Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Might and Magic: Echo porażki
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2 - 3 ... 10 - 11 - 12 - 13 - 14 - 15

Styg Sneersnare PW
30 października 2013, 22:04
Na widok mikstury oczy sauriny zabłysły z radości, szybko wzięła flaszkę, upewniła się, że nie uległ rozszczelnieniu, po czym ostrożnie go otworzyła, powąchała, a następnie następnie upiła odrobinę uważnie go smakując. Po czym szeroko się uśmiechnęła czując znajomy słodkawy smak wanilii o wyraźniej żelazistej nucie krwi.

- Ta księga i bryłka raczej do mnie nie należą... w przeciwieństwie do tej torby z prowiantem - dodała wskazując na nią palcem - pod tymi wszystkimi ich muszlami powinno się znaleźć jeszcze kilka podpłomyków... o ile przez wodę nie rozmiękły na papkę, później zobaczymy - dodała tonem wyraźnie wskazującym na to, że nie zgłasza miałkich pretensji o jedzenie - teraz polecam wam wziąć sobie po łyku mojego dzieła, co prawda zrobiłam ją z myślą o otwartych ranach. Jednak myślę, że przyniesie ulgę naszym poobijanym ciałom - dodała biorąc kolejny łyk, po czym podała butelkę jaszczurowi.

-Weź łyk i podaj dalej, może to niewiele, ale powinno wystarczyć... w końcu mamy "tylko" siniaki - dodała Styg lekko się krzywiąc, gdy poczuła pierwsze, dosyć nieprzyjemne efekty działania swojej mikstury.

Belegor PW
30 października 2013, 23:13
Dzięki- odrzekł Trallar, po czym wziął łyk eliksiru i podał Inosteusowi. Gdy ten podał dalej on rzekł do grupy:
-Ja pójdę zobaczyć druga stronę plaży. Pilnujcie ognia i... sprawdźcie co z tym z kaprawym okiem. Widocznie jeszcze się nie ocknął z szoku.
Nie czekając na ich reakcję ruszył w drugą stronę plaży mając nadzieje znaleźć przynajmniej kilka strzał i skrzynkę z zapasami.

Selawiw PW
1 listopada 2013, 18:49
Trup to trup, nie dam się omamić... Przyznam jednak, że jest inteligentniejsza od przeciętnego nekromanty.

- Dziękuję za poradę od eksperta. Masz sporą wiedzę w zagadnieniach magii mroku. - podziękował gnoll i pokłonił się w delikatnie w geście szacunku. Nawet jeśli rady Sezefienne nie okazały się zbyt pomocne i wykraczające poza domysły Selawiwa, to jednak wolał odwdzięczyć się kulturą.

Pies Gończy szedł dalej. Narzucił kobiecie szybkie tempo, ale nie specjalnie się tym przejmował. W pewnym momencie musiał ominąć spory kawałek płótna ze statku, który wyrzuciło morze. Labrador poradził sobie z przeszkodą bez problemu. Widząc jednak, że Sezefienne ma lekki problem instynktownie pomógł kobiecie podając jej łapę. Lekko go to zakłopotało i zdenerwował się własną dobrocią wobec nekromantki. Wydawało mu się, ze Sezefienne zauważyła jego zawstydzenie. Postanowił zmienić jej punkt zainteresowań i wrócił do rozmowy.

- To nie tak, że brzydzę się nekromancją dla samej zasady. Zwykłe zabijanie lekko mnie obrzydza, gdyż sama idea pozbawienia kogoś wszystkiego w jednej chwili wydaje mi się okrutna. Dopuszczam się tego tylko w ostateczności, gdy najmujący płaci dużo, ofiarą jest kawał drania lub... gdy po prostu sam muszę walczyć o życie. Za coś gorszego uważam jedynie przywrócenie kogoś na świat w postaci sługi-ożywieńca, który jest pokraczną marionetką na usługi swego pana i musi wbrew swej woli wykonywać jego chore polecenia. Praktycznie zawsze służy to zabijaniu żywych i pokracznym, bezcelowym eksperymentom. To jak zmusić aktora na powrót na scenę, by ponownie męczył się z tą samą rolą. Wszystko to tylko dlatego, bo "przedstawienie musi trwać". Zaprawdę marna to musi być sztuka.

Gnoll przewidywał, że nie przekona nekromantki. Nie miał zamiaru jednak dzielić się z nią przemyśleniami z dobroci serca, lecz bardziej chciał ją sprowokować na gruncie ideologicznym. Wtedy pozna ją prawdziwą naturę. Miał jednak wrażenie, że może być mniej groźna niż się spodziewał.

A może dobrze się maskuje?

- Jak widzisz nie lubię pozbawiania życia i jego przywracania. Nie lubię jednak prawie tak samo idei państwa. Ty chyba też nie, prawda? Bracada i Deyja nie okazały się takie jak być powinny. Mam podobne rozczarowania z państwami Antagarichu. Erathia pozbawiła mnie załogi, Deyja oka, a Krewlod rozczarował mnie okrucieństwem. Rodzinna Tatalia odesłała mnie w beczce na pełne morze zaraz po urodzeniu. Potem prowadziłem karczmę i widziałem chciwość tatalijczyków. Tamten Jaszczur co się z nami rozbił może opowiedzieć Ci także jak pozbawiono go należnej mu chwały. Właściwie to jedynie Bracada jakoś uszła, choć to nie był kraj dla mnie. Ciepłe wspomnienia mam z ziem krasnoludzkich, ale one nie mają państwa. Zadziwiająca zależność!

Labrador obserwował bacznie nekromantkę i kontynuował.

- Dlatego też strasznie bawiła mnie sama idea tej misji. Artefakty może i istnieją, ale stworzenie nowego państwa to mrzonka, idealistyczna wizja głupca. W obrębie funkcjonujących obok siebie państw nie da się utworzyć czegoś co zapewniałoby wolność i jednocześnie bezpieczeństwo. Dlatego dziwię się, że twórcy tej nieudanej misji nie myśleli raczej o stworzeniu anarchistycznego Antagarichu, gdzie panuje wolność, a majątek i bezpieczeństwo wypracowuje się samemu.

Sezefienne Vitali PW
1 listopada 2013, 22:48
- Jak już mówiłam, nie doszłam do niczego odkrywczego w tej dziedzinie. - odparła nekromantka. - Dziękuję! - obdarzyła Labradora niemal ciepłym uśmiechem, kiedy ten wykazał się dobrym wychowaniem i kulturą. Wszak przemieszczanie się w sztywnym gorsecie samo w sobie nie jest wygodne, a praktycznie uniemożliwia wykonywanie tak akrobatycznych wyczynów.

- Jak wszyscy wiemy, każdy ma własny gust jeśli chodzi o sztukę. Ja akurat od najmłodszych lat widziałam śmierć. Ojciec był grabarzem, matka siedziała w tym samym biznesie. Śmierć nie taka straszna jak ją zawsze malują. Ludzie zawsze umierają. Każdy za życia jest byle łątką w czyjejś sztuce, a jak za życia to i po śmierci. Ten świat jest okrutny. Nie tylko zasady śmierci ale i życia. By żył jeden, musi zginąć inny. Takie oto są prawa pożywienia... - objaśniała, lecz okazywała swoje oburzenie przyspieszając kroku.
- A czemu ludzie mają takie a nie inne zdanie o nekromancji? Bo kilku bezwzględnych psychopatów odbiło się najgłośniej w historii powszechnej. Nie zdziwię się jeśli zapytany o największych nekromantów wymieniłbyś tych najbardziej nielubianych w wewnętrznych kręgach, z niejakim Sandro na czele! Tak wyobraź sobie, że w społeczności tacy wielcy zdobywcy nie są wychwalani ani nawet lubiani. A czemu? Bo tacy to zwykłe, egoistyczne dupki! Takie, które idą na łatwiznę i w dodatku zapominają o prawdziwym celu nekromancji... - melancholia ustąpiła miejsca wręcz irytacji.

- Myślałeś, że celem tej nauki jest wyłącznie stawianie sobie motłochu pachołków? To ja tobie powiem, że to najbardziej prymitywne i najpłytsze rozumienie tej sztuki. Ba! Tak rozumiane to ledwo rzemiosło kuglarzy! Prawdziwym, odwiecznym celem nekromancji jest właśnie zwyciężenie śmierci. By życie nie zostało okrutnie przerwane w jednej chwili. -

Dama zatrzymała się i spojrzała na gnolla - I taki jest cel moich badań. Eksperymenty nie mogą być bezcelowe. Jak każdy inny walczę o życie, tyle że po życiu. - stwierdziła chłodno, po czym westchnęła głęboko, rozglądając się. Dopiero teraz przypomniało się jej, że mieli szukać jakichś przydatnych rzeczy. Rozejrzała się więc, jednak dalej kontynuowała - Ale może jednak jestem tylko niepoprawną marzycielką. Może nekromancja musi pozostać tabu aż do momentu, gdy któryś z nekromantów zostanie zapamiętany nie za podboje, ale za osiągnięcia w dziedzinie walki ze śmiercią...

Racja, nie zastanawiałam się nad tym, jakie by było to państwo, które nam obiecali. Ale nie jestem jak Sandro. Mi chłodne kalkulacje przysłonił piękny sen... Ale każdy musi w coś wierzyć, czyż nie?
- zakończyła, patrząc w puste niebo. Gnoll wywarł na nią dziwny wpływ, zmuszając ją do zastanowienia się nad kwestiami, o których wcześniej w ogóle nie pomyślała...

Styg Sneersnare PW
2 listopada 2013, 14:33
Styg jeszcze przez chwilę ogrzewała się przy ogniu, jednak w końcu westchnęła i wstając rzuciła w kierunku towarzystwa, ze idzie pomóc Clawstrongowi.

-W sumie sama miałam zaproponować przeszukanie drugiej strony plaży - rzekła doganiając towarzysza - toteż ci pomogę, później moglibyśmy przeszukać trochę te zarośla, może udałoby mi się znaleźć kilka użytecznych roślin, a poza tym... - tu zawahała się na chwilę spuszczając wzrok ku ziemi - dzięki, że mnie tahałeś w te i wewte na tym statku.

Belegor PW
2 listopada 2013, 19:53
Trallar odwrócił się do Styg i odparł:
-To nic. Czego się nie robi dla swych towarzyszy, nie? Powiem ci szczerze, nasza sytuacja jest beznadziejna. Z wojowników jedynie Selawiw jest w stanie walczyć, ja nie mam strzał, a bez młota i porządnej kuźni nie wykonam żadnej strzały. Jesteśmy zdani zatem na magów. Mamy ich czterech, łącznie z Tobą. Problem w tym, że jeden z nich to nekromantka, a motywy reszty poza Tobą nie są jasne. Tajemnicą jest również ten jednooki człowiek, jeśli jest chory będziemy musieli go zostawić lub... ulżyć w cierpieniu. Nie wiemy gdzie jesteśmy, co tu znajdziemy, ani jak stąd się wydostać...
Na chwilę przerwał swój wywód i zastanowił się. Nagle zabłysły mu oczy i zapytał Styg:
-Jesteś wiedźmą, znającą się na magii wody, tak? Pamiętam, że istniało pewne zaklęcie, z tej dziedziny, które pozwalało na przyzywanie wolnych okrętów. Skoro więc jesteś obeznana w tej dziedzinie, to znasz również i to zaklęcie? Czy potrafiłabyś przyzwać okręt? Uratować nas?

Styg Sneersnare PW
2 listopada 2013, 21:49
Styg przez chwilę rozważała słowa jaszczura.

-Masz na myśli jedno z tych "armijnych" zaklęć? Niestety muszę cię zmartwić, do ich rzucania potrzebne są tak zwane "księgi zaklęć" w których odpowiednie zaklęcia są wręcz ryte. Do takiego utrwalania potrzebna jest cała gildia magów, a sama księga też swoje kosztuje... za jej cenę postawisz przyzwoitą karczmę, jednak za to nawet największy ignorant może pokusić o ich używanie... a te zaklęcia ofensywne - rozmarzyła się Styg - jest w nich moc... jednak jak widzisz, obecnie nie posiadam takiej, a ponadto taki okręt trzeba wcześniej odpowiednio "naznaczyć" - dodała z westchnieniem - jednak nie popadaj w pesymizm, myślę, że w razie potrzeby uda nam się zrobić jakieś namiastki broni - dodała z pocieszającym uśmiechem.


Belegor PW
2 listopada 2013, 22:10
Trallar westchnął:
-Eh...masz rację, to był szalony pomysł. Gdyby to było tak proste, to dawno byśmy to zrobili. Cóż, pozostaje nam szukać tego co pozostało, oby fortuna nam sprzyjała. Miejmy nadzieję, że to nie wyspa, a brzeg kontynentu. Wtedy łatwiej wrócimy do domu. Eh... a miałem nadzieję, że znajdziemy tą broń i będę w stanie jej użyć do odrodzenia Tatalii.

Selawiw PW
3 listopada 2013, 14:42
- Jesteś niepoprawną marzycielką. - przytaknął nekromantce gnoll, choć nie był pewny czy nie był to bardziej komplement niż obelga. - Każdy w swoim życiu natknie się na moment, gdy jego marzenia i cele życiowe okażą się niemożliwe do zrealizowania. Jeszcze jako szczeniak pragnąłem zostać największym z piratów, który przemierzy wszystkie morza i zdobędzie fortunę. Szybko jednak uświadomiłem sobie, że w tym fachu umiera się szybko i nie da się dorobić tak łatwo. Wielu członków naszej załogi ginęło na moich oczach. Walki z innymi piratami, flotą Erathii i rabowanie pomniejszych jednostek szmuglujących towary z Tatalii nauczyły mnie, że na drugim statku inni też chcą przeżyć oraz mają swoje marzenia. Najgorsze jednak było jak moi przyjaciele z "Skradzione Beczki" ginęli w bardziej pospolity sposób niż walce. Tropikalne choroby, wypadnięcie za burtę podczas sztormu, a nawet pożarcie przez jakiegoś pomniejszego potwora morskiego. Wtedy nauczyłem się, że jedynie zdrowie i życie moich towarzyszy jest ważne.

Gnoll wyraźnie posmutniał.

- Chciałbym wielu z nich zwrócić życie, ale nie mógłbym ich skazać na pozbawione sensu trwanie w rozkładającym się ciele. Byłoby to zaprzeczenie pirackiego życia. Nie widzę także możliwości przeskoczenia tego problemu. Nie da się pokonać śmierci i żyć wiecznie w takiej samej formie jak za życia. To idealistyczna mrzonka. Równie dobrze moglibyśmy chodzić po księżycu. Nie wierzę też w byty boskie i nie widzę żadnej szansy na obejście problemu życia i śmierci. Nawet taki pół-gnoll jak ja który bardziej śmierdzi rybą niż bagnem zdaje sobie sprawę, że nie da się oszukać śmierci, a wszystkim rządzą brutalne prawa natury.

Labrador skrzywił się na swoje słowa. Chciałby się łudzić, że coś po śmierci jest, a jego egzystencja ma głębszy cel od "znajdę przyjaciół i wrócę do żeglugi". Gdy przypomniał sobie jednak twarz Voy od razu odrzucił wątpliwości i wszelkie wątpliwości zniknęły.

Szedł wraz z nekromantką jeszcze długo, aż w końcu zaczęło się delikatnie ściemniać, a bryza zrobiła się wyraźnie chłodniejsza i gwałtowniejsza. Selawiw był już o wiele pozytywniej nastawiony do Sezefienne. Pomyślał o tym, że może jej być zimno - przykrył ją więc swoim płaszczem. Potem nucił pod nosem melodię jakiś zbereźnych szant i zauważając małego kraba wychodzącego z fal postanowił szybko zabić zwierzaka. Na początku zwierzak dziabnął gnolla w łapę. Ten zawył i z trudem powstrzymał kilka soczystych obelg. Najwyraźniej aura wyższości Sezefienne hamowała go przed tym skutecznie. Potem jednak szybko pozbawił zwierzątko życia.

- Pancerz ma gruby, ale pod nim powinny być kawałki soczystego mięska. Może przejdziemy się jeszcze trochę i zrobimy postój? Upiekę skorupiaka na ognisku i przyrządzę go, że będziemy mieli małą ucztę. Jaszczury nie muszą nic wiedzieć o tym. - zachęcił gnoll. - Potem zdecydujemy czy wracać do naszych, iść dalej lub pozostać tutaj na noc przed zapadnięciem zmroku.

Sebastian Walker PW
3 listopada 2013, 22:06
Sebastian poczuł, jak nogi odklejają mu się od pokładu i wędruje prosto w stronę wody. Zanim jednak poczuł lodowate morze, wyrżnął głową o barierkę.

***

Starzec wszedł do biblioteki swoim powolnym krokiem. Wydawał się jednak bardziej blady niż zazwyczaj.
- Chłopcze, ile czasu zamierzasz spędzać w tej bibliotece, co? Wyjdź na zewnątrz, zaznaj trochę życia, na książki przyjdzie jeszcze czas.
Sebastian parsknął z irytacją.
-Nie ma czasu! Ileż razy mam ci powtarzać, dziadku. Rozejrzyj się wokoło - nie widzisz, co się dzieje? Inwazje Kreegan, mroczne kulty, wyniszczające wojny. Ten świat zbyt długo tego nie zniesie, a nawet jeśli, nie jest on wart życia na nim. Muszę się stąd wynieść, z tego miejsca, gdzie nie ma nic poza cierpieniem i strachem o własne życie. Nie mam zamiaru ginąć razem z nim.
Starzec obserwował go przez chwilę, po czym zamknął oczy z rezygnacją.

***
- Musisz uciekać, chłopcze. Gildia wysłała na ciebie zabójcę, słyszałem o nim, on łatwo się nie poddaje. - westchnął i obdarzył swojego podopiecznego smutnym spojrzeniem - Idź na pustynię smoków i znajdź kobietę o imieniu Rexella. Tam będziesz mógł kontynuować swoje studia.
Walker zerwał się z miejsca oszołomiony. Słowa starca brzęczały mu w głowie i nie mógł zebrać ni jednej myśli. Znaleźli go, nawet tutaj...?
- Idź już. Powodzenia, chłopcze.
Sebastian ruszył wolnym krokiem w kierunku drzwi. Tak, powodzenia. Uda mu się uciec z tego wraku świata. A jeśli nie - pomyślał z ponurą satysfakcją - oczyści go z plugastwa, które go trawi. Z istot myślących.

***

Szum. Jakieś trzaski. Głosy, jakby w oddali. Czyżby jednak nie umarł?
Po chwili zdał sobie sprawę, że siedzi na piasku i wpatruje się tępo w krzaki na wprost siebie. Jak długo tak siedział? Nie miał pojęcia. Rozejrzał się po okolicy i zobaczył dwóch jaszczuroludzi gawędzących dość ponurym tonem niedaleko niego. Nie kojarzył żadnego z nich. To tutejsi...? Posłuchał chwilę rozmowy. Nie, raczej z wyprawy.
- Witajcie. - rzekł i skrzywił się po usłyszeniu jak słaby jeszcze jest jego głos. Zresztą nie tylko, wszystkie mięśnie go okrutnie szarpały, nie mówiąc już o rozbitej głowie. Czyżby przywitał się czołem z relingiem...?
- Wy też jesteście z wyprawy, prawda? Jestem Sebastian. Moglibyście mi powiedzieć gdzie jesteśmy, do cholery? I gdzie są nasze statki?
Nagle zauważył jeszcze jeden brak. Zaczął gorączkowo obmacywać podłoże w okolicy.
- O nie. Nie, nie, nie, nie, nie. Widzieliście gdzieś moją broń?

Styg Sneersnare PW
4 listopada 2013, 14:18
Styg zachichotała złośliwie:

-A jak wyobrażałeś sobie ta całe odrodzenie Tatalii przy pomocy "tej całej" broni? Że wpadniesz na dwór Tralosska i wybijesz wszytko co się rusza? Kusząca wizja, ale to będzie na nic, jeśli za tym nie pójdą konkretne reformy... oraz zasoby.

Belegor PW
4 listopada 2013, 18:26
Trallar odpowiedział kąśliwie:
-Nie, miałem zamiar poznać broń i zrobić jej kopię by zebrać armię najemników by na czele kogokolwiek spokrewnionego z Tralosskiem rozpocząć rewolucję....
Potem spoważniał i rzekł:
-Sam nie dam rady, to wiedziałem od samego początku. Z góry jestem skazany na porażkę, jeśli się pokażę w Tatalii zginę jako dezerter. Ludność pójdzie ślepo za królem bo nie ma alternatywy. Tatalia ma zasoby, ma siłę- tylko nie wiedzą jak nią dysponować. Z samej siarki, moglibyśmy wyrosnąć na potęgę ekonomiczną. Śnieżne góry na północy na pewno obfitują w metale, wystarczy tylko po nie sięgnąć! Brak nam technologii i zarządzania. Jesteśmy w tym daleko za resztą świata, nawet za tymi barbarzyńcami z Krewlod! Wszystko się skupia w Tatalii jedynie na uprzyjemnieniu życia i władzy Tralosskowi.

Styg Sneersnare PW
4 listopada 2013, 21:30
-Śmiem się nie... - odparła mu wiedźma, gdy nagle ich towarzysz wyrwał się z letargu, przez chwilę patrzyli jak spanikowany przeczesywał grunt dookoła siebie, aż w końcu Styg zdecydowała mu się odpowiedzieć:

-Niestety, obawiam się, że w podobie do nas straciłeś swój oręż, ale udało nam się rozpalić ognisko przy którym możesz się wysuszyć! - dodała zachęcająco - My w tym czasie sprawdzimy czy morze nie wyrzuciło czegoś interesującego!

Następnie mruknęła do jaszczura.
-Na razie idzie nam całkiem nieźle, jednak lepiej zrobimy jak się pośpieszymy z naszymi poszukiwaniami... rozmowę dokończymy przy ognisku, a teraz... ja pobrodzę trochę w wodzie, a ty będziesz szedł równolegle do mnie na plaży. Będzie większa szansa, że coś dostrzeżemy, a ja przy okazji może znajdę jakiegoś skorupiaka.

AmiDaDeer PW
5 listopada 2013, 00:31
Sebastian rozżalony podszedł do ogniska i usiadł przy nim, próbując się uspokoić po utracie miecza. Nie odezwał się ani słowem do pozostałej dwójki, zresztą już mu znajomej, tylko zaczął wpatrywać się w ogień w milczeniu. Inteus i Ciele zaś byli zajęci rozmową w cztery oczy, aż chyba nie zauważyli że ktoś się do nich dosiada...

- Nie sądzisz że to trochę ryzykowne zapuszczać się w dżunglę? - spytała słabo, choć wyraźnie zaskoczonym tonem elfka.
- Oczywiście że to ryzykowne - odburknął wąsacz. - Ale tam po prostu mnie ciągnie. Jakaś energia, ogromna moc wzywa mnie do siebie. Diabeł jeden wie co tam siedzi, ja po prostu wiem że muszę to odnaleźć, czymkolwiek by to nie było. To idiotyczne, nawet bardzo idiotyczne, wiem, ale czy mamy jakiś inny wybór?
- Ja też to czuję, ale to nie znaczy że powinniśmy narażać się na takie niebezpieczeństwo. Skąd wiesz że w tych krzakach nie siedzą jakieś dzikusy, albo dzikie zwierzęta? Albo jadowite węże?
- Mam ogień, ty też masz magię, podobnie jak tamta łuskowata wiedźma. Jaszczur zaś miał jakąś broń. To nam powinno przynajmniej na chwilę wystarczyć. A w razie czego będziemy improwizować.
- Sugerujesz że mielibyśmy wszyscy tam iść? Jak zamierzasz ich do tego przekonać?
- Tego jeszcze nie wiem... ale się dowiem.

***

Trallar i Styg oddalili się od ogniska i szli tak wzdłuż plaży przez jakieś dwie, może trzy minuty, rozglądając się za kolejnymi zdobyczami. Trallar nie widział przez ten czas na piasku nic poza drobnymi muszelkami, wodorostami i połamanymi patykami, Styg zaś próbowała bezskutecznie jakby od niechcenia złapać małe rybki kłębiące się przy brzegu.

Wiedźma nagle ujrzała jakieś dziwne stworzenia pływające nieco dalej od brzegu. Z początku myślała że to jakieś nietypowe ryby, potem przyszły jej na myśl kraby lub raki, aż w końcu po uważnym przyjrzeniu się zobaczyła, że to są prawdziwe dorosłe mieczogony! Takie same widywała czasem w tatalijskich rzekach, aczkolwiek tamte były dużo mniejsze. Te na oko osiągały wielkość ponad pół metra! Idealnie nadawały się na posiłek. Jedynym mankamentem było to, że chlupotały one sobie spokojnie w miejscu, gdzie wody było po biodra...

Trallar przeszedł jeszcze się kawałek gdy ujrzał nagle jakieś szczątki po skrzyniach przy kamieniu niedaleko gąszczy. Szybko do nich podbiegł i ujrzał dość ciekawy zbiór rozmaitości. Przejrzał wszystkie rzeczy i dopatrzył się wśród nich:
- połamanej skrzyni z porozbijanymi butelkami po perfumach,
- małej skrzyni z paroma cytrynami,
- zestawu 5 sztyletów do rzucania, owiniętego w coś co wygląda na resztkę po ciemnym płaszczu,
- nieco uszkodzonego, zdobionego imbryka,
- stosu naostrzonych kamyków i kamiennych ostrzy do toporków,
- małej prymitywnie związanej beczułki pachnącej kokosami i alkoholem.

Wszystko zaś było ochlapane wodą i małymi wodorostami. Skrzynia jako jedyna z tego wszystkiego wyglądała dość znajomo - podobne widział już na Wąsonogu, choć niekoniecznie z taką samą zawartością.

***

Zanim Sezefienne zdążyła odpowiedzieć na pytanie Selawiwa, ujrzała w oddali jakąś postać kręcącą się po plaży. Gnoll obejrzał się i widząc tę samą sylwetkę czym prędzej złapał nekromantkę za rękę i ukrył się wraz z nią za pobliskim krzakiem, obserwując uważnie nieznajomego.

Nieznajomym tym był jakiś ork, ubrany w prymitywną przepaskę na biodra. Stał tyłem do nekromantki i Psa Gończego i właśnie okradał ciało jakiegoś pirata wyrzuconego na brzeg, prawdopodobnie członka załogi Łuny. Między nim a Sezefienne i gnollem leżała porzucona widocznie przez niego na moment sieć, miska z paroma rybami, wbita w piasek pochodnia oraz nietypowy jak na takiego tubylca miecz. Jeszcze nieco bliżej, prawie że na wyciągnięcie ręki ukrywających się leżała maczuga i mały stos kamieni - prawdopodobnie narzędzia do ogłuszania zdobyczy.

W pobliżu nie było widać nikogo więcej. Ork był zajęty własnymi sprawami, choć nie wyglądał na takiego, co w obliczu zagrożenia podchodzi do intruzów dyplomatycznie...

Selawiw PW
5 listopada 2013, 20:28
W tej sytuacji gnollowi przydałby się amulet, lecz oczywiście musiał zostawić go Styg.

Jeśli wiedźma nie zbada amuletu, to więcej jej go nie zostawię!

Labrador nie miał pretensji do orka. Sam na jego miejscu obrabowałby trupa. W końcu miał okazję robić to już wiele razy w swojej pirackiej karierze. Nie ufał jednak specjalnie typowi i wolał z nim nie dyskutować bez odpowiedniego argumentu siły.
- Zakradnę się do maczety i maczugi póki nie patrzy. Bez broni nie będzie taki pewny siebie. - szepnął do Sezefienne. - Ty trzymaj się z tyłu i bądź gotowa na potraktowanie orka jakimś wrednym czarem. Nie próbuj jednak wskrzeszać pirata, bo zaraz ktoś będzie musiał wskrzesić Ciebie.

Gnoll uśmiechnął się szeroko i rozpoczął skradanie. Był całkowicie opanowany. Nie bał się orka, ale zastanawiał się czy nie ma gdzieś jego towarzyszy.

Jeśli przechwycę maczetę - wiem co powiedzieć do orka.

- Łapy do góry, orku! Do góry mówię! - zacząłbym stanowczo prezentując maczetę w swoich łapskach. - Jesteśmy rozbitkami i nie szukamy twojej, ani naszej krzywdy! Co to za wyspa, czy jest tu więcej rozbitków, kim jesteś i czy widziałeś gdzieś tu jakąś jaszczurzycę? Łapy do góry, nie wyraziłem się jasno?

Sezefienne Vitali PW
5 listopada 2013, 21:38
- Nie martw się, i tak bym tego nie zrobiła. Zdaję sobie sprawę, że po naszej rozmowie to by był nietakt z mojej strony. Aczkolwiek mam jeśli dojdzie do ostateczności, mam nadzieję że za orka się nie obrazisz. - odrzekła szeptem kobieta, ze stonowanym, acz jednak uśmiechem na twarzy.

- Pamiętaj, żeby nie być na linii ognia jeśli zacznie się dziać. - rzuciła jeszcze cicho zanim gnoll się powoli i bezszelestnie wysunął z kryjówki.
Teraz nekromantce zostało najważniejsze: dobór zaklęcia!
I wtedy zorientowała się, że o czymś zapomniała kompletnie. A tą rzeczą był jej wachlarz. Dama skrzywiła się dosyć. Co prawda nie potrzebowała tego obiektu do rzucania zaklęć, ale wachlarz bardzo jej w tym pomagał, nie mówiąc o walorach estetycznych oraz sentymentalnych tego nietypowego narzędzia zbro... ekhm, tej nietypowej broni.

Sezefienne ostatecznie wzruszyła na to ramionami. Później się to znajdzie. Ciekawe o czym jeszcze zapomniała...
Szybko jednak przywołała się do porządku. Zaczęła się zastanawiać, poprawiwszy maskę na swojej skroni oraz obserwując labradora, jaki czar przygotować.
- Kulę ognia? Nie. Zbyt oklepane, nudne i mogłabym też przysmażyć Selawiwa jak mi się średnica omsknie. Jakaś chmura trucizny lub kwasu? Też odpada, to jeszcze trudniej kontrolować! Hm... Może szrapnel? Dosyć skuteczny i precyzyjny... Niee... Wciąż jest ryzyko, że drasnę gnolla a wtedy całe dobre wrażenie pójdzie na marne. Cóż... Została magiczna pięść. Co prawda nie zabiję tym nikogo, ale mój kompan pewnie doceni humanitarność tego rozwiązania... Nawet jeśli nie trafię orka, w najgorszym wypadku zafunduję labradorowi tylko ból głowy. - obmyśliła nekromantka, skupiając się by utworzyć fizyczną formę zaklęcia, mierząc z ukrycia do orka.
Oczywiście ciśnie tym zaklęciem tylko jak sytuacja będzie odpowiednia, to jest ork sprowokuje walkę.

Belegor PW
5 listopada 2013, 23:00
Trallar wziął sztylety i założył je wokół pasa. Wziął ostre kamyki, toporki i cytryny i owinął je płaszczem, robiąc z niego worek. Następnie wziął beczkę, zarzucił worek na plecy i toczył beczkę w stronę ogniska.

Styg Sneersnare PW
7 listopada 2013, 19:12
W pierwszym momencie Styg pomyślała o jakimś wyładowaniu elektrycznym, ale zaraz przypomniała sobie, że stoi w wodzie. Poza tym, wciąż nie odzyskała "wewnętrznej równowagi" i jakieś silniejsze zaklęcie mógłby się wyrwać spod jej kontroli, potrzebowała czegoś łatwiejszego.

Przycupnęła, po czym zaczęła się skradać w kierunku mieczogonów, gdy jej prawa ręka zanurzyła się wodzie zatrzymała się i zaczęła delikatnie kręcić palcami oraz cicho syczeć do siebie do siebie.

Poczuła chłód gdy na jej palcach zaczęły narastać trzy dosyć krótkie i grube sople, gdy wyciągnęła dłoń z wody przejechała po nią druga "zdejmując" uzyskane pociski i "chwytając" je w aurę przed sobą, którą zaczęła stabilizować obojgiem dłoni.

Przykucnęła jeszcze niżej, niemal zanurzając się w wodzie, tak, że jej "broń" znalazła się miedzy jej pyskiem, a najbliższym celem.

Gdy mieczogon ustawił się do niej bokiem Styg ze wściekłym sykiem wyrzuciła ręce przed siebie posyłając w jego kierunku wszystkie trzy sople.

Sebastian Walker PW
12 listopada 2013, 23:24
- Ekhm - odchrząknął Sebastian, chcąc zwrócić na siebie uwagę obecnych przy ognisku. - Zdaje się, że mieliśmy już okazję się poznać na statku.
Pauza. Nie był jednak przyzwyczajony do zbyt częstego komunikowania się z ludźmi.
- Nie widzieliście gdzieś może przypadkiem mojego miecza? W pochwie wygląda właściwie trochę jak prosty kij, na pewno kojarzycie. Zdecydowanie by mi się przydał. Szczególnie, że "ktoś" tu ma plany co do dalszej wyprawy. Cóż to za dziwna energia, o której mówisz, Wąsaczu?

AmiDaDeer PW
20 listopada 2013, 20:18
- Nie widziałem żadnego miecza w okolicy, nie widziałem w ogóle tutaj jakichkolwiek broni, w ogóle tu nic nie ma poza resztkami jedzenia oraz tym ogniskiem... - zaczął narzekać Inteus. - Jesteśmy skazani tylko na siebie. Przynajmniej na razie. Że też chciałem ruszyć na tę wyprawę akurat na tym statku... Dlaczego nie mogłem znaleźć sobie jakiegoś niezależnego okrętu!

- A energia - ciągnął dalej - to ja sam chciałbym wiedzieć co to miałoby właściwie być. Czuję się tak, jakby moja moc magiczna, moje zdolności w magii ognia po prostu wyły wewnątrz mojego ciała i próbowały się wydostać w pogoni za tym czymś, co mnie wzywa. Chciałbym to lepiej wytłumaczyć, ale nie potrafię. To jak intuicja, tyle że zdecydowanie bardziej przekonująca, bo niemalże odczuwalna fizycznie. Tu po prostu coś siedzi i muszę sprawdzić, co to jest.

Sebastian spostrzegł, jak zbliża się do nich jaszczur Trallar z zapasami. Ciele wstała i zwróciła się do Clawstronga najgrzeczniej jak potrafiła:
- Jak długo zamierzamy zostać na tej plaży? Nie powinniśmy ruszyć wgłąb dżungli i tam poszukać zapasów? Możliwe że damy radę coś upolować, albo znaleźć jakieś resztki po tubylcach.

***

Posłane przez Styg sople trafiły mieczogona prosto między złącza w pancerzu. Pozostałe stworzenia od razu się rozpierzchły, ale ten jeden trafiony okaz tylko przez moment się rzucał w wodzie w agonii, aż w końcu wyzionął ducha. Sauria podeszła do stworzenia, starając się nie wpaść w breję niebieskiej krwi, i podniosła skorupiaka. Dość duży okaz, starczy na solidny posiłek dla całej grupy.

Nagle jaszczurzycy coś mignęło na horyzoncie. Przyjrzała się uważnie. Co prawda się już zaczęło ściemniać, ale mogłaby przysiąc, że gdzieś w oddali zbliża się do wyspy jakaś mała łódź o znajomym kształcie żagli. Takie jednostki widywała przy brzegach Tatalii, kiedy była mała...

***

Selawiw dosięgnął maczugi bez większego problemu, a ork był tak zajęty obrabowywaniem zmarłego marynarza, że bez trudu doszedł do reszty jego ekwipunku i złapał zgodnie z planem maczetę.

- Łapy do góry, orku! - zaczął stanowczo, ale nagle zorientował się, że to, co trzymał w dłoniach, to nie była zwykła maczeta. To był miecz, stworzony w jakiejś doświadczonej kuźni. I magiczny. Na tyle magiczny, że rękojeść poparzyła gnolla w dłoń. Pies Gończy z bólu wrzasnął i upuścił miecz, który poleciał gdzieś w bok, jak przestraszone zwierzę uciekające od obcego.

- Haguh szygb! - zdał sobie sprawę z obecności intruzów ork i zupełnie niespodziewanie wypowiedział coś, co brzmiało jak magiczna inkantacja. W mgnieniu oka w jego dłoni sformowała się kula ognia, którą cisnął w stronę Selawiwa. Ta przeleciała tuż obok gnolla, podpalając jego płaszcz, i osmoliła włosy Sezefienne.

Nekromantka nie pozostała dłużna - odruchowo wręcz rzuciła magiczną pięścią w orka, przewracając go na pirata. Tubylec jednak szybko zaczął się podnosić, jakby niewzruszony atakiem. Panna Vitali chciała cisnąć kolejnym czarem, ale spostrzegła, że na linii jej strzału właśnie zaczął panikować jej płonący towarzysz.

A miecz leżał obok i wibrował, niczym przestraszony kundel...
strona: 1 - 2 - 3 ... 10 - 11 - 12 - 13 - 14 - 15
temat: [RPG] Might and Magic: Echo porażki

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel