Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2 - 3 ... 16 - 17 - 18 - 19

Felag PW
16 stycznia 2017, 23:39
- Twój... pomocnik?? - spytał zaskoczony Garkh. Jeszcze tego brakowało - nie dość że trafia mu się Nihilomanta, to jeszcze ma pomocnika. I to jeszcze specjalnie prowokującego innych, żeby go uśmiercić i rozsierdzić Drekara. - Następnym razem dobieraj sobie bardziej inteligentnych czeladników. - odwarknął nekromanta. Odkąd okazało się kim jest księgarz, Morphon stracił do niego cały szacunek i szczerze go już nie cierpiał. Nihilomanci są jak pasożyty - żerowali na Wyznawcach Pajęczej Bogini przez setki lat i doprowadzili Heresh do obecnego stanu. Sandro, Lukrecja i w końcu Markal... Gdyby nie oni, Arantir być może by nie oszalał. A tak... setki niewinnych nekromantów skazanych przez władcę Hereshu musiało uciekać z domu. Oczywiście, była to bezpośrednio wina Arantira, ale w końcu to przez kultystów Pustki to wszystko się stało.
I to jeszcze ich gadanie, o działaniu w zgodzie z Ashą... Jak mogą? Kim oni są? W nekromancie wzburzyły emocje. Ci cali Nihilomanci... to wiarołomcy, dwulicowi zdrajcy Pajęczej Królowej i jeszcze śmią kłamać, że działają z błogosławieństwem Ashy? Niedoczekanie...
Drekar złapał jakiegoś gnolla i utwierdził się w przekonaniu kto jest odpowiedzialny za pożar. Następnie postanowił skierować się w stronę reszty bandy, która zrobiła chyba wszystko, żeby narazić się na ich atak. Widać że nie należą do żadnej z Pradawnych Ras - dzieło Ashy nigdy nie byłoby takie głupie i naiwne jak oni. Te twory Magów z Siedmiu Miast nigdy nie powinny powstać - i chyba nawet ich twórcy już zdali sobie z tego sprawę. Ci orkowie mieli w sobie cząstkę Urgasha - byli herezją wobec Matki.
Ale mimo wszystko także pochodzili w pewnym stopniu od Ashy - i pomimo że byli tacy głupi, to posiadali sporą krzepę. Pomimo że powodowali u nekromanty lekkie obrzydzenie, wywoływali u niego także pewien rodzaju podziw. W swej drodze po wolność byli wytrwali. Niektórzy mieli też w sobie pewien rodzaj honoru - i z tymi właśnie Garkh mógłby się kiedyś dogadać. Ale nie z tymi opryszkami.
Ponownie zwrócił się do księgarza:
- Nie będę się kalał korzystaniem z magii Urgasha, ale nie będę Ci w tym przeszkadzał jeśli nie możesz się powstrzymać.
Następnie spojrzał na gnolla. Wydawał się taki słaby i bezradny. Jego życie zależało mogło się zakończyć w jednej chwili, jedną decyzją Morphona. W jego oczach tlił się strach i prośba o litość. Wydawało się że uda mu się ją wzniecić w nekromancie.
Garkh przyklęknął przy nim i położył rękę na czole. Schylił się do ucha i, pomimo tego że wiedział, że gnoll nie usłyszy go w jego duchowej formie, szepnął:
- Zostałeś wybrany przez Ashę.
Przekierował część tlącej się w jego duchowej formie many i spróbował założyć na gnollu Kajdany Księżycowego Jedwabiu.
Spojrzał na pobojowisko. Wokół biegały płonące szkielety... tylko kto je wezwał? Musiał to zrobić któryś nekromanta... tylko który? Być może był to ten, którego widział na początku? Tylko skąd się tu, do Urgasha, wziął nekromanta? Czyżby exodus się rozprzestrzeniał? To jest jednak sprawa na później.
Kto tam jeszcze jest? Ach, ten zbir Drekara. Dalej szarżował na niego któryś szkielet, ale z odległości Garkh nie dostrzegał czy był to jego twór, czy tego drugiego nekromanty. Niby mógłby spróbować odesłać te szkielety albo nad nimi zapanować... Ale po co? Jak ten śmieć od Pustki ma zdychać, to nie warto mu przeszkadzać.
Wiedział, jaką moc dała mu Smocza Krew. Zielarka mu mówiła, że daje mu potęgę dżina - z tego trzeba było korzystać póki czas, skoro raczej nie zużył jeszcze całej mocy magicznej i nawet powinno mu sporo zostać.
Mimo wszystko przydałoby się dodatkowo wzmocnić. Garkh widząc, że padnie na placu boju jeszcze kilka trupów, wzniósł swe niematerialne ręcę w górę i zainkantował odpowiednie zaklęcie. Postanowił roztoczyć nad polem bitwy swego rodzaju sferę z mocy magicznej, a wszyscy zmarli w jej środku przekazali by mu część swojej siły duchowej. (Żniwa Dusz) Tak zabezpieczony mógłby działać dalej.
Obojętnie od sukcesu rzuconego zaklęcia, postanowił działać dalej. Spojrzał na bandę orków jeszcze raz. W zasadzie nie zasługiwali na potraktowanie jakimś przekleństwem Urgasha, ale nie zamierzał powstrzymywać Drekara. Mimo wszystko miał wwrażenie, że to zemsta na oprawcach jest powodem wściekłości Sylanny, a więc z przymusu postanowił księgarzowi pomóc.
- Dobra, rób swoje. - rzekł do niego. - Tylko mnie do czarów Chaosu nie mieszaj. Ale najpierw, zanim ich i siebie ostatecznie skażesz, pozwól mi jeszcze spróbować ich pokonać w bardziej konwencjonalny sposób..
Wyciągnął w stronę opryszków ręcę i zaczął rozpuszczać w ich stronę mroczną, źle oddziałującą na żywych aurę (Agonia). Dla pewności, jeśli czar się powiódł, skierował w ich stronę w podobny sposób drugie zaklęcie - Osłabienie.

Nitj'sefni PW
17 stycznia 2017, 12:53
Shadal z każdą sekundą miał coraz gorszą opinię na temat inteligencji towarzyszy. Najpierw chcieli w trójkę zniszczyć armię orków. Szczyt głupoty, ale na szczęście Shadal opracował plan, który mógłby ocalić im wszystkim życie. Za co oni próbują go zabić. Teraz jednak widocznie zmienili koncepcję. Najwyraźniej chcą spalić całą okolicę wokół Falais łącznie z sobą i orkami. Ambitnie...
Orkowie się zawahali i spojrzeli w moją stronę. Plan działa. - pomyślał uradowany Shadal. - Teraz jeszcze trzeba odpowiednio poprowadzić rozmowę...
Jego rozmyślania przerwała paniczna ucieczka orków.
Czyżbym był aż tak przekonujący?
Szybko jednak odkrył, że ten spontaniczny akt paniki ma inną przyczynę. Gdzieś na granicy słyszalności doszło do niego psychodeliczne zawodzenie.
Ktoś tu używa magii. Przecież magowie mieli czekać na sygnał. Czyżby jeszcze się nie zorientowali, że realizujemy mój plan?
Wielkie kościane monstra ruszyły się, ale zamiast powyłapywać wrzeszczących orków zanim zwrócą czyjąś uwagę... zaczęły iść wprost na Shadala.
Jest kilka opcji: albo gdzieś w okolicy czai się orkowy szaman albo jeden z magów nas zdradził albo jest on po prostu imbecylem.
Shadal zastanawiał się, która z tych możliwości jest najbardziej prawdopodobna, gdy nagle z nieba zaczął padać deszcz płonących kości. Jakby tego było mało kości ułożyły się w ogniste szkielety, które ruszyły na spanikowanych orków. Jakie szczęście, że wokół nich nie było nic, co mogłoby się łatwo zająć. Wtedy w kościane monstra uderzyła kula ognia, która zniszczyła jedno z nich i podpaliła drugie, jednocześnie odrzucając Shadala do tyłu. Mężczyzna upadł boleśnie na trawę.
To przypomina nagińską sztukę komediową. Brakuje tylko charakterystycznych groteskowych masek. Ktokolwiek rzuca te zaklęcia, nadawałby się na reżysera takiej sztuki. A może to walka pomiędzy dwoma magami... albo jeden walczy sam ze sobą.
Shadal podniósł się z ziemi podpierając się na młocie i postanowił brać nogi za pas zanim w ruch pójdzie armageddon albo tsunami, gdy nagle dostrzegł, że płonący kościany potwór nie zrezygnował i wciąż idzie wprost na niego. Jakby tego było mało, okoliczne hałasy wskazywały na to, że całe to szaleństwo zwróciło uwagę reszty orków. Z ust Shadala wydobył się histeryczny śmiech szaleńca.
To są jakieś jaja!
Mężczyzna wziął się w garść i uniósł młot w gotowości. Szkielet nie poruszał się zbyt szybko. Shadal ruszył wprost na monstrum, a kiedy był już blisko odbił w lewo, w celu wyminięcia potwora.
Po znalezieniu się za jego plecami wykonam obrót i uderzę młotem w kolano. To powinno powalić każdego szkieleta, nawet tak dużego. Czas pokruszyć kilka czerepów.

Belegor PW
19 stycznia 2017, 11:56
Naga kiwnęła głową gdy została zaakceptowana i przepuszczona. Podczas ceremonii nie wiedział co robić, jedynie powtarzał za resztą żerców i przyglądał się Łzy. Pierwszy raz ją widział w życiu i zrobiła na nim ogromne wrażenie. Kiedy usłyszał głos Mukao w myślach zaczął romyślać nad planem:
~Niestety siłą nic nie zdziałamy. Potrzebujemy Twoich zdolności. Jedyne co mi przychodzi na myśl, to zrobienie dywersji i jakiegoś przedstawienia. Ja zwrócę ich uwagę, a Ty niezauważony ulotnisz się, szukając zacienionego miejsca. Rzucę jakimś hasłem pod tytułem "Niech mnie piorun strzeli" albo coś i Ty wówczas pojawisz się jako żywiołak powietrza lub inny jego duch. Rzekniesz, że Ylath nie może pozwolić na wybudzenie Ashy, ale zaniesie jej Łzę jako dowód Waszego oddania i spełni Waszą prośbę. Najlepiej gdybyś się zmienił w samego Ylatha lub jego awatara, ale nie wiem nawet jak coś takiego mogłoby wyglądać.~

Turtle PW
19 stycznia 2017, 16:50
Głupi ma szczęście. Tak najłatwiej można podsumować fakt, że Shadal nadal żyję.
Zanim oszust zdążył nadziwić się tym, że osiłek nadal nie stanął przed Ashą, los postanowił spłatać mu figla. Problem w tym, że Smoki mają dziwne poczucie humoru więc w jego stronę zmierzał szkielet. Płonący.
Nie wyglądał jakoś groźnie, nawet spowity w ogniu był tylko kupką kości i niczym więcej. Oszust nawet nie chciał się przemęczać. Znalazł jakąś gałąź, co nie było trudne i podszedł do szkieleta. Teraz tylko wystarczy raz czy dwa machnąć i po wszystkim.

Bychu PW
19 stycznia 2017, 20:56
Diuck spojrzał na bandę biedoty. Oblegli Appę. Forrester wyjął miecz i flaszkę, którą wcześniej zajumał z przyjęcia. Pociągnął sowity łyk.
- Złazić, bo Wam zaraz nogi poobcinam! - krzyknął jednocześnie tłukąc butelkę o miecz. Olał póki co mleczarnię, chciał mieć możliwość ucieczki na Appie, gdyby coś poszło nie tak.

Matheo PW
19 stycznia 2017, 23:51
- To się chyba uda!- Zawołał duch widząc formujące się szkielety. - Może wreszcie coś ci wyjdzie jak nale.. Albo i się nie uda. - Dodał widząc, że kościane pokraki mknął w ich stronę. - Panujesz nad tym prawda? - Dopytywała zjawa. - Na smoczą rzyć. Nie panujesz nad tym! - Kompan nekromanty próbował ratować sytuację, więc wypalił:

- Ej chłopaki! Te gnolle i orki was spaliły żywcem! Teraz możecie się na nich zemścić! - O dziwo podziało. Kościotrupy zajęły się barbarzyńcami.

- Nie musisz dziękować. - Kontynuował obywatel zaświatów. - Teraz tylko traf tą kulą w kogo trzeba. - Darion wypościł z rąk ognistą kulę, która mknęła ze świstem w stronę wrogów. - Leć mała leć! - Dopingował Lepiso. Lecz szybko zmienił zdanie. - O żesz ty... Stój! Hamuj! Do nogi! - Nic nie pomagało. Pocisk z impetem rąbnął w jednego z olbrzymich kościotrupów, rozkładając go na części pierwsze. W dodatku drugie monstrum zajęło się płomieniami. - Jak? - Pytał Lepiso. - Jak można było to zpartolić!?

- Zamilcz wreszcie. - Odparł Darion. - Prawdopodobieństwo tego zdarzenia było tak małe, że równie dobrze mógł tu spaść meteor. Lepiej mi wytłumacz co te pokraki robiły na linii strzału. - To faktycznie było dziwne. Monstra powinny uganiać się za barbarzyńcami, zamiast tego ruszyły w stronę Shadala. Darion też miał gości trzy płonące truposze szły mu na spotkanie.

- Teraz rzucę..
- Weź ty się rzuć z mostu. - Wtrącił duch przerywając nekromancie.
- Jeszcze się zdziwisz. - Odparł Darion. Nekromanta najpierw zastosował zaklęcie Żniwa Dusz, by się wzmocnić. Następnie użył czaru Bez Litości dla Słabych na trzech nieumarłych chcących go dopaść, łącząc go z Rytuałem Nekromantycznej Odnowy celem drugiego zaklęcia było olbrzymie kościane monstrum, z którym walczył Shadal. Ostatni akt to czar Bez Litości dla Grzesznych, którego działaniem objął również wzmocnionego wcześniej potwora. Teraz nieumarli powinni być posłuszni jemu.

Irhak PW
22 stycznia 2017, 18:44
- Muszę...

Meredith zrobił co mógł w tym momencie zrobić. Udał mdłości, zatkał nos przed smrodem i wyszedł. Po prostu przeszedł przez drzwi. Obcesowo i powoli. Nie chciał sprawiać wrażenia, że chce uciec. Jeszcze nie. Nie w obrębie tego domostwa. Musiałby bić się z wszystkimi ogrami. Na to jednak nie miał ani chęci ani sił. Zdecydowanie łatwiej byłoby mu walczyć tylko z jednym. Najlepiej w przyzwoitej odległości.

Spróbuje odejść spokojnie na w miarę bezpieczną odległość. Bezpieczną w sensie zanim pozostałe ogry (bo inkub nie wierzył, że uda mu się uciec Bumowi bez walki) przybiegną by wspomóc walką, zdąży podciąć gardło ogrowi i oddalić się lub ukryć na tyle, by zrezygnowali z pościgu.

Rozejrzał się i... ogarnęła go melancholia. Zatęsknił za czasami Shantiri i za... nie, lepiej nie iść w tę stronę. Znalazł właściwy pagórek i usiadł na nim. Postanowił jednak zaczekać na ogra i opowiedzieć mu pewną historię. O ile ten go nie zabije teraz.

Nicolai PW
22 stycznia 2017, 20:02
NicolaiNicolaiBelek tego się nie spodziewał


~ … co? ~ Odpowiedź Mukao rozbrzmiała w umyśle nagi. Plan był tak absurdalny, że aż Bezimienne zaskoczył, a on przecież niejedno wariactwo w swym nad wyraz długim życiu widział. ~ Najgorsze w tym planie jest to, że nie mamy żadnej alternatywy… dobra, to odwracaj uwagę. - Mentor pomimo poważnych obiekcji zgodził się na maskaradę i ulotnił się zaraz po tym jak Abarai zaczął realizować swoją część.

- Przepraszam, ale… Ty kto? - Arcyżerca szybko zwrócił uwagę na atencyjne zachowanie samuraja. - Ja rozumiem, że egzotyczny rodzimowierca zwraca na siebie uwagę, ale są jednak jakieś granice... - Kursk spojrzał na draba stojącego przy jego boku. Nie musiał nic mówić, ochroniarz wiedział, że to znak żeby uciszył natręta, a jeśli będzie trzeba wyprowadził i ewentualnie zbił, a Kursk wrócił do rytuału.
- Smoku, przybądź i spełnij me życzenie! - Zawołał z rękoma wyciągniętymi w górę. Nie do końca tak miało to wyglądać, rytuał miał być przerwany na dłużej, a tak to Abarai nawet nie zdążył dać sygnału Mukao, acz Bezimienny czuwał i sam z siebie wkroczył do akcji.

Przy kruchcie pojawiła się ni to trąba ni to mgła, otulona błyskawicami, której towarzyszył świst tak donośny, że wszyscy włącznie z ochroniarzem wyprowadzającym Abaraia przerwali to co robili i spojrzeli w tamtym kierunku. Zjawisko pogodowe powoli zaczęło nabierać antromorficznej postaci, aż w końcu stało się Większym Żywiołakiem Powietrza.
- Jam jest Shalwend, Władca Żywiołu Powietrza i Namiestnik Ylatha na Ashanie! - Odezwał się głosem o potędze huraganu pogłosie wichury. Aparycja i bas wywarły takie wrażenie, że wszyscy mimowolnie pochylili karku i padli na kolano. - Nie mogę pozwolić na wybudzenie Ashy. Zachwiałoby to Równowagą Żywiołów jeszcze bardziej niż Chrzest Ludzkości. Jednak doceniam Was i Wasze oddanie, więc zaniosę tę przed Oblicze Matki jako wotum ofiarne, a Waszej sprawie zapewnię Błogosławieństwo Smoków. - Żywiołak już wyciągnął ręce po Łzę, ale wtem ziemia się zatrzęsła, a niebo pociemniało. - O co chodzi? - Shalwend zapytał samego siebie.

Kryształ najpierw stał się czarny niczym bezkresna noc, a potem wyrzucił z siebie cały mrok, który uformował się w mgławicę na kształt smoka. Mukao rozpoznał ten wizerunek, to była… Asha. Zamarł więc w bezruchu, bo tego kompletnie się nie spodziewał, a reszta zgromadzonych oddała jej czołobitność.
- Spokojnie, Równowaga nie ucierpi jeśli otworzę oko tylko na chwilę. - Mgławica przemówiła. - Nie traćmy czasu, czyje życzenie mam spełnić? - Wszyscy stali jak wryci, nawet Arcyżercy odjęło mowę. To mogła być okazja dla Abaraia.

NicolaiNicolaiBychu wraca pieszo


- Kij Ci w oko… buraku! - Uchodźca, który przed chwilą nazywał go wybawicielem, teraz wyzywał go od buraków i jeszcze rzucił w niego bukłakiem. Trafił prosto w głowę, Kurt aż się zachwiał. Wyglądało na to, że pogorzelcy mieli w nosie giermka i tylko chcieli jak najszybciej się stąd wydostać, a jak ma to oznaczać zostawienie ekipy ratunkowej w Falais to mówi się trudno.
- Ruszaj kobyło… cip-cip, taś-taś. - Jeden z uchodźców próbował zmusić Appę do wystarowania. - Jak się jeszcze woła na zwierzeta? Kici-kici? Gul-gul? O, wiem… yip-yip! - Komenda zadziałała, bizon z trudem, ale uniósł się w górę. Jednak z lotem było jeszcze trudniej, po pierwsze było zwierzęciu za ciężko, a po drugie pogorzelcy nie potrafili kierować, przez co tor lotu wyglądał jak powrót pijaka do domu. To nie mogło się dobrze skończyć, Appa zderzyła się z pierwszym drzewem jakie napotkała na swej drodze i ugrzęzła między konarami, a uchodźcy pospadali. Do gruntu mieli jakieś pięć metrów, więc Ci co nie udało im się złapać gałęzi zamienili się w krwawe breje.

XelacientXelacientFelag jako magicznym kombajn



- Masz rację, nie warto babrać się w chaotycznej magii – odparł Drekar widząc efekty działań Garkha – zrobimy to w… bardziej konwencjonalny sposób, skrzyknę naszych „towarzyszy”, bo odrobinkę brakuje im koordynacji i poprowadzę ich do szarży, jeśli w tym czasie dalej będziesz osłabiał obrońców to damy radę – dodał pewnie na odchodne. Pozostawiony przez niego gnoll nie stanowił zagrożenia, był skrępowany i dostarczył parę iskier magii liszowi, ale za to zaklęcie nie naruszyło sił witalnych zwierzoczłeka. Widocznie ciało lisza było zbyt daleko, by pobrać energię witalną.

Do tego poczuł jak ktoś wchodzi mu w drogę rzucając żniwa dusz, oczywiście ze swoja zwiększoną mocą go zdominował, ale nie zmieniało ta faktu, że na razie zaklęcie nic mu nie dało, widocznie zbiry uszły szkieletowej pogoni, albo umierali w jakiejś większej odległości.

Przynajmniej agonia i osłabienie zadziały jak trzeba, oprócz zamierzonych efektów wywołały zamieszanie wśród obrońców. Ci zaczęli wymachiwać rękoma jakby chcieli się opędzić od zaklęć jakby od jakiegoś dymu. Po czym skupili się wokół jednego z nich, po chwili „duch lisza” poczuł jak jego zaklęcia się „rozpływają”. Widocznie jeden z bandytów znał jakieś gusła albo miał przedmiot rozpraszający działanie zaklęć. Szło mu raczej opornie, ale niepotrzymany mógł zniwelować skutki działania magii lisza.

XelacientXelacientMatheo, Turtle i Nitj’sefni przystępują do kontrataku



Kościane monstrum może było osłabione, a jego percepcja była ograniczona, prosty zwód wystarczył by Shadal go wyminął i podciąć go uderzeniem młota. Masa kości pod wpływem własnej masy runęła do przodu, stwór zdążył jeszcze gniewnie zaskrzeczeć przy kolejnym ciose młota, ale następne uderzenie uciszyło go na dobre.

Darion chciał w krótkim czasie rzucić sporo zaklęć, ale już od pierwszego szło coś nie tak. Żniwa Dusz szybko zaniechał, bo ktoś właśnie użył jego silniejszej wersji, z którą nekromanta nie miał czasu się siłować, bo musiał się bronić przed szkieletami, na szczęście te już były osłabione przez ogień, że najprostsze dmuchnięcie by je powaliło, Bez Litości dla Słabych było
wystarczające. Rytuałem Nekromantycznej Odnowy też sobie odpuścił, bo kościane monstrum własnie zostało zlikwidowane. W końcu rzucił Bez Litości dla Grzesznych, jednak i tu płonące kości okazały się zbyt cherlawe, osłabiające działanie zaklęcia sprawiło, ze pierwszy płonący szkielet, którego próbował przejąć zwyczajnie zapadł się pod swoim ciężarem. Nie ugrał zbyt wiele, ale przynajmniej nie odniósł obrażeń i miał dość mocy, by rzucić jeszcze ze dwa zaklęcia.

Cuervo nie przejął się przeciwnikiem, niestety ten choć zgodnie z jego przewidywaniami był cherlawy to za to był bardzo szybki. Oszustowi nie było dane w spokoju znalezienie gałęzi. Szkielet go dogonił i chciał mu wskoczyć na plecy, ale błyskawiczny unik ocalił człowieka, niezrażony tym płonący upiór wyprowadzał kolejne ataki, mimo kolejnych uników w końcu czepił się ramienia nożownika. Ból był niczym przy uchwycie rozżarzonych szczypiec. Jednak gdy Cuervo szarpnął się z bólu to… urwał całą rękę szkieletowi. Koścista dłoń wtedy sama odpadła. Upiór gniewnie zazgrzytał po tej stracie, ale oszust zyskał chwilę, by złapać najbliższy patyk i przywalić nim w upiora, ten był już tak nadpalony, że rozpadł się po jednym ciosie. Ramię wciąż piekło, ale zachował w nim sprawność.


Po uporaniu się ze szkieletami ludzie zyskali chwilę oddechu, atakująca ich banda rozbiegła się w panice, a szkielety pobiegły za nimi, toteż zostali sami na placu boju.

Wtedy Drekar zszedł do nich ze wzgórza klaszcząc dłońmi w uznaniu.

- Gratuluje, udało wam się odeprzeć pierwszy atak! Wiedzcie, że mamy potężnego sojusznika w walce! Zasiał strach i zamęt w umysłach naszych wrogów przez co uciekli, a teraz osłabił tych co zostali przy wozach, musimy uderzyć zanim zaklęcia naszego sojusznika stracą moc, jednak najpierw pozwólcie, że sam nas wzmocnię! – dodał wykonując parę gestów dłonią, pozornie nic się stało. Jednak dla Shadala, Cuervo i Dariona wszystko dookoła zaczęła zwalniać.

- Rzuciłem nas wszystkich przyspieszenie – pośpiesznie wyjaśnił łysawy księgarz – teraz dla nas czas płynie wolniej, jeśli teraz uderzymy na bandytów to przy naszej szybkości nie będą mieli czasu na reakcję! Za mną! – zakrzyknął rozpoczynając szarżę na oświetlone pochodniami wozy.

Xelacient PW
10 lutego 2017, 02:49
- Dobra Bart, jak już tu jesteś to najpierw mi wyszoruj plecy - odparła Belbruga ustawiając się między towarzyszami, przez chwilę oddawała się zabiegom brodacza wysłuchując słów towarzyszki, po czym lekko się uśmiechnęła:

- Masz rację, ale bałam się, że z Bartem w balii nie będziesz się w stanie skupić... ale do rzeczy... łza jest w bezpiecznym miejscu. I tego się trzymajmy, ale dlaczego ją ukryliśmy? – zastanawiała się na głos – cóż… zostaliśmy napadnięci, prawda? I musieliśmy ją jakoś ukryć… tylko gdzie? Hmmyyy… zaraz, Ci wyznawcy Ylatha mówili, że chcą jej użyć do jakiegoś rytuału, prawda? Miał być w tym… no.. Falais, ale się nie odbył… toteż obecnie powinna być w ich świątyni, co nie? Cóż… chyba nie zostaje nam nic innego jak powiedzieć, że skrzynię runiczną oddaliśmy wyznawcom smoka powietrza, by zmylić rzekomych bandytów, a sami się ukryliśmy w ambasadzie. Prefekt nie będzie zadowolony, ale zamiast nas wieszać to raczej popędzi do tej świątynii ją odzyskać. Później będziemy udawać, zdziwienie, że przecież nie mieli prawa otworzyć skrzyni… jak dobrze pójdzie to Farkas odzyska łzę, a my jakoś wyłgamy się od kary.

Po tym wstępnie i ewentualnych uwagach towarzyszy, rozpoczęła wymyślanie wersji wydarzeń dla Farkasa, której następnie nauczyła towarzyszy.

Gdy po wszystkich przygotowaniach zasiedli przed prefektem Belbruga zaczęła spokojnie, niezrażona zachowaniem Brimstone’a.

- Wasza Prefektowa Mość, po drodze spotkały nas nieprzewidziane problemy, ale udało nam się schować łzę w bezpiecznym miejscu. Z przykrością musze stwierdzić, że ktoś w otoczeniu waszmosci musi być zdrajcą. Nikt nie miał prawa znać zawartości runicznej skrzyni, łącznie z nami. Już w drodze do miasta na nas napadnięto! Na szczęście dzięki miejscowym wyznawcom Ylatha odparliśmy ten atak. Jednakże był to tylko początek naszych kłopotów, albowiem już przy wjeździe do miasta spotkaliśmy oszusta, który podawał się za waszego posłańca! To od niego się dowiedzieliśmy, że wieziemy łzę. Wydał nam się podejrzany toteż go przegoniliśmy. Zgodnie z instrukcjami mieliśmy zatrzymać się w mieście i dopiero wtedy ktoś miał się z nami skontaktować w celu odebrania przesyłki. Chcieliśmy zatrzymać się w najbliższym zajeździe, ale gdy mijaliśmy jakiś zaułek to wypadli z niego bandyci! Zdołaliśmy uciec swoim powozem, ale gdy ten się wykoleił to tylko złapaliśmy skrzynię i z nią uciekliśmy. Ukryliśmy ją, a my sami znaleźliśmy azyl w ambasadzie. – krasnoludka mówiła wartko i wyraźnie starając się nie zanudzić prefekta. Po pauzie, wskazała głową na asystenta – Mogę teraz teraz podać szczegóły? – zapytała niepewnie. Miał to być trik potwierdzający przekonanie krasnoludki, że w otoczeniu Farkasa był zdrajca.

Gdy prefekt potwierdził jego zaufanie (lub go wyprosił) kontynuowała.

- Skrzynia w której znajduje się łza jest ukryta w światynii Ylatha – powiedziała wprost - dzięki wyznawcom Ylatha obroniliśmy się się przed pierwszym napadem. Toteż po drugim zdecydowaliśmy się im zaufać. Skrzynię przekazaliśmy krasnoludowi, któremu na imię jest Wiaczesław. Miał ją zanieść do świątyni Ylatha, gdzie znalazłaby się pod ochroną żercy Kurska. Wasza prefektowska mość może w każdej chwili ją stamtąd odebrać. Może to było ryzykowne, ale przecież nikt obcy nie będzie w stanie otworzyć tej runicznej skrzyni, prawda?- dodała niepewnie krasnoludka na koniec. Teraz pozostało mieć nadzieję, że wypadła na tyle przekonująco, że prefekt w pierwszej kolejności zajmie się odzyskaniem łzy, a nie ich skazywaniem.

Belegor PW
15 lutego 2017, 14:15
Abarai wzruszył ramionami - co mógł innego zrobić. Nie był magiem, ani czempionem Shalassy by nagle zmienić się w smoka, ani też jakimś potężnym wojownikiem. Jedyne co mógł to odwrócić uwagę i oddać pole profesjonaliście. Tak też uczyynił:
- Przepraszam arcyżerco, ale o co chcesz prosić Ashę, bo ją chcesz przyzwać nie? Tak słyszałem i...nie lepiej prosić Ylatha o to by nas obdarzył mocą powietrza? Nie będzie lepiej jak sami zdobędziemy ziemię dla Wielkiej Ylathii? Ponoć cena za pomoc smoków jest ogromna.

To wystarczyło by przyciągnąć uwagę ludzi i gdy miał już zostać zabrany z Kruchty, obok kapłana pojawił się Shalwend, czy raczej Mukao w "przebraniu". Abarai już poczuł smak zwycięstwa, gdy nagle z Łza przybrałą mroczną barwę, a z niej wydobyła się mgła, która przybrała postać smoka. Mukao zatkało, bowiem stanął w miejscu zaskoczony niespodziewanym Smoczym Objawieniem. Reszta oddała cześć bijąc się w czoło o podłoże lub o tyłki osób klęczących przed nimi. Tylko Abarai oglądał się wokół nie wiedząc o co chodzi, potem jednak załapał, że Arcyżercy się udało przyzwać samą Ashę. Potwierdziło się, gdy ona sama się odezwała. Abarai wkroczył do akcji:
- JAM MAM ŻYCZENIE!
Kiedy Asha skierowała ku niemu Abarai się zmieszał i szybko, za to nisko się skłonił i dodał:
- Wpierw pragnę przeprosić Cię w imieniu tu zebranych, bowiem nie mieliśmy prawa Cię budzić ze snu. Przy okazji, mam nadzieję że nie gniewasz się za te słabe żarty które musiałem opowiadać Diavolowi, na prawdę tak wcale nie myślę. Szanuje wszystkie Twoje Smocze Dzieci, a Ciebie szczególnie.
Abarai westchnął i przybrał poważniejszy ton:
- Przede wszystkim prosze wybaczyć, tym którzy Cię wezwali. Ta Łza powinna trafić w ręce tego który wygrać miał turniej w Listmoor, zgodnie z zasadami i honorem. Mam nadzieję, że nie straci swej mocy po Twoim wezwaniu. Wiele osób pragnie byś spełniła ich życzenie. Wyczuwam jednak, że nie bez powodu Smoki nie interweniują już bezpośrednio w nasze życie. Cena ich wsparcia byłaby zbyt ogromna. Mogłaby się rozpętać nowa Wojna między Twymi dziećmi, a tego chyba najbardziej pragniesz uniknąć. Mógłbym posić Cię o zamknięcie na zawsze Sheoghu, ale paradoksalnie gdyby nie demony, Ashanici nigdy by nie potrafili się zjednoczyć w jednej sprawie i wciąż toczyliby wojny między sobą. Wyznawcy Ylatha chcą stworzyć za Twoją pomocą wielki kraj, ale to co jest łatwe do zdobycia nigdy nie jest docenione. Bez bohaterów nie ma dumy, bez wywalczonego zwycięstwa, bez ofiar nie ma dziedzictwa. Ich dzieci nie doceniłyby osiągnięcia stworzenia Ylathii, gdyby było tylko Twoją zasługą. Każdy by potem zaczął Cię budzić z życzeniem własnego kraju. Mój mistrz pragnie dać Łzę Ashy swojemu wybrańcowi. Nie wiem po co i kim jest ta osoba, ale przyrzekłem mu pomóc, więc tą Łzę i tak zdobędziemy. Pragnę jednak to zrobić w uczciwy i honorowy sposób. Sam też nie jestem bez skazy....niczego innego bardziej nie pragnę jak wskrzesić swoją rodzinę, ród, który zginął oskarżony o zamach, który nie popełnił. Pragnę sprawiedliwości! Zwłaszcza jeśli historia mojego Mistrza o nagach cesarskich jest prawdą, w co szczerze wątpię. Lecz jednak...nie chcę byś spełniła moich pragnień. Jestem świadom, że w całej swej mądrości i litości obdarzyłaś już moich krewnych nowym życiem. Nie mogę im teraz tego odebrać. I tak by już nie pamiętali tego co ich spotkało, oraz mnie.... Sam muszę odbudować swój ród. Dlatego przeżyłem. Sam też muszę wymierzyć sprawiedliwość Tokudawie i Cesarzowej. Nie po to zachowałaś neutralność w sprawach śmiertelników by teraz Cię zmuszać do interwencji i przyjęcia jednej ze stron.
Abarai westchnął, po czym dodał:
- Moim życzeniem jest zabranie mnie, mego mistrza i tą Łzę w Ashy do miejsca, gdzie przebywa matka mego dziecka, a pozostałym wymazanie pamięci o tym co tu zaszło. Wiem, że to brzmi jak podwójne życzenie, ale jestem gotów Ci służyć za to przez resztę mego życia, lub być winny Ci przysługę. Proszę wysłuchaj mnie o Matko Wszelkiego Stworzenia w Ashan.
Naga skłoniła głowę przed Ashą, czekając na jej odpowiedź.

Garett PW
15 lutego 2017, 14:53
Regen miał złe przeczucie, że będzie musiał już niedługo oglądać śmierć krasnoludów. Prefekt za nic nie puści płazem upokorzenia jakie przyszłoby mu zaznać gdyby okazało się, iż główna nagroda w turnieju została skradziona. Małą pociechę miał w tym, że będzie mógł się poskarżyć Farkasowi na Sardyna, który ośmielił się wejść na teren JEGO Ambasady, rozkazywać MU i wymagać od NIEGO wyjaśnień. Co to to nie, ten kundel odpowie za swoją impertynencję!

...

Kiedy Belbruga skończyła swoją opowieść (swoją drogą, całkiem przekonującą), to Regen zabrał głos aby nieco wspomóc krasnoludy swoim darem przekonywania. I przy okazji przekierować ewentualny gniew Farkasa na Sardyna.
-Ze swojej strony mogę dodać tylko, iż krasnoludy zostały przyjęte w Ambasadzie jako przyjaciele Księcia Niedźwiedzia i jako tacy byli traktowani. Ręczę również za ich dyskrecję, bo o tym, iż przewozili Łzę Ashy dowiedziałem się dopiero teraz. Co prawda informacja o tym kto wiezie przesyłkę jakoś dotarła do bandytów, ale na szczęście znajduje się ona teraz w Świątyni Ylatha, a wyznawcy Smoka Powietrza na pewno nie będą próbowali otwierać cudzej skrzyni runicznej, która została powierzona ich opiece... Prawda Sardyn? - Regen uśmiechnął się złośliwie do Turboylathianina.

Felag PW
15 lutego 2017, 16:59
Garkh-Morphon został sam. Drekar poszedł po swoich towarzyszy, a nekromanta musiał samemu zastanowić się, co zrobić z tą bandę orków. Jego zaklęcia niby zadziałały... ale jednak któryś z nich znał się odrobinę na czarach i próbował zniwelować efekty jego zaklęć. Garkh zaczął układać w myślach plan. Dość szybko doszedł do oczywistego wniosku - trzeba go powstrzymać i obezwładnić. Morphon postanowił na początek posłużyć się Szepczącymi Cieniami, w celu zlokalizowania celu. Rozpuścił powoli od siebie cienkie nici stworzone z mocy magicznej, powiązane z jego wolą. Miały sięgnąć do obozowiska orków, aby móc wyłapać strzępki myśli opryszków. Następnie, jeśli udało mu się zlokalizować cel, wypuścił w jego stronę, za pomocą stworzonych wcześniej nici, sporą dawkę energii. Miała ona zadziałać na niego usypiająco. [Sen]

Nitj'sefni PW
15 lutego 2017, 21:49
Szkielet rzucił się wprzód. Shadal zszedł piruetem z linii ciosu i po znalezieniu się za plecami potwora, wykorzystał pęd do zadania ukośnego ciosu w kolano. Wybite z równowagi monstrum runęło na ziemię. Po dwóch następnych ciosach szkielet nie wykazywał już żadnych funkcji "życiowych".
Shadal odwrócił się i zobaczył,że reszta też sobie radzi. Lepiej lub gorzej...

Po rozprawieniu się z wrogiem wszelkiej maści Shadal odpoczywał razem z resztą drużyny marzeń. Wtedy nieoczekiwanie pojawił się Drekar, wygłosił jakiś idiotyczny monolog i pomachał rękami.
Mężczyzna dostrzegł coś dziwnego. Czas jakby zwolnił.
- Czy to możliwe, żeby ten mag potrafił spowolnić czas na całym świecie?
Po chwili jednak doszło do niego, że to nie czas zwolnił, ale jego percepcja przyśpieszyła.
Bardzo ciekawe zaklęcie. Muszę zapytać Drekara, czy mnie go nauczy.
- Za mną! - krzyknął Drekar i pobiegł w stronę armii orków.
No cóż... - pomyślał Shadal i rzucił się w pogoń razem z tajemniczym czarodziejem.

Nicolai PW
25 lutego 2017, 15:09
Felag i Nitj’sefni w krajobrazie pobitewnym

Sondowanie myśli spanikowanych orków było niczym wsłuchiwanie się w brzęczący rój owadów, jednakże lisz z tego całego harmideru wychwycił coś co brzmiało jak słowa zaklęcia. Szybko okazało się, że jeden z bandytów miał jakieś świecidełko, które pochłaniało energię z jego zaklęć, a on nieudolnie próbował wzbudzić je do działania. Oczywiście skoncentrowany atak zaklęciem zadziałał na niego, choć efekt był… połowiczny. Zasypiający guślarz był od razu budzony przez “towarzyszy” łupnięciem w łeb, co prawda guślarz w końcu padł zmożony siłą zaklęcia (tudzież ilością uderzeń w głowę), ale wtedy między bandytów wbiegły dwie sylwetki, które błyskawicznie ich przegoniły.

Shadal ruszył bez wahania za szarżującym Drekarem, momentalnie zostawiając za sobą ogarniętych wahaniem się Cuervo i Dartaniona. Co prawda gdy dobiegli do wozów to przez głowę przemknęło mu, że atakowanie we dwójkę zbrojnej bandy nie jest najlepszym pomysłem, ale pewność siebie Drekara udzieliła się i jemu. Do tego oprychy i męty zamiast zajmować obronne pozycje na pojazdach to stali zbitą kupą wokół jednego z nich, przez co nawet nie mieli szansa zauważyć jak nadchodzą. Księgarz wgramolił się na jeden z wozów, złapał dwie pochodnie zawieszone na burcie wozu, po czym z szaleńczym śmiechem zeskoczył i zaczął tak zaimprowizowaną bronią obijać bandytów. Shadal, dzięki wolno płynącemu (dla niego) czasowi mógł przyjrzeć się orkom i zauważyć, że zostali potraktowani jakimiś bardzo nieprzyjemnymi zaklęciami, prawdopodobnie z dziedziny magii ciemności. W efekcie bandyci nie dość, że poruszali się wyjątkowo wolno to jeszcze byli żałośnie słabi. I tak o ile wywijanie pochodniami Drekara “tylko” wywołało panikę między ich wrogami, to parę młyńców młotem Shadala porozrzucało ich na wszystkie strony. Ostatecznie zdemoralizowana banda w trwodze rzuciła się do ucieczki, pozostawiając dwójkę połamanych towarzyszy i jakiegoś obdartego ludzkiego czarodzieja na pastwę losu.

Zaskakująco prosta bitwa została wygrana. Co prawda oprychy w głównej mierze zostały jedynie przegonione, ale raczej nie zanosiło się na to, by przegrupowywali się do kontrataku. Ich przeciwnik okazał się być o wiele mniej imponujący niż się na początku wydawało, podobnie jak właśnie zdobyty “obóz”. Dwa wózki i jeden powóz z osamotnionym mułem przy nim. Wszystkie wypełnione były jedynie jakimiś szmatami oraz pustymi naczyniami po oliwie. Dopiero bliższe przyjrzenie się tropom na trakcie pozwoliło ustalić, że dwa powozy i kilkunastu konnych musiało odłączyć się jakiś czas temu.

Shadal w końcu zaczął czuć jak efekty działania zaklęcia zaczynają mijać, jęki bandytów nie były już rozciągnięte w czasie, zaś płomienie na dogasających pochodniach zaczynały “tańczyć” w “normalnym” tempie. Sam Drekar w końcu odrzucił połamane pochodnie, otrzepał ręce, po czym bezceremonialnie usiadł na obdartym czarodzieju i… zaczął go budzić?

Garhk-Morpgon widząc, że “bitwa” została wygrana, poczuł, że nie zostało mu nic innego jak “przenieść się” do zdobytego obozowiska. Na miejscu zastał Drekara, który dobudzał uśpionego przez niego guślarza. Tym samym, który jeszcze przed chwilą psuł zaklęcia lisza. Okazał się nim być jakiś obdarty ludzki czarodziej, na gust Garkha miał w sobie coś z “wiecznych studentów” ze Srebrnych Miast. W jego pobliżu leżało jeszcze dwóch jęczących orków, zaś nad nimi stał jakiś tępo wyglądający osiłek z młotem. To był ten jego cały jego pomocnik?!

- A witam z powrotem Panie Garhk-Morphon! - odezwał się księgarz na “widok” ducha uniósł przy tym rękę w geście powitania - serdecznie dziękuje za pomoc! Bez pańskiej pomocy na pewno nie byłoby tak łatwo!

Dla Shadala jego “mentor z przypadku” zaczął nagle gadać w stronę powietrza, jednak po chwili skupienia, poczuł, że coś się zmieniło. Jakby “coś” silnego nagle pojawiło się w obrębie zdobytych przez nich wozów.

- Nie zmienia to faktu, że naszą korzyść głównie zadziało to, że dowódca tej całej bandy ze swoją świtą prawdopodobnie już dawno się oddalili… tak przynajmniej wygląda to po tropach. Nie raz i nie dwa się zdarzyło, że liczna armia, przez słabe wyszkolenie i brak dobrego dowództwa została rozgromiona przez mały oddział - ciągnął Drekar siedząc na budzącym się obszarpańcu - no ale dość dygresji, ty mi pomogłeś, to teraz ja pomogę tobie, chciałeś zrobić sondowanie magii, prawda? - zapytał na koniec Garkha.

Obszarpany czarodziej pod księgarzem w końcu się przebudził.

-Co-co się stało? - wykrztusił z trudem.

Felag PW
26 lutego 2017, 13:08
Garkh-Morphon podszedł do pobojowiska. Najpierw spojrzał na faceta z młotem.
A więc to jest ten twój uczeń, Drekarze? Tak nisko upadłeś? Gdybym nie potrzebował waszej pomocy, już byłby martwy. - pomyślał nekromanta.
Po chwili obejrzał obszarpanego czarodzieja. A więc to on próbował zaszkodzić jego zaklęciom? Jakiś marny student z Srebrnych Miast? Widać, że nie był obeznany z mocą Ashy. Być może jednak, posiada większe zdolności czytania mocy magicznej.
- Dobra, słuchaj uważnie bo nie zamierzam tego powtarzać. - krzyknął na niego Morphon. - Ktoś tutaj poważnie zasmucił Sylannę. Jeśli twoje nędzne życie Ci miłe, przeprowadź sondowanie magiczne i wykryj, kto jest tego sprawcą i co zrobić, żeby to naprawić.

Nitj'sefni PW
26 lutego 2017, 20:40
Szaleńcze podrygi Drekara i profesjonalna technika walki młotem bojowym w wykonaniu Shadala odniosły zamierzony skutek. Bitwa wyglądała na wygraną. Drekar najpierw zaczął budzić jednego z pokonanych, a potem zagadał do powietrza.
- Gdyby ten wariat nie był mi tak bardzo potrzebny, już dawno by mnie tu nie było. - pomyślał Shadal. Zaraz jednak wzdrygnął się czując dziwne zawirowania w powietrzu.
Tam naprawdę coś jest...
Nieoczekiwanie mężczyzna szturchany przez Drekara przebudził się. Wyglądał nawet sympatycznie.
Shadala jednak w ogóle to nie interesowało. Nie mógł się doczekać, kiedy w końcu znajdzie się z Drekarem sam na sam.

Nicolai PW
11 marca 2017, 14:38
XelacientXelacientSzybkie kursy magiczne pod patronatem Garkh-Morphona



Garkh-Morphon chciał być słyszany, zaś jego moc wciąż była wielka, toteż jego słowa dotarły wprost do umysłu studenta, niestety jego obecny stan sprawił, że ledwo był zdolny do prowadzenia normalnej rozmowy,o kontakcie z duchami nie wspominając. Jednakże już wyłuszczeniem jego zadania zajął się Drekar. Ten widząc, że został zignorowany na rzecz na półprzytomnego studenciaka uśmiechnął się pokrętnie, ale usłużnie zszedł z jeńca a nawet pomógł mu wstać.

-Ja-ja powiem wszystko - zaczął łamiącym się głosem trzymając się za obolałą głowę - wszystko co chcecie! O naszej bandzie, o tej wiosce, powiem w którym kierunku odjechał nasz herszt!
- Ale my nie chcemy byś nam o tym gadał, my chcemy abyś nam użyczył swoich zdolności magicznych - przerwał mu księgarz - masz zrobić sondowanie magicznego, słyszałeś o tym?
- A tak, kiedyś się czegoś takiego uczyłem… wykrywanie złóż smoczej krwi i takie tam…
- Tu chodzi raczej o wykrywanie miejsc koncentracji magii - poprawił go księgarz, po czym w zastanowieniu podrapał się po brodzie.
- Dobra to może spróbujemy inaczej… czy waszej bandzie byli jacyś inni magowie?
- Było takich dwóch, ale nie spodobali się hersztowi, jednego kazał stłuc, a drugi uciekł do lasu…
- Do lasu powiadasz? - zapytał Drekar z zainteresowaniem - złapaliście go?
- No właśnie nie… gnoll co poszedł go ścigać z dwoma ogarami już nie wrócił, to w końcu ruszyliśmy.
- Słyszałeś Garkh-Morphonie? - rzucił księgarz zwracając do lisza - Zbiegły mag? Las? Sylanna? To nawet zaczyna układać się w spójną całość
- Z kim rozmawiasz?
- Z pewnym bardzo złym duchem, który zamieni Ciebie w ghula jeśli nie zaprowadzisz go do miejsca z którego uciekł ten cały mag, jeśli Ci życie miłe to lepiej już idź.

Guślarz-partacz zrobił zbolałą minę, spojrzał w stronę lisza, i nagle zadrżał jakby przeszedł go dreszcz. Chyba jakiś minimalny talent magiczny miał skoro wyczuł jego obecność. Nie mając wyboru opuścił obozowisko idąc we wspomnianym przez siebie kierunku.

- Do zobaczenia innym razem, oby w bardziej pomyślnych okolicznościach! - odparł mu księgarz na odchodne.

Wędrówka ducha za guślarzem trwała dłuższy czas, ten szybko otrząsnął sie z zamroczenia, ale musieli omijać płonącą wioskę. Jednak im bliżej celu byli tym bardziej guślarz zdawał się nieprzydatny. Garkh-Morphon po prostu sam zaczynał odczuwać jakąś dziwną anomalię w przestrzenii. W pewnym momencie to on zaczął bardziej prowadzić guślarza, niż on jego. W końcu dotarli do wspomnianego lasu, po krótkiej wędrówce dotarli do miejsca katastrofy magicznej. Dla oczu śmiertelnika wyglądał jak polana z lejem pośrodku w którym unosiła się błyszczą mgiełka. Jednak lisz widział coś więcej, w miejscu tym najpierw zaburzono przepływ magiczny, a następnie pobrano z niego wielką ilość energii. Już wiedział dlaczego wyczuwał to miejsce z daleka. Była to “dziura” która ciągnęła energię z wokół siebie. Zjawisko to można byłoby porównać z wodą spływającą do zagłębienia w terenie. Jednakże lisz po chwili poczuł kolejny nieprzyjemny efekt, energia zaczęła z niego wyciekać! Na szczęście wiedział co się działo. “Osmoza magiczna”, magia płynęła z miejsca gdzie jest jej dużo do miejsca gdzie jest jej mało. W nim było “wysokie stężenie”, a w tym miejscu było “niskie stężenie” mocy magicznej. Mógł się temu przeciwstawić, ale lepiej było nie przeciągać swojego pobytu tutaj.

- Ej, duchu… też widzisz tego gnolla? - rozmyślania przerwał mu guślarz. Rzeczywiście, po drugiej stronie polany klęczał gnoll i… się modlił? - coś z nim robimy?

XelacientXelacientKółko dyskusyjne Shadala


Kiedy guślarz wraz duchem opuścili zdobyty obóz Drekar pożegnał ich w ciepłych słowach, po czym dla odmiany usiadł na dyszlu wozu.

- No dobra, od dłuższej chwili cały czas ciągnę ciebie za łeb, teraz w końcu mamy spokojniejszą chwilę to najwyższa pora, bym przekazał Ci parę słów wyjaśnień. Co się z Tobą stało to już Ci mówiłem, może pora bym Ci powiedział coś więcej o moich celach i dlaczego Ci pomogłem? Cóż… nie da się ukryć jestem nihilomantą. Jednak w przeciwieństwie do większości użytkowników pustki nie dążę do większej potęgi… wykorzystuje pustkę do tego do czego jest predestynowana! Do wymazywania i oczyszczania. Dzięki pustce zyskałem moc odpuszczania grzechów! - dodał z emfazą - grzech po wymazaniu z pamięci wszystkich zostaje odpuszczony, czyż nie? Dzięki temu mogę przywracać dusze demonów pod władze Ashy. Przechylając szalę zwycięstwa na jej stronę w odwiecznej wojnie z jej bratem! Przybyłem w te okolice, bo przeczucie mówiło mi, że jest tutaj zwiększona demoniczna aktywność. Nie pomyliłem się, przy okazji natknąłem się na Ciebie… i przyznam szczerze, że odratowałem Ciebie z nadzieją, że wspomożesz mnie w oczyszczaniu tego miasta z demonicznej zarazy, co ty na to? - zapytał na koniec.

Nitj'sefni PW
11 marca 2017, 17:27
Shadalowi ciężko było uwierzyć w możliwość oczyszczenia duszy demona. Z drugiej strony w końcu trafiła mu się okazja, do odzyskania mocy.
- Bardzo chętnie. Zawsze byłem wiernym sługą Ashy... chyba. Właściwie nie pamiętam, ale jeżeli w Listmoor są jakieś demony, to zdecydowanie trzeba je wyplenić. Jednakże wydaje mi się, że w obecnym stanie nie nadaję się do tego zbyt dobrze. Co innego gdybym odzyskał dawną moc magiczną. Mógłbyś coś na to poradzić?

Felag PW
13 marca 2017, 20:53
Okolica z pewnością mocno emanowała magią. Było jej tu podejrzanie dużo. Musiało się tu stać coś dużego i niebezpiecznego, co naruszyło naturalną równowagę magiczną i zdenerwowało Sylannę.
- Musiało się tu stać coś dużego i niebezpiecznego, co naruszyło naturalną równowagę magiczną i zdenerwowało Sylannę. - powiedział do maga.
Garkh podszedł do gnolla i mocno nim potrząsnął.
- Co się tu stało? Skąd taka dziura w delikatnej magicznej strukturze rzeczywistości?
Wtedy Morphon wpadł na pewien pomysł. Skoro miał w sobie dużo many, a tam akurat jej brakowało, może udało by się zatamować dziurę za pomocą swojej many. Postanowił przekazać jej resztę w miejsce wsysającej ją dziury.

Nicolai PW
28 marca 2017, 12:17
NicolaiNicolaiBelek połknął haczyk… razem z wędką :)


- Stracić moc? Po czymś takim? - Smocze Widziadło spytało zdziwione sugestią Ronina. - A co ja? Elrath, by się rozładowywać z byle powodu? Zaprawdę, zaprawdę powiadam Wam, nawet moje Łzy mają dłuższy termin przydatności niż on… to wszystko przez jego ego, jest delikatne jak u nastolatki.
- Amen! - Sala odpowiedziała chórem.
- Tak? Szybko zapomniałaś o akcji z Sandro i Matką Namtaru... - Shalwend ni stąd, ni zowąd wypalił z uwagą jakże nie na miejscu. Kiedy tylko zrozumiał co za słowa uszły z jego ust speszył się i padł na ziemię błagając o wybaczenie. - Przepraszam, nie powinienem… ja… ja… ja… ja nie chciałem tego powiedzieć. Zaraz… to Ty sprawiłaś, że język wyartykułował moje myśli wbrew mej woli?
- Tak Mukao, potwierdzam... - Asha zaczęła się donośnie śmiać z reakcji Nagi, który pod warstwą iluzji spalił się ze wstydu. - Zresztą… nie gadajmy o tej abominacji, ja nie wiem… koszmary zesłane na mnie przez Urgasha, które Nekromanci wygrzebali ze śmietnika historii i nagle wszyscy uznali ją za mojego awatara, a co niektórzy to nawet zaczęli czcić, czysta głupota… a myślałam, że akcji z tym jak wszyscy zrozumieli proroctwo Sar-Shazzara nie da się przebić.

Zachowanie Smoczycy dziwiło Ronina, nie spodziewał się tego, że będzie taka bezpośrednia. Uczeni określali ją jako stonowaną i poważną, acz skąd oni mogli wiedzieć jaka Asha jest naprawdę? To co pisali o Smokach pochodziło z drugiej, jak nie trzeciej ręki, więc trzeba było brać ich zapiski z dużą rezerwą. Ciekawe czy inne Bóstwa też różniły się od swoich wyidealizowanych wyobrażeń.

- Co do Ciebie śmiertelniku to nie mam żalu, wręcz przeciwnie… zawsze docenię dobry żart, zresztą… my Smoki też z Was się śmiejemy, więc chyba jesteśmy kwita? Przykładowo taki żart, na czasie nawet… czemu w Listmoor wyginęły łabędzie? Nagi szybciej podpływały do chleba. - Cały chram wybuchł donośnym śmiechem. Ciężko było stwierdzić czy dlatego, że tak lubi żarty o gadzich, czy dlatego, że z boskich kawałów wypada się śmiać. A może jedno i drugie? - Co do Twojego słowotoku to tak... - Zjawa zrobiła poważną minę. - Czemu Smoki nie ingerują w życie Ashanti? Cóż… tutaj sprawa jest dużo bardziej zawiła niż Ci się wydaje… mogłyby bardziej bezpośrednio wspierać śmiertelników, ale każda akcja wywołuje reakcję. Wyobraź sobie, że każdy Smok stoi naprzeciwko lustra w którym widzi swoje odwrócone odbicie, czyli jak kto woli, przeciwległą domenę. Dla mnie jest to Urgash, dla Elratha Malassa i tak dalej… w każdym razie, czynność po jednej stronie musi zostać odbita po drugiej. Tego wymaga Równowaga, prawidło świata starsze niż Smoki i tak potężna, że nawet one nie mogą go przezwyciężyć. Dlatego kiedy Urgash został uwięziony, ja musiałam pogrążyć się w śnie, dlatego kiedy jedno Bóstwo opuściło materialny świat, musiały uczynić to wszystkie.
- O czym ona mówi? - Żerca Zawisz spytał skonfundowany swego zwierzchnika.
- Nie mam zielonego pojęcia, nic nie rozumiem z tego... - Odpowiedział mu Arcyżerca Kursk.
- Oczywiście, czasem zdarzają się nasze interwencje, ale zawsze decydowaliśmy się na nie kiedy sytuacja była krytyczna i wszystkie inne środki zawiodły. Przemiana Kaliego czy wzmocnienie Freydy to jedno z naprawdę nielicznych przypadków...
- A Sar-Elam? - Asha znowu zadała pytanie ustami Mukao.
- Dziękuję za pytanie… - Smok odpowiedział ironicznym tonem. - On nie jest przykładem mojej ingerencji, wszak to on sam do mnie dotarł, nie ja do niego. Zresztą droga wcale nie jest taka wyboista jaka może się wydawać, nie on pierwszy i nie on ostatni na nią zszedł, ale tylko on zdecydował się dojść do końca.
- Ale czemu? Czyżby cena była zbyt duża? - Język Mukao po raz kolejny został użyty.
- Trafne pytanie… i w sumie Twoje podejrzenia są słuszne. Droga nie polega na przyjęciu wiedzy przekraczającej śmiertelne pojęcie, ale jej zasymilowaniu, staniu się częścią niej i nagięciu jej do swej woli. - Na twarzach żerców pojawiła się mina wyrażająca skonfundowanie. - Jak wiedzący może stać się wiedzą? Jak księga może zmienić się pod wpływem czytelnika? Doskonale rozumiem Wasze rozterki, oni też je rozumieli i wiedzieli, że ich nie przezwyciężą… dlatego zawrócili, bo ta wiedza zniszczyłaby ich umysły i dusze, które nie byłyby na to gotowe, dlatego zawracali. W czasach Shantiri byli zwani “mnemoli”, ale zdaje się, że teraz znajomość tego terminu zanikła… acz, chyba nie całkiem. Jednak dojście do końca nie oznaczało powodzenia, jeszcze było trzeba przyjąć najwyższą cenę przebóstwienia. Sar-Elam był na to gotów, ale nie pierwszy, który do mnie dotarł, jego ojciec Sar-...
- Spytaj o co chodzi… - Jakiś nieśmiały rodzimowierca odezwał się do Shalwenda, który cały ten czas klęczał speszony.
- Nie jesteście nic uważni. Co mówiłam o Zwierciadle i Równowadze? Sar-Elam nie miał swej przeciwwagi, nie miał kto go uzupełniać, dlatego jego apoteoza nie mogła być trwała. Wiedząc o tym poświęcił swoje istnienie dla nas wszystkich... - Rodzimowiercy złapali się za głowy, to była zbyt duża dawna wiedzy dla nich. Asha zauważyła to. - Widzę, że starczy na dzisiaj, a co do Ciebie, śmiertelniku… Nagi mają tak strasznie niepragmatyczne podejście. Naprawdę uważasz, że w życie kręci się wokół honoru i dumy? Może i nie napisanoby pieśni o bohaterskich czynach rodzimowierców, ale przynajmniej ich dzieci i wnuki miałyby własne państwo, w ramach którego mogłyby się samostanowić.
- O, to akurat rozumiem… o to, to… Przedwieczna Asho. - Kursk wyskoczył z uwagą, która dla Ronina mogłaby być odebrana jako zbytnie spouchwalania.
- Jednak nie mogę spełnić tego życzenia… to byłaby zbytnia ingerencja w sprawy śmiertelników i kosztowałoby to mnie zbyt wiele sił, które muszę oszczędzić na to co ma się stać. Co Twoich pragnień… Twoi krewni są teraz na Łonie Shalassy, obserwują stamtąd Twoje poczynania i kibicują Twojej świętej misji… Nagi to zaiste niepraktyczny lud.

Potem Abarai wypowiedział swoje życzenie, kiedy Asha je usłyszała ogarnął ją historyczny śmiech. Zgromadzeni tam ludzie też zaczęli chichotać, bo wydawało im się, że wypada. - Nie no nie mogę… dłużej nie utrzymam tej maskarady. - Smok klasnął i zeszła iluzja z niego jak i Mukao, który wrócił do nagijskiej. - Ale musicie przyznać, że dobry ze mnie aktor… nawet Kakao dał się nabrać. Rety, nie wiedziałem, że Nagi mogą puścić buraka. Ależ musi Ci być głupio, co nie? - Diavolo, bo nim tak naprawdę było Widziadło Ashy spojrzało na Ronina. - No nic… słowo się rzekło, kobyła stoi i płotu, ja tu robię porządek, a Ty będziesz mi służyć do końca swych dni… co do Łzy Ashy, naprawdę chcesz żebym ją wziął? Przecież to podróbka... - Demon przeteleportował kryształ w ręce Mukao.
- Faktycznie… słyszałem o tym, że w Tor Lindath tworzą falsyfikaty, ale nie aż tak przekonywujące… z daleka wygląda idealnie ja Łza, dopiero magiczne sondowanie struktury zdradza, że to szkło.
- Zaraz… co Tu się odfarkasiło? Co ta Naga robi z Łzą i co tu u licha robi Demon? - Arcyżerca był wyraźnie skonfundowany zastaną sytuacją.
- No to pstryk... - Diavolo trzasnął palcami i ich trójka wraz z Łzą przeniosła się do Ambasady. - Sfalsyfikowałem im wspomnienia… teraz będą myśleli, że Asha pogłosławiła ich świętą misję… czy coś, a co do tego co mówiłem jako Asha… to wszystko była prawda, ale za czarta mi nie uwierzycie.
- O co chodzi? Co się dzieje? - Hikume zapiszczała, bo znikąd ktoś się pojawił w jej pokoju i nie mogła rozpoznać go po głosie.

NicolaiNicolaiXel został wykorzystany, a Garett dostaje list


- Milczeć... - Ruchem reki Farkas uciszył ambasadora, który nic tylko myślał jak wykręcić się z bigosu, w który krasnoludy go wpakowały. - Ale po co mi się śpieszyć skoro to była podróbka? - Farkas odpowiedział Belbrudze z rozbrajającą szczerością. - Ja nie wiem… macie w drużynie trzech Grimheiczyków, a nie wydawało się Wam podejrzane, że artefakt wyruszył z Tor-Lindath, stolicy szklarstwa? - Bart i Brygida spojrzeli na siebie pytająco. - Chyba nie myśleliście, że tak po prostu, sprowadzę taki skarb bez dopięcia wszystkiego na ostatni guzik? Innymi słowy… byliście jednym z zabezpieczeń przedsięwzięcia. Ot wędzony śledź, który miał zmylić przeciwników, zresztą nie Wy jedyni, konwojów z falsyfikatem było kilka… jeśli to Cię pocieszy to ze wszystkich mieliście najwięcej szczęścia. Elfy, które ruszyły z Ynthil to dopiero miały niefart… rano moi strażnicy odnaleźli ich zmasakrowane truchła. Podejrzewam, że to sprawka koboldów, ale nie mam dowodów… jeszcze. W każdym razie trafna uwaga, w naszych szeregach musi być zdrajca, tylko kto? Tutaj widziałbym Waszą pomoc. Jako, że już zaznajomiliście się z rodzimowiercami, spróbujecie zinfiltrować ich szeregi… - Na te słowa Bartowi przypomniały się słowa mamusi. Krasnolud ma krótkie nogi, kłamstwo jeszcze krótsze… teraz miał przekonać się o tym na własnej skórze. Belbruga nawciskała Prefektowi takiej ściemy, że teraz ten wysyłał ich na misję zwiadowczą do jakichś fanatyków. Chciał to skomentować, ale stwierdziłby, że tylko to pogorszyłoby sytuację.

- A Ty, Regenie... - Farkas wyciągnął zalakowany rulon. - Przyszło to do mnie wczoraj z Hashimy. Nie wiem czemu zaadresowali na Pałac, nie na Ambasadę, ale mniejsza… to musi być do Ciebie, bo przecież wszystkie sprawy związane z Nagami załatwiamy za pośrednictwem Ciebie. - Naga wziął list, otworzył i zaczął czytać.

Wasza Prefekturalna Mość

W związku z zakończeniem diaspory, nasze Królestwo znowu otworzyło się na świat zewnętrzny i w dowód naszej chęci dialogu, wysyłamy do ważnych ośrodków Thallanu swych reprezentantów, w tym do Waszego Miasta, Listmoor. Powinien dotrzeć w tydzień od doręczenia tego listu. Wiemy, że jesteście zajęci organizacją Turnieju, ale liczymy na to, że znajdziecie czas na ugoszczenie jednego przybysza więcej.

Nadworny Szambelan Assiko
w Imieniu Jej Cesarskiej Boskości


NicolaiNicolaiChodź Irhaczu, nikt nie woła


Inkub czekał chyba z dobrą godzinę zanim uświadomił sobie, że nikt za nim nie poszedł. Nie wiedział czy towarzystwo odpuściło sobie pościg, nie zależało mu na magiku czy może nawet nie zauważyli, że kogoś im brakuje. Sądząc po średniej inteligencji drużyny, ostatnia możliwość wydaje się najprawdopodobniejsza.

Kiedy zaklinacz miał się zbierać zauważył jakąś grupę ludzi w oddali. Zaczaił się w krzakach i zauważył na ich tarczach herb reprezentujący oskórowanego człowieka. To byli Krwawi Bracia, osławiona banda najemników z tutejszych okolic. Demon nie potrzebował wiele czasu, by wydedukować co się tutaj dzieje, zostali wysłani przez Farkasa po Nekromantę.

XelacientXelacient Nitj’sefni i ćwiczenia z anestezjologii



- I tu się właśnie mylisz! - odparł z rozbrajającą szczerością Drekar - pustka to zdradliwa i niewdzięczna dziedzina. Popełnisz jeden błąd i wszystko tracisz, bez względu na to jak wielka jest twoja moc. Dasz wiarę temu, że ja sam kiedyś zniszczyłem armię demonów, ale ilość wezwanej pustki była tak wielka, że straciłem nad nią kontrolę i jej część uderzył we mnie? Nie? To dobrze, bo powoli sam coraz mniej w to wierzę - dodał ze śmiechem - Ważna jest twoja koncentracja i opanowanie. Nad tym musisz popracować i bądź spokojny. Nie zmuszę ciebie do walki z demonami nim nie będziesz gotów, zatem… trening siłowy miałeś, teraz możemy pomyśleć nad treningiem magicznym. Akurat mamy okazję - dodal wskazując na wciąż rzężącego orka - możesz mu po prostu zabrać jakieś wspomnienia, albo sprawić, żeby “zapomniał” o bólu. Cokolwiek wybierzesz to chce, żebyś osiągnął przy użyciu minimalnej ilości pustki, dasz radę czy wymiękasz? - zapytał prowokacyjnie na koniec.

XelacientXelacient Szkoła sypania wedle Felaga



Co prawda gnoll, był wciąż zatrwożony, ale dzięki studenciakowi w końcu udało się z niego wycisnąć w miare składne zdanie.

- Goniłem tego dziwnego maga, psy łatwo znalazły jego trop, ale ten nagle się urwał na tej polanie. Psy krążyły zagubione to ja podpaliłem wszystko coby go wykurzyć, ale wtedy Matka Ziemia sie rozgniewała i pochłonęła polanę razem z psami… ja ją błagam, by tego samego nie zrobiła ze mną.

Lisz w tym czasie próbował na próbę “zasypać wyrwę", ale szybko poczuł, że ma jednak zbyt mało mocy na coś takiego chyba, że… wykorzystałby do tego energię życiową gnolla i człowieka, oczywiście taka krwawa ofiara trwale przeobraziła by to miejsce, ale problem został zażegnany. Z drugiej strony mógł poświęcić swoją moc na utworzeniu “sieci” wokół tego miejsca. Ustabilizowałoby to wyrwę, przez co przestałaby zakłócać równowagę magiczną w całej okolicy, przynajmniej do czasu, aż ktoś inny nie przybędzie, by ją naprawić.
strona: 1 - 2 - 3 ... 16 - 17 - 18 - 19
temat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel