Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Might and Magic: Echo porażki
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2 - 3 ... 11 - 12 - 13 - 14 - 15

Belegor PW
20 listopada 2013, 21:04
Trallar pchając wciąż beczkę wysłuchał Ciele i cierpliwie wyjaśnił:
-Wierz mi, w tej chwili to nie dobry pomysł. Po pierwsze, zbliża się noc, a samobójstwem jest wchodzić na nieznany teren zwłaszcza nocą. Nie zobaczysz nawet co cię ukąsiło w nogę lub w rękę. Po drugie część osób ledwo doszła do siebie, tak osłabieni są do niczego i zginą jako pierwsi, a raczej należysz do osób, którym zależy na przetrwaniu jak największej ilości rozbitków. Podsumowując, musimy zregenerować siły i przespać tę noc na plaży. Nie życzę również samowolnych wypraw nocnych do dżungli, tylko w grupie mamy szanse przeżyć na nieznanym terenie. Poza tym wątpię byś znalazła jakieś rzeczy z okrętów w dżungli, aż tak daleko fale nie sięgają... Jeśli łaskaw przekaż pozostałym, że noc spędzamy na plaży i eksplorację zaczniemy z rana.

Selawiw PW
23 listopada 2013, 23:05
Panikujący Labrador to był raczej rzadki widok, ale jak widać ork i ten dziwny miecz wystarczyły, by doprowadzić gnolla do takiego stanu.

Pies Gończy zaczął uspokajać się zbyt powoli i nie zdążył zrobić niczego konstruktywnego za nim ork się podniósł. Gdy jednak w końcu jego umysł znalazł się w stanie połowicznej trzeźwości, to Labrador zrzucił płonący płaszcz (który najwyraźniej nekromantka oddała mu po pojawieniu się orka) i uświadomił sobie trzy proste informacje - "ork atakuje magią", "maczeta to jakiś złośliwy artefakt", "nekromantka nie zdradziła i jest pomocna". Wtedy zadziałały proste instynkty i odruchy. Gnoll był zwyczajny kontrować magów szarżując, jeśli znajdowali się dosyć blisko. Nie miał co prawda magicznego amuletu, ale w pobliżu wciąż był miecz. Amulet na początku też bywał złośliwy, choć gnoll nie odnalazł w nim na szczęście żadnej obcej osobowości. Dlaczego teraz nie miałby opanować kolejnego przedmiotu magicznego?

Odgryzł zębami kawałek płaszcza (który nie zdążył objąć się ogniem), owinął go sobie wokół dłoni i złapał miecz licząc, że załagodzi to ciepło broni oraz ochroni dłoń przed ewentualnymi skaleczeniami skaczącego miecza. Następnie gnoll planował skoncentrować się na kontrolowaniu przedmiotu i w szarży wbić się w orka jak najszybciej, przebijając napastnika za nim miecz się ponownie zbuntuje. Jeśli jednak plan miałby nie zadziałać, to gnoll po prostu odrzuci miecz i spróbuje oddalić się na bezpieczna odległość, by jego "przyjaciółka" sama pokonała wroga, a on sam nie przeszkadzał swoją obecnością.

Całkiem możliwe jednak było, że miecz tym razem nie będzie taki pobłażliwy i potraktuje gnolla czymś gorszym niż oparzenie lub jakaś zwyczajna kula ognia głupiego orka...

Sezefienne Vitali PW
23 listopada 2013, 23:34
- Cóż za bezczelność! - pomyślała nekromantka odruchowo układając dłonie w gest materializacji szrapneli. Wtedy zawahała się moment, jednak po tym momencie zaczęła materializować ostre odłamki, wydobywając je prosto z otchłani mrocznych arkan magicznych.

Dama tak naprawdę nie miała na co narzekać. I tak woda morska wypłukała puder z jej włosów, a przelatująca ponad nimi kula ognia nie tylko nadała im intrygujący, czarny kolor, ale w dodatku je do końca osuszyła. Sezefienne doceni to jednak dopiero po rozprawieniu się z orkiem.

Świńska twarz na pewno nie miał pokojowych zamiarów. Można to było stwierdzić na podstawie obserwacji płonącego płaszcza, który to zrzucił z siebie gnoll.

Między dłońmi damy wirowała już wystarczająca ilość rozgrzanych do czerwoności szrapneli. Jak tylko labrador się usunie z linii ognia, nekromantka rzuci zaklęciem w orka. Rzucone precyzyjnie, odłamki powinny szybko i w miarę bezboleśnie zabić dzikusa.

Styg Sneersnare PW
24 listopada 2013, 22:57
Styg jeszcze przez chwilę nieruchomo stała ze zdobyczą w rękach, by mrużąc oczy próbować dostrzec coś więcej, jednak w końcu wzruszyła ramionami i zaczęła powoli człapać do brzegu.

Widocznie wyspa była zasiedlona... mniej lub bardziej, co nawet było dobre w ich obecnym położeniu, jednak teraz... jedyne o czym marzyła to się położyć w cieple i najeść się mięsem do syta.
Może Styg (przynajmniej jak na standardy swojej rasy) nie miała zbyt silnych myśliwskich instynktów, ale teraz... teraz sam zapach niebieskiej krwi wywoływał o niej radosne podniecenie.

Toteż pomimo znacznej wagi łupu energicznie maszerowała z powrotem do ogniska.
Zgromadzone przy nim towarzystwo w pierwszej kolejności usłyszało jej głośne sapanie, a następnie ujrzało niesionego przez nią mieczogona, którego upuściła w pobliżu ogniska, by od razu ze zmęczenia klapnąć na piasek obok niego.

- Upolowałam nam kolację - rzekła po chwili - ale już niech ktoś inny to oprawi.

Sebastian Walker PW
1 grudnia 2013, 18:27
Znużenie zaczęło powoli dopadać Sebastiana, szczególnie że zostało spotęgowane poprzez bezsilność wynikająca z utraty ekwipunku. Chciał się stąd jak najszybciej wynieść, jednak zdawał sobie sprawę, że Jaszczur pewnie ma rację i najsensowniejszą opcją będzie wyruszenie o świcie, gdy będą zregenerowani i pełni energii.
- Jaszczur ma rację, powinniśmy zaczekać, nie ma sensu szarżować i niepotrzebnie ryzykować. Poza tym, chyba przetrwało nas trochę więcej niż tutaj zgromadzeni, widzieliście resztę? Może warto by było i na nich zaczekać, a następnie razem zaplanować kolejne kroki, gdyż nasza sytuacja jest daleka od idealnej.

AmiDaDeer PW
1 grudnia 2013, 20:23
Inteus na słowa Trallara i Sebastiana westchnął i zamilkł na dobre, wyraźnie przybity zaistniała sytuacją. W międzyczasie przybyła Styg z pokarmem. Ciele rzuciła pod nosem że już za młodu polowała na skrzypłocze przy brzegach Lasu Tulareańskiego, po czym wzięła skorupiaka, wyjęła spod paska na biodrach mały nożyk, usiadła przy ognisku i zaczęła ściągać skorupę, by dostać się do ikry. Wszyscy poczuli specyficzny zapach morskiego jedzenia...

Sneersnare leżała sobie spokojnie, wydychając z nozdrzy słoną wodę i rozciągając nogi, gdy nagle poczuła ostry ból w obu dłoniach. Podniosła je do siebie i ujrzała oparzenia - na nieokrytej łuskami powierzchni dłoniowej lewej ręki i na opuszkach palców prawej. Nie było to co prawda coś bardzo poważnego, ale jednak przedarło się przez płaty naskórne i prawdopodobnie w ciągu najbliższego tygodnia pojawią się w tych miejscach pęcherze.

Po krótkim namyśle wiedźma domyśliła się, skąd są te oparzenia... Gwałtowna reakcja wytworzonego magicznie lodu na morską sól. O ile na powietrzu czy w słodkowodnej Tatalii takie czary nie stanowią zagrożenia dla samego rzucającego, tak tutaj było to właściwie do przewidzenia.

W czasie gdy Inteus przysmażał magią ikrę, a Ciele przeglądała worek z jedzeniem Styg w poszukiwaniu jakichś dodatków do mieczogona, Trallar i Sebastian spostrzegli, jak do brzegu powoli się zbliża jakiś niewielki statek. Choć odległość wynosiła jeszcze jakąś milę jak nie dwie, jak nie więcej, rozpoznali kształt żagli od razu: tylko gnolle ze swoimi miękkimi dłońmi potrafią w taki sposób układać płótno na masztach. Nie widać jednak było żadnej flagi ani godła...

- Kolacja będzie gotowa za jakiś kwadrans. W tym czasie zdąży do nas dojść reszta drużyny. Na razie jednak możemy coś przekąsić z tego worka, zamiast umierać z głodu tylko dlatego, że tamci nie wracają... Jak uważacie? - zapytała elfka, wyciągając z zapasów dwa ugotowane skrzelonogi.

***

Labrador dobył niesfornego miecza niczym upolowanego zwierzęcia, po czym rzucił się na orka z zamiarem przebicia jego serca na wylot. Niestety, oręż gnolla był wciąż niezadowolony z nowego właściciela. W chwili gdy Selawiw zbliżył się do swojego przeciwnika, miecz skierował się w dół i wbił się w ziemię, wywracając Psa Gończego na glebę.

Ork odskoczył od przewracającego się gnolla, który właśnie poleciał za swojego przeciwnika, i rzucił przy tym kolejne zaklęcie w swym prymitywnym języku. W powietrzu rozległ się syk. Labrador nie poczuł co prawda żadnego fizycznego bólu (nie licząc może szorowania pyskiem po piasku i patykach), ale wyraźnie odezwało się w nim coś, co mógłby najprędzej określić jako przygnębienie. Jednocześnie jednak zdawał sobie z tych emocji sprawę, przez co nie miał żadnych problemów z ich kontrolowaniem.

Sezefienne w tym czasie cisnęła odłamkami w świński ryj z zamiarem zakończenia całej walki raz na zawsze. Nim tubylec zdążył nawet pisnąć, szrapnele poprzebijały jego ciało i rozszarpały je na strzępy. Po orku została niezbyt przyjemna kupka krwistego mięsa. Jakimś dziwnym trafem Selawiw nie dostał ani jednym odłamkiem.

Zapanowała cisza. Gnoll podniósł się i spojrzał na pannę Vitali, po czym razem poczęli rozglądać się po okolicy. Sieć, ryby, pochodnia, kamienie i maczuga leżały nieruszone, podobnie jak zostawiony przez Labradora niedaleko martwy krab. Przy piracie obok gnolla suszyły się brutalnie wyrwany (prawdopodobnie przez orka) z ucha kolczyk, mały woreczek oraz spory półhak.

Nieco ogłuszony Selawiw ujrzał kilkadziesiąt metrów stąd parę nieco uszkodzonych skrzyń pozostawionych bezwładnie przez morze na brzegu. Sporej wielkości pudła prawdopodobnie pochodziły z ładowni jakiegoś większego statku. Żadne z nich nie wyglądało na otwarte.

Nekromantka zaś usłyszała, jak spośród gąszczy wydobywają się hałasy przypominające zbliżający się tłum...

Belegor PW
1 grudnia 2013, 22:21
Trallar odrzekł:
-Byle szybko, szykuje się nam towarzystwo. Ta wyspa nie jest taka bezludna jak nam się wydawało. Niedługo mogą przypłynąć tu gnolle. Być może z jaszczuroludźmi. Pewnie miejscowe plemię, nie posiada ani herbu, ani godła. Inteus! Ty się najbardziej przydasz, gdy dojdzie do walki. Ciele, zjedz coś na szybko i poleć po Selawiwa i nekromantkę. Przyda się nam niedługo każda para rąk. To nie będzie spokojna noc.

Styg Sneersnare PW
2 grudnia 2013, 18:52
Styg syknęła z bólu, ale już nie żaliła się towarzyszom, jutro z rana spróbuje jakoś temu zaradzić, teraz ograniczyła się do ostrożnego owinięcia poparzonych miejsc pasmami materii, które miała wokół nadgarstków, nie były specjalnie czyste, ale lepsze to niż nic.

-Może Inteus najbardziej przyda, ale ja nie zamierzam zostać w tyle - odparł zawadiacko powoli wstając - mamy dość zapasu drewna? - zapytała, a widząc zdziwienie towarzyszy dodała wskazując na ognisko - po co wyczarowywać ogień, kiedy mamy go pod dostatkiem? Myślę, że wspólnymi siłami będziemy mogli zasypać istnym deszczem ognia każdego kto... będzie chciał nas zaatakować!

Selawiw PW
4 grudnia 2013, 19:16
Gnoll nie słyszał hałasów. Najwyraźniej szorowanie po piasku lekko go przytłumiło. Zwłoki orka wrzucił do morza. Gnicie na słońcu i bycie dziobanym przez ptactwo było słabą opcją w porównaniu z porwaniem przez fale morskie. Labrador upiekł w ten sposób dwie pieczenie na jednym ogniu. Jednocześnie pochował prowizorycznie orka, ale i pozbył się ciała. Lepiej byłoby uniknąć sytuacji bycia przyłapanym teraz przez jakiegoś innego orka, gdy jego "kumpel" leży sobie w stanie krwawej brei. Taki scenariusz był bardzo prawdopodobny.

Zajął się przeszukiwaniem skrzyń mając nadzieję na znalezienie prowiantu. O woreczku nie warto nawet wspominać. Labrador nie przepuściłby nigdy okazji na coś darmowego.
- Dobra robota. - pochwalił Sezefienne. - Mogłabyś opatrzeć mi rany?

Sezefienne Vitali PW
5 grudnia 2013, 21:08
- Dosyć szybko zacząłeś zaufanie swe pokładać w żywych zmarłych. - zachichotała przyjaźnie nekromantka, wychodząc zza krzaków. Zbliżywszy się do gnolla, obejrzała go dosyć pobieżnie i stwierdziła - Nie widzę żadnych poważnych uszkodzeń ciągłości ciała, tylko kilka drobnych oparzeń tu i tam... Nie jestem specjalistką od tego typu obrażeń, ale... - dama zgarnęła nieco sadzy znad brwi palcem i wysmarowała na labradorze kilka dziwnych, magicznych symboli w pobliżu każdego oparzonego miejsca. Wtedy symbole zaświeciły się nieco, co z początku mogło spłoszyć nieco pacjenta, ale wtedy symbole zgasły, a magiczny, błękitny blask przeniósł się na poparzone obszary ciała. Uczucie było przyjemne, kojące i nieco chłodne. - Zaklęcie uśmierzające ból oraz słaby urok obniżający temperaturę powinny pomóc na pieczenie. Pieczęcie również nieznacznie zmieniają przepływ energii życiowej w twoim ciele, w założeniu powinno to przyspieszyć regenerację uszkodzonych tkanek, ale po raz pierwszy stosuję to zaklęcie w ten sposób. By rozproszyć zaklęcie należy zetrzeć pieczęcie. Jeśli zaczniesz czuć się dziwnie, zrób to bez wahania. Poza tym na twoim miejscu i tak dałabym na to zerknąć komuś, kto się zna na prawidłowej sztuce uzdrowicielskiej. - Stwierdziła, przyglądając się subtelnemu blaskowi na poparzeniach, by upewnić się, że nie sknociła nic ze strukturą zaklęcia i pieczęci.

Sezefienne rozejrzała się po okolicy. Dostrzegłszy pudła stwierdziła - Będzie trzeba poinformować innych o tym znalezisku. Sporo tego, sam byś tego nie dał rady przenieść... Eh, nie dość, że moi służący się gdzieś wytracili, to wykazawszy się nierozwagą, poszatkowałam orka, którego w innej sytuacji mogłabym ożywić by pomógł nam z przeniesieniem tego załadunku... No cóż, na razie chwyćmy co się da i wróćmy do pozostałych... - rzekła, po czym pochyliła się (nieznacznie, gdyż gorset) nad łupem. - Zaraz. Czy to nie jest przypadkiem miecz tego niepozornego młodzieńca, którego również tutaj wyrzuciło? - zamrugała nieco zaskoczona, rozpoznając fascynujący artefakt, który należał do Sebastiana.

Zdając sobie sprawę z tego, że obiekt najwidoczniej jest obdarzony chimeryczną osobowością, postanowiła podnieść miecz za pomocą magii. Utkała ona niedużą, magiczną siatkę, którą spróbowała opleść miecz. Jeśli obiekt reaguje tak gwałtownie tylko na rzeczywisty dotyk, a nie na pola magiczne, to nekromantka powinna być w miarę bezpieczna...

Jednocześnie do uszu Sezefienne dotarł ten narastający hałas - Ej, a ty też to słyszysz? Jakoby coś się zbliżało... -

Selawiw PW
7 grudnia 2013, 16:32
- Gdybyś nie była nekromantką, to bym Ci już dawno temu zaufał. - odpowiedział z tajemniczym uśmieszkiem.

Najwyraźniej medyk faktycznie się przydał na misji poszukiwawczej. Gnollowi przypomniała się jego młodość na statku. Razem z Voy byli jednymi z młodszych załogantów i na swój sposób wychowywali się razem. Wielokrotnie kłócili się jak rodzeństwo. Czasami kończyło się to szturchnięciami, a czasami burdą rozbawiającą ich towarzyszy. Załoga śmiała się widząc okładanego przez Voy gnolla i nawet kapitan zdawał się delikatnie uśmiechać. Po drobnej rozróbie okrętowy medyk zawsze pomagał dojść szczeniakowi do siebie i częstował go rumem.

Nie, nie, nie... Głupi gnoll, nie myśl o niej w tych kategoriach. To absurd! Szybko zapomnij o tym. To zła, podła i zdradziecka nekromantka... która tylko szuka akceptacji, spokoju, braku podejrzeń i próbuje realizować swoje marzenia, prawda?

Selawiw przestał myśleć o swoim nowym pomyśle, gdy usłyszał o mieczu. Ten był dziwnie intrygujący, ale jeszcze ciekawsze okazało się trafna uwaga nekromantki na temat dźwięków, które gnoll dopiero teraz usłyszał. Labrador zaczął pociągać nosem. Swój węch przekładał nad słuch każdej innej istoty.

- Co robimy? Zdążymy wrócić do naszych przed zmrokiem? Jesteśmy lekko zmęczeni chodzeniem i walką. Tobie przeszkadza jeszcze ta suknia, a mi skrzynie do dźwigania. Nie lepiej będzie szybko zaszyć się w głębi wyspy, przespać się i wrócić rano? Jeśli się pośpieszymy, to może zdążymy umknąć... temu czemuś, co pewnie nie jest przyjaźnie nastawione.

Sebastian Walker PW
9 grudnia 2013, 23:03
Sebastian wstał i odruchowo sięgnął po miecz, jednak ręką szybko natrafiła na pustkę. Zacisnął bezsilnie pięść i spróbował się przyjrzeć dokładniej okrętowi, może uda mu się wypatrzyć coś charakterystycznego. Chwycił kawałek jedzenia podarowany mu przez elfkę i zaczął szybko zjadać swoją porcję - wolał zregenerować chociaż trochę sił przed kolejnymi, niekoniecznie miłymi, przygodami.
- Macie może jakąś zapasową broń? - zwrócił się do zebranych po przełknięciu ostatniego kęsa - Obawiam się, że nasi nowi towarzysze niekoniecznie muszą mieć przyjazne zamiary, a wolałbym móc się jakoś bronić w razie czego.

Sezefienne Vitali PW
10 grudnia 2013, 16:31
- Czy zwykłym twym zwyczajem jest tracenie instynktu samozachowawczego, czy jest to wywołane tamtym uderzeniem o grunt, które doznałeś? - rzuciła nekromantka przyjacielsko - W gąszczu się nam polecasz przechować przed tym, co właśnie z tego gąszczu przepastnych głębin do nas powoli wypływa. - stwierdziła, wskazując na kierunek, z którego nadchodzi ten dźwięk.

- Winniśmy wrócić. A wpadłam na pomysł, coby mieć większą szansę na dotarcie do pozostałych zanim się ściemni, a zarazem więcej tych pudeł wziąć... - mówiła, rysując magiczne symbole sadzą na pudłach - Zaklęcie spowolnionego spadku powinno sprawić, iż mniej nam będą ciążyć te skrzynie na rękach. - symbole na pudłach zabłysły, a dama by sprawdzić skuteczność zaklęcia, sama podniosła jedno z nich. Działało. Może nawet uda im się przytargać te wszystkie pudła za jednym razem. Dama na chwilę jednak odłożyła to pudło i wysmarowała na gnollu kolejny symbol, a później dotknęła identycznego znaku na swej sukni - A to sprawi, iż nasze kroki szybszymi będą i mniej nas zmęczą... Teraz. Bo gdy zaklęcie się wyczerpie, odciśnie ono na nas piętno zmęczenia. Nikomu nie udało się jeszcze obejść tej zasady... Lecz cóż poradzić na to, lepiej byśmy przed zmrokiem wrócili, choćby za taką cenę. - stwierdziła, aktywując zaklęcie na sobie i na gnollu.

AmiDaDeer PW
10 grudnia 2013, 18:17
Ciele wyciągnęła z worka jeszcze trochę jedzenia, po czym pobiegła posłusznie szukać Selawiwa i Sezefienne. Inteus odłożył skorupiaka i podał Sebastianowi dwa toporki do rzucania, które wcześniej znalazł Clawstrong, po czym zwrócił się do Styg:

- Drewna tu za dużo nie było, wszystko co leżało w okolicy, zdaje się, poszło na ognisko.

Wiedźma spojrzała na płonącą stertę patyków. Można byłoby zrezygnować z paru, może parunastu odłamków, ale nie więcej.

Statek właśnie zakotwiczał. Teraz wszyscy mogli dostrzec, że na tym statku przybyły same gnolle w grupie 14 różnie umaszczonych osobników. Załoga jednak nie wyglądała na zdziczałych mieszkańców wyspy, a na całkiem ucywilizowaną rasę. Większość z nich to byli mężczyźni, ubrani w ciężkie, jakby wojskowe kaftany. Trzy kobiety, co ciekawe, również nosiły jakby wojskowe stroje, a jedna z nich, stosunkowo wysoka brunatna samica, była do tego obwieszona wieloma naszyjnikami i bransoletami. Ona jako pierwsza wyskoczyła za burtę na mieliznę i wolnym krokiem szła w stronę plaży, przyglądając się grupie przy ognisku. Za nią poszło siedmiu członków załogi.

Po chwili gnollica wraz ze swoją grupką stanęła w odległości kilkunastu metrów od drużyny będącej pozostałością po Kastorze. Wszyscy byli uzbrojeni w sporej wielkości korbacze.

- Kim jesteście i co tu robicie? - odezwała się donośnie najwyraźniej przywódczyni grupy. Jej głos był stosunkowo niski, ale przy tym charyzmatyczny i dominujący.

Walker, przyglądając się wciąż statkowi, spostrzegł że na pokładzie znajdują się skrzynie z dziwnymi, fioletowymi owocami przypominającymi nieco jabłka. Do tego jeden z gnolli siedział i cerował jakiś czarny kawał materiału. Majtek mógłby przysiąc, że przez chwilę ujrzał na nim wizerunek amfisbaeny - węża o dwóch głowach na dwóch końcach ogona. Obok cerującego leżała zaś jakaś ciemnozielona flaga.

***

W chwili, gdy Sezefienne i Selawiw, po pierwszej nieudanej próbie ich otwarcia, podnosili skrzynie (a były takowe cztery) i kierowali się z nimi w stronę reszty drużyny, nagle usłyszeli jak szelesty i odgłosy w krzakach... zaczęły się od nich oddalać w stronę reszty grupy, jakby równolegle do plaży. Widocznie gnoll i nekromantka nie byli celem tubylców.

Kiedy zdezorientowana para nasłuchiwała odgłosy, które coraz bardziej zdawały się od nich oddalać nagle ujrzeli jak do nich biegnie znana już im blondwłosa elfka. Ciele zamachała do nich przyjaźnie i zatrzymała się tuż przed nimi, szybko łapiąc oddech.

- W naszą stronę podpływa właśnie jakiś statek. Wygląda na to, że są na nim tubylcy. Musimy szybko... - elfka nie dokończyła, gdy usłyszała oddalające się za nimi hałasy w gąszczu. Zaskoczona spojrzała na pannę Vitali i Labradora pytająco.

Belegor PW
10 grudnia 2013, 18:30
Trallar wyszedł przed innych i odpowiedział gnollicy:
-Jesteśmy rozbitkami Wąsonoga. Okrętu zwiadowczego, który został zniszczony przez potwora morskiego podczas bitwy z nieumarłymi. Ja jestem Trallar, sauria obok mnie to Styg, ludzie zaś obok mnie to Inteus i Sebastian. Nie wiemy ilu jeszcze przeżyło. Po za nami są jeszcze 3 osoby, które powinny zaraz wrócić. Woda nas tu zebrała. To wasze ziemie? Wiecie gdzie my jesteśmy?

Uważnie przypatrzył się gnollicy. Jej strój i postawa sugeruje iż jest przywódczynią tego oddziału, jeśli nie klanu. Obecność gnolli sugerowała mu okolicę Tatalii, lecz wiedział, że pojedyncze plemiona żyły rozproszone po różnych wyspach. Zapytał się:
-Znasz nasze imiona, czy możemy zatem się dowiedzieć z kim mamy do czynienia?

Styg Sneersnare PW
11 grudnia 2013, 12:26
Styg wychodząc z założenia, że lepiej wypaść na dobrzę zorganizowaną grupę nic już nie mówiła, tylko stanęła prosto z założonymi rękoma łypiąc to na grupę osmiu gnoli to na ognisko, oceniając odległość miedzy nimi. Mimowolnie podczas tych kalkulacji zaczęła przytupywać stopą w rytm trzasków ognia, jednak była dosyć spokojna.

Na razie sytuacja rozwijała się całkiem nieźle.

AmiDaDeer PW
13 grudnia 2013, 23:25
Gnollica po pierwszych słowach Trallara zdawała się go już nie słuchać. Źrenice się jej zwęziły, jak gdyby usłyszała słowo, które mówi jej coś niedobrego, ale nie do końca wiedziała co. Opuściła lekko głowę i zaczęła się zastanawiać.

- Lanya... to znaczy: kapitanie - chwilę ciszy przerwał chrypiącym głosem gnoll po prawej od przywódczyni.
- Wąsonóg - rzekła gnollica. Zniżyła głos, lecz rozbitkowie wciąż mogli ją usłyszeć wyraźnie. - Czy nie mówi ci coś ta nazwa?
- Chyba nie... a... zaraz...
- Krążyły niedawno plotki, że to nowy statek Voy...

Gnoll spojrzał na nią zdumiony i zaklął pod nosem:
- Jebane mątwy, a przecież nasz szpieg nas... - ale nie dokończył zdania, jak Lanya obrzuciła go wściekłym spojrzeniem. Stulił uszy i zamilkł.

- Czy jest tu z wami wasz kapitan? - zapytała gnollica Trallara i Styg, a reszta załogi przyjrzała się jaszczurom nieufnie.

Belegor PW
14 grudnia 2013, 00:05
Trallar słuchał o czym uważnie "szeptały" gnolle. Widocznie znały Voy i miały tam szpiega jak wynikało z ich rozmowy. Postanowił nie wymieniać imienia saurii i odpowiedział:
-Nie. Najprawdopodobniej kapitan nie miał tyle szczęścia co my i nie przeżył, albo morze zabrało gdzie indziej. Wiekszość załogi wcześniej zginęła z rąk nekromantów i ich armii gdy nas zaatakowali. Czy teraz łaskawie odpowiesz na nasze pytania przywódczyni gnolli? Gdzie jesteśmy i kim wy jesteście?

Styg Sneersnare PW
14 grudnia 2013, 20:51
Jeśli chodzi o posyłanie krzywych spojrzeń to w tej kwestii Sneeesnare nie pozostawała dłużna gnolom, nadrabiała przy tym zajętego "panią kapitan" Clawstronga, a nawet powoli zaczynała dominować całą siódemkę.

Świdrujące spojrzenie, zmrużone powieki, lekkie odsłonięcie kłów i kolejny sierściuch spuszczał głowę, co prawda zaraz ją podnosił, gdy tylko saurina zaczynała krzyżować spojrzenia z następnym futrzakiem, lecz gdy w oczach Styg stanęły migoczące iskry to nagle wszyscy załoganci poczuli palącą potrzebę podziwiania ściemniającego się nieba.

Ta zmiana w spojrzeniu wieźmy była spowodowana tym, że pod wpływem reakcji towarzystwa zaczęła powolutku uwalniać swoją mocą, zestrajając swoja aurę z polem magicznym wokół ogniska, dzięki czemu resztki jej zasobów many ulegały pobudzeniu do "bardziej ognistej formy", ubocznym skutkiem tego była zmiana w jej źrenicach.

Poza tym nawet nie ruszyła się o krok.

AmiDaDeer PW
17 grudnia 2013, 18:32
Gnollica przez chwilę wpatrywała się w Trallara tępo, ruszając bezgłośnie wargami, jakby zbierała myśli w celu wydobycia z siebie jakichś słów. Jej załoga zerkała na siebie niepewnie, wyraźnie oczekując reakcji ich przywódczyni. Intensywna cisza panująca na plaży przez ponad 10 sekund była bardziej niezręczna niż można było się tego spodziewać. Nawet wściekły wzrok Styg nieco złagodniał, choć wiedźma wciąż czuła pobudzenie magiczne wywoływane ogniskiem.

Nagle gnollica rozpromieniła się i rozluźniła ręce w przyjaznym geście.

- Wybaczcie mój nietakt, nie spodziewaliśmy się w ogóle tutaj przybyszów z Tatalii, stąd nasze zmieszanie - ukłoniła się teatralnie. - Jestem Lanya, kapitan Wesołej Beczułki, a to moja załoga. Na co dzień zajmujemy się handlem. Ta wyspa nie figuruje na większości map, toteż nie ma własnej nazwy, ale my osobiście lubimy ją określać "bazą wypadową" - spojrzała na resztę gnolli z uśmieszkiem. Te zachichotały, w typowy dla tej rasy sposób wyciągając pyski ku niebu.

- Mam nadzieję, że wasi towarzysze nie wyruszyli wgłąb dżungli? Jeżeli już trzeba, to najlepiej się poruszać wzdłuż plaży. Wśród drzew znajduje się nasz mały fort, w czasie dłuższych podróży służy nam za miejsce odpoczynku, załadowania prowiantu oraz zmiany warty. Pewnie gdyby jakiś z naszych was zobaczył, nie czekałby na rozkaz zlikwidowania intruzów - jej głos wcale nie zmienił barwy, wciąż brzmiała tak, jakby to było dla niej zabawne. - Poza tym gdzieś niedaleko znajduje się jakaś świątynia czy inne miejsce kultu orków. Dzikusy, ale znają magię, więc trzeba mieć się na baczności - na te słowa Inteus przełknął ślinę i spojrzał w krzaki, a spojrzenie jego pełne było trwogi.

- No, ale z nami nic się wam nie stanie - gnollica wyszczerzyła kły i zrobiła parę kroków do przodu, a pozostałe gnolle opuściły broń nieco zmieszane. - My znamy tę wyspę jak własną kieszeń, więc nie stanie się wam żadna krzywda. Zatem gdzie znajduje się reszta waszej załogi? W końcu się ściemnia, a nie chcemy was zostawić na pastwę żyjących tutaj dzikich bestii. W naszym forcie zaś zawsze się znajdzie miejsce dla paru osób.
strona: 1 - 2 - 3 ... 11 - 12 - 13 - 14 - 15
temat: [RPG] Might and Magic: Echo porażki

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel