Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2 - 3 ... 9 - 10 - 11 ... 17 - 18 - 19

Bychu PW
6 grudnia 2016, 15:29
Kompetencja. To słowo pasowała do maga najlepiej. Dwoma czy trzema czarami zrobił bardzo dużo. Minotaury trafiły balistą, feniks dostawał kolejnymi strzałami. Wygrana? Nie, jeszcze nie. To byłoby zbyt łatwe. Feniks musiał się jeszcze bronić. Przyzwał nieumarłych. Złość? Brak motywacji do dalszej walki? Strach? Te uczucia zdecydowanie nie towarzyszyły Diuckowi. Prędzej myśl, że w końcu może skopać jakiś zadek. Słyszał wiele opowieści, jeszcze gdy siedział u siebie na wsi, jak to pijaczki pokonywały trupy. Większość była zmyślona i przesadzona, ale jednak i w nich musiało tkwić ziarno prawdy. Golas wziął łańcuch z jednej z balist i miecz do rąk. Łańcuch był nieco cięższy i grubszy od tego, do którego przywykł Diuck, ale po chwili wyczucia także nadawał się do walki. Jak walczyć z nieumarłymi? Szybko i skutecznie. To było pewne. Z wiejskich opowieści pamiętał, że ponoć najlepiej celować w głowy. Nie wiedział ile w tym prawdy, ale skoro pijaczki tak mówiły, to tak musiało być. Często mieli rację w sprawach, na których nie mieli prawa się znać.
- Pozbawiać ich głów! - krzyknął, po czym ruszył do boju. Wszystko już teraz było w jego rękach. Łańcuch i miecz. To byli teraz jego najlepsi przyjaciele. To na nich musiał polegać. Starał się nie dać trafić. Był w swoim żywiole. Zdecydowanie.

Nicolai PW
6 grudnia 2016, 21:14
NicolaiNicolaiPrzyspieszamy tempo Irhakowi



- Cepcja? - Spytał podchmielony gnoll. - No na partrze, a gzie mjałaby być?
- A to kolega nie był w ambasadzie dzisiaj? - Spytał drugi ze stajennych. - Biblioteka na którymś z pięter, drugie albo trzecie, zajmuje całe, więc nie sposób przegapić. Acz wątpię, by tam Escano z nimi wywędrował.


===


- Mnie się nie chce... - Powiedział Jacek.
- Bo Ty nie grasz talią Sanktuarium, a ja tak… idziemy! - Stwierdził Placek. - Może znajdę kartę Ambasadora Regena. Jego Krasomówstwo jest pyszne.
- Ot lepszy Honor z inną nazwą… wielkie mi co. - Jacek wzruszył ramionami.
- Niby tak, ale jakie kombo tworzy ta karta z Bobo. - Odparł Placek.
- Czcigodny Ochroniarz? Wchodzi na miejsce Regena jeśli jego karta zostanie zniszczona? Przyznaję, to jest mocne… dobra, idziemy! - Stwierdził Jacek.
- A wiecie, że jest też druga karta Regena? Dyplomata Regen. - Gnoll żywnie zaciekawił dwójkę młodzików. - Osłabia atak i odwet przeciwnika, w końcu dyplomata. No i jest kartą Regena, więc Czcigodny Ochroniarz też na nim działa. - Placek zrobił wielkie oczy i zaczął wręcz biec do ambasady.


===


Weszli do środka, za blatem recepcji drzemał skośnooki hashimijczyk. Co Placek wykorzystał, by prześlizgnąć się na górę w poszukiwaniu fantów. Jednak Merran i Jacek potrzebowali przytomnego grubaska, wiec go obudzili.
- Co jest? Co jest? Chrr… ja nie śpię! - Nagła pobudka go wystraszyła, ale szybko doszedł do siebie. - Recepcjonista Haruki, do usług.
- Potrzebujemy książek tego pacana. - Powiedział Jacek. - I skrzynki.
- Książki? Skrzynki? Ach tak… Gustaff zostawił. - Haruki zaczął wydawać.
- On ma na imię Escano! - Wrzasnął Jacek. - I daj nam sake!
- Sake? A nie jesteś aby niepełnoletni? - Spytał recepcjonista?
- A nie powinieneś aby być przytomny w pracy? - Riposta Jacka zbiła Harukiego z tropu. Jedyne co mógł zrobić to głupio się zaśmiać i dać wino ryżowe. Jacek obłapił butelkę i zaczął iść do wyjścia, ale sobie przypomniał o bracie. - Kurde, ten gamoń się zgubił… dobra, masz flaszkę, idź do Mamci, a ja poszukam tego pustaka. - Wręczył sake Merranowi i sam poszedł w kierunku schodów.
- A Ty gdzie? - Spytał Haruki.
- Idę po mojego brata, zgubił się szukając łazienki. - Jacek skłamał bez chwili namysłu. Niestety długo nie wracali i Merran stanął przed wyborem, pójść po nich czy zignorować ich i pójść do Mamci.


NicolaiNicolaiBych bije, Felek dobija



To ile może dokonać sprawny wojownik przy pomocy kompetentnego maga jest wręcz zatrważające. Szybkie ataki w głowę zarządządzone przez Diucka w połączeniu z czarem Braku Litości dla Słabych szybko przetrzebił szeregi upiorów Feniksa.


Acz swoją cegiełkę tutaj miał Sianosiej, jego szaleńcza szarża na grzbiecie centaura, w sam środek ich formacji, był równie odważny, co głupi. Ze skutecznością może było już gorzej, ale duet skutecznie ściągnął na siebie uwagę ożywieńców, dając reszcie nowe możliwości. Garkh i Diuck mieli chwilę podczas której nie musieli przejmować się atakami z którejkolwiek ze stron. Oczywiście nie za długą, bo weteran nie będzie się bił w nieskończoność, ale powinno wystarczyć na wykorzystanie okazji.

GarettGarettBelegor i stary koksu



Inkub uniósł brew słysząc odpowiedź Shiro i powoli ściągnął hełm.
-Dzieciaku... czy ja ci wyglądam na kogoś, kto lubi głupie żarty? - mruknął poważnym tonem spaczony Ashanti i… niespodziewanie rzucił za siebie swój hełm, trafiając wprost w posąg Elratha, któremu od siły uderzenia odpadła głowa. Demon może i wyglądał niepozornie, ale krzepę to miał więcej niż niezłą. Widząc co narobił starzec zagwizdał. - No nieźle, prosto w łeb tego złotego kurczaka z przerostem ego. Czyli, że nie wyszedłem z formy!
Podstarzały demon zaczął się śmiać do tego stopnia, że aż się zakrztusił (zapewne wina zaawansowanego wieku), a podczas kasłania wypadło mu lewe oko.
-Szlaaag, zawsze zapomina, że jest sztuczne.... - inkub oderwał kawałek szarfy zawiniętej wokół pasa i obwiązał nim sobie oczodół. - Tia, Pustka, rozumiecie? Nawet demony nie zregenerują części ciała pożartych przez Pustkę. Straszna szkoda, wielu Maniaków popełniło przez to samobójstwo po Zapomnianych Wojnach… Aczkolwiek to Maniaki, więc takie zachowanie jest dla nich tak jakby normalne… Na czym to ja? Ach, pamiętam: “Dziecko, czy ja ci wyglądam na kogoś, kto lubi głupie żarty?!” No cóż… Odpowiedź brzmi TAK!!! Gratulację, wygrywasz miesięczne wakacje w Sheoghu dla całej rodziny! ...A nie, zaraz, przecież ja zostałem wygnany z Sheoghu i nie mogę już zapraszać przyjaciół… A tak bardzo chciałem was poczęstować lawową zupką mamusi!
Demon ewidentnie był niespełna rozumu - raz udawał śmiertelnie poważnego, by potem śmiać się ze sobie tylko znanych dowcipów lub płakać nad jakimiś pomniejszymi wspomnieniami.


-Abarai, lepiej stąd uciekaj i nie pozwól nikomu wejść do Panteonu. Ten inkub może i wygląda jak zniedołężniały starzec, ale ma wielką moc. Pewnie sam Ur-Jubaal go niegdyś nią obdarował… Użyję całej swojej mocy, aby nie wypuścić stąd tego szaleńca - wyszeptał Mukao.
-Słyszałem to.
Inkub momentalnie spoważniał i spojrzał na Bezimiennego jak na nic niewartą pchłę. Mukao złożył swe cztery ręce w magiczną pieczęć, z której wyleciał olbrzymi cień w kształcie kitsune. Paszcza cienistego lisa wykrzywiła się groźnie i pomknęła ku demonowi by połknąć go żywcem. Wydawałoby się, iż starzec nie ma gdzie uciec i jego los jest już policzony, gdy… niespodziewanie znalazł się za plecami Mędrca. Demon złapał głowę Bezimiennego w swe sękate łapska i szybkim ruchem skręcił mu kark, a następnie kopnął ciało posyłając je na ziemię.
-Leżeć kundlu! Może i jesteś Bezimiennym i taka rana cię nie zabije, ale z pewnością trochę sobie pocierpisz - mówił spaczony Ashanti kopiąc leżącego Mukao. - Skąd ci w ogóle ty tępa pało przyszło do łba, że jestem kochasiem Ur-Jubaala. Ja nie należę do nikogo, ani Władców Demonów, ani Kha-Beletha! Jestem Diavolo Niezwiązany, Czempion Przeznaczenia! - Dopiero po tym jakże patetycznym przedstawieniu się, inkub przypomniał sobie o istnieniu kogoś takiego jak Abarai. -Hmm, no i co ja mam z tobą zrobić dziecko… Hmm… Oho, Pustka je zgasiła, ale wciąż widzę żar… Próby Kustosza Pamięci jak mniemam? I jeśli dobrze liczę, to masz już sobą… - Diavolo zaczął liczyć na palcach - ...wszystkie poza jedną! Taak, to dobry pomysł… Posłuchaj dziecko, mam tu dla ciebie nie lada okazję: jeśli uda ci się mnie rozśmieszyć, to zaliczę ci próbę w imieniu Urgasha! Jakby tę niedorozwiniętą jaszczurkę obchodziło cokolwiek co mam do powiedzenia… - wyszeptał na koneic sam do siebie.

Irhak PW
6 grudnia 2016, 21:40
Merran czekał chwilę. Znacznie dłużej niż powinien. W końcu westchnął i rzucił do nagi:
- Smok czy reszka?
- Że co? - spytał skonfundowany naga.
- Po prostu wybierz - rzekł, wyciągając zwykłą monetę płatniczą. - Smok czy reszka?
- Smok.
Wędrowiec podrzucił i pozwolił swobodnie lecieć. Moneta dziwnym trafem miała wystarczającą siłę, aby wbić się w kontuar kantem.

No! To mi wiele pomogło, naprawdę wiele!

Merran miał nadzieję tym rzutem rozwiać swoje wątpliwości. Gdyby wypadł smok, poszedłby za ptaszkami, a gdyby reszka do babuszki. Ten rzut jednak wybitnie się nie udał. Nawet nie mógł wyciągnąć monety z kontuaru. Ten dzień zaczął się kiepsko, a skończył też nie najlepiej. Przynajmniej to nie była ta jego specjalna moneta.

Pochował książki i szkatułę po kieszeniach. Naga widząc jak te przedmioty znikają aż otworzył paszczę ze zdziwienia. Nie wierzył w to co widział. Wszystko się pomieściło po kieszeniach w ubraniu Merrana. Wyglądało to tak jakby były większe w środku.

- Dziękuję za zwrot moich rzeczy - rzekł z ukłonem. - Życzę spokojnej nocy.

Po wyjściu sprawdził tylko czy ma klucze. Mógłby oczywiście postarać się o dorobienie ich, ale z drugiej strony nie miał miękkiego materiał modelarskiego, aby zrobić odciski tych kluczy. Postanowił więc oddać je gnollom wraz z sake po drodze do Mamci. Mamci, z którą będzie się musiał rozmówić w sprawie jej oczu. Miał pewne podejrzenia. Co do ptaszków to Jacek sam chciał, by je zostawić za sobą. Nie miał wobec nich żadnych powinności.

Felag PW
6 grudnia 2016, 21:53
Na hordę nieumarłych zaszarżował najpierw Sianosiej ujeżdżając centaura. Jego uderzenie wywołało ferment i zagubienie w szeregach sługów feniksa. Odwróciło to ich uwagę od przygotowującego zaklęcie Garkha-Morphona. Kolejne, które mu wyszło z potężną siłą. Także naturysta, przewodzący okolicznej grupie stworzeń zaszarżował w kierunku zdezorientowanej hordy. Istoty Pustki padały jak muchy, zabijane przez ukręcenie karku lub pod wpływem zaklęcia. Ci którzy przeżyli atak, zgromadzili się wokół Sianosieja i centaura, którego dosiadał. Dało to możliwość działania nekromancie i rycerzowi - naturyście. Rycerz Elratha wyglądał, że powinien przetrwać atak nieumarłych.
Pierwsze co przyciągnęło uwagę Garkh-Morphona na pustym pobojowisku, był leżący i spętany Feniks Pustki.
Czas to zakończyć...
Nekromanta skierował się w kierunku ptaka. Szedł po polu usianym trupami i trupami trupów. Feniks był sparaliżowany Kajdanami Księżycowego Jedwabiu i nie atakował jego umysłu. Przynosiło to nekromancie swego rodzaju ulgę. Garkh postanowił go dobić. Zatrzymał się, gdy znalazł się od niego o ok. 20 stóp. Wyciągnął w jego stronę kostur. Skierował do niego resztę swojej mocy magicznej. Następnie nakreślił nim w powietrzu znak pająka, który następnie przylepił się szczelnie do torsu ptaka. Nekromanta poruszał bezgłośnie ustami, a pająk zaczął świecić się toksyczną zielenią. Z wokół zaczęły przypływać niematerialne duchy śmierci, w większości przezroczyste, trochę zakryte czernią. Zlatywały się w pobliże ptaka i wlatywały do niego poprzez pieczęć. [Pieczęć Śmierci]
Nekromanta obejrzał się. Zaklęcie powinno zadziałać i złamać jego wolę, zniszczyć go psychicznie. Ale przydałoby się jeszcze go dobić fizycznie. Dostrzegł w oddali znajomego naturystę.
- Ej, chodź tu... - krzyknął do niego poprzez zgiełk pola bitwy.

Bychu PW
7 grudnia 2016, 16:27
Centaur wbiegł. Stratował pierwszego nieumarłego. Gęsta, czerwona krew trysnęła z rozgniecionej kopytem czaszki. Weteran nabił kolejnego trupa na swój oręż i podniósł go do góry, po czym zrzucił. Diuck ruszył za nimi. Goły i wesoły przyciągnął do siebie trupa łańcuchem. Trzymał go za rękę, pociągnął za łańcuch tak, aby ten zbliżył się do niego, po czym nadział go na swój miecz. Wbił się prosto w brzuch. Pociągnął do góry, wnętrzności wylały się, ale trup dalej nie-żył. Dobiło go zaklęcie maga. Ruszył dalej. Kolejny trup został przyciągnięty, tym razem za nogę i po ziemi. Nagi Kurt wbił mu miecz prosto w oko. Nie widział, jak kolejny trup zbliża się za jego plecami. Ten dostał bełtem. Diuck poczuł na plecach kawałki mózgu. Obrócił się. Miał ochotę rzygnąć, ale wytrzymał. Sianiosiej sam wybijał kolejnych wrogów. Tych, którzy próbowali jeszcze coś zrobić nie mając nóg czy rąk szybko na ziemi deptał centaur.
Kolejne dwa trupy padły za sprawą zaklęcia. Diuck obrócił się widząc, że ostrzał jest skuteczny, a feniks coraz bardziej bezbronny.
- Strzelać w feniksa z balisty! A jak nie, to balistą! - krzyknął.
Dwa kolejne trupy, idące jeden za drugim położył jednym cięciem na wysokości szyi. Znów dostał krwią, tym razem na twarz. Przetarł oczy. Jego walka była jak taniec. Płynna i zgrabna. Mało było w niej przypadku, każdy ruch był pewny i szybki. Sianiosiej uciął kolejną głowę, którą jego wierzchowiec kopnął w stronę feniksa. Nie-żywy mur broniący ptaszyska był już niewielki. Wybicie pozostałych istot było tylko kwestią kilku ruchów mieczem. I został już tylko on. Nawet Maciek znalazł sobie zajęcie. Wbiegł w leżące na ziemi zwłoki, które najwyraźniej były jeszcze nie-żywe, po czym porwał uciętą, trzymającą się na skórze rękę. Głupi pies, ale pomógł!
Czas to skończyć. Myśl była prosta, trzeba było ją wcielić w życie. Głęboki oddech. Chwila skupienia.
- Szykować balistę i bełty na jedną salwę - rozkazał, po czym pobiegł do maga, który najwyraźniej coś od niego chciał.

Belegor PW
7 grudnia 2016, 19:05
//Shiro? - Really NigGa(rret)?//

Abarai był zaskoczony reakcją demona. Przez chwilę myślał, że skończy jak posąg Elratha. Jednak paranoiczny śmiech starca, sztuczne oko i gadka o zupie mamusi zbiła go kompletnie z tropu:
~Co jest?! Jeśli to kolejna iluzja Mukao, to on ma naprawdę dziwne poczucie demonu? Demony mają matki? A nie odradzają się po śmierci w postaci impa? Nic już nie rozumiem...~
Mukao jednak poważnie traktował potencjalne zagrożenie. Rozkazał mu nawet uciekać i nie dopuścić do Panteonu. Naga miała zamiar odmówić, gdy nagle za plecami mistrza znalazł się demon i skręcił mu kark. Abarai tylko patrzył skonfundowany jak jego mistrz poleciał kilka metrów dalej i leżał z przekręconą głową. Na dodatek demon uznał, że Mukao się spokojnie wyliże. Dla Ronina taki atak to byłaby śmierć na miejscu.
Abarai wiedział, że nie ma szans w walce z tak niebezpiecznym i nieprzewidywalnym przeciwnikiem. Ucieczka też nie wchodziła w rachubę. Gdy jednak usłyszał, że ma szansę przejść próbę Urgasha jeśli rośmieszy Daviola postanowił wykorzystać:
~Może kupię czas Mukao do rzucenia jakiegoś potężnego zaklęcia by go powalić? Mistrzu trzymaj się~
Naga schowała miecz i odpowiedziała:
- Witaj Diavolo Niezwiązany, Czempionie Przeznaczenia. Jestem Abarai i spróbuję swego szczścia, rozśmieszając Cię.
~No to wpadłem, niech mi Fortuna lekką będzie~

Naga westchnęła i zaczęła grzebać w pamięci w poszukiwaniu jakichś zasłyszanych kawałów:

Wiesz czemu duch chce trafić na drugą stronę rzeki?
- Bo chce przejść na drugą stronę!

Czemu banshee nie zaprosili na wesele?
- Bo nie była Duszą Towarzystwa!

Czemu w Irollan jest najwięcej dziur w ziemi?
- Bowiem elfy kochają Ziemię!

Ile elfów potrzeba do zrobienia driady?
- Dwóch! Jeden grucha, drugi w drzewo!

Krasnoludy przychodzą do Arkatha:
- Arkath, wybuduj nam basen!
-Nie!
- Arkath, wybuduj nam basen!
-Nie!
- Oj Arkath, nie bądź Elrath!
-No dobra!
No i Arkath wybudował krasnoludom basen, ale napełnił go wrzącą lawą. Krasnoludy wskakują do basenu i po chwili krzyczą:
- Arkath, ROZPUSZCZASZ nas!

Idzie biskup leśną drogą i nagle coś w krzakach przed nim szeleści. Klecha klęczy i modli się:
- Oj Wielmożny Elrathie, spraw aby to zwierzę w Ciebie wierzyło.
Nagle z krzaków wyskakuje Gryf i....klęczy przed biskupem i z łapami w górze mówi:
- Elrathie, pobłogosław posiłek, który zaraz spożyje.

Wiesz czemu kapłani Elratha tak chętnie głoszą go?
- Wystarczy przywołać ajglają i CHWAŁA sama im rośnie!

Abarai zatrzymał się by złapać powietrza, po czym jeśli demon nie zaczął się śmiać Abarai westchnął ciężko:
~Smoczy bogowie, wybczcie mi to co zaraz powiem. Tak naprawdę nigdy tego nie miałem na myśli~

Jak się zachował Ylath, na wieść że Elrath zabrał mu wyznawców?
- oBURZYł się!

Czemu Malassa ukrywa się w cieniu?
- Bo powiedziała Elrathowi, że głupota Najjaśniej ŚWIECI!

Czemu Sylanna nie lata jak reszta smoków?
- Bo przytyła!

Która Smoczyca jest najatrakcyjniejsza?
- Shallasa, bo jest mokra 24 godzina na dobę!

Który Smok miał największe jaja?
- Urgash! Zastał Ashę samotną, zostawił dzieciatą!

Która kobieta rzuciła największego focha?
- Sama Asha - bowiem do dziś jeszcze nie zeszła z Księżyca!

Czemu każdy boi się Pustki?
- Bo Pustka nie ma NIC do stracenia!

Czemu Aniołowie mieszkali w latających miastach?
- Bo głupota jest lekka jak piórko!

Każda rasa ma imiona dla każdej osoby poza bezimiennymi, dlaczego?
- Bo sami nie wiedzą który z nich jest chłopcem, a który dziewczynką!

Ile krasnoludów potrzeba do zapalenia pochodni?
- Siedmiu! Jeden do zapalenia, sześciu do zrobienia drabiny.

Każda z ras inaczej nazywa swoją męskość. U krasnoludów jest to gwizdek, u elfów flecik, u ludzi obój, u bezimiennych fagot, u aniołów puzon, a u orków i demonów róg. A jak się nazywa męskość u nag?
- TUUUUUUUBA!

Jak się nazywa krowa bez nóg?
- NAGA-MUU!

A co można powiedzieć o takiej krowie?
- Że jest UZIEMIONA!

Jaki jest najwolniejszy sposób poruszania się w Thallanie? Krokami
- Co krok to STOP!

Jeśli i to nie rozśmieszyło Diavola, Abarai westchnął ciężko i powiedział:

Z humorem, jest jak z nogami
- Nie każdy je ma!

Jeśli i to nie poskutkowało, naga odrzekła rozpaczona:
- Moje żarty są jak moje szczęście....Za mało w nie zainwestowałem.

Naga czekała na reakcję demona. Jeśli Mukao nie zdążył niczego przygotować lub uciec Abarai był zmuszony do walki z Diavolem. Wyjął drugi miecz, gotowy ruszyć na demona, gdy ten choć ruszy kosturem.

Nicolai PW
7 grudnia 2016, 19:07
NicolaiNicolaiBychu, Felek i JoJo



Weteran pokiwał głową w geście uznania dla odwagi nudysty i sam zintensyfikował swoje wysiłki, by nie być gorszym od młodzika, bo może i Sianosiej był stary, ale za to jaki jary. Niestety przypadło za to zapłacić Sebakhowi. Niedoświadczony centaur nie wypracował w sobie jeszcze zwinności niezbędnej do kłusowania przez formację wroga. Dlatego też noga w końcu mu się podwinęła. Potknął się o jedno z trucheł i położył się jak długi, a Sianosiej wraz z nim. Oczywiście weteran od razu zebrał się i kontynuował swój taniec z ogromnym mieczem, ale centaur nie był taki krzepki, nie dał rady wygramolić się spod nawału upiorów. Wprawdzie sianosiej momentalnie rzucił się mu do pomocy i kosił ożywience jak łany zboża, ale było już za późno, Sebakh poległ, a wraz z nim pamięć o nim przeżarta przez Pustkę.


Niewiele brakowałoby, a jego los podzieliłby Diuck, do którego zakradły się bezszelestnie zakradały się krasnoludy napędzone nicością. Jednak w ostatniej chwili uratował go niespodziewany sojusznik, Appa. Ciężko było powiedzieć czy latającego bizona przekonał urok osobisty Kurta czy może po prostu bydle się nudziło, ale fakt faktem, pomogło mu, a następnie uniosło potężnym pyskiem i podrzuciło do góry tak, by wylądował na jego grzbiecie i z niego bił ożywience.


Niestety w finale walki, Smoki nie były tak łaskawe dla Nekromanty. Jego własna mana się skończyła, a z tej pożyczonej zostały mu się tylko opary i znikąd pomocy. Nie było szans, by nałożył na Feniksa Pieczęć Śmierci, acz może nie było takiej potrzeby, może salwa zarządzona przez Kurta wystarczy? Tylko czy zdążą go zabić nim słabnące Kajdany puszczą? Ptaszysko coraz bardziej się wierzgało i wyglądało na to, że razy z łuków, kuszy i balist nie dadzą go zabić nim się oswobodzi.


I co wtedy? Taktyka się kończy, wojownicy i mana tak samo. Kto im pomoże? Lecz co to? Ptak? Wiwerna? Nie, to wojownik na pegazie. Wylądował na skraju placu, uśmiechnął się szczerze i pokrzepiająco.
- Nie lękajcie się, albowiem macie mnie! - Wykrzyknął i wszyscy zrozumieli kim on jest. To sam Dio Morgan we własnej osobie. Freudmund uświadomiwszy sobie kogo spotkał aż zemdlał, a koboldy i krasnoludy jak jeden mąż zaniemówiły. Tylko Qai’m był gadatliwy jak zawsze.
- A tam nie powinno być, że przybyłeś? - Rakszasa spytał z rozbrajającą szczerością.
- Powinno, ale tak to się rymuje. Tak jest lepiej. No nic… lecimy z odsieczą JoJo. - Morgan poklepał swojego wierzchowca i już mieli ruszyć, ale jednak nie zrobili tego. - Zaraz, tutaj żadna odsiecz nie jest potrzebna. - Stwierdził i postanowił stać na uboczu i patrzeć jak sobie młode pokolenie radzi.


A radziło sobie nad wyraz dobrze, aż do momentu małego zgrzytu jakim było wyswobodzenie się ptaszyska. Jednak nie było jej dane długo nacieszyć się wolnością, bo Sianosiej widząc to wziął potężny zamach i cisnął w Feniksa swoim ogromnym mieczem, który wbił mu się w oko aż po rękojeść. Bestia zaskrzeczała i padła na ziemię, a wraz z nią wszystkie ożywieńce napędzane jego mocą.


Jednak jak to mawiało shanrijskie przysłowie na koniec muszą być fajerwerki. Truchło zaczęło się świecić, syczeć i puchnąć.
- To był drugi raz, prawda? - Spytał Morgan. - Prawda? - Milczenie Qai’ma było wymowne. Rycerz bodnął JoJo ostrogami i zaczął jechać w kierunku Feniksa. Pochwycił bełt od balisty i przygotowywał się do wymierzenia nim w potwora kiedy tylko się odrodzi. Tylko najpierw było trzeba przeżyć eksplozję. Właśnie, eksplozję. Ktoś brał ją pod uwagę? Potężna fala nicości buchnęła rozrzucając wszystko i wszystkich po całej okolicy.


Najbardziej oberwało się Garkhowi, który był najbliżej. Po tym wszystkim zaczął sobie powtarzać historie z dzieciństwa i lat młodzieńczych. Je niby pamiętał. Dorosłość i czasy nekromanckie niby też. Pustka nie zabrała mu tożsamości, ale z jakiegoś powodu czuł się inaczej, obco. Nim tumany kurzu na dobre opadły drużyna mogła zobaczyć jak Dio zatrzymał rumaka, a bełt wbił w ziemię. Na zrozumienie czemu należało poczekać jeszcze chwilę aż mgła wojna się rozpłynie. Jak się okazało, Feniks nie odrodził się. Jednak w kraterze po wybuchu coś było, coś co wyglądało jak jajo zbudowane z mgławicy.
- Ja chyba wiem co się stało... - Stwierdził Qai’m.


Dio zsiadł z JoJo, zdjął pelerynę i podszedł do Yeshtar.
- Niech się dama zasłoni. - Powiedział odsłaniając zwrok.
- Oj tam od razu dama... - Powiedziała zalotnie. - Poza tym ja swoje ubrania mam. - Pokazała na stosik eleganckich ubrań z pajęczego jedwabiu.
- Jak tak to tak... - Powiedział Dio podchodząc do Appy. Wyciągnął spod niej Kurta, który wylądował pod nią po tym jak wybuch przewrócił latającego bizona. Był nagi, brudny i śmierdzący, ale cały i zdrowy.
- Masz, zakryj się… kobiety tu są. - Rzucił mu swoją pelerynę. - A tak poza tym to masz potencjał… kto wie, kto wie… może rozważę uczynienie Cię, a co mi tam, kandydatem na mojego giermka. - Powiedział z uśmiechem. - A Ty Panie Trędowaty, Pan też ma potencjał… ale te liszaje radziłbym skonsultować z Westami w Listmoor. - Mrugnął okiem do Morphona na znak, że wie iż jest nieumarłym, ale nie będzie zdradzać jego tajemnicy. - A Ty Panie Weteran... przypominacie mi mego ojca. Chylę czoła w uznaniu.
- Stać, jeszcze raz! Trzeba to powtórzyć… przegapiłem najlepszy moment! - Zola właśnie odzyskał przytomość i był bardzo niezadowolony, że już po wszystkim.

NicolaiNicolaiIrhacz, opieprz i skrzynka


- Jak to zostawiłeś ich w ambasadzie!? - Starucha ryknęła i uderzyła pięścią w ścianę skrytki. - Ty tępa dzido! - Mamcia zaczęła sapać i syczeć ze złości. Wtedy do środka weszła zaginiona dwójka.
- Mamcia nie wrzeszczy na cymbała... - Powiedział Placek.
- Nie jego wina, że jest cymbałem. - Dodał Jacek.
- Milczeć Wy małe gnidy! A won mi stąd! - Tupnęła nogą i bracia w podskokach opuścili piwniczkę. - A Ty... - Stuknęła Merrana palcem wskazującym. - A Ty zacznij się przydawać albo odstawimy Cię skutego pod wycieraczkę Farkasa. - Mamcia milczała przez chwilę, by dać zaklinaczowi chwilę na przemyślenie sytuacji. Dzięki chwili bez jej wrzasków usłyszał coś co wcześniej nie dotarło do jego uszu, jakiś ruch, jakby stukanie w tajemniczej skrzynce. - Całe szczęście mam coś dla Ciebie. Chyba nawet Ci się spodoba, bo dotyka to Farkasa. Ptaszki mi doniosły, że Prefekt posłał ludzi do Ranaaru, by sprowadziły mu jakiegoś czarnoksiężnika... przechwycisz go. - Po tych słowach ton Mamci momentalnie się zmienił. Znowu zaczęła zgrywać dobrotliwą starowinkę. - A teraz drogi dzyndzelku, Mamcia pójdzie na górę pozałatwiać sprawy, a pyzatek przemyśli czy chce Mamci pomóc w jej sprawce... - Wyczochrała włosy Merrana, a potem poszła na górę. Zaklinacz został sam, a stukot z kufra nie ustawał, a wręcz przeciwnie. Stawał się coraz donośniejszy.

GarettGarettNiech ktoś zatrzyma tę karuzelę śmiechu!



Twarz Diavolo pozostała niewzruszona nawet po najbardziej obrazoburczych żartach Abaraia.
-No i co w tym śmiesznego? Każdy wie, że te przeklęte jaszczurki nie są warte funta kłaków. Panie, idź z tym akademickim humorem do Przeprawy Erridana, może tam się będą śmiać! - Inkub może i być bardzo stary, ale widocznie za jego czasów mieszkańcy Listmoor także sobie robili żarty z Przeprawy Erridana.


Mukao wciąż się nie ruszał, więc Ronin zrobił najgłupszą rzecz na jaką było go stać i ruszył na Diavolo. Starzec nawet nie próbował robić uniku, po prostu stał. Kyoshitzu wykonał cięcia obiema katami i… chybił, po Inkub w mgnieniu oka zniknął!
-Puk, puk - starzec niewiadomo jakim cudem znalazł się za plecami Abaria i zastukał palcami w jego głowę. - Kto tam? Twoja śmierć!
Kiedy Abarai się odwrócił, zobaczył pięść Diavolo lecącą ku jego twarzy. Zatrzymała się jednak w ostatniej chwili, a Inkub wybuchnął śmiechem.
-Żałuj, że nie widziałeś swojej miny! Jak w ogóle mogłeś uwierzyć, że zamierzam cię zabić?! Przecież nikt nie powiedziałby czegoś tak żałosnego jak “puk, puk. Kto tam? Twoja Śmierć!” przed zabiciem kogoś! Dawno się tak nie uśmiałem! - W akompaniamencie śmiechu Inkuba, z dziury z której wyszedł buchnął chaotyczny ogień, a razem z nim zapłonęły znów zgaszone wcześniej przez Pustkę ołtarze. Diavolo momentalnie stracił humor. -Szlag… Nikt cię nie pytał o zdanie, wiesz Urgash?! No dobra, dobra, dzieciaku, masz zaliczoną próbę. Niestety nie dostaniesz żadnego dyplomu, gdyż najwyraźniej egzaminującym cię Kustosz Pamięci jest aktualnie tak jakby nieprzytomny. No cóż, szkoda. A teraz przepraszam, bo muszę zrobić coś ważnego.


Spaczony Ashanti podszedł do dziury z której buchały chaotyczne płomienie Urgasha, ściągnął spodnie i zaczął na nie sikać, demonstrując swą pogardę dla Smoka Chaosu. W tym właśnie momencie za jego plecami zmaterializował się olbrzymi cień. To Mukao w swojej formie Beziminnego.
-Kustoszu, czyżbyś nigdy nie słyszał co się mówi o ludziach, którzy zachodzą od tyłu mężczyzn ze spuszczonymi spodniami? To jak, dasz mi się w spokoju odlać?
-Nie - powiedział śmiertelnie poważnie Mukao.
-No daj spokój, Kustoszu, przecież oboje wiemy jak to się skończy. Odwrócę się, rozwalę ci maskę tak jak Crag Hack Erobosowi, przy okazji oblewając cię moczem, a potem… - Inkub nagle zamarł, a Bezimienny razem z nim. -Też to poczułeś?
-Tak.
-Ach ci magowie, nigdy się nie nauczą… To co, puścisz mnie?
-Nie
-Chłopie, naprawdę nie chcę zabijać Kustosza Pamięci, więc powiedz mi co muszę zrobić żebyś mnie puścił? Ej, zaraz, wiem!
Diavolo znowu zniknął, a Abarai zaczął się razem z Mukao rozglądać po pomieszczeniu w poszukiwaniu Inkuba. Wreszcie zauważyli go stojącego obok ołtarza Sar-Elama i beztrosko wkładającego rękę do świętego płomienia.
-Widzicie? Staruszek Sar-Elam nic do mnie nie ma. To co, może powiecie mi wreszcie łaskawie który mamy rok?
-974 Rok Siódmego Smoka - mruknął niechętnie Mukao. Zdawało się jednak, iż Kustosz Pamięci był pod wrażenie, że Inkub nie ściągnął na siebie gniewu Sar-Elama.
Diavolo zagwizdał:
-No, no, czyli jednak Ślepaki mieli rację. Obudziłem się równiutko w czasie! No nic, robota wzywa! - Demon znowu zniknął i tym razem pojawił na schodach.
-Stój! Gdzie się niby wybierasz? - Krzyknął Mukao.
-Hę? Do Njorgerd… Mam tam pewne sprawy do załatwienia… Acz wpierw muszę zamoczyć, więc jak będzie czegoś ode mnie chcieli, to szukajcie w burdelach. No chyba, że będziecie chcieli się bić… Wtedy lepiej nie przychodźcie, mogę was zabić ze złości za to, że mi przerwaliście. Nawet pomimo tego, iż jeden z was jest Kustoszem Pamięci… Aha, jeszcze jedno: lepiej zatkajcie czymś tę dziurę! Na dole leżą zwłoki Arcydemona, którego dawno zaszlachtowałem. Wstać nie wstanie, ale jego aurę mogą wyczuć jacyś stuknięci kultyści, a naprawdę nie mam ochoty wysłuchiwać ich modłów… Pa!
Diavolo wyszedł z Panteonu radośnie pogwizdując, zostawiając za sobą zdezorientowanych wojowników.

NicolaiNicolaiKasting na nowego Nitja (kogo?)


Drekar udał się w miejsce niedawnej wojny gangów. Okolica brzydka jak w sumie wszędzie w Falais, ale ten punkt wyróżniało to, że, nawet jak na standardy Puszczy, znajdowało się tutaj wyjątkowo dużo trucheł. Acz tak to już bywa z potyczkami band, że po nich można dosłownie przebierać w zwłokach.

Byli dostępni nieboszczyki praktycznie wszelkich ras i płci. Ludzie, zwierzoludzie, nawet jakieś krasnoludy i orki, by się znalazły. Niestety dużo ciał równa się dużo szabrowników. Kiedy Drekar tu przyszedł, oni już tu byli i częstowali się mieszkami, co zuchwalsi wyrywali złote zęby i przymierzali buty.
- Sio hieny cmentarne, sio! - Kramarz krzyknął do gnolli i wypuścił w powietrze energię magiczną, która nie miała nic zrobić, tylko przestraszyć. To wystarczyło na jakiś czas. Kiedy Drekar został sam na sam z ciałami, wyciągnął butelczynę i wypuścił z niej zdezorientowaną zjawę. - Masz, wybierz sobie ciało.

Felag PW
7 grudnia 2016, 22:12
Losy się odwróciły... nagle nic nie szło po ich myśli.
Nudysta zarządził oddanie salwy w Feniksa, a następnie zaczął podbiegać do Garkha, w odpowiedzi na jego wołanie. W sumie nie było już potrzeby, skoro rozkazał ostrzelanie ptaka. Kiedy podchodził, spróbowały go zajść od tyłu martwo-puste krasnoludy. Nekromanta chciał go ostrzec:
- Uważaj... - rycerz nie zdążył się odwrócić. Miał jednak wielkie szczęście i nagle z boku wleciał w niego... latający bizon. Zapewne ratując mu życie. Inne sprawy jednak także nie szły najlepiej. Garkh-Morphon miał już niewiele many, co skutkowała niską jakością rzuconej pieczęci. Feniks jedynie lekko wierzgając rozerwał ją, a duchy rozpierzchły się wokół. Co gorsza, także Kajdany Księżycowego Jedwabiu powoli pękały. Garri nie miał już mocy magicznej, a więc był zapewne nieprzydatny. Poległo też już wielu wojowników. Jeśli pozwoliliby się ptakowi uwolnić, mogliby go już nie powstrzymać.
Wtem, coś zaświeciło nad horyzontem. Nekromanta wytężył wzrok... i dalej nic nie widział, ponieważ miał już oczy zużyte długiej ilości czytaniem książek i nie widział już tak dobrze jak kiedyś. Słuch miał jednak w dobrej formie, a więc gdy tajemniczy przybysz zakrzyknął:
- Nie lękajcie się, albowiem macie mnie! - od razu rozpoznał, że przybył sir Dio Morgan. Ten sam, którego spotkał wcześniej w Pękninie. Ten sam, któremu pomagał przy lordzie Penwiwernie i ten sam przy którym... zasnął.
Sir Dio!
Kiedy podleciał bliżej, nekromanta faktycznie go rozpoznał. Dosiadał pięknego, rosłego pegaza. Wyglądał na nim wspaniale. Kiedy się uśmiechnął, z jego zębów zabił dziwny blask.
Jego przybycie odmieniło całą sytuację. Pomimo że postanowił jedynie pozostać na uboczu, sama jego obecność dodała wszystkim nowej motywacji i siły do walki. Pociski balistyczne trafiały w Feniksa, który wyglądał coraz gorzej. Sianosiej ciął nieumarłych dookoła, jak żniwiarz ścina zboże w czasie zbiorów. Jednak i wtedy nadszedł moment kryzysu - Feniks uwolnił się z pułapki. Widząc to Sianosiej zamachnął się, i rzucił miecz w jego stronę. Ten atak ewidentnie ptaka zaskoczył i miecz trafił prosto w jego oko. Bestia głośno zaskrzeczała i padła z hukiem na ziemie. Razem z nią, upadły też wszystkie jego sługi. Udało się! Wygrali!
To jednak nie miał być jeszcze koniec. Trup zaczął się mienić blaskiem, który w zasadzie nie miał barwy. Ale nie miał tej barwy w bardzo intensywny sposób, że aż raził. Objawił się także dziwny syk.
- To był drugi raz, prawda? - Spytał sir Morgan. - Prawda? - Rycerz bodnął pegaza ostrogami i zaczął jechać w kierunku Feniksa. Pochwycił bełt od balisty i przygotowywał się do wymierzenia nim w potwora kiedy tylko się odrodzi.
Oślepiający błysk!
Kolejna przewrócona strona...
Fala uderzeniowa uderzyła w nekromantę z ogromną siłą i odepchnęła go na ok. 2 stopy w tył oraz przewróciła. Zaczął szybko przeszukiwać wspomnienia - niby wszystko się zgadzało. Nie znalazł w nich żadnych dziur logicznych. Pamiętał też o ostatnich wydarzeniach, a nawet o niektórych istotach zapomnianych przez innych. Ale czegoś mu brakowało. Niestety nie pamiętał czego, i to był problem z zapominaniem. Z drugiej strony jego organizm mógł się przyzwyczaić do ataków Pustki... może zadziała to jak swego rodzaju szczepionka i uodporni się na nią chociaż częściowo?
Wstał. Nowy Feniks nie powstał. Walka dobiegła końca.
Podszedł do niego sir Dio:
- Ty Panie Trędowaty, Pan też ma potencjał… ale te liszaje radziłbym skonsultować z Westami w Listmoor. - powiedział do niego i mrugnął porozumiewawczo okiem, na znak że pamięta go i wie że jest nieumarłym. Na szczęście nie zamierzał tego nikomu zdradzać. Nekromanta odczekał chwilę i kiedy sir Morgan zakończył rozmowę z Sianosiejem, sam podszedł do wyznawcy Elratha.
- Sianosieju... Powiedz mi proszę gdzie jest mój uczeń i dobytek? Załatwimy tu ostatnie sprawy i ruszamy w kierunku Listmoor.

Następnie podszedł do zapoznanego wcześniej rycerza - naturysty, teraz już okrytego płaszczem od sir Morgana.
- Przepraszam... bo w sumie walczyliśmy razem przeciw temu monstrum, a się jeszcze nie przedstawiłem. Jestem Garkh-Morphon. Jestem... magiem z Siedmiu Miast. - Nekromanta nie chiał zdradzać jeszcze swojej tożsamości. Wiedział, że nie wszyscy przepadają za kultystami Matki Ashy. - Ostatnio zaraziłem się trądem i podróżuję do Listmoor, gdyż tam podobno mogę się z niego wyleczyć. Nie znasz może najkrótszej drogi do tego pięknego miasta?

Belegor PW
8 grudnia 2016, 13:34
Abarai był zirytowany tym, że nie rozśmieszył demona nawet jednym żartem. Warknął:
- Hej! No wiesz, przez Ciebie naraziłem się wszystkim Smokom na raz! Chociaż trochę wdzięczności, co?

Naga parsknęła i wiedząc, że już nic nie zdziała w tym kierunku ruszył z ostrzami na inkuba. Wciąż liczył, że Mukao w porę się przebudzi. Demon stał jakby nic się nie miało stać. Zamachnął się swoimi ostrzami i zaatakował. Wykonał pełny atak....w powietrze! Abarai nie mół uwierzyć własnym oczom. Przecież nawet nie mrugnął, przysiągłby że ostrza już dotknęły jego skóry. Nagle poczuł, że ktoś lekko go puka w czaszkę. Usłyszał inkuba i widząc pędzącą pięść przeraził się.
~To tak ma wyglądać mój koniec? Z mielonym mięsem zamiast głowy?~
Wówczas zdarzyło się coś, czego chyba nawet ślepy brat by nie przewidział. Inkub zatrzymał pięść, a potem zaczął się turlać ze śmiechu. Nie wiedział jakim cudem, ale przeszedł próbę demona. Wszystkie świece zaczęły się świecić, a z dziury buchnął potężny ogień.

Reszta wydarzeń wyglądała jak scena z mało opłacalnego teatru kabuki, gdzie za dużo zainwestowali w stroje, a za mało w sztukę. Najpierw bezszczelne osikanie ołtarza upadłego smoka, potem obściskiwanie Mukao z Diavolem, by przez chwilę stanąć niczym wryci w miejscu, a potem gadka o jakichś magach. Następnie szczera gadka demona z bezimiennym, kiedy ten bawił się płomieniem Sar-Elama, a potem lekka gadka i pożegnanie, jakby walki w ogóle nie było. Abarai tylko patrzył zbity z tropu. Sam nie wiedział co się dzieje. Nawet uszczypnął się w policzek by sprawdzić czy nie śni. Kiedy inkub zniknął Abarai zapytał:
- Doobra....już sam nie wiem co się przed chwilą wydarzyło. Nic Ci nie jest mistrzu, może rozkręcić Ci ten kark?
Wówczas sobie przypomniał żart o bezimiennych i od razu zaczął przepraszać:
- Wybacz mi Mistrzu! Nie miałem tego na myśli. Na pewno wiecie który z Was jest chłopcem, a który dziewczynką. Przecież możecie sobie to wymacać....
Naga spojrzała na bezimiennego, a szczególnie na macki i dopiero teraz zrozumiał, co przed chwilą powiedział. Złapał się za głowę i znowu zaczął przepraszać. Potem odchrząknął i zapytał:
- Sądzisz, że ten demon mówił prawdę o tym Arcydemonie? Jak zapieczętujemy na nowo ten ołtarz? Zakopać raczej nie zakopiemy, nie mamy łopat.

Bychu PW
8 grudnia 2016, 14:49
Koniec. Można było odpocząć. Jednak byłoby to zbyt piękne, gdyby miało skończyć się zwykłym wybuchem. Oczywiście Diuck musiał skończyć pod latającym bawołem. No jakżeby inaczej? Chociaż, z dwojga złego lepiej tak, niż miałby zostać zabity przez wybuch. Spokój, duma i zmęczenie. Po całej akcji te uczucia zaczęły towarzyszyć wojownikowi. Nawet postać Dio nie wzbudziła w nim aż takiego zainteresowania, jakie wzbudziłby normalnie. Dopiero gdy podszedł podać mu płaszcz dotarło do niego, co się właśnie dzieje. Pomógł mu wstać.
- - Masz, zakryj się… kobiety tu są.
Kurt uśmiechnął się tylko, po czym wziął płaszcz i się nakrył.
- Gdybyś Pan wiedział, co ta kobieta przed zaciukaniem tego feniksa tu ze mną robiła... - powiedział. Dostał ofertę zostania kandydatem na giermka. Oferta praktycznie nie do odrzucanie. Ale czy aby na pewno? Czy Diuck chciał być giermkiem? Od czegoś co prawda trzeba zacząć, ale czy to nie jest za nisko? Niby to sam Dio, legenda. Odziany już golas popatrzył na niego. Legenda. To słowo nasunęło mu się od razu.
Ale może lepiej, aby niektóre legendy pozostały legendami? Głęboka myśl. Nadeszła jednak nieoczekiwana refleksja. Diuck, przestań pieprzyć! - pomyślał.
- Diuck Kurt, Panie Morgan - powiedział - ręki nie podam, bo brudna, ale jak umyję, to chętnie uścisnę. Dodał nieco żartem.
- Pogiermkować mogę, ale najpierw to ja ten turniej chcę wygrać, ale potem, to żaden problem - powiedział pewnie.


------

- Diuck. Diuck Kurt. To była dobra walka. Gdyby tylko jakieś mendy nie ukradły mi ciuchów. A do miasta? Panie, ja sam nie wiem, gdzie teraz jestem, a gdzie jakieś miasto leży, to lepiej kogo innego pytać, bo moimi skrótami to co najwyżej do burdelu można trafić. - powiedział ze szczerym uśmiechem do maga.

Nitj'sefni PW
8 grudnia 2016, 15:54
- Masz, wybierz sobie ciało.
Zjawa rozejrzała się dokoła. Jeszcze przed chwilą znajdowała się w ciasnej, śmierdzącej tanim winem butelce, a teraz nagle otaczają ją trupy. Dopiero po chwili zorientowała się, że jest już na świeżym powietrzu.
Mam sobie wybrać ciało... - pomyślała - Fajnie. Będę miał nogi jak te chomiki i Voidmir. I nawet będę mieć ręce i głowę i w ogóle. Które ciało jest najładniejsze... - zastanowiła się zjawa i dokładniej przyjrzała się zwłokom. Leżeli tam głównie ludzie i gnolle, ale nie zabrakło też innych ras. Było kilka krasnoludów, na uboczu leżał dobrze zbudowany ork, spod kłębowiska kilku ciał wystawał łeb minotaura. Zjawa chciała wybrać bykoludzia, ale przypomniała sobie o innych, znacznie ciekawszych zwłokach.
- Proszę pana, a mogę wybrać tego siwego elfa, który leżał z uciętą głową koło ptaszka?
Zjawa nie miała pojęcia czemu akurat ten elf przypadł jej do gustu.
Każdy nekromanta wiedziałby, że wszelkiego rodzaju duchy po śmierci wciąż czują więź ze swoim ciałem. Więź ta z czasem słabnie, ale nigdy nie znika.

Felag PW
8 grudnia 2016, 16:52
Garkha rozbawiły żarty Diucka. Zdecydowanie miał on poczucie humoru.
- Do..brze, panie... Kurt. - Nekromanta z trudem powstrzymał się od śmiechu. - W takim razie będę musiał się nadal zdać na Sianosieja.

Nicolai PW
8 grudnia 2016, 18:04
NicolaiNicolaiBychu tragaż, Felek częstuje sie chimichangami



- Na wrzące gonady Arkatha! - Ośka wrzasknął niezadowolony. - I co ja teraz sobie powieszę nad kominkiem? To Twoja wina, że Feniks zniknął. - Kobold rzucił się z piąstkami na Sianosieja, który znosił to ze stoickim spokojem.
- Ach, przestań się mazać. - Zareagował Dio. - Feniksy tak już działają, ale... - Rycerz zajrzał w krater. - … masz szczęście, ten zostawił parę piór, pozbieraj je sobie i, nie wiem, zrób pióropusz albo wstaw w gablotkę czy coś. - Owa uwaga rozchmurzyła Ośkę. Jednak będzie miał się czym pochwalić. W te pędy wbiegł do krateru i zaczął zbierać trofea, upewniając się, że niczego nie pominie.
- Waść Wiarusie... - Dio zaczął do Sianosieja. - Miecza, którego bohatersko poświęciłeś, Ci nie zwrócę, ale mam sposób na zaradzenie tej stracie. - Mówiąc to wyciągnął swój miecz dwuręczny i przekazał weteranowi. Osobom postronnym aż gul skoczył, że to nie ich kopnął taki zaszczyt.


W czasie kiedy Morgan wymieniał się uprzejmościami z weteranem, ornitolodzy dopadły do jaja i zaczęli je badać.
- Panowie, stop! - Zawołał Dio. - To jest Feniks i to nie byle jaki, bo skażony Pustką. Nie mogę go zostawić w rękach hobbystów… muszę go zarekwirować.
- Jakim prawem? - Zawołał jeden z ornitologów.
- Właśnie! - Dodał drugi i trzeci.
- Nadanym przez Cesarzową Freydę, o! - Dio zamknął usta pieniaczy błyskawiczną ripostą. Zaczął grzebać po swoich mieszkach. - Gdzieś tutaj miałem stosowny glejt, gdzie on był? Nie, to lista zakupów… to też nie. Może to? Nie, to liścik miłosny od Salsy, zaraz… kiedy ona mi to podrzuciła? Dobra mam... - Morgan nonszalancko rozprostował na kolanie pogniecioną kartkę papieru. - Cesarzowa Freyda I Jednorożec skąpana w blasku Świętego Elratha bla, bla, bla nadaje mi prawo do bla, bla, bla robienia czego tylko chcę bla, bla, bla w jej imieniu. Amen.
- Naprawdę tak tam stoi? - Spytał Qai’m.
- Nie, ale streściłem tak, by te tłuki zrozumiały. - Odpowiedział Dio.


===


- To chcesz zostać moim giermkiem? A i bierzesz udział w turnieju? - Dio pokiwał głową. - A czemu zwlekać? Tak czy siak zostaję w mieście przez jakiś czas, więc mogę Cię podszkolić przed walką. Patrząc na to ile meczyliście tego Feniksa to może Ci się to przydać. To co? Zaczynamy od razu? - Dio uśmiechnął się złowrogo i poklepał Feniksie Jajo. - Zaniesiesz to do Listmoor... - Kurt spojrzał na nie, było wielkości człowieka. Musiało swoje ważyć, może nawet za dużo, ale czy wypada odmawiać legendzie?


===


Kiedy Dio rozmawiał z Diuckiem, Sianosiej postanowił pogadać z Garkhiem.
- Twój uczeń jest cały i bezpieczny z rudowłosą czarodziejką... - Powiedział weteran.
- Lubię rude... - Odpowiedział Morgan, którego doskonały słuch wszystko wychwycił.
- Jeśli mnie pamięć nie myli to też udają się do Listmoor, więc teraz decyzja należy do Ciebie. Zbaczamy, by odszukać ich obozowisko czy może zabierzemy się z Morganem bezpośrednio do miasta i tam się z nimi spotkamy...
- Chodźcie z nami! - Morgan znowu podsłuchał. - Pośmiejemy się... - Morgan rzucił okiem na ogromne jajo i uśmiechnął się szczerze. - … no i mamy chimichangi.
- To są moje chimichangi! - Mosiek zaczął machać rękami zdenerwowany na to, że Morgan podejrzał jego koszyk piknikowy.
- No, ale chyba nas poczęstujesz... - Dio takim tonem, że demonowi pękłoby serce przy odmawianiu.
- No nie wiem... - Kobold mimo wszystko pozostał niewzruszony.
- A mam przypomnieć glejt? - Zripostował go Morgan.

GarettGarettBelek może robić co chce

...

...
Nastała niezręczna cisza. Wreszcie Mukao westchnął ciężko.
-Ech, wystarczy, że przykryjesz dziurę płytą, którą wykopał ten Inkub, a ja już zadbam o najęcie Gnolli, które ją na powrót przytwierdzą… - Bezimienny wrócił do postaci Mędrca ze Wzgórza - Próby skończone, więc od teraz nie jesteś już Roninem, a Samurajem służącym Kustoszom Pamięci, zgodnie z przysięgą którą złożyłeś. Jak już przemieścisz tę płytę, to będziesz mógł odejść. Możesz zrobić co zechcesz do czasu rozpoczęcia turnieju, acz radziłbym ci poświęcić nieco czasu na przemyślenie tego czego się dzisiaj nauczyłeś… I lepiej trzymaj się z daleko od Diavolo, bo sam Książę mógłby mieć problemy w walce z nim.


Mukao przyglądał się w ciszy jak Kyoshitzu przenosi płytę z mozaiki. Gdy Abarai skończył, Mędrzec chrząknął:
-Ekhem, a tak swoją drogą, to te żarty o Elrathcie były całkiem niezłe…

Felag PW
8 grudnia 2016, 20:58
- ...no i mamy chimichangi. - orzekł sir Morgan. A więc Narik był bezpieczny i, co ważniejsze, zmierzał wraz z opieką do Listmoor. W sumie... był pod opieką Juana, a ten wyglądał na odpowiedzialną osobę. Zaopiekuje się nim. No i w razie czego, będzie jeszcze Blisk.
A propozycja była kusząca... szybko przedostanie się do Listmoor. Nie widział tego miasta już 100 lat i nie chciał więcej zwlekać. I to wróci z sir Morganem - z chęcią by z nim porozmawiał. Może też by spytał o radę i okolicę. W dodatku to sam Dio, a jego prawość, uczciwość i charyzma były obiektem fascynacji i podziwu Garkha... No i jeszcze chimichangi. Ach... cóż to za owoce! Przetracić okazję, aby ich spróbować? Nigdy!
Nekromanta podjął decyzję.
- Dobrze, pójdziemy z sir Morganem i Diuckiem. - powiedział do Sianosieja. - Będziemy szybciej w mieście, a Narik i Blisk powinni sobie poradzić. Potem ich znajdziemy. - Następnie zwrócił się do sir Dio. Oblizał wargi. - To mogę jednego chimichanga?

-----------------

Warto nadmienić, że nekromantę naszło niespotykane wcześniej uczucie. A raczej ustało ciągle trwające. Jego sumienie przestało mu ciążyć z względu na popełnioną ongiś zbrodnię. W pewnym sensie odkupił swoje winy, pomagając w pokonaniu feniksa. Czy faktycznie - ciężko powiedzieć, z Ashą nie miał jeszcze okazji się skontaktować. Ale jego sumienie poczuło ulgę...

-----------------

Garkh-Morphon czuł, że o czymś lub kimś zapomniał. Nie mógł sobie tylko przypomnieć o czym lub kim. Jakby zostawił kogoś lub coś w Falais przed walką z feniksem. Tylko za nic nie mógł sobie przypomnieć...
Wzruszył ramionami. Pewnie to nic ważnego. Nie ma co czekać, Listmoor czeka... tak samo jak chimichangi.

Nicolai PW
8 grudnia 2016, 21:48
- Ale to nie były żarty, to szczera prawda. - Odezwała się sama Malassa.

Belegor PW
8 grudnia 2016, 22:06
I nastała taka niezręczna cisza. Moment, w którym dało się słychać bzyczenie maleńkiej muszki. Abarai spodziewał się teraz każdej reakcji Mukao. Nie ośmielił się nawet odezwać słowem, nie po ostatnim wygłupie z mackami. Na szczęście Mukao rozkazał by na razie przykryć to dużą płytą, a resztą się zajmie.
Abarai wziął się do roboty. Płyta nie była ciężka dla niego. O dziwo do tej pory nie był świadomy swej dużej siły. Naga wysłuchała jeszcze mędrca i pojęła znaczenie jego słów. Nie był już Roninem. Miał mistrza i cel, w którym miał pomóc. Miał nadzieję, że dzięki temu spełni i swoje zadanie.

Naga uśmiechnęła się do Mukao i odpowiedział:
- Nigdy więcej. Nie wiem czy Smoki mają poczucie humoru, czy nie, ale na pewno nie będę tego sprawdzać. Nie mam zamiaru ruszać za Diavolem. Póki co pokazał, że nie jest z Urgashem, więc nie jest naszym wrogiem. Przede wszystkim nie miałbym z nim żadnych szans, a samobójcą nie jestem. Dziękuję za dzisiejszą naukę Mistrzu. Do zobaczenia na turnieju.

Abarai skłonił się przed Kustoszem Pamięci i ruszył w kierunku Ambasady. Spojrzał na niebo i pomyślał:
~Ile czasu musiało upłynąć? Pewnie sporo. Hikume zapewne poszła spać. I tak nie uwierzyłaby w to co bym powiedział. Czas odpocząć.~

Samuraj ruszył pewnie, licząc na porządny odpoczynek.

Nicolai PW
9 grudnia 2016, 17:49
NicolaiNicolaiBelek i pozytywne skutki kaca



W drodze do ambasady towarzyszył Abaraiowi gardłowy śpiew stajennych, którzy umilali sobie noc butelczyną sake i akompaniamentem takich szlagierów jak ”cztery westalki tylko w moim powozie” czy też ”anakonda dłuższa niż wygląda”.


Po wejściu do środka było równie ciekawie, Haruki chrapał z twarzą na recepcji, którą sukcesywnie ośliniał. Wyglądał przy tym na w pełni oddanego rzeczy, którą robi. Pełne skupienie na twarzy, jakby niemal ocierał się o sakai, stan umysłu samurajów. Być może taki cel znalazł sobie dla samoudoskonalania w ramach filozofii kaizen? Zaiste kontynentalni Hashimijczycy, zarówno bezimienni, nagi jak i ludzie byli bardzo nieortodoksyjni. Acz ty to wada?


Idąc na górę Abarai zastanawiał się czym ów przybytek go zaskoczy. Długo nie musiał czekać na odpowiedź, bo minął na schodach Gustaffa z pełną naręczą habasu. Szynki, boczek, steki i podlędwicy. Do tego sznur kiełbas przyciśnięty zębami i ciągnący się jeszcze długo za nim. Jednak Samuraj pośpieszyłby się z oceną jeśli powiedziałby, że lokaj podjada kiedy Regen nie patrzy, bo to tak naprawdę to był jeden ze skutków somnambulizmu. Wzmacnianego na dodatek porządną porcją alkoholu, której nie dało się wyczuć.


Po drodze Abarai minął także salę balową, w której na jednej kanapie leżał Regen, na drugiej bibliotekarka, a wokół walały się butelki i kieliszki. Wyglądało na to, że Gustaff pił z nimi. Jednak co ciekawe nigdzie nie było widać Hikume. Pewnie udało się do ich pokoju.


Abarai poszedł tam sprawdzić tę tezę. Rzeczywiscie tak było. Niestety wyglądało na to, że kapłanka też piła z towarzystwem, bo pachniała sake i miała czkawkę. Do tego zachowywała się inaczej niż kiedy była trzeźwa.
- Babarai! - Wykrzyknęła rzucając się Samurajowi w ramiona. - Wróciłeś… może i jestem nieźwa, ale myśłę kalowniej jak nigdy-gdy. Ja sobie szystko przemysiała… ja Cię kocham Babarai! - Naga zaczęła namiętnie całować towarzysza i nawet próbowała go rozebrać.


XelacientXelacientTurtle i gonienie reszty



- Werdykt należy do mnie - odparła z godnością czarodziejka - a towarzystwo szczerych ludzi jest mi zawsze miłe - dodała- tym bardziej, że w okolicy szaleje feniks, lepiej trzymać się razem, przynajmniej póki “nasz” zwiad nie wróci.
- O Pani - przemówiła jedna z milczących dotąd harpii - dym zaczyna niknąć, ognia też już nie widać.
- No proszę, ktokolwiek przywołał feniksa to wygląda na to, że był w stanie go poskromić - mruknęła Saedra
- Mimo tego radziłabym zachować ostrożność o Pani - dodała minotaurzyca - niewiadomo co…
-Tak, wiem, tak wiem - przerwała jej gderliwie kobieta - nie musisz mnie co chwila pouczać, poza tym mimo wszystko dalej czuję jakąś złowrogą obecność magiczną, bardziej niepokojącą niż pożar… nie wiem czemu - dodała bardziej do siebie niż do zgromadzonych
- Spokojnie, Sianosiej z pewnością da radę rozprawić się z tym zagrożeniem - zapewnił ją Blisk stojący obok Cuervo
-Tym bardziej, że jest tam mój mistrz - wtrącił Narik
- Widać, że wierzycie w ich umiejętności, ja sama… - w tym momencie czarodziejka zachwiała się i upadła na kolana, na co zaraz wokół niej zrobiło się niemałe zamieszanie, jej zwierzęcy słudzy wpadli w panikę i zaczęli nawzajem przekrzykiwać, na szczęście chwila słabości Saedry szybko sie skończyła:
- Wybaczcie - zaczęła powstając - nagła emisja magii pierwotnej - czytałam, że coś takiego towarzyszyć śmierci feniksa, ale nie sądziłam, że to będzie tak silne…
- Zatem feniks jest martwy? - zapytał giermek
- Nie do końca… ciągle może się odrodzić - sprostowała czarodziejka
- Frygha wraca - oznajmiła nagle ta sama harpia co poprzednio


Istotnie, jej pierzasta siostra właśnie wracała ze zwiadu, była wyraźnie czymś przejęta. Zgrabnie wylądowała, po czym zaczęła relacjonować to co widziała i słyszała, o bitwie z feniksem, o tym, że ktoś przywołał żywiołaka pustki, który następnie połączył się z feniksem tworząc jeszcze większe zagrożenie.


- Magia pustki - odezwała się w końcu czarodziejka - teraz już wiem dlaczego się tak dziwnie czułam, dobrze, że zachowaliśmy ostrożność, pustka może zabrać o wiele więcej niż życie. Może sprawić, że stracisz pamięć, a nawet, że zniknie jakikolwiek ślad po tobie w pamięci innych! - dodała z emfazą - właśnie… czy tylko mi się wydaje, że o czymś zapomniałam?


Zapadła chwila kłopotliwego milczenia, wszyscy podzielali odczucie czarodziejki, ale nie potrafili powiedzieć na czym ono polegało. Nikt z nich już się nigdy nie dowiedział, że biedny centaur Sebakh (na grzbiecie którego Sianosiej ruszył do walki) ginąc w walce z pustką zniknął na zawsze z ich pamięci.


- Nieważne, jeśli feniks został pokonany to nie ma po co tutaj stać, a jeśli wciąż stanowi zagrożenie to tym bardziej musimy tam ruszać - rozkazała Saedra swoim sługom.
- Nam Sianosiej kazał czekać - odparł Blisk - a jak nam kazał czekać to poczekamy prawda Juan? - rzekł giermek zwracając się do oszusta.
- Może jednak pójdziemy? - wtrącił Narik - będziemy trzymać się z tyłu to nic nam się nie powinno stać, a i tak będziemy musieli przejść przez tą wioskę, prawda?

Irhak PW
9 grudnia 2016, 23:27
W końcu miał czas na spokojne przejrzenie czy wszystkie jego rzeczy były na swoim miejscu, czy wszystko co najważniejsze odzyskał. Zaczął od ksiąg.

Dziennik? Jest. Fragmenty "Cyklu Śmierci" Shameera Al-Ukshara, "Świata bez smoków" Alejandro dela Segadora oraz "Krytycznego podejścia do nauk Sar-Elama" Sar-Shazzara? Są. "Necronimicon dla początkujących" Sveltany Gryf? Jest. "Anatomia Ashanti" nieznanego autora? Jest. Ustępy "Almanachu ziół Ashanu" Kaspara oraz "Mitów Thallanu" Zakery? Są. Wygląda na to, że wszystkie książki znowu miał ze sobą.

Potem spojrzał na sztylety ze smokami. Wyczuł w nich drobną zmianę. Zmianę, którą wyczuł od razu po dotknięciu. Kiedyś, jeszcze przed przybyciem do Listmoore sztylety tętniły życiem, tętniły magią. Magią, która aż pulsowała pod jego palcami. Teraz wydawały się być uśpione i to uśpione bardzo głęboko. Wydawało się, że nie miały już tyle magii w sobie jak kiedyś. Że miały mniej więcej tyle ile jego zaczarowany sztylet. Nie mógł się jednak nad tym skupić i zastanowić, albowiem hałaśliwy kufer stawał się nieznośnie hałaśliwy.

Merran wybrał spośród swoich odzyskanych sztyletów ten z rękojeścią przedstawiającą Ylatha. Trzymając go w lewej ręce, a umagiczniony w prawej, podszedł do skrzyni. Słyszał o tajemniczych mimikach udających takie kufry jak ten, ale nie widział żadnego ze śladów, które im towarzyszyły. Na wszelki wypadek jednak nie opuszczał gardy i zbliżał się ostrożnie. Kiedy w końcu był na wyciągnięcie ręki, szturchnął skrzynię sztyletem z lewej ręki. Jeśli nic się nie wydarzyło, zaczął dokładnie oglądać skrzynię i jej zamek.

Belegor PW
10 grudnia 2016, 10:13
Na swoje szczęście Abarai nie miał przeszkód po drodze. Jedynie tylko grupkę jakichś miejscowych śpiewających zbereźne piosenki. Naga nie sądziła, że to jedynie preludium do kolejnych wydarzeń. Gdy doszła do Ambasady miała dziwne wrażenie, że coś się stało. Ledwo Abarai wszedł i już widział pierwsze efekty....śpiący Haruki. Naprawdę Regen zebrał dziwną ekipę i to oni reprezentowali Hashimę? Cóż, samuraj nie miał ochoty tego komentować. Ruszył w stronę pokoju swojego i Hikume. Nawet nie wszedł na piętro, a zauważył lokaja obładowanego wszelkim mięsiwem, kiełbasami i wędlinami. Też wyglądał jakby robił coś przez sen.
~Co ten Regen? Zaczarował ich, żeby nawet we śnie pracowali? Żeby tylko ten lokaj zostawił coś na jutro.~
Minął salę balową.....a raczej to co nią miało być. Wyglądała bardziej na siedlisko pijaków, smród alkoholu był tu najsilniejszy. Regen leżał dziwnie na kanapie i sobie spał. Abaraia aż korciło by podejść i z całej siły mu przywalić w ten napuszony łeb, ale sobie odpuścił. Ważniejsza była Hikume. Domyślił się, że jednak wróciła do pokoju.

Nie mylił się w jednym....była w pokoju. Nie poznał jej od razu. Najpierw rzuciła mu się w ramiona i próbowała go pocałować. Naga wyczuła w niej sake. Domyślił się, że ona piła z Regenem. Pewnie ją chciał w ten sposób zaciągnąć do łóżka.
~Powinienem go wbić do tego stołu przy pierwszej okazji~
Jednak z myśli wybiło go to co powiedziała:
-Ty...mnie kochasz? Ja...myślałem...że...mną...gardzisz.

Naga więcej nie zdołała powiedzieć, bo Hikume dorwała się do jej ust. Pocałunki kapłanki były znacznie przyejemniejsze i gorętsze od Yuki-Ony. Na dodatek poczuł jej ręce na swoich ubraniach. Wątpił, by udało jej się go rozebrać, ze względu na jej stan, ale pozwolił sobie zagrać w jej grę:
~Cóż mam począć z nią Asho? Shallasso, jeśli się coś stanie, to nie gniewaj się na mnie. Jestem jedynie mężczyzną~
Abarai odpowiadał na pocałunki, dodatkowo całował również jej szyje, delikatnie ją podgryzając. Rękami objął jej plecy i zszedł niżej. Był czujny, chciał ją wymęczyć i sprawić by zasnęła. Obściskując się z nią starał się ją położyć do łóżka. Nie wiedział ile ona wypiła Sake, ale musiał być gotowy na najgorsze, włącznie z wymiotami.
~A co jeśli cały alkohol pójdzie w węże?~
Naga szybko rozwiała ten głupi pomysł i kontynuowała grę, rozpoczętą przez Hikume.

Nicolai PW
10 grudnia 2016, 14:51
NicolaiNicolaiIrhacz i tajemnica kufra


Wszystko wskazywało na to, że hipoteza jakoby skrzynia była Mimikiem była błędna, więc Merran zaczął kombinować przy zamku. Nie było trzeba wiele, by kufer się otworzył i zaskoczył zaklinacza swoją zawartością. Bowiem w jego środku był człowiek, pomarszczony i skrajnie wychudzony człowiek, którego skóra od lat nie widziała Słońca, a ciało higieny. Wskoczył momentalnie w ramiona Merrana.
- Wyswobodziłeś Gubiego! - Wymamrotał nieskładnie. Dało się odczuć, że od lat nie miał okazji trenować mowy rozmową z innym człowiekiem. - Gubi wdzięczny! Gubi, Gubi, Gubi… - Chudzielec zaczął podskakiwać w ramionach swojego wybawcy. Normalnie pełnoletni mężczyzna wierzgający się w ramionach Merrana, stanowiłby spory wysiłek, ale nie Gubi. On był leciutki jak niemowlak. - Zła Pani… najpierw dobra dla Gubi. Gubi spółkować z Zła Pani, ale zakochać się w inna i to był błąd Gubi... - Zaklinacz zaczął rozumieć. Nieszczęśnik był kochankiem Mamci, ale chciał ją zostawić, co się skończyło tak jak skończyło. - Dobry Pan nie pozwoli skrzywdzić Gubi, prawda? - Właśnie... prawda? Co Merran miał zrobić z nieszczęśnikiem? - Ej, Dobry Pan... a który mamy rok?

GarettGarettXelacient i przewodnik


Rodzimowiercy łyknęli kłamstwa Belbrugi i odwrócili się do swego spóźnionego towarzysza z niezadowoleniem wymalowanym na twarzach.
-Wiaczesław, do mnie! - krzyknął przywódca Turboylathian.
Imć Wiaczesław okazał się być krasnoludem z długą białą brodą, lecz z twarzy wyglądał młodo. Ot, z takim kolorem włosów musiał się po prostu urodzić.
-Szo chcysz Grążel? - zapytał jeździec.
-Zamknij ryj, bom ci jebnym ino roz! - Grążel pogroził pięścią swemu podwładnemu. -I złaź z kuca, bo un nalyży do tyj karakanki co Leszego i Pośwista nad pożygnała zgodnie z trydycją. Wiaczesław, tyś jyst cham i prostak!
Rodzimowiercy jeszcze przez jakiś czas robili wykład biednemu Wiaczesławowi, który mógł tylko stać z pochyloną głową.

Brimstone skorzystał z okazji, że Turboylathianie byli zajęci i ogłuszył Cebulskiego.
-Ej, chopy, kamrat wam zemdlał ze smuty po stracie zwierzaków! - krzyknął Bart.
-Oj, no to mamy prublem, bo jak klacz wosza, to ni możemy zabrać na niej Cebulskiego…
-No to może zostanie tutaj i o niego zadbacie, a z nami poślecie tylko kogoś jako przewodnika? - Brigid już całkowicie otrząsnęła się z szoku i najwyraźniej zamierzała jak najszybciej odebrać Łzę Ashy z rąk Rodzimowierców.
-Hmm, dobry pumysł - Grążel pokiwał głową na znak uznania. - Wyźcie ze sobom Wiaczesława jako przewódnika, coby wom za swoje chamsto i prustactwo zapłacił.

Bart zbliżył się do Belbrugi i wyszeptał jej na ucho:
-Później ci oczyszczę tę ranę spirytusem, ale, sam nie wierzę, że to mówię… Brigid ma rację i wpierw musimy oddalić się od tej bandy debili. Na tę chwilę musi ci wystarczyć przywiązanie Runy Uzdrowienia do rany. Zresztą i tak będziesz miała z nas najlepiej, bo ciebie poniesie twoja klacz, a my dalej będziemy musieli szurać nogami o ziemię…

GarettGarettFikumikume (i Belek) i Regen



~Cóż mam począć z nią Asho? Shallasso, jeśli się coś stanie, to nie gniewaj się na mnie. Jestem jedynie mężczyzną~


Abarai mylił się - nie był “jedynie mężczyzną”, a prawiczkiem, który po raz pierwszy był tak blisko z kobietą. Jego zamiar powstrzymywania się pozostał jedynie w sferze planów, gdyż pijana kapłanka nie zamierzała potulnie położyć się spać i tylko bardziej go rozbudzała. W końcu samuraj nie wytrzymał i sam zerwał z siebie ubranie, a następnie pomógł Hikume także się z nich oswobodzić. Nie trzeba było długo czekać aby oboje legli na łóżku ze splecionymi ogonami. Katana Kyoshitzu szybko znalazła miejsce do którego miał trafić, więc obie nagi poddały się gorączce namiętności. Chociaż oboje nie mieli żadnego doświadczenia, to tego przeżycia z pewnością nie zapomną…


Kiedy Abarai skończył i odłączył się od Hikume, usłyszał klaskanie.
-Brawa! Brawa dla tego pana! Widzę, że nareszcie zrozumiałeś. Ach, Morgan byłby z ciebie dumny... Gdyby cię oczywiście znał. - Regen stał na progu (gdyż Kyoshitzu zapomniał zamknąć za sobą drzwi) i klaskaj chichocząc.
Samuraj próbował się podnieść, ale nie miał siły po dzisiejszym treningu oraz przygodzie z kapłanką. Sama Hikume przewróciła się na drugi bok i… obawy Abaraia, że cały alkohol pójdzie w węże okazały się prawdą. Gady kręciły się plątały o siebie, a jeden z nich ugryzł Kyoshitzu wprost w przyrodzenie.
-Auć, to musiało boleć - syknął Regen. - No cóż, mogłeś poczekać aż wytrzeźwieje…

XelacientXelacientNitj'sefni i jego nowa postać i Regen


Drekar ciężko westchnął:

- No tak, zdawanie się na opinię wyekstrachowanego ducha... w sumie to dobrze, że wciąż czujesz jakąkolwiek więź ze swoim poprzednim ciałem, bo to znaczy, że minimalnie oparłeś się pustce. Jednak nie zmienia to faktu, że dokonałeś najgorszego wyboru z możliwych. Ciało zniszczone pustką, mocą tego lisza i jeszcze z odciętą głową. Lepiej ja już Ci coś wybiorę, a na razie lepiej sie stąd oddalmy - odparł wciągając ponownie duszę w butelkę po winiaczu.

Zjawa znów została uwięziona w ciasnej przestrzeni gdzie czas mogła odmierzać jedynie kolejnym wstrząsami wywołanymi krokami tajemniczego przybysza. Gdy ustały zjawa mogła się domyślać, że coś znalazł. W końcu poczuła jak po odkorkowaniu butelki zyskuje na chwilę wolność, ale tylko po to, by z potężną siłą została wbita w obce ciało.

Przez chwilę czuła sie uwięziona, ale wtedy... życie zaczęło jej przelatywać przed oczami. Widział twarz swojej matki, podrzędnej ulicznej ladaniczy, zabawy w błocie, pierwsze kradzieże ze straganów, szwendanie się po Listamoor, jego talent do zauważania rzeczy niewidocznych dla innych i robienia sztuczek, pierwsze napady ze swoją bandą, przelotne "romanse" z prostytutkami, próby znalezienia stałej i w "miarę" uczciwej pracy. I imię... jego imię... Kurtz. Potem przyszły świeższe wspomnienia. To jak przyłączył się do gangu Grzybiarza, wieści o o wielkim turnieju, nagła eksmisja jego i każdego kogo znał z miasta do jakiejś wiochy. Walka o wpływy w nowej okolicy. Na końcu wyraźnie zaczął sobie przypominać dzisiejszy dzień... to jak jego wylegiwanie się na posłaniu z kacem przerwało nagłe wezwanie. To jak jego herszt nakazał mobilizację. Jak ruszyli przejąć młyn po zniknięciu "Mamci", której wszyscy się tak bali. Do tego jak doszło do walki z konkurencyjną bandą, do tego jak zyskali przewagę, aż w końcu ruszyli, by zająć młyn.

Wtedy obrazy zaczęły płynąć wolniej, biegł ze swoim dwuręcznym młotem, już dobiegali do ganku, ale wtedy coś poczuł i się zatrzymał. Dzięki temu jako jedyny z bandy nie uderzył w świetlistą barierę, która nagle się pojawiła. Ta zaraz zniknęła pod wpływem uderzeń jego i reszty kamratów, ale wtedy wypadły na nich żywe trupy. Pamiętał jak wystraszony wycofał się o krok... i poczuł, że trupy w jakiś sposób są powiązane z zamaskowaną postacią w obszernej szacie. Miała wyciągnięte przed siebie ręce. Kierując się instynktem wyminął grupę i ruszył na nią. Już się zamachiwał młotem, ale wtedy wszystko zaczęło płynąć wolno niczym smoła. Analizując na spokojnie obraz, dostrzegł kątem oka postać, która rzuciła w niego nożem. Bezradnie mógł jedynie obserwować jak ostrze nieubłaganie pędzi wprost na niego wbijając się w gardło.

Wtedy nagle wszystko przyspieszyło, charknął, upadł na ganek, obraz zaczął się rozmywać, a hałasy zdawały się być coraz dalsze.

Zapadła ciemność.

Przerażony nią zerwał się do pionu, z przerażenia ciężko dyszał, odruchowo złapał się za gardło. Po ranie nie było ani śladu. Tylko cały był dziwnie zdrętwiały i ociężały.

To był tylko sen?

Jednak coś się nie zgadzało, nie był w swojej chacie, tylko leżał na jakiś szmatach w ciemnym i obcym mu pomieszczeniu. Jedynym źródłem światła był blask dobywający się z blaszanego pieca, gotowała się na nim woda w garnku. Dopiero po chwili dostrzegł, że obok siedzi dziwnie znajoma mu postać.

- Obudziłeś się? - bardziej stwierdził niż zapytał - Dobrze, opowiesz mi jak się czujesz? Czeka nas długa i niełatwa rozmowa, ale noc jest jeszcze młoda, herbatki z żeń-szenia? Bardzo dobrze wpływa na pamięć i koncentrację! - zachęcił rozstawiając swa kubki.
strona: 1 - 2 - 3 ... 9 - 10 - 11 ... 17 - 18 - 19
temat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel