Witaj Nieznajomy!
|
temat: Historia starego uniwersum komnata: Biblioteka Legend |
wróć do komnaty |
strona: 1 - 2 - 3 ... 5 - 6 - 7 | |
Hellburn |
Pozdrawiam wszystkich po ośmiomiesięcznej nieobecności w tym wątku :P. Co prawda moje ostatnie pytanie pozostało bez odpowiedzi, ale nie tracę nadziei. Kolejne pytania: 1. W czwartej misji Córki Pirata, Tawni jest zmuszona do awaryjnego lądowania, bo jej statek został uszkodzony. Ten statek jej znika - zapewne kradną go piraci którzy mieli go naprawić. Ale później, pod koniec mapy, kiedy ma już dojść do finalnej konfrontacji w tekście ni z gruchy ni z pietruchy pojawia się właśnie wzmianka o jej statku - bez słowa wyjaśnienia jak go odzyskała. Pytanie: Czy ja coś pominąłem, czy to luka w tekście fabularnym? 2. W piątej misji tej samej kampanii, piątego dnia wyskakuje tekst traktujący o jakimś trzecim wysłanniku. Wcześniej o żadnych wysłannikach nie było mowy... a tu nagle trzeci wyskakuje. Przypominam, że chodzi o misję z Królową Mórz i syrenami. Czyżby brakowało jakiegoś tekstu? |
Alamar |
Polska wersja (chyba) całego tekstu kampanii chaosu w podstawce HIV (jeżeli mi coś nie ucięło w poście): 1905794170 2199484550 Córka Pirata 201623722 Tawni Balfour, prześcigając osiągnięcia swego niesławnego ojca, udaje się w podróż pełną bitew i rzezi, aby przejąć kontrolę nad ważnymi szlakami wodnymi wokół Złotego Morza. Walcząc z korsarzami oraz potworami z głębin, a także zmagając się z cieniami swej mrocznej przeszłości, staje się Królową Piratów Złotego Morza. 2232328264 Córka pirata 2581653104 Po śmierci niesławnego ojca-pirata Tawni Balfour obejmuje dowództwo jego okrętu. Natychmiast wyrusza, by osiągnąć cel, o realizacji którego nawet nie marzył jej ojciec - chce podbić Cieśninę Sztormów. Dzięki temu będzie mogła zrealizować swe największe marzenie, czyli objęcie władzy nad całym Złotym Morzem. Musi w tym celu złamać potęgę dwóch miast: Frigiston i Yanathrae, w przeciwnym razie pozostanie tylko jednym z wielu pomniejszych piratów. 3560174545 Tawni Balfour i Pete Girly wraz ze wszystkimi czarami, doświadczeniem i umiejętnościami oraz Tarczą Stabilności przejdą do następnego scenariusza. Bohaterowie mogą awansować maksymalnie na poziom 12. 3827253977 Dwóch żeglarzy zaniosło ciężkie ciało mego ojca na koniec belki. Zawinięto je w kawałek płótna żaglowego, obciążony workiem pozłacanych ołowianych monet, którymi zwykle płacił za posiłki. Wzrok wszystkich zebranych spoczął na mnie - jego córce, no i nowym kapitanie. Oczekiwali, że powiem kilka słów, ale cóż można powiedzieć o człowieku, którego sama bym zabiła, gdyby wcześniej nie skończył marnie na ostrzu miecza innego pirata? "Ta kupa mięcha była kiedyś Czarnym Balfourem" - powiedziałam dość głośno, by usłyszała mnie cała załoga. "Nigdy w życiu nie spotkał osoby, której by nie oszukał, nie pobił lub nie zabił!" Wszyscy zaczęli wiwatować. Trzymając w rękach flaszkę, weszłam na belkę. Zakołysała się pod moimi stopami, jakby miała się złamać pod ciężarem tylu osób, zbyłam jednak ostrzegawcze trzeszczenie. Wyjęłam korek zębami i wylałam większość zawartości flaszki na zwłoki człowieka, który mnie spłodził, potem zaś wyplułam korek i wypiłam resztę. "Dziad z wozu, koniom lżej!" - powiedziałam i dałam znak żeglarzom. Wyrzuciłam butelkę, zaś żeglarze zepchnęli Czarnego Balfoura do morza, gdzie miał stać się pożywieniem rekinów. Rankiem, gdy przygotowywaliśmy ciało do pogrzebu, podcięłam w tajemnicy liny mocujące balast do zwłok ojca, by przegniły w ciągu dnia lub dwóch. Czarny Balfour spędziłby chwilę dojrzewając na dnie Złotego Morza, potem zaś pękłyby liny z ciężarkami. Uwolnione ciało, wypełnione gnilnymi gazami, uniosłoby się na powierzchnię, gdzie rekiny urządziłyby sobie smakowitą ucztę. Uśmiechnęłam się złośliwie na samą myśl. "Na to właśnie zasłużyłeś" - mruknęłam pod nosem, by nikt nie słyszał. Nie zdziwiłam się wcale, gdy po powrocie na pokład dostrzegłam ostrze wycelowane w mój brzuch. Mało który pirat zgodzi się, by dowodziła nim kobieta, pierwszy oficer mego ojca, Krwawy Gordy, nie był wyjątkiem. Oczekiwałam, że wykona pierwszy ruch, dlatego ukryłam w szerokich rękawach mej białej bluzki parę sztyletów. Chciałam wyglądać w czasie ceremonii na nieuzbrojoną, doskonały cel dla takiego tchórza, jak Krwawy Gordy. Zrobiłam unik przed jego mieczem, nie dość szybko jednak, by uniknąć bolesnego zranienia tuż nad pępkiem. Potem odskoczyłam poza zasięg jego broni, załoga zaś otoczyła nas kołem. Zacisnęłam zęby z bólu. "Na co tak długo czekałeś?" - zapytałam. Nie wyciągnęłam jeszcze broni, pozwalając Gordy'emu sądzić, że jestem bezbronna. Mężczyźni głupieją, gdy wydaje im się, że mają przewagę. "Chciałem okazać twemu ojcu trochę szacunku, dopóki nie znalazł się pod wodą" - odparł Krwawy Gordy. "Śmieszna sprawa. Mój ojciec nie miał za grosz szacunku do ciebie. Zawsze mówił, żeś głupszy od pary gaci. Dlatego trzymał cię jako pierwszego oficera - jesteś zbyt głupi, by się zbuntować!" "Za dużo gadasz, babo!" Gordy próbował mnie trafić jeszcze trzy razy, uniknęłam jednak wszystkich ciosów. "Z mieczem przeciw bezbronnej kobiecie? Niezbyt uczciwie, no nie? Daj mi chociaż sztylet" - powiedziałam, gdy pierwszy oficer łapał oddech. "Nic z tego! Ty z resztą nie jesteś kobietą!" "Dobrze więc" - odpowiedziałam, sięgając do rękawów. "Skorzystam z własnej broni". Gordy zamrugał oczami, zdawszy sobie poniewczasie sprawę z tego, że nie jestem bezbronna. Wykorzystałam jego zaskoczenie i rzuciłam pierwszy nóż, który zatopił się w jego udzie aż po rękojeść. Po tym ciosie jego miecz nie był już groźny. Nie mógł się poruszać, nie mógł też wiecznie trzymać mnie na dystans. Zatańczyłam wokół niego, obrzucając obelgami, i zraniłam kilka razy. Gdy przestało mnie to bawić, wskoczyłam za niego tak szybko, że nawet nie zdążył się obrócić. Wciąż stał do mnie plecami, gdy podrzynałam mu gardło. Wskazałam trupa Gordy'ego zakrwawionym ostrzem i powiedziałam: "Wyrzucić mi to ścierwo za burtę. I zmyć jego krew z mojego statku!" 3953085755 Wczoraj wydałam rozkaz wyruszenia w stronę Cieśniny Sztormów. Od śmierci pierwszego oficera sama zajmowałam się nawigacją. Ojciec nigdy się tego nie nauczył. Załoga zaczęła się już pewnie zastanawiać, jaki z Tawni Balfour będzie kapitan. Być może próbowali się już domyśleć, co knuję, dokąd ich zabieram. A niech się zastanawiają! W ten sposób są zdezorientowani, a tacy rzadko się buntują. Kołatanie do drzwi przerwało moje rozmyślania. "Wejść!" Weszło dwóch młodych żeglarzy. Nie bardzo chyba wiedzieli, po co zostali wezwani do mej kajuty. Jednemu z nich brakowało zęba, na szyi zaś miał jadowicie czerwoną wysypkę. Musiałam zapamiętać, by nigdy go nie dotykać. Drugi z młodzieńców, jasnowłosy, był całkiem przystojny. "Jesteś Driden, tak?" - spytałam tego ostatniego. Będąc na statku od kilku już lat, znałam z imienia każdego członka załogi, jednak tego przystojnego młodzieńca mój ojciec najął w ostatnim odwiedzonym porcie, nie znałam go więc zbyt dobrze. "Tak, Kapitanie" - odparł Driden. "Podobno umiesz czytać i pisać". "Tak, Kapitanie. Mój ojciec był kiedyś skrybą w... w Erathii. Byliśmy na pełnym morzu, gdy nadszedł Czas Rozliczenia" - powiedział Driden. "Doskonale. Mam dla was dwóch zadanie" - powiedziałam, zrywając się na nogi. Obeszłam stół i oparłam się o jego narożnik. "Zejdźcie na dół i poszukajcie jakiejś farby, nieważne, jakiego koloru. Potem idźcie na rufę, zedrzyjcie starą nazwę wymalowana na kadłubie i namalujcie nową" - powiedziałam. Obaj skinęli głowami. Postanowiłam zmienić nazwę okrętu ojca. Z właściwym sobie brakiem wyobraźni nazwał go Czarna Śmierć. Nie cierpiałam tej nazwy. "Jak chcesz nazwać statek, Kapitanie?" "Nieposkromiona Lisica". "Tak jest, Kapitanie" - odrzekli i zaraz wyszli. 63302018 Wyszłam z kajuty około południa, trzymając w jednej ręce sztylet, w drugiej zaś mapę, nad którą pracowałam przez ostatnie kilka dni. Podeszłam z rozmysłem do grotmasztu i przybiłam do niego mapę. "Wszyscy zbiórka! Najlepiej wszyscy rzućcie okiem!" - krzyknęłam i odsunęłam się od masztu, by zrobić miejsce dla zbiegających się zewsząd żeglarzy. Skorzystałam z przytwierdzonej do pokładu skrzynki jako podium. Gdy wszyscy zdołali już rzucić okiem na mapę, pomachałam rękoma nad głową, by zwrócić ich uwagę. "Patrzcie na mnie! Kim jesteśmy?" "Ludźmi morza!" - odpowiedziało kilku. Pokiwałam głową i krzyknęłam: "Czy jesteśmy tacy sami, jak pospolite lądowe świnie? Czy musimy wymyślać sobie ładne przezwiska? Kim jesteśmy?" "Psami!" "Szumowinami!" "Złodziejami! Mordercami!" Wszystko to była prawda, w końcu jednak jeden rzucił odpowiedź, której oczekiwałam. "Jesteśmy piratami!" - rzekł niewysoki mężczyzna o kwadratowej szczęce i świecącej w słońcu natartej oliwą, ogolonej głowie. Zwali go Arnoc Bezwłosy, był jednym z pretendentów do roli pierwszego oficera. Gdyby miał o tym decydować wynik bójki, postawiłabym właśnie na niego. Arnoc miał pięści jak głazy, znany był też w odporności na ból. Całe jego przedramiona były jedną wielką blizną, często bowiem zakładał się, że przytrzyma ramię nad ogniem dwa razy dłużej, niż inni. Nigdy nie przegrał. Arnoc był też doświadczonym żeglarzem. Czy jednak mogłam mu zaufać? Chociaż nie wyglądał na zbyt ambitnego, nie wiedziałam, czy będzie posłuszny kobiecie. "Dobrze!" - powiedziałam, wskazując na łysego. Do wszystkich zaś wykrzyczałam: "Jesteśmy piratami, choć nie jedynymi, prawda? Co mówi porzekadło? Złote Morze zamieszkuje więcej piratów niż ryb!" Przerwałam, żeby dotarły do nich ostatnie słowa. Nie musieli się zbyt długo namyślać, by przypomnieć sobie, że podstępny Kapitan Swift zabił niedawno ich Kapitana Czarnego. Połowę bitew toczyliśmy z innymi piratami, nie zaś ze statkami handlowymi. Dawno już zrozumiałam, że nikt z nas nie korzysta w pełni z okazji do zarobku, jakie stwarza Złote Morze. "Mój ojciec już się zestarzał" - powiedziałam. "Stosował przestarzałą taktykę, myślał też po staremu. Dlatego zginął! Mamy tu nowy świat, który wymaga nowego myślenia". Niektórzy zaczęli wiwatować - ci, którzy i tak nigdy nie lubili mego ojca. Musiałam jednak przekonać kilku szanowanych ludzi, w tym Arnoca Bezwłosego, który od lat był wierny Czarnemu Balfourowi. "Co chcesz zrobić? Pozabijać innych piratów?" - zapytał jeden z członków załogi, którego nie mogłam dostrzec w tłumie. "Nie, za długo by to trwało. Zamierzam podbić Złote Morze!" Tym razem większość załogi roześmiała się, nie przeszkadzało mi to jednak. Nie wierzyli we mnie, jeszcze nie, ale przynajmniej się mnie bali. "A jak chcesz tego dokonać?" - spytał Arnoc. "Najpierw zajmiemy Cieśninę Sztormów" - powiedziałam, wskazując na mapę przybitą do masztu. 50128910 Siedziałam przy stole, gdy młody żeglarz Driden wrócił spod pokładu. Położył na stole przede mną to, o co prosiłam. Na jego twarzy dostrzegłam wyraz zmieszania, a może i przestrachu. "Doskonale, Dridenie" - powiedziałam. "A teraz wyjdź na pokład i ogłoś całej załodze moją decyzję". "Tak, Kapitanie? Co mam powiedzieć?" "Powiedz im, że ktokolwiek chce zostać pierwszym oficerem, ma się do mnie zaraz zgłosić". Driden wyszedł na pokład, ja zaś przygotowywałam się na spotkanie z pierwszym kandydatem. Zakładałam się sama ze sobą o to, kto pierwszy pojawi się w drzwiach, czy będzie to Arnoc Bezwłosy, czy też drugi oficer mego ojca, Oba Ośmiopalcy? Drzwi otworzyły się ze zgrzytem i stanął w nich Foz Topór, kawał potężnie umięśnionego chłopa. Zanim został piratem, służył w wojsku, był więc jednym z moich najlepszych wojowników. Szkoda, że musiałam go zabić. Wystrzeliłam z ukrytej pod stołem kuszy, którą Driden przyniósł ze zbrojowni pod pokładem. Bełt wbił się w podbrzusze Foza. Wystrzelony z tak niewielkiej odległości, przeszył go na wylot i wbił się z głuchym łoskotem w drzwi kajuty. Topór chwycił za ranę, z głupiego wyrazu jego twarzy wywnioskowałam zaś, że nadal nie wie, o co chodzi. Położyłam nogę na stole, zaparłam się stopą o pierścień kuszy i naciągnęłam cięciwę. "Jeśli ktoś jest tak ambitny, by jako pierwszy odpowiedzieć na wezwanie, jest zbyt ambitny. Wybacz, Foz" - powiedziałam. "Ty... ty..." - Foz próbował coś powiedzieć, jednak ból był nie do zniesienia. Spróbował jednak dobyć zatkniętego za pasek ulubionego topora. Nie można mu było odmówić odwagi. Umieściłam w kuszy drugi bełt i wycelowałam w pierś Foza. "Pewnie nie poczujesz się przez to lepiej, ale wyprawię ci porządny żeglarski pogrzeb". "Tak jak... ojcu! Widziałem... liny. Przecięłaś je!" - powiedział Foz przez zaciśnięte z bólu zęby. W końcu zdołał unieść topór. "Dobrze więc. Wyrzucę cię wraz z odpadkami!" Wystrzeliłam. Siła, z jaką uderzył bełt, rzuciła pirata na drzwi, razem z którymi wypadł na pokład przed moją kajutą. Tam zobaczyła go cała załoga. Arnoc Bezwłosy jako pierwszy podszedł i obejrzał zwłoki. Spojrzał na mnie bez wyrazu. "No to chyba nie został pierwszym oficerem" - skomentował Arnoc. "Nie" - odparłam, odkładając kuszę na stół. Zmarszczyłam czoło, patrząc na wyłamane drzwi. Jeden z zawiasów odpadł. Potem odezwałam się do Arnoca: "Możesz objąć to stanowisko, jeśli chcesz". "Cóż, nie masz w ręku kuszy, więc chcę". 3889807740 Z dołu dobiegał hałas ponad trzech setek robotników, piłujących i zbijających drewniane bale. Stanęłam na skraju Klifów Yanathrae i spojrzałam daleko w dół na plac budowy. Po drugiej stronie Cieśniny Sztormów, w zatoce Frigis, pod bacznym okiem mego drugiego oficera, Oby Ośmiopalcego, trwały podobne prace. Wiedziałam, że w tym tempie doki i stocznia wkrótce zostaną ukończone, wtedy zaś będę mogła zbudować flotę, która pozwoli mi umocnić panowanie nad Cieśniną Sztormów. Uśmiechnęłam się na widok ogromnej połaci stalowoniebieskich wód, które rozpościerały się aż po horyzont. Morze było moje! Już teraz zaszłam znacznie dalej, niż mój ojciec, a wcale nie zamierzałam na tym poprzestać. Frigiston Yanathrae 1899600296 Jako pierwsza wyskoczyłam z szalupy na kamienistą plażę. Minęło sporo czasu, odkąd postawiłam stopę na suchym lądzie, dziwne uczucie: świat przestał się pode mną kołysać. Schodząc na ląd po długiej żegludze, żeglarze doświadczają nieraz czegoś w rodzaju przeciwieństwa choroby morskiej, ja też zaczęłam już odczuwać nudności. Zacisnęłam jednak zęby, nie pozwalając, by ogarnęły mnie mdłości. Przybyłam, by odnaleźć drogę lądową do miasta Frigiston, gdyż jego przywódca, Jorgon Jednostopy, zablokował sprytnie dostęp do zatoki ogromnym łańcuchem. Towarzyszący mi ludzie (ochotnicy jak jeden mąż) wygramolili się z pozostałych łodzi i szybko wyładowali worki z żywnością i całe naręcza broni. Po drodze mieliśmy zbudować lub ukraść wszystko, czego potrzeba do oblężenia Frigiston. Powoli szalupy powróciły na pokład Nieposkromionej Lisicy, pozostała tylko jedna. Był w niej mój nowy pierwszy oficer, Arnoc Bezwłosy. "Myślę, że mogę zaufać ci na tyle, by mianować cię kapitanem na czas mojej nieobecności" - powiedziałam. "Nic nie obiecuję" - odrzekł Arnoc z nieprzyjemnym uśmiechem, od którego zawsze cierpła mi skóra. "Cóż, ja ci coś obiecam. Jeśli zwędzisz mi statek, przysięgam, że dopadnę cię i wybebeszę!" Arnoc roześmiał się i pokiwał na pożegnanie, wiosłując samotnie przez rozbijające się przy brzegu fale. Zwykle trzeba było do tego dwóch chłopa. Zastanawiałam się, czy jeszcze ujrzę Nieposkromioną Lisicę. Dobyłam miecza i pomachałam nim nad głową, by zwrócić uwagę wszystkich. "Wiem, że jesteśmy piratami, których żywiołem jest walka na morzu, ale nie chcę przy sobie nikogo, kto i na suchym lądzie nie potrafi zabijać! Za mną, Cieśnina Sztormów wkrótce będzie nasza!" 4270213647 Musieliśmy torować sobie drogę w głąb lądu poprzez gęste pnącza i ostrokrzew. Dostrzegliśmy kilka ścieżek, zdawało się jednak, że półwysep jest niezamieszkały. Wtedy właśnie napadły nas elfy. Dwóch świeżo upieczonych rekrutów padło od pierwszego gradu strzał. Ci, którzy przez własną głupotę nie rzucili się na ziemię, padli natychmiast. Dobyłam miecza, choć niewielki był z niego pożytek. "Czy ktoś zdoła się do nich przebić?" - spytałam. Zaprzeczyli zgodnym chórem. Wtedy mój drugi oficer, Oba, rzekł: "Jedyna szansa w Ciosie Smoka!" Ciosem Smoka nazywaliśmy manewr na morzu, podczas którego wzmocnionym dziobem okrętu taranowało się wątłą, środkową cześć kadłuba przeciwnika. Manewr ten dezorientował przeciwnika na wystarczająco długo, by nasze grupy abordażowe zarzuciły liny i przeskoczyły na nieprzyjacielski pokład. Potrzebowaliśmy tego początkowego uderzenia! "Przygotować się do Ciosu Smoka!" - rozkazałam. Potem wyskoczyłam z kryjówki, wrzeszcząc wniebogłosy. Poczułam w całym ciele nagły przypływ energii, gdy wokół mnie zaświstały strzały. Gdyby nawet któraś mnie trafiła, nie zauważyłabym w owej chwili. Nie czułam bólu, tylko żądzę krwi. Rzuciłam się biegiem przez otwartą przestrzeń, dobiegając do kępy drzew, w której krył się co najmniej jeden strzelec. Po chwili zobaczyłam przerażone, błękitne oczy elfa, który próbował dobyć przypasanego u boku sztyletu. Wybebeszyłam drania. "Cios Smoka!" - wrzasnęłam, by ruszyli za mną ludzie. Miałam przynajmniej nadzieję, że ruszą. Coś trzasnęło mnie w lewą dłoń, spojrzałam więc w tamtą stronę i dostrzegłam kolejnego łucznika, ukrytego w koronie drzewa. Właśnie zakładał kolejną strzałę na cięciwę długiego łuku, sięgnęłam więc lewą ręką po nóż. Przeszył ją ból tak straszliwy, że opadła bezwładnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy strzała przeszła przez sam środek dłoni. Nie było jednak czasu, by się tym przejmować. Wbiłam miecz w ziemię, rzuciłam nóż prawą ręką i ponownie chwyciłam za broń, zanim elfowy łucznik spadł na ziemię. Wkrótce Oba z resztą ludzi otoczyli mnie i osłonili, dopóki nie wykończyli reszty elfów. "To było naprawdę odważne, pani kapitan" - rzekł Oba. Pokazałam mu zakrwawioną lewa dłoń. "Wyciągnij to!" 3165129838 Utrata Tawni Balfour lub Pete'a Girly'ego. 2918635516 Posiadanie miast Frigiston oraz Yanathrae. 1282159926 Komu będzie brakować człowieka, który gotów był zrobić wszystko dla paru sztuk złota? A Kapitan Balfour zabił własnego brata z powodu kilku miedziaków, których ledwie by starczyło, żeby kupić miskę owsianki. Ha! To właśnie mój tatko. No to krzyżyk na drogę, staruszku! 520400266 Wschodni stok Tylko oddziały legitymujące się niebieską flagą mogą przejść dalej. Zajęliśmy tę bramę kilka dni temu. Tylko oddziały legitymujące się niebieskim proporcem mogą przejść dalej. To jest ostatnie ostrzeżenie. Twoja flaga zdradza, że nie jesteś po naszej stronie! Idź precz! 522666346 Ocean Tylko Tawni Balfour może przejść dalej. Przykro mi, ale nakazano nam zawracać stąd wszystkich oprócz bohatera imieniem Tawni Balfour. Ponoć przybędzie ona do nas pewnego dnia, by wypełnić swe święte posłannictwo, jeśli wierzysz w takie rzeczy. Nie jesteś osobą, której szukamy! Tawni Balfour Cóż, skoro Tawni Balfour wreszcie się znalazła, może wreszcie wrócimy do normalnej pracy. 705316210 Yanathrae 391489184 Frigiston 492504858 Trzymałam właśnie głowę w wypełnionym chłodną wodą korycie, gdy podeszło dwóch członków mojej załogi. Zmyłam z twarzy krew i odgarnęłam zmoczone włosy. "Wszyscy strażnicy nie żyją, nasi ludzie poszli się bawić" - powiedział Oba Ośmiopalcy, mój drugi oficer i zastępca na lądzie. Oba był wysoki, jak na żeglarza. Pod ciemną skórą ukrywał silne jak postronki mięśnie. Jego krótka, czarna broda przyprószona była siwizną i właściwie tylko ona dowodziła, że był mniej więcej w tym samym wieku, co mój ojciec w chwili śmierci. Oba po mistrzowsku posługiwał się włócznią, zanim bowiem został piratem, przez dziesiątki lat był wielorybnikiem. "Nie za dużo tej zabawy!" - rozkazałam. "To miasto jest mi potrzebne, by zdobyć Frigiston". "Dopilnuję, by nic nie zostało trwale zniszczone" - odpowiedział drugi z żeglarzy. Ten drugi, Pete Girly, był zbyt przystojny, jak na pirata. Nie było w nim jednak nic słabości lub kobiecości. Jedynym wyjątkiem były piękne, sięgające do pasa włosy. Pete był bezlitosnym wojownikiem, on też wymierzał chłostę na statku mego ojca. Lubił swoje zajęcie i był w tym dobry. Wskazałam dłonią otaczające nas miasto i powiedziałam: "To siedlisko złodziei i morderców było łatwym łupem, mieszkańcy nie byli przygotowani na atak. Wierzcie mi jednak, stary Jorgon Jednostopy będzie gotów do obrony". "On i jego ludzie to Barbarzyńcy. Rodzą się, by walczyć" - powiedział Oba Ośmiopalcy. "Zdobywaliśmy już statki Barbarzyńców" - odparł pewnie Pete Girly. "Są niezdarni i głupi, nie widzę problemu!" "Owszem, ale tylko na morzu" - odrzekł na to Oba. "Właśnie, będziemy walczyć na lądzie, a do tego na terytorium Jorgona. Mój ojciec rzadko gadał coś z sensem, ale w jednym miał rację - nigdy nie wolno walczyć na zasadach dyktowanych przez kogoś innego" - stwierdziłam. Nie chciałam, by ci dwaj pomyśleli, że wszystkie pomysły mam po ojcu, dodałam więc natychmiast: "Nie przejmował się też zbytnio szkoleniem, a to była głupota. Dlatego chcę, żebyście obaj zaczęli szkolić nasze oddziały". "O jakim szkoleniu myślisz?" - spytał Pete Girly. "Zbierzcie załogę i wszystkich, których zdołacie zwerbować, i każcie im ćwiczyć w walce kijem, toporem, czymkolwiek, co im wpadnie w ręce!" - rozkazałam. Do Oby zaś dodałam: "Ty weźmiesz pozostałych, może uda ci się zwerbować jakichś okolicznych orków i zrobisz z nich porządnych łuczników. Nie chcę, żeby ktoś postrzelił się we własną stopę na polu walki". Pete Girly zawinął od niechcenia kosmyk włosów wokół palca. "Da się zrobić, ale nie ma co oczekiwać, że stworzymy wojsko choćby w połowie tak zdyscyplinowane, jak armia Erathii - nie z tą bandą szumowin". "O Bogowie, pewnie, że nie!" - odparłam. "Nie o to mi chodzi! Chcę tylko mieć ludzi, którzy zmierzą się z Barbarzyńcami. Nieważne, czy przeżyją, byle zabrali ze sobą do grobu paru przeciwników". 3549090981 Zachodni stok Tylko oddziały legitymujące się niebieską flagą mogą przejść dalej. Postanowiłem sprzymierzyć się w tych trudnych czasach z bohaterami służącymi pod niebieską flagą. Tylko oni mają prawo przejścia. Nie zmienię zdania. Stanąłem po jednej ze stron, i zamierzam pozostać jej lojalny. 2371046462 Tawni Balfour Pete Girly 2457187339 Krwawa Zatoka 931690465 Zdradziecki atak w ciągu kilku chwil obrócił nowe stocznie Tawni w dymiące zgliszcza. Jej flota ostała zdruzgotana - nawet statek flagowy, Nieposkromiona Lisica, jest zbyt poważnie uszkodzony, by wyjść w morze. Wkrótce Tawni dowiaduje się, że za atakiem stoi ten sam człowiek, który zabił jej ojca. W ten sposób nie pozwolił jej zawładnąć Cieśniną Sztormów. Wiedziona żądzą zemsty, Tawni wyrusza na poszukiwanie Krwawej Zatoki - legendarnej kryjówki kapitana Swifta. 3273365265 Tawni Balfour i Pete Girly wraz ze wszystkimi czarami, doświadczeniem i umiejętnościami oraz Tarczą Stabilności przejdą do następnego scenariusza. Bohaterowie mogą awansować maksymalnie na poziom 18. 1698310142 Potężny wybuch zabarwił nocne niebo na pomarańczowo i zbudził wszystkich mieszkańców Yanathrae. Zanim zdążyłam wyjrzeć przez okno, wiedziałam już, że hałas dobiegł z dołu, wyskoczyłam więc z łóżka i szybko założyłam pierwsze lepsze spodnie. "Co to było?" - wypalił Pete Girly, podnosząc się na łóżku ze sztyletem w dłoni. Nie miałam pojęcia, skąd go wziął. "Ubieraj się!" - rzuciłam, chwytając bluzkę i pas z mieczem. "Przyprowadź do doków, kogo się da!" Potem wypadłam z pokoju, zakładając w biegu bluzkę. Na zewnątrz zebrało się już z pół tuzina ludzi, wśród nich Arnoc Bezwłosy i Oba Ośmiopalcy. Całe szczęście! Przynajmniej pierwszy i drugi oficer wiedzieli, co robić w takiej sytuacji. Reszta ludzi powinna jednak dostać po uszach za opieszałość, moja w tym głowa. "Arnoc! Oba! Za mną!" - krzyknęłam i pobiegłam do bramy. Straciliśmy chwilę na jej otwarcie, potem zaś popędziliśmy w stronę klifu, skąd wiodła awaryjna droga. Kazałam zbudować długie, kręte schody, wiodące w dół do doków u podnóża stumetrowego klifu, jednak zejście po nich zajęłoby klika minut. Zbyt długo. W tej chwili cieszyłam się, że Oba wymyślił krótszą drogę. Gdy dobiegliśmy na skraj klifu, zatrzymaliśmy się, sparaliżowani rozgrywająca się pod nami sceną. Ledwie miesiąc wcześniej zakończyliśmy budowę dwóch długich doków remontowych oraz trzech suchych doków do budowy statków. Teraz suche doki zmieniły się w ogniste piekło, wraz z jednym z moich pięciu statków. "Musimy tam zejść!" Oba chwycił mnie za ramię, zanim zdołałam doskoczyć do masztu, po którym miałam zjechać na sam dół. Wskazał coś palcem. "Tam! Popatrz na wylot drugiego doku" - powiedział. Płonące suche doki doskonale oświetlały okolicę, bez trudu zobaczyłam więc niewielką łódź rybacką, która przepływała w stronę doku, obok dzioba jednego z moich pozostałych statków. I wtedy wybuchła! Kula ognia pochłonęła dok wraz z najbliższym statkiem, zapaliła też dwie inne jednostki. Nikt nie musiał wskazywać drugiej łódki, która zbliżała się do pierwszego doku. Dostrzegłam ją, gdy tylko odzyskałam wzrok po pierwszym rozbłysku. Zapaliła się chyba zbyt wcześnie, dzięki czemu wyrządziła znacznie mniejsze szkody niż poprzednie, ale tak, czy inaczej zarzuciła cały port gradem płonących odłamków. Bez słowa zarzuciłam pas na maszt i rzuciłam się z platformy. Ściana klifu niebezpiecznie szybko przemykała obok mnie, gdy zjeżdżałam na plażę. Musiałam zwolnić, inaczej połamałabym nogi przy lądowaniu. Nawet stos poduszek i piasku na dole niewiele by pomógł. Zacisnęłam więc zęby i mocniej zaciągnęłam pas, po chwili nozdrza wypełniła mi woń przypalanej skóry. A jednak spadałam zbyt szybko. W ostatniej chwili rzuciłam się na stos poduszek, nawet one jednak nie zdołały całkowicie złagodzić upadku. Przez kilka chwil po uderzeniu nie mogłam złapać tchu w piersiach. Krztusząc się, wyczołgałam się spomiędzy poduszek i podniosłam na nogi. Coś mi mówiło, że jest już za późno, wybuchło bowiem zbyt wiele pożarów. Atak został zbyt dobrze zaplanowany, by mógł się nie powieść. Wkrótce wylądowali Arnoc i Oba, zaraz też przyłączyli się do mnie. Patrząc w stronę pierwszego doku dostrzegłam, że jednego statku nie objęły jeszcze całkiem płomienie. "Ratować Lisicę!" Przez kolejne kilka godzin robiliśmy, co w naszej mocy, by ugasić pożary, straciliśmy jednak doki, stocznie i prawie wszystkie statki. Ocalała tylko Nieposkromiona Lisica, a i ona wymagała kilkutygodniowego remontu. Płomienie wypaliły cały pokład, siła jednego z wybuchów złamała grotmaszt, żar uszkodził też pokład. Nie wspominam już o ludziach, którzy zginęli w pożarze. Najważniejsi członkowie załogi zebrali się wokół mnie, gdy przyglądałam się szczątkom, które miały być początkiem mej floty. "Jak to się stało?" - zapytał Pete Girly. "Brandery!" - odparł Arnoc. "Czarny Balfour użył ich kiedyś, gdy zaatakowały go przeważające siły floty Erathii. Wystarczy szalupa, w tym przypadku użyli łodzi rybackich. Wypełnia się ją Demonicznym Ogniem, zapala lont i puszcza z wiatrem w stronę wroga". "A co to jest ten Demoniczny Ogień?" - spytałam. "To taka wybuchowa ciecz, dziesięć razy silniejsza od zwykłej oliwy do lamp. Jakaś magiczna sztuczka". Oba zaś dodał: "Jakiś alchemik ukradł demonowi recepturę, teraz więc używają tego wszyscy". "Dobrze, wiemy już, jak to zrobili" - powiedziałam. "Tak naprawdę chcę jednak wiedzieć, kto to zrobił. Pete Girly, masz się dowiedzieć!" 3292422690 Za dopuszczenie nieprzyjaciela dość blisko, by mógł użyć branderów, odpowiadało dwóch z moich marynarzy. Jednego z nich od razu zabili, by nie wyjawił nam prawdy, drugi jednak na nasze szczęście, a nieszczęście wroga, zdołał uciec. Pete Girly zmusił go do mówienia w czasie krótszym niż kwadrans, był w tym specjalistą. Dowiedzieliśmy się ciekawych rzeczy: atak zorganizował Kapitan Swift, by powstrzymać mnie przed zawładnięciem Cieśniną Sztormów, co z pewnością utrudniłoby mu prowadzenie pirackiego procederu. Choć nie otrzymałam jeszcze wieści z Frigiston, zdrajca wyznał, że Swift planował podobny atak na stocznie na północy. Wkrótce miałam pozostać bezradna, przynajmniej na morzu. Raz jeszcze w mym życiu pojawiło się nazwisko Kapitana Swifta, tym razem nie miałam jednak powodów do radości. Pierwszym razem zabił mojego ojca, ale to była uczciwa walka dwóch piratów. Aż do dzisiaj zamierzałam pozostawić go w spokoju, może nawet kiedyś zaproponowałabym mu przyłączenie się do mojej floty. Teraz jednak podpisał na siebie wyrok śmierci. Powierzyłam Arnocowi Bezwłosemu dowodzenie Yanathrae i rozkazałam naprawić Nieposkromioną Lisicę oraz rozpocząć budowę nowej stoczni. Ja tymczasem wyruszyłam na południe z niewielkim oddziałem, w skład którego weszli też Oba i Pete Girly. Naszym celem było odszukanie kryjówki Kapitana Swifta - Krwawej Zatoki. 1266351605 Tego ranka, zanim obudzili się pozostali, Oba zastał mnie patrzącą w stronę Złotego Morza. Myślałam o Kapitanie Swifcie, śniąc na jawie o chwili, gdy w końcu go dopadnę. Miałam już rozkazać Obie, by odszedł, gdy ten powiedział coś bardzo ciekawego. "Wiesz, że Kapitan Swift nie podejmie walki, dopóki nie będzie pewien zwycięstwa, prawda?" "Będzie ze mną walczył, czy mu się to podoba, czy nie. Nie dam mu wyboru" - odparłam. "Chodzi mi o to, że nie zdołasz wywabić go z kryjówki. Będziesz musiała spotkać się z nim na jego własnym gruncie, w Krwawej Zatoce" - odrzekł Oba. "Dobrze więc. Gdy z nim skończę, po kryjówce w Krwawej Zatoce pozostanie tylko wypalona ziemia". "Bez wątpienia będziemy potrzebować statku. Podobno Swift rzadko opuszcza pokład Zabójcy". Skinęłam głową. W tym rejonie ukrywało się mnóstwo piratów i łotrzyków, któryś z nich z pewnością miał jakiś statek. To akurat był najmniejszy problem. "Ktoś przecież musi wiedzieć, gdzie jest Krwawa Zatoka, prawda?" - zapytałem. "Jeśli tak, może to być każdy - były marynarz, kupiec sprzedający Swiftowi zapasy, ladacznica, dosłownie każdy!" 3575539798 Przez tą całą gadaninę o Kapitanie Swifcie przypomniałam sobie jedyny raz, gdy go widziałam - dzień, w którym zginął mój ojciec. Swift pozostał w mej pamięci jako szczupły mężczyzna po trzydziestce z równo przyciętą brodą i włosami wiązanymi w krótki kucyk. Najlepiej zapamiętałam jego jaskrawoczerwony płaszcz oraz miecz i sztylet, którymi władał w walce. W owym czasie piracka flotylla mego ojca liczyła trzy jednostki - statek flagowy pod nazwą Czarna Śmierć oraz dwie mniejsze, szybsze jednostki. Ja dowodziłam Trzaskiem Błyskawicy, który powierzył mi rok wcześniej. Był to mój pierwszy statek, pewnie ojciec sprawdzał, czy poradzę sobie z dowodzeniem i czy będzie ze mnie jakiś pożytek. Czarna Strzała była nowym nabytkiem, obsadzonym tylko minimalną załogą. W drodze do pewnego znanego portu pirackiego na południowym wybrzeżu Złotego Morza dostrzegliśmy na horyzoncie parę żagli. Przez kolejne kilka godzin ojciec krążył wokół statków, próbując się zorientować, czy są warte ataku. Nie brałam udziału w naradach strategicznych, ale jak się później dowiedziałam, Oba Ośmiopalcy i Krwawy Gordy radzili pozostawić statki w spokoju, zwłaszcza, że na Czarnej Strzale załoga ledwie radziła sobie z żaglami. Czarny Balfour jak zwykle jednak nie posłuchał rad innych. Wydał rozkaz ataku. Trzy do dwóch wydawało się dostateczną przewagą. Poza tym mój ojciec był chyba przekonany, że to tylko para powolnych statków handlowych. Nie wiem tylko, co by zrobił, gdyby okazało się, że to w istocie statki kupców - ładownie Czarnej Śmierci były pełne, a i Czarna Strzała była mocno zanurzona. Mimo to zaatakowaliśmy, obierając kurs przecinający drogę obu statków. Z początku zaczęli uciekać na północ, ojciec to jednak przewidział. Następnie zrobili zwrot ku zachodowi, mając pewnie nadzieję dotrzeć do bezpiecznego portu, zanim ich dopadniemy. Mój statek, Trzask Błyskawicy, miał pustą ładownię, dzięki czemu wysforowałam się naprzód. Jako pierwsza zobaczyłam zasadzkę. Na horyzoncie dostrzegliśmy dwa statki, które rozwinęły żagle i złapały wiatr. Mój ojciec dał się zwabić w jedną z najstarszych pułapek w historii piractwa - statki, które ścigaliśmy, posłużyły za przynętę, udając powolne i wyładowane towarem jednostki handlowe. Pozostałe dwa miały niskie kadłuby i przy zwiniętych żaglach były praktycznie niewidoczne aż do ostatniej chwili, a wtedy było już za późno. Pułapka zadziałała, my zaś nie mieliśmy wyjścia - musieliśmy podjąć walkę. Trzask Błyskawicy był dość szybki, by umknąć przed wrogiem, ale Czarna Śmierć i Czarna Strzała byłyby wtedy łatwym łupem. W jednej chwili postanowiłam zaryzykować i pokrzyżować plany napastników. Zwróciłam dziób Trzasku Błyskawicy w stronę dwóch mniejszych statków i rozkazałam przystąpić do ataku. Statki, które zwabiły nas w pułapkę, pozostawiłam na głowie ojca. W bitwach morskich chodzi tak naprawdę o wymanewrowanie przeciwnika. Miałam po trzy balisty na obu burtach i po małej katapulcie na dziobie i rufie. Dzięki takiemu uzbrojeniu i szybkości Trzask Błyskawicy był śmiercionośnym okręcikiem. W pierwszych chwilach bitwy zrównaliśmy się z jednym ze statków nieprzyjaciela i oddaliśmy salwę z balist w jego takielunek. Szczęśliwy strzał strzaskał jedyny maszt wrogiej jednostki, skutecznie wyłączając ją z walki. Niestety krótko potem żelazna kula wystrzelona z katapulty na drugim okręcie trafiła w nasz kadłub. Statek zaczął nabierać wody, na całe szczęście jednak nie tak szybko, by załoga nie nadążała jej wypompowywać. Przez kolejną godzinę ścigaliśmy się w kółko z przeciwnikiem, próbując wyjść na dogodną pozycję. Po jakimś czasie nasze okręty zderzyły się. Przeciwnikowi bardziej się poszczęściło, gdyż zdołał wbić dziób w burtę Trzasku Błyskawicy. Słysząc pod sobą trzask i zgrzyt kadłuba, zorientowałam się, że statek nie utrzyma się długo na wodzie. "Do broni!" - krzyknęłam i dobyłam miecza. "Wypatroszyć te świnie!" Gdy walka dobiegła końca, ledwie jedna czwarta mojej załogi pozostała przy życiu. Trzask Błyskawicy tonął bardzo szybko, pociągając za sobą wrogą jednostkę. Odcięliśmy liny przytrzymujące szalupy i opuściliśmy pokład. Mogliśmy tylko patrzeć, jak Czarna Śmierć samotnie walczy z pozostałymi dwoma okrętami, gdyż załoga Czarnej Strzały postanowiła nie brać udziału w starciu. Mieli pewnie nadzieję, że wraz z ojcem odwrócimy uwagę przeciwnika na wystarczająco długo, by zdołali się wymknąć. Widziałam, jak Czarna Śmierć ściera się z flagową jednostką Kapitana Swifta, Zabójcą. Okręty złączyły się burtami, Czarny Balfour zaś rozkazał załodze przeskoczyć na pokład przeciwnika i walczyć wręcz. Obroną na pokładzie nieprzyjaciela dowodził jednak sam Kapitan Swift, który szybko i bezlitośnie siał spustoszenie mieczem i sztyletem. Gdy mój ojciec przedarł się naprzód i dopadł Swifta, bitwa była już przegrana, ponieśliśmy bowiem zbyt wielkie straty. Ostatnia walka była jednak niesamowitym widowiskiem. Czarny Balfour okazał się godnym przeciwnikiem, nawet gdy Swift wbił sztylet w jego pierś aż po rękojeść. Wkrótce jednak osłabł z upływu krwi i opuścił gardę na wystarczająco długo, by Swift zatopił ostrze miecza w jego sercu. Obie strony poniosły ciężkie straty, więc Kapitan Swift wycofał się, by nie tracić już więcej ludzi. Nie ścigaliśmy go - cała wola walki opuściła nas, gdy rozeszła się wieść o śmierci mego ojca, naszego kapitana, Czarnego Balfoura. . 2719570112 Moja matka była pomocnicą karczmarza, od czasu do czasu dorabiała sobie też jako ladacznica, ojca zaś nie znałam. Nie pojawiał się u nas, matka nigdy o nim nie opowiadała. Ja także pracowałam w Zardzewiałym Kuflu, zamiatając podłogi i donosząc chleb na stoły. Klientelę tawerny stanowili głównie złodzieje i piraci, którzy szukali w naszym niewielkim porcie na wybrzeżu Nighon schronienia przed prawami Erathii. Nie było nocy, by ktoś nie oberwał nożem w brzuch z powodu jakiegoś błahego sporu. Najgorsze w tych mordach było to, że musiałam potem zmywać krew z podłogi. Pewnego wieczora zauważyłam, że jakiś rudowłosy pirat z wężem wytatuowanym wokół szyi przystawia się do mojej matki bardziej, niż inni klienci. Śmiał się i pił na umór, potem zaś dostrzegłam, jak wręcza jej kilka monet. Wtedy jeden z jego towarzyszy zerwał się z wściekłością na nogi. "Dajesz pieniądze tej dziewce, choć nie oddałeś mi jeszcze długu?!" "Ona daje mi coś, czego ty nie potrafisz!" - odwarknął rudowłosy pirat. Tylko tyle mieli sobie do powiedzenia, potem dobyli sztyletów. Zwyciężył rudy, ktoś wyniósł zwłoki na zewnątrz. Zanim zaś właściciel Zardzewiałego Kufla zdążył wykrzyczeć moje imię, miałam już w rękach wiadro i szmatę. Klęczałam tak z rękoma w kałuży krwi, gdy dobiegły mnie słowa rudowłosego pirata. "Nic mnie tak nie rajcuje, jak widok krwi" - zawołał. "Chodźmy zaraz na górę!" Matka odwróciła się do mnie i powiedziała: "Tylko się nie obijaj, Tawni!" Potem zniknęła z żeglarzem na górze. Miałam wtedy ledwie siedem lat, lecz zrozumiałam, skąd wzięłam się na świecie. Zostałam poczęta, gdy pewnej nocy matce zabrakło pieniędzy i musiała trochę dorobić na boku. Zaczęłam się zastanawiać, kto starł krew tamtej nocy. 990906746 Gdy miałam dziesięć lat, po raz pierwszy spotkałam ojca, nie wiedziałam wtedy jednak, że to on. Pamiętam, że ludzie szeptali jego imię i gapili się na niego, ja zaś zastanawiałam się, co w nim widzą. Był czarujący i hojnie gospodarował złotem, tego wieczora trzy razy stawiał kolejkę wszystkim klientom. Potem poszedł na górę z moją matką. Co ciekawe, pamiętam, jak wyobrażałam sobie, że właśnie ten muskularny, bogaty pirat jest moim ojcem i przypłynął, by zabrać mnie na swój wspaniały piracki okręt. Cóż, nawet pracując w tej zapadłej dziurze potrafiłam zdobyć się na odrobinę romantyzmu. Rankiem, gdy zmiatałam śmieci w głównej sali, Czarny Balfour zszedł ociężale po schodach. Przypiął się na chwilę do jednej z beczek i zostawił na kontuarze monetę, potem zaś podszedł do mnie. "Jak masz na imię, pracowita mróweczko?" - zapytał. "Tawni" - odparłam. "Hmm! To imię dla karczmarki". Wzruszyłam ramionami, onieśmielił mnie tak, że nie miałam odwagi się odezwać. "Masz nóż?" - spytał. Pokręciłam głową, on zaś sięgnął pod połę czarnego płaszcza i wyciągnął sztylet o długim, wąskim ostrzu. "Robisz się ładniutka, jak twoja matka" - powiedział Czarny Balfour, wręczając mi sztylet. Był ciężki i chłodny, lecz jego rękojeść doskonale pasowała nawet do moich drobnych dłoni. "W takich miejscach ładna dziewczyna nie jest bezpieczna" - ciągnął. Potem klęknął przede mną i uśmiechnął się, pokazując złote przednie zęby. "Jeśli ktoś cię tknie, gdy nie będziesz miała na to ochoty, a nawet jeśli krzywo na ciebie spojrzy, ciachnij go! Ten nóż możesz wbić między żebra, prosto w serce - poćwicz trochę na świniach czy innych bydlętach. Aha, i jeszcze jedno - trzymaj go w ukryciu, by nikt nie wiedział, że jesteś uzbrojona. Zaskoczenie to najgroźniejsza broń!" To był jedyny przejaw ojcowskiej troski, z jakim spotkałam się z jego strony, muszę jednak przyznać, że była to najlepsza lekcja w moim życiu. Nadal mam ten nóż, to nim zabiłam pierwszego oficera mego ojca, Krwawego Gordy'ego. Tydzień później matka wyznała, że Czarny Balfour jest mym ojcem. 1276590572 Dwa lata później nie rozmawiałam już z matką i nie pracowałam w Zardzewiałym Kuflu. Podczas jednego z pijackich napadów matka wyznała mi, że mam starszego brata przyrodniego, który mieszka w tym samym mieście. Norry, bo tak miał na imię, mieszkał z rodziną ojca. To, że matka przez tyle lat ukrywała przede mną prawdę, doprowadziło mnie do szału. Poczułam się oszukana. Uciekłam więc, by odnaleźć Norry'ego. Jego ojciec był marynarzem, czasem też bawił się w pirata, znikał więc na wiele miesięcy. Macocha nienawidziła Norry'ego, pewnie przypominał jej stale o zdradzie męża. Mnie to jednak cieszyło, oznaczało bowiem, że Norry też przeżył trudne dzieciństwo. Byliśmy dotąd samotni i niezrozumiani, teraz zaś mieliśmy siebie. Norry, który był ode mnie o kilka lat starszy, okazał się być członkiem bandy młodych złodziejaszków. Natychmiast mnie do niej wciągnął i zaczął uczyć złodziejskiego fachu. Z rozrzewnieniem wspominam wspólnie spędzony czas. Razem kradliśmy jedzenie, by mieć co włożyć do ust, potem zaś kradliśmy dla zabawy, by sprawdzić swoje umiejętności. Zawsze uśmiecham się na samo wspomnienie tamtych czasów. Nasza wspólna radość nie trwała jednak długo, ledwie dwa lata. Norry zaplanował wraz z jednych z chłopaków napad. Niestety był bardzo lekkomyślny, nigdy nie przemyślał wszystkiego, zanim zabrał się do roboty, pewnie więc i tym razem pozwolił wszystko zaplanować temu drugiemu. Głupiec, wpakował się prosto w pułapkę! Następnego dnia ciało mojego brata znaleziono w ciemnej alejce. Ktoś pchnął go w plecy siedem razy i pozostawił na pastwę szczurów. Dopiero po kilku miesiącach dowiedziałam się, że wspólnik wydał Norry'ego kupcowi, którego ten okradł siedem razy w ciągu siedmiu lat. Teraz się zemścił. Znałam go, brałam udział w kilku napadach. Otrzymanym od ojca nożem odpłaciłam kupcowi, potem zaś odnalazłam i dopadłam chłopaka, który zdradził mojego brata i pobiłam do nieprzytomności. Zawlekłam zdrajcę za miasto, gdzie nikt nie mógł usłyszeć jego wrzasków, a potem zamknęłam go w pustym worku po ziemniakach tak, że wystawała tylko głowa. Do worka wrzuciłam dwadzieścia wygłodniałych szczurów. Sprawca śmierci Norry'ego zdychał ponad godzinę. 3702006909 Kradzież kieszonkowa się nie opłaca, zaś włamania do sklepów kupców bywają niebezpieczne, jeśli te są strzeżone. Dlatego po śmierci Norry'ego postanowiłam wykorzystać swój złodziejski talent do napadów rabunkowych. Zebrałam bandę nastolatków, z którą wyruszałam od czasu do czasu poza miasto, gdzie przez kilka dni czailiśmy się przy drodze. Gdy wróciłam z jednej z takich wypraw z naszyjnikiem z pereł i mieszkiem pełnym złota, dowiedziałam się, że trzy dni wcześniej umarła moja matka. Nie wiem właściwie, dlaczego wstąpiłam do Zardzewiałego Kufla, by zapytać, co się stało. Po prostu chciałam wiedzieć. Właściciel tawerny powiedział, że niedomagała od kilku miesięcy i w końcu zmogła ją choroba. "Była mi winna zapłatę za opiekę" - powiedział właściciel, spodziewając się, że zapłacę. "No to masz pecha" - odpowiedziałam i odwróciłam się na pięcie. "Hej!" - krzyknął za mną. "Nie zapłacisz za pogrzeb?" "Umarła. Jakie to ma znaczenie, gdzie skończy? Na moje możesz ją wrzucić do morza!" Przez całe życie miałam świadomość, że matka mnie nie chciała, musiała się mną jednak zajmować. Ojca nie widziałam od czasu, gdy podarował mi nóż, nie miał więc chyba zamiaru zabrać mnie na pokład. A może jednak? Imię mego ojca było na ustach wszystkich, był jednym z najgroźniejszych żyjących piratów. Obawiało się go nawet potężne królestwo Erathii! Ja zaś nie byłam już nikomu niepotrzebną małą dziewczynką, która umie posługiwać się tylko miotłą. Niewielu potrafiło dorównać mej szybkości i biegłości w posługiwaniu się sztyletem, coraz lepiej radziłam sobie też z mieczem. Może udałoby mi się dostać do załogi mego ojca. 2880378091 W panice wywołanej Czasem Rozliczenia bez większej trudności zatopiłam sztylet w szyi jednego z wybrańców, którzy wsiadali na statek płynący przez portal, zajęłam więc jego miejsce. Choć byłam ledwie siedemnastolatką, miałam mieszek pełen klejnotów u jednego boku, miecz u drugiego, a sztylet ojca w lewym rękawie. Byłam gotowa na wszystko, co miał przynieść nowy świat. Właściwie nawet nie żałowałam starego świata, wraz ze wszystkimi wspomnieniami. 192004557 Osiedliłam się w nowym mieście na brzegu Złotego Morza. Zaskoczyło mnie, jak bardzo było podobne do tego, w którym dorastałam. Przez kilka miesięcy próbowałam dostać się do załogi pirackiego statku, ale byłam dla nich albo za młoda, albo za kobieca. Musiałam w końcu nieźle podpłacić, by dostać pracę. Praca była jednak niezła. Nawigator miał chyba do mnie słabość, co skwapliwie wykorzystałam, by nauczyć się zasad nawigacji, a potem także czytania i pisania. Przez kolejne dwa lata poznałam też wszystkie tajniki żeglugi i piractwa, nie doczekałam się jednak należnego szacunku. W najbliższym porcie opuściłam więc pokład i powlokłam się do najbliższej tawerny, by wydać resztę pieniędzy. Ku memu ogromnemu zaskoczeniu zastałam tam ojca, siedzącego przy jednym stole z Krwawym Gordym i Obą, który miał jeszcze wtedy wszystkie palce u rąk. Takie spotkanie z Czarnym Balfourem było darem losu, którego nie zamierzałam zmarnować. Podeszłam do ojca i stałam przy stole, dopóki na mnie nie spojrzał. Mrugnął do mnie, ale chyba mnie nie rozpoznał. "Jestem Tawni Balfour - twoja córka" - powiedziałam. "O!" - tyle miał do powiedzenia. "Jestem piratem tak, jak ty. Szukam pracy". "Cóż, dziewczyno, Czarna Śmierć ma kompletną załogę, nie ma już miejsca. Poszukaj pracy gdzie indziej!" Poczułam dziwny ucisk w brzuchu, nie przyszło mi chyba do głowy, że może odmówić. Poczułam, że skórę rozpaliła mi wściekłość na Czarnego Balfoura. Odrzucił mnie tak, jak matka. Najbardziej wściekła byłam jednak na samą siebie - przez tyle lat hołubiłam w sobie naiwne marzenie, że dołączę do ojca i wezmę udział w jego morskich podbojach. Krwawy Gordy wyciągnął ramię i objął mnie na wysokości bioder. "Może znajdę dla ciebie miejsce na statku" - zadrwił. W mgnieniu oka odcięłam płatek lewego ucha Gordy'ego sztyletem, który podarował mi ojciec. Gordy wrzasnął i zerwał się na równe nogi. Oboje sięgnęliśmy po miecze, powstrzymaliśmy się jednak, słysząc donośny rechot mego ojca. Gordy spojrzał na swego kapitana, zaskoczony brakiem wsparcia. Chyba wtedy zrodziła się w nim tak zajadła nienawiść do mnie. Czarny Balfour wstał i poklepał mnie po ramieniu. "Widzę, że pamiętasz, czego cię nauczyłem". Odwzajemniłam uśmiech i odparłam: "Nikomu nie wolno mnie tknąć wbrew mej woli". "Nie dawaj się, dziewczyno" - rzekł ojciec. "Wybacz, ale mam pełną załogę. Może innym razem". Potem zaś wyszedł z tawerny wraz z Obą i Gordym. 2088169819 Nie? Zła odpowiedź. Odszukałam statek ojca, Czarną Śmierć, i obserwowałam przez kolejne dwa tygodnie. Szybko zorientowałam się, że Rozliczenie bardzo dało się memu ojcu we znaki. Z floty liczącej sześć statków ocalał tylko ten jeden, stracił też całe skarby i posiadłości, jakie przedtem zdobył. Znów był pospolitym piratem, rozpaczliwie dążącym do odzyskania utraconej pozycji. Może właśnie dlatego zaryzykował po latach atak na dwa pozornie niegroźne statki, które zawiodły go w pułapkę Kapitana Swifta. Gdy spostrzegłam, że Czarna Śmierć przygotowuje się do wyjścia w morze, wślizgnęłam się ciemną nocą do doku i wdrapałam na pokład, a potem ukryłam w ładowni. Teraz widzę, jak bardzo byłam dziecinna i głupia. Co bym zrobiła, gdybym odkryła pasażera na gapę? Pewnie to samo, co ojciec. Gdy pewnej nocy postanowiłam się ujawnić, zostałam zawleczona do ojca. Podeszłam do niego z dumą, trzymając wysoko głowę. Marynarze zabrali mi całą broń, złoto, zdarli ze mnie nawet koszulę. Czarny Balfour skrzywił się, gdy klęknęłam przed nim półnaga. "Głupia dziewucha!" - warknął i strzelił mnie w twarz. Wtedy zorientowałam się, jaką wielką ma siłę. Na kilka sekund straciłam świadomość, a nie należę do mięczaków. Po chwili opuchlizna zaczęła przesłaniać mi oko. "Chcę należeć do twojej załogi" - powiedziałam, tłumiąc gniew. "Każ któremuś wystąpić! Któremukolwiek! Zabiję go i wezmę jego robotę". Ale ojciec nie zwracał na mnie uwagi. Popatrzył z namysłem na ciemne morze. "Powiesić ją?" - zapytał Krwawy Gordy. Bardzo się chyba do tego palił. "Nie" - odparł ojciec, ratując mi życie. Chociaż go nie cierpiałam, poczułam do niego za to szacunek. "Wrzućcie ją do morza tak, jak stoi" - rozkazał Czarny Balfour. Patrzył, jak Krwawy Gordy wraz z kilkoma innymi marynarzami wloką mnie do burty statku. Wrzeszcząc z radości i odliczając, rozkołysali mnie za ręce i nogi, i wrzucili ponad relingiem do wody. Potem zaś zaczęli na mnie pluć, odpływając z wolna w ciemną noc. Ojciec nie podszedł do burty, by popatrzeć. Popływałam trochę w miejscu, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie. Byłam na pełnym morzu, zbyt daleko, by dopłynąć do lądu. Wydawało mi się, że już po mnie. Równie dobrze mogłam popłynąć jak najgłębiej w dół i wziąć haust wody, ale nie potrafiłam się utopić. Oznaczałoby to poddanie się, a ja się NIGDY nie poddaję! Unosiłam się na wodzie całą noc, powoli zamarzając. Mięśnie miałam jak z waty, ale wciąż odpychałam się lekko nogami, gdy słońce wstało nad horyzontem następnego dnia. Na początku był to miły widok, wkrótce jednak zaczęło przypiekać skórę i oślepiać mnie. Nie poddałam się jednak. Gdy słońce wzeszło ponownie, zrozumiałam, że nie dotrwam do następnego świtu. Wkrótce miałam dołączyć do brata na tamtym świcie, jakikolwiek by nie był dla ludzi mego pokroju. "Bądź przeklęty, świecie! Próbujesz mnie zniszczyć, odkąd się urodziłam. Przeżyłam matkę, Zardzewiały Kufel, całe dzieciństwo! Przeżyłam to wszystko! Nadszedł czas, by coś wreszcie zagrało, jak należy" - wykrzyczałam w stronę nieba. Nadeszła kolejna noc, zimna i ciemna. Fale przewalały mi się nad głową, zaczęłam już liczyć każde uderzenie nóg, którym broniłam się przed próbującym mnie pochłonąć morzem. Byłam półprzytomna i majaczyłam, gdy niebo zaczęło się przejaśniać. Nie widziałam jednak słońca, tylko ciemność, która ogarniała mnie niczym ogromna, czarna bestia. Czy to kolejne złudzenie? Wtedy ktoś odezwał się: "Ahoj! Na sterburcie!" Z jakiejś przyczyny fale przybrały na sile, uderzając we mnie, ciągnąc mnie w dół. Nadszedł czas, jakiś morski bóg przybył po mą duszę. Zostałam wyciągnięta z wody i rzucona na twardy drewniany pokład. Potem ktoś poklepał mnie po twarzy. "Masz szczęście, dziewczyno!" - usłyszałam głos. "Nie mam" - odparłam. W opuchniętą dłoń ktoś wcisnął mi znajomą, metalową rękojeść sztyletu. Zmusiłam się do otwarcia zdrowego oka i zobaczyłam brodatą gębę ojca. "Mam pełną załogę" - wyszeptał. "Jeśli chcesz się przyłączyć, musisz sobie zrobić miejsce". Rozejrzałam się po twarzach innych piratów, niestety nie było wśród nich Krwawego Gordy'ego. Resztką sił uniosłam się na kolana i cisnęłam sztylet w najbliższego z nich, potem zaś opadłam na pokład, zbyt wyczerpana, by się poruszyć. Obok mnie coś upadło z głuchym łoskotem. Byłam członkiem załogi Czarnej Śmierci. 86215630 Nareszcie! Krwawa Zatoka! Na falach łagodnie kołysał się Zabójca, piękną sylwetkę tego okrętu rozpoznałabym z każdej odległości. Dobywając miecza, wskazałam wrogi okręt i krzyknęłam: "Dajmy tym psom nauczkę, chłopcy! Zabić wszystkich, ale nie ruszać Swifta. Jest mój!" 89380742 Utrata Tawni Balfour lub Pete'a Girly'ego. 1118069021 Pokonanie Kapitana Swifta. 3512980544 Gdy Kapitan Swift zabił mojego ojca, często wyobrażałam sobie dzień, w którym się spotkamy. Uśmiechnęłabym się, poklepała go po ramieniu i postawiła mu butelkę grogu. Poopowiadalibyśmy sobie o naszych największych bitwach i namówiłabym go, żeby powiedział o dniu, w którym pokonał Czarnego Balfoura. Ech! Nigdy nie jest tak, jak sobie to wyobrażasz. 2194791320 Brama południowo-wschodnia Tylko Tawni Balfour może przejść dalej, pod warunkiem, że pokona niebieskiego, zielonego i fioletowego gracza. Jedyną osobą, która może przejść przez tę bramę jest Tawni Balfour, a i to pod warunkiem, że pokona wcześniej niebieskiego, zielonego i fioletowego gracza. Nie zawracaj nam głowy dopóki nie spełnisz naszych warunków! Tawni Balfour 1522873200 Kapitan Swift 1247237325 Krwawa Zatoka 4256990430 Pete Girly 1292758229 Tawni Balfour 2885191886 Cieśnina Zaginionych 507560723 Cieśnina Zaginionych nie bez powodu nosi taką nazwę. W regionie tym aż roi się od piratów, a i samo morze pochłonęło wiele statków. Żeglarzom stale grozi niebezpieczeństwo, zaś Tawni musi odkryć, kto za tym stoi i zniszczyć go, jeśli chce zapanować nad Złotym Morzem. 4200806993 Tawni Balfour, Pete Girly i Cyrca wraz ze wszystkimi czarami, doświadczeniem i umiejętnościami oraz mieczem zwanym Zabójcą Olbrzymów przejdą do następnego scenariusza. Bohaterowie mogą awansować maksymalnie na poziom 23. 1025806038 "Gdzie się podziało moje szczęście?" - krzyknęłam. Patrzyłam bezradnie, jak tonie kolejny z moich statków. Wypłynęłam z Yanathrae dwa tygodnie temu na czele floty liczącej siedem statków. Celem wyprawy było ostateczne podbicie Złotego Morza. Aby tego dokonać, musiałam zdobyć Cieśninę Zaginionych, która nie bez powodu nosiła taką właśnie złowrogą nazwę. Nawet mój ojciec wolał trzymać się z dala od niej. Aż do teraz nie wiedziałam jednak, dlaczego zaginęło tu tak wiele statków. Wpłynęliśmy do Cieśniny Zaginionych oczekując... Sama nie wiem, czego oczekiwaliśmy, ale na pewno nie potworów morskich. Pierwszy z nich zaszedł nas od tyłu i przewrócił statek płynący tuż za moim. Zanim zdołaliśmy zawrócić i stawić czoła niebezpieczeństwu, statek wraz z całą załogą znalazł się pod wodą. Od tej chwili bitwa zmieniła się w jeden wielki chaos. Oba Ośmiopalcy natychmiast chwycił za harpun i stanął na dziobie Nieposkromionej Lisicy. Zawróciłam statek w kierunku potwora morskiego i wydałam rozkazy załodze. Na obu burtach i na rufie umieściłam strzelców, wspartych przez włóczników na wypadek, gdyby potwór wskoczył na pokład, co podobno się zdarzało. Potwory morskie to nieprzewidywalne stworzenia, jednak zazwyczaj przerywają atak, jeśli napotkają jakikolwiek opór. Tym razem było inaczej. Drugi statek przełamał się w połowie, gdy jego kadłub przebiła głowa potwora. Robiło się coraz gorzej. Pustoszyciel pod dowództwem Arnoca Bezwłosego zaatakował potwora, ja tymczasem zobaczyłam, jak ciemny łeb przebija sterburtę mojego własnego statku powyżej linii wodnej. "Dwa! Są dwa!" - krzyknęłam. Nigdy dotąd nie słyszałam, by atakowały parami, coś mi tu nie grało. Nie miałam jednak czasu, by się nad tym zastanowić. Nawiązaliśmy walkę z bestiami i moi ludzie walczyli dzielnie. Pomimo to straciłam jeszcze trzy statki, tylko Pustoszyciel ocalał pomimo ciężkich uszkodzeń kadłuba. Pete Girly wciąż był przy mnie. Został pierwszym oficerem Nieposkromionej Lisicy, gdy powierzyłam Arnocowi dowództwo własnego statku. "Wydobyliśmy z wody dwudziestu ośmiu ludzi. Reszta zginęła lub wylądowała w brzuchu któregoś z tych potworów" - powiedział Pete. Skinęłam, nie odrywając oka od teleskopu, przez który obserwowałam horyzont. Atak wydawał się zbyt dobrze zorganizowany. Dwa potwory walczące razem, do tego na śmierć i życie? Wydawało się to dziwne. Czy to możliwe, by ktoś nimi sterował? Wtedy dostrzegłam w wodzie złocisty odblask, potem zaś lśniącą płetwę. Choć widziałam je zaledwie przez ułamek sekundy, nie miałam wątpliwości. "Syreny" - powiedziałam. "To wszystko wyjaśnia!" "Jakie syreny?" - pytał Pete Girly. "Założę się, że to one zgotowały nam takie powitanie". Podałam Pete'owi lunetę. Kilka miesięcy temu wysłałam tu lądem grupę ludzi, by zbudowali placówkę, którą nazwaliśmy Rumport. Miał to być mój garnizon w Cieśninie Zaginionych, nie docierały stąd jednak żadne wieści. Dlatego przywiodłam ze sobą aż siedem statków - chciałam urządzić pokaz siły. Jak widać nie doceniłam potęgi tajemniczego przeciwnika. To się już nie powtórzy. Czy się to podobało syrenom, czy nie, przybyłam tam, by zbudować port w Cieśninie Zaginionych. Jedno było pewne: żadna syrena, pirat czy inny potwór morski nie mógł mnie powstrzymać. 4029411453 Dawno temu mianowałam młodego żeglarza imieniem Driden mym księgowym i skrybą, bowiem kiepski był z niego pirat. Do tego bał się mnie śmiertelnie, dzięki czemu nie próbował mnie oszukać. Dziś Driden przyszedł do mnie ze skwaszoną miną. "Co jest?" - zapytałam. "Podliczyłem trzy razy, Kapitanie. Wszystko się zgadza". "Co podliczyłeś? Wyduś to z siebie, człowieku!" "Cóż, nie mamy dość zapasów, by utrzymać obecne tempo budowy, Kapitanie. Szczególnie brakuje złota, ale potrzebujemy też drewna, rudy, wszystkiego!" "Wyślij więc list do Yanathrae, niech przyślą nam więcej" - odparłam. "Tak" - odrzekł Driden. "Moglibyśmy tak uczynić, ale rozkazałaś nie przerywać pod żadnym pozorem budowy, a tymczasem złota zabraknie na długo zanim dotrze do nas cokolwiek z Yanathrae". Chwyciłam Dridena za koszulę i już miałam rozkwasić mu nos, gdy zdałam sobie sprawę, że to nie jego wina. Puściłam skrybę, rozprostowałam mu koszulę i powiedziałam: "Dostaniesz złoto". Driden chciał zapytać, skąd je wezmę, ale postanowił nie nadużywać szczęścia. Kilka minut później zobaczyłam, jak Pete Girly chłoszcze jednego z ludzi za jakieś przewinienie. "Co przeskrobał?" - spytałam. "Obijał się" - odpowiedział Pete. Nie naciskałam, w końcu jednym z zadań pierwszego oficera było utrzymanie załogi w ryzach. Potem powiedziałam: "Wyślij posłańca do Arnoca, każ mu szukać ukrytych skarbów. Potrzebujemy złota, i to bardzo. Jeśli w okolicy są jacyś piraci, na pewno zakopali też część łupów". Pete zawahał się, gdyż wśród piratów obowiązywało niepisane prawo, wedle którego wszystkie rzeczy zakopane pod ziemią były nietykalne dla obcych. Głupia zasada, ale wielu piratów, w tym mój ojciec, prędzej głodowałoby, niż ją złamało. Ja jednak wolałam złoto. "Wykonać!" - powiedziałam. "Tak jest, Kapitanie". 1850697182 Roztrzaskałam toporem zamek klatki, w której uwięziona była Cyrca i wyciągnęłam meduzę z celi. "Kim jesteś?" - spytałam. Choć posiniaczona i wycieńczona, kobieta-wąż wyprostowała się przede mną z dumą, nim odpowiedziała. Widziałam jednak, że jest bliska omdlenia, gdyż małe czarne węże na głowie opadały jej bezwładnie na twarz. "Cyrca" - odparła, pokazując przy tym parę długich, zakrzywionych kłów. Pozostałe zęby miała normalne. Potem dodała z dumą: "Królowa Cyrca". Wyciągnęłam dłoń i przedstawiłam się "Jestem kapitan Tawni Balfour. Szukałam cię". "Mnie? Dlaczego?" "Później ci wyjaśnię, teraz odpocznij, zanim zemdlejesz". Cyrca 424170824 Było już późno, oprócz mnie i Pete'a Girly wszyscy spali. "Powinnaś dać mi własny statek" - powiedział, zgrabnie wtrącając ten wątek do rozmowy. Udałam, że nie słyszę. "Widzisz, myślałem o statkach, które straciliśmy w Cieśninie Zaginionych. Pięć statków! To kupa pieniędzy". "Wiem!" - warknęłam. "Gdybyś miała lepszych kapitanów, straty nie byłyby tak wielkie". "Wszyscy byli doświadczeni". Odwróciłam się do niego plecami i zacisnęłam zęby. Nie chciałam, by mi przypominano o tych stratach. Do tego Pete Girly mówił mi, że gdyby to on dowodził, sprawy potoczyłyby się inaczej. Zaczynałam żałować, że mianowałam go pierwszym oficerem. Zmienił się od tego czasu. Chociaż Pete zazwyczaj nie rzuca się w oczy i ogranicza się do sarkastycznych uwag, odkryłam, że gdy jesteśmy sami, potrafi być dość gadatliwy. Czasem nie wie, kiedy powinien się zamknąć. "Patrzyłem kiedyś, jak twój ojciec walczy z potworem morskim" - powiedział Pete. "Wiedziałbym, co robić". Moje ramię zatoczyło łuk zbyt szybko, by Pete zdążył zareagować. Jęknął i odskoczył do tyłu, dotykając dwoma placami nieskazitelnie dotąd gładkiego podbródka. Jego śliczną buźkę szpeciło teraz trzycalowej długości cięcie. Wykrzywił się w grymasie wściekłości. Uniosłam sztylet, którym go zraniłam, ten sam, który otrzymałam od ojca, i wycelowałam w serce Pete'a. "Przypomnij sobie ten znak, zanim znów otworzysz tę swoją tłustą gębę!" - ostrzegłam go. "Co takiego zrobiłem?" "Chcesz porozmawiać o tym, jak wszyscy kapitanowie zawiedli i zginęli, bo byli głupi, bo nie dorównywali memu ojcu? Ja tam byłam, Pete! Jak śmiesz porównywać mnie do ojca?" Gniew Pete'a ustąpił, zrozumiał, o co mi chodzi, gdy przemyślał wszystkie swoje słowa. "Nie chciałem..." "Nic mnie to nie obchodzi! Ciesz się, że nie poderżnęłam ci gardła. A teraz precz ode mnie!" 783507393 Rumport Rumport 2967113262 Zatrzymałam się, gdy dostrzegłam ciała nabite na wysokie pale. Kruki i inne ścierwojady pochłonęły już większość ciał, zapamiętałam jednak gapiącą się na mnie czaszkę. Paskudny widok. W innym wypadku pewnie wzruszyłabym tylko ramionami, taktyka odstraszająca na mnie nie działa. Nagle jednak zorientowałam się, że to moi ludzie - dostrzegłam bowiem własną flagę. Podarta i zbrukana, powiewała na szyi jednego ze szkieletów. Tyle pozostało z ludzi, których wysłałam z zadaniem zbudowania placówki Rumport! "Cóż..." - powiedział nonszalancko Pete Girly. "Zdaje się, że kto inny rządzi teraz w Rumport". "Tak, długo to jednak nie potrwa" - warknęłam przez zaciśnięte zęby. Ktokolwiek to zrobił, rozdrażnił mnie sposób, w jaki obwieścił swe zwycięstwo. Wskazałam ciała i krzyknęłam: "Ściąć pale!" 3841898418 Czołgałam się przez podmokłe pustkowie, mając u boku jedynie Pete'a Girly. Wiedziałam, że Rumport jest niedaleko, chciałam jednak sama rzucić okiem na drogę, zanim doprowadzę na miejsce całe siły. Koniec półwyspu był doskonałym miejscem do budowy portu. Dno opadało stromo tuż przy brzegu, przez co niemal każdy statek mógł tu zakotwiczyć. Moi ludzie wybrali doskonale, szkoda tylko, że nie podbudowali lepszych fortyfikacji. Dzięki nim być może doczekaliby nagrody. Teraz jednak Rumport był tylko gromadką szałasów na bagnie. Kto zabiłby, aby zdobyć tak odludne miejsce? 2834784457 Krótko po przejściu przez Bramę Meduz jeden ze zwiadowców donosi, że podąża za wami duży oddział. Zatrzymujecie się, przygotowujecie zasadzkę i czekacie. Gdy jednak przeciwnik pojawia się w zasięgu wzroku, Wiedźmowa Królowa Cyrca natychmiast rozpoznaje swoje siostry i wyskakuje z ukrycia. "Co tu robicie?" - pyta szorstko Cyrca. "Jesteś naszą przywódczynią" - odpowiada jedna z meduz. "Czym jest dom bez głowy rodziny? Nasze miejsce jest przy tobie!" Cyrca kiwa głową, zrezygnowana. "Umieją dzielnie walczyć" - mówi. "Jeśli zawiodą, sama je zabiję!" Zgadzasz się więc, by meduzy dołączyły do twych sił, chociaż dowodzić nimi będzie Cyrca, a nie ty. Przynajmniej Cyrca jest ci wierna, jeśli więc podtrzymasz jej uczucie, wierne będą także meduzy. 3068201032 Podchodząc do ogromnego posągu, podnosisz z ziemi ułamaną gałąź. Ostrożnie wkładasz ją w szeroko otwarte usta posągu. Rozlega się głośny trzask! Stara piracka pułapka, to można było przewidzieć, choć wielu złodziei straciło w ten sposób ręce. Sięgasz do środka i wyjmujesz starą mapę. "Trzeba było jej lepiej pilnować" - mówisz. "Teraz skarb jest mój!" 803756530 W ustach posągu nic nie ma, być może ktoś dotarł tu przed tobą. Potem sprawdzasz postument, opukując go sztyletem. Okazuje się, że to dobry pomysł, bowiem odkrywasz z tyłu Wyroczni tajemną skrytkę. Otwierasz ją i wyjmujesz starą mapę. "Nieźle" - mówisz, jak gdyby pirat, który ją tu ukrył, mógł cię usłyszeć. 1492085092 Gdy wyjmujesz mapę z ust Wyroczni, rozlega się głuchy, magiczny głos: "Oby cię piekło pochłonęło!" Rozcierasz uszy, w których wciąż dzwoni donośny głos, a następnie spluwasz na posąg. To miało cię wystraszyć? 269524292 Nie zwracając uwagi na zasłyszane przestrogi, dotyczące Puszki Pandory, otwierasz ją chciwie. Ze środka buchają płomienie, które osmalają ci twarz, gdy zaś się odsuwasz, atakuje cię kilka gniewnych ifritów. 1920094860 Utrata Tawni Balfour, Cyrcy lub Pete'a Girly'ego, LUB utrata miasta Rumport. W celi uwięziono kobietę o jasnozielonej skórze, która ma gniazdo oślizłych węży zamiast włosów. To może być tylko Wiedźmowa Królowa meduz, Cyrca. Niestety więzienia strzeże niewielki oddział minotaurów i ifritów, które są gotowe oddać życie w jego obronie. 338607615 Utrata Tawni Balfour lub Pete'a Girly'ego, LUB utrata miasta Rumport. 2820848767 Zbudowanie Oka Chaosu w mieście Rumport. 2902651291 Złodziejski honor? Ha! Każdy złodziej, który zaczyna gadać o takich bzdurach jest zwyczajnym hipokrytą! Wiedz, że nie zawahają się wbić noża w plecy najlepszego przyjaciela, jeśli tylko będą mieli ku temu okazję. Piratom jednak przyświeca inne motto: "Ostatni na placu boju bierze złoto.” 225306400 Brama południowo-wschodnia Tylko Tawni Balfour może przejść dalej. Przykro mi, ale te drzwi otworzą się wyłącznie przed tym, którego imię wyryto w kamieniu nad nimi. Mam tylko nadzieję, że Tawni Balfour stawi się tu już niedługo. Nie możemy stąd |
Alamar |
część 2: Zbudowanie Oka Chaosu w mieście Rumport. 2902651291 Złodziejski honor? Ha! Każdy złodziej, który zaczyna gadać o takich bzdurach jest zwyczajnym hipokrytą! Wiedz, że nie zawahają się wbić noża w plecy najlepszego przyjaciela, jeśli tylko będą mieli ku temu okazję. Piratom jednak przyświeca inne motto: "Ostatni na placu boju bierze złoto.” 225306400 Brama południowo-wschodnia Tylko Tawni Balfour może przejść dalej. Przykro mi, ale te drzwi otworzą się wyłącznie przed tym, którego imię wyryto w kamieniu nad nimi. Mam tylko nadzieję, że Tawni Balfour stawi się tu już niedługo. Nie możemy stąd odejść, póki tu nie przybędzie! Widzisz swoje imię wyryte w kamieniu? Bo ja nie! Tawni Balfour 3335788403 Na wschód - Rumport 4237057510 Opuszczona wieża Tylko Tawni Balfour może przejść dalej. Choć wieża wydaje się nowa, została opuszczona. Nikt nie odpowiada na wezwania. Podszedłszy do bramy, spostrzegasz dużą kłódkę, na której wyryto płonącą czaszkę, symbol Tawni Balfour. Tylko ona ma klucz. Nie posiadasz klucza do zamkniętej bramy, nie możesz więc przejść. Tawni Balfour Ludzie, którzy przybyli tu, by zbudować strażnicę, zwietrzyli z pewnością niebezpieczeństwo od strony morza. Dlatego zbudowali wieżę i zamknęli ją na jedną ze specjalnych kłódek, które otrzymali od ciebie przed wyruszeniem w drogę. Sięgasz pod bluzkę i wyjmujesz pęk kluczy związanych rzemykiem. Po kilku próbach udaje ci się znaleźć właściwy i otworzyć bramę. 3812239852 Ociężałe bestie wyłażą z lepianek, wymachując w powietrzu potężnymi pięściami, klnąc i rycząc. Któryś z nich ciska w jednego z twoich żołnierzy kamieniem wielkości ludzkiej głowy. Tylko gwałtowny unik ratuje wojakowi życie. "Więcej mięcha na rożen!" - ryczy ich przywódca. Dobywasz miecza. "Wasze czaszki na zawsze przyozdobią bramy tego miasta!" - zapewniasz wrogów, wydając rozkaz do ataku. 1951394845 Tawni Balfour 2388132465 Pete Girly 1801488456 Brama meduz Tylko Tawni Balfour wraz z Cyrcą mogą przejść dalej. Przed bramą stoi kilka rozrzuconych posągów z wyrazem przerażenia na twarzach. Żaden rzeźbiarz nie zdołałby stworzyć tak potwornych obrazów, to sprawka meduz. Ostrożnie podchodzisz do bramy. Wszelkie próby ubicia targu z meduzami kończą się jednak niepowodzeniem. Jak się dowiadujesz, banda piratów porwała niedawno ich przywódczynię, pozostałe meduzy nie uczynią zaś nic, co mogłoby wywołać gniew królowej, gdy ta powróci. Nie możesz przejść prze bramę, dopóki nie przyprowadzisz Wiedźmowej Królowej meduz imieniem Cyrca. Z jakiejś przyczyny meduzy strzegące tej wieży nie zwracają na ciebie uwagi. Tawni Balfour Cyrca Drzwi Wieży Meduz otworzyły się, zanim jeszcze Wiedźmowa Królowa, Cyrca, zdążyła do nich podejść. Ze środka wypadło kilka meduz, które objęły ramionami przywódczynię. Potem Cyrca opowiedziała o tym, jak została pojmana, uwięziona, a w końcu uwolniona, oznajmiła też pozostałym, że odchodzi. Postanowiła bowiem pójść za głosem przeznaczenia. 2126545145 Czerwona strażnica Tylko Tawni Balfour może przejść dalej. Przykro mi, ale nakazano nam zawracać stąd wszystkich oprócz bohatera imieniem Tawni Balfour. Ponoć przybędzie ona do nas pewnego dnia, by wypełnić swe święte posłannictwo, jeśli wierzysz w takie rzeczy. Nie jesteś osobą, której szukamy! Tawni Balfour 1945286633 Strażnica zabójcy olbrzymów Tylko Tawni Balfour może przejść dalej, pod warunkiem, że ma Tarczę Stabilności. Otworzymy tę bramę wyłącznie przed Tawni Balfour, pod warunkiem, że zdobędzie Tarczę Stabilności. Nie masz Tarczy Stabilności, albo nie jesteś Tawni Balfour. Idź precz. Tawni Balfour Tak, wyglądasz mi na prawdziwą Tawni Balfour i masz Tarczę Stabilności. Możesz przejść. 201574626 Rumport Tego ranka obudził mnie stukot młotów o drewno. Gdziekolwiek nie stąpnęłam, pełno było ciężko pracujących ludzi, którymi dowodził mój drugi oficer, Oba Ośmiopalcy. "Doskonale się spisałeś, zaganiając wszystkich do roboty" - powiedziałam. "Nie moja w tym ręka, pani kapitan. Raczej strach przed biczem Pete'a Girly. Nikt nie chce poznać jego smaku" - powiedział Oba. Oba podrapał się w siwiejąca brodę, jak zwykle milczący. Wydawał się jednak bardziej milczący niż zwykle. Czy rozgniewało go, że to Pete'a zrobiłam pierwszym oficerem? Mniej było trzeba, by skłonić wiernego drugiego oficera do zabicia kapitana. "Coś cię chyba gryzie". W końcu Oba spojrzał na mnie. "Wydaje mi się po prostu, że marnujemy zapasy i czas. W morzu coś jest" - odparł ponuro Oba i spojrzał na morze. "Możesz zmienić Rumport w największe miasto na świecie, ale nic to nie zmieni, dopóki one tam są!" "Chodzi ci o syreny?" "Tak. Miałem z nimi kiedyś do czynienia, gdy jeszcze byłem wielorybnikiem. Może i są piękniejsze od wszystkich kobiet, jakie widziałem, ale są też srogie jak krwiożercze rekiny! Wiem coś o tym. Z całej załogi tylko ja uszedłem z życiem". "Nie zapomniałam o syrenach, Oba, ani też o piratach z tego rejonu. Zajmę się nimi, gdy tylko nadarzy się okazja. Teraz jednak mogą poczekać. Chcę ukończyć budowę Rumport, zanim zdołają nam przeszkodzić" - powiedziałam. Wkrótce po przybyciu posłańca z Rumport wezwałam Pete'a Girly, Obę Ośmiopalcego i skrybę Dridena. Gdy wszyscy się zebrali, wręczyłam Dridenowi list. "Czytaj" - powiedziałam. Driden otworzył go, przeczytał i zawahał się. "Głośno!" - warknęłam. "Aaa, eee, zobaczmy" - zająknął się Driden. Odchrząknął i przeczytał wszystkim, że budowa Rumport została zakończona. Miasto otoczono potężnymi fortyfikacjami, zaś w stoczniach trwała już wytężona praca, by zastąpić okręty utracone w Cieśninie Zaginionych. W tym samym czasie kilka statków przypłynęło z Yanathrae, by patrolować cieśninę i nie przepuścić nikogo bez opłacenia sowitego myta lub poddania statku. "To wszystko, pani kapitan" - powiedział Driden, oddając mi list. "Prawie skończyliśmy. Niedługo wszyscy wrócimy do domu" - podsumowałam. "Co więc robimy?" - zapytał Oba. "Cóż, ruszamy przeciw twoim syrenom, Oba. Masz ochotę na małą zemstę?" Oba uśmiechnął się i skinął głową. "Dobrze!" - odpowiedziałam i zwróciłam się do Pete'a Girly. "Ty wróć do Rumport i dopilnuj obrony, dopóki nie wrócę" - rozkazałam. Pete zmarszczył czoło, zdając sobie sprawę, że chcę się go pozbyć. Niewiele czasu upłynęło od naszej kłótni. "Tak, pani kapitan" - odrzekł. Po jego odejściu zamierzałam mianować Obę pierwszym oficerem, zaś po zakończeniu budowy postanowiłam zaaranżować śmierć Pete'a Girly. Jak na mój gust, stawał się zbyt ambitny. Pokonanie czerwonego gracza. 230983819 Cyrca 3632386819 Przez most Nie możesz przejść aż do pierwszego dnia drugiego miesiąca. Niestety, na twej drodze stoi wieża obsadzona przez kilka orków. Prośby i groźby tu nie pomogą - strażnicy nie ruszą się z miejsca póki nie powróci ich przywódca. Wróć tu innym razem. Chwilowo nie możesz przejść dalej. Orkowie najwyraźniej się stąd wynieśli. Jeśli chcesz, możesz teraz przejść dalej. Orkowie najwyraźniej się stąd wynieśli. Jeśli chcesz, możesz teraz przejść dalej. 3162741901 Zatoka Syren 2955432578 Tawni wyrusza na podbój Zatoki Syren, gdyż otaczające ją gęste i rozległe lasy mogą stanowić bogate źródło surowców do budowy floty południowej. Tymczasem jednak zdradza ją jeden z zaufanych dowódców. Pierwszy oficer Pete Girly przejmuje miasto Rumport i wyrusza na południe jej statkami, zdecydowany wykorzystać chwilę słabości i zabić Tawni oraz jej towarzyszy. 3981139601 Tawni Balfour, Pete Girly i Cyrca wraz ze wszystkimi czarami, doświadczeniem i umiejętnościami oraz mieczem zwanym Zabójcą Olbrzymów przejdą do następnego scenariusza. Bohaterowie mogą awansować maksymalnie na poziom 23. 3281902255 Najgorszym zmartwieniem w okolicy Rumport jest brak drewna. Moi szkutnicy wyczerpali zapasy w ciągu kilku zaledwie tygodni, przez co w suchym doku czeka teraz bezradnie pół tuzina szkieletów okrętów. Zamiast sprowadzać budulec z północy, co tylko uszczupliłoby tamtejsze zapasy, postanowiłam pożeglować dalej na południe, aby opanować Zatokę Syren. Zatokę tę otacza rozległa połać lasów, których drewno doskonale nadaje się do budowy statków. Poza tym niedaleko stamtąd do Rumport. Spodziewałam się oczywiście oporu, tym razem jednak nie ryzykowałam wysyłania całej floty, gdyż duże skupiska statków zdają się przyciągać baczną uwagę syren. Zamiast tego popłynęłam samą tylko Nieposkromioną Lisicą, stosując taktykę podjazdową - wdzierałam się do zatoki i natychmiast wycofywałam z walki. Kilkakrotnie starłam się z syrenami, raz napotkałam tez morskiego potwora. Po tym ostatnim starciu Lisica zaczęła nabierać wody, dotarliśmy jednak do brzegu. Nie było chwili do stracenia. Pozostawiwszy kilku członków załogi przy Lisicy, by dokonali niezbędnych napraw, wyruszyłam wraz z Obą i pozostałymi ludźmi w głąb lądu, by się trochę rozejrzeć. Nie było mnie ledwie jeden dzień, gdy jednak powróciłam, zdałam sobie sprawę, że trzeba było pozostawić silniejsze straże. Nieposkromiona Lisica zniknęła! Nigdzie nie było ani śladu po moich ludziach, żadnych szczątków, niczego. Mój statek po prostu zniknął. 1221184402 Gdy usiadłam, by wypić kielicha z Obą Ośmiopalcym, pomyślałam sobie, że jest chyba jedynym członkiem załogi, któremu ufam. Zazwyczaj zaufanie to strata czasu, często oznacza śmierć. Jeśli jednak chodzi o Obę, sadziłam, że znam motywy działania starego żeglarza. Wiedziałam, że nie interesuje go władza i złoto, nie miał więc po co zabijać mnie i zajmować mojego miejsca. Wyglądało na to, że nie chce nawet objąć dowództwa własnego statku. Powierzyłabym mu je, gdybym tylko odniosła wrażenie, że jest zainteresowany. Sądzę, że byłby dobrym przywódcą, inaczej nie mianowałabym go pierwszym oficerem. Wyglądało jednak na to, że Oba nie lubi podejmować decyzji. "Dlaczego to robisz, Oba?" - spytałam nagle. Podrapał się po swej siwiejącej brodzie. Wiedziałam, że to oznaka nerwowości. "Co robię?" - spytał. "Dlaczego jesteś piratem? Wydaje mi się, że byłbyś równie szczęśliwy na pokładzie łodzi rybackiej, bylebyś miał pod sobą morze". Oba skinął głową, potwierdzając me słowa, potem zaś powiedział: "Może i byłbym szczęśliwy łowiąc przez cały dzień ryby. Rozważam to, zwłaszcza teraz, gdy robię się stary i powolny". "Nie bądź głupcem" - odpowiedziałam, napełniając kolejny kielich. "Jesteś silniejszy i szybszy, niż którykolwiek z członków załogi! Ile masz lat? Czterdzieści?" "Chyba bliżej pięćdziesięciu, nie liczę już". Oznaczało to, że jest mniej więcej w wieku mego ojca, wyglądał jednak dużo młodziej i zdrowiej. "Dlaczego więc jesteś piratem?" Oba zamyślił się nad odpowiedzią, opróżniając kielich i ponownie go napełniając. Nauczyłam się już znosić te chwile zamyślenia mego pierwszego oficera. "Masz rację, przede wszystkim dlatego, że uwielbiam morze. Tu jest moje miejsce, tu też chcę umrzeć". "A więc jesteś piratem, żeby prócz tego zaznać chwały w boju?" - zgadywałam. Oba pokiwał przecząco głową. "Jestem piratem, by móc zabijać innych piratów" - jego słowa przecięły ciszę niczym lodowate ostrze. "Zabijanie piratów sprawia ci przyjemność?" - zapytałam ostrożnie. Zbił mnie z tropu tą odpowiedzią. "Tak, i to ogromną. Wybili całą moją rodzinę!" - odparł. "Zanim zostałem wielorybnikiem, byłem rybakiem. Piraci napadli na wioskę, w której mieszkałem, i zabili niemalże wszystkich! Ocalałem. Służyłem przez jakiś czas we flotach Bracady, Erathii i Nighonu, nie miałem jednak dosyć okazji, by spotkać się z piratami". "A więc zostałeś jednym z nich. Dziwny wybór". "Czyżby? Gdy przystąpiłem do piratów, zabiłem ich więcej, niż kiedykolwiek przedtem. Nauczyłem się, że piraci ponad wszystko nienawidzą innych piratów. Nie znoszą rywali, atakują więc statki innych piratów, gdy tylko je dostrzegą. Na ląd schodziliśmy zaś prawie wyłącznie w pirackich kryjówkach. Nic prostszego, niż zaaranżować bójkę w tawernie, która kończyła się zabójstwem, albo też wywlec jakiegoś zapijaczonego łajdaka w ciemną alejkę i poderżnąć mu gardło". Oba opróżnił jednym haustem kolejny kielich. Jego oczy patrzyły na mnie jakby z daleka, na jego twarzy zagościł jednak uśmiech. Teraz dostrzegłam bruzdy wokół oczu, siwiznę na krótko obciętych włosach i brodzie, a także zmarszczki na jego ciemnej skórze. "Naliczyłem sto trupów za każdego zabitego członka rodziny" - ciągnął Oba. "Potem przestałem liczyć. Pozostali idą na moje konto, za szczęście, które mi odebrali!" Przypomniałam sobie wszystkie bitwy, w których walczyłam ramię w ramię z Obą i nagle zdałam sobie sprawę, że zupełnie inaczej zachowywał się w walce z piratami i niewinnymi kupcami. Gdy stawał przeciw innym piratom, ogarniał go szał. Potrafił nieraz w ciągu jednej bitwy zgładzić nawet ośmiu lub dziewięciu wrogów - dużo więcej, niż ktokolwiek inny. Dlatego właśnie mój ojciec chciał go mieć w swojej załodze. Czarny Balfour zawsze mówił, że jest gotów postawić cały majątek na Obę w równej walce z innym każdym piratem. Ja chyba też. Gdy jednak walczyliśmy z marynarzami statków handlowych lub marynarki wojennej, Oba rzadko zabijał choć jednego. "Ile osób liczyła twoja rodzina?" - zapytałam, zastanawiając się, ilu piratów straciło życie w wyniku jego zemsty. "Żona, dziecko, brat, ojciec i matka". Pięcioro. Stu zabitych piratów za każde z nich. Pięciuset! Człowiek, z którym piłam, był jednoosobową armią. Teraz zrozumiałam, dlaczego nie zważał na złoto i władzę. Nic też dziwnego, że nie chciał własnego statku. Człowiek, który zabił tylu piratów, miałby na karku wszystkich łotrów na świecie, tak zaś pozostawał anonimowy, zaś zabici przez niego ludzie szli na konto kapitana. Zaczęłam się zastanawiać, ile ze sławy mego ojca wynikało w istocie z czynów Oby. Uniosłam kielich do toastu i uśmiechnęłam się do mojego nowego pierwszego oficera. "Wypijmy za twoje nieustające powodzenie. Mam tylko nadzieję, że nie ma mnie na twojej liście". Wypiliśmy. Gdy odstawiliśmy kielichy, Oba odpowiedział: "Nie obawiaj się, nigdy nie zabiłem członka swojej załogi". "Pewnie więc nie będziesz wcale chciał objąć własnego statku, prawda?" - zapytałam. Uśmiechnął się, wstał i odparł: "Dobrze mi tak, jak jest. Podoba mi się rola twojego pierwszego oficera". Nic dziwnego, toczyłam przecież osobistą wojnę przeciw innym kapitanom piratów, przez co miał mnóstwo okazji do zemsty. 1070529284 Dzisiejszy dzień zaczął się całkiem nieźle, potem jednak było już tylko gorzej. Dzięki wczorajszemu spotkaniu ze świniopasami, na śniadanie każdy zjadł po solidnej porcji wieprzowiny, ja popiłam ją trunkiem z prywatnych zapasów. Gdy jednak wyszłam z namiotu, wszystko zaczęło się psuć. Posłaniec wszedł do obozu niepewnym krokiem pomiędzy dwoma stojącymi na straży orkami. Ci ostatni bali się chyba do mnie podejść, popchnęli go tylko w moją stronę. Rozpoznałam go, chociaż twarz miał oblepioną krwią i błotem. Był pierwszym oficerem Pustoszyciela, okrętu Arnoca. Nazywał się Holl, Hobb, czy jakoś tak. Odsunęłam się od niego, roztaczał bowiem wokół siebie silny, kwaśny odór. "Co tu robisz?" - zapytałam. Powinien być na pokładzie Pustoszyciela, na straży Cieśniny Zaginionych. "Mam wieści, Kapitanie" - odparł. "Złe wieści, niestety". "Jak się tu dostałeś? Przypłynąłeś na Pustoszycielu?" "Nie, Kapitanie. Przyszedłem pieszo. Pustoszyciel wpadł w ręce wroga". Marynarz zaczął rozplątywać rzemyki, którymi miał przytroczony do pasa ciężki pakunek. "Jak to wpadł w ręce wroga? jakiego wroga?" - zaczęłam naciskać. W końcu odwiązał worek i wyrzucił jego zawartość w błoto. Natychmiast obsiadły ją muchy. Marynarz obrócił bladą kulę czubkiem buta tak, że spojrzała na mnie twarz - jedyna w swoim rodzaju twarz Arnoca Bezwłosego. Pomimo odoru, jaki bił od niego, chwyciłam posłańca za koszulę i przyciągnęłam bardzo blisko. "Jakiego wroga?" "Pete'a Girly'ego, pani Kapitan". Pozostawiłam Rumport pod nadzorem Pete'a Girly'ego, statkami zaś miał zająć się Arnoc. Sądziłam, że taki podział władzy utemperuje ambicję obu oficerów. Najwyraźniej popełniłam błąd. Żeglarz, który przyniósł wieści - zwali go Hoff, jak się okazało - opowiedział mi całą historię. Arnoc patrolował właśnie Cieśninę Zaginionych, gdy dotarł do niego mój rozkaz powrotu do Rumport. "Nie wydałam takiego rozkazu!" - przerwałam mu. "O tym dowiedzieliśmy się dopiero po przycumowaniu. Pete Girly wyszedł nam na spotkanie i poprowadził przez miasto do zamku na spotkanie z tobą, po drodze jednak urządzono na nas zasadzkę. Mieli trzykrotną przewagę liczebną, ale Kapitan Arnoc zdołał zabić trzech, zanim Pete oplótł jego prawe ramię tym swoim przeklętym biczem. Girly sam zabił Arnoca, potem kazał jednemu z ludzi odciąć głowę". Hoff wraz z kilkoma innymi został uwięziony. Pete wybrał go z grupy i wręczył worek z głową Arnoca, pozostałych zaś powiesił. "Mówił coś?" "Kazał dostarczyć ci głowę Arnoca, powiedział też, że ma już własny statek i nie tylko. Zawładnął Rumport i zgromadzoną tam flotą, wkrótce zajmie też Yanathrae". "Coś jeszcze?" "Tak, ale nie do końca zrozumiałem. Wspomniał o znaku, który mu dałaś i o którym nie zapomni" - powiedział Hoff. A więc Pete Girly wciąż był na mnie wściekły za bliznę na swej idealnej twarzyczce. No i dobrze. Mężczyźni głupieją, gdy ogarnia ich wściekłość. Wątpię jednak, by mała ranka była jedynym powodem, dla którego Pete zdradził. Był zbyt ambitny, co nie mogło mu wyjść na zdrowie. Chciał mieć wszystko, więc skorzystał z okazji. Nie mogłabym mieć do niego pretensji, gdyby nie odebrał tego właśnie mnie. "Czy mogę dostać coś do zjedzenia, Kapitanie?" - zapytał Hoff. "Nie" - odparłam, trzymając już w dłoni nóż. "Nie będziesz już tego potrzebował". Wbiłam długi sztylet między żebra Hoffa, prosto w serce. Zabiłam go od razu, mógł bowiem być szpiegiem Pete'a Girly'ego. Nie mogłam ryzykować: jeśli Hoff zawarł z Petem układ w zamian za darowanie życia, mogłam obudzić się którejś nocy i zobaczyć nad sobą jego sztylet. Tak było bezpieczniej. Odwróciłam się do Oby Ośmiopalcego, który przyglądał się całej scenie, i powiedziałam: "Pete Girly ma umrzeć! Zrozumiano?" "Tak, pani Kapitan. Jeśli uda mi się go dopaść, zabiję drania z rozkoszą" - odparł Oba. Poprzysięgłam sobie, że od tej chwili skupię wszystkie wysiłki na odzyskaniu Rumport i odcięciu ślicznej główki Pete'a Girly'ego od reszty ciała. 3635266326 W miarę, jak twoje meduzie oczy przyzwyczajają się do ciemności, spostrzegasz, że ziemia zdaje się błyszczeć, jakby pokrywał ją srebrny pył. Potem zdajesz sobie sprawę, że porusza się, pulsuje. W końcu dociera do ciebie, że to nie ziemia, lecz węże, całe setki węży pełzające jeden na drugim. Gdy robisz pierwszy krok, rozstępują się jak na zawołanie i pozwalają ci przejść, zamykają ci jednak drogę odwrotu. Wydaje się, że prowadzą cię w stronę jednej ze ścian jaskini. "Nosisz nasz zapach" - rozbrzmiewa w jaskini ciepły głos. "Gdzie się jednak podział twój ogon?" Odwracasz się w stronę, z której dobiega głos, i dostrzegasz wśród cieni mroczną postać, meduzę. "Twoja krew została zbrukana!" - dodaje, zanim zdołasz odpowiedzieć. "Ale me serce jest czyste! Jestem meduzą - służę memu gatunkowi i prowadzę go do chwały". "Ohyda!" "Nie! Jestem Królowa Cyrca! A kim ty jesteś, by tak mnie nazywać?" - rzucasz ze złością. W końcu postać wysuwa się naprzód. To jedna z największych meduz, jakie dotąd widziałaś. Jak doskonałym byłaby wojownikiem! Za nią wypełzają z kryjówek całe tuziny meduz i powoli cię otaczają. "Tutaj ja jestem Królową!" - mówi wielka meduza, obwieszona amuletami i fetyszami. Wiedząc, że to starcie na śmierć i życie, atakujesz jako pierwsza. Pozostałe meduzy odskakują do tyłu, by uniknąć spustoszenia, jakie sieją twe magiczne ataki. Płomienie, błyskawice i wszystkie niszczycielskie moce chaosu przypalają i smagają ściany jaskini, w powietrzu zaś unosi się odór spalonych węży. Gdy Królowa Meduz pada martwa, podnosisz dłonie w geście zwycięstwa. "Jestem Cyrca!" - krzyczysz, by wszyscy usłyszeli. "Jestem meduzą. Jestem Królową!" 3073666681 Przedzieranie się przez sięgające do kostek błoto nigdy nie jest łatwe, nawet jeśli jedziesz konno. Tutejsze bagna są jeszcze gorsze, nie ma na ich bowiem żadnych szlaków. Trzeba bez przerwy karczować i usuwać gęstą roślinność, a to oznacza mnóstwo ciężkiej pracy. Zorganizowałam więc ludziom pracę na zmiany przy wycinaniu pnączy i krzewów za pomocą szabli i toporów. Mój drugi oficer, Jim Podróżnik, odpowiadał za całą operację, biedaczysko. Próbując zabłysnąć umiejętnościami trapera, Jim dosłownie poprowadził ludzi przez bagno. Szedł o kilka kroków przez pozostałymi, torując drogę i sprawdzając głębokość bagna niczym prawdziwy odkrywca. Całą uwagę skupił jednak na ziemi i nie zauważył, że odgarniając na bok jakieś pnącza, bezwiednie uruchomił pułapkę. Czterostopowej długości kłoda, nabijana długimi kolcami, opadła z pobliskiego drzewa i uderzyła w pierś Jima Podróżnika z taką siłą, że ostrza przeszyły go na wylot. Zataczająca łuk kłoda zabrała go dalej, potem zaś wróciła niczym wahadło i tak kołysała się, pokazując wszystkim nabitego na nią trupa. Stojący obok mnie Oba ostrzegł: "Pułapki oznaczają zazwyczaj, że w pobliżu są ludzie". "Tak. Oznaczają też, że tutejsi nie lubią obcych. Od tej chwili nie wolno nam postawić ani jednego kolejnego kroku bez sprawdzenia, czy nie ma pułapek" - powiedziałam. "Ja poprowadzę" - powiedział Oba, zsiadając z konia. Zostawiliśmy Jima Podróżnika tak, jak zginął i ruszyliśmy naprzód. 965112591 Dostrzegliśmy Pustoszyciela wczesnym rankiem, tuż przed wschodem słońca. Także i wróg nas dostrzegł. Przez większą część dnia bawiliśmy się w kotka i myszkę - ja ścigałam Pete'a, potem on ścigał mnie. Nieposkromiona Lisica i Pustoszyciel były równie szybkie i tak samo uzbrojone, żadne z nas nie mogło więc uzyskać przewagi. Późnym popołudniem zbliżyliśmy się w końcu na odległość strzału. "Balisty!" - krzyknęłam, sama stojąc za sterem. Oba dowodził ludźmi na głównym pokładzie. Widziałam, jak podnosi ramię i energicznie opuszcza w dół. Trzy ogromne włócznie pomknęły w stronę Pustoszyciela, wylądowały jednak w wodzie, nie wyrządzając wrogowi żadnej szkody. Pustoszyciel odpowiedział salwą, jeden z jego pocisków przebił z głośnym chrzęstem burtę Lisicy. "Hej, ty!" - zawołał Oba do jednego z marynarzy. "Leć na dół i sprawdź szkody!" Oddaliśmy jeszcze po kilka strzałów, które jednak okazały się niecelne. Nie przeszkadzało mi to wcale. Nie tak miało się to skończyć, chciałam zewrzeć statki, by przedostać się na pokład Pustoszyciela i spotkać się twarzą w twarz z Petem Girly. Dostrzegłam przez chwilę jego długie, złociste włosy na dziobie statku. Szkoda, że mnie tam nie było! 3175865875 "Pani Kapitan! Przed nami trzy statki" - dobiegł mnie krzyk z bocianiego gniazda. Popędziłam z lunetą na dziób i przyłożyłam ją do oka. Oba, także uzbrojony w lunetę, stanął obok mnie. "To moje statki!" - wykrzyknęłam. Oba dodał nieco spokojniej: "Nie ma wśród nich Pustoszyciela". Opuściłam lunetę i chciałam roztrzaskać ją o reling, by choć trochę wyładować złość, była jednak zbyt cenna. "A więc Pete Girly wysłał kogoś, by mnie zmiękczył. Tchórz, nawet nie ma odwagi stanąć do równej walki!" "Te okręty są gotowe do boju, pani Kapitan. Są lekko zanurzone, mają więc puste ładownie. Dwa mają chyba wzmocnione dzioby" - poinformował mnie Oba, przyglądając się badawczo nieprzyjaciołom. Dobry był z niego pierwszy oficer, powinnam była dawno temu powierzyć mu to stanowisko. Przykładając ponownie lunetę do oka, powiedziałam: "Spróbują nas staranować, może nawet zatopić. Z całą pewnością Pete rozkazał im wydobyć mnie z wody, jeśli przeżyję". "Lubi okładać więźniów biczem" - skomentował Oba. "Niedoczekanie!" - odparłam. "Te statki są zbyt płytko zanurzone, Oba. Ładownie są na pewno puste, ale założę się, że i załogi nie są w pełnym składzie. Ciekawe, czy ich kapitanowie wiedzą, że wysłał ich na rzeź?" "Może więc spróbujmy ich przekabacić? Może ich przekupimy?" Co knuł Pete Girly? Nie wysłałby tych statków, gdyby nie widział realnej szansy zabicia mnie, a przynajmniej zatopienia Nieposkromionej Lisicy. Pete lubił ryzyko, ale nie był głupi. Z pewnością przemyślał każdy szczegół. "Nie, zaatakujemy, gdy tylko będziemy gotowi" - zdecydowałam. "Kapitanami tych statków są na pewno ludzie, którzy mnie nienawidzą, może nawet ci, których kazałam kiedyś zamknąć lub wychłostać. Przekupstwo na nic się nie zda". Zatknęłam lunetę za pas i uśmiechnęłam się do czekającego w oddali wroga. Ci kapitanowie na pewno mnie nienawidzili, mieli rachunki do wyrównania. Choć jednej rzeczy mogłam być pewna. 1554901433 Krótko po wejściu do prowadzącego w dół tunelu jedna z meduz donosi, że na jego końcu mieszka kilka hydr, które nikogo nie przepuszczają. Hydry nie tykają meduz, gdyż poprzednia Królowa składała im ofiary, żadna jednak ofiara nie przekona ich, by cię przepuściły. 2916443671 Utrata Tawni Balfour lub Cyrcy. 1198525086 Pokonanie Pete'a Girly'ego. 806162669 Zemsta to szlachetne uczucie, niezależnie od tego co mówią wam ci nadęci kapłani. Jeśli ktoś cię skrzywdzi, a ty nadstawisz tylko drugi policzek, to nienawiść zalegnie ci w żołądku niczym jakowaś choroba. Wkrótce zacznie śmierdzieć i gnić, a potem wda się gangrena. A jeśli wbijesz nóż w źródło nienawiści, to tak jakbyś oczyścił ranę. 1203509150 Brama niebieskiego teleportu Tylko oddziały legitymujące się niebieską flagą mogą przejść dalej. Postanowiłem sprzymierzyć się w tych trudnych czasach z bohaterami służącymi pod niebieską flagą. Tylko oni mają prawo przejścia. Nie zmienię zdania. Stanąłem po jednej ze stron, i zamierzam pozostać jej lojalny. 3516405531 Brama zielonego teleportu Tylko oddziały legitymujące się niebieską flagą mogą przejść dalej. Zajęliśmy tę bramę kilka dni temu. Tylko oddziały legitymujące się niebieskim proporcem mogą przejść dalej. To jest ostatnie ostrzeżenie. Twoja flaga zdradza, że nie jesteś po naszej stronie! Idź precz! 2209076499 Brama fioletowego teleportu Tylko oddziały legitymujące się fioletową flagą mogą przejść dalej. Postanowiłem sprzymierzyć się w tych trudnych czasach z bohaterami służącymi pod fioletową flagą. Tylko oni mają prawo przejścia. Nie zmienię zdania. Stanąłem po jednej ze stron, i zamierzam pozostać jej lojalny. 1774817126 Brama czerwonego portalu Tylko oddziały legitymujące się fioletową flagą mogą przejść dalej. Zajęliśmy tę bramę kilka dni temu. Tylko oddziały legitymujące się fioletowym proporcem mogą przejść dalej. To jest ostatnie ostrzeżenie. Twoja flaga zdradza, że nie jesteś po naszej stronie! Idź precz! 3289915153 Strażnica syren Możesz przejść tylko, jeśli pokonasz Seledynowego Gracza. Nadmorskiej wieży nie było tu, gdy wpływaliście do Zatoki Syren. Korale i świeże porosty świadczą o tym, że syreny niedawno wzniosły ją z dna morza. Muszą dysponować ogromną mocą, skoro dokonały czegoś takiego! Atak byłby niepotrzebnym ryzykiem, ale być może uda się je wypłoszyć. Jeśli nie mają wsparcia ze strony Zatoki Syren, może uda się je zmusić do opuszczenia wieży, warto więc spróbować. W Zatoce Syren musiały jeszcze pozostać jakieś syreny, gdyż ta wieża nadal posiada załogę składająca się z fanatycznych kobiet-ryb. Ostatnia syrena skacze ze szczytu wieży wprost do ciemnych wód morza, wiedząc, że jej gatunek nie zdoła oprzeć się twej potędze. Nareszcie możesz przepłynąć tędy bez przeszkód. 424099408 Stróżówka meduz Tylko Cyrca i jej meduzy mogą przejść. Na kamiennym murze opuszczonej bramy wydrapano kilka słów. "Przejść może tylko osoba, w której żyłach płynie królewska krew meduz, inaczej obróci się w głaz". Na szczęście wiedźma półmeduza, Cyrca, zdoła przejść. Postanawiasz posłuchać ostrzeżenia i nie przechodzić przez bramę, w twych żyłach nie płynie bowiem królewska krew meduz. Cyrca 1749221528 Podziemna brama 3 Tylko Cyrca może przejść dalej. Przykro mi, ale nakazano nam zawracać stąd wszystkich oprócz bohatera imieniem Cyrca. Ponoć przybędzie ona do nas pewnego dnia, by wypełnić swe święte posłannictwo, jeśli wierzysz w takie rzeczy. Nie jesteś osobą, której szukamy! Cyrca 3892148334 Podziemna brama Tylko Cyrca może przejść dalej. Przykro mi, ale te drzwi otworzą się wyłącznie przed tym, którego imię wyryto w kamieniu nad nimi. Mam tylko nadzieję, że Cyrca stawi się tu już niedługo. Nie możemy stąd odejść, póki tu nie przybędzie! Widzisz swoje imię wyryte w kamieniu? Bo ja nie! Cyrca 798724422 Tawni Balfour 2494513960 Cyrca 2332997617 Morska strażnica Tylko Tawni Balfour może przejść dalej. "Zajęliśmy te umocnienia w imieniu Kapitan Tawni Balfour" - wrzeszczy z góry marynarz. "Tylko ona może przejść!" - wtóruje mu drugi. Broniący bramy obrzucają cię obelgami, czekają bowiem na kogo innego. Nie jesteś Tawni Balfour. Tawni Balfour Gdy przechodzisz przez bramę, marynarze na górze wykrzykują radośnie twe imię. "Pokaż temu Pete'owi Girly'emu, kto jest królową Złotego Morza!" - krzyczy jeden z nich. Odwracasz głowę i uśmiechasz się do niego. "Królowa Złotego Morza" - mówisz z namysłem. Podoba ci się to miano. 2350904405 Podziemna brama 2 Tylko Cyrca może przejść dalej. Przykro mi, ale te drzwi otworzą się wyłącznie przed tym, którego imię wyryto w kamieniu nad nimi. Mam tylko nadzieję, że Cyrca stawi się tu już niedługo. Nie możemy stąd odejść, póki tu nie przybędzie! Widzisz swoje imię wyryte w kamieniu? Bo ja nie! Cyrca 1202736964 Pete Girly Podczas walki jestem zazwyczaj wyrachowanym wojownikiem, korzystam raczej z szybkości i sprytu, nie zaś siły. Gdy jednak przeskoczyliśmy na pokład Pustoszyciela, ogarnął mnie szał. Chciałam krwi Pete'a Girly'ego i każdy, kto wszedłby mi w drogę, gorzko by pożałował. Po raz pierwszy walczyłam w legendarnym szale, który przyniósł sławę memu ojcu, Czarnemu Balfourowi. Nie pamiętam już, ilu położyłam przeciwników, zanim dotarłam na dziób okrętu, gdzie Pete bronił się, stojąc na podwyższeniu. Każdy, kto chciał go dosięgnąć, musiał najpierw wspiąć się po kilku stopniach, dając tym samym przewagę zdrajcy. Na pokładzie legło już siedmiu moich ludzi. Wtedy stanęłam u stóp schodów, nie zwracając uwagi na toczącą się wokół mnie bitwę. "Spędziliśmy razem kilka miłych chwil, prawda, Tawni?" - powiedział Pete ze złośliwym uśmiechem. W jednej ręce trzymał swój nieodłączny bicz, w drugiej zaś zakrzywioną szablę. "Nie bardzo" - odpowiedziałam. Bicz Pete'a uderzył z szybkością błyskawicy. Chociaż byłam przygotowana na atak, nie zdążyłam się uchylić. Poczułam kłujący ból w lewym policzku, cofnęłam się więc i skrzywiłam z bólu. Straciłam czucie w większej części twarzy, ból był zbyt wielki. Spojrzawszy w dół dostrzegłam krew kapiącą na mą białą bluzkę. "To co, jesteśmy kwita?" - zapytałam, wiedząc, że po tak głębokiej ranie pozostanie blizna podobna do czerwonej kreski na podbródku Pete'a. "Nie powinnaś była mnie kaleczyć, zołzo!" "Co? Więc to wszystko dlatego, że popsułam ci tą śliczną buźkę? Nie powinieneś przykładać do niej aż tak wielkiej wagi, Pete, bo zaraz odetnę ci ją od czaszki!" Rzuciłam się naprzód, nie zważając na bicz, który okręcił mi się wokół szyi i zacisnął tak silnie, że nie mogłam złapać oddechu. Gdy wbiję miecz w serce zdrajcy, bicz nie będzie miał znaczenia. Dotarłam na szczyt schodów i zadałam pchnięcie, lecz Pete Girly zdołał je odparować. Gwałtownym cięciem przecięłam bicz na dwoje, potem zaś lewą ręką zerwałam z szyi skórzany powróz i dobyłam sztyletu, który dawno temu podarował mi ojciec. Zanim jednak zdołałam zeń skorzystać, Pete rzucił się naprzód i trzasnął mnie w rękę resztką bicza. Ostrze spadło na pokład i stoczyło się ze schodów. "Widziałem, jak nadziewasz na to Krwawego Gordy'ego" - powiedział butnie Pete. "To się jednak nie powtórzy!" Pete odrzucił bicz i starliśmy się samymi mieczami. Był dobrym szermierzem, nie mniej zwinnym ode mnie. Tańczyliśmy tak wokół siebie, wymieniając ciosy prze kilka minut, dopóki nie upewniłam się, że nie szykuje żadnej pułapki. Nie, tym razem podjął walkę, ja jednak miałam inne plany. Poślizgnęłam się, potknęłam i potoczyłam po pokładzie. Leżałam teraz słaba, bezbronna, tak mu się przynajmniej wydawało. Gdy spróbował wykorzystać przewagę, chwyciłam lewą ręką jego bicz i oplątałam mu nogi, potem zaś pociągnęłam za rzemień i przewróciłam go na pokład. Pete podniósł się bardzo szybko, ale i tak było za późno. Zanim zdołał uskoczyć, mój miecz przeciął głęboko jego twarz, rozcinając prawe oko, część nosa i otwierając lewy policzek. Pete Girly wrzasnął i podniósł wolną rękę, by przytrzymać rozciętą twarz, wycofując się jednocześnie w stronę relingu. "Moja twa..." - próbował krzyknąć. Mój miecz zakończył jego życie, zanim zdołał dokończyć. Głowa Pete'a Girly'ego przetoczyła się przez reling i spadła do wody. Szkoda, byłoby z niej niezłe trofeum. 3638751556 Nie oglądaj się za siebie 1305586423 Pewnej nocy do przystani Rumport wpływa opustoszały, zdruzgotany statek. Jego pokład zalany jest krwią, a na maszcie wyryto wiadomość o wypowiedzeniu wojny, podpisaną przez Królową Morza. Tawni ledwie doszła do siebie po niedawnym starciu z Petem Girly, ale czuje, że ma szansę usunąć ostatnią przeszkodę na drodze do zawładnięcia Cieśniną Zaginionych, a tym samym całym Złotym Morzem. Jeśli pokona Królową Morza i jej syreny, nikt nie zdoła zagrozić jej władzy. Zostanie Królową Piratów Złotego Morza. 231548423 Gwałtowne łomotanie do drzwi zbudziło mnie w środku nocy. W pośpiechu założyłam bluzkę i spodnie, po czym otworzyłam drzwi. Stał za nimi Oba Ośmiopalcy. "Dostaliśmy wiadomość od kogoś, kto zwie się Królową Morza" - powiedział bez zbędnych wstępów Oba. Z jego tonu i wyrazu twarzy wnosiłam, że wiadomość nie była przyjemna. Czekałam z wyciągnięta dłonią, ale Oba obrócił się i odszedł. Wtedy już byłam pewna, że wiadomość mi się nie spodoba. "Zaraz idę" - powiedziałam. Naciągnęłam parę długich, sięgających do kolan butów, w lewym umieściłam sztylet ojca. Od czasu, gdy pokonałam Pete'a Girly'ego, Rumport był dość spokojnym miejscem, niewielu podwładnych ośmieliłoby się mi teraz sprzeciwić. Nie potrzebowałam więc nic prócz sztyletu, a z resztą był ze mną Oba. W dokach zastałam jeden nowych statków, któremu nadałam nazwę Zguby Węża. Popękany kadłub i postrzępiony takielunek wskazywały na niedawno stoczoną bitwę. Wchodząc po trapie na pokład, dostrzegłam ciemne plamy zaschniętej krwi! "Gdzie załoga?" - zapytałam. Oba wzruszył ramionami. Nikt nie miał pojęcia. Potem wskazał na maszt. Ktoś wyrył w drewnie napis topornymi literami. MORZA NALEŻĄ DO MNIE! KRÓLOWA MÓRZ "Krótko i na temat, nie sądzisz?" - skomentowałam. "Na pokładzie było stu ośmiu ludzi" - odparł Oba. "Wszyscy zginęli". "Jakie zadanie miała Zguba Węża?" "Wyruszyła na południe, by naszkicować mapę drugiego wylotu Cieśniny Zaginionych". "Te syreny zaczynają działać mi na nerwy" - powiedziałam. Schodząc z pokładu Zguby Węża, dostrzegłam zatrwożone twarze marynarzy, którzy odkryli widmowy statek. "Zabierz go do Cieśniny i zatop, Oba. Nikt już nie będzie chciał pływać na jego pokładzie. Spraw mu pogrzeb, którego nie doczekała jego załoga". Oba skinął głową, ale czekał na dalsze rozkazy. Znał mnie i wiedział, że na tym się nie skończy. "Jeśli chce wojny, będzie ją miała" - powiedziałam. "Przygotować Nieposkromioną Lisicę, Pustoszyciela i Ząb Rekina. Wyruszamy z samego rana!" 743957352 Niemalże w tydzień po wypłynięciu z Rumport dotarliśmy do nieoznaczonych na mapach rejonów na południe od Cieśniny Zaginionych. Chociaż kilka statków wpłynęło do cieśniny i zdołało powrócić, zwłaszcza teraz, gdy panowałam nad jej połową, żaden nie dotarł do samego końca. Zguba Węża miała być pierwszym, najwyraźniej jednak syreny trzymały cieśninę w garści silniej, niż przypuszczałam. Wczesnym rankiem ktoś zapukał do drzwi mojej kajuty. "Wejść!" - krzyknęłam. Brudnolicy Derring, mój drugi oficer, wszedł do środka. Był niewysokim, żylastym mężczyzną około trzydziestki. Większą część lewej strony jego twarzy pokrywało ciemnobrązowe znamię. Na jego widok dotknęłam bezwiednie dłonią świeżej blizny na podbródku - pamiątki, którą zostawił mi Pete Girly. "Pani Kapitan, tak sobie myślę, czy kazała pani nie zabijać syren?" - zapytał Derring. "Wyruszamy na wojnę przeciwko nim. Czemu niby miałabym wydawać taki rozkaz?" "Cóż" - zaczął Derring pocierając nerwowo dłonie. "Chodzi o to, że zeszłej nocy pierwszy oficer nie pozwolił kilku ludziom zabić syreny". Wstałam. Po co Oba miałby robić coś takiego? "Wytłumacz się, Derring, i lepiej się postaraj. Jeśli kłamiesz, albo jeśli wyolbrzymiasz całą sprawę, żeby mi się przypodobać, dowiem się! A wtedy wywieszę twoje flaki przez reling na rufie, by mewy miały się czym pożywić!" "Nie, Kapitanie! To było tak. Oba miał wtedy wachtę na pokładzie, ja jeszcze nie spałem. Zagraliśmy sobie w ładowni w kości i usłyszałem o wszystkim od chłopców, którzy mieli wachtę zeszłej nocy!" Derring opowiedział, że dostrzegli w wodzie syrenę, być może szpiega, i ruszyli za nią w pościg. Z jakiejś przyczyny syrena nie zanurzyła się jak zwykle pod wodę, może był ranna. Tak czy inaczej, po kilku minutach jeden z marynarzy uniósł harpun, by cisnąć nim w kobietę-rybę, lecz Oba rozkazał mu powstrzymać cios. Wkrótce pierwszy oficer zrezygnował też z pościgu. Co knuł Oba? Gdybym go nie znała, pomyślałabym, że oszczędził syrenę ze współczucia, była bowiem ranna. Przez ostatnie kilka miesięcy widziałam jednak, jak Oba zabija wiele syren i nie miał dotąd oporów. "Dobrze się spisałeś, mówiąc mi o tym, Derring" - powiedziałam. "Pamiętaj jednak, że Ośmiopalcy jest twoim pierwszym oficerem. Jeśli masz problemy, najpierw zwróć się z nimi do niego. A co do syren, jeśli nie otrzymacie innych rozkazów, macie je zabijać, gdy tylko się pojawią. To rozkaz, który jest stale w mocy. Zrozumiano?" "Tak, Kapitanie!" Siedziałam przez dłuższą chwilę, próbując rozgryźć wczorajsze zachowanie Oby, wciąż jednak stawałam przed tym samym pytaniem, ma które nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Dlaczego Oba straciła zapał do zabijania wrogów? 1978691663 Gdy zobaczyliśmy na ścieżce przed nami głowę trzeciego wysłannika, zebrałam wszystkich najważniejszych członków mojej armii. Byli wśród nich Oba i Brudnolicy, a także skryba Driden. "Zmieniłam zdanie" - oznajmiłam im. "Nie tylko zabijemy tą Królową Morza, zawładniemy też jej ziemią!" Odezwało się klika radosnych okrzyków, lecz jeden człowiek, Oba, pozostał milczący. "W jaki sposób zmienia to nasze plany?" - zapytał. "Szczerze mówiąc miałam zamiar trzymać się z dala od tych ziem, zbytnio bowiem rozpraszamy siły, ale zabicie Królowej Morza nie wystarczy. Jeśli nie złamiemy oporu syren - fizycznie i duchowo - powrócą. Niech niedobitki ukryją się na dnie morza. Każde miasto, wieś i gospodarstwo należy do mnie! Wszystko inne zniszczymy!" "Po co siać takie spustoszenie?" - zapytał Oba. "Królowa Morza ma być dla świata przykładem. W przyszłości władcy tacy, jak ona dobrze się zastanowią, zanim zadrą z Królową Złotego Morza!" Raz jeszcze ludzie zaczęli wiwatować, jak zwykle palili się do walki. Potem jednak spojrzałam w ciemne oczy Oby. Nie wszyscy byli gotowi. 2843019032 Zeszłej nocy przyśnił mi się Zardzewiały Kufel. Od dawna już nie wspominałam tawerny, w której dorastałam. Czemu więc teraz powróciła w snach? I to tak prawdziwie... Miałam wtedy siedem, może osiem lat, czarne włosy wiązałam w kitki, a policzki miałam uwalane brudem. Miałam na sobie przydługą sukienkę, wytartą u dołu w miejscu, gdzie matka obcięła resztę stroju, żebym się nie potknęła. W zimie nigdy nie starczała, by mnie ogrzać. Nienawidzę zimy! Przeciskałam się przez tłum gości w tawernie. Wyglądało na to, że w porcie zacumowało kilka statków, których załogi wyroiły się na ląd. Wszyscy siedzieli ściśnięci obok siebie, ja zaś musiałam sobie torować drogę przez masę spoconych i pijanych żeglarzy. Jeden z nich chwycił mnie za kitek, o mało nie przewracając na ziemię. Skrzywiłam się, ale nie rozpłakałam. Płacz niezmiennie wywoływał obelgi i śmiech ze strony krzepkich bywalców tawerny. Marynarz znów pociągnął mnie za włosy. Tym razem przewróciłam się, a jego towarzysze wybuchnęli śmiechem. Zapamiętałam ich gęby, by napluć im potem do kufli. Potem poszłam dalej w stronę jednego ze stołów na tyłach tawerny. Siedziało przy nim czterech mężczyzn. Położyłam przed nimi dwa bochny chleba, unikając ich wzroku, i odwróciłam się, by odejść. Chyba tylko ja dostrzegłam napastników. Trzech mężczyzn z długimi nożami dopadło do stołu. Zamarłam z przerażenia, nie miałam gdzie uciekać. Zostałam przewrócona na podłogę i dwukrotnie nadepnięta, gdy nade mną trwała wymiana ciosów. Rozpłakałam się i zaczęłam krzykiem wzywać matkę, ale uciekła za kontuar, za którym stał właściciel Zardzewiałego Kufla i wymachiwał toporkiem, by odstraszyć napastników. Byłam samotna, posiniaczona, i przerażona. Leżałam pomiędzy dwoma trupami, których ciepła jeszcze krew spływała na podłogę, plamiąc mą sukienkę. Wtedy ktoś podniósł mnie za włosy. Zapiszczałam z bólu. Chcieli mnie zabić za to, że stanęłam im na drodze? A może po prostu chcieli mnie usunąć na bok? Ale nie! Trzymał mnie ostatni ocalały z mężczyzn siedzących za stołem. Przycisnął mi do brzucha ostry koniec klingi. "Odsunąć się! Odsunąć się!" - krzyknął do napastników. Dwóch z nich zagradzało mu drogę do drzwi. Domyśliłam się, że chce się do nich dostać. "Myślisz, że ten bachor powstrzyma nas przed zabiciem cię?!" Spojrzałam na matkę, błagając wzrokiem, by coś zrobiła. Ona jednak uciekła bocznymi drzwiami do spiżarni. Łzy spłynęły mi po policzkach. "Wypuśćcie mnie tylko!" - powiedział trzymający mnie mężczyzna. "Na moje możecie wziąć tę mapę". A więc poszło o jakiś skarb. Miło było wiedzieć, dlaczego zginę. "Jeśli pozostawimy cię przy życiu, opowiesz wszystkim o złocie" - odparł jeden z napastników. "Nie, tu cię zabijemy!" Spojrzałam w oczy napastników i zdałam sobie sprawę, że byli gotowi utorować sobie do niego drogę nie zważając na mnie. A wszystko to przez trochę złota. Godna podziwu determinacja. Nikt nie mógł im przeszkodzić, nawet mała dziewczynka. Próbowałam uwolnić się z uścisku i zdołałam z całej siły wbić zęby w jego przedramię. Odskoczyłam, mając w ustach kawałek jego ciała i pełno krwi. Coś ukłuło mnie w brzuch, jak się potem zorientowałam, było to tylko niewielkie draśnięcie. W owej chwili nie poczułam jednak bólu. Gdy tylko upadłam na podłogę, potoczyłam się pod stół, a napastnicy dopadli już ofiarę. Zabiwszy go, dwaj mężczyźni szybko przeszukali ciała i odnaleźli zmięty kawałek pergaminu. Jeden z nich, ten, który wcześniej się odezwał, spojrzał na mnie i mrugnął porozumiewawczo. "Dzięki za pomoc!" - powiedział. "Jeśli będę tędy wracał, coś ci kupię". Nie dotarł jednak z powrotem do Zardzewiałego Kufla, ja zaś miałam tej nocy mnóstwo krwi do zmywania z podłogi. 813455010 Było już późno, więc sądziłam, że wszyscy śpią. Przy jednym z dogasających ognisk zastałam jednak Obę wraz z flaszką. Podjął chyba mocne postanowienie, by dziś ją skończyć. Od czasu ostatniej kłótni nasze stosunki były dość napięte. Dostrzegł to z pewnością Brudnolicy Derring, próbował bowiem obrócić to na swoją korzyść. Pewnie chciał własny statek, czy coś w tym rodzaju. Wiedziałam, że będzie trzeba szybko ukrócić jego ambicje. Usiadłam naprzeciw Oby i wyciągnęłam rękę po flaszkę. Podał mi ją niechętnie, ja zaś wzięłam pokaźny łyk trunku, zanim mu ją oddałam. "Twoja rodzina została po wielokroć pomszczona, Oba" - powiedziałam, podejmując rozmowę od kwestii, na której ją ostatnio zakończyliśmy. "Dlaczego więc nadal zabijasz?" Oba odpowiedział bez wahania: "Zadaję sobie ostatnio to samo pytanie. Robię to już tak długo, że chyba nie potrafię przestać". Popijaliśmy tak przez chwilę, zbierając się na odwagę, w końcu wróciliśmy do rozmowy. "Jesteś szczęściarzem, zaznałeś kiedyś innego życia. Ja nie. Czuję się jak rekin - boję się, że jeśli przestanę pływać, zginę" - powiedziałam. Czemu mu o tym opowiadałam? Próbowałam sobie wmówić, że to wina zawartości flaszki. "Nie zaznasz innego życia, jeśli się nie opamiętasz" - odparł Oba. "Nie potrafię, tak, jak nie potrafię patrzeć w przeszłość. Nie podoba mi się to, co tam widzę". Oba skinął głową ze zrozumieniem. "Chodzi ci o ojca?" - zapytał. "O matkę? Zardzewiały Kufel?" Skąd wiedział, co mam na myśli? Miałam wrażenie, że znał moje sny! "Nie opowiadałam ci nigdy o Zardzewiałym Kuflu". Oba westchnął i odparł: "Byłem członkiem załogi twego ojca przez bardzo długi czas, Tawni". W mgnieniu oka wytrzeźwiałam i zaczęłam dygotać. Chciałam zapytać, co miał na myśli, ale obawiałam się odpowiedzi. Ja, Królowa Złotego Morza, najgroźniejszy z piratów, bałam się! 1199269428 Przez cały tydzień rozpamiętywałam przeszłość, raz jeszcze przeżywając dni, o których wolałabym zapomnieć. Szukałam choć jednego wspomnienia o Obie Ośmiopalcym. Dopiero, gdy dotarło do mnie, że był przecież wtedy młody i miał wszystkie place, odszukałam w pamięci jego twarz. Oba wydawał się wtedy wyższy. To był upalny letni dzień, zdjął więc koszulę i szedł przez miasto u boku Kapitana Czarnego Balfoura. Wszyscy wiedzieli, że Oba jest przybocznym mego ojca, tylko głupiec odważyłby się zmierzyć z nim w równej walce, a i trzech ludzi pokonałby bez trudu. Nic dziwnego, że Czarny Balfour nie rozstawał się z nim! Dlaczego aż do tej chwili nie mogłam go sobie przypomnieć? Oba był tam też owej nocy, gdy po raz pierwszy zobaczyłam ojca. Miałam dziesięć lat i bogaty pirat całkiem mnie zauroczył, dlatego pewnie nie zwróciłam uwagi na jego przybocznego. Wydawało mi się, że jest tylko jednym z dodatków Kapitana Balfoura, tak jak jego czarny kapelusz z szerokim rondem. Miałam wtedy pracowitą noc, ale udawało mi się od czasu do czasu rzucić ukradkowe spojrzenie na Czarnego Balfoura i jego ludzi, zwłaszcza, gdy matka dosiadła się do ich stolika. Porozmawiała chwilę z Balfourem, potem zaś dostrzegłam, jak stoi w kacie tawerny i kłóci się z Obą zduszonym szeptem. Odważyła się nawet uderzyć go w twarz, ja zaś zastanawiałam się, dlaczego nie odpłacił jej pięknym za nadobne. On jednak spojrzał prosto na mnie. Odwróciłam się, bałam się bowiem, że posądzi mnie o szpiegowanie. Następnego ranka Czarny Balfour zszedł niezgrabnie po schodach i zobaczył, jak zamiatam podłogę głównej sali Zardzewiałego Kufla. Wręczył mi wtedy sztylet, który noszę do dzisiaj. Pokazał mi, jak go używać i jak go ukryć, by pokonać przeciwnika najskuteczniejszą bronią - zaskoczeniem. Te słowa odmieniły moje życie, i choć przychodzi mi to z trudem, muszę przyznać, że pokochałam go za to bardziej, niż matkę. I wtedy przeszyło mnie na wylot inne wspomnienie, coś, o czym ani razu nie pomyślałam od tamtego czasu. Krótko po tym, jak ojciec podarował mi broń, Oba zszedł po schodach, by dołączyć do kapitana. Przeszedł tuż obok mnie, spoglądając z zaciekawieniem. Nie wiedziałam, co to może oznaczać, ale zastanawiałam się, dlaczego ten wielkolud ma przypasaną do uda pustą pochwę na sztylet. Czyżby przegrał broń w kości? A może spłacił nią dług u karczmarza? A może dał sztylet kapitanowi, by ten przekazał go pewnej małej dziewczynce? 3619978149 Zaskoczenie to najdoskonalsza broń. Dlatego też, pod pozorem omawiania strategii walki z Królową Morza, odciągnęłam dziś rano Obę na bezpieczną odległość od reszty ludzi. "A więc o co kłóciliście się z moją matką tamtej nocy w Zardzewiałym Kuflu?" - zapytałam. Oba wbił we mnie wzrok i przełknął ślinę. Zupełnie zaniemówił. Gdy spojrzał w lewo, wiedziałam, że próbuje wymyślić jakieś kłamstwo. "Byłeś tam wtedy z moim ojcem" - powiedziałam. "Moja matka siedziała przez długi czas przy waszym stole. Pamiętam, jak przynosiłam wam chleb, ty zaś opróżniłeś ledwie jeden kufel, choć twoi kompani spadli nieprzytomni pod stół. Nie nosiłeś wtedy brody, miałeś też wszystkie palce. Gdy ojciec wyszedł za potrzebą, wyślizgnęliście się z matką na tyły tawerny i pokłóciliście. Uderzyła cię". Oba nadal się nie odzywał, więc zapytałam: "Czy to ci odświeżyło pamięć?" "Tak". "Więc o co się kłóciliście?" "Nie pytaj. Nie teraz, Tawni. Niech to lepiej zostanie tajemnicą!" "Nie!" - wykrzyknęłam. "Mów! A jeśli skłamiesz, wypatroszę cię na miejscu". Oba zamyślił się, wciąż nie chcąc odpowiedzieć, w końcu jednak zebrał się na odwagę: "Twoja matka powiedziała Kapitanowi Czarnemu, że jest twoim ojcem, ale ja wiedziałem, że to niemożliwe". "Dlaczego?" "Dlatego, że tamtej nocy, gdy Kapitan Czarny był z twoją matką, nie dowlókł się do jej pokoju, padł w połowie schodów". Sztylet i pusta pochwa, kłótnia z matką, no i to, że Oba pozostał przy mnie, choć stracił ochotę na zabijanie - to wszystko mogło oznaczać tylko jedno. "Ale ty poszedłeś do jej pokoju, prawda?" - zapytałam. "Tak" - przyznał Oba. "Dlatego postanowiłem porozmawiać o tym z twoją matką, a ona kazała mi milczeć. Byłem wtedy tylko pospolitym piratem, a Kapitan Czarny był bogaty, jak szlachcic. Próbowała go nakłonić, by przysłał od czasu do czasu trochę złota na twoje utrzymanie. Przysięgała, że jeśli zmarnuje przeze mnie taką okazję, zostawi cię na śmierć na mrozie". Odwróciłam się do niego plecami, nie mogłam bowiem powstrzymać łez napływających do oczu. Już od bardzo dawna nie płakałam przy kimś. "Kapitan Czarny wysłał raz złoto twojej matce, wkrótce jednak o wszystkim zapomniał. Zacząłem więc wysyłać, ile mogłem, ona zaś myślała, że to od niego". "Cóż, ja i tak nie dostałam ani grosza" - odparłam. Całe złoto, które miałam otrzymać zabrała matka i właściciel Zardzewiałego Kufla. Nie chciałam płakać przed Obą, więc uciekłam w jakiś odludny zakątek. Odchodząc, usłyszałam, jak Oba szepcze: "Przykro mi". Mi też było przykro. 2838768165 Syreny ukryły się na dnie morza, tam też pozostaną, jeśli im życie miłe. Teraz zaczyna się najtrudniejszy etap - muszę utrzymać w ryzach wszystko, co zdobyłam. Myślę czasem o ludziach, z którymi rozpoczęłam morską przygodę. Wspominam Arnoca Bezwłosego i Pete'a Girly'ego, Foza Topora i skrybę Dridena, no i oczywiście Obę Ośmiopalcego. Większość z nich już nie żyje, a tylko Driden wciąż należy do mojej załogi. Ale dosyć już patrzenia w przeszłość! Jest już przecież za nami, jakie więc ma znaczenie? Czas wybiec myślami do kolejnego dnia, a potem i dalej. Przyglądam się z uśmiechem ukochanemu morzu na zachodzie, gdzie wkrótce zajdzie słońce. "Co dalej?" - zastanawiam się. 1310752362 Późną nocą rozkazałam, by pokład Nieposkromionej Lisicy opuścili wszyscy oprócz Oby. Stojąc na wietrze, który smagał moje długie włosy, wskazałam na jedną z szalup. "W łodzi są zapasy żywności i wody na dwa tygodnie" - powiedziałam. "O co chodzi? Czy zrobiłem coś złego?" Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy, podeszłam więc do relingu i zapatrzyłam się w gwiazdy, odbijające się w ciemnych wodach morza. "Pomściłeś swą rodzinę, Oba. Wiesz o tym w głębi serca, dlatego nie chcesz już zabijać. Jeśli zostaniesz ze mną, zginiesz!" "Nie mogę odejść!" "Ależ możesz! Musisz! Rozkazuję ci udać się na spoczynek. Znajdź sobie jakieś miłe i ciche miejsce, zbuduj dom i zacznij łowić ryby. Możesz też kupić sobie statek, dałam ci dość złota, żebyś mógł się ustatkować. Skończ z piractwem, nie masz już do tego serca". Silna dłoń Oby spoczęła na moim ramieniu. Chciałam się wyślizgnąć, ale nie mogłam. Uwielbiałam, gdy tak mnie trzymał. "Taki byłem wtedy młody, Tawni, pełen nienawiści. Ale nie chcę cię znów opuszczać". Chwyciłam jego dłoń, opartą na moim ramieniu, i ścisnęłam mocno. "Choć jesteś moim ojcem, Oba, jest nim też Czarny Balfour. Nie dostrzegasz tego? Jestem częścią jego świata". "Nie rozumiem! Czemu nie możesz pójść ze mną?" "Bo jesteśmy zupełnymi przeciwieństwami, Oba. Ty zawsze patrzyłeś w przeszłość - wracałeś myślami do dnia, w którym zabito twoją rodzinę. A ja... Ja nie potrafię oglądać się na przeszłość. Nigdy więcej!" Nie wiem, czy Oba w końcu to pojął, ale zdał sobie sprawę, że za nic nie opuszczę statku. Razem opuściliśmy szalupę na czarne wody morza. Wtedy Oba wziął mnie z zaskoczenia, obejmując swymi potężnymi ramionami i trzymając tak przez prawie minutę. Nie próbowałam się wyrwać czy zaprotestować. Wciągałam nozdrzami jego ciepło, na zawsze też zapamiętałam zapach. Potem mój prawdziwy ojciec zszedł po sznurowej drabince do szalupy i energicznie wiosłując rozpłynął się ciemnościach nocy. Wyglądałam za nim, wiedząc, że pewnie nigdy go już nie spotkam. "Żegnaj" - powiedziałam, chwytając za rękojeść sztyletu ojca. To był sztylet Oby, nosiłam go przy sobie przez większość życia. 2574927431 Dostrzegasz siedzącego na pieńku starca o dziwnych oczach. Wygląda, jakby na kogoś czekał. Gdy tylko się zbliżasz, zrywa się na nogi, wznosi do nieba sfatygowaną laskę i krzyczy donośnie: "Życie polega na dokonywaniu wyborów, ja stawiam cię przed kolejnym z nich. Po lewej stronie leży Miecz Bogów, po prawej zaś Tarcza z Adamantu. Atak czy obrona - co jest dla ciebie ważniejsze? Aby jednak otrzymać jeden z tych obdarzonych ogromną mocą przedmiotów, musisz oddać Zabójcę Gigantów. Możesz wybrać tylko jeden z nich, który to będzie?" Wtedy staruszek znika, ty zaś orientujesz się, co cię tak uderzyło w jego oczach - nie miał źrenic! 740245536 Podejrzanie wyglądająca kobieta zaczepia cię po drodze do doków. "Mam dla ciebie pewne informacje" - mówi. "A ile mnie będą kosztować?" - pytasz. "Nic. Zależy mi po prostu na tym, by pozbyć się syren" - mówi. "A więc o co chodzi?" "Syreny bacznie obserwują te wody. Od chwili wypłynięcia z doków będziesz mieć pięć dni na zniszczenie Wylęgarni Potworów Morskich, zanim Królowa Morza dowie się o twych zamiarach. Jeśli nie zdążysz, zejdzie na dno morza i wróci wkrótce z armią, której nie zdołasz pokonać". "Dziękuję za pomoc" - odpowiadasz. Pięć dni to niewiele, by znaleźć tajemną wylęgarnię. Przed wejściem na pokład musisz wysłać drugi statek na poszukiwanie Królowej Morza. 919890189 Utrata Tawni Balfour lub Cyrcy. 2791178490 Pokonanie Królowej Morza i zniszczenie Wylęgarni Potworów Morskich w odstępie 5 dni. 1438693933 Wygrywam bitwy, ponieważ nie boję się pójść dalej niż ktokolwiek inny. Ciężko walczę i nie poddaję się, chyba że zwycięstwo jest niemożliwe. A nawet wtedy walka kończy się dopiero wtedy, gdy na to pozwolę. Ale nikt nie potrafi wygrać z przeszłością. Twoja przeszłość cię dogoni i przyklei się do ciebie jak ostryga. Zawsze będzie cię prześladować, niezależnie od tego jak bardzo starasz się o niej zapomnieć. 4167498552 Dowiedziałam się, że mój prawdziwy ojciec, Oba Ośmiopalcy, osiadł na wyspie na Złotym Morzu. Kupił sobie łódź rybacką i zbudował mały domek na wybrzeżu gdzie zamierzał spędzić resztę swego życia. Jednak wkrótce zaczęto go widywać w towarzystwie żyjącej nieopodal wdowy. Hmmm. No i dobrze! 721096684 Miecz Bogów Oddaj miecz zwany Zabójcą Gigantów w zamian za możliwość przejścia. Na bramie umieszczono napis: "Aby iść dalej, połóż na postumencie miecz zwany Zabójcą Gigantów". Nie posiadasz miecza zwanego Zabójcą Gigantów. Czy chcesz zamienić miecz "Zabójca Olbrzymów" na "Miecz Bogów"? Kładziesz Zabójcę Gigantów na kamiennym postumencie obok bramy, który chwilę potem znika wraz z bramą, otwierając drogę do rozpościerających się za nią terenów. 1470157829 Tarcza z adamantu Oddaj miecz zwany Zabójcą Gigantów w zamian za możliwość przejścia. Na bramie umieszczono napis: "Aby iść dalej, połóż na postumencie miecz zwany Zabójcą Gigantów". Nie posiadasz miecza zwanego Zabójcą Gigantów. Czy chcesz zamienić miecz Zabójca Olbrzymów na tarczę z adamantu? Kładziesz Zabójcę Gigantów na kamiennym postumencie obok bramy, który chwilę potem znika wraz z bramą, otwierając drogę do rozpościerających się za nią terenów. 1299503244 Brama morskiego potwora Tylko oddziały legitymujące się zieloną flagą mogą przejść dalej. Zajęliśmy tę bramę kilka dni temu. Tylko oddziały legitymujące się zielonym proporcem mogą przejść dalej. To jest ostatnie ostrzeżenie. Twoja flaga zdradza, że nie jesteś po naszej stronie! Idź precz! 207243163 Chwilowo Po udanym oblężeniu i zdobyciu miasta próbuję zazwyczaj zachować zimną krew, nigdy też nie biorę udziału w grabieży. Ktoś musi dopilnować, by nasi ludzie nie spalili całego miasta. Siedziałam na koniu i obserwowałam wydarzenia w zdobytym mieście, gdy zobaczyłam, jak Oba wywleka Brudnolicego Derringa i paru innych piratów z domu kupca. Puściły im nerwy i po chwili dobyli mieczy. "Przestać natychmiast!" - krzyknęłam, w ostatniej chwili zapobiegając rozlewowi krwi. Wszyscy jak jeden mąż opuścili broń. "Co tu się dzieje?" Derring sprawiał wrażenie, jakby chciał oskarżyć Obę o jakąś niesprawiedliwość, ale ugryzł się w język. Piraci nie pozwalają, by kto inny rozstrzygał ich spory. Wskazałam Derringa i pozostałych. "Przecz stąd" - rozkazałam. Do Oby zaś rzekłam: "A ty, za mną!" Wyszliśmy na skraj miasta, gdzie nikt nie mógł podsłuchać naszej rozmowy. "Chcą spalić całe miasto!" - powiedział Oba. "Nie, nie odważą się, bo wszyscy wiedzą, że jeśli posuną się za daleko, poznają smak bicza!" - odpowiedziałam natychmiast. Stałam tuż przy moim pierwszym oficerze, wspinając się na palce, by spojrzeć mu prosto w oczy. "A teraz powiedz mi, czy potajemnie sprzyjasz Królowej Morza?" "Nie!" - odparł Oba, całkowicie zaskoczony oskarżeniem. "Masz wśród syren kochankę, czy co?" "Nie. Dlaczego zadajesz mi tak idiotyczne pytania?" "Bo chętniej walczysz z moimi ludźmi, niż z wrogiem! Zastanawiałam się, czy nie przeszedłeś na drugą stronę". Oba pokiwał przecząco głową i wyprostował się, by spojrzeć na mnie z góry. "Nie masz podstaw, by kwestionować moją lojalność!" - powiedział. "Powiedz mi w takim razie, dlaczego mój pierwszy oficer jednego dnia puszcza wolno syrenę, innego zaś chce zabijać członków mojej załogi?" - odparłam spokojnym głosem. Oba z pewnością nie spodziewał się tego pytania. Cofnął się, podrapał po bródce, w końcu zaś odwrócił się do mnie plecami. "Nie chcę już zabijać tych ludzi i syren. Nie są moimi wrogami". "Są MOIMI wrogami, a więc i TWOIMI". Oba odwrócił się w moją stronę, teraz jego ogarnęła wściekłość. "Wszyscy są twoimi wrogami! Kiedy to się skończy, Tawni? Tylko walczysz i walczysz. Myślałem, że mojej żądzy zemsty nie da się zaspokoić, ale spójrz na swoje upodobanie do podboju i zabijania. To się nigdy nie skończy!" Zacisnęłam zęby, słysząc jego ostre słowa, potem zaś wycedziłam: "Bronię tylko swojej własności". "Kolejny pretekst! Gdy nie było z kim walczyć, sprowokowałaś Pete'a Girly'ego, by wystąpił przeciwko tobie tylko po to, by mieć przeciwnika. Pete chciał tylko statku, ty zaś dałaś ich tuzin ludziom znacznie mniej tego godnym, prowokując go! Sama sprawiłaś, że Pete postąpił w ten sposób, a zginął przez to dobry człowiek, Arnoc Bezwłosy!" Dobyłam sztyletu ojca i przystawiłam go do szyi Oby. "Zagalopowałeś się, pierwszy oficerze!" Oba ucichł, ale z jego oczu nie zniknął gniew. Gdyby nie sztylet, mówiłby dalej. "A co ty możesz wiedzieć?" - syknęłam. "Co ja mogę wiedzieć? Widzę, co się z tobą stało. Sam przez to przeszedłem. Zobacz, co z tego mam: jestem samotny, zmęczony i pokryty bliznami!" Oba podniósł lewą dłoń i rozprostował trzy palce. Dwa kikuty w miejscu małego i serdecznego palca dyndały niczym przynęta na haczyku. Potem Oba wyciągnął rękę, powoli, bym nie uciekła, i dotknął długiej blizny na mojej twarzy. "Rób, co do ciebie należy, Oba" - powiedziałam stanowczo. "Inaczej będę musiała powierzyć to stanowisko komu innemu!" Odsunęłam nóż od jego szyi i odbiegłam, ale on musiał powiedzieć ostatnie słowo. "Tawni! Ja wiem, dlaczego zabijam" - powiedział Oba. Zatrzymałam się, ale nie spojrzałam na niego. "Muszę pomścić rodzinę. A dlaczego ty musisz zabijać?" 134339536 Podążaj wylotem Zatoki Królowej Morza 2746979916 Podziemna strażnica Tylko Tawni Balfour może przejść dalej. Przykro mi, ale te drzwi otworzą się wyłącznie przed tym, którego imię wyryto w kamieniu nad nimi. Mam tylko nadzieję, że Tawni Balfour stawi się tu już niedługo. Nie możemy stąd odejść, póki tu nie przybędzie! Widzisz swoje imię wyryte w kamieniu? Bo ja nie! Tawni Balfour Po prostu pchnij drzwi do środka. Tylko błagam, zrób to teraz. Chcemy się stąd wreszcie wydostać! 2829209620 Stojąc na pokładzie Nieposkromionej Lisicy obserwowałam, jak pływający tron Królowej Morza pogrąża się w falach. Na wodzie unosiły się ciała syren, wokół szalały płomienie. Mój nowy pierwszy oficer, Brudnolicy Derring, stanął obok mnie. "Dobrze, że Oby tu nie było, że nie widział tego wszystkiego" - powiedziałam bezwiednie. "Tak" - odparł Derring. "Też nigdy nie lubiłem tego tchórza. Nie wiem, czym zyskał sobie reputacje takiego twardziela! Dla mnie był tylko marudnym..." Sztylet ojca bezlitośnie zakończył obraźliwe słowa i nędzny żywot marynarza. Spojrzałam w dół na krew na moich dłoniach, ciało pierwszego oficera i zniszczenia, jakich dokonaliśmy. Gdyby był tu Oba, zrozumiałby w końcu, że jestem córką Czarnego Balfoura, nawet jeśli w mych żyłach nie płynie jego krew. 1722067000 Brama niebieskiego teleportu Tylko oddziały legitymujące się zieloną flagą mogą przejść dalej. Kazano nam strzec tej wieży przez pięć lat, żeby udowodnić naszą lojalność wobec naszego władcy. Zatrzymamy każdego, kto nie służy zieloną flagą, choćbyśmy mieli przypłacić to życiem! Wróg na horyzoncie! Zmykaj stąd, zanim zejdziemy na dół i rozprawimy się z tobą raz na zawsze. 2999997978 Tawni Balfour 2757525335 Cyrca 967638775 Zatoka Królowej Mórz Tylko Tawni Balfour może przejść dalej. Piraci zamieszkujący te wyspy są zażartymi wrogami syren, ale opuszczą łańcuch tylko po to, by przepuścić statek dowodzony przez Tawni Balfour. Przepłynąć może tylko statek pod dowództwem Królowej Piratów, Tawni Balfour. Tawni Balfour "Chwała Królowej Piratów!" - wiwatują piraci, opuszczając łańcuch. "Daj tej Królowej Morza nauczkę w naszym imieniu!" - krzyczą. "Lepiej się jednak pośpiesz, Królowo. Syreny bacznie się nam przyglądają, w ciągu pięciu dni do Wylęgarni Potworów Morskich dotrą wieści o twym przybyciu, a jej mieszkańcy schronią się na dnie morza". 102070195 Brama morskiego potwora Tylko oddziały legitymujące się pomarańczową flagą mogą przejść dalej, pod warunkiem, że kontrolują Pałac Królowej Mórz. Strażnicy strzegący tej bramy otworzą ją tylko temu, kto zdobędzie siedzibę ich wroga, Królowej Morza. Wróć tu, gdy opanujesz pałac Królowej. Nie opanowałeś pałacu Królowej Morza. Pałac Królow |
Alamar |
część 3 102070195 Brama morskiego potwora Tylko oddziały legitymujące się pomarańczową flagą mogą przejść dalej, pod warunkiem, że kontrolują Pałac Królowej Mórz. Strażnicy strzegący tej bramy otworzą ją tylko temu, kto zdobędzie siedzibę ich wroga, Królowej Morza. Wróć tu, gdy opanujesz pałac Królowej. Nie opanowałeś pałacu Królowej Morza. Pałac Królowej Morza 1006570260 Brama żółtego teleportu Tylko oddziały legitymujące się zieloną flagą mogą przejść dalej. Postanowiłem sprzymierzyć się w tych trudnych czasach z bohaterami służącymi pod zieloną flagą. Tylko oni mają prawo przejścia. Nie zmienię zdania. Stanąłem po jednej ze stron, i zamierzam pozostać jej lojalny. 4258230160 Pałac Królowej Morza Zburzyłam mury pałacu Królowej Morza, lecz oślizła syrena wymknęła się do morza, zanim zdołałam skręcić jej cienką szyjkę. Walka jeszcze się nie skończyła, ale zmusiłam przeciwnika do ucieczki. Nie miałam dzisiaj litościwego nastroju. Wkrótce dowiedzieliśmy się od jednego z jeńców, że Królowa Morza uciekła najprawdopodobniej do znajdującej się na wchodzie zatoki, gdzie często przebywa. Niestety odniesione zwycięstwo nie zdruzgotało przeciwnika tak, jak oczekiwałam. W tej właśnie chwili Królowa Morza gromadzi pewnie w swej zatoce armię syren, na zachodzie zaś jej poddani hodują niezliczone potwory morskie w jakiejś tajemnej wylęgarni. Jeśli najpierw zniszczę wylęgarnię, Królowa Morza ukryje się pewnie na dnie morza, gdzie jej nie dopadnę, by zaatakować w najbardziej niespodziewanej chwili. Jeśli zaś najpierw wyruszę w pogoń i zabiję ją, syreny będą miały dość czasu, by wyhodować więcej potworów morskich, niż zdołam pokonać. Tak czy inaczej przegram. Muszę więc zaatakować w obu miejscach jednocześnie, a nie będzie to proste. 4015566409 Wylęgarnia Potworów Morskich - na północ 1516981899 EDIT: Jeśli dobrze pamiętam, to w HIV cały tekst można wyeksportować w edytorze kampanii lub map. |
Hellburn |
Mam te teksty wyeksportowane i sformatowane - jeden z tutejszych użyszkodników udostępnił taką paczkę na forum jakiś czas temu. Szybkie ctrl+f oraz chwila scrollowania w tym co podałeś wyżej zdają się potwierdzać te dwie luki fabularne. |
loker |
Hej. W najbliższym czasie przejrzę co i jak to prawdopodobnie wstawię poprawioną wersję tekstów (szansa jest). Generalnie to co wrzucałem to dość chałupniczo robiłem i wzorowałem się na angielskiej wersji gdzie były pewne braki, możliwe, że przez to mogłem coś pominąć. |
Hellburn |
Pytanie do osób, które grały w MM3. Ile czasu w grze zajmuje jej optymalne ukończenie? Chodzi o ukończenie głównego wątku przy założeniu, że nie speedrunujemy, doskonale znamy mechaniki gry, ale też nie wykorzystujemy exploitów. ChatGPT podaje, że od 6 do 12 miesięcy, ale wolę zapytać kogoś żywego. ;p |
Hayven |
Jednym z problemów jest chyba to, że trening postaci zabiera mnóstwo czasu w uniwersum – wydaje mi się, że kiedy kończyłem raz około poziomu setnego, to same ostatnie treningi pochłonęły dobrych kilka(naście) lat. Nie wspominając już o tym, że są w podziemiach kryształy, które podnoszą statystyki, ale których dotknięcie powoduje przeniesienie o lata w przyszłość (przekonałem się o tym raz w bardzo przykry sposób, i to już po nadpisaniu gry :(). Zwłaszcza przez wzgląd na pierwszą okoliczność myślę, że można się doczekać różnych odpowiedzi. |
Alamar |
Hellburn: A to fajnie mu wyszło, bo w MM1-5 nie ma miesięcy. :PChatGPT podaje że od 6 do 12 miesięcy, ale wolę zapytać kogoś żywego. ;p MM1-5 (i listy Morgana Ironfista w instrukcji do H1) oparte są na kalendarzach z D&D, a więc masz dziesięciodzień zamiast zwykłego tygodnia. Rok składa się z 10 tygodni, czyli ze 100 dni. Trudno odpowiedzieć na Twoje pytanie, bo to zależy od wielu czynników, ale chyba można przyjąć, że standardowy rok do półtora to trwało (analogicznie do MM6-9). Choć wg kalendarza Terry zajęło to mi chyba 3-5 lat, a może 5-10, albo 6-8... nie pamiętam i nie zwracałem na to uwagi. W każdym razie lata upływały dużo szybciej niż w MM6-9 (co ciekawe, ze względu na mechanikę w podziemiach czas biegł wolniej, bo postacie by po prostu poumierały ze starości). Dodatkowo odwiedzałem każdy piksel i wykonywałem każde zadanie poboczne, więc to wyszło dłużej. Zresztą to i tak bez znaczenia, bo potem drużyna udała się przez kosmos na Xeen i upłynęło dużo czasu między tymi grami. Ze względu na odległości i relatywistyczny upływ czasu trudno określić, ile dokładnie. MM1-5 mogą dziać się zarówno setki, jak i jedynie kilka lat przed wydarzeniami z H1 (a nawet po - postacie w H1-2 wrzucono ot tak sobie ze starych gier bez żadnego fabularnego wytłumaczenia. Nawet Ironfist nie jest w 100% potwierdzony, że pochodzi z MM1). Tym bardziej, że drużyna Resurectry odwiedzała inne miejsca po Starożytnych, nim wodowała w pobliżu AvLee. |
Hayven |
Cytat: W każdym razie lata upływały dużo szybciej niż w MM6-9 Nie dziwota, czy tam lata nie mają aby po sto dni? |
strona: 1 - 2 - 3 ... 5 - 6 - 7 |
temat: Historia starego uniwersum | wróć do komnaty |
powered by phpQui
beware of the two-headed weasel