Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Podziemna Tawernatemat: [Przyspawany] Konwenty, zloty i spotkania
komnata: Podziemna Tawerna
strona: 1 - 2 - 3 - 4 ... 22 - 23 - 24

Sawyer PW
3 sierpnia 2010, 21:26
Okej to ja sobie idę kości połamać bo nie jadę ;(
Ehh, czasami żałuje że jestem tak młody =/

AmiDaDeer PW
4 sierpnia 2010, 16:00
Odpowiedź na pytanie Mitabrina - nie.

A tak poza tym to prawdopodobnie jednak na konwencie mnie nie będzie. Chyba, że coś się zmieni. Niestety wrobili mnie i akurat ten weekend spędzę na 90% w Krakowie. :(

Acid Dragon PW
5 sierpnia 2010, 22:35
Gdzie?
Kraków, starówka

Kiedy?
9 sierpnia, godzina 18.00

Kto?
Dotychczas: Ja, Rabican, f!eld, Katarzyna

Po co?
Po cholerę.

Zapraszamy.

Field PW
8 sierpnia 2010, 13:47
Dobra, Misie - ja i Rabi opuszczamy ten przybytek na najbliższy tydzień, więc postarajcie się nam nie spalić Tawerny. Udanego bezkrólewia ;)

AmiDaDeer PW
8 sierpnia 2010, 13:50
Mogę tu trochę porządzić? :>

Irydus PW
15 sierpnia 2010, 23:46
Żałujcie żeście nie byli :D

A ci co byli mogli by się podzielić relacjami, coby nowych zachęcić na następny konwent :]

Sawyer PW
15 sierpnia 2010, 23:55
W tym roku obyło się bez wypadku?

Irydus PW
16 sierpnia 2010, 12:09
Nie, ale nie był to wypadek na tyle poważny :]

Field PW
16 sierpnia 2010, 16:21
Wypadek tąpnął na psychice niektórych osób :P Na razie jestem u Najłasicowańszego, neta będę miał dopiero jutro właściwie, ale szykujcie się na oooobszeeeernąąą relację z konwentu, dzień po dniu z nigdzie indziej niepublikowanymi szczegółami :P

PS Tawerna wkrótce pewnie będzie miała nowego Strażnika, ale zdecydowanie nie będzie to Hobbit. Prędzej złapię dzikiego słonia i dam się zgwałcić trollom za pomocą trzepaczki Rabicana :P (btw: Rabi, Enleth, Arienka, Gnom i Ae kazali Ci ją sprezentować, jest u mnie XD)

Sawyer PW
16 sierpnia 2010, 16:40
To źle, że się odbił na psychice.
Co do "rozmnożenia" tematów w tawernie, ja natomiast uważam, że się tak rozbudziła(co oznacza że ciągle z groty dochodzą jęki, śmiertelników i innych istotek ;).
Wiem że nie było tu żadnej wzmianki o sytuacji w tawernie, ale widać że to jest częściowo temat wczorajszego i dzisiejszego dnia(oczywiście relacje z konwentu i wieści o M&M:H6 są najważniejsze, chociaż to drugie mniej mnie interesuje :P), więc czas na główne danie.
Jaskiniowcy i istoty tutaj zgromadzone który były na KJB 2010 i mają lekko, naruszoną psychikę, mam nadzieje że dojdziecie do zdrowia, i będziecie mogli dalej w pełni umysłu, pisać posty.

PS: Co do moderatora, mam nadzieję że to będzie osoba rozważna, i starannie dobrana, powiedzmy Kreator, albo... Wiwern?(Chociaż, nie wiem czy Wiw będzie chciał to oni wydają mi się najbardziej w porządku).

Hubertus PW
16 sierpnia 2010, 18:20
I już po konwencie moi mili, dzięki większej obecności grotowiczów było o wiele bardziej zabawnie niż zwykle. Acid, Qui, Rabi, field oraz Xel zabawili u nas kilka dni i jak sądzę nie żałują, za to ci którzy nie przyjechali niech się na następny rok szykują. Wkrótce pojawią się podsumowania konwentu, so stay tuned.

Dodam jeszcze że cipkowóz zmienił nazwę na Grotolot i służył dzielnie i wiernie przez cały pobyt. :P

Rabican PW
16 sierpnia 2010, 22:50
*ma kaca (moralnego), wypowie się później*

Acid Dragon PW
16 sierpnia 2010, 23:58
Ode mnie relacji nie będzie, ale będzie kilka podziękowań :)

Przede wszystkim dziękuję organizatorom konwentu - tego, jak i poprzednich - Codhringherowi, Vandergahastowi i Mistrzowi Islingtonowi. Dzięki nim społeczność Jaskini Behemota, a także sprzymierzonych z nią - Kwasowej Groty, Ligi Heroes i World of Heroes oraz innych fanów HoMM i fantasy mogła się po raz kolejny spotkać, integrować i bardzo dobrze bawić.

Dziękuję f!eldowi za jego zaangażowanie, pomoc w podwożeniu smoków, smoczyc i innych sprzymierzonych istot ;), za oprawę muzyczną sztuki konwentowej i za miłą inicjatywę w związku ze mną samym :D.

Dziękuję Łasicy, Enlethowi oraz MiBowi za liczne rozmowy administracyjno-techniczno-merytoryczne dotyczące Groty i Jaskini, jak i poszerzanie współpracy. Temu pierwszemu też za (prawie) udaną sztukę :P.

Dziękuję Rabicanowi za bycie znacząco mniej irytującym niż w zeszłym roku ;P (just kidding ;) tudzież za podróż powrotną.

a na koniec - Dziękuję xelacientowi już za samo przybycie - był bowiem jedynym reprezentantem Mieszkańców Groty (nie wliczając Strażników i Starożytnych).

Mam nadzieję, że w przyszłym roku konwent również się odbędzie i że tym razem Kwasowa Grota będzie miała jeszcze liczniejszy oddział ;)

a teraz bym prosił panów Strażników o masowe użycie miotaczy do spalania spamu w tawernie ;P

Sawyer PW
17 sierpnia 2010, 11:49
New era in tawern! coming soon!

Btw, jak załatwicie mi tożsamość strażnika, do(mo)rosłego to wtedy się zjawie. :P
Czyli relacja będzie na pewno ciekawa, fajnie jakby była z "jajem", tzn taka do śmiechu trochę. :P

Field PW
17 sierpnia 2010, 12:22
Niestety pomerdały mi się plany I w rezultacie internet będę miał dopiero jutro po południu/wieczorem (posta piszę z komórki). Na razie macie jeszcze wolne, a sprawozdanie się płodzi - jestem na razie przy piątku I już mam 9 stron tekstu :P

Alamar PW
17 sierpnia 2010, 13:03
Cytat:
Niestety pomerdały mi się plany
Kac-gigant? ;P

Field PW
18 sierpnia 2010, 00:34
Miśki, to wersja po dużej cenzurze. Wierzcie mi.



Dobra, tak zwanym tytułem wstępu: próba uporządkowania chronologicznego tegorocznego konwentu jest mniej więcej z góry skazana na porażkę (tzn. byłaby możliwa, ale trochę męcząca), w związku z czym liczcie na poematy dygresyjne i inne cuda-wianki.

f!eldf!eldAcid, możesz to cenzurować, ale i tak mam kopię :P

Acid DragonAcid DragonNaaah, w tym wypadku to bym nawet pozwolił na nieco mniejszą cenzurę niż już jest. I mean - to w końcu relacja. Ale dzięki panowie za oszczędzenie kilku szczegółów Mieszkańcom :P.


Day 0 (niedziela, przedkonwencie – dzień 0, Kielce/Kraków)

Trzeba było się radośnie zebrać, poustalać resztę szczegółów wyjazdu (również z Rabim, który miał następnego dnia przyjechać i nocować u mnie), a także ogłosić, że macie być grzeszni. Tfu, grzeczni znaczy :P


Day 1 (poniedziałek, przedkonwencie – dzień 1, Kraków)

Rabi raczył zajechać do Grodu Kraka gdzieś ok. godz. 15:00 z planowym opóźnieniem PKP. Po ściganiu się po dworcu, zwinęliśmy się do mnie, zostawiliśmy rzeczy i wyruszyliśmy na spotkanie z Królową, Acidem i jego Smoczycą (tak, Acid ma swoją lepszą połowę, jak się okazuje ;)). Po szybkiej pizzy (Trzy Papryczki na Poselskiej – polecam pizzę borowikową) wylądowaliśmy w pseudogotyckim Tower przy Grodzkiej, gdzie posiedzieliśmy trochę czasu. Następnie Katarzyna, Rabi i ja udaliśmy się na Kazimierz integrować w jakiejś uroczej knajpce (Rabi: ponoć miejscu spotkań lokalnej społeczności gejowskiej... wait, what...) bez papierosów, natomiast Para Królewska, z racji nawału obowiązków (wstać rano) udała się na spoczynek.

Takoż i my. Katarzyna będzie testować Legacy, w każdym razie wyraziła niezmierną chęć po temu ;)

RabicanRabicanCzekam na pytania "A co to Legacy?".


Ustalenia przed-przedkonwencia: chcemy Alamara w przyszłym roku na konwencie. Dobrze byłoby wiedzieć, kim jest też Twoja Długoucha :)


Day 2 (wtorek, przedkonwencie – dzień 2, Kraków/Byczyna)

Grotolot wyruszył z opóźnieniem. Rabi pokazał mi Starcrafta 2 i stwierdzam, że gra jest epicka. Epicki był również fakt, iż staliśmy w jakimś maksymalnie pochrzanionym korku przy wyjeździe z Krakau, a sam Grotolot obecnie kuleje na prawą przednią łapę (przyanjmniej do zmiany opon), przez co zamiast jechać jakieś niecałe 3 godziny, do Byczyny dotarliśmy po bitych 4 godzinach za kółkiem. Rabi nawrócił się na koncerty Telemanna, ja – po raz kolejny – na „Kiss You Off” Scissor Sisters. Nawiasem mówiąc, nożyce jeszcze miały wrócić...

Rabi w drodze na konwent poinformował mnie mniej więcej, z kim, gdzie, kiedy i dlaczego (nie) się (nie) zadawać. Lista była trochę zaskakująca (pominę ją milczeniem może... dość powiedzieć, że akurat integracja najsprawniej mi przebiegała akurat wśród tych osób, które były u Rabicana na cenzurowanym :P). Przy okazji też wyjaśniło się, dlaczego Wasz kochany mod miał opeera od Acida na forum przed wyjazdem – w zeszłym roku z wielką lubością i licznymi przykładami w postaci zdjęć informował on o takich zabiegach jak bisekcja penisa czy glossektomia glansektomia. Bivherr... Qui: Don't. Google. That. Srsly. Rabi: nie słuchajcie go, nie zna się :P N: ale on właśnie wygląda, jakby się (po)znał. Biedactwo.

Dobra, zajeżdżamy na miejsce, a tu... burdel. Internat w remoncie, cały parter wygląda jak wykopaliska bandy nawiedzonych archeologów, panuje pylica, gdzieniegdzie się ludzie kocykują, a Islingtona nie ma. W związku z powyższym na komitet powitalny złożyli się: Hubertus, Łasica i Enleth (któremu raz jeszcze chciałem podziękować za pokazanie tiMidiity i użyczenie gprsa tylko po to, by zobaczyć, że nie potrzebowaliście nawet dnia na rozpieprzanie forum :P).

Dobra. Dostaliśmy klucze z Rabim... to znaczy, dostalibyśmy, gdyby nie fakt, że w pokoju już znajdował się KTOŚ. Ten ktoś miał ból brzucha (zatrucie), game boya, w którego pocinał i mp3. Tudzież siedział przez większość konwentu w pokoju i chodził spać o absurdalnej porze po 22:00.

Wychodzimy na korytarz (musiałem sobie zrobić kawę). Komitet integracyjny już się raczył do nas wynurzyć, gadka-szmatka o informatyce, prawie, filozofii i muzyce.
Łasic: - A kogo wy w ogóle macie w tym pokoju?
Rabi: - Nie wiem, jakiegoś randoma nam wsadzili.

No i bliżej nieokreślony random stał się Randomem.

RabicanRabicanJesteś über bezczelny, wiesz? :P


Islington i Van powiedzieli nam potem, że Bóg jeden raczył wiedzieć, skąd ten chłopina się wziął i po co przyjechał, bo nawet się nie rejestrował wcześniej... (Rabi: na forach, na konwent jak najbardziej, nawet męczył organizatorów mailami) no, ale się wziął.

Tymczasem ja i Enleth siedliśmy gadając o warsztacie twórczym i przewalając sobie nawzajem katalogi mp3 (Eni, jeszcze raz dzięki za The Black Mages i Piper at the Gates of Dawn. Tudzież za inne – z mojej strony mam nadzieję, że Epica znalazła uznanie). Rabi zdaje się gadał z Qui i Hubim, tudzież prezentował SC2.

EnlethEnlethZa The Black Mages dziękuj Ae, ona to znalazła. Epica się podoba, jak wszystko co aranżuje Dies Irae, Dvoraka i Prokofiewa.

RabicanRabicanProkofiew <3


Tutaj chciałem zaznaczyć, że moje doświadczenia z innymi konwentami pokazały ten w o wiele bardziej kulturalnym świetle. M.in. nie było piwnych D&D. Thank God.

God, bordello zajechało i potem to wyszło.
Smsy:

f!eld:
Chcemy Hobbita na tymczasowego – do końca Konwentu – moda. Łasic nie ma nic przeciwko, ale nie chce ponosić konsekwencji. Give it a try, najwyżej mnie zajebiesz ;)

Acid:
In short: have Acid: SHAVE a rabid elephant and then have him devour a pack of gay ogres. And kill yourself. Painfully.

W pewnym momencie wylądowałem na papierosie w kiblu (co stało się potem swego rodzaju patologicznym rytuałem) i trafiłem od razu do KaŁKaDe. Czyli Konwentowego Łazienkowego Klubu Dyskusyjnego (zdaje się, że nazwę tę ukuł Hubi). Pitu-pitu, pierdu pierdu, trzeba po jakimś czasie się przedstawić.

Tarnum, Faramir, Rion, Ola (dziewczyna Riona) i Sandro. Czyli – z wyjątkiem Rionków – osoby, przed którymi mnie ostrzegał Rabi.

RabicanRabicanObjection! Ostrzegałem przed mieszkaniem z Farem i Sandrem, nie przed nimi. Nota bene oboma jestem wciąż zauroczony (zblazowani arystokraci i wieczni chłopcy FTW :P ). Zaś Tarnum był dla mnie do tego roku randomem, nie kojarzyłem nawet jego wyglądu.

QuiQui Stfu n00b, jakoś mieszkałem z nimi drugi Końwent z rzędu i przeżyłem, chociaż jak zaczynali rozprawiać o jedzeniu to wymiękałem, na szczęście przeszło im gdzieś w połowie :P.

EnlethEnlethZaraz, nawet po tatuażu? Ten, no, tego, kup sobie nowe okulary?

RabicanRabicanO tatuażu w ubiegłym roku słyszałem, widziałem dopiero w bieżącym, ale to kiepska modyfikacja. Porządna bisekcja jest znacznie bardziej rozrywkowa. Zaś z Sandrem i Faramirem mieszkać nie zamierzam za cholerę, straciliby wtedy część swojego uroku w moich oczach.


Inna sprawa, że Tarnum na informację o tym, że zajechałem z Rabim, jęknął i stwierdził:

- Och, o Boże! On mi w zeszłym roku spaczył psychikę, dopiero niedawno to wyparłem.

Tak, Rabi umiał wypaczać psychikę.

Aha, bieżnia. Bieżnia była bardzo ważnym elementem – udawały się tam grupki, które chciały być zagryzione przez komary/wytrzeźwieć/pogadać na osobności/po prostu się przejść. Około pierwszej w nocy w końcu wylądowaliśmy z Tarnumem na bieżni przed internatem, łaziliśmy, gadaliśmy (w pewnym momencie ja głównie gadałem) i cały czas wpadaliśmy na Razera, Nami i Hellburna. wypalono :P

Potem jeszcze trafiliśmy na Zagubionego, który miał to do siebie, że cały czas był w trybie „boso przez świat”. Tym razem stał pośrodku żwiru, gdzie, jak twierdził, łączył się w jedno z kosmosem i zapuszczał korzenie, chcąc zostać drzewem.

Około 2:30 wróciliśmy do kibla, gdzie przyszła Nami ze swoim laptopem, przez co miałem konkurs karaoke ostów z anime. Pierwsze faux pas – podobała mi się Toradora. Drugie: okazało się, że lubię Elfen Lied. Trzecia: nie lubię Tsubasa Chronicle. A potem Zagubiony, który się odnalazł, zaczął moshować do ostów z Full Metal Alchemist.

W końcu Nami padła i zostaliśmy sami z Tarnumem, kończąc naszą integrację ok. 5:30.


Dzień 3 (środa – przedkonwencie, dzień 3, Byczyna)

Dzień 3 zaczął się dochodzeniem do siebie ok. 10:00 (obudzili mnie robotnicy). Kibel wyglądał jeszcze w miarę znośnie po posiedzeniu KaŁKaDe (czego się nie dało powiedzieć o widoku czwartkowym).

Właściwie za początek dnia można uznać dopiero popołudniowy obiad z Hubertusem, Rabim, Łasicą i Randomem. Okazało się, że Random jednak zdecydowanie nie jest człowiekiem, z którym da się zintegrować, jednak nie można mieć wszystkiego.

RabicanRabicanWspominałem coś o bezczelności? À propos obiadu, Field i ja udawaliśmy przez chwilę małżeństwo, zaś kelner wczuł się w rolę i zaczął zwracać się do mnie w rodzaju żeńskim. It was kinda funny ^^


Wyposażeni we wsparcie moralne Hubiego i współczucie Łasicy poszliśmy negocjować przyjęcie Xela do nas do pokoju. Isli się nawet ucieszył, bo Xel wcześniej się nie zarejestrował i kiedy go poinformowałem o przyjeździe kolejnej osoby, zwątpił. Ale jakoś to poszło.

Potem molestowałem Qui o przyłączenie się do trupy aktorskiej w charakterze muzyka. Jakoś poszło (AGAIN), choć Łasicowaty nie mógł nic obiecać, bo sala, w której odbywały się dotychczas przedstawienia, była rozwalona do szczętu. W końcu powiedział, że zobaczy, jak stoi sprawa w Domu Kultury w Byczynie.
Dom Kultury był zamknięty.

Wróciliśmy w końcu do Polanowic (internat mieści się jakieś 1, 5 km piechotą od Byczyny, w miarę niedaleko) już Grotolotem, nie cipkowozem. Gdzieś ok. 20:00 wylądowałem na kocykowaniu i zaczęliśmy grać w Mafię. W pewnym momencie wywaliliśmy Krewala (Rabi: na początku wywaliliście mnie, zdrajco! To była jedyna mafia, w której uczestniczyłem na tym konwencie) (byłem w Mafii wraz z Nami, Predem i cholera-wie-kim, chyba Ae (Rabi: non, Ae była taksiarzem)), bo gadał za dużo. Następnie stwierdziłem, że mózg mi wypływa (Mafia na 20 osób to przegięcie – aż dziw, że Wojrad ogarniał), Nami mnie zastąpiła (wybieg techniczny – ponieważ zaczęliśmy gadać z Nami, postanowiliśmy ją usunąć, żeby ludzie nie myśleli, że jest z mafii), a ja polazłem sobie do Fara i Tarnuma.
Potem polazł Far, więc poszliśmy z Tarnumem na górę po piwo, a że cyrk się wyniósł na dół, zostaliśmy u niego w pokoju.

Ciekawostka, że Tarnum miał pokój razem z Mollachem - o tyle to dziwne, że obaj się organicznie nie znoszą po trzech dniach, co jest o tyle dziwne, że od paru lat lądują razem w pokoju. (Tarnum: „To nie kara za grzechy. To po prostu konsekwencja błędów młodości Islingtona.”)

Przed północą wynurzyliśmy się z powrotem, tylko po to, by stwierdzić, że jest kolejna runda Mafii, Random poszedł spać, Rabi stalkuje wraz z Hubertusem Łasicę (Rabi: ?! o.o ), Enleth bawi się w informatyka-cudotwórcę N: hę? Niczego takiego sobie nie przypominam..., a Sandro siedzi w kiblu, pali faję i straszy szlafrokiem. Sandro, zasadniczo, wygląda jak arystokratyczny rosyjski Żyd. Został zatem ochrzczony mianem konwentowego rebe (Rabi: czuję się zazdrosny :/ ). Ja zostałem księdzem, ale, na szczęście, nie niosło to ze sobą żadnych poważniejszych konsekwencji – przeciwnie do tego, co zaliczał Sandro.

Konsekwencje powołania Sandra objawiły się ok. 2:00 w nocy, kiedy to najpierw do „A Rancid Romance” Diablo Swing Orchestra tańczyliśmy tango po korytarzu z nim i z jego wachlarzem, a potem...

...a potem miał miejsce ekumeniczno-surrealistyczny ślub w KaŁKaDe

Dodam tylko, że inwokacja liturgiczna była następująca:
Łasic: Om, szalom...
Sandro: ...szisz-kebab!


Qui:
Not really. Raczej:
Sandro: Om, szalom...szisz-kebab!
Łasic: Aveeee Mariaaaaa!
no ale rozumiem, wzruszenie pamięć odebrało... :P


f!eldf!eldNie, po prostu utrwaliła mi się wersja śpiewana wraz z Sandrem :P PWND i tyle, wam nie odbijało później na punkcie tej przyśpiewki :P


Rabi: potwierdzam wersję Łasica.

(co, nawiasem mówiąc, stało się wyznacznikiem Sandra i podśpiewywaliśmy to we dwóch jeszcze wiele dni później)

RabicanRabicanJednym ze świadków był wyciągnięty za fraki z kibla Tarnum, natomiast ojcem panny młodej – Hubertus.

Acid DragonAcid DragonZastrzegłem, że muszę się solidnie napić, żeby oglądać zdjęcia z tego ich ślubu. Miałem rację. Jednakże ku mojemu zdziwieniu, Rabi wyglądał wtedy chyba po raz pierwszy w życiu całkiem znośnie.

RabicanRabicanChrzań się, wampiryczny krasnalu :P


Dzień 4 (czwartek – przedkonwencie, Byczyna)

Czwartek zaczął się od nawiedzenia Tarnuma na papierosie i kawie w kiblu. Z mojej strony doszedł jeszcze lekki kac, ból głowy i wkurw. Na pytanie, o co chodzi, odpowiedziałem:

- Mam zatwardzenie. – Tarnum westchnął i rozpoczął wyjawiać mi tajniki wszechświata:

- To tylko dowód na to, że bogowie najwyraźniej nie chcą, byś defekował. Jest to ewidentny dowód na wyraźne znaczenie twojej treści żołądkowej. – aha. Wygląda na to, że trafiłem do Bractwa Defekantów.

- A co do wczorajszego ślubu...

- Kurwa! Poczułem się zgwałcony! To było złe, to było wczoraj, tego nie było i to wyparłem! – jęknął Tarnum.

RabicanRabican- Taa, jasne - krzyknął Rabi spod prysznica.
- Zamknij się - odpowiedział Tarnum.


I tyle w tej materii. Tego dnia z Tarnumem mieliśmy cichy dzień i oscylowaliśmy w naszych relacjach od „Shut the fuck up and kiss you off” do „Attention, whore!”.

Co do wypaczania psychiki przez Rabiego: w czwartek przyjechał Xel. Formalności zostały załatwione bez problemu, Xel szybko się dowiedział, gdzie śpi i co pije, po czym pojechaliśmy na zakupy i na obiad.

Około 19:00 była próba do przedstawienia, bo Ingi przyjechał – w bagażniku, lekko nawalony (jak ktoś poszpera, na youtube niedługo powinno się pojawić nagranie naszej sztuki). Wtedy też miałem problemy, bo musiałem zacząć myśleć, co zagrać (komponowanie bez żadnego instrumentu to masakra. Siedziałem w kiblu przez dwie godziny z laptopem, przerzucałem swoje utwory i kombinowałem ogólnie jak głupi, onanizując się intelektualnie).

Xel okazał się być natomiast osobą ze wszech miar odporną psychicznie i to w sposób wręcz nieziemski – nie tylko zniósł ze stoickim spokojem opowieści o bisekcji, glossektomii glansektomii i innych fetyszach Rabiego, ale – co więcej – zniósł też zdjęcia poglądowe. Rabi: zdjęć bisekcji nie miałem, wrzucę na forum na dniach :> Qui: A ja tam polecam bifurkację. Ktoś z JB powinien mieć zdjęcia ;P.

Tak, Xelacient, zostałeś bohaterem konwentu. Przynajmniej ze strony Groty.

Tego dnia też ustaliliśmy ostatecznie herb Groty. No, prawie. Acid zakazał rzygającego tęczą różowego jednorożca. Oraz krasnali.

Czwartek był względnie spokojny... do godz. 2:00, kiedy to wlazłem do pokoju i zastałem Hubiego, Xela i Rabiego oglądających AMV Hell. Przyłączyłem się.
Część 0 mnie zniszczyła (Rabi, prośba, zamieść na forum disclaimery z AMV Hell 0, ok? (Rabi: ossu). Jestem w stanie wytrzymać wszystko, włącznie z censored, ale kiedy usłyszałem „Bang Bang” Nancy Sinatry i zobaczyłem do tego bukkake orgy – moja ukochana piosenka została zgwałcona. Takoż i ja. Polazłem na papierosa, gdzie spotkałem Nami. No to postanowiłem się pożalić... Nami zrobiła uśmiech psychologicznego zrozumienia, przytuliła i rzuciła:
- Muuuuri.

No to ładnie mnie podsumowała, bo następnego wieczora Tarnum raczył mi wyjawić znaczenie terminu muri. It was painful. Animowcy na konwencie są jednak specyficzną grupą.

W czwartek też miały miejsce eliminacje do turnieju HV. Przynajmniej te wstępne. Ja dostałem się Morgrafowi, który znany jest jako dobry gracz. Losowanie mnie przeraziło.

Morgraf: Inferno, bohater: Bóg raczy wiedzieć, nie pamiętam

Ja: po trzech browcach, Orki, bohater: też nie pamiętam, ale specjalizacja była średnia

Moje błędy: brak wykorzystania memory mentora, postawienie na krzyki, brak machin wojennych i błędy taktyczne (co za debil by ustawił cyklopy za pieńkiem i otoczył je córami ziemi oraz szamanami?).

Morgraf w pierwszej rundzie rzucił szał na cyklopy, przez co runda skończyła się po 20 minutach.

W rewanżu odzyskałem trochę moralnych punktów, bo opętałem mu chociaż jednostki sukubami. No i Morbus jako bohater trochę mi pomógł. I tak przewaliłem – była to chyba najkrótsza walka w ciągu całego turnieju.

Cóż, lepiej miał tylko Tarnum, któremu skoczyło ciśnienie i darł się na wszystkich, bo rozwalił go Moses (albo Lechu... cholera, j’oublie). W dodatku z pomocą Faramira.

4:00 w nocy, z Rabim chcemy zapalić światło na chwilę, by nie narobić hałasu i nie przeszkodzić Randomowi. Random i tak się rozdarł, że jak to zrobimy, to wlecą ćmy. Fail.

RabicanRabicanWszyscy kochamy fanów black metalu, którzy boją się owadów.



Dzień 5 (piątek, konwent – dzień 1, Byczyna)

W Domu Kultury mieliśmy być ok. 10:30 i rozpocząć próby. Był to też powód, dla którego nie uczestniczyłem w ogóle w turnieju H3. Zbieraliśmy się, jakbyśmy chcieli, a nie mogli i, w rezultacie, o 10:30 byliśmy na śniadaniu w Grodzkiej. Polecam, śniadanka są tam rewelacyjne. Zasadniczo tam w ogóle jest rewelacyjnie, nie licząc jednego zrąbanego kelnera, ale też o tym będzie.

Wtedy też okazało się, że same próby potrafią być epickie.

Ingham przy trzeciej próbie (i drugim piwie) stwierdził, że prawdziwy mężczyzna nie uczy się tekstu na pamięć. Właściwie to go pierdoli jego rola i zamierza być naturszczykiem. Sandro, który miał grać hedonistę, przywdział strój liturgiczny ze ślubu i kupił sobie buty. Damskie. (Rabi: a wiesz, że nie zauważyłem? Starzeję się chyba) Ekspedientka w sklepie padła. Podobnie jak ja, Ingi i jeszcze inni klienci (wyobraźcie sobie patriarchę Izraela w damskim obuwiu i podkolanówkach na owłosionych nogach - wyglądało to może nie tyle majestatycznie, co po prostu epicko). A Łasic, który miał grać Mędrca, w pierwszej wersji został opatulony pomarańczową poszwą na kołdrę – wraz z oliwkową kraciastą koszulą wyglądał bardziej jak szkocki góral niż jak mnich tybetański. W końcu założył na siebie kieckę Śliffki, która, kiedy to zobaczyła, puściła nam spojrzenie z gatunku: „Jesteście martwi i popierdoleni”.

QuiQuiOczywiście założyłem na łeb. Jak to tybetańscy mnisi zwykli czynić. No ale cóż zrobić, ciężko znaleźć cokolwiek pomarańczowego o tej porze roku, w obecnym klimacie społeczno-gospodarczym itd...


Komentarz Łasicy: „Przynajmniej ładnie pachnę.”

Den z kolei miał mieć dostarczone przez Vana czarne spodnie, jako że grał malkontenta (spodnie przepadły, Den grał w białych). Far sam się zatroszczył o pozytywistyczny strój, natomiast Ingham...

...Ingham zdobył skądś przebranie rycerza dla dzieci – kirys był tak mikry, że wyglądał w nim ze swoim brzuchem jak Obeliks.

Ja w międzyczasie próbowałem w ogóle przyporządkować jakoś muzykę. Efekt był taki, że motywem Ingiego był zmodyfikowany refren z „To Zamarkand”, Śliffka miała refren z „An Angel In the Garden”, Sandrowi skomponowałem kawałek a la Eric Satie (jak twierdził Enleth), a pozytywiści w postaci Faramira byli wspierani irlandzkim jigiem.

O godz. 15:00 poszliśmy na pizzę i dowiedziałem się, czym był liszomniszek.
Liszomniszek to pizza, której normalny człowiek by nie tknął kijem. Sandro i Ingi nie byli normalni i wpierniczali pizzę z podwójnym serem, pieprzem mix, papryczkami, jajkiem, wołowiną, czerwoną fasolą i anchois. Szparagów nie było. Śmierdziało to nieziemsko.

Stworzenia pizzy podjęła się restauracja Zamoyska, której elementami wystroju są egipskie hieroglify i azteckie malowidła. Kosmopolitycznie, prawda?

O godz. 18:00, tuż przed próbą generalną, przyszła młodzieżowa orkiestra dęta na próbę. Okazało się, że nikt ich nie poinformował, co się dzieje. Islington, jako organizator, obiecał oddzwonić za chwilę – po skontaktowaniu się z dyrektorem Domu Kultury – jednak w końcu poszli próbować się gdzie indziej. Inaczej próba by się odbyła chyba o 20:00, a premiera... lepiej nie mówić, tym bardziej, że o 19:00 byliśmy już stalkowani przez ludzi, a próba się zaczęła gdzieś przed tą godziną.

W końcu, z półgodzinnym obsuwem, zaczęliśmy. Było epicko. Mniej więcej do momentu, kiedy to Den zapomniał swojego tekstu, a Ingi postanowił ratować sytuację i zaczął szaleć po scenie drąc się „NA SMOKA!!!”. Ja, próbując mu pomóc, zacząłem coś tam plumkać. I wtedy Den zaskoczył. Niestety, zbyt późno, by Łasic nie zaczął chodzić po całym teatrze z miną „OVERKILL”.

Sztuka okazała się względnym sukcesem. Względne przede wszystkim były komentarze Tarbanda, które totalnie killowały niektórym przyjemność z jej oglądania.

RabicanRabicanGeneralnie konwentowa publiczność nie dorosła chyba do twórczości Qui, ale o tym można by długo opowiadać. Z drugiej strony: czyż nie szkoda słów?


Ognisko się nie odbyło. Przyczyny czasowe plus władze internatu się nie zgodziły. Zamiast tego miała miejsce integracja w Spichlerzu, na którą nie dotarłem. Wtedy też dostałem telefon i przez godzinę robiłem za linię psychologiczną dla znajomego kolegi-geja-romantyka, który miał problemy w związku. Kiedy skończyłem, wylazł Ingi i na pytanie, czemu jestem wściekły, wypaliłem:

- Wiesz Ingham, nie chcę być wredny, ale jako ortodoksyjny heteryk nie zrozumiesz tego. Ja sam mam problemy.

- A skąd wiesz, że jestem hetero? – zapytał. Zbaraniałem. Kiedy mu powiedziałem o co chodzi (w skrócie – miały być pierścionki zaręczynowe i kolacja, poszło w cholerę, doszła zdrada, którą skwitowałem: „myślisz, że po trzech miesiącach romantycznych uniesień nie miał ochoty na praktykę? To wszystko się bierze z seksualnego nierozładowania. Daj sobie spokój z nim i ci przejdzie ta histeria.”), Ingi stwierdził, że ja jestem normalny i mam zdrowy ogląd. Potwierdzili to Hubertus, Łasic, Rion i Tarnum.

Dwie godziny snu i podniesione ciśnienie zrobiły jednak niestety swoje – zapierniczałem z krwotokiem z nosa i przeziębiłem się.

Na konwencie zjawiła się – dzień po Acidzie – Smoczyca. Przeraziła się. A potem w miarę zaaklimatyzowała.

Klucze do pokoju gdzieś wcięło. Kiedy wreszcie około 23:00 wrócili Rabi z Xelem, okazało się, że nie mają kluczy. Random gdzieś przepadł. Jak się okazało, był u Hoodsów. Pokój się odblokował dopiero o 1:00 w nocy, kiedy to już byłem po gruntownej i konkretnej rozmowie z Tarnumem o wszystkim, podczas której poinformowaliśmy się nawzajem, że jesteśmy wrednymi sukami.

Tej nocy miała miejsce yuri night. (Rabi: zgadnijcie, kto dostarczył "yuri" :P)
censored
Potem oglądaliśmy już Furi-Puri (FLPL) Furi Kuri (FLCL). Wniosek jest następujący: jeżeli w mieście jest gigantyczne żelazko, znajdzie się gigantyczna ręka, która będzie chciała rzeczone miasto wyprasować i bohater, który ją zniszczy za pomocą artefaktycznej gitary elektrycznej. Najso.

Ostatnim z ukonstytuowanych fetyszów Rabiego okazało się być BlazBlue: Continuum Shift, jako że jeden z bohaterów – Carl Clover – został określony przez niego jako słodka szota (faktycznie, dwunastolatek wyglądający jak blond Harry Potter), fajnie krzyczy. Bardziej niepokojący był fakt, że Rabi polubił też krzyki Arakune, które/-y/-a? wygląda jak bezkształtna masa smoły.

RabicanRabicanO krzykach Arakune pierwsze słyszę, ale tentakle miał fajne.


Padłem w trakcie FLPL FLCL i obudziłem się rano tak nieświeży, że tylko jęknąłem.
ALE. Sztuka dostała nagle nieoczekiwany epilog.

Po powrocie z Tarnumem z bieżni ujrzeliśmy siedzących Faramira, Riona i Val Gaava, którzy to patrzyli jak Ola... opierdala Tarbanda za jego głupie komentarze. Wykład trwał w końcu jakieś półtorej godziny, a na placu boju pozostaliśmy tylko ja z Olą i Tarband. Który w końcu złożył samokrytykę, nazywając przy okazji sztukę produktem.

Ola została bohaterką konwentu. Bezapelacyjnie.

PS Zbiorniki retencyjne.


Dzień 6 (sobota, konwent – dzień 2, Byczyna/Kluczbork)

Rionowi spuchło kolano.

Niby w sobotę się nie działo nic specjalnego – tzn. stalkowaliśmy się nawzajem – ja, Hubi, Rabi, Łasic i Xel, pogadywaliśmy sobie i ogólnie było dość luźno – miały miejsce turnieje, ja dochodziłem do siebie, mecz piłki nożnej olaliśmy (wygrany chyba po raz pierwszy, i to od razu 6:0 (Rabi: słyszałem o nieco innym wyniku, ale faktycznie: Jaskinia nareszcie wygrała) – zasługa w tym wielka Hoodsów, a zwłaszcza Predrixa) i poszliśmy jeść do Hetmańskiej, gdzie spotkaliśmy Gnoma, Anię, Eniego, Ae i Aryenne.

Okazało się, że Hetmańska mieści się w przepięknym i przecudownie rozkopanym starym mieście (?) Byczyny. No, w centrum w każdym razie.

Łasic zamówił frytki. Dla siebie. Oraz dla Ae, mnie, Rabiego, Hubiego i Xela. Najpierw je wcinaliśmy, a potem, gdy przyszła gulaszowa Qui (Rabi: gulaszowa Qui? Brzmi jak przydomek kucharki), maczaliśmy je również w gulaszowej. Kelnerka/kucharz pomyliła się i dziewczyny dostały inne naleśniki, niż chciały. Co ciekawsze, Ae się zorientowała dopiero w połowie. Lekki obłęd.

Ale. Papu przyszło i poszło. W międzyczasie romans miał do mnie Tarnum. Uprzejmie zapytał, czy dzisiaj alkoholuję, czy też mogę prowadzić. Uznałem, że jeśli jest to kwestia wiezienia jego, Fara i Sandra na finał, to nie ma najmniejszego problemu. Tarnum przy okazji, wsiadając do samochodu, zaczął drzeć się, że Faramir mu gniecie koszulę, siedząc zbyt blisko. W związku z tym, z dedykacją dla Tarnuma zapuściłem „I can’t decide” Scissor Sisters:

Cytat:
I can’t decide, whether you should live or die.

O godz. 19:00 okazało się, że do finału trafił Faramir, w związku z czym KaŁKaDe zorganizowało natychmiastowy coaching. Co prawda Far był trochę przerażony faktem, że gra przeciw Mosesowi i nawet chciał – ze względu na wypranie psychiczne – poddać się, ale zagroziliśmy mu, że jeśli to zrobi, to zamkniemy go w jednym pokoju z Rabim i z laptopem. Podziałało.

Grota została w internacie. Ja reprezentowałem ją...
...no, prawie.

Kiedy przed 21:00 zaczęliśmy się zbierać, Rion poprosił mnie o przysługę. Okazało się, że jego kolano było już w tak kiepskim stanie, że zdecydowaliśmy się odwiedzić lekarza w Kluczborku, żeby ten zadecydował, co robić.
Lekarz uznał, że Rion stłukł niechybnie kolano (w ogóle lekarz był dziabnięty i trochę nie od tego, co trzeba – ortopedii nie widzieliśmy, więc poszliśmy na internę-chirurgię), po czym dodał, że recepty na Altacet mu nie wypisze, bo nie ma recept i Rion musi sobie sam jakoś go załatwić.

W tym momencie dostałem wytrzeszczu i zadzwoniłem do koleżanki z medycyny:
- Ela, od kiedy, do censored, Altacet jest na receptę?
Okazało się, że nie był od nigdy.

Wróciliśmy zatem ok. 22:30 do Spichlerza w Byczynie, gdzie odbywały się finały H3 (już miniony) i HV (który miał właśnie nadejść). Kiedy weszliśmy, Faramir i Moses dopiero wybrali bohaterów i byli na etapie taktycznych zagrywek z jednostkami.

sms do Hubertusa:
Chciałoby się powiedzieć, że to jest epickie, ale przez pierwszą godzinę to oni uprawiali petting, potem Moses urządził mu magmowymi podwójnego hattricka i teraz Far ze swoimi umarlakami zszedł do kompletnej defensywy.

Faktycznie – Moses grał krasnalami z Ragnulfem na czele, zaś Far dostał nekromantów i Deirdre (okrzyk banshee). Efekt był taki, że krasnale właściwie zmiażdżyły jednostki Faramira w momencie, kiedy szał rzucony na thane’ów opadł, a magmowe smoki wcisnęły się klinem między kościane smoki, kostuchy, a wampirzych książąt. Nawet torpor nie pomógł (bo się nie losował -_-„). Runy berserka na magmowych pokazały, że krasnale to jednak totalna imba, a nekropolia – jeśli ma z nimi szanse na wygraną – to gryzą one ziemię (a myśmy się zastanawiali, kto ustawił TYLKO 6 kurczaków przeciw 10 smokom...)

W drugiej rundzie natomiast (Ebba Faramira kontra Raven Mosesa) Faramir zmiażdżył Mosesa. Był to też jeden z najbardziej epickich numerów, kiedy Moses stwierdził, że spróbuje przeprowadzić trzy królowe balu wzdłuż ściany ognia. Cóż, chyba nie docenił siły czarów Faramira i w ten sposób zobaczyliśmy, jak lisze się starły na proch po pierwszym polu :P

Nawiasem mówiąc, na jaskiniowym kanale yt pojawią się niedługo zapisy turnieju.

Finał finałów musiał się już odbyć w internacie, bo panie ze Spichlerza stwierdziły, że powinniśmy lecieć.

Trzeba było jeszcze zawieźć Sandra i Tarnuma z Faramirem na stację. Tarnum dostał zgagi i był jeszcze bardziej kapryśny niż normalnie, więc zagroziłem mu zrzuceniem z mostu, jeśli się nie zamknie oraz wycieczką do Kluczborka do apteki po Rennie, jeśli nic się nie pojawi na Orlenie.

Rennie było. Podobnie jak też pojawiła się sprezentowana przez Sandra wódka. Miły akcent, nie powiem, choć trochę mi było głupio, bo przecież skoro ja się pakowałem wszędzie samochodem, to mogłem ich też zabrać – tak samo jak wcześniej zwiozłem ekran i rzutnik od Islingtona.

19, pokój KOK-u, był zamknięty na cztery spusty. Postanowiłem zatem poleźć z tym ekranem do siebie. Wchodzę, stawiam ekran w kącie, obracam się, żeby zorientować się w sytuacji i znaleźć kabel do ładowarki samochodowej, a tu... moment, przecież ja Randoma minąłem w drodze do Polanowic, jakim cudem on się przeteleportował do łóżka w kilka minut?

Chwila oględzin i okazało się, że to nie Random, ale Hellburn, który podobno wszedł do pokoju i runął na łóżko, nie zwracając uwagi na komentarze i śmiechy Łasica (Not rlly. Wyszedłem w połowie pomolestować kogoś, co będę filmy na Konwencie oglądał :P i Herr Buln mnie ominął.), Xela, Hubiego, i Acida Rabiego, Aryene i Enletha, którzy oglądali akurat Battle Royale dostarczone przez tego ostatniego. Automatycznie pokój nr 10 stał się miejscową atrakcją turystyczną (ciekawa konsekwencja, jako że ja – kompletny noob – robiłem od wczoraj za informację typu kto, gdzie, kiedy, jak i dlaczego).
Pojechałem po tę trójkę, wróciliśmy, wchodzę do pokoju i patrzę, co z Hellburnem.

Ten przeistoczył się w Randoma. To znaczy – Random go wywalił z łóżka, a sam poszedł spać. Hell w rezultacie kimał sobie radośnie w łóżku... Rabiego. Oczywiście Rabi się ucieszył z towarzystwa, tylko że Zagubiony przyszedł w końcu po zgubę i wyratował z łap naszego Strażnika :P

RabicanRabicanPomyśleć, że specjalnie dla niego chciałem przekroczyć granicę bezwstydności i spać nago :(


I wtedy poznałem Jokę. To znaczy – Joka była akurat w kiblu w momencie, gdy chciałem pociągnąć zaszczytne tradycje KaŁKaDe, siedziała z Olą i rozmawiały o różnych gestach. Zatem, po krótkiej analizie, pokazałem Joce poprawioną figurę a la imbryczek.

Siedzę, oglądam finał oraz Tarnuma molestującego psychicznie Gadona, a tu nagle otwierają się drzwi i... Joka pyta:

- Imbryczek, Imbryczek... O, jesteś! – do mnie. Jak się okazało, zapomniała mojego nicka i zaczęła mówić do mnie „imbryczek”.
Ja i Joka wyszliśmy na papierosa.

W niedzielę zaczęły pojawiać się dziwne plotki, które chciałem obecnie zdementować: po pierwsze, nie chodzi o noc z wtorku na środę, tylko z soboty na niedzielę. Po drugie, to nie był kibel, tylko dziedziniec. Po trzecie, to nie był seks, tylko rozmowa. I po czwarte – nie z Tarnumem, a z Joką :P

Faramir przegrał (Sylvan vs. Haven Mosesa). Ciekawostka – Dungeon potraktowano jako zamek totalnie niezbalansowany (sprzężenie magii, łańcuchy żywiołów, wzmocnione zaklęcia) i zbanowano go na samym wstępie.


Dzień 7 (niedziela, konwent – dzień 3 i ostatni, Byczyna)

Zacznijmy bliżej nieumiejscowionym akcentem. Otóż Darkena, kiedy wynurzyła się z toalety, została przywitana przez Samuela tekstem:
- Pachniesz, jakbyś wyszła z kibla.
Bez komentarza.

Rano pierwsze, co zrobiłem, jeszcze na kacu i z głosem a la Beata Tyszkiewicz, to wykonałem telefon do moich Polizmeistrów z informacją, że wrócę jednak następnego dnia, a nie w niedzielę. Powód: bo jest zbyt fajnie.
No i mam zbyt fajnego kaca.

Rozdanie nagród i oficjalne zakończenie konwentu... cóż. Potem i tak zrobiliśmy własne. Skoro Acid nie napisał, w jaki sposób go mile zaskoczyliśmy, to powiem tylko: po raz pierwszy chyba dostał naprawdę miły prezent od nas.
A potem obradowaliśmy nad przyszłością Groty. Szczegóły wkrótce.

Potem towarzystwo się raczyło rozjechać – szczególnie mam tu na myśli KOK i Smoczycę. Niezłe zaskoczenie zaliczyłem, jak spotkałem ją o godz. 18:00 w łazience – pociągi się pokręciły.

Nadszedł czas na afterparty i to była... może nie apokalipsa, ale zdecydowanie się działo. Zacznijmy od tego, że w trakcie kocykowania mieliśmy szybki przelot przez podsumowanie konwentu, następnie ogarnęliśmy pokój numer 19 (i znaleźliśmy Carlsberga), a potem...




f!eldf!eld...a potem ciąg dalszy nastąpi, jak sobie ułożę w głowie resztę dni :P

RabicanRabican... a wraz z nim nastąpią moje komentarze. Naturalnie.

Irydus PW
18 sierpnia 2010, 11:46
Hellburn w łóżku Rabiego faktycznie był epicki, a najlepsze jest to, że zupełnie nic nie pamięta :D

Field PW
18 sierpnia 2010, 12:31
Ale w końcu uwierzył ;) Dziś dokończenie ;)

Hellburn PW
18 sierpnia 2010, 15:30
L U N A T Y K O W A Ł E M!
Weźcie to sobie wbijcie do głowy :<.

RabicanRabicanDlaczego mówią tak wszyscy, którzy trafiają do mojego łóżka? :(
strona: 1 - 2 - 3 - 4 ... 22 - 23 - 24
temat: [Przyspawany] Konwenty, zloty i spotkania

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel