Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Wymiar Między Wymiaramitemat: Życie pozagrobowe
komnata: Wymiar Między Wymiarami
Opis życia pozagrobowego której religii jest Ci najbliższy ?
Chrześcijaństwo (21)
 
 54%
Islam (0)
 
 0%
Buddyzm (1)
 
 3%
Hinduizm (1)
 
 3%
Ateizm / Nic nie ma po śmierci (4)
 
 10%
Inna (10)
 
 26%
Nie obchodzi mnie co jest po śmierci (2)
 
 5%
Zaloguj się i zagłosuj!
strona: 1 - 2

orodreth PW
4 września 2012, 19:04
W tym temacie chciałbym usłyszeć wasze opinie co według was dzieję się po śmierci. Czy w ogóle się coś dzieje ? Która religia według was jest najbliżej prawdy pod tym względem.

TopFunny525 PW
4 września 2012, 19:26
Chrześcijaństwo, uważam, że w tej religii jest najwięcej prawdy. Czytałem kilka opowiadań o tym, że rzekomo kilka osób widziało co się dzieje w niebie, dostali tzw. oświecenia. W dodatku, pewnego razu na rekolekcjach adwentowych, gdy pojechałem do sanktuarium w żarach. Był pewien (były) antyterorysta, który zachorował na raka. Cały czas się modlił i nie wiadomo dlaczego, ale wyzdrowiał! I to w bardzo szybkim tempie. Pozdrawiam

Antares PW
4 września 2012, 21:00
Według mnie po śmierci jest ten sąd i kto zasłużył to tam idzie. Piekło lub czyszczec potem niebo. Zdaje się wielu że Bóg jest tak dobry że wszystkich wpuści do nieba. Tylko starczy wpaść do kościoła i mieć resztę gdzieś. To nie Katolik tylko człowiek który nie wie co to jest bycie Katolikiem. Osobiście jeszcze nie wiem co to być katolikiem. A to już chyba coś, bo to już wiem. Jeśli wierzysz że jest szatan to i duże prawdopodobieństwo jest że wierzysz że jest i Bóg(Szatanizm się nie liczy. To nie poważni ludzie). Najważniejsze jest by dojść w co się wierzy tak na prawdę, bez względu już na wyznanie. Ta wiedza dużo daje w życiu(nie trzeba być katolikiem). Teraz możecie się Śmiać(Tirith śmiało). ;->

vinius PW
4 września 2012, 21:10
Dla mnie obowiązujący jest koniec zgodny z teologią chrześcijańską - a konkretnie katolicką. Nie ukrywam jednak, że dużo bardziej fascynuje mnie eschatologia prawosławna. Mytarstwa, eschatologia małżeństwa (które tutaj trwa także po śmierci), może nawet i apokastaza - brzmi nieźle!

AmiDaDeer PW
4 września 2012, 21:29
Małe sprostowanie: ateizm to nie religia, lecz postawa polegająca na odrzucaniu wszelkich istot boskich. Co za tym idzie - ateiści jak najbardziej mogą wierzyć lub nie w życie pozagrobowe i nie mają jednej określonej w tym względzie ideologii. To, że ktoś nie wierzy w jakiegokolwiek boga, nie znaczy wcale, że dla niego nie ma życia po śmierci.

Co zaś mnie się tyczy, to wybrałem ostatnią odpowiedź... aczkolwiek nie tyle mnie to nie obchodzi, co po prostu nie wiem, co się dzieje po śmierci. Dla mnie ważniejsze jest raczej życie doczesne, namacalne, a nie insynuacje dotyczące metafizyki. Owszem, mogę się zastanawiać nad tym, czy przypadkiem reinkarnacja nie byłaby piękną wizją, gdy przychodzi jednak do praktycznych czynów - nie biorę tego w ogóle pod uwagę. Niektórzy mogą to uznać za pewnego rodzaju konformizm, sposób na to, by móc powiedzieć "Nigdy się nie pomyliłem" gdy jakaś religia nagle okaże się tą jedyną prawdziwą, gdy dowiemy się, co faktycznie nas czeka po śmierci. Chciałbym jednak przy tym wierzyć, że jakakolwiek wiara lub niewiara faktycznie jest racjonalna, a nie czysto emocjonalna i - boję się użyć tego słowa - duchowa.

Mam jednak pytanie do tych, którzy wierzą w życie po śmierci - i to pozaziemskie. Jeśli wasza wiara zakłada, że życie doczesne jest tylko wstępem do lepszego świata (lub w skrajnym wypadku gorszego), to jak sobie radzicie ze świadomością, iż jeden z elementów waszego istnienia jest niemalże bezcelowy (nie licząc tego, że to swoista droga do tzw. Nieba) i cokolwiek tu zrobicie wszystko obróci się w proch, a wy w zamian dostaniecie coś o wiele piękniejszego (okropniejszego)? Nie uznajcie tego za prowokację czy złośliwość, zżera mnie po prostu ciekawość, jak poszczególne osoby wierzące na to patrzą - samemu mnie bowiem trudno jest to pojąć.

Eniphoenix PW
4 września 2012, 21:49
Antares:
(Szatanizm się nie liczy. To nie poważni ludzie)

Satanizm, a nie "Szatanizm". I to jak najbardziej mogą być poważni ludzie. Istnieje satanizm teistyczny i laveyański. Ten pierwszy, czyli czczenie Szatana jako bóstwa rzeczywiście wydaje mi się... niepoważny. Ale ten drugi to światopogląd, któremu raczej nie można zarzucić braku powagi.


A co do tematu... cóż, ja uważam się za deistę. Deizm nie porusza kwestii życia po śmierci. Kiedyś najbliżej mi było do wiary w reinkarnację. Później moje poglądy nieco się zmieniły i uznałem to za mało sensowne. Obecnie bliżej mi do wiary w to, że po śmierci spotykamy się z twórcą świata. Chociaż tak właściwie, to większego znaczenia życie po śmierci dla mnie nie ma... nikt nie może być w końcu pewien, czy w ogóle jakieś istnieje. Dlatego ważniejsze jest dla mnie, żeby szczęśliwie przeżyć życie doczesne... bo może być jedynym. W ankiecie zaznaczyłem jednak odpowiedź "Inna", bo nie mogę powiedzieć, że tak całkiem mnie to nie obchodzi.

vinius PW
4 września 2012, 22:33
Cytat:
Mam jednak pytanie do tych, którzy wierzą w życie po śmierci - i to pozaziemskie. Jeśli wasza wiara zakłada, że życie doczesne jest tylko wstępem do lepszego świata (lub w skrajnym wypadku gorszego), to jak sobie radzicie ze świadomością, iż jeden z elementów waszego istnienia jest niemalże bezcelowy (nie licząc tego, że to swoista droga do tzw. Nieba) i cokolwiek tu zrobicie wszystko obróci się w proch, a wy w zamian dostaniecie coś o wiele piękniejszego (okropniejszego)? Nie uznajcie tego za prowokację czy złośliwość, zżera mnie po prostu ciekawość, jak poszczególne osoby wierzące na to patrzą - samemu mnie bowiem trudno jest to pojąć.
Kluczowe jest pojęcie (wypowiadam się z chrześcijańskiego punktu widzenia), które celowo pominąłeś: "droga do Nieba". Całe bowiem ludzkie życie - jeśli chodzi o człowieka wierzącego - zamyka się w dyrektywie "pracuj sobie na Niebo" + "czyń sobie ziemię poddaną". Chociaż właściwie ta pierwsza do wszystkiego wystarczy i czyni życie celowym całkowicie. Całe życie, całokształt zachowań ludzkich, wszystkie elementy, które budujemy teraz - piszemy książki, wznosimy królestwa i państwa, gramy na pianinie, trollujemy na forum Kwasowej Groty - są czynione nawet, jeśli nie "na chwałę Bożą", to dla uprzyjemnienia czy ułatwienia sobie życia (co sprowadza się pośrednio do tego samego). Odrzucanie tego świata, jego urządzenia, wszystkich jego aspektów nie jest wbrew pozorom jakimś ideałem chrześcijaństwa (a przynajmniej katolicyzmu) - wręcz przeciwnie! Zdaje się, że życie "pełnią życia", na maksa, w każdej kategorii bytowania* jest potrzebne, by być prawdziwie dobrym wierzącym i pracować sobie na to Niebo.

Tak to z tej strony wygląda. Złośliwość? Raczej propozycja.

(*dobro, piękno, prawda, dobrobyt, zdrowie - pięciomian bytu wg. Konecznego)

MCaleb PW
5 września 2012, 00:38
Eniphoenix:
Obecnie bliżej mi do wiary w to, że po śmierci spotykamy się z twórcą świata.
Bardzo chętnie. Z przyjemnością obiłbym temu nieudacznikowi gębę. To jest, o ile to w ogóle wykonalne.

Co zaś tyczy się życia pozagrobowego, to nie satysfakcjonuje mnie żadne z przedstawionych przez jakiekolwiek religie. Za bardzo przypomina mi to kij i marchewkę, bym mógł powiedzieć z całą stanowczością, że to nie są bujdy wyssane z palca. Nie mówię jednak, że żadnego nie ma - jeszcze nikt nie wrócił, by o tym opowiedzieć.

A w co ja właściwie wierzę? Mam własne zapatrywania, niezwiązane z moim życiem doczesnym - je same mógłbym przyrównać do zbierania informacji, wiedzy i zrozumienia zachowań innych na coś, co ma dopiero nadejść. Jeżeli mam rację - fajnie, jeżeli nie - przynajmniej się nie nudziłem za życia. It's a win-win situation.

Azon PW
5 września 2012, 01:26
Czyżby bym pierwszy? Ja uważam, że po śmierci nic nas nie czeka. Umiera nasze ciało więc i to coś co nazywamy świadomością. Nigdy nie będziemy w stanie już doświadczyć czegokolwiek a wiara w życie pozagrobowe to oszukiwanie samego siebie. Gdyby ktoś naprawdę wierzył, że życie na ziemi to tylko marny początek to popełnił by samobójstwo i przeniósł się do tego lepszego miejsca.

Nie potrafił bym żyć ze świadomością, że czekają mnie jakiekolwiek pozagrobowe konsekwencje tego robię w życiu - bo niby skąd miałbym znać zasady co będzie nagradzane a co karane? Jest tyle starych książek i "proroków", które obiecują raj za różnorakie czyny - czasem nawet się wykluczają.

Brzytwa Ockhama, po śmierci nie czeka nas żaden sąd oparty na skomplikowanych prawach, żadne odrodzenie, którego zasady ciążku określić. Śmierć to nasz koniec - proste, choć ciężkie do zaakceptowania. Wmawianie sobie czegoś innego jest oznaką tchórzostwa i obawy przed stawieniem czoła swojej śmiertelności.

Ps. Dodajcie w ankiecie "Nie wierzę w życie po śmierci".

vinius PW
5 września 2012, 08:39
Cytat:
Nie potrafił bym żyć ze świadomością, że czekają mnie jakiekolwiek pozagrobowe konsekwencje tego robię w życiu - bo niby skąd miałbym znać zasady co będzie nagradzane a co karane?
Przyznam, że dla mnie właśnie nie do zrozumienia jest pogląd odwrotny: jak można żyć (i po co) z przekonaniem, że później nic nie ma? Nic nie zostanie, nie będzie pamięci, świadomości? Znaczy się, naturalnie, ludzie maja takie poglądy - ale po co w związku z tym żyją? Pytanie zdaje się być banalne, a mimo to po wielu latach rozmyślań wciąż mnie nurtuje.

AmiDaDeer PW
5 września 2012, 15:06
vinius:
po co w związku z tym żyją?
Krótko: bo kochają życie/jest im wszystko jedno.

Dax Riggs, muzyk, poeta:
Worshipping Mother Earth and Father Sky, when it comes down to it, is most important thing, and when we get disconnected from the Earth, which is I believe what the organised relligion does [...], it's like "I wanna be connected. I love the Earth."

Tarnoob PW
5 września 2012, 18:32
MCaleb: na tym świecie jest wiele pięknego i przepięknego – kosmos, życie, w sensie: organizmy, sam człowiek z jego najwspanialszym instrumentem, czyli głosem, genialnymi pomysłami (OTW Einsteina), wielką literaturą wielu narodów i języków, architekturą i co nie tylko – zwłaszcza muzyką. Czasem trudno to dostrzec, ale szczera ciekawość, wrażliwość i głód wiedzy czy doznań artystycznych to potrafią.

Prawdą mimo to jest, że pojawienie się na świecie czujących ból zwierząt (głowonogi, kręgowce) przyniosło możliwość cierpienia, często nawet drastycznego, takiego jak głód. Kolejne dzieje Ziemi są pisane krwią pożartych i potem drapieżników – a jedni i drudzy i tak wielokrotnie byli wycinani w pień przez masowe wymierania. Pojawienie się człowieka i rozwój jego społeczeństw stworzyło jeszcze więcej cierpienia – bezkarna przemoc wobec niewolników, brutalne wojny, krwawe ofiary w sytuacji zagrożenia Hanibalem (Rzym) albo na porządku dziennym (Aztekowie), kanibalizm wśród marynarzy i podróżników, czystki etniczne i wyznaniowe, tortury, egzekucje niewinnych, gwałty, wreszcie wieki XIX i XX przyniosły okrucieństwa masowe – zsyłki, wyzysk w fabrykach, gułag, często wspominany holocaust, atak jądrowy na Japonię, Rwanda, 11 września i pewnie wiele innych tragedii.

Prawdą też jest, że im więcej ludzi na świecie, tym bardziej spektakularne katastrofy są możliwe – wspomniane już masowe mordy czy epidemie.

Mimo to uważam, że nawet tak wielkie cierpienia nie są w stanie przyćmić piękna wszechświata (w tym Ziemi z jej nowinką, jaką jest człowiek i jego dziełami). Być może łatwo jest mi to mówić ze szczytu piramidy Maslowa. Mimo to twierdzę, że rozważany Stwórca nie jest winny żadnemu nieszczęściu spowodowanemu przez człowieka. Do tego cierpienia dziejące się bez niczyjej premedytacji – czyli choroby, głód, ataki drapieżników – są najwidoczniej pewną koniecznością. Ba, i tak w nagrodę pocieszenia wiele dostajemy – człowieka i jego dzieła. Ssaki pewnie nigdy by nie zawładnęły światem, gdyby nie masowe wyginęcie dinozaurów.

Mógłbym teraz się odważyć na słowa, że cierpienie ludzkie ma też sens czy nawet pewną uszlachetniającą wartość – na myśl przychodzi „Syzyf” Camusa czy chrześcijańskie podejście do tych spraw – ale wiem, że raczej Cię to nie przekona, zwłaszcza jeśli nie przemawiają do Ciebie poprzednie ustępy.

Co do deizmu Eniphoeniksa: moim zdaniem miejsce tej myśli jest w lamusie. Była próbą kompromisu między zaczerpniętą z chrześcijaństwa wiarą we wszechmocnego Boga, a zarzutami ateistów – czyli bezradność Boga wobec cierpienia ludzi i mechanicystyczna wizja świata wynikająca z fizyki Newtona. Obecnie już wiadomo, że czas nie jest absolutny, fizyka Newtona jest szczególnym przypadkiem innych teorii, a świat jest bardziej wyrafinowany, niż to sobie wyobrażano w XVIII i XIX w. Niewykluczone, że czas w ogóle nie miał początku albo nawet na pewnym etapie rozwoju Wszechświat istniał sobie – także ewoluował – bez czasu. Dlatego deistyczne mówienie o początku i o Bogu jako o pewnym „kiedyś” moim zdaniem nie da się utrzymać. Można mówić albo o bezcelowym, arbitralnym świecie istniejącym bez wyraźnego sensu, w którym jedyne sacrum to co najwyżej drugi człowiek (chyba takie podejście ma wielu współczesnych ateistów i agnostyków), albo o Bogu jako kimś bardziej wyrafinowanym niż deistyczny zegarmistrz.

Powiem Ci, że oferta jest szeroka. Bardzo ciekawą i piękną wizję Boga stworzył Alfred North Whitehead. Do tego wielu przekonuje einsteinowska wiara nie tyle w Boga-osobę, co pewną myśl. W „Polityce” jakiś czas temu był wywiad ze Stuartem Kauffmanem, który proponuje afirmację samego Wszechświata. Na rodzinnym podwórku mamy koncepcje abp. Życińskiego i Michała Hellera ze słynnym „Bóg jest matematyką” – i chyba te ostatnie wydają mi się najbliższe i najbardziej przekonujące, na których moja wizja Stwórcy jest budowana. Nie wiem, na ile odpowiedzialne Ci to polecać, ale naprawdę myślę, że jeśli chcesz w coś wierzyć, to deizm jest jedną z mniej atrakcyjnych opcji.

W ankiecie zagłosowałem na opcję pierwszą. Uważam, że Człowiek jest czymś wielkim, pięknie jest nim być i jeśli istnieje dobry Bóg, to na pewno nie pozwoli, by ktoś taki bezpowrotnie umarł i to z tak trywialnych, biologicznych pobudek. Jeśli najwidoczniej nie chce uczynić człowieka nieśmiertelnym na Ziemi – co zresztą nie miałoby chyba większego sensu, bo trudno by było o miejsce dla następnych ludzi – to widocznie nieśmiertelność czeka nas w innej rzeczywistości.

AmiDaDeer PW
5 września 2012, 21:27
Tarnoob:
Co do deizmu Eniphoeniksa: moim zdaniem miejsce tej myśli jest w lamusie.
Zawsze wydawało mi się, że to jest wiara, nie myśl. Zresztą - z takiego założenia wychodzę, bo akurat to, w co ja wierzę (a jest to zbliżone w pewien sposób do deizmu) nie do końca jest zależne od tego, co ja, ekhm, "wybiorę". Jeśli Ty robisz kalkulacje w stylu Pascala albo próbujesz zracjonalizować Boga i starasz się wybrać tę najbardziej prawdopodobną "na zdrowy rozum" opcję spośród tych które już powstały - ok. Prosiłbym Cię jednak, byś nie narzucał podobnego toku rozumowania innym, bo możesz się na tym zdrowo przejechać.

orodreth PW
5 września 2012, 21:29
Do Viniusa:
Jeśli dusza przechodzi drogę taką jak tym Mytarstwie to niewielu się udało wejść do nieba. Apokatastaza ma sens, trochę przypomina odnawianie wszechświata w hinduizmie.

vinius PW
5 września 2012, 21:41
Mytarstwa o ile mnie ciekawią, o tyle ciężko je uzasadnić na gruncie Ewangelii (w przeciwieństwie do ich odpowiednika w katolicyzmie - Czyśćca). W ogóle swoista walka aniołów i demonów o duszę człowieka przypomina raczej problematykę samego momentu śmierci człowieka (i ostatecznego przyjęcia przez niego stanowiska wobec Boga; niegdyś w utworach literackich był popularny motyw takiej właśnie walki przy łożu śmierci, którą wygrywał anioł) niż nadaje się na zagadnienie rozpatrywane w kontekście zaświatów.

Cod o hinduizmu - nie znam się zbytnio na ichniejszej mitologii (czy teologii), ale nie wydaje mi się, by istniał tu jakieś podobieństwa poza zewnętrznym efektem "odrodzenia się" świata. Całkiem inne podstawy dogmatyczne.

Eniphoenix PW
5 września 2012, 22:18
Tarnoob:
Co do deizmu Eniphoeniksa: moim zdaniem miejsce tej myśli jest w lamusie. Była próbą kompromisu między zaczerpniętą z chrześcijaństwa wiarą we wszechmocnego Boga, a zarzutami ateistów - czyli bezradność Boga wobec cierpienia ludzi i mechanicystyczna wizja świata wynikająca z fizyki Newtona.

Deizm być może i był próbą kompromisu (między czym a czym już nie wnikajmy), ale jest również ciekawą (i moim zdaniem sensowną) ideą. Nie zgadzam się z tym, że "jej miejsce jest w lamusie". Osobiście zostałem deistą głównie dlatego, że nie byłem w stanie uwierzyć, że nie było żadnego stwórcy i wszystko... samo się stworzyło. Nie było to dla mnie zadowalające wyjaśnienie, dlatego wierzę w istnienie pewnej siły sprawczej, która stworzyła świat.

Tarnoob:
Niewykluczone, że czas w ogóle nie miał początku albo nawet na pewnym etapie rozwoju Wszechświat istniał sobie - także ewoluował - bez czasu. Dlatego deistyczne mówienie o początku i o Bogu jako o pewnym "kiedyś" moim zdaniem nie da się utrzymać.

Nawet jeśli czas nie miał początku, czy też czasu nie było, nie wyklucza to deistycznej koncepcji boga. Jest to wszechmocny byt duchowy, a skoro jest wszechmocny, to może stworzyć także Wszechświat nie mający początku, ani końca. Chociaż może lepiej nie będę dalej pisał o takich rzeczach, bo dojdę w końcu do paradoksu...

Tarnoob:
Powiem Ci, że oferta jest szeroka. Bardzo ciekawą i piękną wizję Boga stworzył Alfred North Whitehead. Do tego wielu przekonuje einsteinowska wiara nie tyle w Boga-osobę, co pewną myśl.

Wybacz, ale w tym momencie zabrzmiałeś niczym akwizytor, który chce przekonać klienta do wyboru czegoś z konkretnej oferty ^^ .

Tarnoob:
Nie wiem, na ile odpowiedzialne Ci to polecać, ale naprawdę myślę, że jeśli chcesz w coś wierzyć, to deizm jest jedną z mniej atrakcyjnych opcji.

Sęk w tym, że wiara to raczej nie jest wybór spośród kilku dostępnych opcji, tylko indywidualna sprawa każdego człowieka, a zmiana wiary nie wynika z wyboru bardziej atraktyjnej opcji, tylko z przemyśleń i życiowych doświadczeń (choć w sumie w wieku 16 lat, to moje doświadczenia zbyt bogate nie są... ale nieważne).

Azon PW
6 września 2012, 00:04
Jak dla mnie fizyka kwantowa, teoria strun czy dziesięciu wymiarów to takie same bujdy jak wiara w Boga czy też w życie pozagrobowe. Mam jedną zasadę, na każde pytanie istnieje prosta odpowiedź, a żadna z zaawansowanych nauk opartych na teoriach nie jest prosta ani logiczna, więc ją odrzucam.

Co do sposobu upływu czasu to z całą pewnością sposób w jaki płynie jest zależny od wielu czynników - takich jak masa czy też prędkość poruszania się, jednak nie tworzy to żadnych paradoksów bo nigdy nie będziemy w stanie cofnąć się w czasie a jedynie ewentualnie go zwolnić.

Nie lubię gdy niektórzy ludzie próbują wykorzystywać naukę do udowadniana, że Bóg czy egzystencja po śmierci może istnieć - te dwie rzeczy to tylko i wyłączenie kwestia wiary i nie ma sensu próbować tego udowadniać, bo same te teorie są pozbawione logicznych podstaw.

Deizm jest moim zdaniem interesującą filozofią, bliskie mojemu Agnostycyzmu (nieco skrajnego) i nie uważam, że jest pozbawiony sensu. W tym jak działa świat można zauważyć pewne - mogło by się wydawać - inteligentnie działające mechanizmy. Choćby to, że w przeciągu kilkudziesięciu/kilkuset pokoleń jedne organizmu ewokują w inne, pozbywając się niepotrzebnych cech i nabywając nowe. Oczywiście można by to przypisać selekcji naturalnej oraz mutacją, które czasami okazują się przydatne w przetrwaniu i zostają przekazane dalszym pokoleniom. Jednakże wiele rozwiązań naturalnych jest naprawdę niezwykła i można to wziąć za część jakiegoś większego planu. Czy Deizm (w klasycznym wydaniu) dopuszcza możliwość życia po śmierci (w jakiejkolwiek postaci)?

Ginden PW
6 września 2012, 20:21
Cytat:
Jak dla mnie fizyka kwantowa, teoria strun czy dziesięciu wymiarów to takie same bujdy jak wiara w Boga czy też w życie pozagrobowe. Mam jedną zasadę, na każde pytanie istnieje prosta odpowiedź, a żadna z zaawansowanych nauk opartych na teoriach nie jest prosta ani logiczna, więc ją odrzucam.
Zależy od przyjętej definicji prostoty. Dla mnie mechanika kwantowa jest intuicyjna, teoria strun już jest trudniejsza, ale...
Szympans pewnie uznałby prawa dynamiki Newtona za trudne i nieintuicyjne.
Cytat:
bo nigdy nie będziemy w stanie cofnąć się w czasie a jedynie ewentualnie go zwolnić.
Weź 2 wirujące obiekty o olbrzymiej masie i możesz cofnąć się w czasie.
Hobbit:
ateizm to nie religia, lecz postawa polegająca na odrzucaniu wszelkich istot boskich.
Ateizm to religia, bo spełnia klasyczne wymagania religii. Jest guru (Richard Dawkins), teza niemożliwa do udowodnienia (Bóg nie istnieje), są duże pieniądze (Richard Dawkins nie przymiera głodem), lokalne grupy kultu (rly).
To jest tylko żart...

Alamar PW
6 września 2012, 20:59
Cytat:
Weź 2 wirujące obiekty o olbrzymiej masie i możesz cofnąć się w czasie.
Czekam na dowody.

Cytat:
Ateizm to religia (...) Jest (...) teza niemożliwa do udowodnienia
Lol
Chyba nie masz pojęcia, na czym polega religia.

Azon:
Ja uważam, że po śmierci nic nas nie czeka. Umiera nasze ciało więc i to coś co nazywamy świadomością. Nigdy nie będziemy w stanie już doświadczyć czegokolwiek a wiara w życie pozagrobowe to oszukiwanie samego siebie.
Nic w przyrodzie nie ginie bezpowrotnie. Nic.

Ginden PW
7 września 2012, 18:11
Cytat:
Czekam na dowody.
http://prl.aps.org/abstract/PRL/v66/i9/p1126_1
http://www.mrelativity.net/Papers/14/tdm9.pdf
Jeśli nie rozumiesz aparatu matematycznego - nie mam zamiaru go tłumaczyć.
I coś bardziej popularnonaukowego.
strona: 1 - 2
temat: Życie pozagrobowe

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel