Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Might and Magic: Echo porażki
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2 - 3 ... 13 - 14 - 15

Sezefienne Vitali PW
28 grudnia 2013, 22:09
- "Jak trwoga to do boga", powiadają. Jednak nie lękaj się, lubię robić za bóstwo. - uśmiechnęła się niewinnie nekromantka, jednak nie wstrzymała się od rzucenia kilku uwag. - Poradzę sobie z szamanem, ale miejże na uwadze również to, iż ciskanie zaklęciami na lewo i prawo może być bardziej nużące aniżeli machanie mieczem czy też obuchem. - stwierdziła po czym po kilku chłodnych kalkulacjach i spekulacjach rzuciła równie chłodno - Szamana potraktuję promieniem zmniejszającym, nie powinien wtedy stanowić zagrożenia oraz być łatwy do unieszkodliwienia, czym zajmiecie się wy. Ogłuszcie go czy obezwładnijcie w jakikolwiek inny sposób, ale nie zabijajcie go. Będzie mi potrzebny do odprawienia... pewnego rytuału. Muszę uzupełnić swoje rezerwy magiczne, szczególnie iż przyda mi się nadwyżka mocy, jeśli mam ożywić tobie wierną załogę. - zakończyła, spoglądając na gnolla.

Prawdopodobnie będzie jeszcze potrzebowała pomocy przynajmniej dwóch osób przy samym rytuale ofiary. Procedura jest nieco... krwawa oraz powinna sprawić jak najwięcej cierpienia i poczucia terroru składanemu w ofierze nieborakowi. Wtedy zaklęcie jest najefektywniejsze.

AmiDaDeer PW
28 grudnia 2013, 22:16
Ciele wyglądała na niezbyt zadowoloną z przebiegu rozmów. Westchnęła jednak głęboko i wtrąciła się szeptem:

- Znam się nieco na czarach. Zajmuję się co prawda bardziej zaklęciami ochronnymi i leczącymi, ale potrafiłam też potraktować magią niejedną rybę. Myślę, że polowanie na orków nie będzie bardzo się różniło od rybołówstwa.

W tym czasie orkowie rozprawili się z gnollem, ale posiłki ze statku już wchodziły na brzeg. Rozpoczęła się bardziej imponująca, lecz przy tym bardziej chaotyczna potyczka między tubylcami i psogłowymi. Świniak pomagający szamanowi ruszył pomóc pozostałym wojownikom, a szaman został sam, zajmując się dalej rannymi.

Belegor PW
11 stycznia 2014, 18:57
Trallar przerwał rozmowę między kobietami słowami:
-Pogadamy jak odpoczniemy. Myślę, że przyda się nam odpoczynek po tych przeżyciach. Wszak poza paroma ostrogonami nic nie jedliśmy. Może jak odpoczniemy i najemy się wszystko dokładnie wyjaśnimy i może omówimy podróż powrotną do okolic Tidewater. Dawno nie widziałem Gerwolfa, chętnie bym się z nim zobaczył.

Styg Sneersnare PW
17 stycznia 2014, 15:05
-Tak - zawtórowała pobratymcowi Styg - to porządny ludź, choć jego balisty raczej słabo się spisują na naszych tatalijskich bagnach... - dodała jakby do siebie, po czym się skrzywiła gdy ból w dłoniach dał o sobie przypomnieć.

- A w tym forcie macie jakiegoś uzdrowiciela? Bo chętnie złożyłabym mu wizytę.

Sebastian Walker PW
5 lutego 2014, 13:25
- Okej, ja widzę to tak - podjął Sebastian po krótkiej chwili zastanowienia i obserwacji sytuacji na plaży - czekamy aż się nawzajem powyżynają, dobijamy resztę, odzyskujemy i przeszukujemy statek. Potem możemy ewentualnie zastanowić się jak pomóc tym niedołęgom, którzy poleźli w głąb wyspy, jeśli już tak bardzo tego chcecie.

Selawiw PW
5 lutego 2014, 23:57
- Pamiętaj, że może nam się podwinąć noga lub gdzieś tutaj kryją się posiłki dla którejś z walczących ze stron. Nie śpieszyłbym się zbytnio z gnollami. - zachował cierpliwość Labrador. - Najpierw weźmy orków, którzy zaatakowani z zaskoczenia nie zrobią wiele. Sezefienne będzie miała awaryjne zwłoki do zagospodarowania, a ja jako wybawca zagadam psy i wypytam o ich plany. Może nie mają złych intencji i okażą się przydatni. Zakładam jednak, że raczej jest na to mała szansa. Bądźcie więc czujni, bo w każdym momencie mogę dać wam sygnał do wbicia im ostrza w plecy. Wszystko jasne?

Przydatność oznacza posiadanie informacji o Voy. Co prawda coś takiego zawsze można wydobyć siłą, ale kto wie czy jednak pomoc tych typków nie okaże się nieoceniona w jej "odzyskaniu".

Psi Zdrajca czekał na najlepszą chwilę do przeprowadzenia ataku. W momencie gdy wyczuł ten odpowiedni moment ruszył z niebywałą prędkości. Dał jednak lekki, świadomy upust swym zwierzęcym, pierwotnym instynktom i ogarnęła go myśliwska furia. Ten stan nie zdarzał się gnollowi zbyt często, ale gdy już ogarnęły go emocje, to wtedy jego "wilczy diabeł" opanowywał go, a z wrogów nie zostawało zbyt wiele. Selawiw powinien mieć z tego powodu wyrzuty, ale rzadko kiedy żałował tych, którzy wywoływali w nim ten stan - orkowie, nieumarli i erathiańska flota nigdy nie wzbudzali w gnollu zbyt pozytywnych uczuć.

Jeszcze za czasów swego pirackiego życia nie lubił specjalnie orków. Morze rządziło się swoimi prawami i gnoll oswojony był z możliwością utraty zdrowia. Kto poświęcił bezpieczeństwo za możliwość przeżycia przygody i nieograniczoną wolność musiał się liczyć z konsekwencjami.

Orkowie jednak zdawali się być już wtedy Selawiwowi nadzwyczaj okrutni i przepełnieni barbarzyństwem. Był jednak młody i mało wiedział o świecie. Uśmiechał się wtedy częściej i wiedział już o niebezpieczeństwie morza. Nigdy jednak nie miał na tyle pomyślunku, by przewidzieć utratę wszystkich przyjaciół.

To polowanie na orków przypomina mi tamto oblężenie. Na początku pracowałem dla Krewlod i byłem szczęśliwy z łatwo zarobionych pieniędzy. Z czasem jednak wróciła mi świadomość tego kim byłem i jak mnie wychowano na statku. Nie mogłem patrzeć na bezmyślny sadyzm barbarzyńców. Przedarłem się do garnizonu dzięki amuletowi i zakradłem do namiotu Tazara. Ten drzemał zmęczony nieustającym szturmem na garnizon. Mogłem go wtedy zabić i odebrać premię za jego głowę, ale splamione krwią złoto nie wydawało mi się wtedy takie wartościowe. Obudziłem wtedy mojego przyszłego przyjaciela. Gdy ten mnie zobaczył zerwał się w jednej chwili. Wtedy poczułem, że zrobiłem coś bezmyślnego. Nie żałowałem jednak i uratowałem w tamtej chwili samego siebie - nie chciałem stać się tym kim orkowie. Hipokryzją może i jest taka myśl pojawiająca się w głowie kogoś kto zabijał często i niehonorowo, ale zawsze mogłem stać się kimś gorszym i pozbawionym współczucia. Czy tego nie nauczyła mnie załoga?

Tazar nie tylko miał dość rozsądku, by nie zauważyć braku złych zamiarów z mojej strony. Wysłuchał mnie krótko i zaoferował lepszą stawkę, tak jakbym nigdy nie walczył dla Krewlodu. Docenił mnie jako sprawnego najemnika, ale pozwolił mi stanąć po lepszej stronie. Przelana krew orków była taka sama jak bagniaków, lecz smakowała nutką moralnego zwycięstwa w pełnym zbrodni życiu Wilczego Diabła.

Nieustanne odpieranie kolejnych fal wrogów, a w nocy zakradanie się wrogiego obozu dzięki amuletowi i wykradanie jedzenia, którego tak było mało w garnizonie - tak, to było coś. Pamiętam do teraz spojrzenie bagniaków, gdy pojawiałem się nagle pełen pożywienia tak potrzebnego na następne dni. Czułem się wtedy jakbym odzyskał przyjaciół. Czy nie do tego zawsze dążyłem?

Potem pojawił się Wystan, który mimo paru grzeszków i aroganckiej wyższości był jednak dla garnizonu takim samym wybawicielem jak ja owinięty parówkami, z skrzyneczką śledzi pod pachą i beczułką piwa. Walczył dzielnie, był pomocny, pełen energii i refleksji nad słabością Tatalli. Trallarowi tego brakowało.


Gnolla często łapały wspominki związane z przeszłością i radosnym życiem na statku. Rzadko jednak wracał myślami do dnia oblężenia. Nie myślał o nim w kategorii zdobycia przyjaciół.

Refleksja ta nie przeszkodziła oczywiście Labradorowi zbliżyć się na tyle blisko do orka, by spróbować mu wbić w szyję brutalnie swoje ostre jak sztylety kły. Gnoll był hipokrytą przepełnionym tęsknotą i żalem, ale jednak całe jego życie jako najemnik prowadziło go do jednej refleksji.

Ta krew nie pachniała moralnym zwycięstwem, lecz jej gorzki smak coś gnollowi uświadomił.

Tak, to wspaniała myśl. Czy nie do "tego" dążyłem? Muszę jak najszybciej porozmawiać z Sezefienne.

AmiDaDeer PW
8 lutego 2014, 01:47
Trzy pozostałe na polu bitwy gnolle spojrzały zaskoczone na wyskakującego z krzaków pobratymca. Jeszcze bardziej zdziwione były tym, że Selawiw wgryzł się w kark jednego z dwóch ostatnich walczących orków. Świński ryj zaryczał, a jego kolana się ugięły pod ciężarem Psiego Zdrajcy, krew zaś tryskała obficie we wszystkie strony. Sebastian, nie widząc innego wyjścia, również wybiegł z ukrycia i ciął zdezorientowanego orka obok w szyję.

W międzyczasie już szaman miał zainterweniować, gdy w powietrzu rozległ się odgłos przypominający bulgotanie, a wokół świniogłowego pojawiła się cienka energetyczna powłoka. Sezefienne uśmiechnęła się pod nosem, widząc jak dzikus maleje o połowę swoich zwykłych rozmiarów. Gdy zamierzał uciec, Ciele cisnęła kolejnym zaklęciem, które oblepiło orka jakąś zieloną mazią. Substancja ta przeniknęła przez jego skórę. Tubylec upadł na ziemię i, wyraźnie osłabiony, nie mógł się z niej podnieść. To była idealna szansa dla nekromantki do przeprowadzenia rytuału.

Załoga statku spojrzała na zgromadzenie, nie do końca wiedząc co robić. Nagle jeden gnoll się odezwał w stronę Walkera:

- A, to ty poszedłeś w krzaki z dala od reszty grupy! Czyli jesteś po naszej stronie, jak dobrze rozumiem, tak? A ci pozostali są twoimi towarzyszami? Dobrze że się zjawiliście w porę, przez tych orków mogliśmy stracić jeszcze więcej braci... - tu spojrzał na leżące trupy zmartwiony. Po chwili namysłu kontynuował - Czy również zmierzacie w stronę fortu jak reszta? Shallie, nasz kapitan, już na was tam czeka.

Selawiw spostrzegł, że ork którego trzyma wciąż broczy krwią i jest żywy, a jedynie nieprzytomny od ugryzienia. Spostrzegł też, że ma problemy z wyciągnięciem kłów z karku. Widząc to drugi gnoll zamachnął się i uderzył w twarz świniogłowego, kończąc jego żywot raz na zawsze. Labrador co prawda uwolnił się z tego uścisku, ale przy okazji jego lewy górny kieł został ukruszony na jego końcu.

- Koniec już tego dobrego, kurwa, bez tej zbędnej przemocy - warknął w plemiennym dialekcie tarladon gnoll który przeprowadził ten zabieg.

Selawiw znał ten język. Trudno było mu przypomnieć gdzie i kiedy konkretnie się go nauczył. Pamiętał że co prawda na Skradzionej Beczce najczęściej się spotykał z powszechnym we wszystkich rejonach świata językiem erathiańskim, ale na statku był również asystent medyka okrętowego będący bobołakiem. Bardzo specyficznym, bo o śnieżnobiałej sierści. Nazywał się Eleborn i podobno miał brata służącego w armii Tatalii, przeniesionego na jakąś wyspę między Eeofolem a Nighonem przez króla Tralosska. Eleborn i Selawiw czasem śmiali się z innych członków załogi, używając języka tarladon. Podobno posługują się nim plemiona gnolli w północnych górach Tatalii. Eleborn stamtąd pochodził.

- O, widzę że coś załapałeś z mojej mowy - uśmiechnął się pod nosem gnoll. Bynajmniej nie był to przyjazny uśmiech. - Czyżbyś pochodził z tych samych rejonów co ja?

***

- Tak, jest u nas uzdrowiciel. Jak najbardziej opatrzy wasze rany.

Lanya wyraźnie zadowolona przyśpieszyła kroku. Widać było w niej pewien dziwny optymizm. Trudno było jednoznacznie określić, czy była zadowolona z siebie czy też z towarzystwa, które ją otaczało. A może po prostu szykowała się jakaś impreza powitalna?

Inteus nagle zatrzymał się i odwrócił:

- Co to za hałas?

Cała grupa zatrzymała się razem z nim. Dookoła panowała cisza, przerywały ją jedynie odgłosy jakichś dzikich ptaków oraz szeleszczących liści. Może gdzieś niedaleko, jakby się wysilić, można było usłyszeć porozumiewające się między sobą ropuchy.

- Chyba ci się coś zdawało, podróżniku Inteusie - krzyknęła do wąsacza Lanya.
- Nie, jestem pewien! To brzmiało jak jakieś uderzenia metalu. Nie wiem dlaczego teraz ucichło. Może coś się stało? A może to tylko moje wrażenia, sam nie wiem. Ale na pewno coś słyszałem, tak!

W międzyczasie gdy Inteus się tłumaczył przed Lanyą, która najwyraźniej zastanawiała się nad tym czy nie zawrócić, Styg spostrzegła jakieś żyjątko pod jednym krzakiem. Gdy się schyliła, ujrzała że stworzeniem tym jest... chomik. Mały chomik o umaszczeniu szylkretowym, który zupełnie się nie bał saurii.

- Lepiej się do niego nie zbliżaj - ostrzegł ją gnoll stojący obok Lanyi. - Nie słyszałaś legend? Te małe skurwysyny są gorsze jak wielu czarnoksiężników. Całe szczęście nie drażnimy ich i dzięki temu nas jeszcze nie pozabijały, a w taki sposób ta wyspa jest wolna od wszelkich większych drapieżników.

Selawiw PW
8 lutego 2014, 11:40
Selawiw roześmiał się na widok swego ukruszonego kła. Dopiero teraz zauważył, że ten świniak był dosyć sporych rozmiarów, a jego skóra była gruba i pokryta sporą warstwą tłuszczu. Z taką powłoką nie poradziłby sobie prawdziwy wilk, a co dopiero zwykły gnoll.

Im mniej czasu spędzam na statkach, tym paradoksalnie bardziej zaczynam upodabniać się do stereotypowego pirata. Najpierw to nieszczęsne oko, a teraz ubytki w uzębieniu. Nie zdziwię się jak niedługo dłoń zastąpi mi hak, a zamiast nogi będę miał drewnianą protezę.

- Przykro mi to mówić, ale nie pochodzę z żadnych rejonów. Wyrzucono mnie na morze, a tam odnalazła mnie moja jedyna rodzina. Nie przynależę do żadnego miejsca, choć zwiedziłem spory kawałek świata. - odparł Psi Zdrajca i uśmiechnął się szeroko. - Na ten moment naszym priorytetem jest odnalezienie pewnej uroczej kobiety o imieniu Voy oraz wydostanie się z tego niebezpiecznego miejsca. Shallie chwilę na nas poczeka.

Selawiw wciąż trzymał w łapie broń gotowy do ataku, ale wciąż wyczekiwał na odpowiedni moment. Przybliżył się do statku udając zainteresowanie okrętem, ale tak naprawdę próbował ustawić się w taki sposób, by móc szybko powbijać ostrze w plecy gnolli.

- Intrygujący statek. Zawsze o takim marzyłem. - zawsze. - Macie na nim coś do jedzenia? Jestem doświadczonym kucharzem okrętowym i karczmarzem, więc napełnię nasze żołądki najlepszą strawą jaka istnieje. Z niczego potrafię zrobić danie. Nie patrzcie z taka podejrzliwością głupcy. Wasi wybawiciele są głodni.

Na końcu Selawiw zwrócił się do Sebastiana nie zwracając nawet uwagi na to, czy gnolle dostosowały się do jego poleceń.
- W końcu doczekasz się jedzenia. Jeszcze chwilka.

Ten typek jest mądry i na pewno zrozumie aluzję. On mógłby być "drugim".

Styg Sneersnare PW
12 lutego 2014, 20:51
- Są jadowite? - spytała saurina odruchowo cofając rękę, którą zdążyła wyciągnąć w stronę stworzonka, tak... słyszała historie o "wściekłych chomikach bitewnych" i wielu innych równie dziwacznych eksperymentach czarnoksięzników... być może to miała być odpowiedź na sztukę zaklinania klejnotów przez magów z Bracady... śliczny kamyczek, który zamieni cię w równie uroczą kupkę popiołu gdy go tylko dotkniesz... podobno świetny patent na włamywaczy.

- Jeśli dobrze pamiętam - rzekła powoli się prostując, ale wciąż patrząc z ukosa na chomika - to poprzednim razem intuicja cię nie zawiodła, prawda Inteusie? Mówiłeś, że wyczuwasz jakieś źródło magii gdzieś w dźungli, a Lanya później opowiedziała nam o tej orkowej świątyni, więc twoje wrażenia są całkiem "dobre"... czy mi sie wydaje, czy ten chomik wciąż sie na mnie gapi? - dodała nagle cofając się o pół kroku do tyłu.

Belegor PW
12 lutego 2014, 21:26
Trallar zwrócił się do Lanyi:
-Jeśli Inteus ma rację to oznacza orków. Zostawiliśmy na plaży naszych towarzyszy. Nie wiemy w jakiej liczbie one przybyły, ale nie powierzymy ich życia paru, choćby i najlepszych gnolli. Wybaczcie nam, ale raczej wrócimy na plażę pomóc naszym, a potem może przyjdziemy do waszej twierdzy. Już dość naszych kamratów zginęło. Jestem odpowiedzialny za pozostałych, zwłaszcza za jednego, futrzastego drania.
Zignorował on akcję z chomikiem, nigdy nie wierzył w bzdury o bojowych, małych gryzoniach. Wiele widział, ale nigdy czegoś takiego. Poza tym, chciał sprawdzić reakcję gnollicy, wolał mieć pewność, że nie ma wobec nich złych zamiarów.

Sebastian Walker PW
16 lutego 2014, 21:37
Sebastian nie był do końca zadowolony z przebiegu potyczki. Zdecydowanie wolałby, żeby obie strony konfliktu powyrzynały się wzajemnie, co ułatwiłoby dalsze postępowanie. Nic z tego jednak, trzeba dostosować się do nowej sytuacji. Niewielkie były teraz przed nim możliwości wyboru, postanowił więc robić dobrą minę do złej gry i poobserwować sytuację.

Gnoll widocznie miał plan, więc Walker postanowił go wspierać w jego realizowaniu mając nadzieję, ze względu na wcześniejszy entuzjazm do co planu wybicia wszystkich, że i on sam na tym skorzysta.
- Działaj więc, byle szybko. - rzucił do psowatego, licząc że nie będzie potrzebował jego pomocy, przynajmniej przez chwilę.

Sebastian skupił się na obserwacji pozostałych gnolli i starał się zorientować co do hierarchii i nastawienia przybyłych. Nie opuszczało go niepokojące przeczucie, że raczej będą pełnić rolę towaru niż kompanów obecnej tu załogi.

AmiDaDeer PW
25 kwietnia 2014, 03:08
Sebastian nie potrafił wyczuć w zachowaniu trzech gnolli żadnej oficjalnej hierarchii - wyglądali raczej jak podrzędni majtkowie pozbawieni kapitana, bez żadnego ustalonego planu działania w razie pozostawienia na pastwę losu. Jednak mimo że bobołak o jaśniejszej maści zwracający się do Walkera był najbardziej rozgadany, to ten bardziej umięśniony, który przed chwilą warczał coś w niezrozumiałym języku do Selawiwa, zdawał się pełnić rolę nieformalnego lidera całej grupki - był najbardziej stanowczy i opanowany. Trzeci trzymał się z boku nieufnie, czekając na reakcję swoich towarzyszy.

- Nie brzmisz zbyt przekonująco. Wyczuwam od ciebie zwykłe chojractwo, kundlu. Zważaj na to, co mówisz do naszego plemienia... - odezwał się niechętnie do Selawiwa gnoll-osiłek. Ten jaśniejszy jednak warknął coś do niego i mięśniak się uciszył, choć widać było w nim burzę emocji.

- Nie widzę za bardzo powodu, by dawać wam dostęp do kuchni pokładowej - rozgadany pies obejrzał się po całej czwórce. - Przed chwilą mieliście tutaj rozpalone ognisko, nie wierzę w te bajki o głodzie. A ta gadka o wybawieniu zakrawa o jakąś kpinę, wyglądałeś komicznie nie mogąc wyciągnąć kłów z tego świniaka. Pomoc to jedno, ale aż tyle wam winni nie jesteśmy. Moja propozycja jest taka: skoro jesteście tacy nienajedzeni, zaprowadzę was razem z moim bratem Tralldanem do fortu, myślę że tam będzie na was już czekać uczta - wskazał drogę wgłąb gąszczy. Mięśniak, który najwyraźniej zwał się Tralldan, uśmiechnął się nieco nieprzyjemnie.

- Przy okazji - kontynuował rozgadany gnoll - wasza paniusia chyba się zamyśliła na amen. Jeżeli nie możecie się zdecydować, mogę bez problemu zabić tego szamana, ale mam wrażenie że nie o to wam chodziło.

Ciele szturchnęła w ramię Sezefienne, próbując jej dać sygnał, żeby coś zrobiła.

- Więc jak? - warknął Tralldan, chichocząc mrukliwie. - Idziecie z nami, czy będziecie tu tak stać jak kołki, aż was sami zaprowadzimy?

***

Lanya spojrzała na Trallara niepewnie.

- Twoja przyjaciółka-sauria jest ranna, nie może iść w takie niebezpieczeństwo. Twój kolega też nie wygląda za zbyt zdolnego do walki. Jeżeli chcesz możesz pójść razem z moją dwójką zaufanych wojowników, zawsze im się przyda jakieś wsparcie - nie czekając na reakcję jaszczura dała znak dwóm gnollom na końcu, żeby zawrócili. - Orkowie nie stanowią takiego zagrożenia jak można byłoby się spodziewać, poza tym na statku zostali jeszcze moi wyszkoleni kamraci. Na twoim miejscu nie obawiałabym się niczego.

Inteus zaś wyglądał na nieco zawiedzionego i jednocześnie urażonego. Popatrzył na Styg wręcz z wyrzutami.

- Więc to tak? Uważasz że moje wyższe przeczucia dotyczą jakiejś głupiej sekty świń? Za kogo ty mnie masz, jaszczurzyco, za jakiegoś idiotę? Dobre sobie, zamierzacie się ze mnie śmiać tylko dlatego, że prowadzi mnie tutaj jakaś siła wyższa! Później będziecie tego żałować, kiedy ja znajdę skarb, a wy będziecie tylko błagać o to, bym się z wami podzielił. A wtedy ja wam przypomnę...

- Owszem, patrzy się na ciebie, więc lepiej uważaj. W każdym razie trudno powiedzieć czy jest jadowity - gnoll kontynuował, nie zwracając uwagę na kuglarza narzekającego na wszystko i wszystkich. - Wszystko jednak jest możliwe... W końcu czego się spodziewać po chomikach pochodzących z otchłani kosmicznej... Wiemy tylko że nie należy się im narażać, a wszystko będzie w porządku. Orkowie, z tego co zauważyliśmy, też zdają sobie sprawę z ich niewyobrażalnej mocy, dzięki czemu nie zbliżają się za często do naszego fortu.

Chomik wbijał dalej wzrok w Styg, po czym niespodziewanie się wzdrygnął. Gnoll już przyszykował się do obrony, gdy spostrzegł że gryzoń po prostu się zaczął myć. Bobołak odetchnął z ulgą, jednak widać było, że wciąż ma się na baczności.

Selawiw PW
25 kwietnia 2014, 17:33
- Ty przodem, przyjacielu. - odparł gnoll akcentując słowo przyjaciel na swój ironiczno-kpiący sposób, choć jednocześnie jakby mówił o czymś świętym i należącym przynajmniej do religijnego sacrum. - Jako chojrak i kundel zdam się na waszą łaskę, bo jak rozumiem innego wyjścia nie ma.

Oczywiście, że jest! Wracam pewnym krokiem do piractwa, a prawdziwy pirat robi to na co ma ochotę.

Gnoll zachował opanowanie na twarzy, choć miał świadomość, że gnolle czują jego niepewność i wahanie. Poinformował o tym wcześniej nawet swoich towarzyszy, choć nie spodziewał się, że to on będzie tym, u którego wyczują emocje. Powodowało to u gnolla gorycz, ale był wciąż zdeterminowany do działania. Parszywa morda osiłka tak bardzo przekonanego o swoje wyższości, jego dialekt przypominający o braku korzeni Selawiwa oraz rozkazujący ton sprawiły, że Psi Zdrajca nie miał zamiaru rezygnować z swojego planu. Gnolle nie reagowały na wciąż ustawiającego się w jak najwygodniejszy dla jego działań sposób, a Selawiw korzystał z tego. Podszedł blisko do osiłka, uśmiechnął się delikatnie obnażając swój ukruszony kieł i rzekł tylko do Walkera.
- Tego dnia, przyjacielu... - schował broń, rozłożył ręce niewinnie i zaakcentował słowo przyjaciel w zupełnie inny sposób. -... tego dnia w końcu się najemy do syta.

Smacznego!

Labrador wiedział, że gnolle miały węch, by wyczuć jego strach. Teraz chciał sprawdzić czy ich czułe noski poczują "to".

Pies Gończy choć wciąć miał rozłożone ręce i sprawiał wrażenie bezbronnego. Szybko jednak zaparł się na swoich tylnych kończynach jakby łapał równowagę na kołyszącym statku i z impetem pierdolnął swoim włochatym łbem o najczulsze miejsce jakie gnoll miał na swoim, czulsze nawet od włochatej kuśki - nos.

Impet uderzenie był niesamowity, a Selawiwa zamroczyło. Odruchowo przy uderzeniu zamknął oczy i nie wiedział jeszcze czy zdołał z nosa wroga zrobić mokrą plamę, ale na pewno nie żałował sobie siły w uderzenie.

Psi Zdrajca, chojrak i kundel. Może i tak, ale dziś mogę nadać sobie sam nowy przydomek i nie omieszkam korzystać.

Teraz wszystko w rękach jego towarzyszy.

Sezefienne Vitali PW
26 kwietnia 2014, 00:03
Rzeczywiście, dama się zamyśliła. Sama już nawet nie pamiętała nad czym. Jednak szturchnięcie od elfki pomogło się jej ocknąć. Dalej zdawała się nieobecna. Zanim jeszcze Selawiw zaatakował innego gnolla, nekromantka zdążyła zacząć rytuał, w ogóle nie zwracając uwagi na gadatliwego psiogłowca. Była jakby w transie.

Blada kobieta pochyliła się nad osłabionym jeszcze tubylcem, zaczęła szeptać w jakimś nieludzkim narzeczu, który brzmiał jak syk żmii, jak szelest gałęzi martwego drzewa na środku cmentarza. Jej oczy stały się całkowicie czarne, kiedy orka spętały magiczne więzy, równie czarne. Wokół nich roztoczył się cień, jak dym, jak mgła, głos nekromantki był coraz bardziej niepokojący gdy w jej dłoni zmaterializował się zniekształcony sztylet, czarny i skręcony jak w koszmarze. Dama uniosła sztylet nad klatką piersiową szamana ceremonialnie...

Na tym to właśnie polega. Zaklęcie ofiary jest tym skuteczniejsze im ofiarowana istota jest bardziej przerażona i bardziej cierpi.

Zadała ona cios swojej spętanej ofierze dosłownie sekundę po tym, jak Selawiw przyłożył tamtemu postawnemu gnollowi.
Potworne, widmowe oblicza poczęły formować się z cienia kiedy ostrze zatapiało się między żebra biednego orka. Sezefienne wydawała z siebie upiorne, nieludzkie wrzaski i mogłoby się wydawać, że wraz z kolejnymi dźgnięciami cięła swoją ofiarę na oślep. Tak naprawdę jednak zadawane rany były dosyć precyzyjne, takie, które zadają jak największy ból, jednak pozostawiają przy życiu na tyle długo, by nieszczęśnik zdążył pocierpieć.

Cała scena wyglądała dosyć przerażająco, szczególnie gdy nekromantka wyrwała serce z klatki piersiowej jeszcze konającego orka, który mógł nawet zobaczyć, jak blada ręka jego oprawczyni zgniata bijący jeszcze organ.

W tym czasie mrok ogarnął truchła pozostałych orków. Zwłoki zaczęły się poruszać, wyglądały jakby doznawały skurczów, zaczęły się rzucać po zakrwawionym podłożu, by po chwili wstać i rzucić się na kogokolwiek, kto zagrozi ich nowej pani, albo kogo ona wskaże. A kiedy odzyskiwała świadomość, choć dalej przepełniona mroczną aurą, skierowała swoje sczerniałe oczy na uderzonego przed chwilą wielkiego gnolla.

Belegor PW
1 maja 2014, 10:29
Trallar odrzekł stanowczo:
-Nie. Znamy się zbyt krótko by ot tak zaufać twoim ludziom. Po za tym nie doceniasz nas. Rana Styg nie jest na tyle poważna by przeszkadzała w normalnym funkcjonowaniu, to sauria, nie bobołak żeby od byle zadrapania rwać sobie futro z głowy. Inteus jest silniejszy niż się wydaje. Wszyscy przetrwaliśmy katastrofę, bo trzymaliśmy się swoich. Błędem było pozostawienie reszty, wracamy wszyscy po nich, jeśli się z tym nie zgadzasz, twoja wola. Nie zostawimy swoich, nie wiemy co spotkali po drodze i jak liczni są orkowie. Nawet jeśli są słabi, to licznie stanowią poważne zagrożenie. Jak chcesz możesz posłać z nami paru ludzi, tamta dwójka powinna wystarczyć, oczywiście jeśli zechcesz nam pomóc.
Trallar odszedł od przywódczyni gnolli, nie czekając na jej odpowiedź i rozkazał towarzyszom:
-Ruszamy!

Styg Sneersnare PW
4 maja 2014, 21:20
Styg odprowadziłą jaszczura wzrokiem.

- Ładna przemowa - rzuciła w stronę gnollicy - widać, że był dowódcą, jednak pozwól Lanyio, że zastosuje się do twojej wiedzy i doświadczenia, owszem te poparzenia to nic wielkiego - dodała wymownie unosząc swoją dłoń - to jednak w obecnym stanie na wiele się nie zdam, toteż wolę z tobą udać się prosto do bazy dodała ze słabym uśmiechem.

Przez chwilę Snnersnare zastanowiła się czy przypadkiem nie zachowuje jak jakaś królewna, ale szybko stłumiła tą myśl, magia wymaga koncentracji, a ona ledwo stała na nogach.

AmiDaDeer PW
14 kwietnia 2015, 18:33
Cios bolał. Ale zarówno Selawiwa, jak i jego przeciwnika.

Gnoll z impetem upadł na ziemię nieprzytomny. W tym samym momencie na Tralldana, który próbował zaatakować Psiego Zdrajcę, rzuciła się grupka świńskich ryjów kontrolowanych przez nekromantkę. Rozpętała się mała walka, a trzecim gnollem, kompletnie zdezorientowanym, zajął się szybko Sebastian, rozrywając mu brzuch. Po dłuższej chwili po gnollach została krwawa papka, a orkowie czekali na rozkazy Sezefienne.

Sebastian podbiegł szybko do zostawionej łodzi i rozpoczął przygotowywanie masztu do odpłynięcia. Traf chciał, że na ten widok załapał się też Trallar oraz Inteus, którzy akurat wrócili z wycieczki. Wszyscy zaczęli się na siebie gapić niezręcznie.

***

Styg doszła wraz z eskortą do małego, niezbyt zadbanego drewnianego fortu. Czekało tam na całą grupę kilku gnolli, wyraźnie zaaferowanych ich przybyciem. Wyglądało to tak, jakby drużyna Lanyi przypływała tu stosunkowo rzadko, może raz na parę miesięcy.

Gnolle zaczęły przygotowywać posiłek. Lanya zaprowadziła Styg do małego pomieszczenia z dwiema ławami i stołem. Następnie kazała swoim towarzyszom zostawić je obydwie same. Gnollica usiadła na jednej ławie, po czym rzekła:

- Siadaj i rozgość się, za chwilę dostaniesz maści lecznicze. Powiedz mi... Wiesz coś więcej o swoich towarzyszach? Kim oni są i dlaczego ten jaszczur był aż taki buntowniczy?

Styg Sneersnare PW
15 kwietnia 2015, 08:46
Styg zdrową ręką pogładziła się po uchu, po czym podparła pysk.
Z trudem zbierała myśli po wędrówce przez dżunglę. Przemarsz zdawał się ciągnąć w nieskończoność... normalnie jakby trwał parę miesięcy, zaś same wydarzenia na statku... jakby działy się parę lat temu. Zamknęła oczy w zamyśleniu, wspomnienia wracały powoli, dopiero po chwili się "ocknęła".

- Wybacz Lanyo, musiałam zebrać myśli... tyle się działo... jednak postaram się zaspokoić twoją ciekawość... może zacznijmy od mojego jaszczura... Trallar Clawstrong... od razu widać, że były dowódca, prawda? - dodała z lekkim uśmiechem - trochę butny i uparty typ, jednak podczas ataku nekromantów wykazał się walecznością. Wydaje się być starym znajomym Selawiwa... to jeden z tych towarzyszy, którzy nie zdążyli wrócić... podobno poznali się podczas już tej legendarnej obrony Tazara... tak, to byłoby tyle, wiem że to niewiele, ale razem płynęliśmy raptem cztery dni... chyba, nie, tak... - zamotała się na samo wspomnienie ciągu alkoholowego - ...tak, cztery... Voy od razu po wypłynięciu zaprosiła nas do swojej kajuty na... popijawę - stwierdziła cierpko - więc tamten okres jest dla mnie... niewyraźny. Co do reszty moich towarzyszy... to już nic nie jestem w stanie o nich cokolwiek powiedzieć, stanowią oni przypadkową zbieraninę różnych najemników skuszonych obietnicą zysku... tudzież magicznych artefaktów, tak jak ja - dodało słabo się uśmiechając - jednak mogę ci zdradzić, że trzeba uważać na tą staruszkę... Sezefienne, to... nekromantka - mruknęła dając upust wpojonej niechęci do nekromancji - i to obdarzona ogromnym tupetem, żeby na czele orszaku nieumarłych sług wejść do Tidewater! Jednak po tym jak zmasakrowała bandę, która próbowała ją zatrzymać jakoś wszyscy wokół stracili ochotę na jej zaczepianie... za to wszyscy gadali o jej "wyczynie".

Styg sama się zdziwiła swojemu słowotokowi, ale widocznie potrzebowała się komuś wygadać po ostatnich wydarzeniach, skrzywiła się nieznacznie gdy przypomniała sobie o pragnieniu.

- Macie coś do picia? Zaschło mi w gardle.

Belegor PW
18 kwietnia 2015, 00:42
Trallar nie mógł uwierzyć własnym oczom. Nie tego się podziewał. Złapał się za głowę i niemal warknął:
- Co...To...Ma...Znaczyć?! Co u licha wyprawiacie?! Czemu zaatakowaliście tych gnolli i co u licha planujecie?! Jak dobrze, że za nami nie poszli, bo wszyscy byśmy teraz wisieli na palmach. Czy ktoś łaskawie może mi wyjaśnić, co tu się stało?
Trallar z niesmakiem rozejrzał się wokół, a tym bardziej na widok Selawiwa. Mógł się spodziewać, że gnoll odwali coś, ale kto go namówił tym razem do bitki?

Sezefienne Vitali PW
3 czerwca 2015, 21:50
Kobietę nieco zamroczyło przez rytuał. Zupełnie jak krok przez wymiary. Dalej odzyskiwała kontakt z rzeczywistością, kiedy było już po walce. Świniaki może i były użyteczne od momentu ponownego wstania na nogi, jednak kontrola nad nimi jest wtedy bardzo podświadoma, przynajmniej w przypadku Sezefienne. Po chwili jednak zaklęcia się dostroiły i wszystko było jak zwykle, a nieumarłym można było wydawać szczegółowe polecenia. Może poza resztkami zawrotów głowy wszystko było w porządku, bo te męczyły jeszcze damę przez chwilę i musiała się oprzeć o jednego z podwładnych.

- Oni na nas napadli. Ośmielili się, bęcwały jedne i drugie. - nekromantka odpowiedziała jaszczurowi na pytanie. Pewnie jak zwykle nikt nie będzie chciał uwierzyć nekromantce, bo nekromancja. Będzie udawać zamroczoną od swoich ostatnich zaklęć. Niech Selawiw się tłumaczy, to był gnolla plan, a nie jej.

- Żeśmy zdobyli statek. Wystarczy oflagować. - oznajmiła niby na swoje usprawiedliwienie, niby żeby się pochwalić, ale tak ogółem to tylko przyzwała mały szrapnel, którym zaczęła ze znudzenia dźgać jednego z ożywionych orków. Nacinała kwieciste wzory, które później rozświetli magią.

A jeżeli Selawiw da jej jakiś znak, że jaszczura też się trzeba pozbyć, to oczywiście dama ponownie uratuje dzień i stanie na wysokości zadania.
strona: 1 - 2 - 3 ... 13 - 14 - 15
temat: [RPG] Might and Magic: Echo porażki

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel