Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Might and Magic: Echo porażki
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2 - 3 ... 13 - 14 - 15

AmiDaDeer PW
26 lutego 2012, 14:25
***

- Jesteś czarodziejem?

Woda rozświetlana blaskiem księżyca uderzała dźwięcznie o brzeg u podnóża skalistych gór. Było co prawda spokojnie, lecz wystarczająco cicho, by fale brzęczały w uchu jak komar latający po pustym pokoju. Miasto było niczym martwe, choć jeszcze parę godzin wcześniej harmider z ulic docierał nawet do małych oślizgów skrywających się wśród rosnącej na skraju bagien mimozy. Ten dzień kończył się inaczej niż zwykle.

Wciąż nie mógł do końca zrozumieć, co on tu właściwie robi. Tak, to było na pewno wezwanie. Jego magiczny zmysł dawał mu to do zrozumienia od kilkunastu dni. Lecz czemu właśnie tutaj? Czy przypadkiem morze nie jest przeciwieństwem płomienia, które dotychczas ogarniało jego serce? I co mu właściwie będzie po tym wszystkim? Dlaczego nie może żyć właśnie tak, jak żył dotychczas? Głosy w głowie były zbyt niewyraźne, żeby mogły mu odpowiedzieć na którekolwiek z tych pytań. O ile rzecz jasna ktokolwiek znał na nie odpowiedź.

- Pytałam, czy jesteś czarodziejem.

Odwrócił się. Dziewczynka patrzyła na niego swoimi dużymi, niebieskimi oczyma ze sporym zaciekawieniem. Miała na sobie stare, brudne ubranie, z którego wydobywał się odór ścieków. Obok leżał starszy, nieogolony człowiek, zaciskający kurczowo ramiona na kawałku szmaty. Resztki stwardniałej ziemi kruszyły się z jego stóp.

Dziecko wciąż oczekiwało odpowiedzi. Widocznie skoro już obudziło się w tę chłodną noc, to chciało się przynajmniej dowiedzieć, kto ich odwiedził. Jeśli to można nazwać odwiedzinami... On nawet nie zauważył, że oni tu są. Kto by zresztą zwracał jakąkolwiek uwagę na żebraków? Komu by nawet przyszło na myśl, że w tych górach mogą się skrywać jacyś żebracy?

Po chwili zastanowienia uśmiechnął się przyjaźnie i położył resztkę swojego chleba przy śpiącym mężczyźnie.

- Nie jestem czarodziejem. Jestem cyrkowcem.


***

ROZDZIAŁ I

BRZASK PODRÓŻY

***

Słońce biło niemiłosiernie z błękitnego nieba.

Co prawda Bane miał okazję zwiedzić parę nadmorskich miejscowości na Antagarichu, a Tatalia nie była dla niego obcym krajem, lecz po raz pierwszy znalazł się w nadmorskiej miejscowości w Tatalii. Mimo wszystko jednak jedynym zaskoczeniem mogły być gnolle obżerające się morskimi rybami oraz znajdujące się niedaleko góry. Reszta wyglądała dość pospolicie jak na jedyne typowe miasto portowe w kraju Słodkich Wód...

Srebrnowłosy zabójca szybkim krokiem zmierzał w stronę morza. Mimo że miał do przebycia ładny kawałek, już z ulicy mógł dojrzeć jeden duży maszt otoczony trzema zdecydowanie mniejszymi. Hałasy i krzyki dobiegające z portu sugerowały, że załoga będzie całkiem spora.

Tak, oto się właśnie zaczyna wielka przygoda! Bezkresne morze, tropikalne wyspy, piraci i poszukiwanie skarbów! Potwory wynurzające się spośród oceanów, wielkie bitwy, podróż w nieznane! Wrota do adrenaliny stanęły przed Banem otworem. Tego właśnie potrzebował!

- Przepraszam! - odezwał się nagle dziewczęcy, wysoki głos. Do mrocznego podbiegła ciemnowłosa, opalona kobieta, ubrana w zielone szaty. - Widziałam tutaj wielu różnych podróżników, ale Ty wyglądasz najbardziej intrygująco... - uśmiechnęła się zalotnie. - Kim jesteś i co Cię tu sprowadza?

Może i jego urok osobisty działał tak, jak powinien?

***

Z biegiem czasu Lokalny Najemnik zaczął pustoszeć. Jako jedyna porządna gospoda w całym Tidewater miała jeszcze przed chwilą całe mnóstwo klientów, a zadowolony Karl kazał nawet dostawiać łóżka w niektórych pokojach, coby zarobić jeszcze więcej. Teraz, kiedy już minęła pora śniadania, przy stolikach jedynie dwóch starych wyjadaczy sączyło piwo, opowiadając sobie nawzajem przeróżne historie o morskich nimfach i wężach.

Selawiw tuż po przebudzeniu uświadomił sobie, że słońce jest stanowczo za wysoko i że ma niewiele czasu, by stawić się w porcie. Zerwał się więc półprzytomnie z łóżka i zbiegł na dół. Zapach wędzonego łososia nie był tym razem w stanie go zwabić do kuchni - nie miał na to czasu. Wziął więc w jedną garść kawał chleba, w drugą zaś wodę pitną i począł nimi zapychać na szybko swój żołądek. Na resztę przyjdzie jeszcze pora.

- Czyżby Jednooki zaspał na swoją pierwszą od wielu lat podróż? - zachichotał jeden z piratów na widok przeżuwającego pieczywo gnolla. - Tylko uważaj, Labradorze, żebyś nie dostał choroby morskiej... A nuż twoje śniadanie stanie się przekąską dla ryb lub szczurów na pokładzie. Kapitan na pewno nie będzie zadowolony!

Pies Gończy nie miał czasu na pogawędki. Kiedy skończył jeść, szybko ruszył w stronę drzwi, sprawdzając jednocześnie, czy na pewno wszystko ze sobą zabrał. Ledwo co jednak zbliżył się do wyjścia, jak zatrzymał go głos gospodarza:

- A gdzie wy, mości Gnollu! Nie po to odpuszczam zapłatę z góry, byście stąd uciekali bez grosza! Nocleg tutaj kosztuje, toteż dawaj te 40 monet, zanim stracę cierpliwość.

Labrador macając swój płaszcz zorientował się, że wczorajsze gry i zabawy kosztowały go cały mieszek złota i że teraz mógłby co najwyżej zapłacić resztką zająca. Karl zdecydowanie nie wyglądał na zadowolonego. Trzeba było działać, i to szybko...

***

Wąsaty typ obserwował przybyszy uważnie, szczerząc złośliwie swoje brudne zęby i obracając buzdygan w zmarszczonej dłoni. Za nim łypało swoimi spitymi oczyma pięciu innych mu podobnych osobników, a także czterech niebieskołuskich reptilionów, bynajmniej nie wyglądających na przyjaźnie nastawionych.

- A więc nekromanci i do nas zawitali, co? - wąsacz prawdopodobnie był przywódcą tej całej bandy. - Jakie to dla nas wyróżnienie, mości pani... Tak się niestety jednak składa, że tutaj istoty waszego pokroju są niemile widziane. Aż dziw, że jeszcze żadna wiedźma nie zrównała ciebie z tataliańskim błotem... My możemy jednak to zrobić teraz. Co ty na to?

Jaszczur z tyłu oblizał kły i przyszykował starą, nieco podgniłą kuszę. Reszta zawadiaków wyciągnęła przeróżne rodzaje oręża i zaczęła się zbliżać do nieumarłych podróżników. U większości z nich można było dostrzec strach przenikający skórę i oczy, trzech jednak stało pewnie, niewzruszonych widokiem rozłożonych ciał.

No proszę, ledwo co Sezefienne zbliżyła się do wejścia do miasta, a już ją spotkał właśnie taki komitet powitalny. O tyle to nieprzyjemne, że do samego portu jeszcze trochę drogi zostało, a blask z samego szczytu nieboskłonu dawał wyraźnie do zrozumienia, że godzina spotkania właśnie wybija.

***

Wśród cienia bagiennych drzew, między korami krwawoczarnych mahoniowców wzbijającymi się wysoko ku chmurom unosił się intensywny zapach kwiatów wanilii. Nozdrza Trallara łapczywie wdychały tę ciepłą, jasnokremową żółć, póki tylko mogły. Rzadko kiedy bagna pachną tak kolorowo o tej porze roku.

Niestety nadmorski klimat nie służył biegnącemu na spotkanie Clawstrongowi. Jeszcze to były bagna, jeszcze przed jego oczami rozpościerał się krajobraz znanej mu bardzo dobrze dżungli, a już skóra zaczęła narzekać na słone powietrze. Morska woda to nie jest domena jaszczuroczłeków.

Tak samo czuła się zresztą Styg, również nieprzyzwyczajona do tej portowej części Tatalii. Podobnie jak Trallar postanowiła dojść do przystani od zachodnich bagien, zbliżając się powoli do brzegu. Cudem omijała zasoloną wodę i kroczyła po zgniłych pniach, przeżuwając resztki znalezionego tarczowca.

Już miała ominąć paproć i wyjść z bagiennej okolicy, gdy nagle z tej właśnie paproci wylazł zielonoszary, jaszczury pysk. Tuż za nim wychyliła się reszta jaszczura, okryta szarawym płaszczem i skórzaną zbroją. W mgnieniu oka jadowicie żółte oczy skupiły się na obecności wiedźmy.

Drobna zakapturzona sauria wyglądała na jednocześnie zaskoczoną i zaciekawioną. Co prawda obecność innego jaszczura na bagnie nie powinna być zaskakująca, ale dotychczas zupełnie nikt jej nie towarzyszył w podróży. Wygląda jednak na to, że nie obejdzie się bez przynajmniej krótkiej wymiany zdań między córką Tralosska a byłym kandydatem na jego następcę...

***

Kilkadziesiąt piratów, bagniaków i innych wszelakiej maści łowców przygód zebranych w obrębie jednego, dość małego doku. Co prawda wiele różnych miejsc odwiedził w swym długim życiu, ale to dla Malatheza'ara był co najmniej nietypowy widok. Szczególnie ta różnorodność była wyjątkowa. Tu jaszczur, obok ciężko uzbrojony wojownik, niedaleko mała grupka trzymających się blisko siebie magów... Kiedy tu był ostatnim razem, wszystko wyglądało zgoła inaczej.

Kowal był o tyle zdziwiony, że wokół niego prawie wszyscy gadali o Kastorze. To imię było mu dziwnie znajome. I niepokojące. Czy to przypadkiem nie był jeden z przywódców nekromantów z Deyji? Jeśli tak, to co on robi w Tatalii, jednym z najgorszych państw dla żywych trupów?

- Słyszałeś o tych wszystkich skarbach, Lemmy? Nic dziwnego, że Regnanie tak często odwiedzają te strony... i że Erathia tak bardzo ich nie lubi. No bo cóż dziwnego, jeśli wśród Północnego Archipelagu ma się skrywać tak wielka moc? Widziałeś to dziwne coś tamtego kurdupla? Zupełnie jak regnańskie petrynały, ale z takim impetem to i smoka mogłyby chyba zabić! Och, nie mogę się już doczekać...

Jak petrynały? Czyżby technologia Starożytnych? Zapewne gdzieś na Antagarichu się takowa jeszcze skrywa... a akurat te tropikalne wyspy nie są zbyt często odwiedzane nawet przez kartografów. Może i faktycznie ta cała gromada awanturników nie przyszła tutaj na marne?

Całe szczęście, że akurat tu jest. Może jeszcze zdąży się zapisać na tę całą wyprawę. Szczególnie że zdaje się nie wyróżniać jakoś szczególnie z tego tłumu.

Malathezar PW
26 lutego 2012, 14:44
Iluzje. Czemu ja nigdy nie przyswoiłem tej magii?

Kowal westchnął i obrócił się w stronę rozmawiających stworzeń. Nie obchodziło go nawet to jak wyglądają. Dopóki nie są Kreeganami, oczywiście.

- Nie chciałem podsłuchiwać, ale nie sposób było nie usłyszeć waszej rozmowy. Usłyszałem coś o wielkiej mocy, moglibyście rozwinąć tą myśl? I czy bylibyście w stanie opisać mi tą tajemniczą broń tych Regnan? Te... petrynały? - Malatheza'ar na chwilę przerwał. - I byłbym naprawdę wdzięczny gdyby któryś był w stanie powiedzieć mi, gzie znajdę tego całego Kastora.

Selawiw PW
26 lutego 2012, 15:28
Czterdzieści monet...

Gnoll stanął w bezruchu, tak jakby nie był pewien tego co właśnie usłyszał. Za taką sumkę mógł wynająć sobie do pomocy gremlina, który pomagałby mu w zajmowaniu się karczmą, a ten cały Karl żądał tylu pieniędzy za jedną noc!

Zaraz, jakim cudem straciłem te wszystkie pieniądze?

Jednooki odwrócił się, spojrzał na wilków morskich, następnie skierował swój wzrok na gospodarza i wzdychnął jakby zapomniał o czymś zupełnie oczywistym, jednocześnie upierdliwym dla takiego indywidualisty jakim Selawiw z pewnością był.

No tak, przetraciłem wszystko...

Labrador lubił polowania i samotność. Inne istoty były mu raczej obojętne, traktował je przedmiotowo i tylko wyłącznie jako środek do osiągnięcia własnych korzyści, co więcej - niektóre istoty obdarzał raczej tylko i wyłącznie negatywnymi uczuciami. Od utraty oka unikał wszystkiego co miało jakikolwiek związek ze śmiercią, bał się zemsty pokazowo-honorowych (jak to określał) barbarzyńców, miał też pewien uraz do wysokich sfer oraz wielu ras, ugrupowań, państw przez co z trudem nawiązywał kontakty z kimkolwiek.

Dlatego był zszokowany swoją wczorajszą postawą, bo tak lekkomyślnie działał raczej tylko podczas swojej młodości na Skradzionej Beczce i swoich pierwszych podróży po kontynencie. Może to możliwość natknięcia się na towarzyszy go tak zmieniła, może brak jeszcze bardziej rozsądnego od niego Tazara, a może po prostu słabość do wszelkiego rodzaju karczm, oberż i gospód? To było całkiem logiczne, ostatnio tęsknił za swoim interesem.

No nic, zrobię to co zawsze się sprawdzało...

- Wybacz, zapomniałem o formalnościach. - odrzekł bez emocji i zanurzył rękę pod swój olbrzymi płaszcz ukrywający jego pokaźny arsenał broni.

Zdawać by się mogło, że szuka właśnie pieniędzy. W rzeczywistości trzymał w dłoni swój magiczny amulet, gładził go delikatnie i myślami skupiał się na wyzwoleniu z niego tajemniczej energii. Robił to setki razy. Zaraz powinien poczuć lekkie mrowienie, ciepło rozejdzie się po jego ciele i za nim sobie uświadomi stanie się niewidzialny na chwilę dla innych istot. Wtedy po prostu korzystając z kilku sekund osłupienia opuści lokal i skieruje się prosto do swojego celu.

Gorzej jeśli amulet nie zadziała, ale to gnollowi nie przychodziło nawet do głowy...

Styg Sneersnare PW
26 lutego 2012, 15:50
Wiedźma odruchowo wycofała się o krok równocześnie celując końcem kija w pierś nieznajomego.

Obcy nawet nie mrugnął.

Jaszczurzyca nieco tym zachęcona zdobyła się na lekki uśmiech prezentując nienagannie białe zęby i wspierając się na kosturze zagadała do jaszczura.

-No proszę, dotąd na tym bagnie nie spotkałam żywej duszy a tu nagle los zrządził mi takie spotkanie, niech zgadnę... -przerwała przyglądając się jego zbroi, a później łukowi -jesteś wojownikiem i tak jak ja zmierzasz w kierunku Tidewater, mama rację?

Bane PW
26 lutego 2012, 16:11
Bane zlustrował kobietę wzrokiem. Musiał przyznać, że była piękna... Miała w sobie coś co go pociągało...
- wołają mnie Bane - odrzekł, odwzajemniając uśmiech, który był równie zalotny. Miał też w sobie kroplę agresywności... pożądania... A w jego oczach zapalił się ogień.
- ale niedosłyszałem Twojego imienia, może najpierw opowiedz mi coś o sobie - czyżby przezorność? A może coś więcej...

Belegor PW
26 lutego 2012, 16:36
Trallar od razu rozpoznał w sauri Styg, jedenasta córkę króla Tralosska, najmniej ważną osobistość w królewskiej rodzinie. Liczyła się tam tyle co nic, równie dobrze mogła być bękartem. Wojownik rzekł:
-Zgadłaś, a ja jak mniemam jesteś wiedźmą, tak?
Poczuł irytujące swędzenie na skórze między łuseczkami wywołane solą w morskim powietrzu. Zapytał się towarzyszki:
-Nie wiem co Voy widzi w tym klimacie. Wolę bagna. Masz coś na to?

Sezefienne Vitali PW
26 lutego 2012, 21:26
~ Jakże niegrzeczne z ich strony! Cóż to za etykieta, by w ten sposób witać gości! ~ Pomyślała na wstępie dama, co dała po sobie poznać tylko drgnięciem twarzy w wyraz furii, jednak trwało to tylko sekundy ułamek, po czym na jej bladych licach zagościł uśmiech tak sztuczny, że aż pocieszny.

- Oh, wszakże rozumiem, istnieją pewne różnice kulturowe, może takie witanie w tych stronach jest normalne, lecz dla mnie nie przywykłe mimo wszystko. - Nekromantka machnęła dłonią, na co trzy jej zdobione szkielety ustawiły się wokół niej, tworząc trójkąt. Równie zdobione zombie położyły na ziemi skrzynie, które były przez te trupy niesione.
Sezefienne kontynuowała spokojnie i uprzejmie - Jak nakazują mi maniery, Jam Sezefienne Vitali jest, lecz na tym skończmy może sztukę poprawnej introdukcji, gdyż zajęłoby to nam czasu nazbyt wiele, a mnie pośpiech goni. W niedługim czasie, oh, ja już jakiś czas temu powinnam być w okolicach portu! Jakże to smutne... - Skwitowała dramatycznie. Jednak nie wyglądało na to, by komitet powitalny miał zamiar opuścić ją tak szybko. Wszystko wskazywało na to, że będzie trzeba urządzić przyjęcie herbaciane w terenie.

- Ale jeśli panowie będą nalegać, a widzę, że panowie nalegać będą, pozwolę sobie rozpocząć zabawę. -

Panna Vitali westchnęła głęboko i zamknąwszy oczy, machnęła dłonią, dając swoim zombie znać, iż powinni zaprosić komitet powitalny do tańca. Zawsze lubiła obserwować tańce, lecz często jej trupi służący okazywali się zbyt wymagającymi partnerami do hulanek, gdyż często goście których zwykła przyjmować w swojej posiadłości po jakimś czasie tańca zaczęli tracić rytm, a wraz z nim nogi oraz inne części ciała.
Zaklinaczka oczywiście po chwili otworzyła oczy, żeby ustanowić magiczną barierę przy pomocy run na swoim odzieniu oraz szkieletach, na wypadek gdyby ktoś planował zaatakować ją kolejną zniewagą, niech wiedzą, że ma stanowczo obronne stanowisko w dyskusjach. Po chwili kobietę szczelnie otoczyła magiczna tarcza, niby trójkąt którego wierzchołkami były pokryte ornamentami szkielety. Poszło to tak szybko, gdyż całe zaklęcie było przygotowane wcześniej, a wymagało tylko aktywacji. Nekromantka czuła się pewniej, kiedy miała pewność, że w każdej chwili będzie mogła się osłonić przed obelgami małego i średniego kalibru.

Jeśli jednak komitet powitalny okaże się bardziej rozhulany i jej służący nie wystarczą, by zmęczyć natrętów, zaklinaczka zdawała sobie sprawę, że będzie musiała zabawić swoich rozmówców osobiście. Jeśli zaczną się dobijać do jej bariery, będzie zmuszona spróbować z pokazem sztucznych ogni. Dama wie, że nie ma nic bardziej ekscytującego niż kula ognia wybuchająca widzowi wprost na twarzy. Niektórzy krzyczą głośno i tańczą z radości, inni wręcz tracą głos z zachwytu, razem z życiem przeważnie... Ale cóż, przedstawienie musi trwać.

AmiDaDeer PW
26 lutego 2012, 21:59
Dziewczyna zmrużyła oczy niczym kot po upolowaniu swojej zdobyczy.

- Jestem Orchidea. Żyję tutaj już od jakiegoś czasu i miałam okazję ujrzeć na własne oczy piratów, rozbójników, tataliańskich i erathiańskich żołnierzy, a nawet morskie jaszczury zza oceanu... jednak Ty jesteś wyjątkowy, Bane - głos dziewczyny stawał się coraz niższy. - Ta zbroja, a pod nią to umięśnione ciało... Nawet ci dowódcy ze Steadwick nie są w stanie Tobie dorównać - Orchidea zwilżyła wargi i zrobiła krok w stronę srebrnowłosego.

Kątem oka zabójca ujrzał, jak niektórzy przechodnie oglądali się, szybko oceniając go wzrokiem. Po chwili jednak odwracali spojrzenia, jak gdyby ta cała sytuacja była czymś typowym w tych stronach...

***

Gospodarz wyciągnął zza lady tasak i zbliżył się ku gnollowi. Jeden z piratów wstał i już miał zatrzymać rozlew krwi, lecz drugi złapał go za rękę, dając Karlowi się wyszaleć.

- A więc to tak... Mam dosyć takich kundli jak wy. Zawsze przychodzą, biorą co trzeba, smrodzą pościel, a potem żadnych pieniędzy. Tym razem dam ci nauczkę - może wreszcie poznasz wartość pieniądza... w piekle!

Zamachnął się... i spojrzał na Jednookiego zdumiony. Klientela wstała, wpatrując się z zaskoczeniem w stronę zwierzołaka. Jeden z nich warknął, wyciągając pistolet.

- Skurwiel, jak on zwiał?! - Karl począł rozglądać się po pomieszczeniu, po czym wybiegł z karczmy - gnoll szybko uniknął zderzenia - i okrążył wzrokiem okolicę. Wygi dalej rozglądały się po gospodzie. Nieco starszy, z pistoletem, mamrocząc coś pod nosem o diabelskich sztuczkach, ruszył w stronę lady, tuż obok Labradora.

***

Zaiste, piękne to było przedstawienie! Pierwszy trup złapał przywódcę za brzuch, wypruwając mu żołądek i pożerając go, nie zwracając uwagi na jego wrzaski. Pozostała trójka ruszyła na resztę. Jeden reptilion i dwóch ludzi zdążyło uciec przed samą walką, inni nie byli wystarczająco szybcy.

Co ciekawe jednak walka potoczyła się zgoła inaczej, niż Sezefienne to sobie wyobrażała. Rzecz jasna chudy jak łasica facet z małym nożem niewiele mógł zrobić dużemu, masywnemu zdechlakowi, więc jego ślina już po chwili wymieszała się z własnym mózgiem. Równie mało szczęścia miał jaszczuroczłek posługujący się swoim ludzkim towarzyszem jako żywą tarczą. Truposz obu wypruł jelita, a z gadzich błon usznych zrobił sobie coś na kształt łyżki (cokolwiek to znaczy).

Najodważniejszych trzech z całej bandy trzymało się o dziwo całkiem dobrze. Jaszczur trzymający się z tyłu szybko wystrzelił pocisk w stronę Sezefienne. Co prawda na nic się to nie zdało, magia była zbyt mocna nawet dla kuszy, ale nekromantka po zderzeniu się bełtu z barierą poczuła małe zawroty głowy. Tarcza została naruszona. Gad chwilę powalczył z innym zombiakiem, lecz szybko się poddał i skoczył w krzaki, a ślad po nim zaginął.

Najbardziej umięśniony z całej bandy postanowił skorzystać z pomocy innego bagniaka. Odciął toporem czwartemu truposzowi głowę, jego towarzysz zaś odrąbał mu nogę za pomocą maczety. Ciało padło na ziemię i próbowało się jeszcze ruszać, lecz po chwili zamarło w bezruchu rozszarpane przez jaszczura. Ten jednak stał się celem dla drugiego zombiaka. Zdążył mu jedynie przeciąć gardło, po czym zamienił się w krwawy, lecz zapewne bardzo pożywny obiad.

Po chwili ostatni z całej grupy został przywleczony przed twarz Sezefienne. A właściwie zostały przywleczone jego resztki. Straty: jeden służący. Zyski: droga wolna.

***

Między Styg a Trallarem przeleciał mały, tęczowy motyl. Sól zaległa na łuskowych wargach, piekąc delikatnie skórę. Zapach wanilii nieco osłabł, lecz dalej unosił się między bagniakami, mieszając się z wiatrem morza.

Wszystkiemu towarzyszył delikatny, ledwo słyszalny pośród drzew szum fal.

Ciszę przerwały jakieś wrzaski ze wschodu. Ktoś chyba postanowił zrobić rozróbę przed wejściem do miasta. Dojście do portu od zachodu było lepszym pomysłem, niż można było się tego rzeczywiście spodziewać.

Po chwili Styg dostrzegła między drzewami biegnącego na południe w popłochu pobratymca z łukiem. Szybko jednak zniknął w zaroślach.

***

Mężczyzna spojrzał na maga jak na idiotę. Wyglądało to o tyle żałośnie, że sam był ubrany w coś przypominającego worek na zepsute ryby przepasany linami cumowniczymi, jego długa, powykręcana broda zaś cuchnęła avleeńskimi wodorostami. Obok niego stał jasnozielony, umięśniony gad, przebrany tylko w opaskę ze skóry suma. O ironio, wyglądał zdecydowanie lepiej od swego towarzysza.

- Czyżbyś nie był na tym całym spotkaniu? - człowiek splunął tuż pod nogi Malatheza'ara. - Ech, ta cała Kastore'owa banda... Że też zgodziliśmy się na to, jakby nas nie wystarczyło na ten rejs... Dobra, słodkojadzie, słuchaj uważnie: ten cały czarodziej ma przy sobie coś, co wygląda jak ta cała regnańska broń palna, partynały czy półhaki. Wiesz co to broń palna? To takie dynksy, co się prochu używa i stalowych kul, to potem leci i przebija ciała lepiej i szybciej niż elfie strzały! - gestykulacja użyta przy tym zdaniu była dość zabawna. Lemmy tylko przytakiwał, wystawiając niezdarnie swój jaszczurzy język.

- Zabójcza zabawka, na jadamskie malstromy... No ale Kastore i jego banda ma coś lepszego. Coś potężnego niczym najlepsze zaklęcia! Ty pewno lepiej się znasz na tej całej magii-szmagii, ale wierz mi, że tym czymś w mgnieniu oka zrobisz z każdego istny durszlak. A podobno tego ma więcej być właśnie na tych całych w rzyć jebanych wyspach! Ha! Jeżeli tak, to już mogę zakładać własną armię! Piękna historia...

- A tego całego Kastore'a nikt na razie nie widział - wtrącił się reptilion. Głos miał skrzeczący niczym papugi hydromantów wykonujących przeróżne sztuczki na przeróżnych targach. - Pewnie sra na tej całej swojej łajbie i wyjdzie, jak już wszyscy zapomną, po co tu przyszli.

Malathezar PW
26 lutego 2012, 22:09
Malatheza'ar szybkim ruchem chwycił rozmówcę za gardło i uniósł w powietrze.
- Nie wkurzaj mnie! Wiem co to broń palna! - Mag-kowal puścił tego człowieka, który spadł na swój tyłek, wydając głośne 'plask'. - Mógłbyś się czasem powstrzymywać - zachichotał. - A teraz do rzeczy. Ktoś widział tą broń? Ma jakieś znaki szczególne? A najlepiej to mi wskażcie, gdzie jest ten Kastor.

Bane PW
26 lutego 2012, 22:10
Dziewczyna wiedziała co i jak mówić.
- Piękne imię... jak Ty sama - Bane starał się zachowywać dystans i miarkować słowa. Natura podrywacza była jednak dość silna. Zrobił krok w jej stronę, przy okazji omiatając wzrokiem całą okolicę.
- Czym się zajmujesz? - spytał patrząc jej głęboko w oczy. Czy pytanie to miało na celu wydobycie informacji czy też zwykłe podtrzymanie rozmowy?

Selawiw PW
26 lutego 2012, 22:25
Udało się.

Gnoll wiedział, że ma teraz coś około kilku minut na bezpiecznie oddalenie się. Karczmarz wyszedł i mało prawdopodobne było natknięcie się na niego przy gospodzie. Wystarczyło tylko uważać by na niego przypadkiem nie wpaść w jakieś ciemnej uliczce, bo mogłoby być niewesoło. Trochę gorzej było już z wygami, ale wystarczyło zachować spokój, którego akurat labradorowi nie brakowało. Drzwi wyjściowe były otwarte po nagłej ucieczce gospodarza, więc ciche wyjście stanowiło jedyny problem. Jednooki był przyzwyczajony do cichego poruszania (wymagał tego jego sposób walki), więc szanse miał raczej duże. Z drugiej strony nawet jeśli zostałby złapany, to zawsze pozostawała możliwość negocjacji i w najgorszym wypadku walki.

Labrador powoli ruszył w kierunku wyjścia. Jeśli bezszelestne opuszczenie lokalu uda się, to szybko ruszy w kierunku portu, zmaterializuje się w jakimś zaułku i wyjdzie z niego jak gdyby nigdy nic mieszając się w tłum, by znaleźć osoby związane z tym całym przedsięwzięciem...

Styg Sneersnare PW
27 lutego 2012, 23:11
-Oho, wygląda na to, że atmosfera się rozkręca -luźno rzuciła wciąż wpatrując się w chaszcze w których zniknął ich pobratymiec - ciekawe o co poszło, ale lepiej pospieszmy do portu, bo wygląda na to, że słonce powoli sięga zenitu -dodała zwracając się w jego stronę, po czym skierowała swe kroki w stronę portu wyraźnie dając towarzyszowi do zrozumienia, żeby za nią podążał.

-A wracając do twojego pytania - rzuciła zza pleców - niestety nie mam niczego na słone powietrze, ale myślę, że odrobina czystej wody i jakiś tłusta maść powinna być wystarczająca, a tak WoGóle... nazywam się Styg Sneersnare.

Belegor PW
27 lutego 2012, 23:46
Trallar szedł najpierw za Styg, a następnie obok niej. Cały czas słuchał jej mowy, po czym gdy zapytała go, chrząknął i powiedział:
-Nie pamiętasz już, co? Jam jest Trallar, Trallar Clawstrong.
Zatrzymał się w miejscu czekając na reakcję wiedźmy.

Styg Sneersnare PW
28 lutego 2012, 01:24
Wiedźma przystanęła niepewnie zezując na Trallara
-Yyy... Clawstrong? - powtórzyła niepewnie - spotkaliśmy się wcześniej? - ciągnęła kryjąc zmieszanie - Może podczas wojny z Erathią? - dodała z nadzieją.

Belegor PW
28 lutego 2012, 19:58
Trallar spokojnie wyjaśnił:
-Wcześniej, zanim moje miejsce zajął ten wasz Wystan. Prowadziłem atak na Erathię, przed przybyciem królowej Katarzyny.
Nie czekając na jej reakcję ruszył przed siebie, wolał nie drążyć tego tematu. Gniew nim ogarniał na samą myśl o tym fałszywym lizusie Wystanie i jego zdradzie.

Styg Sneersnare PW
1 marca 2012, 15:32
-Tylko nie naszego, tylko nie naszego! Nie chce być w żaden sposób łączona z tym fałszywym lizusem! -rzuciła oburzona Styg za jaszczurem.

I trzeba było od razu powiedzieć, że pałętałeś się po dworze Tralosska, tam się tyle hołoty kręci, że nawet nie próbuje jej spamiętać... - kontynuowała wlekąc się za nim - zresztą po co, skoro co chwila ktoś kogoś wygryza... -dodała już normalnym głosem.

Belegor PW
1 marca 2012, 20:09
Trallar syknął:
-Nie mieszaj mnie do nich. Ja byłem wierny Tatali, nie twojemu zasranemu ojcu!
Już miał wspomnieć, o jej pozycji w rodzie, będącym gorszym od potencjalnego, bękarciego syna króla lecz się powstrzymał. Wolał nie wzbudzać w wiedźmie większego gniewu.

Sezefienne Vitali PW
1 marca 2012, 22:24
Nekromantka przez chwilę była zachwycona przedstawieniem. Po chwili jednak zobaczyła, w jakim stanie był jeden z jej służących. Wtedy dama była już mniej zachwycona. Jak ona teraz wparuje do miasta krokiem paradnym? Przecież w tej sytuacji będzie musiała oddelegować dwa z trzech szkieletów do *uruchomienia jednej ze skrzyń (*czyli uczynienia jej ruchomej). To strasznie zniweczy estetykę całego przemarszu przez miejscowość aż do portu, nie mówiąc o mniej protekcjonalnej prezencji.

Jednak to trzeba było zrobić. Przecież Sezefienne nie mogła sobie pozwolić na ożywianie czegokolwiek teraz. Nie dość, że nie ma czasu na składanie tak poszarpanych zwłok, to jeszcze przygotowywanie pracowni do wszelakich sztuk magicznych w terenie byłoby bardzo uciążliwe i nie było planowane na ten etap wycieczki.

Przedstawienie musi trwać!

Dwa szkielety podniosły skrzynię, którą wcześniej niósł rozszarpany już zombie. Pozostałe trupy również podniosły przydzielone im bagaże. Wolny szkielet ustawił się za swoją panią, która z nieco oburzonym wyrazem twarzy i zadartym nosem poprowadziła swoją niezdechłą służbę przez bramy miasta.
Widać było, że cała sytuacja pogorszyła jej nastrój. Wręcz roztaczała wokół siebie aurę niepokojącego chłodu, a symbole na jej stroju mieniły się dziwnym blaskiem, w pewien sposób groźnym. Sposób jej chodzenia mógł natomiast dać do zrozumienia nawet mniej spostrzegawczym, że chce ona tylko dotrzeć do swojego celu, ale jak ktoś wejdzie jej d drogę, to zostanie staranowany jak przez stado gorgon.

Styg Sneersnare PW
2 marca 2012, 11:30
-Mój ojciec nie jest zasrany - syknęła wiedźma - BO MÓJ OJCIEC TO JEDNA WIELKA KUPA GÓWNA!!! -krzyknęła w złości, wciąż się wlekąc za Trallarem - no może nawozu - dodała nieco spokojniej - ale widziałeś jak się ostatnio roztył?
Pewnie od zajadania zmartwień spowodowanych nieudaną kampanią wojenną -mruknęła do siebie, jednak nagle się ożywiła i przyspieszyła kroku tak, że wyprzedziła wojownika po czym idąc tyłem przed nim kontynuowała:

-Ale jeśli dobrze zrozumiałam, bardziej ciebie interesuje los Tatali niż zaszczyty... i nie chcesz być mieszany do tej hordy ogonoczepów...* Chyba jednak coś nas łączy... to może się umówimy tak: ja nie będę wspominała o twojej przeszłości, a ty nikomu nie powiesz, że jestem córką Tralosska, dobrze?

(*tych co się czepiają ogona kogoś ważniejszego)

Belegor PW
2 marca 2012, 13:02
Trallar lekko się uśmiechnął, takiego dobrego obrotu spraw się nie spodziewał.
~Nienawidzi, swego ojca tak? Hm... może mi się przydać.~
Reptilion odpowiedział:
-Przynajmniej się w czymś zgadzamy. Na moje szczęście nie musiałem ścierpieć jego widoku od wojny o Pogranicze. Zgadzam się na twoją propozycję Styg.
Zrównał się z saurią i towarzyszył jej w drodze do portu. Pomyślał:
~Wyprawa zapowiada się interesująco...~
strona: 1 - 2 - 3 ... 13 - 14 - 15
temat: [RPG] Might and Magic: Echo porażki

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel