cudzej niewiary. Nie musisz się z nim zgadzać ale obrażać go nie powinieneś. Ty masz swoje za uszami a on swoje i tyle. Nie jesteś ani lepszy, ani gorszy od Rabiego

Qui PW
5 października 2007, 22:30
Ciekawe rzeczy tu wypisujecie, oj ciekawe...

Viktoriusz J. Lezublideusz:
Qui, do mnie też silniej mówi czucie i wiara, niż "mędrca" szkiełko i oko, oni (ci, o których pisałeś) naprawdę widzą świat w proszku, nie znają prawd żywych, nie zobaczą cudu.

Ot, żeś tu takim romantycznym cytatem rzucił mości Viktoriuszu, że aż sprostować muszę... Nie uważam, że "szkiełko i oko" to zły sposób poznawania świata, a wręcz przeciwnie, pod warunkiem jednak, że "mędrzec" nie zamknie oka gdy zobaczy coś, co nie pasuje do jego wizji rzeczywistości. Gdyż, niestety, są tacy, co w przypadku, gdy cud wyskoczy znienacka z krzaków i kopnie takiego w rzyć, wyjdą ze skóry, coby tylko znaleźć "racjonalne" wytłumaczenie, miast rozważyć fakt, iż może akurat mają niepowtarzalną okazję rozszerzyć granice ludzkiego pojmowania.

Vinius:
A istnieją ateiści na łożu śmierci? Poczekamy to -dziesiąt lat i pogadamy?

Jasne. Ponieważ, drogi Viniusie, wiara nie jest wyborem. To, że nie wierzę w Boga chrześcijan, to nie jest mój wybór. Po prostu nie wierzę i już, tak samo, jak Ty po prostu wierzysz. Nie wiem, przez co zdeterminowane są ludzkie wierzenia, ale z pewnością nie działa to tak jak włącznik światła, że ktoś sobie powie "od teraz jestem wierzący", czy też na odwrót. Wiara musi płynąć z wewnątrz, inaczej nie jest "prawdziwa". A ateista na łożu śmierci całkiem możliwe że się wyspowiada na wszelki wypadek, no bo w końcu co mu szkodzi, ale czy to znaczy, że uwierzył?

Solmyr:
I jeszce jedno, nasza obecna wiedza, tzn. naukowców nie potrafi wyjaśnić w jaki sposób doszło do Wielkiego Wybuchu, a skoro nie wie tego nauka i za szybko się nie dowie (lub nigdy) to można spokojnie stwierdzić, że wszystko (materia, energia, oddziaływania, czas itd.) pochodzi od jakiegoś pozazmysłowego absolutu, czyli np. Boga.

Według jakiejś wersji teorii strun nasz Wszechświat powstał z rozbicia Wszechświata 10-wymiarowego na 6-wymiarowy i 4-wymiarowy. Wyjaśnili? Tak. Udowodnili? Nie. Ale spokojnie można przyjąć taką wersję :P.

Rabican:
Teraz serio: cytowany powyżej post Twojego autorstwa był wybitnie nieprzemyślany i moim zdaniem nie przedstawia w dyskusji żadnej wartości. Dlatego nie zamierzam z nim – tudzież podobnymi wiadomościami – dyskutować. Zamierzam je usuwać.

Nie krępuj się.


A teraz... czas na herezje ;).

Jezus Chrystus urodził się, żył, nauczał, umarł na krzyżu. Co do tego raczej wszyscy są zgodni. Pytanie, czy był tylko człowiekiem, czy czymś więcej? Twierdził, iż jest synem Boga. Świetnie. Ale zgodnie z wiarą chrześcijańską wszyscy jesteśmy "dziećmi Bożymi", czyż nie? A syn to w końcu dziecko płci męskiej. Sprzeczność? Błąd w tłumaczeniu? A może... tak miało być?

Dalej... co różniło Jezusa od "zwykłych" śmiertelników? Oczywiście cuda. I co mamy w tej kwestii? Zamiana wody w wino, spacer po wodzie, rozmnożenie jedzenia. Czyli manipulacja materią nieożywioną. Uzdrawianie chorych siłą umysłu/woli (jak kto woli ;)). Wskrzeszenie Łazarza (aczkolwiek mocno wątpliwe, skoro tylko jedna Ewangelia o tym wspomina... a takie wskrzeszenie to nie byle co ;P). Poza tym wskrzeszeniem, to pozostałe rzeczy teoretycznie są możliwe (wg różnych poglądów uznających "nadnaturalne" ludzkiego umysłu), więc czemu od razu Jezus musi być Bogiem? Może po prostu był człowiekiem, który odkrył możliwości swojego umysłu? I jeszcze najważniejsze, czyli zmartwychwstanie... być może Jezus był w stanie po śmierci (znajdując się na płaszczyźnie astralnej) dokonać projekcji swojego ciała na Ziemię? Za tą opcją przemawia twierdzenie, że Jezus po swoim zmartwychwstaniu nie zakończył żywota śmiercią, tylko "wniebowstąpieniem".

Ta conajmniej dziwaczna teoria uwzględnia fakty "kanoniczne". Problem stanowi to, że Ewangelie powstały przynajmniej kilkadziesiąt lat po śmierci Jezusa, musiały przemawiać do zwykłego człowieka (coby każdy mógł pojąć), a ponadto musiały zostać prztłumaczone na język dla nas zrozumiały. Niestety obawiam się, że wiele treści mogło zostać zniekształconych, wypaczonych lub co gorsza uproszczonych. Na dodatek podobno istniało więcej Ewangelii, a Kościół wybrał sobie te najbardziej mu odpowiadające. Osobiście bardzo bym chciał poznać prawdziwą historię Jezusa. Prawdziwą, bez uproszczeń, bez faktów "z drugiej ręki" spisanych wiele lat po wydarzeniach... no ale chciać to sobie mogę. A szkoda, bo wszystko wskazuje na to, że była to postać naprawdę niezwykła.

I jeszcze na koniec...
Vinius:
Jezus Chrystus:
Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich.
...a resztę sobie wnioskujcie.

Owszem, wywnioskowałem... Jezus znał siłę zbiorowej intencji (a to akurat zostało udowodnio eksperymentalnie... jednakże każdy "szanujący się" naukowiec z pewnością dowiedzie nieprawidłowości w eksperymentach w około 3 minuty, więc nevermind that). Inna sprawa to to, że w kościele zbiorowej intencji raczej nie doświadczysz. Słowa się zachowały, znaczenie już nie.

Alistair PW
6 października 2007, 00:28
Ja ze swej strony dodam tyle: nie wiemy tak naprawdę nic. Co jeden filozof to jedna teoria.
"Klucz Hirama" opisuje dzieje Chrystusa i Barabasza jako Masonów i przede wszystkim ludzi. O tym już pisałem, więc nie ma sensu się powtarzać. Mogę dodać jedynie, że istnieje książka Benedykta XVI, która w pewien sposób nawiązuje do "Klucza..." przedstawiając Barabasza jako przeciwieństwo Jezusa, jego przeciwnika, nie będącego zwykłym przestępcą, lecz kimś znacznie ważniejszym, jako drugą obok Jezusa postać mesjańską (cokolwiek to znaczy). Oczywiście Papież traktuje Chrystusa jako Syna Boga, raczej trudno jest spodziewać się czegoś innego.

Znam książkę Hansa Zillmera pt. "Pomyłka Darwina", który obala teorię Darwina i jest w tym całkiem przekonywający. Oprócz tego próbuje udowodnić istnienie Atlantydy w obrębie Rowu Mariańskiego, gdyż stwierdza, że jesteśmy częścią innej planety, która się rozpadła w wyniku uderzenia ogromnego meteorytu. Nasza planeta nie jest względnie kulista czy owalna, lecz przypomina kształtem ziemniaka czy fasolę, z wgłębieniem w okolicy właśnie Rowu Mariańskiego. Autor stwierdza, że wysoko rozwinięta cywilizacja istniała kiedyś naprawdę. Jakiś czas temu głośna była sprawa znalezienia prototypu współczesnego procesora czy komputera, którego istnienie datowano na czasy starożytne. W piramidach egipskich są hieroglify przedstawiające żarówki, a nawet czołgi

Warto przeczytać też książkę "Ślady palców Bogów" o przewidywanym w 2012 roku końcu świata, przynajmniej takiego jaki znamy. Bynajmniej nie są to żadne proroctwa lecz ściśle matematyczne i astronomiczne obliczenia. Co ileś tysięcy lat nasza planeta zmienia nachylenie swej osi, stąd epoki lodowcowe. Antarktyda była kiedyś wyspą bez lodu. Co ciekawe znaleziono mapy tego obszaru pokazujące ją bez lodu. Zostało to potwierdzone dzięki nowoczesnym metodom, które pozwoliły na stworzenie współcześnie mapy prześwietlając niejako lód na Antarktydzie.

Nie zapominajmy również o książce, czy nawet książkach Dana Browna, który stwierdza m.in. to, że Maria Magdalena była żoną Jezusa. Notabene dawno już twierdzono, że np. Maryja miała bodajże z Józefem gromadkę dzieci jeszcze przed Jezusem, co obalało by kwestię jej dziewictwa. Dowodów na to nie posiadam, więc mogą to być zwykłe wymysły, natomiast teorię o Marii Magdalenie Dan Brown niewątpliwie dość przekonywająco przedstawił. Celowo nie piszę, że udowodnił, bo nie każdy musi się z tym zgodzić, zresztą została napisana książka będąca odpowiedzią na "Kod...". Jednakże uważam, że uzasadnił to na tyle mocno, by można by taką teorię uznać za alternatywę. Wielu ludzi przesadza z oburzeniem, gdyż "Kod..." jest bardziej powieścią sensacyjną niż historyczną bądź dokumentalną.

Piszę o tym dlatego, gdyż osobiście uważam, że tak naprawdę mamy marne szanse na poznanie prawdy w wielu nurtujących ludzi kwestiach. Nawet nie wiem czy warto nad nimi się zastanawiać, gdyż nie ma to większego wpływu na nasze życie. Sto parę lat życia człowieka to, przynajmniej na razie, kres naszego życia. Nieważne czy nasza planeta ma ok. 5 mld lat, czy (wg autora "Pomyłki Darwina) jest znacznie młodsza, to jednak nasze życie stanowi znikomą cząstkę tego okresu. Niewątpliwie jednak po zsumowaniu dorobku wszystkich ludzi powstaje niezwykła historia życia.

Jeśli można było obalić teorię Darwina, to można obalić wiele innych teorii, włącznie z teorią Zillmera. Co ciekawe teoria Darwina jest nauczana w niektórych częściach Stanów Zjednoczonych jako jedna z alternatyw, a nie jako teoria nie do obalenia. Jeśli Bóg istnieje, to na pewno nie jest taki jak przedstawiają nam kapłani (oni sami nie mają pojęcia jaki on jest i czy istnieje), o grzechu pierworodnym myślę, że powinniśmy zapomnieć, bo jest częścią starych dziejów. Napiętnowanie z powodu braku chrztu, czy w ogóle zmuszanie ludzi do chrztu, to przesada w XXI wieku. Znam przypadek ludzi, którzy mieli problem z pochowaniem na cmentarzu nowo narodzonego dziecka, które zmarło nie doczekawszy się chrztu. Dawno temu chrzczeni byli dorośli ludzie, a nie dzieci tuż po urodzeniu. Tak powinno być współcześnie, człowiek powinien świadomie podejmować decyzję o chrzcie. Poza tym twierdzenie, że każdy człowiek rodzi się z grzechem pierworodnym jest dla mnie jakąś bzdurą. Ukarany zanim zawinił? Z powodu błędu pierwszych ludzi? Być może. Dziwi mnie jednak, że nie został on zmazany gdy Jezus zmarł na krzyżu za nasze grzechu.

Najbardziej jednak mnie wkurza to, że wiele teorii staje się dogmatami nie do obalenia. Zamiast szukać prawdy i zrozumienia, kłócimy się o to kto nie ma racji. Chyba naprawdę trzeba by poznać Stwórcę i z nim porozmawiać, może wtedy poznalibyśmy prawdę (uzyskalibyśmy potwierdzenie jego istnienia). Niestety za wieloma teoriami idą olbrzymie pieniądze, przez co żyjemy w ignorancji i niewiedzy, poprzestając często na domysłach ukrytych w czterech ścianach.

Field PW
6 października 2007, 10:46
qui:
Jezus Chrystus urodził się, żył, nauczał, umarł na krzyżu. Co do tego raczej wszyscy są zgodni. Pytanie, czy był tylko człowiekiem, czy czymś więcej? Twierdził, iż jest synem Boga. Świetnie. Ale zgodnie z wiarą chrześcijańską wszyscy jesteśmy "dziećmi Bożymi", czyż nie? A syn to w końcu dziecko płci męskiej. Sprzeczność? Błąd w tłumaczeniu? A może... tak miało być?
Prawdopodobnie niezręczność tłumaczenia, bo w greckim istnieją dwa rzeczowniki, które się odnoszą do syna: ό υίος - syn i ό/ή/tό παίς - co znaczy dziecko i, w przeciwieństwie do j. polskiego, może oznaczać zarówno syna jak i córkę (a także po prostu "dziecko") - zależnie od kontekstu. Problemy w tłumaczeniu... no i jeszcze parę semantyzmów. Jeśli jakieś dodatkowe pytanie odnośnie "synostwa" Bożego, to czekam. Na razie odniosłem się do tłumaczenia.

qui:
Dalej... co różniło Jezusa od "zwykłych" śmiertelników? Oczywiście cuda. I co mamy w tej kwestii? Zamiana wody w wino, spacer po wodzie, rozmnożenie jedzenia. Czyli manipulacja materią nieożywioną. Uzdrawianie chorych siłą umysłu/woli (jak kto woli ;)). Wskrzeszenie Łazarza (aczkolwiek mocno wątpliwe, skoro tylko jedna Ewangelia o tym wspomina... a takie wskrzeszenie to nie byle co ;P). Poza tym wskrzeszeniem, to pozostałe rzeczy teoretycznie są możliwe (wg różnych poglądów uznających "nadnaturalne" ludzkiego umysłu), więc czemu od razu Jezus musi być Bogiem? Może po prostu był człowiekiem, który odkrył możliwości swojego umysłu? I jeszcze najważniejsze, czyli zmartwychwstanie... być może Jezus był w stanie po śmierci (znajdując się na płaszczyźnie astralnej) dokonać projekcji swojego ciała na Ziemię? Za tą opcją przemawia twierdzenie, że Jezus po swoim zmartwychwstaniu nie zakończył żywota śmiercią, tylko "wniebowstąpieniem".
Ale nie zwracasz już uwagi na to, co Chrystus sam o tym sądzi.

qui:
Niestety obawiam się, że wiele treści mogło zostać zniekształconych, wypaczonych lub co gorsza uproszczonych.
I znów pretensje do tłumaczy + kontekst biblijny.

qui:
Na dodatek podobno istniało więcej Ewangelii, a Kościół wybrał sobie te najbardziej mu odpowiadające.
Te najbardziej korelujące.

qui:
Inna sprawa to to, że w kościele zbiorowej intencji raczej nie doświadczysz. Słowa się zachowały, znaczenie już nie.
Znów: GENERALNIE masz rację.

@Alistair: o ile pierwsze dwie pozycje to bardziej beletrystyka (tak, nawet ta B XVI), następne dwie to książki (para)naukowe, to wsadzanie do tego tygla Dana Browna urąga nawet ich poprzedniczkom. Czy Dan Brown KIEDYKOLWIEK wspomniał, że prowadził badania nad małżeństwem Jehoszuy i Marii z Magdali? Albo jeszcze inaczej: czy kiedykolwiek powiedział, że ma prawdę? Znalazła się wręcz banda jego apostołów, którzy uważają, że miał rację... dlaczego? Bo książka - jakkolwiek zręcznie zmajstrowane czytadło - w niewłaściwych rękach może stać się niebezpiecznym narzędziem nadinterpretacji. No, chyba, że ktoś po przeczytaniu "Silmarillionu" będzie starał się mi udowodnić, że Arda to tak naprawdę Europa, a Tolkien opisuje nieznany rozdział w dziejach Ziemi, Bóg chrześcijan to Eru Illuvatar, a Jezus był potężnym Majarem...

Alistair:
Jeśli Bóg istnieje, to na pewno nie jest taki jak przedstawiają nam kapłani (oni sami nie mają pojęcia jaki on jest i czy istnieje),
Przedstawiają nam wizerunek biblijno-filozoficzno-teologiczy, innymi słowy - biblijno-naukowy. Wierzą, że jest - więc mają pojęcie, że istnieje (przynajmniej w ich pojęciu), a jaki jest - załóżmy, że mama opowiada Ci o Rosji, gdzie nigdzie nie byłeś, ale ona była. Owszem, wizerunek nie będzie kompletny, ale wiarygodny. Podobna analogia występuje w przypadku kapłanów i autorów biblijnych.

Alistair:
o grzechu pierworodnym myślę, że powinniśmy zapomnieć, bo jest częścią starych dziejów.
Bitwa pod Grunwaldem też się wydarzyła ponad pół millenium temu. Stare dzieje, zapomnieć. O dinozaurach toże.

Alistair:
Napiętnowanie z powodu braku chrztu, czy w ogóle zmuszanie ludzi do chrztu, to przesada w XXI wieku. Znam przypadek ludzi, którzy mieli problem z pochowaniem na cmentarzu nowo narodzonego dziecka, które zmarło nie doczekawszy się chrztu. Dawno temu chrzczeni byli dorośli ludzie, a nie dzieci tuż po urodzeniu. Tak powinno być współcześnie, człowiek powinien świadomie podejmować decyzję o chrzcie.
Zgoda. Lepszy chrzest świadomy, ale biorąc pod uwagę magisterium Kościoła (jeśli ktoś, oczywiście, się z nim zgadza), jest to jak najbardziej na miejscu. Tylko nikt potem nie uczy wrażliwości względem nieochrzczonych.

Alistair:
Poza tym twierdzenie, że każdy człowiek rodzi się z grzechem pierworodnym jest dla mnie jakąś bzdurą. Ukarany zanim zawinił? Z powodu błędu pierwszych ludzi? Być może. Dziwi mnie jednak, że nie został on zmazany gdy Jezus zmarł na krzyżu za nasze grzechu.
To trochę jak skaza genetyczna, ciągnie się to jeszcze ze Starego Testamentu. Btw: wiesz, jakie dokładnie znaczenie miała śmierć Chrystusa na krzyżu dla teologii moralnej?

Alistair:
Najbardziej jednak mnie wkurza to, że wiele teorii staje się dogmatami nie do obalenia.
Które? tak, wiem, wywołuję burzę w szklance wody

Ptakuba PW
6 października 2007, 10:55
Proszę bardzo, usunąłem posta...

Rabican PW
6 października 2007, 10:57
Cuthbert:
Rabicanie miły! Co ty7 znów opowiadasz, trudno nie być chrześcijaninem? To skąd się do cholery wziąłem, z kosmosu? A może mnie Amerykanie ze stonką w latach 50-tych zrzucili?
Szyderstwo nie dodaje wartości Twojej wypowiedzi. Nie napisałem, że bycie niekatolikiem jest w Polsce niemożliwe, lecz że jest trudne. Nie mam tu na myśli tylko ateistów. Przykłady? W Polsce nie jest jeszcze zabronione publiczne noszenie symboli religijnych, ba – w szkołach wszędzie wiszą krzyże. Jednak moja przyjaciółka, neopoganka związana z religią Sumerów i wiccą, spotkała się z szykanami z powodu noszenia na szyi białego pentaklu, który, o ironio!, jest także symbolem chrześcijańskim.

Na co dzień spotykam się z odrażającymi szykanami pod adresem świadków Jehowy, których zapału do nawracania – owszem – nie popieram, ale nie oznacza to, że muszę ich obrzucać za to kamieniami. Szczególnie wesoły jest fakt nazywania ich "jehowymi", "jehowitami" etc., co świadczy o braku znajomości przez katolików imienia Boga. Z kolei dyskryminacja ateistów przybiera formę wyzwisk, głupawych komentarzy, a czasem uznawania za persona non grata w przeważająco katolickim towarzystwie.

Cuthbert:
Jeśli jesteś pewny swoich racji, to nieudolne próby nawracania ci nie porobią. Te skuteczniejsze pokażą tylko ile są dla ciebie warte twoje własne przekonania.
Słucham? Że niby ja?

Qui:
Gdyż, niestety, są tacy, co w przypadku, gdy cud wyskoczy znienacka z krzaków i kopnie takiego w rzyć, wyjdą ze skóry, coby tylko znaleźć "racjonalne" wytłumaczenie, miast rozważyć fakt, iż może akurat mają niepowtarzalną okazję rozszerzyć granice ludzkiego pojmowania.
Zdaję sobie sprawę z nikłości ludzkiego umysłu i rozumowego poznania, jednak w przypadku zmysłowego zetknięcia z cudem uważam, iż należałoby podejść do niego na chłodno i przed przyznaniem etykietki czegoś niezwykłego i nadnaturalnego – zbadać spokojnie sprawę. Nie na siłę, bez wychodzenia ze skóry, gdyż racjonalizm konserwatywny, opierający się tylko na sceptycyzmie naukowym, jest nic niewarty. Przyjmowanie rozumu i współczesnych granic pojmowania za pewnik to dogmatyzm nie lepszy od religijnego.

Qui:
Na dodatek podobno istniało więcej Ewangelii, a Kościół wybrał sobie te najbardziej mu odpowiadające.
Kanon wybrała w praktyce jedna osoba: Konstantyn I Wielki. Na pierwszym soborze w Nicei w 325 roku określił – wraz z wybranymi przez siebie biskupami – które pisma można uznać za święte i włączyć do kanonu, a które powinny być zakazane. Zebrał wszystkie teologie w jedną, zjednoczył Kościół i stworzył jedną hierarchię – ze sobą (Pontifex Maximus) na czele. Było to posunięcie nad wyraz rozsądne i przemyślane, preludium do obwołania w 392 roku chrześcijaństwa religią państwową Imperium.

f!eld:
Ale nie zwracasz już uwagi na to, co Chrystus sam o tym sądzi.
Ciężko to uznać za obiektywną opinię.


Pozdrawiam serdecznie.
R.


PS. Może napiszę coś więcej. Po śniadaniu.

Field PW
6 października 2007, 11:32
Rabi:
f!eld:
Ale nie zwracasz już uwagi na to, co Chrystus sam o tym sądzi.

Ciężko to uznać za obiektywną opinię.
Ale wydaje mi się, że wypadałoby wysłuchać jej.

Viktoriusz J. Lezublideusz PW
6 października 2007, 12:32
"Ta conajmniej dziwaczna teoria uwzględnia fakty "kanoniczne". Problem stanowi to, że Ewangelie powstały przynajmniej kilkadziesiąt lat po śmierci Jezusa, musiały przemawiać do zwykłego człowieka (coby każdy mógł pojąć), a ponadto musiały zostać prztłumaczone na język dla nas zrozumiały. Niestety obawiam się, że wiele treści mogło zostać zniekształconych, wypaczonych lub co gorsza uproszczonych. Na dodatek podobno istniało więcej Ewangelii, a Kościół wybrał sobie te najbardziej mu odpowiadające. Osobiście bardzo bym chciał poznać prawdziwą historię Jezusa. Prawdziwą, bez uproszczeń, bez faktów "z drugiej ręki" spisanych wiele lat po wydarzeniach... no ale chciać to sobie mogę. A szkoda, bo wszystko wskazuje na to, że była to postać naprawdę niezwykła."

Qui, wybacz, że znów dygresja w stronę literatury, ale czy pamiętasz "Mistrza i Małgorzatę"?, przecież Woland też tam mówi, że "nic, co zostało zapisane w Ewangelii, nie miało miejsca naprawdę, jeśli będziemy się powoływać na Ewangelię jako na źródło historyczne...", i muszę rzec, iż powieść Mistrza się kupy trzyma.

I na zakończenie muszę dodać, że "dzieła" Dana Browna to literatura wyjątkowo niska i nieprawdopodobny kicz literacki.

[Dodane]
"Kod..." jest kiczem, ale z punktu widzenia teorii literatury i tylko w takim sensie go ujmuję, nie interesuje mnie jego wartość "religijna" ani wkład pracy autora, kicz można pisać 20 lat i więcej, a i tak kiczem zostanie. Ale trzeba pochwalić autora za wyjątkowo sprytne - i w sumie ciekawe - manipulowanie faktami.

"Dla mnie katolicyzm to ignorancja, gdyż sprowadza się do przekonania, że tylko to jest słuszny pogląd i każdy kto się z tym nie zgadza jest wart pogardy."

Nie, stwierdzenie "poza kościołem nie ma zbawienia" już nie obowiązuje, Kościół jako instytucja odchodzi od zaborczej polityki, ale jednostkom (księżom - fanatykom, dewotom itp.) nieśpieszno do takich zmian, i właśnie na tym polega cała tragedia.

I jeszcze jedno:
"Jehowa. W epoce renesansu, kiedy wielu nie zdawało sobie sprawy z faktu, że pod tetragramem YHWH zostały umieszczone samogłoski z Adonaj (mój Pan) w celu zaznaczenia, że z wyjątkowego szacunku nie wolno wymawiać świętego imienia Jahwe, lecz właśnie należało czytać Adonaj, błędnie czytano je np. jako Jehowa. Było to jednak brzmienie stworzone sztucznie, mylnie. Obecnie wyszło ono z użycia (używają go jedynie zwolennicy Świadków Jehowy)." Ze "Słownika kultury biblijnej".

Alistair PW
6 października 2007, 16:27
@field Pisząc o teoriach stającymi się dogmatami miałem na myśli choćby katolicyzm, który często nie dopuszcza do głosu argumentów, które nie obalają oczywiście kwestii istnienia Boga, ale stoją w sprzeczności z doktryną kościoła jak choćby sprawa Niepokalania Najświętszej Maryi Panny, choć jest całkiem prawdopodobne, że miała dzieci przed Jezusem. Podobnie jest z kwestią małżeństwa Jezusa z Marią Magdaleną. Wiktoriusz J. Lezublideusz napisał, że dzieła Dana Browna to litera o niskim poziomie i najprawdopodobniej kicz literacki. Często zgadzam się z jego zdaniem, ale nie w tym przypadku. Wiąże się to również z Twoim tekstem, z którego wynika jakobym twierdził, że Dan Brown uważa, że ma rację i pisze prawdę. Może za mało zaakcentowałem swoje zdanie w tej kwestii, choc sądzę, że nie przywiązałeś dostatecznej wagi do poniższej części mojej wypowiedzi"

"natomiast teorię o Marii Magdalenie Dan Brown niewątpliwie dość przekonywająco przedstawił. Celowo nie piszę, że udowodnił, bo nie każdy musi się z tym zgodzić, zresztą została napisana książka będąca odpowiedzią na "Kod...". Jednakże uważam, że uzasadnił to na tyle mocno, by można by taką teorię uznać za alternatywę. Wielu ludzi przesadza z oburzeniem, gdyż "Kod..." jest bardziej powieścią sensacyjną niż historyczną bądź dokumentalną."

Wcale nie piszę, że Dan Brown pod postacią powieści sensacyjnej przedstawia swoją prawdziwą wizję prawdy, lecz że wystarczająco uzasadnił taką wersję wydarzeń. Dan Brown tej wersji nie wymyślił sobie np. kąpiąc się w wannie lecz opierając się na badaniach wielu ludzi.

W tym nie zgadzam się ani z Wiktoriuszem J. Lezublideuszem ani z Tobą. Dan Brown oparł swe książki o swe czasochłonne badania. Przytoczę jego słowa w notce "Od Autora" do specjalnego wydania ilustrowanego "Kodu Leonarda da Vinci":

"Pomysł ilustrowanego wydania Kodu Leonarda da Vinci wydał mi się od samego początku intrygujący. Czytelnicy bardzo często pytają mnie, gdzie mogą obejrzeć dzieła sztuki, zabytki architektury oraz miejsca i symbole opisane w tej książce. Wydanie ilustrowane jest chyba idealną odpowiedzią na te pytania. Proces poznawania bogatej historii i ikonografii związanej z tą powieścią był dla mnie cudowna i odkrywczą podróżą i miło jest zobaczyć teraz te obrazy wplecione w tekst Kodu Leonarda da Vinci. Mam nadzieję, że rzucą one nowe światło, sprowokują nowe pytania, a przede wszystkim znacznie uatrakcyjnią lekturę książki."

Wolałbym przeczytać jakieś uzasadnienie Wiktoriusza, gdyż jego zdanie o kiczu literackim trąci w pewnym co najmniej stopniu zlekceważeniem wkładu autora w swą powieść, którą oparł na paru faktach, których istnienie w żaden sposób nie zostało obalone przez Kościół.

Wracając do kwestii dogmatów: kolejnym jest, czy raczej była jeszcze jakiś czas temu, teoria dotycząca Całunu Turyńskiego, w który jakoby zawinięte był ciało Jezusa, choć współczesne badania wprowadzają spore wątpliwości w to, że Całun mógł istnieć za jego czasów, na dodatek stwierdzono, że w ten Całun mogło być owinięte ciało kogoś innego. Z ciekawości wpisałem do Google zapytanie w tej kwestii i natknąłem się na stronę www.kosciol.pl/article.php/200502161756048, gdzie jest mowa o książce pt. "Całun turyński jednak autentykiem w świetle najnowszych odkryć i badań ", która przedstawia badania udowadniające jego autentyczność, przeprowadzone przez ponoć (pewnie tak jest) niezależnych badaczy. Sam jednak oglądałem z parę lat temu na bodajże Discovery program o badaniach przynoszących inny wynik. Postaram się w przyszłym tygodniu, jeśli znajdę na to czas, odwiedzić miejską bibliotekę by wypożyczyć jeszcze raz Klucz Hirama, a przy okazji sprawdzę, czy nie ma tam książki o Całunie Turyńskim. Jak widać nawet badania nie dają nam odpowiedzi. Hans Zillmer w "Pomyłce Darwina" również obala prawdziwość badań dotyczących określania wieku różnych materiałów, także skał, gdyż dają one zbyt duży przedział czasowy. Nie zapominajmy, że takie książki są oparte na różnych badaniach zrobionych przez wielu ludzi.

Napisałem "kolejnym jest, czy raczej była jeszcze jakiś czas temu, teoria dotycząca Całunu Turyńskiego" gdyż według Wikipedii Kościół pozostawił tę kwestię do rozważenia ludziom. Notabene spory dotyczą często autentyczności Całunu, choć sądzę, że Całun jest autentyczny, lecz niekoniecznie musiało być w nie zawinięte ciało Jezusa, a tym bardziej nie musi mieć to związku z jego zmartwychwstaniem.

Właściwie obalić sprawę Całunu może teoria, że Jezus nie mógł wyglądać jak na malowidłach, nie jak biały człowiek z długimi włosami, gdyż z racji swego "zamieszkania" powinien być raczej bardziej ciemnoskórym (nie Murzynem czy Mulatem) człowiekiem z krótkimi czarnymi włosami.

Właściwie chyba samemu trzeba by przeprowadzić taki badania, wtedy można by mieć większą pewność co do ich realności.


Chciałbym się odnieść jeszcze do mojego zdania odnośnie grzechu pierworodnego. Przyznaję, że mogę nie mieć racji w tej kwestii. Niemniej jednak :) do kwestii Bitwy pod Grunwaldem bym tego nie przyrównywał. Zgadzam się, że oba mogą mieć rangę faktu.

Końcowy wniosek: może faktycznie przesadziłem z tymi dogmatami nie do obalenia, niemniej jednak bardzo wielu ludzi w coś hm... wierzy i swego zdania nie zmieni.
Stare przysłowie łacińskie głosi, że "Czasy się zmieniają i my się zmieniamy wraz z nimi. Całkiem możliwe jest, że kiedyś Kościół przestanie mieć takie znaczenie jak obecnie, a nawet odejść w niepamięć (ostatecznie teraz też nie ma tej pozycji co kiedyś) lecz także możliwe, że za ileś lat (jeśli przeżyjemy rok 2012, a może zwłaszcza wtedy, gdy kataklizm nadejdzie, bo wątpię w całkowite wymarcie rasy ludzkiej ;) stanie się dominującym w świecie. Nigdy nic nie wiadomo. Tak właściwie ostatnio stwierdziłem, że nie ma sposobu na obalenie prawdziwości istnienia Boga. Może on istnieć, albo mogą istnieć Bogowie, którzy nie wtrącają się w sprawy ludzkie. Wielu z nas (a wliczam w to także siebie) często obala całkowicie coś tylko dlatego, że jakiś element przekonania zostaje obalony. Wielu ludzi dochodzi do przekonania, że musi być albo tak, albo inaczej. Są przecież tu na forum wypowiedzi świadczące o tym, że jedni wierzą w istnienie Boga, a drudzy w "psi balle". Zapomina się przy tym o jednym. Może istnieć Bóg i równocześnie mogą istnieć "psi balle". Możemy traktować Biblię dosłownie, wtedy stajemy po stronie istnienia Boga, negując istnienie "psi balli". Pomyślcie co się stanie gdy obedrzemy Biblię z wszelkiego "mistycyzmu". Moim zdaniem nic, stanie się bajką dla dzieci.

Po przeczytaniu "Śladów palców Bogów" czy "Pomyłki Darwina" uważam, że sprawa potopu czy nawet istnienia Adama i Ewy może mieć realne odzwierciedlenie, również być "faktem historycznym" (specjalnie daję te cudzysłowy dla podkreślenia, że nie biorę tego całkowicie w kontekście definicji, tak jak np. mówię karate dla określenia wschodnich stylów walk, choć jest to jeden z nich). Jeśli weźmiemy pod uwagę kwestię Adama i Ewy oraz powstania świata w kontekście kataklizmu, który nawiedził naszą planetę (która Ziemią została po uderzeniu meteorytu), jeśli uznamy sprawę Adama i Ewy bardziej metaforycznie jako ludzi ocalałych po katakliźmie, dodamy do tego współczesne badania o ludziach prehistorycznych (Neandertalczycy zostali wyparci przez bardziej rozwiniętą rasę, może nie do końca ludzi, choć według mnie właśnie ludzi) powstanie historia "narodzin" cywilizacji człowieka po wielkiej katastrofie, w wyniku której wyginęły potężne dinozaury właśnie z racji tego, że były wielkie i nie miały się czym odżywiać. Możliwe, że biblijne "oddzielenie nieba od ziemi" było wynikiem opadania pyłu wywołanego uderzeniem, tak jak opada dym po wybuchu wulkanu. To wszystko nie obala istnienia Boga, lecz dla mnie całkowicie zmienia jego istotę. Przyznaję, że zostawiam pewien margines na istnienie Boga, choć w to nie wierzę. Czy ma rację? Być może kiedyś się dowiem, jeśli istnieje życie po śmierci.

Tak naprawdę nie wiem czy bym chciał żeby istniało. Życie nie zawsze jest złe, mimo tego, że niektórzy są bogaci, a inni żyją w nędzy, ale w moim przekonaniu nie ma miejsca na doskonałość, ani tu ani po śmierci. Nie ma mowy o doskonałości jeśli w raju mogło znaleźć się miejsce dla szatana, który notabene jest aniołem, który wystąpił przeciwko swemu Panu. Jeśli "doskonały anioł" odchodzi od Boga, to nie może istnieć doskonały raj.

Dlaczego trzeba wierzyć w Boga, a nie można wątpić w jego istnienie? Dobiła mnie kiedyś koleżanka, twierdząc, że trzeba wierzyć w Boga, bo w coś trzeba wierzyć. To błędne myślenie. Dlaczego trzeba napiętnować niewierzących, traktując ich jak ignorantów? Dla mnie katolicyzm to ignorancja, gdyż sprowadza się do przekonania, że tylko to jest słuszny pogląd i każdy kto się z tym nie zgadza jest wart pogardy. Nic nie jest ani czarne ani białe, więc upieranie się przy swoim to ignorancja. Część z tego zarzutu spada na mnie, jednakże staram się po pierwsze nie nazywać nikogo idiotą, ani nie traktując swych postów nie tylko w tym temacie jako jedynie słusznych. Staram się bardziej przedstawić punkt widzenia innych, mimo że wiele argumentów do mnie przemawia. Jest w tym pewna doza próby przekonywania

W sumie wiara jest potrzebna, ważne by nie przekonywać nikogo do niej siłą. Zbawianie kogoś na siłę jest bezsensowne. Lepiej zająć się swym zbawieniem jeśli wierzy się w Boga. Prawdziwej wierze dowody nie są potrzebne. Sam popełniam błąd próby udowadniania istnienia Boga. Taka naprawdę ważne jest by żyć w zgodzie ze swymi przekonaniami i zasadami, byle nie miały negatywnego, szkodzącego innym charakteru. Kończę swój niewątpliwie za długi wywód i zaznaczam: tak naprawdę ważny z tego postu jest ten ostatni akapit. Pewnie popełniłem parę błędów w poprzednich częściach, choć starałem się ich nie popełnić.

Pozdrawiam wszystkich niewierzących i wierzących, bez znaczenia w co wierzą - może z wyjątkiem czcicieli Szatana i innych fanatyków co chcą siłą wymuszać swe przekonania.
strona: 1 - 2 - 3 - 4 - 5 - 6 - 7
temat: Wiara i religia

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel