Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Wymiar Między Wymiaramitemat: Wiedza i umiejętności, które chętnie byście rozpowszechnili
komnata: Wymiar Między Wymiarami

Tarnoob PW
2 grudnia 2012, 16:24
Dla komputerowca społeczeństwo to lamerzy, którzy korzystają z Internet Explorera w swojej ignorancji.

Dla człowieka zainteresowanego historią i polityką – społeczeństwo to lamerzy i ciemny lud.

Dla biologa albo biotechnologa – społeczeństwo to lamy, które panicznie boją się GMO, nie mając pojęcia co to w ogóle jest gen, i które nie rozumieją doboru naturalnego ani że marihuana jest z konopii.

Moja pani od polskiego skarżyła się, że społeczeństwo niedostatecznie szanuje literaturę i kiedyś była nauczana nawet na politechnikach.

Filozofowie od 2500 lat nie mogą się doczekać szacunku w powszechnej świadomości – co prawda wywalczyli już sobie warunki, w których społeczeństwo utrzymuje ich z podatków, ale dalej wśród ludzi niewykształconych pokutuje myślenie, że to bezproduktywne przynudzanie.

Zdarza się, że środowiska lewicujące dopatrują się w tych prawicujących ignorancji i zacofania, ale chwilowo odstawiam na bok sprawy normatywne, gdzie jest miejsce na dyskusję, i mówimy o samej wiedzy.

Często też wypomina się ludziom religijnym – i robi to czasem i kler, i innowiercy, i niewierzący – że kompletnie nie znają swojej wiary, praktykują nieświadomie i bezrefleksyjnie, czy nawet używa się brutalnych porównań do stada owiec z klapkami na oczach.

Ignorancja jest wciąż większym problemem społeczeństwa amerykańskiego czy krajów Trzeciego Świata, ale i na naszym podwórku widać dużo niewiedzy i nieporozumień, o czym wspominał chociażby Acid.

Za społeczeństwo względnie wykształcone uchodzi Francja – ona zresztą przodowała swojego czasu w oświeceniu i walce z niepiśmiennością, podobnie jak Prusy. Mimo to w tamtejszych kręgach intelektualnych też się zdarza siepa, o czym próbowałem założyć wątek.

Dlatego kieruję pytanie do społeczności Groty: jaką formę niewiedzy chętnie byście w społeczeństwie ograniczyli? Czy próbujecie się w jakiś sposób angażować w szerzenie wiedzy, np. przez pisanie bloga albo nawet publikowanie „kwejków”? Jako Polacy lubimy sobie ponarzekać, a jako Grota lubimy się poczuć elitarni. :-P

AmiDaDeer PW
2 grudnia 2012, 16:43
Tarnoob:
jaką formę niewiedzy chętnie byście w społeczeństwie ograniczyli?
Tę wpływającą na prawo.
Bo naprawdę wierzyć mi się nie chce, gdy widzę chociażby te protesty przeciwko wprowadzeniu GMO. Czy ktokolwiek z protestujących wie, co to jest GMO i od kiedy gości w naszej kuchni? Experto credite...

flame drake PW
2 grudnia 2012, 17:29
Ja ograniczyłbym zacofanie, które stanowi dosyć duży problem w Polsce (złaszcza na wsiach). Wierzcie mi znam kilka beznadziejnych przypadków, którym już (chyba) nic nie pomoże. ;)

Acid Dragon PW
2 grudnia 2012, 18:51
Cytat:
Tę wpływającą na prawo.
Bo naprawdę wierzyć mi się nie chce, gdy widzę chociażby te protesty przeciwko wprowadzeniu GMO. Czy ktokolwiek z protestujących wie, co to jest GMO i od kiedy gości w naszej kuchni? Experto credite...

Teoretycznie taką formą ma być demokracja pośrednia.
Nasz sposób wybierania władzy to w założeniach esencjonalnie powiedzenie "nie znam się szczególnie na gospodarce / nauce / medycynie / etc., ale chcę, żeby mnie reprezentował człowiek, który się zna i który ma takie poglądy jak ja".

Powiedzmy sobie szczerze - ci protestujący przeciw GMO nic nie wskórają. Protestować każdy może, ale z tego co wiem, to ustawę o nasiennictwie przegłosował już sejm i senat.

Więc tak naprawdę - czy nas szczególnie interesuje, że banda niedouczonych rolników krzyczy coś na ulicy? A niech sobie krzyczą. Nieistotne jest kto krzyczy, ale kto podejmuje decyzje.

I dlatego ja chciałbym jedynie ograniczyć niewiedzę społeczeństwa związaną z wyborem reprezentantów. Aby niedopuszczalne było głosowanie na partię, na nazwisko, czy na gębę z plakatu. Aby każdy obowiązkowo musiał wiedzieć na kogo głosuje.

W innych kwestiach - nie widzę problemu. Filolog nie musi wiedzieć co to jest GMO, a matematyk nie musi wiedzieć jaka jest sytuacja polskiego filmu. Ważne jednak, żeby ich reprezentanci to wiedzieli i podjęli właściwe decyzje - o tym, czy dopuścić/zabronić GMO i o tym, ile kasy przeznaczyć na wspieranie polskiej filmografii.

Alistair PW
2 grudnia 2012, 19:28
Podstawowy problem z reprezentacją polega na różnicach między reprezentantem a grupą, którą one reprezentuje. Niestety polscy politycy albo nie mieli do czynienia przeżyciem za najniższą krajową czy nawet za marną rentę, albo zwyczajnie o tym zapomnieli. Dlatego nie zawsze są w stanie, lub nie chcą, wczuć się w sytuację zwykłego obywatela. I jest tak nie tylko w Polsce. Jestem ciekaw, dlaczego w niektórych sytuacjach jest referendum, a w innych robi się to bez porozumienia z "ludem". Nie bez powodu są żarty w sieci typu: "Uprawia Pani jakiś sport? Tak. Biegam codziennie rano. To zostanie Pani ministrem sportu". Wybory to piękna rzecz. Daje poczucie wpływu na scenę polityczną. Pytanie brzmi, ile w tym jest tak naprawdę iluzji. Idziemy do wyborów, bo chcemy coś zmienić. W najgorszym razie dlatego, że tak się powinno postąpić. Tyle że idziemy często głosować na mniejsze zło. Nie podoba się nam obecnie rządząca partia, w następnych wyborach idziemy zagłosować na inną. Będzie lepiej. Patrzenie na programy wyborcze nie ma sensu, bo to z reguły są zwykłe hasła reklamowe. Większość obietnic nigdy nie zostaje dotrzymana. Nie ma się co łudzić, że jest inaczej. Takie jest życie. To nie znaczy jednocześnie, że trzeba się na to godzić. Tyle, że trzeba by było wziąć sprawy w swoje ręce. Nie można pozwalać politykowi by robił to, na co ma ochotę, nie patrząc na konsekwencje.

Tarnoob PW
2 grudnia 2012, 21:22
Narsil: nie wiem, co rozumiesz przez „zacofanie”.

Moim zdaniem zacofaniem nie można nazywać przekonań etycznych, podlegających przecież dyskusji. To stygmat i nieuczciwy sposób przekonywania – gdzieś co najmniej od XVIII w. pewna klasa ma „bardziej nowoczesne” przekonania. Właśnie na takim oto wywyższaniu się wyrosły tragedie rewolucji francuskiej czy bolszewickiej i ich następstwa. Nowoczesne miało być wszystko to, co nowe, albo co wprowdadziły kraje uchodzące za będące bardziej do przodu (eugenika też miała być drogą do postępu). Podwórkowy przykład to przypadki z polskiej lewicy w mediach – Joanna Senyszyn we wpisie o paradzie równości nazywa wprost Polskę zaściankiem, a Magdalena Środa próbuje podpierać swoje przekonania tym, że jesteśmy przecież krajem europejskim.

O postępie można mówić w procesach bezdyskusyjnie korzystnych: np. postęp w higienie, wiedzy, długości życia czy w spadku przestępczości i przemocy. Nie można kategorii postępowe-wsteczne („obciachowe”) przykładać do spraw takich jak rola religii w życiu społecznym i legislacji, tolerancja, bioetyka, itd.

Dlatego mówimy w tym temacie o samej *wiedzy*, a nie przekonaniach.

– – – – –
Żeby nie być gołosłownym: chętnie bym rozpowszechnił wśród ludzi bardziej całościowe spojrzenie na wiedzę, unifikujące różne dziedziny, i szacunek, a może nawet zainteresowanie, do wszystkiego. Mat-fizy, biol-chemy, humany i mat-geo „dzielą się obowiązkami”. W podręczniku do polskiego czyta się o starożytności jako „czasach najdawniejszych”, na lekcjach geografii o „rozmaitych teoriach nt. powstania wszechświata i Ziemi”, na polibudzie, że z filozofii nie ma chleba, itd. Ta wzajemna ignorancja różnych środowisk rzutuje na sposób przekazywania wiedzy w szkołach, podręcznikach i na uczelniach, co rzutuje dalej na społeczeństwo, które też nie czuje się w obowiązku jakoś uzupełniać luki w swoim wykształceniu i usprawiedliwia to „specjalizacją”.

Postęp w takim dążeniu do unifikcji jest. Mat-fiz-chem-bio-inf-med-ekono-tech to dyscypliny, które się zaczęły przenikać. Z drugiej strony widać też pewną dążność do unifikacji w dziedzinach hist-soc-polito-ekono-prawo-biznes-media. Widać też wzajemne zainteresowanie w kręgach literatura-film-teatr-psychologia-ideologia (choćby psychoanaliza w analizach literackich czy obrazowanie stanu społeczeństwa w powieściach).

Mimo to niestety ludzi dalej się szufladkuje na „humanów” i „ścisłowców”, zdarzają się przekomarzania, itd.

Na szczęście są ludzie, którzy też widzą ten problem i cieszę się, że powstało coś takiego jak Big History Project – ruch wspierany przez samego Billa Gatesa. Ma on za cel podawać ludziom historię całego wszechświata w pigułce, w całości. Ukazuje związki wszystkiego ze wszystkim i może jeśli podobny sposób myślenia się rozpowszechni, w przyszłości społeczeństwo będzie lepiej wykształcone i łatwiej mu się będzie porozumieć.

flame drake PW
3 grudnia 2012, 18:34
Przez zacofanie miałem na myśli to, że większość ludzi nie lubi zmian, a niektórzy poprostu się ich boją i chcą ich unikać. Takie postawy w skrajnych przypadkach prowadzą do tego że, ci unikający zmian i postępu ludzie sami tłumaczą sobie coś czego nie rozumieją działaniem jakieś mocy nadprzyrodzonej (najczęściej złej np. diabłem).
Jest to spowodowane niewiedzą i słabym wykształceniem. W czasach PRLu nie przykładano uwagi do wyższego wykształcenia ludności, ponieważ głupi naród jest łatwiej kontrolować, dlatego teraz jest tak jak jest i raczej nie da się tego z dnia na dzień zmienić. Musi minąć jeszcze kilka dekad (jeśli nie więcej) zanim Polska będzie miała taki poziom wykształcenia społeczeństwa jaki jest w krajach zachodniej Europy takich jak Francja.
Jeśli chodzi o to co chciałbym rozpowszechnić byłaby to innowacyjność i otwartość na zmiany, do których prowadzi edukacja społeczeństwa.

Tarnoob PW
3 grudnia 2012, 20:13
To rzeczywiście słuszna uwaga. Ludzie prości mają od wieków skłonność do sprowadzania wszystkiego do sił nadprzyrodzonych. Ma to dawny, jeszcze mitologiczny rodowód. W starożytności i średniowieczu tłumaczono choroby klątwami albo karą za grzechy.

Wciąż forma naiwnej pobożności realizuje się przez quasi-mitologiczne, graniczące z irracjonalnością odnoszenie codziennych wydarzeń do sił wyższych, np.:
– pamiętam, jak jeszcze w podstawówce kolega zaraz po opowiedzeniu żartu na religijny temat wywalił się, huśtając się na krześle. Reakcja nauczycielki: i widzisz? Bozia cię pokarała.
– dopatrywanie się w osobistych sukcesach i porażkach kar i nagród za swoje postępowanie
– dopatrywanie się w procesach dziejowych kar i nagród za postawy – np. wśród Republikanów padają głosy, że USA ma się tak dobrze, bo Bóg sprzyja wiernym Amerykanom, a ZSSR padło, bo było m.in. antyreligijne
– radykalny przykład: Natanek i tłumaczenie czerwonych i czarnych paznokci wpływami Szatana

Ostatni proces o czary był w Polsce bodaj w Galicji w XIX w., ale przykłady podobnego myślenia można mnożyć. Jesteśmy pewnie zdolni podać przykłady z życia codziennego – może nawet policytujmy się, kto zna ciekawsze przypadki.

Uważam że to zwalnianie się z myślenia. Co jak co, ale odpowiednio wykształcony człowiek – prekursorem takiego myślenia był chyba Tales – ma powiedzmy jakąś tam znajomość biologii, chemii, fizyki, psychologii czy prawdy o człowieku ukazywanej w sztukach pięknych, że potrafi wydedukować przyczyny i skutki pewnych wydarzeń, a kiedy jest to niemożliwe – zwłaszcza w procesach dziejowych i wydarzeniach osobistych, które są układami bardzo skomplikowanymi z mnóstwem zmiennych – to przynajmniej przyznać się, że niewiadmo, wytłumaczyć dlaczego nie wiadomo i nie szukać na siłę interwencji sił wyższych (chyba że jest się Heglem, Marksem, Fukuyamą albo innym fanem historiozofii, choć i oni przedstawiali bardziej wyrafinowane teorie niż tylko mechanizm kara-nagroda.).

Rzeczywiście takie myślenie na wsiach widać. Lekarstwem jest chyba właśnie edukacja z jednej, a skuteczna ewangelizacja (czy nawet edukacja religijna – silne ewangelizowanie ludzi w USA bez wzięcia pod uwagę tego czynnika doprowadziło do tego, co mamy) z drugiej.

Czy Francja jest rzeczywiście wzorem do naśladowania, jeśli chodzi o wykształcenie społeczeństwa? To prawda, że mają bardziej wyrafinowane filmy, bo mają bardziej wyrafinowaną publiczność, a podobno intelektualiści i artyści cieszą się tam większym szacunkiem niż w innych krajach. Mimo to nie można powtarzać ich błędów – choćby ich posunięcia skrajnie lewicujące. Społeczeństwo wykształcone, ale mają też zabobony w innym przebraniu – np. grafologia, psychoanaliza, czy wspomniany dadaizm. Z drugiej strony bardzo lubię serial „Szadoki i wielkie nic”, w którym widać jakieś tam zainteresowanie wiedzą i szacunek do niej.

Pewnie się teraz na mnie Grota wkurza, że we własnym wątku powtarzam się i ciagnę temat w kierunku dwóch innych swoich wątków. :-P

Agon PW
4 grudnia 2012, 22:40
Rozpowszechniłbym umiejętność nieprzejmowania się powierzchownymi wartościami i ideami. To nie brak wiedzy jest najgorszy(często wiedza się zmienia pod wpływem nowych odkryć i osoby które wcześniej uważały coś innego niż reszta, okazywały się słusznie myśleć, w wiedzy nic nie jest stałe), najgorszy jest idealizm i dogmatyzm. Ludzie myślą że są nieomylni, ale to każdy z osobna tworzy społeczeństwo. Irytuje mnie to jak na forach internetowych każdy twierdzi, że jest myślącą osobą, a reszta to kretyni.

Niech każdy podąża swoją drogą i nie zmusza mnie do swoich przekonań, a wtedy taką osobę mogę tolerować.

Ty Tarnoob mnie denerwujesz. Mówię to szczerze i jest to spowodowane tym, że reprezentujesz całkiem inny sposób myślenia niż ja. Uważasz, że masz jakąś misję szerzenia oświaty i w ramach tego nawet uciekasz się do manipulacji. Nie byłoby to może nic nienaturalnego, gdyby nie to, że nie kierujesz się sobą, lecz kieruje tobą jakaś idea. Dbaj o siebie, ale nie każdy musi sądzić tak jak ty, bo zauważ że też jesteś człowiekiem i możesz się mylić.

Tarnoob PW
6 grudnia 2012, 20:08
Idealizm i dogmatyzm… Z jednej strony faktycznie największe zbrodnie minionych stuleci urosły właśnie na fali entuzjazmu do ideologii – komunizm i faszyzm. Z drugiej strony pewne obowiązujące teraz normy – czyli unikanie przemocy, upadek niewolnictwa (przynajmniej bezpośredniego) i względna równość wobec prawa – nie istniałyby bez ludzi z poczuciem misji i aktywistów.

Propaganda, kłamstwo i dezinformacja potrafią być naprawdę szkodliwe – choćby ludzie głoszący, że HIV nie istnieje albo że jest nieszkodliwy. Brzmi niedorzecznie, ale rozpowszechnienie takiej antyinformacji w RPA kosztowało życie dziesiątki tysięcy ludzi. Dawniej: ze szkorbutem. Dlatego walka z ignorancją jest właśnie antydogmatyzmem.

Na przykład sama Grota spełnia całkiem pożyteczną misję, bo otwiera oczy na pewne fakty (Forge, historia świata Might and Magic, rzadkie gry i grafiki). Właśnie brak wiedzy doprowadził do upadku Forge.

Nigdy nie mówiłem, że się nie mylę – ba, zdarzało mi się to wielokrotnie. Prawdopodobnie zdarzy mi się to jeszcze wiele razy w ciągu tych, miejmy nadzieję, kilkudziesięciu lat, jakie dzieli mnie od śmierci, ale oby coraz rzadziej.

Co do dyskusji w Internecie i w życiu codziennym (zwłaszcza o obyczajach, o polityce i życiu publicznym) – tiaaa, na tym zna się każdy, bo jest to uprawiane bardzo prostym językiem i są pozory tego, że każdy może się wypowiedzieć.

Tarnoob PW
26 grudnia 2022, 02:48
Dekadę później mam inne podejście. Przede wszystkim rozpowszechniłbym wiedzę pilną, chroniącą przed katastrofami – i tymi bieżącymi jak pandemia czy rządy PiS-u[1], i tymi bardziej długofalowymi jak ocieplenie klimatu. Niech ludzie wiedzą, że:

1) szczepionki są bezpieczne, skuteczne i potrzebne, a porównania do grypy są nietrafione;

2) że jest pilna potrzeba odwęglenia (dekarbonizacji) i że to trochę inny problem niż smog albo plastik, a w dodatku walka z plastikiem może nawet zaszkodzić ratowaniu klimatu – bo torby papierowe i szmaciane mają chyba wyższy ślad węglowy. Niech ludzie wiedzą, że najlepszym, co można zrobić dla środowiska, a przy okazji dla rynku mieszkaniowego, to bycie bezpotomnym nielotem. Najlepiej żeby wiedzieli o konsensusie przekraczającym 99% i o mitach klimatycznych, tak żeby byli odporni na negacjonistyczne bzdury pojawiające się od czasu do czasu;

3) na polskim poletku niech ludzie wiedzą, że obecna ekipa łamie konstytucję i jest na ten temat konsensus prawników, a Polska traci przez to fundusze unijne i spada w rankingach demokracji; i że w konsekwencji bezkarnie przewalono sasin złotych, rozpowszechniając przy okazji dane osobowe. Niech pamiętają najbardziej gorszące wypowiedzi polityków, np. odczłowieczające część obywateli. Niech wiedzą, że ich głos się liczy – bo konkurencja bywa wyrównana, a niektóre komitety walczą o przekroczenie progu wyborczego. Niech wiedzą, że nawet przy braku pomysłu na głos można się angażować inaczej, np. licząc te głosy, dając i zbierając podpisy pod kandydaturami, agitując negatywnie czy po prostu poznając różnych polityków i ich opinie.

W dalszej kolejności rozpowszechniłbym wiedzę zapobiegającą osobistym tragediom i konfliktom, np. o zdrowiu psychicznym i o różnych mniejszościach jak te wyznaniowe, narodowo-etniczne czy tęczowe (orientacyjno-płciowe). Niech ludzie wiedzą, jak reagować na objawy i diagnozy depresji czy nałogów, jak im zapobiegać, kto jest kim, a jakie zwroty i pytania są niewskazane. Modny ostatnio postulat języka inkluzywnego (włączającego) nie jest zły i dobrze go znać, nawet jeśli z niektórymi propozycjami trudno się zgodzić[2]. Integracja, integracja. Cieszę się, że informacje o tym są coraz łatwiej dostępne – np. na polskim Jutubie opowiadają o tym preskryptywistka Paulina Mikuła („Mówiąc inaczej”) i są całe kanały poświęcone głównie manierom (Łukasz Kielban, Ola Pakuła). Od lat interesuje mnie to bardziej niż np. dzieje literatury – może warto zrewidować podstawy programowe w tym kierunku? Może maturzysta powinien być sprawdzany nie ze znajomości XIX-wiecznych powieści, tylko z tego, jak mówić o gejach, a jak o afroidalnych?

Dopiero na trzecim planie jest reszta. Coś może być w tym, na co się skarżyłem dekadę temu – że ludzie miewają za wąskie horyzonty; ale nie umiem tutaj nawet naszkicować skali problemu. Szkoła powinna jakoś temu zapobiegać – reklamować różne dyscypliny, mówić o ich roli i wpływie; trochę szkoda, że prawie nie ma słowa o psychologii czy filozofii, a na matmie nie zawsze się mówi, że jest dalej rozwijana na potrzeby innych dziedzin typu fizyka – nie tylko teoretyczna – czy informatyka. Niech język ojczysty nie będzie tylko kombinacją preskryptywizmu i dziejów literatury obchodzącej mało kogo – przydałaby się ogólna informacja o językoznawstwie – np. co jest do czego podobne – i jego wyzwaniach jak ratowanie języków wymierających czy szybka integracja fal uchodźców.

Last but not least: widzę jakieś kilkadziesiąt informacji z różnych dziedzin, które mogłyby być znane szerzej; dotyczą języka, informatyki, matematyki, fizyki, astronomii czy polityki. Rozpowszechniłbym wiedzę o:
1) różnych myślnikach i cudzysłowach;
2) sposobach ich wpisywania na komputerze;
3) moich propozycjach reformy polskiej pisowni i korekty języka polskiego prawa;
4) tak jak pisałem, Japończykom zareklamowałbym różne pisma alfabetyczne typu tengwar;
5) rozpowszechniłbym wiedzę o fonetyce – np. co to jest fonem i podstawowe znaki IPA;
6) o uniwersaliach semantycznych (ang. NSM), które mogą być pomocą w nauce języków obcych;
7) Polaków uczyłbym w szkole cyrylicy, bo to pismo otacza ich coraz częściej i warto czuwać, czy przypadkiem ktoś nim nie wypisuje czegoś złego – a przy okazji zapobiec pospolitej ksenofobii;
8) częściej nauczałbym języków migowych, które przydają się też słyszącym i mogą tak zapobiegać konfliktom;
9) na matmie nie pędziłbym w stronę całek – jak to ma miejsce na maturze międzynarodowej (IB) czy brytyjskiej – ale skupiłbym się na fundamentach jak logika, zbiory, trochę też ogólnej algebry i nawet topologii w ramach wstępu do analizy; wspominałbym w szkole o problemach otwartych, choćby dla inspiracji – choć wiem, że to stwarza ryzyko pseudonaukowej grafomanii; może bym dorzucił fakty mało znane jak reguła znaków Kartezjusza czy istnienie funkcji Conwaya, choć rozumiem, że to interesowałoby głównie matematyków; już przed maturą można też wyłożyć podstawy polskich osiągnięć jak twierdzenie Banacha o kontrakcji; trochę bym też zmienił na poziomie akademickim;
10) w kursach fizyki nie zmieniłbym dużo, ale może wprowadziłbym jakieś minimum historii tej dziedziny i popularnonaukową mapę tego, jak się zmieniła w XX wieku, np. jakie są niedoskonałości praw Keplera i teorii Newtona. Wśród laików rozpowszechniłbym wiedzę, co to jest promieniowanie – że to wszelkie bardzo szybkie cząstki lub fale, w tym światło i falowanie czasoprzestrzeni, a do tego sami promieniują (cieplnie), dlatego nie ma czego się bać;
11) rozpowszechniłbym trochę wiedzy astronomicznej – niech maturzyści z fizyki wiedzą, że cykl faz Księżyca jest skorelowany z cyklem pływów morskich, co dowodzi jego wpływu grawitacyjnego; wspominałbym też o dowodach na kształt i ruch Ziemi – np. skąd wiemy, że Kopernik miał rację; to ostatnie chętnie zobaczyłbym też np. u historyków;
12) biologię i WoS mam za najważniejsze przedmioty, m.in. dlatego, że to one obejmują edukację seksualną. Niech ludzie od nastoletniości wiedzą, co jest zdrowe i bezpieczne, a co nie, jak można minimalizować szkody, co w Polsce wolno i jakie konsekwencje dla polskiego obywatela ma to, że za granicą czasem wolno więcej (np. spać z 14-latką, z ciotką albo zabić płód) – przez regułę podwójnej karalności. Na WoS-ie oprócz obecnego systemu wyborczego wspomniałbym też te inne – niech ludzie wiedzą, przed jakimi stoją opcjami, nie tylko w polityce, ale i w różnych organizacjach czy konkursach;
13) jak chyba wielu ludzi w Polsce i innych krajach Eurosfery (czyli Europy z Nowym Światem) – jestem za tym, żeby wiedzy religijnej nie ograniczać do katechezy i do paru wzmianek na historii czy geografii. Niech Polak wie, że ateizm to nie religia, a w ogólności nawet nie wiara, że grekokatolik to też katolik, a nie prawosławny; niech odróżnia coraz liczniejszych w Polsce sunnitów i szyitów i że najludniejszym krajem islamskim jest mało znana w Polsce Indonezja, a krajem z największą liczbą katolików – Brazylia; niech też wiedzą o kontrowersjach jak konkordat czy Fundusz Kościelny;
14) nie mam silnego zdania o przedmiotach artystycznych, ale może bym je jakoś integrował z fizyką – nie zaszkodzi wiedzieć, co to jest światło, barwa, dźwięk i czym się różni ten muzyczny od niemuzycznego. Plastyka chyba mogłaby iść w kierunku grafiki komputerowej;
15) wiadomo, że wśród języków obcych najważniejszy jest angielski, ale głupio ograniczać się tylko do niego. Oprócz polskiego języka migowego promowałbym też inne niezbyt popularne – może zamiast romańskich (francuski, hiszpański, włoski) i nawet niemieckiego promować języki krajowe jak kaszubski i śląski, w jakimś sensie też ukraiński czy zagrożone łemkowski i białoruski? Przywróciłbym też do łask języki klasyczne (łacinę i grekę), ale w innej formie – w ciągu semestru przekazać pakiet kilkuset słówek, które są źródłem tysięcy terminów międzynarodowych, nie tylko tych naukowych (typu łac. humanus i gr. anthropos).

Mam też propozycje mniej poważne – np. rozpowszechniłbym swój ulubiony węzeł w krawacie, tj. „kelwinoalbert” (podwójny orient podobny do Alberta) i słowniczek związany z ubiorem; ale to się chyba dzieje już samo.


[1] Nie róbmy z tego tabu. Białorusini i Rosjanie latami dystansowali się od polityki i udawali, że można to zostawić w sferze prywatnej, aż się skończyło ludobójstwem i groźbą jądrowej zagłady. Zagrożenie dla Polski może nie jest takie duże, ale stabilną, nieskorumpowaną demokrację i miejsce na arenie międzynarodowej dużo łatwiej zniszczyć niż odbudować.

[2] np. nie widzę niczego złego w określeniach „środowisko lgbt+” czy „fala uchodźców” i uważam, że samonazewnictwo ma granice – są nimi np. trudność nazwy i jej zastrzeżenie.

Alistair PW
27 grudnia 2022, 17:51
Co ty masz do tych bzdetów o myślnikach i cudzysłowiach? Najbardziej zbędna wiedza ever. Ma być tylko jeden rodzaj i koniec. Są większe problemy na świecie niż mnożenie bytów ponad potrzeby. Wrzucanie tego do kotła z łamaniem konstytucji tylko pokazuje jak zbędne są rodzaje myślników. Myślnik to naprawdę tyko głupia kreska. Gdy piszesz tekst ręcznie to też stawiasz dłuższe i krótsze myślniki? A może cieńsze lub grubsze?
temat: Wiedza i umiejętności, które chętnie byście rozpowszechnili

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel