Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Podziemna Tawernatemat: [Przyspawany] Konwenty, zloty i spotkania
komnata: Podziemna Tawerna
strona: 1 - 2 - 3 ... 15 - 16 - 17 ... 22 - 23 - 24

Irydus PW
12 sierpnia 2012, 14:56
Udało mi się wepchnąć jeden garnek do torby, wiec kociołek panoramixa na konwencie będzie :>

Podłoga Hubiego to podłoga Hubiego, nie pamiętam gdzie w zeszłym roku wylewałem piwo :P

HubertusHubertus Za to ja pamiętam idealnie ;], no, ale ok, za to wino pozwolę xP

Hubertus PW
20 sierpnia 2012, 19:23
Życie i tak napisało własny scenariusz, albowiem tym razem moją podłogę zalewał drinkami Lord Pawello xP

Stay tuned, bo relacja z konwentu okiem Xelacienta zbliża się, mamy nadzieję, wielkimi krokami, prawda Xel? ;]

Acid Dragon PW
20 sierpnia 2012, 23:14
A tymczasem kilka słów ode mnie.

Na wstępie - fajnie, że kolejny rekord grotowy został pobity i zjawiło się aż 12 osób o "pochodzeniu grotowym" (niektórzy, co prawda, zostali siłą przyciągnięci przez swych przyjaciół i bliskich, ale mamy nadzieję, że i od czasu do czasu na Forum zajrzą ;). To świadczy o coraz większej ilości zaprzyjaźnionych ze sobą "psychopatów i zboczeńców", którzy chcą się spotykać i wzajemnie doprowadzać do szału również w realu.

HubertusHubertus Hall of F(l)ame: Acid Dragon, Qui, Rabican, MCaleb, Dark Dragon, Hubertus, Karol, Valentino, Xelacient, Hobbit, Ginden, Lord Pawello

Acid DragonAcid DragonWłaściwie to liczyłem Fielda (mimo wszystko :P), ale Gindena też można zaliczyć ;)


Sam konwent był... OK.

HubertusHubertus W rzeczy samej, było fajnie ale bez fajerwerków zdarzających się wcześniej, myślę że konwent idzie w stronę bardziej kółek towarzyskich niż wspólnej zabawy typowej dla pierwszych 4 byczyńskich spotkań i trzeba do tego przywyknąć.



Minusami na pewno były nieprzyjemna niespodzianka związana z ograniczeniem łazienek o połowę (o czym najwyraźniej władze internatu nie poinformowały nas wcześniej)
HubertusHubertus No tak... prze... kupkana, sprawa to była, naturlich ;p


oraz ARCYNUDNY finał Heroes III, który wg mnie był niestety najgorszy ze wszystkich dotychczasowych (i chyba po raz pierwszy 4 godziny nie wystarczyły do wyłonienia zwycięzcy). Następnym razem dobrze byłoby wprowadzić ograniczenia czasowe na tury graczy, bo inaczej wszyscy umrą z nudów zanim zakończy się faza taktyczna.

QuiQuiFinał był tak nudny, że aż łasice latały :P.


Na szczęście plusy były większe ;) - przede wszystkim dopisali konwentowicze organizując z własnej inicjatywy m.in. konkurs rysowniczy, doroczny spacer w poszukiwaniu rosomaka,

HubertusHubertus Acid w czasie spaceru wyglądał jak figurka Vlada von Carsteina z Warhammera Fantasy Battle.





mafię, czy rozgrywki we wszelkiego rodzaju grach planszowych i innych

HubertusHubertus Tu podziękowania dla Hobbita za zabranie ze sobą pierwszej edycji Magii i Miecza, w którą to rozgrywka dostarczyła wielu pozytywnych wrażeń, zwłaszcza mi, Lordowi Pawello i Karolowi, thanks ;)


(np. wydeptując ścieżkę na boisku podczas gry w "20 pytań" ;). Do tego doszły m.in. wspólne wyprawy obiadowe, "wycieczka" do izby tradycji,

HubertusHubertus Grota okazała się elitą intelektualną Konwentu, bo tylko my byliśmy w tej izbie na zwiedzaniu ;] sqad: Acid, Hubertus, Karol, Rabican, Val i Lord Pawello


czy najzwyklejsze w świecie rozmowy.

Personalne podziękowania dla:
- Fielda i Tarnuma za ogarnięcie tego kilkudziesięcioosobowego chaosu
- Gnoma, Ani i Qui za niezamordowanie mnie podczas snu (seriously, I really love you guys)
- Dark Dragona za wkład do Legacy
- Xela za konkurs rysowniczy (bardzo fajna inicjatywa)
HubertusHubertus Nieskromnie dodam, że jam ten konkurs wygrał, narysowałaem szkieleta łucznika z krzywym uśmiechem stojącego na cmentarzu ;p

- MCaleba za organizację koszulek i psychopatyczne skłonności
- całą grupę grotową za miłe powitanie mnie na dworcu i samo przybycie (czasami po raz pierwszy) - naprawdę fajnie było patrzyć na was wszystkich w koszulkach z logo strony, którą zdarzyło mi się założyć 9 lat temu.
HubertusHubertus Cieszymy się ze nasze obciachowe powitanie przypadło Ci Smoku do gustu ;p dla pozostałych dodam że mieliśmy transparent na rolce papieru toaletowego z napisem WITAMY SMOKA! :) oraz szarfo-stułę też z papieru toaletowego z narysowanymi na zmianę smoczkami dla dzieci oraz kwiatami.

- Ae za nierozbicie nowego smoczego jaja
- Ena za chili i ciekawe rozmowy
- i - mimo wszystko - dla MiBa za stawienie czoła problemom, z życzeniami mniej negatywnego podejścia do nich ;).

Irydus PW
20 sierpnia 2012, 23:17
No tak, ja zalewałem złotym deszczem kwiatki rosnące przed internatem ;P

HubertusHubertus Z kronikarskiego obowiązku dodam, że Iryd dostał za ten wyczyn Karnego Kutasa w postaci gry Heroes of Might and Magic IV, gratulujemy ;P

Antares PW
21 sierpnia 2012, 17:07
Uwielbiam pozytywne recenzje zjazdów fanowskich. ;-> Mimo że nie byłem nigdy na takiej pouczającej imprezie, to zastanawiam się by może za rok chociaż na połowie być. Szczerze mówiąc chętnie bym w końcu poznał wymienionych przez Hubertusa. ;-D

MCaleb PW
22 sierpnia 2012, 00:50
Psychopatyczne skłonności? Jakie znowu psychopatyczne skłonności? Jam łagodny niczym baranek. :3

À propos, naprawiłem mój Dagger of Death - skręciłem w jedność i wywaliłem ową niezbędną latarkę. Teraz nawet luzów nie ma, więc za rok bez przeszkód mogę dźg... przewracać naleś... placki. Właśnie, obracać placki. Takie, z których gęste, rubinowe nadzienie wypływa. Wiele razy obracać. Wiele. Bardzo dokładnie. Póki nie będą cicho leżeć... Na patelni rzecz jasna. ^^

Co do koszulek, to prosiłbym jakiś feedback - w końcu teraz robimy na własne konto, więc wypadałoby, by wyszło jak najlepiej.

Xelacient PW
22 sierpnia 2012, 01:45
Konwent w Byczynie 2012 czyli dlaczego M&M jest bardziej gejowskie niż kucyki.

RabicanRabicanJak to powiedział Field? Konwent organizowany przez pedałów dla pedałów, którzy znają się ze strony założonej przez pedała? Jakoś tak :P


Ach! Konwnet w Byczynie 2012, mój trzeci ale pierwszy z którego postanowiłem (dałem się wrobić) napisać relację (w sumie po drugim też miałem coś dać od siebie, ale jakoś… nie mogłem się zebrać), proszę przygotować się na ścianę tekstu, bo dla mnie relacja to nie jest krótkie streszczenie wydarzeń lecz obszerny wywód mający oddać nastroje towarzyszące temu wydarzeniu (głównie autora), pełny przemyśleń i własnych komentarzy, żeby nawet nieobecni mogli poczuć jego klimat (i dowiedzieć się czego mogą się spodziewać w razie przybycia).

Na wstępie chciałbym jednak powiedzieć o jednej istotnej kwestii, rok temu byłem fanem serialu My Little pony: Friendship is Magic teraz jestem zepsutym(zakwaszonym?) do szpiku kości Bronym, który robi dziwny komiks inspirowany twórczością fandomu (i jeszcze ma na jego punkcie obsesję),
siłą rzeczy fascynacja ta spowodowała, że moje więzy z Kwasową Grotą uległy rozluźnieniu toteż miałem nadzieję, że poziom zakwaszenia mojej osobowości wróci do odpowiedniego poziomu.

Ale nie, nie wyrzekłem się starych ideałów: oba uniwersa kocham za potężną magię, zaawansowaną technologię oraz bogactwo ras (w ponyversum może jest ich mniej, ale za to nie ma ludzi, a dla mnie jest to ogromna zaleta – tak, jestem rasistą - nie lubię ludzi. ;P ).

A ten kwaśny humor z tą całą perwersją i zepsuciem, przez które zostałem w Grocie i przesiąkłem nim do reszty sprawiły, że pokochałem kucyki, a właściwie "mroczną" stronę tego fandomu.

Krótko mówiąc spaczenie, którego doświadczyłem w Grocie poskutkowało u mnie bronifikacją… tak Acid to wszystko twoja wina. :P

W sumie taki fajny mindfuck: siedzieć na raz w fandomie, który „okrzepł” i liczy sobie trochę lat oraz w takim, który powstał stosunkowo niedawno i dynamicznie się rozwija, odpuszczę sobie komentowanie przyczyn tego stanu rzeczy. ;P

Ale do rzeczy, ten konwent różnił się od poprzednich także tym, że końcu postanowiłem dojechać na miejsce pociągiem, a nie naciągać ojca na podwożenie mnie (4 godzinna jazda w te i z powrotem nie licząc przerw).
Tym razem podrzucił mnie tylko na stację kolejową „Łódź Kaliską”.
I tak we wtorek 14 sierpnia wyruszyłem, podróż pomimo niewielkiego obycia w podróżowaniu PKP (zwłaszcza w pojedynkę), przesiadki i dosyć sporego bagażu przebiegała bez problemów, zaś upływający czas umilałem sobie widokami za oknem oraz uzupełnieniem swojego notesu kolejnymi szkicami.

Problem zaczął się koło 20:00 gdy wysiadłem w Kluczborku… no właśnie, Kluczborku, a nie Byczynie Kluczbork, oczywiście zaraz się zorientowałem, że coś jest nie tak (zbyt duża stacja), ale byłem całą tą sytuacją tak… zirytowany, że byłem gotów na pieszo zasuwać z powrotem (jakieś 20 kilometrów – zdążyłbym przed następnym pociągiem) tym bardziej, że nawet nie zauważyłem jak minąłem stację docelową.

Oczywiście Field z którym byłem w kontakcie, był niesłychanie ucieszony moją zaradnością, ale już się ulitował (załamał) i powiedział, że po mnie podjedzie, toteż grzecznie sobie na stacji poczekałem tą godzinę, bo miał coś tam jeszcze do załatwienia i podjechał po mnie wraz z Behemotem.
Trochę podreperowałem swoją reputację użyczając telefonu komórkowego, bo ten należący do naszego kochanego przedstawiciela KOK-u padł zaraz po tym jak mi numer do Tarnuma podał.

W drodze powrotnej zostałem pocieszony tym, że przede mną Hobbit z ekipą nie potrafili sobie drzwi otworzyć przez co też dojechali do Kluczborka.
A także wydarzenie konwentu czyli nowe ulepszenie do zamku perwersji „chłopiec rzygający do sedesu”, no cóż nie wnikając w przyczyny, Hobbit utracił ogólnie pojętą „szczelność”, ot taki „event” urozmaicający konwent, ale miałem nieodparte wrażenie, że to zawoalowany komunikat typu „Nie dawać Hobbitowi więcej alkoholu”, ponadto jestem przekonany, że skutkiem tego było znaczne zmniejszenie ilości konsumowanego alkoholu przez Grotowiczów, cóż… nasz akolita dał nam bardzo dobry przykład.

Tak czy siak, przez resztę drogi trzymałem kilkanaście butelek piwa, które nie zmieściły się do bagażnika, więc wylądowały na tylnym siedzeniu (jak już Field musiał po mnie jechać to się chociaż w Żabce zaopatrzył), na miejscu szybko dokonałem kwestii formalnych (opłata haraczu za nocleg dla miejscowych władz) i zostałem przerzucony do pokoju numer 13 gdzie rezydował Rabican ze swoim chłopakiem Valentino, MCaleb (od razu dostałem swoją koszulkę) oraz Lord Pawello (myślałem, że jest starszy).

Jak na broniego przystało, każdego przywitałem serdecznym ”hugiem”, odrobina wódki, mnóstwo rozmów oraz poczucie, że jestem wśród „swoich”, jednak z powodu zmęczenia podróżą dosyć szybko ogarnęła mnie senność, toteż przeniosłem się z bagażami do pokoju 10 gdzie byłem zakwaterowany razem z Hobnitem oraz
Haav Gyrem (przez pół konwentu nie mogłem zapamiętać jego nicku), byłem lekko niepocieszony widokiem łóżka z pościelą, bo w tym momencie pod znakiem zapytanie stanął sens tachania mojego wypasionego śpiwora (a było wyraźnie ostrzeżenie, że mogą być problemy z miejscami do spania. :P), ale zrobiłem sobie z niego zagłówek, dzień zakończyłem zasypiając o 2:00.

ŚRODA

Obudziłem się o 9:00, ale nie było mi spieszno ze wstawaniem, bo słyszałem, że prysznice są już w użyciu („dziesiątka” była koło łazienki),
w końcu zniecierpliwiony postanowiłem dokonać desantu na drugie skrzydło, gdzie rezydowali „Niemcy” niewiadomo skąd się wzięli, ale zostało powiedziane, że z „ich” łazienki można korzystać między 9:00-13:00 (ponadto żadnych kawałów o Niemcach i nawiązań do III Rzeszy), większość konwentowiczów jakoś to zniechęciło toteż bez kolejki mogłem się umyć.

Czas do wyjścia na miasto umiliłem sobie kibicowaniem Fieldowi (grał krasnoludami przeciwko elfom i przegrał), później przeniosłem do pokoju 13 na pogaduchy, ciężko powiedzieć którego dnia był poruszany dany temat, więc w tym miejscu wymienię te które zapadły mi w pamięć

-historie o wpychanie sobie różnych przedmiotów w odbyt (na przykład słoika, który podczas tego procesu pękł, musiało to boleć)

-rozwalający się „Dagger of deatch” MCaleba

-różne klipy puszczane przez Rabicana laptopa (numer jeden: parodystyczna animacja francuskiej puszki zupy)

- obgadywanie społeczności futrzaków ( z Valentino), czyli e621 i historia gościa, który przeszukiwał galerię pewnego rysownika, bo „on ma ładne rysunki smoków w sam raz do przerysowywania” tylko, że po 7 stronach stwierdził, że „On wszystkie smoki rysuje od tyłu!”… cóż taki fetysz i nic mi do tego, ale trochę mnie dobija myśl, że ktoś potrafi narysować smoczy odbyt tak, że będzie wyglądał lepiej niż pysk mojego autorstwa.

- obgadywanie społeczności bronies ( z Valentino) o tym jak na przystanku Woodstock ”Nic tylko ten swój serial oglądali i w ogóle pod scenę nie chodzili” oraz „Że jednemu rysownikowi futrzaków za rysowanie kucyków ciągle piwo przynosili”, poza tym okazało się, że MCaleb, jest bronym ale bardzo wybiórczym, bo lubi tylko Derpy Hooves nawet serialu nie ogląda, za to kupił jej pluszową wersję z limitowanej edycji… robi wrażenie.

-obgadywanie społeczności forum poświęconego grze „Stalker”(z MCalebem), o tym jak jechał po miejscowych twórców fanfiction jak po łysych kobyłach (moje klimaty – obecnie robię to samo w fantomie MLP:FiM)

-przy okazji dowiedziałem się, że naprawdę istnieją ludzie, których podnieca nurzanie się w fekaliach (watersports) oraz uprawianie seksu z trupami (ba, nawet okazuje się, że jedni wolą takie świeże, a inne takie już lekko nadpsute), bo wcześniej miałem co do tego pewne wątpliwości, cóż moja wyobraźnia jest jeszcze za płytka na rzeczy pewnego rodzaju.

Gdy już się nagadałem, to poszedłem do dziesiątki i próbowałem coś naszkicować, bo Hobbit gdzieś kursował, a Haav Gyr akumulował energię (leżał na wyrku i ani myślała się ruszyć).

Gdy nadszedł czas wyjścia na miasto zrobiło się lekkie zamieszanie, bo poszła plotka, że punkt docelowy (Zamoyjska) jest zamknięty, toteż zaoferowałem, że pójdę na zwiady i telefonicznie przekaże to co ustaliłem. Przy okazji chciałem sprawdzić kilka innych rzeczy. Pierwszą kwestię załatwiłem już po drodze dzięki napotkanej po drodze grupce sojuszników (tak, jest otwarte).
Mimo to ostatecznie, ekipa wybrała się do Grodzkiej a ja wylądowałem w Hetmańskiej gdzie spotkałem KOK (i Field mnie zjechał za noszenie identyfikatora z IV Poznańskiego Ponymeetu, rzeczywiście zapomniałem go przerobić, ale już nie mówiłem, że był po to, żeby zasłonić nieudanego smoka na koszulce), jednak swój posiłek (schabowy z frytkami, w sumie lepiej bym zrobił zamawiając pizzę, ale po dodaniu soli i pieprzu było całkiem nieźle) zjadłem towarzystwie Wojrada (i jego rodziny) z którym uciąłem sobie bardzo interesującą pogawędkę o międzynarodowym(z tendencją na wschód) turnieju
HoMM III gdzie miał znaczący udział w jego organizacji, ot taki „casual” jak ja siedzący w fabule, radosnej twórczości artystycznej i moddingu oraz ”PROgamer”, tak różne dziedziny a jeden fandom.

Do tego różnice wynikające z odmiennych stanów cywilnych, bezcenny komentarz żony mojego rozmówcy, że: „Ona tak z przerażeniem patrzy jak ta gra pochłania po kawałku jej męża niczym jakiś potwór”, na co ja oczywiście musiałem się dopytać czy „Przypomina on behemota”, na co obruszył się Bech i stwierdził, że „Behemoty są miłe”.

Po napełnieniu żołądka jako regularnie praktykujący i głęboko niewierzący postanowiłem się wybrać do kościoła, wszak mieliśmy święto nakazane, oczywiście nie na mszę, bo ku mojemu rozczarowaniu wszystkie odbyły się przed południem (nie to co moja parafia), ale postanowiłem chociaż pójść do kościoła, a właściwie do kruchty, bo dostępu do niego broniła solidna krata (dosyć ładnie wykonana), ale przynajmniej klęcznik był.

Z nudów nawet modlić się zacząłem co mi się raczej rzadko zdarza i dumałem czy przeklęczeć tą godzinę czy zwinąć się wcześniej, moje wątpliwości rozwiał kościelny, który mnie wygonił, bo chciał zamknąć kościół.
Po powrocie do internatu, zaraz zabraliśmy za moje domowe wino (ale szło powoli, myślałem, ze w jeden wieczór obalimy 4 litry, a ledwo wyszło 2,5) od razu swoje ogórki kiszone dorzuciłem (bo dla mnie bez zagrychy popity nie ma picia – tak jestem cienki, ale przynajmniej nie muszę po sobie sprzątać, wystarczająco wiele wysiłku kosztuje mnie sprzątanie po innych), typowe rozmowy o wyższości stosowania psychotropów pozwalających spać 3 godziny na dobę nad popijaniem środków nasennych alkoholem, żeby napruć się za niższą cenę.

Później przenieśliśmy się Hubiego, gdzie Qui opowiadał o uprawianym przez siebie sporcie ekstremalnym czyli dojeżdżaniu do pracy autostradą, gdzie po prawej strony ma tiry a za sobą „łosie” co jeżdżą 160 na godzinę.

W końcu zrobiliśmy coś czego na konwencie robić się nie powinno czyli obejrzeliśmy film i to taki normalny (Epoka lodowca 4:Wędrówka Kontynentów – Wiewiór oczywiście najlepszy, jak to skomentował Rabi „Tragedia polega na tym, że płaczemy z powodu cierpienia lepszych od nas, a komedia sprowadza się do śmiania z głupoty gorszych od nas”) a nie zbiór dziwacznych animacji (mam tu na myśli coś w stylu „AMVhell”- puszczane przez Rabiego na poprzednim konwencie albo „PonyAnthology) czy program typu ”101 wypadków podczas uprawiania seksu”.

Później gdy się zwinęliśmy z powrotem do 13, zrobiliśmy z Valentino (Rabi szybko odpadł i to była reguła na tym konwencie) coś jeszcze bardziej niestosownego.
Zaczęliśmy grać w grę, żeby to chociaż było coś powiązanego z M&M, a gdzie tam!
Jakiś tam ”Sacrafice”, chociaż prawdę powiedziawszy na próbach się skończyło, bo cięła się niemiłosiernie i skończyło się to zapisem, wyłączeniem gry, zmianą ustawień, włączeniem i wczytaniem gry. Sytuacja powtórzyła się kilka razy, aż w końcu ten tekst podczas ładowania „Gdzie ja to byłem? Aaach taaak…” wrył się nam w umysły.

Gdzie ja to byłem? Aaach taaak… skończyło się na ściąganiu patcha (przewidywany czas 2 godziny), toteż dla odprężenia ”creepneliśmy” się Slederem, jakkolwiek bym nie lubił gier gdzie się na oślep ucieka i czegoś szuka, to podobała mi się (pewnie dlatego, że byłem obserwatorem), zresztą lubię postać Slendera, pewnie dlatego, że już dawno został przerobiony na kucyka i to wielkim stylu.
Tak czy siak, po jednej sesji stwierdziliśmy, że nie ma co ciągnąć tego dłużej i poszliśmy spać o 3:00.

CZWARTEK 16 SIERPNIA
Na wpół przytomny obudziłem się o 9:00, jakoś nie chciało m się wstawać, ale poranna niespodzianka w postaci przybycia DarkDragona zmotywowała mnie do tego, byłem tak ucieszony przybyciem kolejnego Grotowicza, że… poszedłem wziąć prysznic.

Po ogarnięciu się i przywitaniu jak trzeba przystąpiłem do planowanej wcześniej akcji czyli za jajecznicę, po zgarnięciu kuchenki gazowej Ghulka, mięsiw MCaleba, swoje jajka(tak wiem, brzmi cudnie) wyniosłem się na ławki przed internatem.
Zrobienie 4 porcji zajęło mi godzinę, pierwsza dla mnie, druga dla Ghulka, pozostałe dla pokoju 13, całość okazała się na tyle udana, że postanowiłem następnego dnia zrobić naleśniki.

Toteż wyruszyłem na zakupy, oczywiście towarzystwo było na tyle wybredne, że mając do wyboru naleśniki na „mineralnej i mleku” lub „mineralnej i piwie” wybrało opcję
„na piwie i mleku”… wybredne te perwersy z Groty co nie?
Po zaopatrzeniu się w potrzebne składniki (oraz zakupie alkoholi na nagrody i bloków rysunkowych) dostałem telefon, by niezwłocznie przybyć na stację kolejową, bo nadjeżdżał Smoczy Władca, pomimo obciążenia zakupami przybyłem na czas.
Po chwili nadjechał pociąg i nastąpiło oficjalne powitanie,w tym momencie wyszła słaba organizacja Groty, bo miało nastąpić odśpiewanie coveru „Smiley, smiley, Smiley”, ale jakoś nie mogliśmy się wcześniej zebrać do przećwiczenia tego… cóż Acid nie wiedział co go ominęło.

Po powrocie do internatu przystąpiłem do realizacji swojej groźby z forum i powiesiłem na drzwiach mojego pokoju „Napiszczanego pikną i poprrafną polactwowszczyzną ogłoszczenia kunkufsu platfusostycznego”, żeby nikt nie miał wątpliwości co do powagi i profesjonalizmu wydarzenia.

W końcu po coś te zakupy robiłem.
Przyznam, że z początku planowałem 3 nagrody, bo i tak nie spodziewałem się większego zainteresowania, ale chciałem chociaż zapoczątkować pewien trend, już pomijam moje zamiłowanie do fanfików i fanartów, moim głównym motywem był fakt, że na każdym większym ponymeecie jest organizowany konkurs rysowniczy, to nie można na naszym konwencie?
Bo co? W universum M&M brakuje scen zasługujących na utrwalenie? Czy może "majtmedzikowcom" umiejętności brakuje? ( Oczywiście tak naprawdę głównym celem było szerzenie magii przyjaźni, w końcu jakoś muszę dokonać infiltracji społeczności M&M ;P)
Więc wystartowałem z taką inicjatywą, zgarniając DarkDragona do jury… efekt przerósł moje oczekiwania.

Ale żeby nie zaburzać ciągu chronologicznego, po takiej popołudniowej przerwie na rozmowy(To kategoryczne zdanie Tarnuma „Lubisz kucyki? Jesteś gejem! W sumie powianiem wygłosić kazanie o nie uleganiu stereotypom, ale wobec faktu bycia Grotowiczem i posiadania” wieloletniego partnera życiowego” raczej to się mijało z celem… zresztą Tarnum chyba wie lepiej co jest gejowskie, a co nie ode mnie, nieprawdaż?).

Po zregenerowaniu sił postanowiliśmy (my czyli Grotowicze) przekąsić coś porządnego, po drodze oczywiście musiałem uświadomić Acidowi, że jestem Bronym, to jego spojrzenie… po części byłem
w stanie to zrozumieć, nasz wampiryczny krasnolud miał nadzieję, że będę kimś, kto będzie równoważył wizerunek Groty jako miejsca gdzie się gromadzą… różne ekstrawagancje... a tu taka zwiecha, i to spojrzenie zdefiniowane jako „Uważna obserwacja czy nie zbliża się jakiś samochód” jej celowość poznałem zaraz po tym jak oświadczyłem, że „Dla mnie M&M zawsze będzie bardziej gejowskie niż kucyki”, 10 (płaskich) sekund później znalazłem się na jezdni...

Rozdzieliliśmy się na rondzie, gdzie zdecydowałem się towarzyszyć ekipie idącej do Grodzkiej (ja, Qui, Rabican, Valentino i MCaleb), wypad był taki jaki każdy wypad być powinien, dobre jedzenie, dużo rozmów, śmiechów i wzajemnego zjeżdżania się (Najlepszy tekst mojej produkcji, gdy wszyscy czekali jak Rabi i Val dokończą swoje dania „My już zjedliśmy, ale czekamy aż te pedały skończą.”).

Po powrocie do internatu czekała mnie miła niespodzianka, bo przyszła pierwsza praca (Hellburna).
Z racji tego, że DarkDragon głównie zajmował się swoim laptopem, ja zająłem się szkicowaniem i snuciem się w te i wewte, ale ten stał długo się nie utrzymał, bo otrzymałem propozycję testowania mapy.
No to co? Oczywiście, że zagram. Cel misji: zdobyć Ostrze Mrozu, ukończyłem grę po 2 godzinach poprzez zniszczenie przeciwnika :P.
Wtedy też okazało się, że moi towarzysze z pokoju, potrafią być bardzo rozmowni, co prawda tematy kręciły się raczej wokół serii HoMM, modowaniu i tym podobnych, ale nie narzekałem na nudę.

Tak koło północy w końcu nalałem sobie wódki, bo stwierdziłem że to jest jakaś parodia:
Cały dzień się nakręcaliśmy „Dzisiaj pijemy wódkę”, „Dzisiaj się urżniemy” i co? Koło 20:00 zapytałem się czy pijemy i po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi zniknąłem na dwie godziny testować mapę
(MCaleb i Rabican byli i tak zajęci Magic:The Gathering, tej karcianki może szczególne nie ogarniam, pomimo tego, że nasz miotacz sztyletów jeszcze mi tłumaczył jej zasady, ale powiem jedno, jest co oglądać na tych kartach, zwłaszcza karty „równin”, każda to osobny pejzaż – w sumie nic dziwnego, na deviantarcie nie mogę się pozbyć wrażenia, że Wizard the Coast to główny mecenas Artów z dziedziny fantasy), później znów wpadłem i sytuacja się powtórzyła.

Gdy ponownie wróciłem, towarzystwo już było… zużyte, więc ze swoim wyrafinowanym naczyniem jakim była menażka udałem się na posiadówę do Hubiego, tam też natknąłem się na Qui z którym później się szwendaliśmy to po korytarzu internatu to wychodziliśmy na zewnątrz(spadający z ławki Sandro jako główna atrakcja), co przedłużyło moją aktywność tego dnia do godziny 3:00.

PIĄTEK 17 SIERPNIA

Obudziłem oczywiście o 9:00, jednak byłem wyraźnie zmęczony, może to było spowodowane piciem wódki bez popity, a może to był skutek obudzenia przez wyjącą kosiarkę?

Ale w sumie dobrze się stało, bo chciałem wystartować z tymi naleśnikami zanim MCaleb się odjedzie, tym bardziej, że Hobbit zmył się 5:00(zostawiając nam zupki i napój w kartonie), jednak jego łóżko nie było puste, albowiem spał na nim Sandro.
Widocznie jego wczorajsze poczynania były dopiero początkiem imprezowania, bo nawet on sam nie wiedział dlaczego wylądował u nas.
Ja tam robiłem swoje, czyli zrobiłem ciasto naleśnikowe, skroiłem do niego papierówki (też własne)
i po godzinie 11:00 przeniosłem się z całym sprzętem przed naszą siedzibę.
Wysmażenie tego wszystkiego zajęło mi 3 godziny, cóż gdybym wcześniej odważył się zwiększyć płomień to byłoby szybciej, poza tym trzeba było wymienić pojemnik z gazem.

Jednak nie narzekałem na nudę, MCaleb mi towarzyszył i nawet użyczył Dagger of Deatch do przewracania placków (generalnie była prowizorka była, bo ciasto lałem z menażki), a wychodziły mi na tyle dobrze, że każdy konsument był w stanie je przeżuć, połknąć i powiedzieć, że niezłe.
Jakby nie patrzeć niezły wynik jak na taki eksperyment.
Koło 12:00 zrobiło się jeszcze weselej, bo Grotowicze gromadzili się w coraz większej ilości co wykorzystaliśmy, by zrobić sobie sesję fotograficzną u Ghulka (oczywiście wszyscy w tegorocznych koszulkach, no dobra Qui jak zwykle nieogarnięty w tej kwestii) akurat zdążyliśmy przed odjazdem MCaleba.

Później grono nie było już tak liczne, ale to nawet lepiej, bo nie musiałem się dzielić z piwem, które dostałem od Tarnuma (bo go zemdliło, w ramach rewanżu obiecałem, że jak wieczorem wpadnie to poczęstuje go winem) i tak popijając to jedno to drugie (które zostało mi po zrobieniu ciasta) grzałem się w promieniach słońca (All hail Celestia :P ).

Przy okazji stanowiłem niezłą atrakcję konwentową (w sumie taki był zamiar, choć nie byłem pierwszy, wszak Hubertus na 3 konwencie też robił naleśniki, z tą różnicą, że miał dostęp do kuchni w budynku ), zaś Enlethem uciąłem sobie pogawędkę o gotowaniu i piwie.

W sumie chciałem zabrać się z Hubertusem na punkt widokowy (Wieża ratusza miejskiego)i miałem zamiar się wyrobić, ale w międzyczasie gaz się skończył toteż trzeba było dokonać wymiany pojemnika, Ghulk razem z Pawello po 20 minutowym rozkminianiu instrukcji i urządzenia wyjęli stary nabój, a nowy włożyli tak fachowo, że ulotniła się połowa (szacunkowo) jego zawartości, co doskonale poczuło towarzystwo zgromadzone w pobliżu na kocykach.
Dlatego ostatnią partię robiłem pod lekką presją, ale jakoś mi się udało wyrobić(jednak następnego dnia gdy właściciel chciał sobie ugotować jajka to już go zabrakło).

Podsumowywując: Cała ta akcja z gotowaniem była nawet udana, ale kosztowała mnie sporo wysiłku. Nie żałuje tego jednorazowego „wyskoku”, ale póki co nie mam ochoty tego powtarzać w przyszłym roku… chociaż gdybym zorganizował sobie lepszy sprzęt… poza tym gdyby nie moje kulinarne zapędy to bym pewnie dwóch zdań nie zamienił z Ghulkiem.

Końcem końców byłem tak syty, że wypad na miasto sobie odpuściłem (do tego perspektywa wyżerki przy ognisku).
Za to poszedłem sobie do WC, jakoś tak się złożyło, że tego przybytku nie odwiedzałem przez 3 dni toteż (ku niezadowoleniu licznych konwentowiczów) musiałem tam posiedzieć dłuższą chwilę.
W międzyczasie DarkDragon i Haav Gyr się zmyli (po nieskutecznych poszukiwaniach mojej osoby, cóż nie do końca mnie zrozumieli, ale to pewnie kwestia komunikacji zamiast zawoalowanego ”Idę na dłuższe posiedzenie.” powinienem rzucić „Idę się wysrać i długo mi to zajmie, bo muszę się odetkać”)
toteż wyposażony jedynie w notes i ołówek (takie inteligenckie przyzwyczajenie, bez gazety pod ręką nie siadam na klozecie, a to był taki konwentowy substytut) zająłem fotel koło czajnika i uzupełniłem notatki (chwila czasu, a bardzo pomaga przy pisaniu relacji), ale wkrótce dołączył do mnie Qui i się rozgadaliśmy, obgadywało się pracę, plany na przyszłość i tym podobne.

Gdy ekipa wróciła z miasta, doszedłem do wniosku, że czas się wybrać na drobne zakupy, bo liczba zgłoszonych prac przekroczyła 3 sztuki.
Wróciłem akurat na ognisko, czyli na wielkie obżarstwo, oczywiście do podobnego wniosku doszła reszta konwentu i zrobiło się dosyć tłoczno wokół stołu na co Tarnum zareagował tekstem „Ludzie, wiem że żarcie ważniejsze, ale poświęćcie chwilę uwagi.” Jednak zaraz machnął ręką i stwierdził,
że ”oficjalnie otwiera konwent”. Ja za to ze zdziwieniem stwierdziłem, że całkiem sporo kobiet na tym konwencie, ich udział był nawet większy niż takich przeciętnym ponymeecie.
Chociaż pewnie w głównej mierze to było spowodowane tym, że konwentowicze brali ze sobą żony/partnerki życiowe oraz córki.

Było fajnie, ale zaraz się zrobiła afera, bo mięso zbyt szybko się skończyło, ja tam wziąłem przepisowe 2 małe kawałki mięsa, ale w sumie mogłem je sobie odpuścić, bo zostało sporo pieczonych ziemniaków oraz surówki.
Poza tym była kiełbasa, jakoś też nie była rozchwytywana toteż zaraz zabrałem się za jej pieczenie nad ogniskiem.
Wtedy też Valentino zgarnął mnie na naradę Kwasowej Groty.
Qui mówi, że to jest takie smęcenie, ale dla mnie jest to atrakcja sama w sobie, to poczucie wspólnoty oraz złudzenie, że bierze się udział w podejmowaniu ważnych decyzji. ;P
Ponadto dyskusja była dosyć konstruktywna i można było usłyszeć o wielu zakulisowych sprawach.

Gdy skończyliśmy przeszliśmy się do 13, gdzie urządziliśmy sobie konkurs wiedzy o M&M (bo Acid musiał jakoś pozbyć się tych gier) w którym zwycięży Rabican (ja tam uzyskałem 5/10 punktów –całkiem nieźle jak na kogoś nie grał w żadną część M&M), później zacząłem puszczać soundtracki z serii HoMM, więc bez większych problemów utwory były odgadywane, w ramach rewanżu Acid zaczął puszczać muzykę gier M&M no to już poziom trudności wzrósł.
W końcu zaczęliśmy na tych laptopach grać w „Hirołsy”, ach te próby grania w 3 różne rozgrywki(ja tam próbowałem między jedną a drugą turą coś narysować) i podawanie sobie laptopów nad głowami innych, przy okazji dałem Acidowi z kopyta do łapy mój ekhm… wkład w utrzymanie serwera.

Jednak szybko to się skończyło, bo zaczęło nas dobrze mulić(to nie była odpowiednia pora na takie zabawy), toteż rozeszliśmy się poczynić przygotowania do wyprawy.

W moim przypadku polegało to na opychaniu się pieczonymi ziemniakami(już zimnymi ale po polaniu ketchupem były niezłe) i na świeżym powietrzu gadaliśmy z Qui o naszych pomysłach na mody do HoMM III, mamy lepsze rzeczy do roboty, ale fajnie jest porównać swoje wizje.

W końcu zaczęliśmy się gromadzić, by wyruszyć na poszukiwania rosomaka, trochę to trwało, bo to przy ognisku Sandro dokonywał brawurowej interpretacji wierszy(13-letniego) Faramira to Rabican
z Valentino gdzieś się zapodziali, nawet ruszyliśmy bez nich, ale zaraz nas dogonili.

Po drodze trochę się rozmawiało, ale głównie chłonęło się klimat wyprawy (utwardzona droga, brak sztucznych świateł i rozgwieżdżone niebo), który osiągnął apogeum gdy Rabi puścił Slender Theme, w końcu gdy doszliśmy do rozstaju dróg przy lesie postanowiliśmy zawrócić (i tak zaszliśmy dalej niż na poprzednich konwentach) w drodze powrotnej dla równowagi puściłem
„Smiley, Smiley, Smiley”, bo jak wcześniej tłumaczyłem wszelkie „slendery” kojarzą mi się zaraz z Slenderpony, a konkretnie z „Silent Ponyville” gdzie Pinkie Pie pokonuje go siłą swojego śmiechu (tak, to jest karygodne uproszczenie całej fabuły).
I widocznie w ten sposób ściągnąłem na siebie uwagę Rosomaka, który co prawda nie odważył się stanąć naprzeciwko naszego licznego jak nigdy wcześniej grona (choć coś w krzakach się ruszało), ale uderzył we mnie swoją mroczną mocą…
Było ciężko, działanie klątwy to słabło to nasilało się, byłem zmuszony przyśpieszyć kroku tak, że znacznie wyprzedziłem nasze stado, miałem momenty kryzysu, ale czy to ze strachu czy też dumy nie uległem jej działaniu i zebrawszy całą swoją silną wolę doszedłem do WC w internacie, pomimo moich obaw było wolne (widocznie konwentowicze mają lepsze rzeczy do roboty o 3:00 w nocy) dzięki czemu mogłem przystąpić do pomyślnego procesu defekacji.

Zanim jeszcze poszedłem spać, miałem sposobność podsłuchiwania Acida i Qui biorących prysznic.

Tak z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że należy uważać z obżarstwem gdy się idzie na dłuższą wyprawę, mimo to nie skończyłem jak Hobbit… chociaż kto wie? Może już w poniedziałek rosomak podkradł się pobliże internatu i użył swojej klątwy przeciwko naszemu pechowemu akolicie?
W końcu o 4:00 w nocy padłem na wyro.

SOBOTA 18 SIERPNIA

Obudziłem się o godzinie 10:00, nawet wypoczęty, zwlekanie się z łóżka i poranna toaleta zajęłam mi jakieś 2 godziny, za to już koło 12:00 zaczęło się robić ciekawiej, bo zacząłem „fazować” czyli łazić w kółko po pokoju, ale DarkDragon okazał się być wyjątkowo tolerancyjnym osobnikiem i jakoś mu to nie przeszkadzało, zresztą przez okno widziałem, że grupka ludzi na boisku chodzi dookoła kocyka… to było takie prowokujące.
Niedługo potem usłyszałem o naradzie jaskiniowców toteż z ciekawości zszedłem do nich.
I z miejsca dostałem propozycję otrzymania jakieś fukcjii w jaskini (bo byłem ubrany na czerwono),
moja odpowiedź, że konto na jaskini sobie założyłem tylko po to, by dostać zdjęcia z poprzednich konwentów i nawet niespecjalnie ogarniam społeczność jaskini jakoś ich nie zraziła.
Mimo to z ciekawości przysłuchiwałem się dalej (można powiedzieć, że zmieniłem Acida, bo go zgarnęli na samym początku i pewnym momencie mu się znudziło), mi przypadła część gdzie Mib tłumaczył dlaczego nie chce zarządzać „Bo ja nie mam pomysłów, a byle decyzję to każdy potrafi podjąć, mogę na przykład stwierdzić: Okej zakładamy komnatę poświęconą kucykom”.

Prawie mnie podkupił.

Po skończonej naradzie wróciłem do siebie gdzie zająłem się wyjadaniem swoich zapasów, cóż… myślałem, że takie ogórki kiszone to wyjdą w dwa wieczory, bo będziemy ostro pić wódkę.
Ponad to zostały mi placki ze wczoraj, niestety na zimno smakowały wyjątkowo kiepsko toteż w końcu je wywaliłem w chaszcze, przyszło mi to tym łatwiej, że Enleth zrobił swój „sos po meksykańsku” - ta kuchenka indukcyjna robiła wrażenia.
Po skonsumowaniu swojej porcji (coś mi się należało w zamian za olej i paczkę kaszki kukurydzianej :P) byłem syty.

W międzyczasie DarkDragon pokazywał mi kolejne wersje trailera do „Heroes:Legacy”, ponadto okazał się posiadaczem kopii mało znanych książek z uniwersum M&M, co prawda takie książki niżej cenię niż fanfiki (bo książka musi mieć minimalną długość, spełniać wymogi poprawności politycznej oraz być w interesie wydawcy), ale są tylko 3, więc można spróbować.

Może w końcu coś przeczytam po angielsku, niby są fanfiki z ponyversum, ale ledwo ogarniam te z polskiego fandomu, no dodatek co bardziej znane dzieła są tłumaczone.

W końcu nasz Starożytny zaproponował mi przetestowanie kolejnej mapki, była zdecydowanie ciekawsza, choćby z powodu permanentnego braku drewna, super pomysł zwłaszcza gdy wylosuje ci się bastion(elfy), gdy z trudem uciułana armia została skoszona przez zawartość puszki Pandory zacząłem od nowa Lochami, szło już lepiej.

Ale w końcu koło 19:00 Acid wyciągnął nas na finał HoMM III, („Chodźcie, poczujecie ten klimat”), miałem lekkie wątpliwości, bo wedle planu finał właśnie się zaczynał, a tu jeszcze trzeba było dojść.

Jednak wyruszyliśmy… i tak na swoim trzecim konwencie poszedłem pierwszy raz oglądać najwyższy poziom rozgrywki w HoMM III.

Na miejscu okazało się, że turniej nawet się jeszcze nie rozpoczął.

Gdy w końcu na piętrze spichlerza zajęliśmy miejsca zaś zawodnicy zasiedli przed laptopem rozpoczęła się bitwa.
Później emocje już tylko opadały, najlepszym tego dowodem jest to, że jak poszedłem sobie kupić kawę to ominął mnie jeden ruch.
Może na etapie tworzenia bohatera nie było tak źle, Qui zauważył że Wawrzyniec w ekwipunku bohatera ma czterolistną koniczynkę oraz klepsydrę diabelskiej godziny (to drugie znosi premię z posiadania tego pierwszego), toteż przy najbliższej okazji krzyknąłem „A klepsydra?” co spowodowało jej zdjęcie, później dzięki temu, któraś z jego jednostek podczas bitwy miała „Lucka”, ale raczej nie zmieniło to przebiegu starcia… Wojrad zabunkrował się ludźmi a Wawrzyniec musiał go atakować barbarzyńcami.

Na szczęście w Grotowym gronie umililiśmy sobie ten czas rozmowami, wśród tematów były:

-Stwierdzenie, że te śmieszne animacje jednostek w HoMM VI to genialna rzecz na takie turnieje, poza tym przydałoby się ”oddychanie” jednostek, przynajmniej byłoby na co popatrzeć.

-Wymyślanie kolejnych/alternatywnych ulepszeń jednostkom na polu bitwy(przykład: wilk jeżdżący na goblinie)

-Wygłosiłem swoje zdanie w dyskusji czy anioły „To specjalnie hodowane mutanty czy też cybernetyczne konstrukty”: uważam, że mamy tu wariant pośredni: Starożytni hodują przypakowanych humanoidów (zakładam, że biomasa jest tańsza niż złom), a później w zależności od potrzeb wszczepiają im celowniki laserowe, dozowniki adrenaliny tudzież radiobudziki. Czego najlepszym dowodem jest istnienie w HoMM III artefaktu „skrzydła anioła”, po założeniu, którego bohater może latać. I w tym momencie się okazuje, że takie skrzydła nie są „naturalne” tylko to jakiś typ ”jetpacka”.

Zatem klimat był, ale starczył tylko na pierwszą bitwę, później stwierdziliśmy z Darkiem, że najwyższa pora się zmyć i w końcu ogłosić wyniki konkursu rysowniczego.

Po powrocie najpierw wziąłem się za dokończenie scenariusza, dzięki zdobytym w Smoczej Utopi skrzydłom anioła szybko ukończyłem scenariusz.

Wtedy w końcu naszła mnie refleksja, że coś mamy do zrobienia (bo była 23:00)
I tak podjęliśmy ostateczną dyskusję co do zajętych miejsc:
1)Hubertus, 2)Kastylia, 3)Havv Gyr, 4) Hellburn 5)Sienka 6)irydus 7)Qui 8) Ania 9)Ymir
Najwięcej debatowaliśmy nad pracami Hubertusa i Kastylii, ja tam obstawałem przy jej feniksie (był zrobiony ołówkiem, więc mi się bardziej podobał), ale argumentacja DarkDragona, że na pracy Hubertusa mamy jeszcze tło, a z prawą nogą feniksa jest coś nie tak przekonały mnie.

Następnie wywiesiliśmy nasz ranking wraz z moimi komentarzami (oraz z informacją, że nagrody są do odebrania u nas) powiesiliśmy na drzwiach.
Ale przede wszystkim powiesiliśmy wszystkie prace na ścianie, oczywiście zrobiliśmy to tak, żeby ich autorzy mogli je bez przeszkód zdjąć, było przy tym trochę roboty, a na dodatek się okazało, że farba ze ścian ma tendencję do odchodzenia wraz z taśmą klejącą.
Jednak niezrażeni robiliśmy swoje, bo ściany w internacie bynajmniej nie były wolne od skaz
no i przede wszystkim obaj wyjeżdżaliśmy następnego dnia, dzięki czemu ominęło nas ich odklejenie. ;P

Jeśli chodzi o nagrody to ja jako „materialista minimalista” postawiłem na „praktyczność” nagród toteż kupiłem „wino” za 10 zł, setkę cytrynówki, puszkę piwa, puszkę pepsi oraz wodę gazowaną.
Niby to miało symbolizować, każdemu laureatowi że „Twoja praca dostarcza takich samych doznań jak wypicie napoju, który wygrałeś”, ale pierwotna koncepcja uległa wielu zmianom.
Przede wszystkim dlatego, że Acid dorzucił do puli nagród „Wojowniczą księżniczkę: diamentową edycję” oraz „Króla Artura II” (Aż mnie żal wziął, że nie mogłem brać udziału w konkursie ;D ).

I tak reszta nocy upłynęła nam na rozmowach dotyczących zawodów oraz wręczaniu nagród, przyjąłem pracę Ymira, mimo iż było to po ogłoszeniu wyników.
Emocje były dosyć pozytywne, najlepszy był Hellburn, jego zawód „Że 4 miejsce jest najgorsze” i jego zaskoczenie gdy dostał setkę, Irydus nie chciał piwa tylko wziął wodę gazowaną („Bo alkohol to mam, ale wody nie, a bardziej mi się przyda na porannego kaca„), Qui spadł ze schodów i się trochę potłukł (widocznie łasice nie spadają na 4 łapy), toteż Acid ufundował mu nagrodę w postaci plastrów (zresztą ten zadeklarowany winiarz pewnie też nie chciałby piwa).
Przyszedł też Gnom zbulwersowany tym, że praca Ani zajęła 8 miejsce, na co ja, że przecież jest napisałem, żeby przyszła do mnie, bo pomimo deklaracji, że to z uniwersum M&M, pyszczku jak u borsuka nie mogłem odeprzeć wrażenia, że to Pinkie Pie.
Za co oczywiście musiała być nagroda „bezpośrednio ode mnie” w postaci mojego domowego winka (bo zostało mi jeszcze pół butelki), Gnom tak się ucieszył, że obiecał nas nie banować na jaskini (bardzo nas to przestraszyło, ja bym to może zauważył po jakichś 3 miesiącach, Dark nie ma tam konta), nawet Ymir dostał ode mnie papierówkę, bardzo go to ucieszyło, ale następnego dnia stwierdziłem do Darka, żeby dał mu jeszcze to piwo, bo zostało.

Podsumowywując, konkurs się udał, może rzeczywiście bardziej powinienem zadbać o jego nagłośnienie, napisać o nim na obu forach, powiesić więcej ogłoszeń (np.. na drzwiach łazienki), jednak samej wizji nie zamierzam zmieniać „Bardziej masowy niż elitarny konkurs z mnóstwem drobnych nagród tak, żeby starczyło na każdego uczestnika”, bo tu chodzi o popularyzację twórczości fanowskiej.

Po tym pełnym wrażeń dniu zasnąłem o 4:00 (bo zdecydowałem się wziąć prysznic wieczorem).

NIEDZIELA 19 SIERPNIA

Punktualnie o 9:00 obudził mnie mój telefon, o dziwo czułem się całkiem nieźle, zresztą jak może być inaczej gdy ma się ustawioną najlepszą (a przynajmniej najbardziej epicką i zbliżoną klimatami do tej z serii HoMM) piosenkę z drugiego sezonu MLP:FiM? Co prawda jestem tak wyczulony na nią, że budzę się po pierwszych taktach, i wyłączyłem ją tak szybko, że nawet nie doszła do pierwszej linijki „This Day is going to be perfect”, ale przynajmniej moi współlokatorzy nie zdążyli się nawet obrócić.

No to się ubrałem i spokojnym krokiem poszedłem do pobliskiego kościoła (w Polanowicach)
na mszę o 9:30, jestem przed bramą o 9:20, a tu pustki i wszystko zamknięte, patrzę na tablicę ogłoszeń i… okazało się, że msza o tej godzinie odbywa się gdzie indziej.
No to co? Lecę z powrotem do internatu, zmiana stroju (bo zbyt ciepło się ubrałem), łyk herbaty (zrobionej poprzedniego wieczoru) i o 9:25 wystartowałem do tego w Byczynie.
Jak normalnie do miasta się idzie pół godziny, to ja po 15 minutach stanąłem pod kościołem, akurat zdążyłem na czytanie.
I niech mi ktoś powie, że chodzenie do kościoła jest nudne.

Po powrocie wziąłem się za pakowanie i żegnanie z Grotowiczami (obowiązkowym hugiem), Fieldowi nawet powiedziałem, żeby przy rozliczaniu się uwzględnił to, że zapłaciłem za 6 nocy, a siedziałem tylko 5 (nie pytajcie się mnie dlaczego zauważyłem ten fakt przedostatniego dnia) to będzie miał zwrot za podwózkę mojej skromnej osoby.

Z racji tego, że miałem pociąg po 13:00 to wyszedłem o 12:30 podczas oficjalnego zakończenia, cóż ominęło mnie ogólnokonwentowe zdjęcie, ale co tam… jestem na Grotowym. :P

Ale mówię wam niepowtarzalne uczucie, wracasz do domu z konwentu i towarzyszy temu powszechny aplauz (zgromadzone towarzystwo dobrze się bawiło podczas ogłoszeń).

Na stacji okazało się, że nie będę wracał sam (przynajmniej do Ostrów Wielkopolski, bo do Łodzi Kaliskiej już sam). Dzięki czemu jeszcze sobie trochę porozmawiałem i przy okazji się dowiedziałem, że ktoś wraca samochodem do Łodzi i ma jeszcze jedno wolne miejsce, cóż… moje oblatanie w Jasknii, ale nie ma niczego złego co by na dobre nie wyszło i przynajmniej zacząłem pisać relację.

Zresztą dzięki lepszemu układowi pociągów podróż powrotna trwała krócej i już o 19:00 byłem w rodzinnej okolicy.
Ostatnim akordem mojego konwentu, był mój „wieloletni partner życiowy” (ten sam z którym się wybierałem na konwent i którego pocieszam, gdy rzuci go kolejna dziewczyna, a także w razie braku lepszych pomysłów zamierzam ożenić się którąś z jego sióstr, bo większa szansa, że moje dzieci będą takie jak on), który minął mnie w jakimś samochodzie i nawet coś zawołał, ale go nie zauważyłem(słyszałem głos, ale nie wiedziałem czyj).
Za to dostałem po chwili od niego telefon i po krótkiej rozmowie padła konkluzja.
„Piłeś na tym konwencie zaskakująco mało, u siebie wczoraj robiłem grilla i daliśmy w palnik”.
Cóż, jakby co to wiem gdzie mogę uzupełnić niedobory alkoholu.

Ostatecznie, cały ten wyjazd zajął mi 6 dni (powiedzmy, że jeden dzień to podróże, a pozostałe 5 to konwent), jeśli chodzi o koszty to zmieściłem się w 300 złotych (licząc nawet koszulkę), co według szacunkowych kosztów miało być dolnym pułapem potrzebnej sumy.
Cóż, dzięki temu mam więcej funduszy na kolejne egzaminy do prawa jazdy, jak dobrze pójdzie to w przyszłym roku pojadę jako kierowca.
I rzeczywiście piłem zaskakująco mało i było raczej spokojnie, być może zwyczajnie dojrzewam?

Albo zwyczajnie byłem nieco zmęczony, bo tuż przed konwentem wyskoczył mi inny wyjazd weekendowy, a tu dzień przed i dzień po konwencie miałem jazdę doszkalającą, poza tym co byłem zajęty albo organizowaniem konkursu, albo gotowaniem czegoś toteż miałem pewną blokadę przeciw totalnemu urżnięciu się.

Może nie było epicko, ale nie żałuje wyjazdu wszak główny cel został osiągnięty i znów czuję się w Kwasowej Grocie niczym w jednej wielkiej patologicznej rodzinie.

Rabican PW
22 sierpnia 2012, 03:22
Konwent Jaskini Behemota 2012 Original Soundtrack


Part 1: COCK & Co.

1. Field – There! Right There!
2. Tarnum – Working Class Hero
3. Ginden – Rosenrot*

Part 2: Karne Kutasy

4. Irydus – Modlitwa o złoty deszcz
5. Hobbit – Defecate on My Face Scatman (Ski Ba Bop Ba Dop Bop) .
6. Faramir – Forever Young

Part 3: Młode Dupy

7. Dark Dragon – T.K.D.Y.N.S.**
8. Xelacient – Eat It
9. Lord Pawello – Everyone Else Has Had More Sex Than Me

Part 4: Dziady

10. Rabican – Pretty Fly for a Rabbi
11. Valentino – Beautiful
12. MCaleb – Chłop żywemu nie przepuści
13. Hubertus – Bym kobietą się stała Na orbicie serc

Part 5: Evil Prog(r)am(m)ers

14. Acid Dragon – Glory Hole (The Magic Wall Song)
15. Enleth – Curry Song
16. Qui – Gonna Fly Now

Part 6: A Poem

17. Sandro – Poem: At What Point Does a Shakespeare Say?


Bonus: Wielcy Nieobecni

1. Wader – The Imperial March (Rage Mix)
2. Mitabrin – Somepony That I Used to Know
3. Irhak – Faggot
4. Alamar – You're So Vain


*tiefe Spłuczken muss man graben wenn man klares Wasser will...
**gratis rysunki w stylu D.D. :P

HubertusHubertus ..... xD genialne.

za to Cię kocham :P

ale... brakuje jeszcze

Bonus II: Świeżynki

1. Karol - Total Overdose

TopFunny525 PW
22 sierpnia 2012, 18:45
Sądząc po Soundtracku, ciekawie musiało być na konwencie:)

Irhak PW
22 sierpnia 2012, 20:53
Cytat:
tak, jestem rasistą - nie lubię ludzi. ;P
Przynajmniej równo traktujesz ich ;)

Cytat:
-wpychanie sobie różnych przedmiotów w odbyt
uhm... que? O_O ciekaw jestem kto próbował tak ostrej jazdy

HubertusHubertus Irysiu, przeczytaj ten fragment relacji raz jeszcze, ze zrozumieniem... ;]


Cytat:
3. Irhak – Faggot
O, jak miło :)

Cytat:
Sądząc po Soundtracku, ciekawie musiało być na konwencie:)
E tam! Opowieść wypadła dość... nudnie jak na zapowiedzi konwentowe :P

HubertusHubertus Każdy, kto nie był, tak sobie tłumaczy xP

TopFunny525 PW
22 sierpnia 2012, 21:19
Cytat:
Hubertus – Bym kobietą się stała

Hę? A dlaczego skreślone na rzecz innego:)

HubertusHubertus Posłuchaj tej piosenki która została wybrana i wtedy trochę zrozumiesz, poza tym jeszcze inside joke z Konwentu tez się za tym kryje, ale kto nie był, nie będzie rozumiał.


szkoda, że mnie nie było na liście nieobecnych bo ten utwór pasuje do mnie:D. Poza tym, czekam na opis reszty konwentu, mam nadzieję, że Xelacientowi wena twórcza nie padła:P.

HubertusHubertus Cierpliwości, stay tuned ;)

Rabican PW
22 sierpnia 2012, 21:38
Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć. Czy konwent spełnił tę zasadę? Cóż, z punktu widzenia niżej podpisanego niewątpliwie zaczął się od solidnych zjawisk sejsmicznych: moje przedwczesne przybycie (Fieldowi pewnie parę włosów zsiwiało, o Irytusie nie wspominając), Faramiry w Kluczborku, MC w pełnej krasie i solidnie powitany (niedźwiedź i karpik), woda ognista Lorda "Kapłona" Pawella, rewelacje pokarmowe Hobbita (reszta jest milczeniem...) i wreszcie upragniona noc, która niespodziewanie powaliła mnie w połowie kulturalnego spożycia (poprzedniej nie przespałem). Później jednak napięcie opadło jak niewprawnie upieczone ciasto, dni upływały leniwie, ozdobione fikuśnymi obiadami, kluczborskimi wojażami i winem Xela oraz okazjonalnymi partyjkami w Magica z Calebem. Dopiero przybycie naszego umiłowanego Smoka wyrwało mnie ze stagnacji. Szczególnie mile wspominam pojedynki z Pawellem (vel 4everAlone) w H5 oraz dwa ostatnie wieczory: sączenie wiśniowych drinków i białej łasicówki podczas rozmów o życiu, śmierci, medycynie i Starcrafcie...

Sam konwent był... OK. Bawiłem się dobrze, chociaż życie pozakonwentowe skrzeczało w tle, wisiało nad głową i na plecach, przyginając czasem do ziemi i wyrywając włosy z głowy. Może przez to mniej się w tym roku integrowałem – a może to kwestia większego umiaru w konsumpcji napojów wyskokowych? Odniosłem wrażenie, że potworzyły się małe grupki, rzadko kontaktujące się ze sobą: tu Grota, tam Jaskinia, Hoodzi i Niemcy; żołnierze z karabinami patrolujący granice i służby celne w najgorszym tego wyrażenia znaczeniu. Pewnie przesadzam i nie było tak źle, ale w porównaniu z poprzednimi latami ten aspekt konwentu wypadł w moich oczach blado.

Specjalne podziękowania z mojej strony trafiają tym razem do:
- COCK-u, bo to cholernie niewdzięczna i wyczerpująca robota;
- MC i S15p za koszulki, które można (i trzeba!) nosić z dumą, nie zażenowaniem;
- Xela i Enletha za gotowanie (jajecznica, naleśniki, chili – yum, yum, I say);
- mojej żony: Acida i kapłana, który udzielił nam ślubu: Qui;
- Gindena – człowiek-orkiestra, robi pyszną piołunówkę i naprawia spłuczki;
- Ae, chociaż to bardziej przeprosiny za zbyt krótkie rozmowy niż podziękowanie;
- pozostałych bywalców Groty przybyłych na konwent;
- mojego chłopa, któremu się bardzo spodobało i chce jeszcze raz;
- całej reszty tej popieprzonej ferajny, która dziewiąty raz zjechała się do Byczyny.

PS. Pochwalę się: wygrałem grotowy konkurs wiedzy o Might & Magic, zdobywając dziesięć punktów na dziesięć, o dwa więcej niż Pawello, który zajął zaszczytne drugie miejsce :)

Field PW
23 sierpnia 2012, 12:53
Czytam te wasze komentarze... (Rabi <3) i wstrzymam się od uwag. Chociaż to, co napisał do tej pory Xel, trochę mnie przeraża ;) Zwłaszcza oglądanie normalnego filmu na konie - YDIW :P

TopFunny525 PW
23 sierpnia 2012, 13:14
Czy na następnym konwencie mogę być żoną Rabiego?:> Fakt faktem trochę młodą, ale zawsze coś:P.

Irhak PW
23 sierpnia 2012, 13:17
Cytat:
Irysiu, przeczytaj ten fragment relacji raz jeszcze, ze zrozumieniem... ;]
Ależ Hubciu! Przeczytałem uważnie za pierwszym razem i nadal się zastanawiam kto z tym pomysłem wyskoczył :P

Rabican PW
23 sierpnia 2012, 13:38
TopFunny:
Czy na następnym konwencie mogę być żoną Rabiego?:> Fakt faktem trochę młodą, ale zawsze coś:P.
Obawiam się, że to niemożliwe: jestem pobożnym żydem i posiadanie dwóch żon jest dla mnie niedopuszczalne. Niemniej możesz zostać moim kolejnym mężem.

Irhak:
Ależ Hubciu! Przeczytałem uważnie za pierwszym razem i nadal się zastanawiam kto z tym pomysłem wyskoczył :P
Wpychanie sobie różnych przedmiotów w odbyt pojawiło się wyłącznie w rozmowie, jako idea i konkretne przypadki. Temat jak każdy inny, zwłaszcza po spożyciu.


Pozdrawiam serdecznie.
R.

Mitabrin PW
23 sierpnia 2012, 13:59
Cytat:
Obawiam się, że to niemożliwe: jestem pobożnym żydem i posiadanie dwóch żon jest dla mnie niedopuszczalne. Niemniej możesz zostać moim kolejnym mężem.

Chwila! Przecież Fani jest już od dawna przeze mnie zaklepanya~!


Tak poza tym... Shipping Rabbiego z innymi konwentowiczami zaczyna być już wydarzeniem kultowym, proponuję, byś za rok upatrzył sobie Irydusa. :3

Rabican PW
23 sierpnia 2012, 14:04
Mitabrin:
Chwila! Przecież Fani jest już od dawna przeze mnie zaklepanya~!
Oj tam, wszystko zostaje w rodzinie ;)

Co do Irytusa, trolluję go od lat, w tym roku m.in. przybywając na konwent jako pierwszy (wraz z Valem), tuż przed Irytusem i Kameliaszem. Wątpię, by zaślubiny z tym pierwszym mogły dojść do skutku, zazwyczaj ucieka na sam mój widok.


Pozdrawiam serdecznie.
R.

Irhak PW
23 sierpnia 2012, 14:32
Cytat:
Wątpię, by zaślubiny z tym pierwszym mogły dojść do skutku, zazwyczaj ucieka na sam mój widok.
Założę się, że jak dostanie ultimatum ty albo ja to przemyśli całą sprawę ;)

Field PW
23 sierpnia 2012, 17:42
Mały apdejt co do soundtracku: ze względu na rozmaite wydarzenia na konwencie w tym roku, jak również WCIĄŻ istniejące moje małżeństwo z Rabim: Acid Dragon + Rabican + moi :P (ze szczególnym uwzględnieniem 3:15)

EDIT: Zastanawiam się, czy to jednak nie powinno być przypisane do tercetu Behu, Sandro i Tarnum :P
strona: 1 - 2 - 3 ... 15 - 16 - 17 ... 22 - 23 - 24
temat: [Przyspawany] Konwenty, zloty i spotkania

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel