Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Cave - Combat
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2

Matheo PW
12 czerwca 2013, 18:19
Walka numer 1: Terxina (Xelacient) vs Sherkan (Matheo)

Założenia:
Jesteście doświadczonymi poszukiwaczami przygód, lecz przez błąd jednego z członków drużyny (za dużo wina spowodowało, że usnął na warcie), zostaliście schwytani przez Kreegans i uwięzieni w kolonii Zod. Dla przypomnienia:






(1 - wyjście, 2 - pokój sterujący otwieraniem cel, 3 - cele, 8 - Xenofex, dowódca Kreegans)
Każdy został uwięziony w osobnej celi i każdemu odebrano jego broń, zbroje i wszystko, co mogło wyglądać na uzbrojenie (co najwyżej pozostawiając pasy, rękawice, peleryny i amulety). Obebrany ekwipunek prawdopodobnie znajduje się teraz w głównej komnacie, w której przebywa również Xenofex. Wasze więzienie skutecznie uniemożliwia użycie jakichkolwiek zaklęć - podejrzewacie, że w pobliżu musi się znajdować coś, co "zagłusza" magię - jakiś artefakt lub urządzenie. Cele są oczywiście zamknięte na klucz, a przed nimi co 15 minut pojawia się patrolujący diabeł-robotnik (najniższy stopień w hierarchii). Nie ma mowy o jakiejkolwiek komunikacji przez te żyjące ściany. W żadnej celi nie ma nic szczególnego - jedynie kilka kości waszych poprzedników. Waszym zadaniem jest stąd uciec. Możecie działać w pojedynkę lub dbać o bezpieczeństwo całej drużyny, aczkolwiek szansa na to, że cała drużyna przedostanie się przez korytarze pełne diabłów bez wywołania alarmu jest niemal żadna.

EDIT 18.06.2013: Zapomniałem dodać, że założenia podał Nam nie kto inny jak Acid Dragon.


Walki powinny pojawić się w tym temacie w przeciągu 5 dni.

Xelacient PW
12 czerwca 2013, 19:02
Robotnik zrobił kolejny obchód.
Obojętnie spojrzał w kierunku uwięzionych humanoidów, elfa który zdawał się drzemać na podłodze oraz krasnoludkę, która uwieszona na kratach nienawistnie wpatrywała się we wszystko naokoło.

Wkrótce zniknął za załomem korytarza zostawiając więźniów samym sobie.
W tym samym momencie rozległ się zgrzyt metalu o metal, nie pierwszy raz tego dnia.

Terxina mieląc między zębami kolejną wiązankę przekleństw pa raz kolejny podjęła próbę otworzenie zamka celi za pomocą posiadanych spinek.
Zabrali jej wszystko, WSZYSTKO!!!
Jej pięknie zdobiony pancerz, bronie wykute przez najlepszych, a przynajmniej najdroższych płatnerzy, a nawet buty!
Tyle się natrudziła, by zdobyć to wzbudzające powszechną zazdrość wyposażenie, tylko po to, by je stracić! Zabrali jej nawet złote łańcuchy z szyi! Jedyne co jej zostało to szara przeszywnica noszona pod pancerzem, oraz biżuteria, którą miała wplecione w brodę i we włosy.

Jednak była jedna pewna myśl która napełniała ją jeszcze większa nienawiścią do wszystkich i wszystkiego, ze sobą włącznie.
-„Spokojnie Terxina, dzięki temu eksperymentalnemu portalowi znowu będziesz mogła chodzić po Ashanie, to będzie prawdziwa rewolucja!” – powtórzyła na głos cedząc każde słowo. Dlaczego się zgodziła na propozycję czarownika służącemu Ur-Jubaalowi – władcy szaleństwa, i to jeszcze takiemu co się nawalił się winem?
Pewnie dlatego, że sama wypiła go jeszcze więcej, pamiętała, że przeszła przez portal, a następne co zobaczyła to... kraty jej celi.

Nagle zachęcający szczęk przerwał jej niewesołe rozmyślania..
Poruszyła zaimprowizowanymi ze spinek wytrychami jeszcze raz i nagle… zamek się otworzył. Chciała zakrzyknąć z radości, ale… nagle wrednie się uśmiechnęła i aż zatarła ręce z uciechy.
Przymknęła drzwi tak, aby niczego nie było widać, a następnie wyplątała sobie kilka pierścieniowatych amuletów z brody po czym założyła je na swoje szpony, tworząc coś na kształt kastetu.

Gdy w końcu przylazła pokraka o spojrzeniu tak bystrym, że przy niej wygłodniały cerber wyglądał na inteligenta, sukkub krzyknął na niego.

Kreatura obojętnie na nią spojrzała, ale nawet nie zmieniła tempa, wtedy Terxina rzuciła w nią znalezionym w celi gnatem, trafienie nie było groźne, ale wystarczająco bolesne, by rzuciła się w jej stronę z pazurami.
Jednak nadziała się na potężny cios okutą pięścią, pewnie zatoczyłaby się, ale nie zdążyła, albowiem poleciła do tyłu po zderzeniu z gwałtownie otwieranymi drzwiami celi.

W następnej chwili dwie kończyny z grubsza przypominające stopy wylądowały na jej piersi pozbawiając ją reszty tchu.
W efekcie Terxina bez problemu dobiła pokrakę wbijając jej szpony w krtań.
Trysnęła zielona posoka, którą z satysfakcją oblizała sobie z palców, jednak natychmiast splunęła z niesmakiem
Ta ciecz nie miała wiele wspólnego z krwią, przynajmniej pod względem smaku… już bliżej jej było do mazi jaką można uzyskać miażdżąc robale.
Zbulwersowana powiodła wzrokiem naokoło, wtedy uświadomiła sobie, że nie jest sama.

W celi obok stał elf przyglądający się całej scenie, jego twarz była tak beznamiętna,
a wzrok tak lodowaty, że wojowniczce mimowolnie zimny dreszcz przeszedł po plecach.
Z jednej strony spiczastouchy, z drugiej strony wiało od niego chłodem jak tych no… wyznawców Shallasy, nagle błysnęła jej wspomnienie o jakimś plemieniu morskich elfów.
Tak… on by nawet pasował do tego ludu.
Biorąc pod uwagę, że w grę wchodziło bezpieczeństwo jej zada, wspólna ucieczka była czymś oczywistym, jeszcze ten cherlak rozdarły japę widząc, że idzie sobie bez niego.

Zatem wyszczerzyła kły w najbardziej przyjaznym uśmiechu na jakim ją było stać i zagadała do elfa
-Ciebie też złapali?
Mrugnięcie oczami i ledwo zauważalne kiwnięcie głową.
-Chcesz uciec razem ze mną? – dodała lekko zirytowana jego powściągliwością.
Kolejne skinięcie głową. Wiedziała, że wyznawczy Shallasy cenią sobie opanowanie, ale to już było przegięcie.
-Umiesz mówić? – dodała zirytowana.
-Tak.
-A masz jakieś imię?!
- Sherkan – odparł chłodno
-Terxina - mruknęła dając za wygraną . Doszła do wniosku, że elf nie da się wciągnąć
w słowne przepychanki, toteż niezwłocznie otworzyła drzwi jego celi, ten jednak zamiast wyjść jak na normalnego dwunoga przystało, tylko sprężył się do skoku i… wylądowała jako wyrośnięty tygrys!
Z początku stała osłupiała, jednak widząc, że ten „elfotygrys” zmierza w stronę korytarza, czym prędzej ruszyła za nim.

Po chwili znaleźli się w jakimś większym pomieszczeniu. Znajdowały się w nim jakieś dziwne ustrojstwa, które na swój sposób przypominały pracownię magów ze Srebrnych Miast, jednak nie znaleźli w nim nic interesującego.

Kontynuując swój marsz znaleźli się na kolejnym korytarzu, skradając się nim doszli do jego rozwidlenia gdzie już kręciło się całe mnóstwo podobnych pokrak.
Może udałoby się im pozostać w ukryciu, gdyby nie to, że nagle kilka maszkar zaczęło zmierzać w ich stronę, tygrys zaczął się powoli cofać, ale dla sukuba takie podchody nie miały sensu.

Albo wyrwą się teraz korzystając z zaskoczenia, albo przyprą ich do muru.
-Czas sklepać parę mord! – rzuciła dla dodania sobie odwagi i ruszyła do przodu roztrącając zaskoczone pokraki na boki.
Gdy wpadła w rozwidlenie, przystanęła niepewnie. Jedna wtedy poczuła na twarzy słaby podmuch powietrza, zawierzając swojemu demonicznemu szczęściu skierowała się w jego stronę.

Mniejsze pomioty już ustawiały się w rząd, by ja zatrzymać, ale wbiła się w nie z gracją rozpędzonej skały. Szpony bestii przeorały jej kaftan. Zaczynała krwawić, ale to drobne rany tylko jeszcze bardziej ją rozsierdzały, przez co każdy maszkaron, który nawinął jej się na rękę zaraz lądował na podłożu z obitą mordą. Tygrys dzielnie jej sekundował, przygważdżając niemilców, którzy wciąż mieli ochotę do wstawania.

Zaskoczenie zadziało na ich korzyść, nie napotykając żadnego godniejszego przeciwnika dotarli aż do wyjścia, gdzie ich oczom ukazało światło słoneczne.
I wtedy tuż obok nich eksplodowała kula ognia, była to sprawka dwóch większych pokrak, widocznie pełniących wartę.

Wybitnie stanowiąc ich ostatnią barierę do wolności, skupiły na sobie cały gniew krasnoludki, wyjechała z bani najbliższemu robolowi, ale nim padł na ziemie złapała go za mordę oraz kulosy i wymachując jak szmacianą lalką runęła ku bestiom. Kolejna kula ognia wybuchła obok niej, ale podmuch tylko dodał jej pędu i wywołała szyderczy śmiech.

Co może ogień zrobić istocie, która dwukrotnie poświęciła się temu żywiołowi?
Z maniakalnym uśmiechem przywaliła skrzeczącą bronią w oponenta na prawo, ten się zachwiał, toteż krasnoludka odrzuciła ogłuszonego robola w stronę drugiej kreatury, ten wpadł jej pod nogi, przez co tygrys zyskał cenną chwilę na zadanie śmiertelnego ciosu łapą.

Nie tracąc więcej czasu wyrżnęła rogami w pierś „swojego celu”, ostatecznie go obalając.Chciała go jeszcze “przydepnąć”, ale wtedy na plecy wskoczył jej ktoś z tyłu. Zrzuciła go ciosem łokcia i puściła się pędem do przodu. Sherkan po chwili ją dogonił, a nawet wyprzedził, jednak wciąż pozostawał w zasięgu wzroku.

Biegli aż do zmierzchu, klucząc między skałami.
Terxina z satysfakcją zauważyła, że przemieniony elf z czasem poruszał się coraz ciężej… widocznie pustynne warunki mu nie służyły.
Gdy się zatrzymali nie było widać żadnych śladów pogoni, widocznie ich ucieczka była tak nagła, że te pokraki (bo tak je nazwał sukub) nie zdążyły sformować pogoni.

-Chyba ich zgubiliśmy – mruknęła ni do siebie ni to do towarzysza siadając znużona pod jedną ze skał.

Szał ustąpił zmęczeniu i pragnieniu, napiłaby się teraz zimnego piwka i zaćmiła fajkę, ale nie miała ani jednego ani drugiego. Wtedy naszła ją jedna gorzka myśl.

Udało im się uciec, ale to był dopiero początek walki o przetrwanie.

“Ciekawe jak smakuje elf zamieniony w tygrysa?” pomyślała sobie rzucając ukradkowe spojrzenie w kierunku jej towarzysza.

Na darmo go nie uwalniała.

Matheo PW
12 czerwca 2013, 20:10
Sherkan powoli otworzył oczy. Przywitał go mrok i chłód panujący, w małej kamiennej celi. Próbował podnieść się z ziemi, jednak jego obolałe ciało odmówiło posłuszeństwa. Przesunął dłonią po twardym podłożu i powoli zaczął się podnosić.

- Nigdy nie ufaj Karłom. – Powiedział gdy stanął na nogach. – Ten pokurcz na pewno zasnął na warcie. - Następnie rozruszał ścierpnięte mięśnie i rozejrzał się po grocie, która była jego więzieniem.

– Przytulnie tu. – Dodał po dokonaniu oględzin. Ciemność i chłód nie robiły na nim wrażenia. Na Vori, skąd pochodził, takie warunki były normą. Do bólu też zdążył przywyknąć. To co najbardziej mu przeszkadzało, to brak ekwipunku. Przyzwyczaił się do swojej zbroi i uzbrojenia. Najbardziej zależało mu na sztylecie, musiał go odzyskać.

- Więc magia mi nie pomoże. – Powiedział, gdy szeptane przez niego zaklęcia nie przyniosły skutku. – Może załatwimy to pokojowo – Dodał po chwili. – Hej Ty! – Zwrócił się do Diabła przechodzącego obok celi. – Załatwmy to w cywilizowany sposób. Wypuść mnie.

- Nie gadać! Pan będzie zły. – Odburknął Kreegan i ruszył dalej.

- Wasza wola. – Odpowiedział Sherkan. Elf wykonał kilka głębokich wdechów i uczynił szybki gest dłońmi. Po chwili jego oczy zabłysły na żółto, ciało przybierało monstrualne rozmiary, a równe gładkie do tej pory zęby, zamieniały się w kły.

- Mówiłem cicho być! – Zawołał strażnik, podbiegając do celi. Jednak zamarł z przerażenia gdy zobaczył rozrastający się cień więźnia i usłyszał dźwięki dobiegające z celi. Nie poruszył się nawet wtedy, gdy na korytarz wypadła wielka rozwścieczona bestia, która bez trudu roztrzaskała kraty. Diabeł wyrwał się z odrętwienia dopiero wtedy, gdy Sherkan ryknął donośnie prosto w jego twarz. Kreegan rzucił się do ucieczki, wrzeszcząc rozpaczliwie. Kilka sekund później podniesiono alarm. Na korytarzu zaroiło się od małych Diabłów. Sherkan naprężył ciało i z rykiem wściekłości rzucił się na przeciwników. Czworo z nich zginęło od ciosu szponiastą łapą. W dwóch kolejnych, bestia zatopiła swe kły. Jeden z wrogów, biegł w stronę Elfa wymachując włócznią. Sherkan uderzył go z taką silą, że Diabeł uderzył o kraty jednej z cel i wpadł do środka. Po chwili z kłębu kurzu wynurzyła się Krasnoludzica. Jednak różniła się znacznie, od przeciętnych przedstawicielek jej rasy. Miała masę biżuterii, stalowe rękawice i co najdziwniejsze, baranie rogi.

- Dziękuję za ratunek, czymkolwiek jesteś. – Powiedziała zjawiskowa postać. Sherkan zaryczał w odpowiedzi i ruszył przed siebie. Odtrącił kolejnych Kreegans, którzy próbowali go zatrzymać. Przyszpilił jednego z nich do ściany, przybrał na chwilę Elfią postać i zapytał.

- Gdzie mój ekwipunek? – Przerażony i zdumiony Diabeł wydukał w odpowiedzi:

- Wwww salii Paaana. –

- Otwórz wszystkie cele - Dodał Elf. ściskając Diabła za gardło. Sterroryzowany Kreegan, pośpiesznie udał się do pokoju sterującego otwieraniem cel. Po chwili, dało się słyszeć obracające się tryby i unoszące się kraty. Następnie, korytarze zostały wypełnione okrzykami uwolnionych więźniów i odgłosami walki. O to właśnie chodziło Sherkanowi. Uwolnił towarzyszy tylko dlatego, że chciał zyskać na czasie i odciągnąć od siebie uwagę. Nie zależało mu na nich, byli tacy problematyczni. Elf nie zwlekając ponownie zmienił się w Tygrysa i ruszył wąskim korytarzem. Gdy się obejrzał, dostrzegł podążającą za nim Krasnoludzicę. Po chwili uciekinierzy dotarli do pewnego pomieszczenia, z którego emanowało niezwykle jasne światło. Źródłem owego blasku, był sporych rozmiarów kryształ.

- To ten kamień blokuje magie. – Powiedziała towarzyszka Sherkana. Tygrys nie zastanawiając się zbyt długo, pochwycił jednego z Diabłów i cisnął nim w kryształ, roztrzaskując go na drobne kawałki. Wtedy z za zakrętu wypadła banda Kreegans. Diabły zostały zmiecione przez strumień płomieni, który został wystrzelony przez Krasnoludzice. – Teraz możemy się zabawić. – Powiedział Sukub z uśmiechem. Zbiegowie przebili się przez oddziały Kreegans i dotarli do głównej komnaty. Na wielkim stole, przypominającym ołtarz, znajdował się ekwipunek odebrany więźniom. Elf w swej pierwotnej postaci, zaczął przywdziewać zbroje i uzbrojenie. Przywłaszczyli sobie kilka przydatnych przedmiotów z ekwipunku innych więźniów. Po chwili, do sali wbiegła Krasnoludzica i zaczęła się uważnie rozglądać.

- Tu jesteś! - Zawołała. Po czym za pomocą strumienia płomieni uwolniła płomiennego wierzchowca i dosiadła go. Sherkan spojrzał na Krasnuludzicę - Sukuba dosiadającą Koszmara i powiedział:

- Teraz, nic mnie już nie zdziwi. - Po tych słowach, Elf ponownie skupił się na ekwipunku. Grabienie diabelskich łupów, przerwał potężny, donośny głos.

- No proszę, jednak udało wam się wymknąć. - Powiedział Xenofex. - Cieszcie się wolnością puki możecie. - Dodał. Wtedy, z jaskiń znajdujących się w ścianach sali wyskoczyły Cerbery, które rozwarły pełne ostrych kłów paszcze i zaczęły powoli zbliżać się do swych ofiar. - Rozszarpać ich na strzępy. - Rozkazał Xenofex. Bestie posłusznie rzuciły się do ataku. Wtedy Sherkan podniósł dłoń i wyszeptał kila słów. Bestie zatrzymały się w miejscu, zwiesiły głowy i ruszyły do swych legowisk. - Co to za sztuczki!? - Zagrzmiał dowódca. - Teraz będziesz walczył ze mną. - Dodał wstając.

- Wybacz, ale nie mam ochoty. - Odparł Sherkan. Po czym zmienił się w tygrysa i ruszył do wyjścia. Sukub podążyła za nim.

- Chciałam Ci jeszcze raz podziękować za ratunek. - Powiedziała Krasnoludzica.
- To był przypadek - Odpowiedział Efl.
- Tak czy inaczej zawdzięczam ci wolność. Jestem Terxina.- Dodała z uśmiechem.
- Miło mi.- Odparł jej wybawiciel, poprawiając rzemienie mocujące miecz.
- A masz jakieś imie? - Zapytała.
- Sherkan. - Odparł chłodno Elf.
- To mało Elfickie imię. - Skomentowała Terxina.
- Rodzice byli oryginalni. - Rzekł Animag.
- Nie jesteś zbyt towarzyski. - Oznajmił Sukub.
- Najwyraźniej - Burknął Sherkan.
- Lubię tajemniczych, groźnych wojowników. Szczególnie Elfy. - Powiedziała zalotnie Terxina, przesuwając palcem po brodzie towarzysza. Sherkna mocno chwycił ją za rękę.
- Nie dotykaj mnie, jasne? - Zapytał retorycznie.
- Chcę ci tylko podziękować za ratunek. - Powiedziała Krasnoludzica, dotykając biodra swego rozmówcy. Następnie chciała dotknąć jego policzka. Wtedy Sherkan uległ przemianie, i zatrzasnął paszczę pełną kłów tuż przed dłonią Sukuba. Przestraszona Terixina gwałtownie cofnęła rękę.

- Jesteś nienormalny!!!? - Wrzasnęła Krasnoludzica.
- Wybacz, ale nie pociągają mnie włochate, tłuste i rogate wybryki natury. - Odparł Elf poprawiając pas. Gdy podniósł głowę. Zobaczył Sukuba, który wymierzył w niego dłonią. - Lepiej tego nie rób. - Ostrzegł Sherkan, jednak rozwścieczona Terxina wystrzeliła strumień płomieni, który trafił Elfa w tors. Sherkan upadł na ziemię, wzbijając przy tym kłęby kurzu. Po chwili coś wyskoczyło z chmury pyłu. Nim Terxina zdążyła zareagować, została powalona na ziemię. Klęczała na kolanach, a jej ręce leżały na ziemi. Nagle ręce Krasnoludzicy zaczął pokrywać lód. Po chwili, Sukub nie mógł się poruszyć. Sherkan wypowiedział kilka słów, w znanej tylko jemu mowie. Terxina popatrzyła na swojego wierzchowca, który też był skuty lodem.
- To odpowiednia pozycja dla Ciebie. - Powiedział Elf z uśmiechem. Powalona, próbowała wystrzelić strumień płomieni, jednak bezskutecznie. - Nie szarp się. Skutecznie zablokowałem magię. - Dodał.
- Zapłacisz mi za to! Dorwę cię, przysięgam! - Odgrażała się Krasnoludzica.
- Może lód zdąży stopnieć, zanim znajdą cię Kreeganie. - Rzekł Sherkan, nie zwracając uwagi na pogróżki. Po czym oddalił się od uwięzionego Sukuba. Jeszcze przez jakiś czas słyszał wściekłe krzyki Terxiny, jednak Elf zdawał się ich nie słyszeć. Nucąc skoczną melodie, ruszył ku zachodzącemu słońcu...

Matheo PW
12 czerwca 2013, 20:15
Zapraszam do oceniania powyższych opowiadań. To Wasze głosy wskażą zwycięzcę.

Garett PW
15 czerwca 2013, 14:11
Witam, zobaczyłem ten temat buszując po forum i uważam to za ciekawy pomysł.
No dobrze zabieram się do oceniania.

Krasnoludka-sukkub i elfi władca bestii to oryginalne pomysły.Rozbawiło mnie przejście Terxiny z Ashanu na Enroth u Xelacienta, jak i spotkanie z Xenofexem i totalne olanie go przez bohaterów u Mathea.Jednak po tym jak Sherkan się obudził widać było opis niepasujący do koloni Zod. "Przywitał go mrok i chłód panujący, w małej kamiennej celi. Próbował podnieść się z ziemi, jednak jego obolałe ciało odmówiło posłuszeństwa. Przesunął dłonią po twardym podłożu i powoli zaczął się podnosić"-kamienna cela jak i twarda podłoga nie pasują raczej do "żywej" koloni Zod.Plus dla Xelacienta za pamiętanie o tym.
Pod względem fabuły to jednak Matheo góruje i na niego oddaje głos

Acid Dragon PW
18 czerwca 2013, 15:40
Jako ów autor "settingu" może najpierw opiszę na co wg mnie autorzy powinni zwrócić uwagę.

Po pierwsze - była jakaś drużyna. Ludzi było kilku - sądząc po liczbie cel: 4. Uczestnicy nie musieli być w tej samej drużynie (choć mogli), ale na pewno byli częścią jakiejś grupy. Do tego trzeba się było odnieść. Błędem więc było poznawanie współwięźniów dopiero na miejscu. Każdy z uczestników powinien już "znać" swoją drużynę i zdecydować o jej losie - zostawić w cholerę, uciekać razem, czy też wrócić z wielką armią.

Po drugie - jeżeli postać używała jakiejkolwiek formy magii, to powinno się wyjaśnić kiedy odzyskała tę zdolność do jej używania (tudzież co magię zagłuszało). Według mnie przemienianie się w jakiekolwiek inne stworzenie jest wykorzystaniem magii. Chyba, że ktoś zna jakąś naukową teorię stojącą za czymś takim :P.

Po trzecie - należało podjąć jakąś decyzję w sprawie ekwipunku - czy próbujemy wykraść, zostawiamy, bo to zbyt ryzykowne, czy jesteśmy na tyle doświadczoną drużyną, że idziemy na hordy diabłów i zabijamy/pokonujemy Xenofexa. Nie bez powodu miejsce ukrycia ekwipunku było zaznaczone na mapie. Nie trzeba go było odbijać, ale przydałby się jakikolwiek komentarz.

Przykładowe sposoby wydostania się z celi, o jakich myślałem:
(łatwy) - wykorzystanie resztek ekwipunku do otworzenia zamka lub zrobienia jakiejś prymitywnej broni
(średni) - wykorzystanie jedynej rzeczy z celi, czyli kości - np. ich naostrzenie/przełamanie lub wykorzystanie jako narzędzi
(trudny) - wykorzystanie faktu, że strażnikiem jest najniższy w hierarchii diabeł-robotnik - prawdopodobnie niezbyt inteligentny i niezbyt silny. Przydałby się jakiś podstęp, który umożliwiłby zabranie lub wykradnięcie mu klucza.

Wg mnie bardziej do "założeń" dostosował się (albo też: najmniej się nie dostosował) Matheo i on zyskuje mój głos (aczkolwiek wyjście z celi "na chama" wydaje mi się przegięciem - zwłaszcza w kontekście zagłuszania magii owego animaga).

Matheo PW
18 czerwca 2013, 17:33
Co do zamieniania się w bestie bez użycia magii, to mam pewną teorię, ale nie chciałem od razu pokazywać wszystkich kart :)

Garett PW
19 czerwca 2013, 21:49
Acidzie Sherkan miał prawo nie znać Terxiny która przeniosła się z (K)Ashanu na Enroth i obudziła się w celi co może na przykład znaczyć iż nie miała z drużyną w której jest Sherkan nic wspólnego, a kreeganie dali jej po głowie bo zobaczyli ją w kolonii.Co do używania magii to też się zastanawiam jak Sherkan się przemienił ale poczekam na wyjaśnienia Mathea.Inna sprawa z Terxiną która według mnie mogłaby użyć magii ashanu odmiennej od tej znanej na Enroth i chociaż Xelacient nic takiego nie napisał to gdyby się pojawił taki wątek nie miałbym zastrzeżeń.Również się trochę dziwię dlaczego nie poszli po ekwipunek zwłaszcza Terxina która się wkurzyła, że kreeganie zabrali jej pancerz i broń.Jeśli chodzi o sposób wydostania się to Sherkan zamiast iść na chama mógł skłonić diabła by podszedł do celi i rozszarpać mu gardło w postaci tygrysa.

Acid Dragon PW
20 czerwca 2013, 19:53
Cytat:
Acidzie Sherkan miał prawo nie znać Terxiny która przeniosła się z (K)Ashanu na Enroth i obudziła się w celi co może na przykład znaczyć iż nie miała z drużyną w której jest Sherkan nic wspólnego, a kreeganie dali jej po głowie bo zobaczyli ją w kolonii.

Nie takie były założenia. Wstęp mówił, że była drużyna, że jeden z członków usnął na warcie i że wszyscy zostali schwytani.
Już samo mieszanie do tego Ashanu jest tutaj błędem.

Xelacient PW
22 czerwca 2013, 02:45
Ciężko się nie zgodzić z Acidem, ale sprawa wyglądała tak, że warunki walki dostałem po wymyśleniu postaci.
Zgrzytnęło, ale postanowiłem robić "dobrą minę do złej gry" i jakoś przerobić wizję zamiast wymyślać nową.

Wyszło jak wyszło, ale muszę przyznać, że rzeczywiście zapomniałem o "kwestii zamiany w tygrysa" przy blokadzie magii.

Co do pytania Garetta o odzyskiwaniu ekwipunku... chciwy sukkub jest chciwy, ale uznałem, że przy takiej dysproporcji sił, nawet on da za wygraną i skupi się na uwalnianiu swojego tłustego zada. ;)

Matheo PW
5 lipca 2013, 23:32
Czekałem cierpliwie na kolejne głosy. Nie ma sensu tego przedłużać.

Pierwszą walkę wygrał Matheo, stosunkiem głosów 2:0. Gratuluje Xelacientowi, dobrej walki i czekam na kolejne wyzwania i pojedynki.

Matheo PW
25 lipca 2013, 13:28
Walka numer 2: Sherkan (Matheo) vs Mizuhebi (syrious)


Założenia (przygotowane przez - Acid Dragon):

"Ashan - rok 41. Sar-Elam - Siódmy Smok rok temu poświęcił swoje istnienie, by zamknąć demony w Sheoghu. Nie oznacza to jednak, że wraz z nimi zamknięto Kultystów - nielicznych ludzi, którzy dali się opętać przez magię Chaosu i którzy służyli za szpiegów, zwiadowców i okazyjnie - magów ognia na usługach demonów. Jeden z takich magów, niektórym znany jako Telh Ehbak, próbuje właśnie zebrać pozostałych, aby razem mogli opracować jakieś zaklęcie lub dowiedzieć się o jakimś sposobie, by Demony mogły ponownie wyjść na powierzchnię. Ktoś podejrzewa, że da się jakoś wykorzystać zaćmienia księżyca, ale jest w zdecydowanej mniejszości. Wygląda na to, że chcą się zebrać w pewnej zrujnowanej świątyni (w stylu starożytnej Grecji - głównie kolumny i dach), znajdującej się w mrocznym lesie obszaru, który kilka wieków później będzie terenem Nekromantów - Heresh. Teren, na którym znajduje się świątynia jest obecnie gęsto zalesiony oraz dość podmokły / bagnisty. Sporo w nim jadowitych pająków, węży i innych niesympatycznych stworków. Brak wzniesień oraz oznak "cywilizacji".

Każdy z Was jest "agentem" przysłanym przez swoją rasę (lub kraj) na polecenie swojego władcy/ludu, którzy zaobserwowali pojedynczych Kultystów udających się w stronę Heresh. Każdy z Was ma przy sobie swój ekwipunek, ale działa w pojedynkę (brak współpracy z ewentualnymi innymi agentami). Waszym zadaniem jest uniemożliwić Kultystom wspólne obrady oraz wyeliminowanie Telha Ehbaka (o ile oczywiście potwierdzi się, że to on jest inicjatorem tego zgromadzenia). Nie ma mowy, aby istniała możliwość do zabicia wszystkich Kultystów (nie są aż TAK nieliczni), ale bez przywódcy - pozostaną niezorganizowani i wrócą do ukrycia.
Wskazówka - czy w tym scenariuszu aby na pewno chodzi o to, by wygrać? A może dalsza historia Ashanu była spowodowana właśnie Waszą porażką? Albo może tylko wydawało Wam się, że wygraliście?

UWAGA - jeśli któryś z graczy jest demonem/sukubem/heretykiem/etc., to na potrzeby tej rozgrywki jest "nawróconym", "oczyszczonym", lub magicznie "przemienionym" w coś mniej demonicznego."


Walki powinny pojawić się w tym temacie w przeciągu 5 dni.

Matheo PW
25 lipca 2013, 13:29
- Naprawdę muszę tam iść? – Zapytał Sherkan. – Wiesz, że nie znoszę teleportacji. – Dodał.
- Musimy wiedzieć co tam się dzieje. – Odparła zakapturzona postać. Można było pomyśleć, że Elf mówi do siebie. Jego rozmówca, skrywający się pod białym habitem, był ledwie dostrzegalny na tle pokrywającego wszystko białego puchu. Jedynie drewniany kostur i srebrne ornamenty na szacie, pozwalały dostrzec jego sylwetkę. – Inni też wyruszyli. Wiedzą. – Niski, stłumiony głos dobywał się spod kaptura. – Jeśli te pogłoski są prawdziwe, musimy być gotowi. – Postać powoli wypowiadała kolejne słowa.
- Miejmy nadzieję, że to tylko plotki. – Odparł Sherkan. – Gdzie znajdę wejście? – Zapytał Elf. Porywisty, zimny wiatr smagał jego twarz.
- Zostało już niewiele bram. Nieliczni wiedzą o ich istnieniu. Kieruj się na wschód, przejście jest niedaleko. – Usłyszał w odpowiedzi.
- Mam nadzieję, że to nie potrwa zbyt długo. – Odparł Sherkan. Następnie przemienił się w Tygrysa i ruszył ku wschodowi.
- Obyśmy się mylili… - Powiedziała zakapturzona postać, po czym przemieniła się w drobinki lodu, które wiatr rozwiał na wietrze.

- Nie cierpię tego… - Oznajmił Sherkan, patrząc na okrąg fioletowego światła, unoszący się nisko nad ziemią. – Obym wylądował lepiej niż ostatnio. – Powiedział, a następnie wszedł do portalu.

Shatu właśnie zbierał drewno aby rozpalić ognisko.
- Musieć się spieszyć. Hekate być zła, jak ja być wolny. – Mały przygarbiony stwór z długimi odstającymi na boki uszami, powtarzał to nieustannie. Życie Goblina nie było łatwe. Jego pobratymcy wysługiwali się Goblinami i wyżywali się na nich przy każdej okazji, a wielkie Cyklopy czasami je pożerały. Shatu nigdy nie opuszczał wioski i nie widział nic poza nią. Jakież musiało być jego zdziwienie, gdy nagle tuż nad jego głową pojawiły się strugi fioletowego światła, z których wyleciał Elf. Goblin zamarł w bez ruchu. Lecz gdy „latający Elf” podniósł się z ziemi mówiąc:
- Szlag jak nie łajno, to chaszcze. – Wtedy Shatu z wrzaskiem rzucił się do ucieczki.
- Elf! Elf spaść z nieba! – Krzyczał Goblin. Uciszył go potężny cios w głowę, wymierzony przez ciemnoskórą, kobiecą postać, która następnie przygniotła go nogą do ziemi.
- Miałeś zbierać drewno! – Wrzasnęła.
- Ładnie to tak znęcać się nad mniejszymi? – Zapytał Sherkan, wyłaniając się z zarośli.
- Skąd się tu wziąłeś, mamy niewielu gości. – Odpowiedziała. Elf przyglądał się jej rogom, czerwonym plamom na ciele i kolcom na głowie i szyi.
- Pokaże mu czemu mamy ich tak mało. – Powiedział masywny Ork, do tej pory siedzący na ziemi. Jego twarz zakryta była metalową maską.
- Spokojnie Rentu. Gdzie Twoja gościnność? – Wtrąciła dręczycielka Goblinów. Ork ponownie spoczął na ziemi. – Zapraszamy przybysza z nieba. – Dodała, wypuszczając przy tym Goblina, który szamotał się pod jej stopą.
- Dziękować Hekate. Hekate jest taka dobra. – Bełkotał Shatu.
- Wynoś się stąd! – Rozkazała rogata istota. Skulony ze strachu Goblin, pośpiesznie się oddalił.
- Zawsze jesteś tak groźna? – Zapytał Elf.
- Dziś mam wyjątkowo dobry humor . Powiedz lepiej skąd przybywasz i co Cię tu sprowadza? – Odpowiedziała Hekate.
- Przybywam z daleka i mam tu porachunki z czcicielami Demonów. – Odparł Sherkan siadając przy ogniu.
- Wróg naszego wroga, jest naszym przyjacielem. – Odparła Córa Nieba.
- Też macie na pieńku z Kultystami. To ciekawe. – Rzekł Elf. Następnie sięgnął po wiszącą nad ogniem pieczeń i ugryzł spory kawałek. Jednak szybko wypluł go na ziemię. – Co to ma być!? Pies!? – Wrzasnął.
- Szczur. – Odparł siedzący nieopodal Ork.
- Ścierwo jada ścierwo. – Powiedział Sherkan, wciąż plując by pozbyć się ohydnego posmaku. Rentu warknął w odpowiedzi. – Miło było, ale muszę ruszać dalej. Kultyści sami sobie nie przeszkodzą. – Elf przerwał swą wypowiedź, gdy poczuł, że ziemia zaczyna drżeć. Jego rozmówczyni wypowiedziała kilka słów w nieznanym mu języku. Po chwili z zarośli wyłonił się Ork dosiadający bawoła. Na głowie miał hełm, z niewielkim, czerwonym pióropuszem. Towarzyszył mu oddział kreatur z maczugami i centaurów, jednak zupełnie innych niż te, które Sherkan widział w AvLee.
- Widzę, że masz gości. Kim on jest i dlaczego jeszcze nie smaży się nad ogniem. – Warknął wojownik, zsiadając ze swego wierzchowca.
- Gorshaku, nie powinieneś zabijać każdego obcego. Niektórzy są przydatni. Ten na przykład, nie przepada za czcicielami demonów. – Odpowiedziała Hekate.
- Ja tak rozwiązuje porachunki z nimi. – Powiedział Gorshak. Następnie sięgnął do swych juków i wyciągnął wór, po czym wysypał z niego ścięte głowy różnego rodzaju.
- Ja podobnie, tylko ja obcinam języki. – Rzekł w odpowiedzi Sherkan.
- Zabawny jesteś. – Mówił wódz plemienia. – Czego tu szukasz? – Zapytał posyłając Elfowi groźne spojrzenie.
- Podobno Kultyści się gromadzą, muszę dowiedzieć się co knują. – Odparł Animag.
- Wypocznij. Jutro wyruszamy. Dowiesz się wszystkiego. – Powiedział Ork i ruszył do swego namiotu.
- Będzie ciekawie… - Dodała Hekate.

Sherkan miał dość tych podmokłych, zrośniętych terenów. Dodatkowo życie uprzykrzały liczne owady i pająki. Jak i węże, jeden z jego współtowarzyszy, właśnie skonsumował jednego. Czekali już dość długo. Ich celem, była na wpół zrujnowana świątynia, w której zbierali się kultyści. Wystawili nawet straże. Osobnicy w czerwonych płaszczach patrolowali okolice. W pewnym momencie do uszu Sherkana dotarł charakterystyczny gwizd. Elf dobrze wiedział, że to sygnał. Ktoś zbliżał się do świątyni. Ta postać wyróżniała wśród pozostałych. Miała na sobie ciemny płaszcz ze złotymi zdobieniami.
- Jest – Szepnęła Hekate.
- Ruszamy! – Wrzasnął Gorshak . Na jego rozkaz oddział Okrów ruszył do ataku.
- Nareszcie. – Powiedział Sherkan, po czym przemienił się w Tygrysa i z rykiem wściekłości rzucił się na jednego ze strażników. Kultyści byli przygotowani na taką okoliczność. Wojska Gorshaka zostały zasypane deszczem ognistych kul. Na Orkach nie robiło to większego wrażenia. Ataki kultystów, budziły w nich coraz większy szał. Sherkan ze zdumieniem patrzył, jak jeden z Siepaczy po stracie ręki, nadal niestrudzenie zabijał wrogów. W pewnym momencie, z lasu wyskoczyły małe istoty z maskami na twarzy. Gdy zaczęły tańczyć i grać na tamburynach ogniste gradobicie zelżało. Magowie zaciekle się bronili. Na polu walki zaczęły się pojawiać przedziwne wężopodobne istoty, które wystrzeliwały w Orków strumienie płomieni. Sherkan, Hekate i Gorshak ruszyli w głąb świątyni. Elf usłyszał donośny ryk. Gdy odwrócił się w tamtą stronę, ujrzał drzewa łamiące się jak zapałki. Ostatnim co widział, nim zagłębił się mrokach świątyni, był strumień energii, który pozbawił życia wielu Kultystów. Wojowników powitało dwóch strażników, lub też sześciu. Dwa trzygłowe psy rzuciły się na intruzów. Jednego Gorshak rozpłatał toporem, drugiemu Hekate poderżnęła gardła, wszystkie trzy. Następną przeszkodą były Sukuby. Grupa demonicznych istot, unosiła się w powietrzu i wystrzeliwała w stronę wrogów ogniste pociski, które po trafieniu w cel, rozpryskiwały się na mniejsze odłamki. Okrkowie nie mogli sobie z nimi poradzić. Z opresji wybawił ich Sherkan, który za pomocą lodowych sopli, przyszpilił Demony do ścian. Z tej potyczki bohaterowie nie wyszli bez szwanku. Liczne poparzenia i rany, osłabiły ich zdolności bojowe. Jednak nie zamierzali się wycofać. Szybko natrafili na kolejną przeszkodę. Do ich uszu dotarł dziwny dźwięk, przypominający syk węża. Coś poruszyło się w ciemności. Nagle w kierunku trójki herosów pomknęła ognista kula. Intruzi zdążyli uskoczyć, a pocisk rozbił się o ścianę znajdującą się za nimi. Ogień rozświetlił pobliskie korytarze, wtedy wojownicy dostrzegli swego wroga. Stał przed nimi skrzydlaty stwór, z wielką paszczą i ułamanym mieczem w szponiastej łapie. Potwór rozpostarł skrzydła, ryknął donośnie a wtedy jego ciało pokryły płomienie.
- Ja się nim zajmę. – Powiedział Gorshak i rykiem wściekłości rzucił się na Demona. Hekate i Sherkan ruszyli dalej. Dotarli pod zabarykadowane, drewniane drzwi. Wspólnymi siłami wywarzyli wrota. Ogniste kule posłane im na powitanie, nie dosięgnęły celu. Sztylet Hekate wyrzucony z durzą precyzją, pozbawił życia jednego z dwóch ostatnich strażników. Ciało drugiego pokryło się lodem, nim ten zdążył cokolwiek uczynić.
- Zostaliśmy sami. – Powiedział Sherkan. Swe słowa kierował do postaci w czarnym płaszczu.
- Zabicie mnie niczego nie zmieni. Jestem tylko pionkiem w tej potyczce. – Odparł Kultysta.
- Wolę to jednak sprawdzić. – Powiedizał Elf.
– Pan chaosu powstanie! Bramy się otworzą, a świat zniknie w płomieniach. - Wykrzykiwał Mag.
- Więc będzie ciekawie. – Powiedział Sherkan i wbił Kultyście sztylet prosto w serce. Jego ciało natychmiast spłonęło.

- Nienawidzę tego. – Mówił rozwścieczony Sherkan podnosząc się z ziemi.
- Powiedz mi czy miałem rację. – Powiedziała postać w białym habicie.
- Myliłeś się, jest jeszcze gorzej. – Odparł Elf.
- Więc musimy się przygotować… - Odpowiedziała cicho zakapturzona postać.

Belegor PW
25 lipca 2013, 14:05
Słońce leniwie wschodziło nad duszną i ciemną puszczą, oraz piaszczystej, jasnej plaży na której leżały zziębnięte kraby i żółwie morskie. Odgłosy ptaków morskich mieszały się z głosami tropikalnego lasu. Wszystko powoli budziło się do życia. W tej atmosferze wypłynął z wody nag, strasząc tym miejscowe zwierzęta. Gdy młodzian wyszedł z wody obrócił się w stronę oceanu i składając dłonie skłonił się z wielką pobożnością. Nag miał na imię Mizuhebi, znany lepiej jako kapłan trzech świątyń. Został wybrany przez cesarzową by wybadał sprawę ludzi podejrzanych o kult Urgasha i przyzywanie demonów. Miał również zabić lub pojmać ich lidera, zwanego Telh Ehbak. Nigdy do tej pory o nim nie słyszał. Żaden ze szpiegów królowej nie znalazł o nim konkretnych informacji. To nie ułatwiało zadania. Dlatego postanowił wcześniej ruszyć za kultystami, którzy na statku wypłynęli z Hashimy i ruszyli na ten półwysep. Płynął za nimi dość długo do czasu gdy ubiegłej nocy rozpętał się sztorm i zniszczył ich okręt. Z tuniki wyjął wydobyty z wraku list. Rozwinął go i spojrzał. Jego mina od razu zrzedła na widok rozmazanego tuszu. Nag po raz kolejny został z niczym. Zgniótł pergamin i postanowił ruszyć przed siebie, szukając opuszczonej świątyni, do której dążyli.
W głębokiej dżungli światło ledwo docierało na wilgotne i mokre podłoże. Powietrze było napełnione wilgocią i stęchlizną. Mizuhebi zrozumiał iż trafił na bagna. Tylko z jednego się tu cieszył- było mokro i ze swym wężowatym ciałem mógł szybciej się poruszać. Nasłuchiwał odgłosów zwierząt i bestii, co jakiś czas mijał pojedyncze jaszczury o ostrych zębach i zakrzywionych szponach, albo gady o długich szczękach, pełnych kłów. Z drzew do wody spadały co jakiś czas węże o kolorowych łuskach, zapewne jadowite. Nagle zauważył przechodzącą na odległość kilku metrów sarnę, która spokojnie pasła się na suchszym podłożu mokradła. Na ten widok w nadze odezwało się od dawna tłumione poczucie głodu. Postanowił zapolować na zwierzę. Dotknął prawą dłonią wody w myślach tworząc włócznię, która byłaby tak ostra i gładka by z dużej odległości zabiła bestię. Wkrótce woda zaczęła bezgłośnie się podnosić w jednym miejscu i krystalizować się w lód. Po chwili z oparu ciepła wyłoniła się lodowy i ostry jak brzytwa oszczep. Wziął broń do ręki i wymierzył w sarnę. Był gotowy do rzutu, gdy wtem zwierzę podniosło głowę, zastrzygło uszami i uciekło głębiej w las. Nim nag zrozumiał co się stało poczuł dziwne wibracje, poczuł jak magia pulsuje. Esencja była charakterystyczna, należało do szczególnej magii ognia- uwielbianej przez kultystów. Zrezygnował z polowania i ruszył za poczuciem w stronę źródła tych wibracji. Nie minęło wiele czasu gdy ujrzał małe obozowisko. Było szybko rozłożone, małe palenisko i worki z sakwami pod drzewem. Przy nim dwóch ludzi, bądź elfów w płaszczach i czarnych maskach oporządzali, zaś trzeci w łachmanach i obdartej todze siedział związany i zakneblowany. Zapewne ci dwaj byli kultystami, gdyż na ich odzieniu były symbole Urgasha- wyglądali jakby wyszli z jakiejś ceremonii lub balu maskowego. Z daleka usłyszał ich rozmowę:
-To co z nim robimy?
-To co kazał nam, zabić. Zatopmy go, albo rzućmy krokodylom na pożarcie. Nie będę na niego marnował na niego sztyletu, poza tym ciało by sprowadziło te bestie.
-Masz rację, tylko ich by tu nam brakowało. Przeklęte pajęczaki, są niemal wszędzie. Zabijmy go i rzućmy im, to może nie będą nam przeszkadzać.
-Dobra myśl.
Nag miał przewagę i postanowił zaatakować z zaskoczenia. Cisnął lodową włócznią w najbliższego kultystę. Nim przeciwnicy się zorientowali, jeden z nich został przebity na wysokości serca i dokonał żywota. Drugi obejrzał się w stronę, z której poleciała broń i widząc pełznącego ku niemu naga wypowiedział kilka niezrozumiałych słów i cisnął ku niemu kulę ognia. Mizuhebe okrężnym ruchem lewej dłoni utworzył wodną tarczę. W zderzeniu uniosła się gęsta para, kultysta stracił wroga z pola widzenia, a potem poczuł jak ostra pika przechodzi przez jego bark niczym nóż masło. Upadł trzymając się za krwawiącą ranę. Mag szybko dopełznął do jeńca i zdjął chustę z jego ust. Ten łapczywie łapał powietrze, a potem rzekł:
-Dzięki ci za ratunek. Myślałem, że już po mnie. Gdyby nie te kajdany to rzuciłbym w nich jakimś zaklęciem. Lepiej stąd chodźmy nim…
Wtem za plecami naga stanął kultysta z przebitym barkiem i syknął:
-Pożałujesz tego gadzie….na moc Urgasha pożałujesz!
Naszykował się do rzucenia potężnego czaru, gdy z koron drzew wyskoczył na niego olbrzymi pająk, za nim kolejne. Mag zginął w jękach i krzykach dźgany przez pajęczaki, które następnie zabrały truchło ze sobą. Jeniec dokończył krótko:
-…skończymy jak on.
Mizuhebe odwrócił głowę ku niemu i powiedział:
-Najpierw powiedz kim jesteś i co tu robisz?
Ocalony odpowiedział:
-Mów mi magu lub bibliotekarzu, byłem niewolnikiem i pracowałem w bibliotece Sar-Elama nim został siódmym smokiem, potem zostałem jednym z jego uczniów. Znam wszystkie księgi, również i te zakazane. Zostały one schowane właśnie w tej świątyni, za ich pomocą i czaszki cieni chcą uwolnić demony z Sheogh i na nowo rozpocząć wojnę.
-Czym jest ta czaszka cieni?
-To kawał cieniostali, który w zetknięciu z duszą Sar-Elama przybrała kształt smoczej głowy lub czerepu. To ona jest kluczem.
-Ssa….zatem to chce zrobić Telh Ehbak. Wiesz, gdzie jest świątynia, zaprowadzisz mnie tam?
-Jestem twoim dłużnikiem spłacę swój dług. Niedaleko jest rzeka, nią szybciej dotrzemy do świątyni. To ruiny bez dachu, z łatwością je rozpoznam.
Nag spojrzał na przewodnika, był mężczyzną rasy ludzkiej, o typowej dla nich posturze. To co go wyróżniało to rude włosy, krótka broda i iskrzące pasją zielone oczy. Zabrał go na plecy i ruszył spełnić swą misję.
Tak jak mówił rzeka znacznie skróciła drogę, a świątynia była wyraźna, na dodatek od strony brzegu nikt jej nie pilnował. Gdy wyszli spokojnie na brzeg Mizuhebe wyciągnął ręce przed siebie i zaczął mruczeć w swym rodzimym języku do momentu aż wszystkie wgłębienia nie pokryją się wodnymi kulami. Gdy skończył, odwrócił się do bibliotekarza i rozkuwając go, powiedział:
-Teraz zostało mi niewiele many, starczy na co najwyżej pięć zaklęć. Ja przerwę rytuał i zabiję ich przywódcę, a ty zabierzesz księgi. Wiedza o której mówiłeś, może zmienić oblicze świata i dlatego nie może być w ich rękach, ani tym bardziej demonów.
Bibliotekarz kiwnął głową i odsunął się od naga. Mag wody ruszył powoli, cicho się skradając. Na szczęście nie było żadnych strażników, widać uznali iż są na tyle bezpieczni, że mogą w pełni skupić się na rytuale. Postanowił wykorzystać tą sytuację. Wychynął głowę zza krzaków, które rosły gęsto u wejścia. Ujrzał rozpękany plac wokół którego przynajmniej z tuzin kultystów pochylało głowy i stało w oczekiwaniu. Po środku, obok samotnej, niskiej kolumny był kapłan w dziwnym hełmie jakby ze zlepka nie-ostygłych ostrzy. To on trzymał małą, czarną i błyszczącą smocza czaszkę. Zaczął on mówić głośno w nieznanym nadze języku. Po krótkiej chwili czaszka zaczęła się świecić, a przed chaosytą pojawiła się w szczelina w przestrzeni i powoli się rozszerzała ukazując teren pokryty bazaltem i wulkanów o różnych, chaotycznych kształtach. Mizuhebi widząc jak wrota do Sheoghu się otwierają, postanowił działać. Ścisnął dłonie ze sobą, wyszeptał słowa i dmuchnął przez nie tworząc chmurę, która zaczęła kropić nad kultystami. Ci nie zareagowali do czasu, gdy w jednego z nich trafił piorun. Przerażeni pierzchli w popłochu, przywódca zdezorientowany rozejrzał się dookoła i widząc naga syknął zjadliwie:
-Jak śmiałeś przerwać sługom Urgasha?! Kara dla tych co uwięzili jego dzieci będzie ogromna, a ty będziesz pierwszy!
Mówiąc to położył czaszkę na kolumnie i przyzwał z portalu czterech niszczycieli. Demony z rykiem ruszyły na Mizuhebi, ten skrzyżował ręce na karwaszach i jednym prostym ruchem uwolnił kule wodne, które padając na ziemi „urosły”, stając się żywiołakami wody. Molochy natarły na duchy, lecz te szybko obroniły się tarczami wody i otoczyły demony, rozdzielając je między sobą. Kultysta schwycił czaszkę i chciał uciec, lecz ściana pary jaka go otoczyła, uniemożliwiła mu orientację. Wtedy niczym zjawa pojawił się Mizuhebe i nim mag zdołał cokolwiek zrobić został dźgnięty lodową włócznią prosto w serce. Gdy upadł z głowy wypadł hełm, a artefakt przetoczył się zbliżając się do walczących. Podniósł go jeden z żywiołaków, które powaliły jednego molocha. Nag odetchnął z ulgą i powiedział:
-Już po wszystkim! Bibliotekarzu możesz zabrać księgi i….
Nagle nag poczuł mocne, palące uderzenie w plecy. Osłabiony i oparzony zgiął się pół i upadł.
Pierwszym obrazem jaki zobaczył po przebudzeniu była grupa kultystów z księgami, którzy wchodzili przez portal prowadzeni przez rudowłosego mężczyznę, trzymającego hełm zabitego przywódcy kultu. Nag, rozpoznawszy go jęknął:
-Na wody Shalassy! Co ty robisz?!
Bibliotekarz odwrócił się i uśmiechnął się, po czym wyjaśnił:
-Jestem ci bardzo wdzięczny. Pozbyłeś się buntownika i jego ludzi. Telh Ehbak, którego szukałeś… to ja. Dureń, którego zabiłeś, chciał przeciągnąć, z góry już przegraną wojnę. Szkoda, że twój duch zabrał czerep, ale tyle czasu mi wystarczy. Moim celem było wejście do Sheoghu i przejęcie władzy nad demonami. Pod jedną ręką będą niepokonane. Nie martw się, nie zabiję cię, w końcu to ty mnie uratowałeś i umożliwiłeś to wszystko. Oszczędzę Cię w ramach wyrównania rachunku. Gdy następnym razem się spotkamy… już nie będę tak litościwy.
Kultysta spojrzał na Sheogh i ponownie rzekł do nagi:
-Gdy demony wrócą do Ashan, to nie będą wzywać imion swych władców, lecz moje, a me imię będzie odtąd brzmiało…
Przerwał na chwilę, by założyć na siebie hełm, a potem dokończył:
-… KHA-BELETH!
Po ostatnich słowach odszedł wraz z kultystami, do Sheoghu zaś portal za nimi zniknął zostawiając naga samego w ruinach świątyni. Mizuhebi zrozumiawszy do czego doprowadził ryknął z wściekłości i gniewu na cały głos. Po tym jak się uspokoił, wezwał z powrotem ducha, który miał ze sobą artefakt i wraz z nim udał się do Hashimy by przekazać cesarzowej złowróżbne wieści.

Acid Dragon PW
26 lipca 2013, 11:26
Bezkonkurencyjnie wygrywa syrious i to przez knockout.
W sytuacji, którą przedstawiłem liczyły się trzy rzeczy:

1. Postać Telha Ehbaka była absolutnie kluczowa. Imię to wymyślił Alamar w swoim opowiadaniu - Festiwal Snów i jest to oczywiście anagram Kha Beletha. Ta postać musiała się w opowiadaniu pojawić i musiała przeżyć. Telh niekoniecznie musiał się stać Kha Belethem (nie wiemy bowiem kiedy to faktycznie nastąpiło wg historii Ashanu), ale na pewno musiał dalej działać na rzecz demonów.

2. Agenci działać mieli samotnie. To Agenci - nie przywódcy armii. To zadanie polegało na zakradnięciu się i próbie eliminacji przywódcy. Doprowadzenie do walki ze wszystkimi kultystami było niemożliwe - wyraźnie było to zaznaczone.

3. Wreszcie - najważniejsze - oczywiście należało przegrać. Wiemy, że demony znalazły jednak sposób na ominięcie pieczęci Siódmego Smoka i że Telh Ehbak/Kha Beleth przeżył. W zadaniu chodziło o opisanie spektakularnej porażki.

W opowiadaniu syriousa znalazło się niemal wszystko. Jeśli miałbym się czepiać, to zabrakło mi tylko nawiązania do zaćmień (można na przykład było w opowieść wpleść postać Sar-Shazzara, która przedstawiłaby ten koncept kultystom), aczkolwiek wykorzystanie czerepa z powodzeniem wypełniło tę lukę. Zaś zwrot akcji na końcu był bardzo miły i jednak zaskakujący. Jak dla mnie to faktycznie tak właśnie mógłby się narodzić Kha Beleth.

Opowiadanie Matheo wprowadziło nowe postaci, co jest dla mnie niespodziewanym plusem, ale niestety zebrało też sporo minusów. Całość też zakończyła się zdecydowanie zbyt szybko, bez żadnej konkluzji.

Hayven PW
26 lipca 2013, 11:43
Nie przeczytałem tych opowiadań od deski do deski, ale zakończenie drugiego jest bezkonkurencyjne :P

Wiwern PW
26 lipca 2013, 12:50
Fabularne niuanse (k)ashanu są mi obce, ale w miarę rozumiem to o czym mówił Acid i zgadzam się z nim. Bardziej jednak odniosę się do stylu opowiadań. Wprowadzenie nowej postaci nie koniecznie mi się podobało, tym bardziej postawienie na dialogi. U Syriousa tekst był bardziej przejrzysty i czytając go wczoraj w pośpiechu wydał mi się o wiele przyjemniejszy w odbiorze. Tym bardziej zakończenie Syriousa > zakończenie Matheo.

Syrious +1

Hayven PW
26 lipca 2013, 13:19
Jeszcze jedno - czemu ten temat nie jest widoczny na Głównej?

Garett PW
26 lipca 2013, 13:58
@Hayven
Dark Dragon:
Ponieważ są to sesje RPG, a nie tematy dyskusyjne.

Dlatego.


Syrious oczywiście wygrywa według mnie za to co moi poprzednicy wymienili dodam tylko, że jego opowiadanie jest fabularnie spójne, a u Mathea mieliśmy orków w 41 roku Sar Elama chociaż stworzono ich dopiero w 335 roku.

Xelacient PW
29 lipca 2013, 11:06
Ja aż takim ekspertem w uniwersum Ashanu nie jestem, (chociaż jako fanatyk Dark Messiah spodobała mi się obecność Czaszki Cieni) jednak nawet bardzo swobodnie podchodząc do settingu to jednak czytając walkę Matheo miałem wrażenie, że czytam relację z rozgrywki z jakiejś części M&M.
Idziemy do przodu - kultyści! atak podstawowy! Sukkuby? Rzucam "spella" - lodowe sople! Rzut oka na pasek zdrowia... no trochę nas zjechali, ale jedziemy dalej!

Chociaż nie powiem, dialog z orkami mi się podobał, pewnie ze względu na goblina. Jednak poszło trochę zbyt łatwo.
Może orkowie cenią odwagę i pewność siebie to jednak zwijanie im sprzed nosa pieczystego... wielce ryzykowny manewr.

U Syriousa dialogi są bardziej oszczędne, ale zarazem klimatyczniejsze. Walka również jest bardziej kameralna co również mi się podoba (ale to już sprawa gustu).

No i przede wszystkim zakończenie, może zakończenie historii tej nagi(tego naga?) było nieco naciagane. Jednak to było lepsze niż to "zwyczajne" spłonięcie gościa w czarnym płaszczu. Z drugiej strony, kto powiedział, że to był Telh Ehbak?
Może to był figurant, a ten "cel misji" był gdzieś indziej w spokoju śmiejąc się z tych głupich orków?. Sęk w tym, że tego nie było w tekście.

Last, but not least. Zgodność między klasami, a stylem opowiadania. Historia Mizuhebi(władca żywiołu wody) jest pełna wzmianek o tym jak włada swoim żywiołem.
A u Sherkana(Włądca Bestii) ile mamy opisów o tym jak kontaktuje się ze zwierzętami?

No ja wiem, że rasizm rządzi i elfy darzą orków wyjątkową pogardą. Ale to jeszcze nie powód, by uznawać ich za zwierzęta. :P
A miejscowa fauna aż prosiła się o kreatywne wykorzystanie.
A tu Mizubi zawstydził Sherkena "wykorzystując" dwa pająki do pozbycia się rannego kultysty.

Dlatego swój głos oddaje na Syriousa.
strona: 1 - 2
temat: [RPG] Cave - Combat

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel