Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Might and Magic: Echo porażki
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2 - 3 ... 7 - 8 - 9 ... 13 - 14 - 15

Sebastian Walker PW
2 grudnia 2012, 23:22
Sebastian błyskawicznie poderwał się z miejsca, po czym, działając instynktownie, jednym ruchem wyciągnął miecz i przyłożył go do gardła Sezefienne. Jednocześnie w drugą dłoń chwycił sztylet aby chronić się przed ewentualnymi atakami z drugiej strony.

- Co to ma znaczyć, nekromantko? Sabotaż? Chcesz, wraz ze swoimi trupimi znajomymi wszystkich powybijać i zgarnąć łupy? Nie próbuj żadnych sztuczek, poderżnę ci gardło przy najlżejszej próbie poruszenia się bądź wypowiedzenia inkantancji - a wierz mi, mam doświadczenie w ich rozpoznawaniu.

W trakcie swojego monologu przeciął sztyletem sznurek od opaski na oku, aby uzyskać lepszą widoczność na całe pomieszczenie.

AmiDaDeer PW
2 grudnia 2012, 23:29
Sebastian poczuł drobne drżenia w dłoni, były jednak one niezauważalne dla niego czy dla kogokolwiek innego w kajucie. Sezefienne zaś czuła również podobne drżenia - ale w okolicy szyi. I zdecydowanie nie były przyjemne. Nawet jeśli była nekromantką, to doskonale czuła, jak żyły pod jej skórą pulsują. Nie z nerwów, lecz raczej z dziwnej energii emitowanej z miecza. To ostrze już wyglądało dziwnie, ale jak widać nie tylko wyglądem się wyróżniało.

Truposze poderwały się i ustawiły się dookoła Sebastiana. Może i nie miały za dużo w swoich głowach (jeśli w ogóle coś miały), ale na pewno potrafiły rozpoznawać niebezpieczeństwo dla swojej pani, a tym samym dla siebie.

Sezefienne Vitali PW
3 grudnia 2012, 00:49
Dama westchnęła schodząc z radosnego słowotoku do stoicyzmu - Eh... Nie ma to jak cierpieć przez czyjeś mylne stereotypy i zacofane światopoglądy. - rzekła obojętnie, wręcz chłodno, z melancholią. Spojrzała na swych służących i mrugnęła z dwa razy z jakby urażonym i zaskoczonym wyrazem twarzy, na co truposze niechętnie się odsunęły od napastnika.

Po tym dyplomatycznym wybiegu, który oczywiście miał wszystkich zapewnić, że nekromantka nie ma wrogich zamiarów, kontynuowała ze spokojnym wyrzutem, pełnym powagi - Czy ty samego siebie się nie wstydzisz, oskarżenia pochopne i niesłuszne na takiej krawędzi wysuwając? - Dama położyła palec na powierzchni (czyli nie krawędzi) ostrza, żeby je nieznacznie odsunąć, by mieć nieco więcej przestrzeni do oddechu. Przy okazji podświadomie badała empiryczne (choć niezbyt dokładnie) energię emitowaną przez broń.

- Gdybym chciała was zabić, to już dawno byście martwi byli. Się zastanów teraz, czemuż to nie jesteście? - Zrobiła krótką pauzę, by dać Sebastianowi (jak i pozostałym) chwilę na przetrawienie pierwszych myśli po czym dalej prawiła swoje - Otóż mam dosyć bycia piętnowaną ze względu na pasje swoje. Zaskakujące, czyż nie? Nekromantka... Pewnie zabić chce. Nekromantka... Pewnie bogactw i władzy chciwa. Nekromantka... Pewnie knuje coś znowu. Nekromankta... Pewnie jest ponura, niemiła i pozbawiona poczucia humoru! - Na chwilę parsknęła śmiechem, lecz szybko wróciła jej powaga.
- Ja tobie rzeknę... Nie dość, iż nie docenia nikt mojej postawy i każdy "normalny" traktuje mnie jak mordercę niebezpiecznego z żądzą władzy, zamiłowaniem do wszystkiego co plugawe i złe, to jeszcze wśród innych nekromantów jestem dziwakiem, jeśli nie... Wyrzutkiem. - W jej oczach na chwilę błysnął jakby smutek.

Po kolejnej chwili ciszy odezwała się z niespodziewaną siłą w głosie, w pełni zapału - Więc suń waćpan to ostrze. Ja na pewno nie zapraszałam tych sztywniaków na przyjęcie i mam w planach dać im porządną lekcję savoir vivre! - Spojrzała po zebranych, mając nadzieję, że pozyskała tym wyżaleniem się choćby szczątki zaufania zebranych.

Sebastian Walker PW
3 grudnia 2012, 11:42
Sebasian był cokolwiek skonfudowany. Nekromantka faktycznie nie brzmiała jak typowa adeptka mrocznych sztuk. Zresztą, jej zachowanie również było dość... niecodzienne, ale przywykł już do różnych dziwactw w profesjach magicznych. Powoli opuścił ostrze, mając nadzieję, że tego nie pożałuje i uda mu się przeżyć ten dzień.

- Nie myśl, że zaufam ci po jednej takiej wypowiedzi, nekromantko - w tej sytuacji każdy by zaprzeczał. Lepiej postaraj się wykazać w nadchodzącej walce albo będziesz musiała wyciągać sztylet z pleców. Pamiętaj, obserwuję cię.

Jednak bardziej niż Sezefienne, zaniepokoiło go kolejne dziwne zachowanie miecza, już drugie tego dziwacznego dnia. Zdecydowanie musi się temu przyjrzeć, o ile tylko uda mu się przeżyć. Gdy już mniej więcej jego psychika uporała się z szokiem, zwrócił się do obecnych w kajucie:

- Sugeruję przygotować się do abordażu, nie mam zamiaru stać się karmą dla nieumarłych i, jak sądzę, reszta z was również wolałaby darować sobie tę przyjemność.

AmiDaDeer PW
3 grudnia 2012, 14:36
Nekromantka zdążyła z ostrza wyczuć tylko tyle, że energia przez nie emitowana nie pachniała magią, jaką się stosuje na przedmiotach, a tym bardziej uzbrojeniu. Prędzej możnaby utożsamić tę moc z jakimiś nieruchomymi strukturami, które wyraźnie miały powstać w celach magicznych i w których to zaklęcie nie byłoby dodatkiem, lecz można powiedzieć źródłem.

Działanie na rękę było podobne - wywoływało uczucie pulsowania i drżenia. Ostrze jednak nie było nawet ciepłe - pod tym względem przypominało zwykły miecz wykuty przez przeciętnego kowala. Widocznie magię zastosowano wokół ostrza, nie zaś w nim samym.

Nastąpiła chwila ciszy.
- Dobrze więc! Wyjdźmy na spotkanie tym pieprzonym trupom! - Avanine nagle wyciągnęła miecz i wyszła na korytarz, jak gdyby miała dowodzić całym towarzystwem.

Inteus spojrzał na swoją ranę, po czym na Sezefienne, jakby przepraszająco. Był to wyjątkowo żałosny widok, choć było w nim coś sztucznego. Niemniej jednak blondwłosa elfka cofnęła się do wąsatego cyrkowca i zwróciła do swojej żądnej mordu towarzyszki:
- Zajmę się nim. Dobrze wiesz, że bardziej się przydam tutaj niż na górze...

Avanine westchnęła z zażenowaniem i nic już więcej nie powiedziała.

Belegor PW
3 grudnia 2012, 21:41
Trallar ryknął do Selawiwa:
-Łap panią kapitan i do jej kajuty!
Zabrał do tego samego pomieszczenia również Styg. Zapominając o amulecie wyjał łuk i strzały. Mijając gnolla rozkazał:
-Jak położysz Voy, broń tego miejsca. Jeśli któryś martwiak się zjawi wal bez zastanowienia. Za wszelką cenę nie można stracić kapitana. Bez niej nie wypłyniemy z tego przerośniętego bajora, zrozumiałeś?!
Nie czekając na jego reakcję popędził trapem i dołączył do walczących na zewnątrz.

Bane PW
3 grudnia 2012, 23:05
Dla Bane'a sprzeczka pomiędzy majtkiem i "wielce panią nekromantką" nie zrobiła wrażenia. Westchnął tylko głęboko w myślach. Następnie jej suchy monolog zamienił się w jego głowie na zwykłe bla, bla, bla. Bane wewnętrznie się przygotowywał do nadchodzącego starcia. Czuł narastające podniecenie i szczęście w związku ze zbliżającą się batalią, choć zapewne nie będzie niestety zbyt krwawa z oczywistych powodów. Był profesjonalistą w swym fachu, więc dokładnie sprawdził stan swojego sprzętu podczas niekończącego się paplania wokół niego.
Gdy ktoś nareszcie zaproponował akcję, był już gotowy. Wyszedł z kajuty i rozejrzał się dokładnie. Było ciemno, ale w końcu był on teraz w swoim naturalnym środowisku... co dawało mu ogromną przewagę.

Malathezar PW
3 grudnia 2012, 23:51
Malatheza'ar śnił o swojej przeszłości i czymś co wyglądało na przyszłość, bo kompletnie nie pamiętał tych wydarzeń. Metalowe łodzie szybujące w niebiosa, maszyny kroczące i strzelające promieniami podobnymi do tych beholderów, czy wielka płyta metalowa z ruchomymi obrazkami i różnorakimi przyciskami. Wszystko to potrafił nazwać słowami, które ludom zamieszkującym tę planetę są obce, których nigdy nie słyszeli.
Mag szedł tunelem pełnym zwisających przewodów. Niektóre z nich jarzyły się od energii, która jeszcze była w nich skumulowana. Na ścianach, które wydawały się być z delikatnego stopu metali, znajdowały się symbole w zapomnianym przez wielu języku. Był to nie tyle zapis historii co mapa tej całej lokacji. Kiedy już wychodził z tunelu do wielkiej groty, ujrzał postać celującą w niego z jakiegoś urządzenia przypominającego broń. Spojrzał na twarz przeciwnika w chwili gdy obrywał z jego broni - to była jego twarz!

***

Mag obudził się i wstając nieco zbyt szybko uderzył się w głowę. Po chwili dopiero nadeszła ulga... ulga i odgłosy. Jakieś znajome odgłosy. Była na statku i płynął dokądś - tyle pamiętał. Pamięć powoli wracała, a z nią postrzeganie odgłosów. Na pokładzie odbywała się walka! Jeżeli się nie ruszy to straci okazję wyśledzenia zamiarów Kastrora i reszty, a co gorsze - jeżeli ten statek zostanie podpalony - sam spłonie razem z nim jeśli się stąd nie wydostanie! Zaczął więc kluczyć w labiryncie skrzyń, mając cały czas na uwadze główny kierunek drugi - schody, którymi zszedł. Znudzony po paru minutach nie wytrzymał i skupił się, aby utworzyć sobie drogę między pakami. Jednym zaklęciem rozsunął część ze skrzyń tak, iż widział schody, a dźwięki były wyraźniejsze. Ktoś coś wołał, ale mag nie potrafił wyłuskać nawet pojedynczego słowa. Ruszył więc na górę, ręcznie torując sobie drogę. Dość zachowawczo wytknął głowę z dziury, próbując rozeznać się w sytuacji.

AmiDaDeer PW
4 grudnia 2012, 19:40
Gdy kowal przewalił się przez skrzynie, parę z nich przechylając i wyrzucając z nich przypadkowo towar, i po paru potknięciach się trafił na schody, po których wyczołgał się na zewnątrz, ujrzał mrok, który opętał statek. Dookoła zdawało się być pusto, lecz wciąż huczały mu w głowie odgłosy walk i odgryzanych kończyn. Czerń była jednak na tyle intensywna, że łatwo można było sobie dopowiedzieć, że gdzieś pośród tej ciemnej mgły umarlaki urządzają sobie rzeź. Oczy Malatheza'ara zapłonęły z gniewu. Jak gdyby kierowany magiczną siłą w swoim wnętrzu uniósł się i wyskoczył na pokład, wyszukując swojej pierwszej ofiary.

Ledwo co wylazł, jak ujrzał zarys zakapturzonego truposza szybko biegnącego w jego stronę. Instynkt jednak zareagował perfekcyjnie. Szybko wytworzył w swych dłoniach kulę ognia i cisnął nią w osobnika. Ten próbował odskoczyć, lecz dostał w głowę i potoczył się na ziemię z głośnym dudnieniem.

- Co to za hałas? - Malatheza'ar usłyszał głos wydobywający się z niedaleka. Odgłosy bitwy zaczęły cichnąć, przed jego oczami zaś zaczął się pojawiać prawdziwy obraz statku. Teraz widział już nie walkę w mroku, lecz prawie że pusty pokład z paroma majtkami trzymającymi się kurczowo barierki. Jego przeciwnik co prawda leżał, lecz wyglądał na wyjątkowo żywego jak na nieumarłego.

Tuż obok spod pokładu wychodziła gromadka awanturników. Na samym przedzie stał barbarzyńca, pirat i jakaś elfia łowczyni. Z tyłu wychodziło więcej istot - m.in. jakaś dziwna blada kobieta, rudowłosa mieszkanka Nighonu i inni, a także zbiorowisko należące zapewne do załogi. Wśród nich Malatheza'ar dojrzał typka z mieczem, z którym już się wcześniej spotkał.

Sezefienne i Sebastian spojrzeli na leżącego i ledwo co się podnoszącego Bane'a. Można powiedzieć, że jak szybko wyszedł, tak szybko oberwał. Co prawda jego trupia maska widocznie osłoniła go przed ciosem, ale fragment kaptura i włosy na czole były częściowo spopielone. To raczej nie był atak nekromanty.

Avanine wraz z barbarzyńcą i piratem dobyli broni i powoli się zbliżali do kowala. Ten zorientował się, co się święci, więc odsunął się odruchowo do tyłu... i spostrzegł, jak jego rękaw właśnie zżera ogień. Pewnie normalnie by pomyślał, że musiał przesadzić z mocą zużytą na czar, ale w takiej chwili bardziej prawidłową reakcją była panika. Zaczął się miotać, potknął się i wyrżnął po schodach do tyłu, lądując na rybach rozrzuconych jeszcze niedawno przez niego po podłodze.

- Nie pozwólmy mu uciec! - wrzasnęła Avanine, wchodząc do magazynu, za nim zaś podążyło dwóch pozostałych wojowników. Było jednak tam tak ciemno, że ani Malatheza'ar, ani jego wrogowie nie wiedzieli właściwie, jak nawet się poruszać na takim terenie. Nawet instynkt niewiele tu pomoże.

Sebastian podbiegł do prawego relingu i wyjrzał do tyłu. Statek nekromantów owszem, był, ale trupy dokonywały właśnie abordażu na Wąsonogu.

***

Trzeba przyznać, że Trallar zgrabnie się przecisnął między gromadą kłębiącą się pod drzwiami - choć równie dobrze mogło to wynikać z ogólnego pijaństwa panującego na pokładzie - ale z drzwiami był nieco większy problem ze względu na napór z obu stron. Widocznie truposze również próbowały się dobijać do środka.

W końcu jednak Clawstrongowi i paru innym silniejszym i odważniejszym osobnikom udało się przedostać przez drzwi. Przy okazji niechcący je wyważyli. Jaszczur padł jak długi i posunął się na zniszczonych wrotach po mokrym, nieco zmrożonym pokładzie. Za nim wypadła załoga, z drugiej strony zaś inna część załogi próbowała wpaść do kajut.

Po krótkiej chwili, kiedy to podnoszenie się z ziemi mogło się zakończyć utratą przytomności na wskutek zetknięcia się głowy z czyjąś stopą, Trallar zerwał się na równe nogi. Przyszło mu to wyjątkowo łatwo, gdyż, jak się okazało, właśnie go podniósł jakiś nieco przerośnięty zombie. Po tej krótkiej chwili w pozycji wyprostowanej jaszczur został zepchnięty na bok i uderzył plecami w reling po prawej burcie.

Szybko ocknął się i zobaczył, jak ponad nim spośród mrocznych mgieł wyłażą na pokład kolejne trupy, raczej niezbyt dostojne. Szybko robiły porządek z załogą, wyraźnie próbując odgrodzić drogę od swojego statku do kajut na wszelkie sposoby.

Styg słysząc hałasy na zewnątrz i czując czyjąś stopę na plecach podniosła się. Obok leżała nieprzytomna Voy, na którą o dziwo nikt nie zwracał uwagi. Niedaleko stał Selawiw, zapewne na tyle zszokowany całą sytuacją, że wręcz niezdolny do jakichkolwiek działań. Wpatrywał się w coś za nią. W tym samym kierunku, z którego wydobywało się dziwne, ciężkie sapanie i cuchnęło rozkładającym się ciałem...

Malathezar PW
4 grudnia 2012, 19:46
- Stać! - krzyknął Malatheza'ar, cofając się w głąb pokładu. - Kiedy się obudziłem słyszałem odgłosy walk. Czułem armie truposzy i myślałem, że to nas atakują! - Dla pewności użył zaklęcia pola siłowego, aby odgrodzić się od towarzyszy podróży.

AmiDaDeer PW
4 grudnia 2012, 19:52
Jedyne co się udało Malatheza'arowi to poślizgać się nieco na rybach i rzucić pole siłowe... gdzieś. Nawet nie był pewien gdzie. No i zwrócił na siebie uwagę, gdyż usłyszał, jak w jego stronę od prawej człapie ktoś o wyraźnie dużej masie. Z przodu zaś zdołał wyłapać odgłosy kogoś lekkiego, który właśnie zdawał się na niego szarżować.

Sebastian Walker PW
4 grudnia 2012, 20:08
Sebastian nie miał czasu zastanawiać się nad durnotą niektórych członków wyprawy, chociaż nie był szczególnie zaskoczony. Zamiast tego przetarł ręką chore oko i spróbował przyjrzeć się dokładnie sytuacji na sąsiednim statku, a w szczególności wypatrywał wrogich strzelców, którzy mogliby zagrozić temu pokładowi.

Walker był rozdarty między możliwością szybkiej ucieczki, kiedy przeciwnik jest zajęty sąsiednim statkiem a wspólnym odparciem ataku. Po chwili stwierdził, ze druga opcja będzie lepsza, zważywszy na naturę oponentów - dzięki nekromancji mogłyby ich potem ścigać dwa statki zawierające dwa razy więcej truposzy niż obecnie. Można ewentualnie użyć dział i zatopić oba okręty, jednak nie był pewien czy wystarczy na to amunicji i siły ognia, a głupio by było rozwalić tylko ten sojuszniczy.

"Co robić, co robić?" myślał gorączkowo. Chyba jedynym wyjściem będzie okrążyć statek wroga i zaatakować go z drugiej strony, aby dopaść tych, którzy zombiakami władają. Zaczął rozglądać się za jakimś oficerem celem uzgodnienia rozkazów, jednocześnie jednak zwrócił się do Sezefienne:

- Nekromantko, jak tam stoisz ze swoimi mrocznymi mocami? Jesteś w stanie przejąć kontrolę nad wrogim trupem? Musimy chociaż na trochę ich czymś zająć. Planuję zaatakować okręt z drugiej burty, jednak zwrot i dopłynięcie zajmie kilka dobrych minut, a załoga "Wąsonoga" raczej długo nie pociągnie.

Bane PW
5 grudnia 2012, 20:17
Bane rozejrzał się, aby mieć dokładne rozeznanie w sytuacji i jakiś plan. W końcu jego wzrok mógł stanowić sporą przewagę w takich warunkach. Jednocześnie nasłuchiwał tego co mówią wszyscy dookoła, aby mieć świadomość o poczynaniach sojuszników.

Styg Sneersnare PW
9 grudnia 2012, 20:58
Styg mrugnęła kilka razy oczyma w próbie poskładania myśli do kupy, te wstrząsy i hałasy bynajmniej w tym nie pomagały, właściwie to je pogorszyły, bo zaczęły jej wracać mdłości... i jeszcze ten smród...

-Selawiw... na co się tak ślepisz? - zaczęła przepitym głosem - o co chodzi z tymi martwiakami i... nekromantami - i w tym momencie jej umysł połączył te proste fakty co objawiło się u wiedźmy jeszcze większym wytrzeszczem oczu niż u gnolla, powoli spojrzała się w tył, bardzo powoli - jakby chciała opóźnić moment zobaczenia istoty stojącej za nią.

Malathezar PW
9 grudnia 2012, 22:40
Malatheza'ar jak się zorientował co się stało już wiedział, że nie ma szans na ucieczkę. Ale tez może się z nimi nieco zabawić. Spróbował przeturlać się tak, że kiedy szarżująca postać wpadnie na niego, potknie się i upadnie wprost na kupkę ryb. Domyślał się kim jest ten szarżujący gagatek i nie przepuściłby żadnej okazji, aby go upokorzyć.

Kiedy już się nieco uspokoił, poczuł swąd spalenizny. Jakby wędzona ryba i palone ciało. Wtedy spostrzegł, że wciąż się pali. Spróbował więc jeszcze ugasić siebie, zabierając powietrze z okolic tlącego się ciała.

Sezefienne Vitali PW
11 grudnia 2012, 22:50
Nekromantka wtenczas po peruce swej się podrapała (w geście teatralnym oczywiście, wszy tam nie uświadczysz, gdyż peruka toksycznymi substancjami była bielona).

- Szczerze przyznawszy, nigdym tego nie próbowała. - Odparła Walkerowi, jednak szybko się poprawiła, by dodać otuchy - Acz pewnie coś wymyślę! - Gdyż rzeczywiście, kobieta nie spotkała się do tej pory ani w fakcie, ani w fikcji z tak przemyślnym posunięciem jak przejmowanie kontroli nad cudzymi ożywieńcami. Iście barokowy koncept!

Faktem było, iż dla damy nekromancja nie miała tego samego charakteru i zastosowania, co dla klasycznego mrocznego megalomana. Większość nekromantów jest zadowolona, kiedy trup będzie po prostu przywiązany do woli swego animatora, wielu nawet nie przejmuje się zbytnio jakością i siłą takiej więzi, gdyż i tak zwykle bywa ona szybko zrywana poprzez zniszczenie sługi.
Sezefienne natomiast zawsze traktowała każde ożywienie i przywiązanie zwłok do własnej woli bardziej jakościowo, a nawet osobiście.

Dama wzięła głęboki wdech i przeanalizowała w myślach pryncypia typowego ożywienia. Nudne i proste się jej ono zawsze wydawało, było ono jak zwykłe przywiązanie do ciała-marionetki mentalnych sznurków, które pociągały za uproszczone instynkty ożywionych.
Możliwe wydawało się odcięcie tych sznurków od dłoni kontrolujących je nekromantów i pochwycenie ich, jednak dama nigdy nie próbowała tego, więc pewnie wyjdzie jej to dosyć niezdarnie.
Kolejnym problemem jest przyzwyczajenie kobiety do opracowanego przez nią systemu użytkowania magii. Nie będzie jej łatwo kontrolować trupy, które nie zostały oznaczone jej kwiecistymi runami, które ułatwiały skupianie i przekaz energii. Wtedy przypomniała sobie ona o wpływie magicznym na obiekty poprzez kontakt bezpośredni oraz pośredni. Sezefienne wpadła na pomysł, by skorzystać z mrocznej mgły dookoła, wręcz ciężkiej i niemal lepkiej, jako z przekaźnika jej mocy i woli do każdego trupa w zasięgu mgły.
Jednak taka operacja wymagałaby sporo energii, na co jednak mgła znowu przychodzi z pomocą. Często podziwiała słynne deyjańskie całuny ciemności, które w rzeczywistości były potężnymi, magicznymi generatorami. Więc skoro była mgła, to nekromantka mogła czerpać z jej źródła, szczególnie jeśli było to urządzenie... A nawet jeśli nie, to nawet z samej mgły powinno dać się wyssać nieco mocy, przynajmniej z tej racji, że w tej mgle musiała być "zawieszona" energia, żeby ją utrzymać.


Więc po tej krótkiej analizie sytuacji... Dobra, może ta analiza trwała trochę dłuższą chwilę...
Tak czy inaczej, nekromantka wzniosła wachlarz i zaczęła nim kreślić w powietrzu, łącząc inkanacje ocierające się o zniszczenie nieumarłych, by zerwać wiązania ożywieńców z ich właścicielami, następnie recytowała zaklęcia kontroli nad nieumarłymi, przeplatając je co chwila różnymi innymi formułami, które miały włączyć obecną wszędzie mgłę w te misterne gusła...
- Ciekawe, czy to się w ogóle uda. - Pomyślała na głos niezwykle z humorem nie pasującym do powagi sytuacji.

Belegor PW
12 grudnia 2012, 00:07
Trallar ostrożne prześlizgnął pod lewitującymi zjawami i odsunąwszy się na odpowiednią odległość wstał, wziął łuk i sięgnął po strzałę. Szukał odpowiedniego celu. Widząc co planują duchy i umarlaki wziął strzałę i naciągnął łuk.
~Cholera, jeśli nikt tam nie pójdzie, stracimy kajuty. Co one chcą zrobić?! Zaatakować kolejne statki?! Nie.. to co innego. Chcą nas odciąć! Jeśli nie uciekniemy stąd, wcielą nas do armii! Na ogon hydry, chyba im o to chodzi!~

AmiDaDeer PW
14 grudnia 2012, 23:24
Gdy Sebastian szukał kogoś do wydawania rozkazów, na pokład akurat wypadł z kubryków ubrany w mniej brudne łachmany niż większość załogi brodacz, przeciskając się wściekle przez tłum stojący obok schodów. Walker rozpoznał w nim Starego Liftera. Znany przede wszystkim ze swej specyficznej wady wymowy oraz niezwykle czułego węchu. Wśród załogi krążyły plotki, iż po pijaku potrafi powalić jednym ciosem wilkołaka, zaś na trzeźwo - dwoma.

- Co tu się u czochta dzieje, łachudchy jedne?! - wrzasnął na wszystkich, jak gdyby ich winą było, że dopiero co wyszedł na zewnątrz. Rozejrzał się po ściemniałym pokładzie zdezorientowany, lecz szybko odzyskał sprawność umysłu, jak tylko zaczął węszyć wokół siebie. - Czuję tchupie cielska pałętające się po okolicy... Czuję też cochaz więcej tchupów, jakby ich się mnożyło...

Wtedy jego wzrok utkwił na Banie, który akurat nieprzytomnie rozglądał się wokół siebie z głupkowatą miną. Żwawo podszedł do niego i kopnął go prosto w zad. Bane, chcąc nie chcąc, powrócił do pozycji sprzed minuty. Lifter jeszcze parę razy go pokopał, aż ten, zanim zdążył zareagować, spadł do magazynu. Rozległ się łomot i szczęk metalu.

Lifter po krótkim namyśle stwierdził:
- A jednak nie tchup.

Bane wylądował w kompletnych ciemnościach na równocześnie trzech rzeczach. Pierwsza z nich, na której wyłożył lewą nogę i brzuch, miała kształty ludzkie, raczej żeńskie, i pachniała lasem. Niektóre elementy tej rzeczy były metalowe i zdawały się być mieczem. Prawe ramię srebrnowłosego leżało na czymś śliskim i mokrym. Nos zaś czuł dziwny smród połączony ze swądem...

Po chwili nos poczuł też gorąc, jaki wydobywał się w płonącego ubrania przygniecionego przez niego Malatheza'ara. Oczy zaś ujrzały zalążek ognia, tuż pod jego twarzą. Odruchowo zerwał się, lecz śliskie ryby pod jego ręką utrudniały mu to zadanie na tyle, iż jedynie upadał raz po raz na kowala, wgniatając w jego twarz swój hełm.

Rzecz o ludzkich kształtach wyrwała się spod uścisku Bane'a i zerwała się na równe nogi, wściekle błądząc mieczem w ciemnościach. Ktoś w tym czasie wpadł na pole siłowe postawione niedaleko przez Malatheza'ara i upadł z łomotem na podłogę.

Nagle miecz stojącej niedaleko istoty natrafił na coś mięsnego. To coś mięsnego zawyło niezwykle głuchym i przyciszonym głosem, po czym powaliło swojego wroga na ziemię. Bane spostrzegł przez moment, jak niedaleko niego upada elfka. Po chwili zaś poczuł, jak na jego cielsko spada ciężar zgniłego ciała zombiaka, wściekle szukającego zemsty za zadane mu rany.

Sezefienne tymczasem na górze również odczuła ból, lecz w okolicach głowy. Jeden z jej służących musiał odnieść poważne rany. Niestety, ona tego nie widziała, więc ból był wyjątkowo dekoncentrujący. Powolne rytuały odprawiane przez nią były przez to niedokładne, a co za tym idzie - skuteczność malała, zanim w ogóle się rozpoczęły. Widocznie więź między zombiakiem a jego panią jest na tyle silna, że nie da spokoju...

Lifter w tym czasie wyglądał za reling, orientując się w sytuacji wokół Wąsonoga.
- Do kchoćset! Czochty by to wszystko wzięły, jak te tchupy zabiochą nam nawigatocha! Ty! - wskazał na jakiegoś majtka. - Szukaj Kastocha, ale już! Wy tam, pod pokład, do dział! Ty tam, Walkech, nie gap się tak tylko siadaj za stechem i zawchacaj na pchawo! Cheszta do szotów! Chaz dwa, skuchwysyny!

***

Clawstrong, gdy napinał łuk, spostrzegł, że na pokład włazi lisz. Z jego rąk wydobywały się dziwne światła, które podążały ku zabitym członkom załogi. Szybkie skojarzenie tego z nekromancją zaowocowało celnym strzałem prosto w kręgi szyjne i przebiciem ich na wylot prosto w głowę jakiegoś zombiaka nieopodal. No cóż, chyba ten kościotrup był nieco podgniły.

Udało się na chwilę zapobiec większemu mordowi. Gorzej, że na pokład wszedł kolejny lisz, a dwa zombiaki - jeden niedaleko przy relingu, drugi naprzeciwko, przy lewej burcie - zwróciły uwagę na strzelającego jaszczura. Sytuacja o tyle dobra, że celny strzał wzbudził w paru bagniakach wolę walki i tak opór stawał się nieco silniejszy.

W chwili, gdy Styg dojrzała trupa stojącego za jej plecami, oberwała od niego w pysk, upadając na podłogę. Nie było to silne uderzenie, ale jednak trochę zamroczyło wiedźmę. Szybko jednak doszła do siebie i ujrzała, jak zombiak przestał się nią interesować.

Zamiast tego ruszył w stronę Selawiwa, omijając zadziwiająco zręcznie nieprzytomną Voy i jej pistolet. Gnoll stał tylko wryty, jak gdyby niezdolny do jakiegokolwiek działania. Sneersnare usłyszała jednocześnie przy tym, jak po schodach wchodzą kolejne trupy. Na korytarzu był zgniły zaduch...

Bane PW
14 grudnia 2012, 23:35
Bane po prostu przeturlał się na bok i wstał. Myślał tylko o tym jak przypadkiem zabije tego bezczelnego typa, który tak go potraktował. Zniewaga... jakaż zniewaga. Należało zabić go w możliwie najboleśniejszy ze sposobów. Rzucił okiem na wszystko wokół niego i rozpoznał kilka znajomych facjat.
- Nic ci nie jest? - spytał elfkę.
- Przygotujcie broń, inkantacje i co tam tylko macie. Czas wypędzić te ścierwa z naszej łajby! - gdyby mogli zobaczyć jego twarz to ujrzeli by na niej determinację i chęć mordu. Czas zacząć ucztę!

Malathezar PW
14 grudnia 2012, 23:39
Malatheza'ar podniósł się i rozejrzał nieco niemrawo. Próbując ugasić swój ogień wszelkimi znanymi i dostępnymi mu metodami, skierował wzrok na towarzysza podróży.
- Możesz mi powiedzieć co tu się dzieje? - spytał. - Odpoczywam przed przyszłością, a tu budzą mnie jakieś walki i czuję umarlaków. Wychodzę na pokład i następne co pamiętam to to, że leżę tutaj i palę się - sprawdził prędko czy kaptur jest jeszcze cały. Ufał, ze nie nadeszła pora, aby ujrzeli jego twarz. Prawdziwą twarz. - Co tu się, na królową Heb-kath, dzieje?
strona: 1 - 2 - 3 ... 7 - 8 - 9 ... 13 - 14 - 15
temat: [RPG] Might and Magic: Echo porażki

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel