Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Might and Magic: Echo porażki
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2 - 3 ... 9 - 10 - 11 ... 13 - 14 - 15

Styg Sneersnare PW
29 maja 2013, 18:30
Sneersnare już otwierała pysk, by wyrazić swoje wątpliwości co do idei detonacji zgromadzonego prochu, ale aura stanowczości jaką roztaczał wokół siebie jaszczur sprawiła, że tylko skinęła głową na znak zrozumienia i ruszyła Z Voy do wyjścia na pokład.

Jednak mimo wysiłków jej tempo można było przyrównać co najwyżej do marszowego.

Selawiw PW
10 września 2013, 00:50
Od dziś koniec z Alkoholem!

Pies Gończy? Diabeł? Zabójca? Niezależnie jak nazywano Selawiwa, to większość z jego przydomków nie kojarzyła się z czymś co dałoby się ponieść zbędnym emocjom oraz przede wszystkim zbędnym (choć to kwestia sporna) procentom. Mawiali o gnollu, że nie zna strachu. On go poczuł!

Widok upadającej Voy zaskoczył go. Poczuł strach o jej życie i czuł się winny. Dodatkowo alkohol sprawił, że widział więcej nic się działo, więc tylko zastygł w bezruchu z kilkoma najprostszymi myślami.

Oby Voy się nic nie stało! Teraz już wiem, że jest dla mnie kimś ważnym, bardzo ważnym.

To była pierwsza myśl bobołaka. Potem gdy uświadomił sobie, że ktoś stara się wynieść jego przyjaciółkę odrobinę się uspokoił i pomyślał o czymś przyziemniejszym.

Rzygać!

I wtedy sam upadł na ziemię z impetem i jeszcze oberwał od jakiegoś jaszczura. Potem nagłe przygniecenie do ziemi, ale to już tylko mu wyszło na plus, bo szybko wytrzeźwiał i po jakimś czasie sam oprzytomniał. Zapach trupa przypomniał mu tylko o straconym oku i Selawiw odrzucił ciało pewnym ruchem. Nie było śladu po amulecie, który był dla niego czymś niezbędnym. Był jednak na tyle zdeterminowany, by przeboleć to na ten moment. Była jakaś szansa na znalezienie artefaktu, ale teraz najważniejsze było przeżycie. Kolejnej pirackiej przygody jak za szczeniaka.

Rzucił się w poszukiwaniu szalup, gdyż poczuł po ruchu statku, że okręt tonie. To było najważniejsze. Co się stanie z załogą nie wiele go obchodziło, choć zżył się odrobinę z Styg i jeszcze bardziej niż kiedyś z Trallarem, to jednak dalej stawiał siebie na pierwszym miejscu. Był gotów oczywiście potraktować wroga bronią jeśli zajdzie potrzeba, nieumarłych chyba była sporo, bo jego idealny psi węch wyczuwał świeże zwłoki. Potem jednak przypomniał sobie o Voy i...

Odnalazłem członka załogi, tak mi bliskiego... Najpierw ją odnajdę, a potem dopiero w diabły zostawię ten statek!

Styg Sneersnare PW
10 września 2013, 01:05
-UWAGA! ALARM! Statek tonie! - zaczęła się drzeć Styg, bo nagle sobie przypomniała, że kazano jej zaalarmować żeglarzy w kajutach, nie miała pojęcia kto miałby przy dotychczasowych wydarzeniach dalej tam siedzieć... i jakoś nie miała ochoty tego sprawdzać.
-Nieumarli atakują - krzyknęła wynurzając się zza zakrętu korytarza, po to by ujrzeć...

-Selawiw?! - krzyknęła zaskoczona - ty żyjesz? - pomóż mi z Voy! Musimy się ją stąd wydostać! - dodała natychmiast.

Selawiw PW
10 września 2013, 10:36
Ona żyje, uff.

Gnoll przytulił lekko jeszcze nie do końca kontaktującą Voy (jakby sam kontaktował w pełni) i szybko rzucił do niej:
- Ucieknijmy z tej łajby jak najszybciej. Zostawmy ten cały bajzel i ruszmy przed siebie na bezpieczniejsze wody, gdzie będziemy mogli w spokoju kontynuować nasze pirackie życie. Możemy jeszcze zabrać ze sobą jeszcze Tallara i Styg, zostawimy ich bezpiecznych gdzieś w Tatalii. - zaproponował stanowczo. Wciąż z jego pyska wydobywały się opary alkoholu. - Styg, pomogę Ci z nią. Potem uciekniemy, jak chcesz to zabierz się z nami. Kto będzie miał tyle rozumu co my, to zrobi to samo.

Styg Sneersnare PW
12 września 2013, 16:51
Przez dłuższą chwilę Styg tępo wpatrywała się w gnola opierając się ręką o ścianę.
-Wąsonóg tonie... i jedyna droga ucieczki to ta na Łunę Północy... musimy przebić... zanim Trallar wysadzi skąd prochu... Ty chroń Voy... ja będę chronić nasze zady! A teraz, w drogę! Na pokład! -zakrzyknęła gromko ruszając w stronę wyjścia.

Z którego dochodziły niezbyt zachęcające dźwięki.

Selawiw PW
13 września 2013, 15:57
Łuna Północy, eh.

Idea zmiany statku nie wydała się gnollowi zbyt zachęcają, gdyż wolał po prostu uciec od całego tego bałaganu. Zgodził się jednak na sugestie Styg, stanął jak najbliżej Voy chroniąc ją i pomógł jej wejść na pokład. Zachował czujność i obserwował czy w pobliżu gdzieś nie leży amulet, albo jakiś podejrzany umarlak, który mógłby nagle wrócić do życia.

Sezefienne Vitali PW
14 września 2013, 23:20
Nekrotyczna arystokratka, czując nieprzyjemne kłucie w obrębie organu zwanym całym ciałem, zboczyła nieco myślami, zastanawiając się, czemu nadzywczaj często znajdowała ona swoich gości w żelaznych dziewicach, gdy pozwalała swoim służącym zająć się nimi i zaprowadzić ich do pokoju gier. Kłucie tak nieprzyjemne, że czasem można mieć wątpliwości, czy ktokolwiek by się poddał takim rozrywkom dobrowolnie... Cóż, najwidoczniej nekromantkę odwiedzają sami ekscentrycy i masochiści... Albo jedno i drugie.

- Nie! Cisza! Stop! Żadnych wewnętrznych dystrakcji! - opamiętała się nekromantka, otrząsając swój umysł ze zbędnych myśli.

I by przystąpiła do swojego dzieła, pojawiła ona ładny obrazek: tłum nieumarłych zebrany jest na placu, a ona właśnie zmierza do mównicy, by rozpocząć przemówienie.
Co prawda wszystko było dziwnie kolczaste, zimne, mokre i ponure z powodu aktualnych, fizycznych doznań nekromantki, ale mimo to udało się jej stanąć na wysokości zadania i zacząć przemawiać:
- Ludu stracony! - Zawołała, inicjując wewnętrzne zaklęcie.
- Po co czynić zło, skoro można się cieszyć nieżyciem?!
Porzućcie swe dotychczasowe nawyki, nie odrabiajcie pańszczyzny panom, którzy o was nie dbają! Służcie komuś, komu będzie na was zależeć! Tak, służcie mi!
Oferuję elastyczny czas pracy, miłą atmosferę, wysokie wynagrodzenia, fundowaną opiekę balsamistyczną oraz zapewnię godny poziom nieżycia! Dam wam upragnione innowacje i modernizacje!
Słuchajcie mnie, bo dobrze prawię...!
- Ciągnęła wywody. Prawdę mówiąc, samo mówienie do wyimaginowanych trupów by było jeszcze mniej skuteczne niż rzeczywiste wybory o charakterze demokratycznym wśród zombie, jednak to wszak jest magiczny świat myśli. Tutaj każdy śmieszny i absurdalny argument był tylko niepozornym obrazem, pod którym kryła się umysłowa siła, która powoli wyrywała mentalne sznurki spod palców innego nekromanty i ciągnęła je w stronę nieumarłej damy, by mogła je pochwycić i ostatecznie nakazać tańczyć tym gnijącym kukiełkom jak ona zagra. A jeśli nie uda się jej stricte przejąć kontroli... Cóż, zawsze zostanie jej próba kompletnego zerwania połączeń do tych zombie, uwalniając wszystkie te pomniejsze truposze spod jakichkolwiek wpływów...
... Tak, to by prawdopodobnie wywołało straszny chaos.

Sebastian Walker PW
17 września 2013, 16:38
Gdyby nie to, że od dłuższego czasu nie jadł, z pewnością Sebastian oglądałby teraz swoje wymiociny na pokładzie. Statek chyba nie był jego ulubionym środkiem komunikacji - z każdym mocniejszym przechyłem i zachwianiem zdawał sobie z tego coraz bardziej sprawę.

Nie czas jednak było na ubolewanie nad sobą. Walker robił więc co mógł, by zapanować nad mdłościami i skupił się na przeżyciu najbliższych minut, co niekoniecznie było oczywiste. Chwilowo, przyklejony do steru, był w miarę bezpieczny, nie mógł jednak powiedzieć tego samego o Sezefienne. Ciało nekromantki zwisało właśnie bezwładnie na relingu, gotowe w każdej chwili wypaść za burtę. Chociaż wcale mu się to nie podobało, Sebastian przypuszczał, że bez niej szanse na chociażby ucieczkę drastycznie spadną. Musiał więc działać szybko, ale i przemyślnie. Intuicja podpowiadała mu jednak, że coś jest nie do końca takim, jak się wydaje. Postanowił jednak w tym momencie to zignorować, zajmie się tym za chwilę. Złapał mocno ster i starając się utrzymać równowagę, zakręcił kołem ile sił starczyło w jego chudych ramionach - liczył, że uda mu się skontrować przechył i jednocześnie zbliżyć trochę do sojuszniczego statku. Jednocześnie zaczął rozglądać się za jakąś wolną cumą, aby złapać i przywiązać nekromantkę do pokładu - niech chociaż leży bez życia w kontrolowanym miejscu.

AmiDaDeer PW
17 października 2013, 22:53
Sebastian chwycił za ster i próbował z całych sił utrzymać statek w miarę pionowej pozycji. Niestety im bardziej próbował, tym bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że to nie jest takie łatwe. Ujrzał jak wielu marynarzy oraz podróżników już dawno zrezygnowało z dalszego uczestnictwa w tej wyprawie i rozpoczęło dosyć spontaniczną ewakuację z jednostki poprzez wyskakiwanie za burtę. Szalupy się w tym momencie mało liczyły.

- DO KCHOĆSET, TE SZCZUCHY LĄDOWE JEBAŁY SIĘ NA MOIM OKCHĘCIE!!! - wrzasnął Stary Lifter za uciekającymi. Ale nikt go już nie słuchał. Jeszcze niedawno statek był pełen odważnych wojowników i bohaterów. Teraz odwaga uciekała razem z piratami. Jakiś nieostrożny majtek wpadł na Liftera i razem z nim przetoczył się do wody.

Walker nie był pewien, czy utrzymuje właśnie statek w mniejszym poziomie, czy też może jego zmagania ze sterem były bezowocne. Uznał jednak że w żaden sposób nie pomaga, więc trzymając się ostrożnie steru postanowił zbliżyć się do Sezefienne, manewrując nogami w poszukiwaniu najbezpieczniejszego oparcia. Powoli mu się to nawet udawało...

Nagle jego skryte obawy się potwierdziły. Zanim zorientował się, że powinien mimo wszystko posłuchać się swojego przeczucia, było już za późno. W chwili pochylania się po cumę statkiem ponownie zarzuciło, a Sebastian i Sezefienne ostatecznie oderwali się od desek i zmierzali w stronę morskich fal. Ostatnie co Walker widział przed uderzeniem o belkę i utratą przytomności była wielka bestia przebijająca się od dołu przed kadłub.

***

Sezefienne obrazowała swoje przemówienie całkiem zgrabnie jak na fakt, że wszystko rozgrywała w swojej lewitującej gdzieś w umysłowej nicości głowie, podczas gdy jej ciało znajdowało się w trudnym do określenia położeniu. Truposzy słuchały jej z dość sporym jak na ich umarły stan zainteresowaniem, a przynajmniej tak to widziała w swoich wyobrażeniach. A jej wyobrażenia raczej w takich sytuacjach nie kłamały. Nekromantkę dziwiło jednak to, że jej przeciwnik jakby sobie odpuścił walkę z nią na umysły... Tak jakby coś odwróciło jego uwagę...

Nagle mównica arystokratki szarpnęła do tyłu i ruszyła w ciemność, która zmaterializowała się za nią. Publiczność zaczęła się od niej oddalać, a jej głos słabł i słowa plątały w dziwną breję wyrazową. Wszystko wokół niej czarniało, jakby zasłabła z tremy. Ale to nie była trema. Trema nigdy wcześniej nie była aż tak mokra i obślizgła jak teraz. To było coś bardziej materialnego, a mniej abstrakcyjnego.

Choć połączenia umysłu Sezefienne z ciałem były w tym momencie dość cienkie, tak jednak wciąż były. Nekromantka wiedziała, że kontynuowanie przemowy nie miało już żadnego sensu. Nie da się przemawiać, gdy świat wiruje przed oczyma. Trzeba było skończyć wystąpienie. Z impetem. Nekromantka szybko zerwała więzi z truposzami na Wąsonogu i pozwoliła się zabrać swojej materii. Patrzyła na nieumarłych upadających na ziemię w chaotyczny, niemalże niefizyczny sposób, i zamknęła oczy, układając się do snu...

***

Sneersnare i Selawiw w końcu wydostali się na pokład. Tam ujrzeli niezbyt zachęcający widok.

Najpierw rzuciły im się w oczy zombiaki, które upadały dość swobodnie na ziemię, jakby pozbawione życia... a raczej nieżycia. Pośród tej fali upadających truposzy biegała w tę i we w tę spanikowani członkowie załogi. Niektórzy wyskakiwali do szalup, inni nie mając innej drogi ucieczki rzucali się do wody. Czasem pośród bagniaków można było ujrzeć równie spanikowane lisze.

Okazało się bowiem, że nekromanci zorientowali się w całej sytuacji i postanowili jak najszybciej odpłynąć, zostawiając ożywieńce i innych nieumarłych którzy nie zdążyli wrócić na pokład na pastwę losu. Jeszcze nieco spity Selawiw pewnie by w tym momencie zaczął skakać z radości i rzucać radosnymi wyzwiskami za odpływającym wrogiem, gdyby nie drobny szczegół, na który Voyage zareagowała nieco bełkotliwie jednym z najgorszych tatalijskich wulgaryzmów.

Łuna Północy właśnie tonęła, pożerana przez sporej wielkości żmija morskiego.

Styg spojrzała za burtę. Morale załogi spadły dość znacząco. Żaden z marynarzy bijących się właśnie o miejsca na łodzi nie posłuchałby się w tym momencie kapitana, a tym bardziej pijanego kapitana. Sytuacja była właściwie beznadziejna.

Trallar w międzyczasie dobiegł do reszty, usypując za sobą strużkę z prochu i mamrocząc coś o tym że gnoll się obudził, po czym zamilkł na widok całego tego szeregu nieszczęśliwych wypadków. Następnie zaś spojrzał na oddalający się okręt truposzy. I stojącego na nim nekromantę szykującego czar.

Po czym wziął Voy na ręce i wrzasnął. I cała czwórka rzuciła się za burtę, w ostatniej chwili unikając zaklęcia i wybuchu składu prochu.

***

ROZDZIAŁ III

SZCZURY LĄDOWE

***

Panna Vitali ujrzała niebo, blade jak jej lico...

...ale nie było tak romantycznie, jak mogłoby się wydawać. W jej włosy wmieszał się mokry piach, a żaden ze służących nie raczył się do niej ruszyć, by pomóc jej chociażby wstać i przynieść zapasowe ubrania.

Zapewne dlatego, że służących nigdzie w okolicy nie było.

Sezefienne rozejrzała się. To była z pewnością jakaś plaża. Po lewej - morze. Po prawej - kupa piachu, a za nią drzewa. Po środku - jej stopy, obie obnażone, i jakiś dziwny amulet między nimi. Magiczny, to można było wyczuć od razu, choć nieco pogięty. Chyba takie tworzą magowie z Bracady.

Niedaleko zauważyła dwie znajome twarze oraz jeden nieznajomy pysk. Jeden ze znajomych to był ten cały jednooki majtek, co zwał się bodajże Sebastianem. Właśnie otrzepywał się z piasku i poprawiał swoją opaskę na oku oraz przemoczony kaptur. Obok jakiś gnoll również poprawiał opaskę na drugim oku, jakby nieco skacowany. Zdaje się że go widziała w Tidewater, ale głowy nie da. Zapewne to któryś z Wąsonoga.

Między nimi siedział pokracznie ten cały cyrkowiec, któremu Inteus było na imię, i gapił się gdzieś w horyzont, jakby nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co się stało.

Selawiw nie miał czasu by się zastanawiać nad tym, czemu akurat musiał się obudzić obok jakiegoś majtka z podobnym defektem wzroku. Rozejrzał się szybko po plaży w poszukiwaniu towarzyszy. Styg i Trallar leżeli w pewnej odległości za jakąś dziwnie wyglądającą kobietą, prawdopodobnie nekromantką. W każdym razie jaszczury właśnie odzyskiwały przytomność. Gdzieś za nimi leżała jakaś nieprzytomna osoba o blond włosach, wyglądała na elfkę.

Ale po Voy nie było żadnego śladu.

Sebastian spojrzał w stronę dżungli. Gęsta roślinność zasłaniała wszelki widok. Jedyne co mógł zobaczyć to ciemny, rzadki dym unoszący się z oddali. Poza tym - nic poza tropikalną zielenią.

Selawiw PW
21 października 2013, 19:21
Voy?!

Gnoll rozejrzał się. Znalazł się na jakieś nieznanej plaży, ale żył i był w jednym kawałku. Jaszczury zaczęły się budzić i Selawiwowi nawet lekko poprawiło to nastrój. Nie okazał tego jednak szczególnie, tak samo jak nie okazał niesamowitej złości i żalu do samego siebie. Czuł się winny straty Voy i postanowił definitywnie skończyć z alkoholem. Od teraz był zdolny do wszelkich wyrzeczeń byle tylko odnaleźć swoja przyjaciółkę za młodu. Wierzył w to, że przeżyła. Pirata z krwi i kości jakim ona była morze nie mogło zabić.

- Selawiw. Zwany też Psem Gończym. - przedstawił się krótko. - Proponuję szybko wydostać się z tego miejsca.

Co za towarzystwo!

O ile Trallar i Styg nie wzbudzali w nim żadnych emocji, to nowe twarze lekko go intrygowały i wolał się od nich zdystansować. Nie znał ich, a obcych nie obdarzał zaufaniem tak szybko. Jedynie miał pewną słabość do osoby z przepaską na oku. Rzucił pod nosem jakiś żart o oczach, ale nikt chyba go nie zrozumiał. Następnie swoim jedynym okiem zaczął wpatrywać się w Sezefienne. Kobieta ubierała się na bogato, ale to nie ukryło przed nim jej natury. Ludzie patrzą oczami, ale psy skupiają się na zapachu. Węch mówił dużo. Tutaj mówił jednak wszystko.

Śmierdzi trupami, tajemnicą i mrokiem. Typowy "bladak", który para się mocami w złym celu. Kiedyś nie widziałem w siłach śmierci zagrożenia. Teraz jedno oko w zupełności mi do tego wystarczy.

Labrador sięgnął po amulet. Był bardzo zadowolony z jego odnalezienia, ale wolał zostawić go Styg.
- Zbadaj ten artefakt. Tym razem są do tego lepsze warunki. - stwierdził. - Chciałbym korzystać z pełni jego możliwości.

Następnie podziękował krótko Clawstrongowi. Jego ton nie pozostawiał jednak wątpliwości, że jest zazdrosny o bohaterską postawę Trallara.

- Udam się wzdłuż plaży. Może jeszcze kogoś wyrzuciło morze. Chcę uratować jak najwięcej osób. - powiedział i ruszył. Zatrzymał się jednak po kilku krokach i rzekł hardo do Sezefienne. - Niech pani pójdzie ze mną. Może będzie trzeba opatrzyć komuś rany, a szlachetnie urodzona dama za pewne za młodu poznała tajniki medycyny.

Oj, na pewno poznała... Lepiej ją mieć przy sobie. Trallar twardo stąpa po ziemi i już się przekonał co potrafią zmarli. Reszta jednak pewnie zbagatelizuje zagrożenie w jej postaci.

- Proszę się nie bać, będą dbał o pani bezpieczeństwo.

Sztylet idealnie zadba o jej bezpieczeństwo...

Styg Sneersnare PW
22 października 2013, 19:59
Styg ostatecznie wyrwana z marazmu tępo wpatrywała się w trzymany amulet, po czym spojrzała się prosto przed siebie z dziwną pewnością, że już kiedyś w tej sytuacji się znalazła.

Jednak szybko sie otrząsnęło z tego stanu i posłała szeroki uśmiech Trallarowi, świadomość, że wyszła z tego ataku w jednym kawałku napawała radością oraz pewnym uczuciem triumfu, jednak zostały szybko przysłonięte przez tępy ból jaki odczuwała przy każdym ruchu.

Po rozejrzeniu się wśród towarzyszy w pierwszej kolejności zainteresowała się nieprzytomną elfką, schowała amulet do sakwy przy pasie który wraz z krótką tuniką oraz jej naszyjnikiem ocalał z katastrofy.

Na czworakach zbliżyła się towarzyszki i po odwróceniu jej na plecy sprawdziła czy oddycha.

Belegor PW
23 października 2013, 00:00
Trallar jak się ocknął rozejrzał się wokół. Po sytuacji już wiedział że trafili na wyspę zapewne daleką od celu podróży Kastore'a. Sam nie wiedział, gdzie dokładnie jest. Jedynie co pamiętał to brawurowy skok z Voy na ramionach i wybuch statku, który nie zabrał okrętu nekromantów ze sobą, ale przynajmniej zabił potwora, który go pożerał.

Gdy wstał usłyszał podziękowania od gnolla. Odrzekł mu:
-Nie ma za co dziękować. Straciliśmy okręt i twoją Voy. Nie wiemy gdzie jesteśmy, na dodatek raczej wszyscy jesteśmy uznani za martwych, bo prędzej czy później znaleźliby nas ludzie Kastore'a. Jedynie co osiągnęliśmy to przetrwanie z paszczy morskiej bestii i morza, choć to drugie raczej było kwestią szczęścia.

Następnie rozejrzał się wokół. Jak ujrzał uśmiech Styg, odpowiedział jej tym samym.
~Na szczęście, wszyscy moi ludzie przetrwali, a to już coś. Zobaczmy co z resztą.~
Spojrzał na blada kobietę, człowieka z jednym okiem jak gnoll, zemdlałą elfkę i innych- ogólnie osoby nieznane mu, zapewne z innych kajut, a nawet statku.
Jak gnoll rzekł że idzie poszukac pozostałych i bierze kobietę jako medyka odparł mu:
-Dobrze, my za to zbierzemy co się da i spróbujemy zrobić ognisko. Przynajmniej się ogrzejemy. Jeśli znajdziesz jakieś skrzynie z bronią lub z jedzeniem zawołaj. Jeśli my tu dopłynęliśmy to może i szczątki statku. Zebranie ich to nasz priorytet. Nie wiemy co nas czeka w głąb lądu, więc trzeba być przygotowany na wszystko.

Sezefienne Vitali PW
27 października 2013, 14:55
Kobieta w międzyczasie wstała, rozejrzała się za swoimi służącymi i się lekko skrzywiła, zdając sobie sprawę z ilości piasku i wody morskiej w jej odzieniu i fryzurze, która była w fatalnym stanie. W takich chwilach by oddała prawie całą swoją posiadłość za porządny grzebień z kości wiwerny.

Oczywiście nekromantka uśmiechnęła się promiennie, wszak trzeba się prezentować mimo przeciwności losu. Wtedy zauważyła amulet. Lecz gnoll wyprzedził ją w podniesieniu przedmiotu. Cóż, najwidoczniej to jego własność. Lecz damę nieco zakuło kiedy ten wręczył amulet jakiejś podrzędnej jaszczurzej wiedźmie. Sezefienne była pewna, że o wiele lepiej by zbadała ten przedmiot!

Jednak nie dała po sobie tego zbytnio poznać, o nie! Wszak prawdziwa arystokratka nie powinna okazywać negatywnych emocji wśród nieznajomych.
Zatem rozejrzała się ona po twarzach mniej lub bardziej znajomych... I zaczęła trajkotać - Czy już jesteśmy na miejscu? Ja, szczerze mówiąc zupełnie inaczej wyobrażałam sobie Vori! Oh, gdzie moja etykieta! Jam jest Sezefienne Vitali, miło poznać. - mówiła z typowym dla siebie entuzjazmem. Wtedy przemówił do niej gnoll...

- Ależ oczywiście! - stwierdziła panna Vitali, podążając za gnollem. Co prawda sztuka balsamistów i medyków nieco się różni, ale tylko trochę. Arystokratka doskonale ukrywała wewnętrzne naburmuszenie - Proszę się o mnie nie martwić, nie jestem aż tak bezbronna na jaką wyglądam! - mówiła, patrząc na powoli falujące, spokojne morze, idąc jakby to była zwykła przechadzka po brzegu, a nie akcja poszukiwawcza - A przy okazji... Łady ten pana amulet. Bracadzkie rzemiosło, widać na pierwszy rzut oka. Aż mi się przypominają stare dobre czasy szkolne, kiedy sama zrobiłam lub przebadałam dziesiątki takich. - nekromantka chwaliła się, sugerując tym samym iż o wiele lepiej by zbadała i opisała ten przedmiot magiczny niż Styg.

Selawiw PW
28 października 2013, 21:38
Moją Voy? Nie mów w taki sposób, to dziwnie brzmi. Tak jakby... To nie jest łatwe dla mnie. Trallar ma o wiele łatwiej z Styg, bo obaj są jaszczurowatymi.

Gnolla zainteresowała wymiana uśmiechów jego gadzich towarzyszy.

Co on mi powiedział wtedy? "To jest Styg, wiedźma którą poznałem niedawno. Spotkaliśmy się przypadkiem i akurat zmierzamy w tą samą stronę". Haha, teraz wydaje mi się to o wiele bardziej sensowne.

- Trafna uwaga z tym ogniskiem i prowiantem. Jak zwykle działasz szybko i rozsądnie. - pochwalił swojego towarzysza gnoll. - Jak wrócę mogę przyrządzić jakiś posiłek. Byłem kukiem na statku i prowadziłem karczmę z Tazarem, więc potrafię ugotować coś smacznego. Nawet z niczego!

Gnoll po krótkiej chwili zastanowienia dodał.
- Trallar, przejmij tu dowodzenie. Jesteś tu najbardziej kompetentny. Poczuj się jak kapitan.

Jeśli ma tu ktoś przewodzić, to niech będzie to osoba mi znana. Jako jego prawa ręka powinienem mieć dosyć wpływu na to co się z nami będzie działo. Najważniejsze jest to, że tamta kobieta nie sięgnęła pierwsza po władzę i nie zdążyła sobie jeszcze nikogo zjednać.

Labrador ruszył z Sezefienne.

- Z tonu twojego głosu wywnioskowałem, że wiesz co nieco o magii. - zaczął pewnie, by kobieta nie pomyślała o nim jako słabym. Nekromanci gardzą słabymi. - Skąd masz taką wiedzę? Musisz pewnie wiedzieć dużo o artefaktach i obiektach magicznych. Może nawet umiesz połowę tego co Styg.

Ups, trochę za dużo uszczypliwości. Muszę lekko się hamować.

- Opowiedz mi sobie, czym się zajmowałaś oraz czemu wyruszyłaś na tą wyprawę? I jak przeżyłaś atak zmarłych? Podobno martwy nie rusza tylko innego martwego. Kiedyś straciłem oko w walce z takimi istotami i chcę wiedzieć jak je skutecznie eliminować.

Sezefienne Vitali PW
29 października 2013, 18:07
Nekromantka niemal się zatrzymała i skrzywiła, kiedy oberwała pierwszą, a później drugą obelgą. Zatem po kolei:

Jej nadzwyczajne zdolności i talenty oraz wizjonerskie perspektywy zostały zmieszane z błotem, gdy gnoll stwierdził iż "umie może nawet połowę" tego, co jakaś prowincjonalna jaszczurza wiedźma z bagien. Na tą zaczepkę musiała odpowiedzieć przechwałką - Ależ oczywiście, że wiem DUŻO o magii, wszak odebrałam wykształcenie akademickie w Bracadzie. Nie mówiąc o studiowaniu w wolnym czasie wszelkich woluminów magicznych z Nighonu, Deyji czy nawet z Enroth. - uniosła nieznacznie głowę, opowiadając o swoim zapleczu teoretycznym - W dodatku byłam jednym z najlepszych uczniów w dziedzinie przedmiotów magicznych oraz animaturgii golemów. A jak wszyscy wiemy, to jest już wyższy stopień zaklinania obiektów. - Tutaj może nieco hiperbolizowała. Ale tylko nieznacznie. Tak troszeczkę tylko.

Następna rzecz: znowu trzeba się mierzyć ze stereotypami. - Ah, te stare przysłowia o nieumarłych. Tyle w nich prawdy ile fikcji. - rzuciła. - Może i ma to zastosowanie przy nieumarłych niższego typu, którzy rzeczywiście nie wykazują większego zainteresowania innymi elementami z aurą ciemności... Ale jednocześnie muszę ci powiedzieć coś, co ciebie pewnie bardzo ucieszy, mimo iż mnie to raczej smuci. - założyła ręce za siebie, idąc miarowym krokiem, praktycznie nie zwracając uwagi na otoczenie (to miała być misja poszukiwawcza, right?) - Nekromanci i nieumarli wyższej rangi na ogół mają paskudne charaktery. Muszę to przyznać, i za cały naród się tego wstydzę. Powiedzmy... Konkurencja między nekromantami jest dosyć ostra i brutalna. A nawet jak już się zorganizują do większej kupy, to i tak każdy tylko patrza swego i tylko knuje jak to innemu świnię podłożyć. Więc mimo iż nieumarli sami z siebie mnie nie atakowali, to pewnie dyrygent tego przedstawienia na pewno rozkazał by swoim łątkom mnie rozerwać na strzępy, gdyż pewnie w jego oczach bym była zagrożeniem... W sumie jak teraz się nad tym zastanowię, to próba przejęcia jego nieumarłych była z mojej strony nietaktem. - dama wzruszyła ramionami, uśmiechając się nieznacznie - Cóż, bywa. Tamten nekromanta mógłby okazać więcej kultury osobistej, a nie tak bezczelnie się wpraszać na nasze statki. -

- Jak widzisz, w Bracadzie nie lubią osób zajmujących się ciemniejszą stroną spektrum magicznego. W Deyji zaś nie lubią moich poglądów. Chyba możesz się już domyślić, czemu wyjechałam. - rzuciła obojętnie.

- Aha, prawie zapomniałam. - kontynuowała... Lecz jej twarz pozostawała zobojętniała co jest dziwne, gdyż zwykle w takich sytuacjach uderza w swoich rozmówców kolejną dawką żartu i humoru. Lecz teraz tylko dała gnollowi zimny, teoretyczny wykład na temat zwalczania nieumarłych, co było nawet nieco niepokojące, biorąc pod uwagę okoliczności - Sama na polu negacji sił wiążących zmarłych do tego świata nie doszłam do niczego odkrywczego. Jedynie to, co powie tobie każdy kapłan, kleryk czy paladyn oraz to, co wynika na "chłopski rozum". - kroczyła równym krokiem, patrząc w blade niebo nad sobą - Otóż zwykłe, niezaklęte bronie są nieco mniej skuteczne przeciw zmarłym niż żywym, gdyż przy nie-życiu trzyma ich moc magiczna, a nie procesy wymagające spójności ciała. Zgaduję iż jesteś bardziej wojownikiem niż magiem, więc nie będę się rozwodzić nad skutecznością konkretnych inkantacji czy formuł magicznych. Lecz podstawy są wystarczająco proste i skuteczne.

Przede wszystkim, magia światła. Jako naturalne przeciwieństwo magii mroku na spektrum magicznym oczywiste jest, że zaklęcia dziedziny jasności są wręcz przerażająco skuteczne przeciwko nieumarłym.

Podobnie jest z magią duszy, gdyż dziedzina ta dotyczy zachowania porządku duszy żywej, a wszelkie przejawy duszy martwej zwalcza, gdyż uznaje je za nieprawidłowość.

Te dwie dziedziny są najskuteczniejsze, gdyż skupia się bardziej na formie duchowej niż fizycznej. Co jednak nie znaczy, że nie da się "zabić" nieumarłego poprzez zniszczenie jego cielesnej formy. Jest to tylko nieco bardziej uciążliwe.

Dobre wyniki w kwestii zabijanie nieumarłych poprzez niszczenie jego ciała daje zastosowanie starej dobrej magii ognia. Równie skuteczny jest również kwas, pochodzenia magicznego czy też nie.

Oczywiście nie muszą to być zaklęcia rzucane za pomocą własnego potencjału magicznego. Zaklęte przedmioty, mamy tu w szczególności na myśli bronie z zaklęciem o charakterze ofensywnym, powinny się dobrze sprawdzić przeciwko nieumarłym.

Jednak nieumarłego NIE DA się zniszczyć za pomocą magii ciała lub konwencjonalnej magii umysłu, gdyż te dwie dziedziny dotyczą tylko żywego ciała, w zakresie jego konserwacji jak i zniszczenia, albo umysłu konstrukcji żywej, który nie występuje u nieumarłych. Również wiele odmian nieumarłych charakteryzuje sięodpornością na magię wody, w tym zimno. Oczywiście wszyscy nieumarli są również odporni na wszelkie konwencjonalne trucizny. Ewentualnie w tym zakresie można by eksperymentować z próbą stworzenia substancji, która by powodowała gwałtowny rozpad ciała, w tym tkanek już dawno martwych, ale to już temat na inną dyskusję...
-

AmiDaDeer PW
29 października 2013, 18:57
HobbitHobbitOdpis dotyczy Xelacienta, syriousa i Pawella. Wiwern i Trith mogą kontynuować swoją rozmowę bez żadnych oporów.


Gdy Styg tylko zbliżyła swój pysk, elfka wykaszlała na nią trochę wody i piasku, po czym otworzyła oczy. Na widok saurii poderwała się, po czym zaczęła się nerwowo rozglądać. Po chwili wyglądała jakby już zdała sobie sprawę z tego, co się stało i gdzie się znajduje. Mimo to patrzyła na jaszczury znajdujące się w zasięgu jej wzroku ze sporym niedowierzaniem.

Trallar zbierał w międzyczasie jakiekolwiek suche, drobne patyki i odłamki desek rozrzucone z dala od wody. Znalazł też, ku swojemu zadowoleniu, część utraconego ekwipunku swojego, Selawiwa i Styg. Jego łuk, opróżniony kołczan, jeden but, dwa toporki gnolla, butelka z miksturą regeneracyjną (zapewne Styg), torba z paroma ugotowanymi skorupiakami... Prócz tego jakaś mocno zniszczona, przemoczona księga i kawałek rudy niewiadomego pochodzenia.

Jaszczur złożył znaleziony ekwipunek w jedno miejsce, zebrał całe drewno na stertę, po czym wziął dwa patyki i starym tatalijskim sposobem zaczął je trzeć w celu uzyskania iskry. Nim jednak zdążył sobie przypomnieć, jak bardzo beznadziejny był to sposób, podszedł do niego wąsacz w czerwonym płaszczu, który jeszcze przed chwilą siedział przy brzegu. W jego oczach można było dostrzec coś w rodzaju szoku i niezrozumienia.

Ów jegomość niespodziewanie wywołał ogień w swoich dłoniach i cisnął tak stworzonym płomieniem w stertę drewna, natychmiast ją zapalając. Ognisko paliło się ciepłym, przyjemnym płomieniem, łagodząc ból zasolonych łusek.

- Jestem Inteus... i wygląda na to, że nasze statki zatonęły - odezwał się nowy znajomy. - Czy ktokolwiek z was ma przy sobie jakiś prowiant? I czy ktokolwiek z was się orientuje, gdzie jesteśmy?

Belegor PW
29 października 2013, 20:09
Trallar odrzekł Inteusowi:
-Jedynie parę ugotowanych skorupiaków. Miejmy nadzieję, że gnoll z nekromantką znajdą więcej. My możemy przeszukać drugą stronę plaży. Jak mówiłem im więcej znajdziemy, tym lepiej dla nas. Nie wiem gdzie jesteśmy, nawet nie wiemy ile czasu upłynęło od momentu gdy nasz statek zatonął. Przy okazji, jestem Trallar, Trallar Clawstrong.
Przedstawiając się podał rękę Inteusowi, a potem rozejrzał się wokół. Gdy zobaczył, że elfka odzyskała przytomność zapytał:
-Kim jesteś?

Styg Sneersnare PW
29 października 2013, 22:49
-Daj jej Trallar spokój, nie widzisz, że jest roztrzęsiona? - mruknęła saurina, prowadząc ze sobą elfkę, której poświęciła dłuższą chwilę w celu jej uspokojenia, przedstawieniu sobie oraz swoich dwóch towarzyszy i zapewnieniu jej, że w ich gronie może się czuć bezpiecznie.

- Jestem panu winna podziękowania za zwolnienie mnie z obowiązku rozpalania ognia panie Inteusie - dodała sadzając towarzyszkę przy ogniu - tobie też Clawstrong - dodała pojednawczym tonem rozkoszując się ciepłem ognia - za pozbieranie tego całego towaru... znalazłeś coś ciekawego? - zapytała wskazując palcem na pobliski stosik.

Belegor PW
29 października 2013, 23:03
Trallar podszedł do stosu i wyciągnął z niego eliksir, książkę i rudę. Pokazął jej Styg i powiedział:
-Poza tym co należy bezsprzecznie do gnolla i do mnie to jedyne rzeczy. Jeśli choć jedna z nich jest twoja to bierz. Jeszcze znalazłem ugotowane skorupiaki, ale będą one dla wszystkich gdy już przeczesywać plażę, a reszta będzie w stanie dojść do ogniska. Jeśli Selawiw nie kłamał będziemy mieli co jeść, przynajmniej na tą chwilę.

AmiDaDeer PW
29 października 2013, 23:17
Styg ujrzała, że eliksir, który się zachował, był jej miksturą wspomagającą regenerację, którą wzięła na wszelki wypadek na tę całą wyprawę. Wygląda na to że to jedyna rzecz, która się zachowała z jej ekwipunku... nie licząc może torby z prowiantem, która nagle stała się dobrem wspólnym.

- Jestem Ciele i wciąż nie rozumiem, jak to się wszystko stało... - wymamrotała roztrzęsiona elfka. Inteus westchnął i usiadł, grzejąc się przy ogniu. Sebastian zaś wciąż wpatrywał się w krzaki gdzieś z boku.
strona: 1 - 2 - 3 ... 9 - 10 - 11 ... 13 - 14 - 15
temat: [RPG] Might and Magic: Echo porażki

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel