Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Jarmark Cudówtemat: [Proza] Heroes of Polska
komnata: Jarmark Cudów

MCaleb PW
15 lutego 2007, 20:00
Spisane zostały tu cztery dzienniki różnych bohaterów, którzy dziwnym zbiegiem okoliczności wylądowali w Europie.

Na wstępie zaznaczę, że pisałem to w 2002 (±1 rok), a do opublikowania przekonał mnie Trang.
Normalnie były opisane wszystkie zamki, prócz Wrót Żywiołów (no i Forge - co planowałem), lecz utraciłem je w wyniku niewydolności dysku.
Poprawiłem większość błędów.
W innymi słowy - miłej lekturki.



1. Dziennik spisany przez Sandra :

Nie mogę w to uwierzyć! Wszystkie kraje świata podbijało się łatwo,
a tu, w kraju zwanym... chyba Polską wszystko dzieje się na opak!
Już po zdobyciu Niemiec ruszyłem na następną granicę razem z hordą
szkieletów, tuzinami zombich i 10 liszami. Sądziłem, że uporam się
błyskawicznie z tak małym państewkiem, a tu kazano mi płacić cło za
konia! Oraz nie wpuszczono mojej armii, gdyż nie mieli paszportów!
Pomyślałem, że już w pojedynkę zdobędę ten kraj, ale gdy tylko
ukatrupiłem celnika, kazano mi zapłacić VAT w wysokości 22% z trupa.
Został mi sam szkielecik, a gdy tylko powołałem go do życia (oczywiście
dopiero po okazaniu licencji na nekromancję przeklętemu urzędasowi),
to on prawie natychmiast rozsypał się! Źle się tu odżywiają, więc na
co mi taki kraj? Bieda z nędzą, a nawet armii nie można zasilić
głupimi trupami! Postanowiłem omijać te przeklęte państewko i
udałem się do Rosji...

2. Dziennik spisany przez Gema :

Gdy tylko poznałam zamiary Sandra, który chciał podbić nowy kraj
do wspomożenia swej armii, od razu tam się zjawiłam.
Lecz przedostanie się nie było łatwe! Już na granicy uważano, że
moje stado jednorożców powinno się znaleźć w klatkach, a ja powinnam
mieć zgodę zarządu ZOO. Dano mi radę, bym nie zabierała z Czech takiej
ilości drewna, gdyż można kupić je na bazarze i to w dodatku "dobre bo
polskie". Jeszcze zaczął mi nawijać, że te złote i zielone odrzutowce
nie mają koncesji Polskiej Obrony Narodowej. Dalej go nie słuchałam,
lecz zawróciłam. Skoro ja miałam takie trudności z przekroczeniem
granicy, to jakie musiał mieć ten paskudny nekromanta...

3. Dziennik spisany przez Craga Hacka :

Podróżowałem sobie bez armii przez kontynent europejski, minąłem
zdezelowane Niemcy, zniszczone przez Sandra, oraz Czechy opanowane
przez Gema. Ja osobiście wylądowałem w Austrii, lecz zająłem ją
bez żadnego wysiłku. Pojechałem więc samotnie w stronę morza.
Spragniony wypoczynku przeszedłem granicę Polską. Jakiś człowieczek
rzucał się, że nie mam pozwolenia na mój ukochany topór. No cóż,
poznał go bliżej. Na jednej drodze o mało koń sobie nie złamał nogi,
dziury jak cholera. Gdy dojechałem do miasta, pierwszą rzeczą jaką
zobaczyłem był momo... monopolol... mo-no-po-lo-wy. Ktoś stawiał kolejkę
więc skorzystałem z okazji. Doszedłem do wniosku, że Sandro z żołnierzykami
wpadłby w szał, nie móc spróbować tradycyjnego trunku, głupie kościaki...

4. Dziennik spisany przez Fafnera :

Usłyszałem, że w krainie zwanej Polską, są obfite opady śniegu, a
przynajmniej, jak to mówił tubylec: "Piździ jak cholera" - zapewne to
oznacza chłód. Pech chciał, że wylądowałem we Włoszech - upał nie do
zniesienia! Przez wszystkie granice ciągnąłem swe wojsko, ale wreszcie
dotarłem! Celnik użalał się nad cłem, a ja uznałem, że przydała by mu
się zmiana miejsca pracy. Przynajmniej armia się rozruszała. Przeszliśmy
prosto w Tatry. Były manifestacje, petycje a nawet afisze, bym nie budował
fortecy na szczycie. No trudno, ich strata, a mój zamek stoi...

Quba Drake PW
15 lutego 2007, 20:23
Ładne dość i fajnie się czytało.Takie małe zapytanie czy będzie tego więcej?:P

MCaleb PW
15 lutego 2007, 20:33
>>> czy będzie tego więcej?
Tu jest pies pogrzebany, bo po utracie danych odechciało mi się zupełnie odtwarzać tamte dzieje. Aczkolwiek może kiedyś wrócę do tego, jednak nie w najbliższej przyszłości.

Jeżeli jednak ktoś chce napisać ciąg dalszy, lub stworzyć własne dzieje, to niech to będzie:
a) zgodne z tym, co zostało napisane wcześniej;
b) nie zamordowało stylu, jaki narzuciłem tym dziennikom (lekkie, z 'jajem');
c) poprawne ortograficzne (m.in. jeden wykrzyknik/pytajnik).

Kaazam PW
16 lutego 2007, 17:29
Moim zdaniem bardzo ładny styl. Jak to ktoś już opisał "lekkie i z "jajem"". Miło się czyta. Humor nie powala, ale również nie dołuje. Czyli krótko zwięźle i na temat: "Rośnie nam tu współczesny Mickiewicz"

Quba Drake PW
16 lutego 2007, 22:38
MCalebie czyli z tego co napisałeś zrozumiałem że mogę napisać coś na podstawie tego co napisałeś.Czy tak?

MCaleb PW
16 lutego 2007, 22:46
Qubo, patrząc na Twój post zastanawiam się, czy przypadkiem nie popełniłem błędu pozwalając na to. :P

I, tak - możesz napisać kolejne części, ale na Kreegana, niech to będzie takie, byś sam z przyjemnością mógł to przeczytać. Co oznacza, że musisz przynajmniej pięć razy przeglądnąć tekst przed wysłaniem go, no i lepiej niech jeszcze ktoś Ci go sprawdzi.

Dark Dragon PW
17 lutego 2007, 11:21
Wiem, że to nie jest tak dobre jak Twoje opowiadania MCaleb, ale zawsze to coś ;)

5. Dziennik spisany przez Brona:

Krążyły pogłoski, że w krainie zwanej Polską było bardzo dużo bagien i moczarów. Ruszyłem w stronę tej krainy razem z moimi „zwierzątkami" (jak nazwali je ci dziwni ludzie). Już na granicy zatrzymano mnie bym oddał mu mojego „krokodylka” (ponieważ jest dziki czy coś tam). Oczywiście nie dałem go zabrać. Mój „krokodylek” zamienił celnika w kamienny posąg. Od razu po paru krokach w głąb Polski spostrzegłem kilka uroczych bagienek (tubylcy nazywali je stawami). Wybudowałem tam swoją chatkę, lecz zaraz podbiegli agresywni tubylcy (ktoś nazwał ich „dresami”). Rzucili się z patykami (ponoć to kije „bejsbolowe” czy jakoś tak)na moje bestie, spalili chatkę i zaczęli rzucać na mnie jakieś zaklęcia – „ty stary dziadzie, co żeś tu kur#@$ sobie zrobił?! Żebyś tu już nigdy nie wracał”. Postanowiłem jak najszybciej opuścić tę krainę (podczas mojej ucieczki od czasu do czasu ciskali we mnie jakimiś kamieniami).

MCaleb PW
21 lutego 2007, 23:23
Dziś napisałem kolejną część dzienników. Są trochę mniej śmieszne, nie są już dziennikami, ale mam nadzieję, że będą równie interesujące. Być może napiszę kolejne części wkrótce, jak znów będę musiał odreagować. ;)



Długi dzień pełen przygotowań zmierzał ku końcowi. Słońce poczynało leniwie chować się za horyzontem, poszarpanym nierównością odległych górskich szczytów.
- A więc czas już nadszedł... – mruknął do siebie Sandro, a potem dodał głośniej – czas pokazać tym urzędasom, kto tu tak naprawdę rządzi.
Lisz siedział wygodnie (o ile można tak powiedzieć o nieumarłym) w siodle na swym wierzchowcu. Znajdował się w Słowacji, w górach i patrzył w stronę Polski.
Nie czuł się tak dobrze od czasu dokonania zemsty na tym przeklętym Fineasie. Nie wiedzieć czemu, vendetty zawsze sprawiały mu najwięcej przyjemności. Vendetty i torturowanie wrogów – poprawił się w myślach. Gdyby jeszcze miał ciało, na jego twarzy wykwitłby właśnie piękny, sadystyczny uśmiech.
Jak to dobrze, że nie ma tu nikogo podważającego mój autorytet. - wciąż rozmyślał, patrząc na znikający dysk światła - No może poza wyjątkiem kilku liszy. Słyszałem, jak kwestionowali moje rozkazy, ale jest ich za mało, by cokolwiek zrobić przeciw mnie. Aha, no i jeszcze wampiry. Mam już dość tych przeklętych krwiopijców – po zajęciu Rosji nie pozwalali mi wyrżnąć całej ludności w pień, by zasilić armię. „Nie będziemy mieli co pić, nasz władco”, „Miej litość, o Nieumarły Królu” - słowa te wypowiadali z taką butą i brakiem szacunku, że dziwię się sobie, że nie kazałem ich natychmiast nadziać na miecze.
Odegnał jednak prędko wątpliwości - będzie ku temu czas, a wtedy zdrajcy będą błagać go o szybkie zakończenie ich istnienia.
Odwrócił spojrzenie, od krwawiącego słońca za szczytami, i skierował je na swoją armię, która oczekiwała na niego pół kilometra dalej. Kilkaset tysięcy szkieletów, tyle samo świeżych zombie, dziesiątki duchów – nigdy o nie nie dbał, dwie setki wampirów, setka liszy, pięćdziesięciu czarnych rycerzy, dziesięć kościanych smoków oraz jego najnowszy nabytek – Drakolisz w całej swej okazałości. Wszystko to ukryte przed wzrokiem śmiertelnika pomysłowo utkanym zaklęciem. Nawet te ich techniczne zabaweczki nie odnajdą go, zanim nie przeprowadzi szturmu.
Wątpliwości nagle powróciły ze zdwojoną siłą – a co jeśli coś zawiedzie. Nie raz zdarzało się, że co inteligentniejsi nieumarli planowali zdradę wobec swego prawowitego władcy. Sam zresztą tak czynił, lecz to nie umniejszało ich winy.
Cóż, wpierw zemsta, potem wyszukiwanie zdrajców – pomyślał – Czas chyba wydać rozkaz do ataku i zadość uczynić temu upokorzeniu, które zaznał miesiące temu.
Spiął konia i stępem zaczął zbliżać się do swej niezwyciężonej armii. Wtem jakieś poruszenie na nieboskłonie zwróciło jego uwagę. Jedno słowo przemknęło mu przez myśl – meteor.
Pierwszy gruchnął o ziemię tam, gdzie jeszcze przed chwilą rozmyślał, następny uderzył w sam środek jego armii - w powietrze wyleciały kawałki szkieletów i zombich - a zbliżały się kolejne. Sandro pognał swego wierzchowca galopem w kierunku lewej flanki jego armii, gdzie jak dotąd nie upadł żaden pocisk. Szybko domyślił się, kto za tym stoi. Tylko jedna istota na całym znanym mu świecie rzuca to zaklęcie na początku bitwy myśląc, że tylko nim ją wygra – Deemer.


MCaleb PW
22 lutego 2007, 19:48
Zapraszam na kolejną część Nowych Dzienników. ;)
Życzę przyjemnej lektury (komentarze jak najbardziej na miejscu).



Deemer natomiast stał na zboczu, niedaleko wejścia do tunelu, i podtrzymywał zaklęcie Deszczu Meteorytów. Długie lata ćwiczeń i jego wrodzony talent, umożliwiały mu podzielną uwagę, więc rozmyślał o sprawach bieżących.
Wiedział już od dawna o wielkim poruszeniu nieumarłych na terenie Rosji. Domyślał się też, że ich przywódca nie mógł sobie pozwolić na wzięcie ze sobą większej armii i zostawić podbite już tereny bez ochrony.
Dziękował swej dalekowzroczności, że kazał wykopać sieć tuneli pod Słowacją, mógł dzięki temu przemieszczać swe oddziały bez zwracania na nie uwagi.
Pamiętał, jak jeszcze kilka miesięcy temu wylądował na tym dziwnym świecie. Na szczęście odpowiednia lokacja jego podziemnej fortecy i jego własny, genialny "program rozrodczy armii" - jak go sam nazywał, pozwoliły mu na osiągnięcie całkiem niezłej potęgi militarnej w przeciągu kilku miesięcy. Żałował jednak, że jest tu tylko jego gwardia przyboczna i niewielki oddział, lecz to powinno wystarczyć na zgniecenie tego nekromanty. Zwłaszcza, że posiłki już nadciągały.
Zaklęcie ukrywające nieumarlaków rozwiało się, ale i tak nie było ono przeszkodą dla wyczulonych zmysłów magicznych Deemera.
Chciało mu się śmiać – sam wielki Sandro wyściubił własny nos ze swej kryjówki i zaryzykował własną skórę by wygrać bitwę ze zwykłymi ludzikami. Te porównania jeszcze bardziej go rozbawiły, lecz zaraz spoważniał – A teraz pozna smak porażki, z ręki kogoś lepszego od siebie!
Mimo wszystko wiedział, że ten lisz jest zdolny do wszystkiego, by odnieść zwycięstwo – w każdym razie nie należy go lekceważyć. A może zlikwidować go od razu?
Wyszukał prędko swój cel – tam, za wzgórzem po lewej, zaraz będzie miał bliskie spotkanie z meteorem – uśmiechnął się koncentrując moc.

Nagle padł na niego cień. Instynktownie i bez zastanowienia zeskoczył ze swego podwyższenia, potknął się i potoczył się chwilę po ziemi. Tam, gdzie przed chwilą stał, zatrzasnęły się masywne kościane szczęki.
Wstał obolały i przeklinając pod nosem dał rozkaz Złym Oczom by rozpoczęły ostrzał Kościanych Smoków, krążących nad nimi. Przeklinał jeszcze bardziej, że nie zauważył ich, jak wzlatywały - czyżby Sandro maczał w tym palce i oszukał go?
Słońce już prawie zaszło. Promienie co chwila rozświetliły nieboskłon.
– Cholera, są dość szybkie jak na kupę kości, niewiele promieni w ogóle trafiło w cel. – stwierdził Deemer przeklinając jeszcze bardziej. Nagle wielka zielona kula uderzyła tam, gdzie znajdował się jego oddział Złych Oczu, zabijając je na miejscu.
Szlag – pomyślał, a następnie krzyknął – Trująca Chmura!
Miał nadzieję, że to uchroni resztę jego wojowników przez nawdychaniem się tego paskudztwa, po czym również sam zatkał sobie nos. Popatrzył na źródło tego zaklęcia, po czym zamarł w przerażeniu – Drakolisz! Nie sądził, że te mityczne stwory w ogóle istnieją, a przynajmniej, że ten przeklęty nekros będzie je miał przy sobie. Lecz zaraz się opanował, a na jego pysku zagościł uśmiech. Wielki, lekko sadystyczny uśmiech i zacytował zasłyszane skądś hasło – Przybyła kawaleria!


KathrinPrzed literką "i" nie dajemy przecinka. Za dużo "że":) Generalnie radzę zrezygnować z nagromadzenia tak wielkiej ilości zdań wielokrotnie złożonych. Przykładowo zdanie - "Dziękował swej dalekowzroczności, że kazał wykopać sieć tuneli pod Słowacją, mógł dzięki temu przemieszczać swe oddziały bez zwracania na nie uwagi" - podzieliłabym na dwa (kropka przed mógł). Takich zdań wyłapałam kilka. Po prostu zbyt "gęsta" narracja męczy czytelnika i spowalnia akcję. Jeśli dałeś wtrącenie z myślnikiem ("jak go sam nazywał"), dałabym drugi myślnik zamiast przecinka. Powtórzenia "własny nos", "własna skóra", "przeklinając", "przeklinał" (to już niżej w tekście), przed "by" przecinek aż się prosi:); "potknął się i potoczył się chwilę po ziemi" brzmi jakoś komicznie, zwłaszcza to podwójne "się" (może "upadł" zamiast "potknął się"?). Największym mankamentem tego fragmentu jest jego mały dramatyzm. Myślę, że zawinił tu Twój zbyt kwiecisty - jak dla mnie - styl. Fabularnie też niewiele się wydarzyło.
To już moje ostatnie czepiactwo odnośnie Twych postów - obiecuję:)
BTW nie rozumiem dlaczego nie ma być ramek? Nie potrafię wstawić samego "koloru"; jakby co proszę o powtórne korki:) I jeszcze nie wiedzieć czemu jakoś idiotycznie mi się wstawia cudzysłów:)



MCaleb PW
5 lutego 2008, 00:21
Widzę, że przez rok naprawdę dużo komentarzy się zebrało. Pozwólcie teraz, że zanim przejdę do kolejnej części, odpowiem na nie.



Dwa wielkie, ciemne kształty wyleciały z ogromną prędkością z jaskini. Po chwili nad głowami walczących pojawiły się jęzory ognia, pochodzące ze smoczych gardzieli. Rozjaśniały one pole bitwy krótkimi rozbłyskami. Tu i ówdzie upadały nadtopione gadzie szkielety. Oczywiście i druga strona nie obyła się bez strat - jeden czarny smok spadł z niebios z rozszarpaną szyją. Zrobił to na tyły armii nieumarłych, wzbijając swym upadkiem tumany kurzu. Natychmiast wokół zaroiło się od szkieletów, które dobijały dogorywającego potwora.
W tym czasie trzy kolejne smoki wypadły z ciemności, prosto na pozycje nekromanty. Napalm, rozbryzgiwany przez Czerwone Smoki celujące w lisze, palił wszystko na swej drodze. Dym stawał się tak gęsty, że Sandro nie mógł dostrzec aktualnego rozwoju bitwy. Zdążył tylko zauważyć, że zombie przebiły się przez falangę minotaurów, rozbijając ich formację na dwie części i zaatakowały Meduzy. Po chwili w tamto miejsce spadł kolejny kościec. Nosferaci natomiast gdzieś pierzchnęli. Jedynie dwie dziesiątki z nich dobijały resztę Złych Oczu. Duchów nigdzie nie było widać. Bitwa na ziemi zdawała się być przesądzona.
Natomiast na niebie sytuacja nie wyglądała tak różowo. Po stronie Nekromanty walczył już tylko Drakolisz z poważnymi ubytkami w kośćcu oraz dwa nadpalone Kościane Smoki. Czarny Smok poleciał w górę, natomiast czerwone rozdzieliły się i zaatakowały osobno kościanych. Pierwszy kościak sczepił się z Czerwonym i zacisnął swoje szczęki na jego pysku, uniemożliwiając mu plunięcie ogniem. Drugi nie miał tyle szczęścia i ogień przyczepił mu się do skrzydeł. W oczach Czerwonego widać było triumf, lecz nieumarły smok w ostatniej chwili złapał go za gardziel i pociągnął swym ciężarem i resztkami mrocznej energii w kierunku ziemi. Oboje trafili w sam środek walki szkieletów z troglodytami, siejąc dodatkowy zamęt w szeregach obu stron, rozrzucając kości i bryzgi troglodyciej posoki po całym polu walki.
Ostatni Czerwony zaatakował frontalnie Drakolisza. Gdy był już bardzo blisko, ten rzucił trującą chmurę, którą żywy smok niefortunnie wciągnął. Czerwony meteor bezwładnie opadł na pozycje liszy. Nagle czarna błyskawica spadła na Drakolisza.
Sandro wiedział, że to nie przelewki, a nie było sensu narażać się na porażkę. Rzucił jeszcze kilka klątw w przybliżoną pozycję wrogich szeregów i zaczął inkantację zaklęcia przeniesienia. Jeżeli dobrze pójdzie, to uda mu się też zachować część swej armii.
Wielki kształt, lecący z zawrotną prędkością i migający to czernią, to bielą, leciał prosto na Nekromantę. Gdy już miał w niego uderzyć, z kościstych palców Sandra pojawiły się zielone węże oślepiającej energii. W mgnieniu oka Lisz wraz z nieumarłymi znajdującymi się w promieniu 200 metrów zniknęli, dotknięci splotami energii.
Czarny kształt gruchnął o ziemię.

Martin14m PW
8 lutego 2008, 09:33
Tak, tak... Wg mnie, dzienniki były super, ale tamte historyjki nudne. Od akcji lepszy jest humor i ja bym na niego postawił.

Eniphoenix PW
14 kwietnia 2009, 13:32
Dziwię się, że nikt tego nie komentuje.Przecież to świetne teksty!Podobały mi się dzienniki, ale jeszcze bardziej opowiadania o Sandro i Deemerze.Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś coś napiszesz.

dambibi PW
15 kwietnia 2009, 01:02
MCaleb, 2 miesiące temu minął rok, więc może dałbyś nam następną część :).
A nikt nie komentował bo wszyscy popluli monitory i nic nie było widać na nich ;p.

Dawaj dzienniki!
temat: [Proza] Heroes of Polska

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel