Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2 - 3 ... 17 - 18 - 19

Nitj'sefni PW
13 listopada 2016, 17:43
Shadal wziął część papierów i przeniósł je na stojące niedaleko biurko. Po trzech takich rundkach usiadł przy biurku z piórem i kałamarzem i zaczął wypełniać dokumenty. Po kilku godzinach skończył i zaniósł papiery bibliotekarce. Na dworze pewnie już zmierzchało. Jako, że nie pamiętał wielu elementów swojego życia, to musiał trochę nazmyślać. Taka jest cena za naukę magii Pustki. Bibliotekarka na szczęście nie zadawała zbędnych pytań i po przestudiowaniu dokumentów wydała elfowi podanie o wypełnienie podania o otrzymanie Formularza A38. Po jakimś czasie Shadal został ostatecznie dopuszczony do zbiorów biblioteki, pod warunkiem, że żadna książka nie opuści gmachu. Szybko znalazł odpowiedni tytuł. "Bestiariusz Jassada Attqua". Elf odszukał hasło "Feniks" i zaczął czytać: "Zwiedziłem już wiele światów, ale feniksy z Ashanu zdecydowanie różnią się od pozostałych feniksów, chociażby tych, które można spotkać w świecie Enroth. Tamtejsze Feniksy, to w pełni fizyczne byty związane z magią ognia i zamieszkujące najczęściej czerwone wieże w zamkach czarodziejek, lub ogniste wiry..." - głupia fantastyka - mruknął pod nosem Shadal i odłożył książkę na miejsce. Co my tu jeszcze mamy?
- "Magiczne byty i ich przywoływanie" - odczytał na głos tytuł. - Oparte o wiedzę czarodziejów Domu Duszy. - No w końcu, pomyślał elf i wziął się za lekturę.

Kiedy opuścił bibliotekę była już ciemna noc.
Czyli nici ze znalezieniem pokoju przed zmrokiem. No, ale przynajmniej dowiedziałem się wszystkiego co chciałem. Mam nadzieję, że robota dla krasnoludów mi się opłaci. - Pomyślał i ruszył przez ciemne ulice, w stronę karczmy Qai'ma.

Bychu PW
13 listopada 2016, 20:06
- To ta sama kanapa? - Diuck spojrzał na nią. Nie dowierzał. Zobaczył właśnie legendę. Łał.
Wtedy dostał propozycję, której nie mógł odrzucić, głównie przez dwa minotaury, chociaż Kobold i tak go zainteresował.
- A wiesz Pan panie kobold, że u mnie to nawet wierszyk o Morganie był, jakoś tak to szło:

Miał mięśnie jak skały, fale się odbijały
Postura wojownika, świat dla niego był za mały
Dziewczyny wciąż się przy nim śmiały, to lubił
Dziewczyny się przy nim nie śmiały odmówić


U mnie na wiosce to legenda żywa jest...


Łupnięcie zdezorientowało przyszłego modela. Dopiero po dialogu wyjętym jak z taniej komedii zrozumiał co tu się dzieje.
- No, dobra, rozbieraj się i usiądź na tym psie jak na koniu, muszę cię ocenić!
- Panie, a idź pan w diabły, nie będę na psie z fają na wierzchu siadał! Co ja jestem, żeby psa klejnotami trącać? - oburzył się, ale zaczął zdejmować koszulkę. Pomyślał, że może też kiedyś będzie dla jakiegoś dzieciaka legendą z ryciny. Ale zapłacisz mi za to Panie Ozjasz? Bo wiesz Pan, za darmo się rozbierać nie będę.
Mówił zdejmując koszulę. Oczom wszystkich ukazał się wyrzeźbiony brzuch i duże bicepsy. Zrobił jedną z najsłynniejszych poz Morgana.
- Hehe, to ile za to dostanę? Bo nie wiem czy spodnie ściągać. A ta dziewica, to chociaż ładna będzie? Bo taki Morgan to brzydkiej by nie bronił, to na obrazku też brzydka nie może być, co nie?

Nicolai PW
13 listopada 2016, 20:27
NicolaiNicolaiTurtle i trudne sprawy



Cuervo szedł z duszą na ramieniu w kierunku młyna. Krok miał chwiejny, ale mimo to szedł dalej. W sumie to nie wiedział czemu to robi. Czemu nie uciekł? Za późno było na zadawanie pytań, był już na ganku przed młynem, na którym pojawiły się linki na pranie i ogromna balia pełna wody z mydłem. Nim Cuervo zdąrzył zadać sobie pytanie o co tutaj chodzi, ze środka wytoczył się Swam z naręczem brudnych pantalonów.


- I jak stary... - Powiedział jak tylko zauważył łotrzyka. Rzucił pranie na ziemię, podbiegł do niego i odciągnął go z dala od młynu. - Chyba Ty ją nie tego… wiesz. - Po otrzymaniu odpowiedzi odetchnął z ulgą. - Bo wiesz, nikomu nie mówiłem... bo by się śmiali, zwłaszcza mama, ale Tobie powiem... - Położył mu rękę na ramieniu. - Wydajesz się równy gość… bo ja ten… się zabujałem w tej niuni. - Mówiąc to Swam aż zaczerwienił się ze wstydu. - Tylko kasy od niej pewnie nie wziąłeś? Cholercia… - Drab sięgnął za pazuchę i wyciągnął mieszek ze złotem. - Masz, “znaleźne” z całego tygodnia. Chciałem za to kupić lasce kwiaty… ale chyba tutaj się lepiej przyda. - Wcisnął Cuervo w ręce.


- Swam… Ty melepeto! - Rozległ się głos starowniki.
- T… tak ma… mamo? - Wystraszony drab odwrócił się i zobaczył staruszkę na zewnątrz, patrzyła gniewnie na stertę pantalonów leżącą na ziemi.
- O… nowy rekrut wrócił, szybko. - Powiedziała starowinka wciskając kolejną landrynkę w swoje usta. - I jak? Przyniosłeś moje pieniądze? Czy może okazałeś się takim samym niedojdą jak mój, pożal się Ylathcie, synalek? - Babuszka pokręciła głową. - To wszystko przez mojego świętej pamięci męża. Był takim samym cymbałem jak ten baran.
- Ma… ma n-nie mówi tak o tatusiu! - Swam chyba po raz pierwszy w życiu postawił się matce. - Tatuś był dla nas dobry. I był pracowity. To on nas utrzymywał kiedy mama szła kraść i zabijać. To pewnie mamusia go zadusiła we śnie! Zawsze mi coś w opowiastce o tym jak umarł nie pasowało. Skoro umarł spokojnie we śnie to czemu miał takie wybałuszone oczy.
Starowinka aż się zakrztusiła landrynką. - Ty niewdzięczny gałganie! Brob, Torok i Kumasz… zleźcie zad tego śmiecia! - Wrzasnęła. - A Ty co? Będziesz tak stał i się patrzał? - Spojrzała na Cuervo.


NicolaiNicolaiNitj’sefni w sesji



Znaleźć źródło wiedzy to jedno, opanować ją to drugie. Przywoływaniu Feniksów poświęcono cały rozdział z drobiazgowym studium przypadku. W zależności od fazy Księżyca rytuał różnił się. Elf nie tylko musiał to wszystko przeczytać, ale także ustalić, który z kilku wariantów przywołania powinien użyć. Do tego była cała lista niezbędnych elementów magicznych. Za czasów Shantiri tworzono dyski znacznie upraszczające sprawę, ale takowym mag nie dysponował. Musiał robić to wszystko na około. Potrzebował tuzina otoczaków na których musiał wyryć precyzyjnie określone symbole. Następnie powinien ułożyć je w kręgu o zadanym promieniu i odległości między kamieniami. Ich kolejność także miała znaczenie. Początkowy musiał być idealnie w linii prostej z Biegunem Północnym. Dodatkowo potrzebował gnomonu robiącego za element skupiający magię. Dlatego byle patyk nie wchodził w rachubę. Wśród przedmiotów jakie się nadają wymieniano róg jednorożca, kość piszczelową smoka czy gałąź enta. Elf zrobił wielkie oczy. Skąd on to wszystko weźmie? Do tego potrzebne było potężne źródło many, bo jego pokłady energii magicznej z całą pewnością nie wystarczą. W tym momencie czarodziej był bliski płaczu.


Uszaty nie płacze… zawsze są jakby co drugie terminy. - Qai’m próbował pocieszyć elfa, który powoli zamieniał się w studenckie zombie. - Qai’m też kiedyś studiował. Qai’m nawet habilitację robił… z filozofii. Miał się zabrać za profesurę, ale za barem więcej płacili. Tak było, nie zmyślam. - Rakszasa nalał elfowi mieszankę kawy i oleju rycynowego, która jest nazywana przez tutejszych studentów energetykiem. Smak miała zaprawdę paskudny, ale trzeba przyznać, że pomagała.


----


Mag nawet nie zauważył kiedy noc zleciała. Był cały roztrzęsiony. Przecież na przyjęcie takiej dawki wiedzy było trzeba tygodnia, a nie dnia… No i kolejny tydzień na przygotowania, a on już zaraz miał być z tego odpytany. Już dawno temu świtało. Od wizyty ornitologów oddzielały go dosłownie. Wtem dzwonek przy drzwiach zabrzęczał
- Sesja… hehe! - Odezwał się blond ornitolog.
- I jak? Czego Was na tych studiach nauczyli? Hehe... - Dopowiedział ciemnobrody krasnolud.
- Załatwisz nam tego Feniksa? - Szatyn spytał.


NicolaiNicolaiFelag jako Copperfield



Dio zmarszczył brwi. Był wyraźnie zawiedziony zdolnościami dyplomatycznymi swojego “gościa”. Liczył na to, że jego rozmówca podejmie próbę swojej obrony, ale nic z tego. Jednak nekromanta miał szczęście, że Morgan był po upojnej nocy z córką Lorda Penwiwerna, więc miał wyjątkowo dobry humor.
- Nie chcę być niemiły, ale jeśli to jest wszystko co jesteś z siebie w stanie dać, by bronić własną skórę to długo nie pożyjesz. Chociaż… ponieżyjesz? - Sala zachichotała. - Ale z czego się śmiejecie? To nie miał być kawał. - Rycerz wstał, podszedł do lisza i zdjął mu kajdany. Zgromadzona gawiedź aż westchnęła z zdziwienia.
- Masz jednak w swoim życiu… nieżyciu... - Dio spojrzał na tłum. - Nie śmiać się. - Rzucił gniewnie, a potem wrócił do przemowy. - Masz w tym swoim nieżyciu więcej szczęścia niż rozumu. Nie jestem żadnym pieniaczem jak Lord Penwiwern, którego zastałbyś jeszcze wczoraj. W sumie to ja jestem utylitarystą, nie ucinał łbów tylko dlatego, że ktoś zawalił sprawę z mową obronna. Ludzi, lisze, a nawet koboldy oceniam od strony tego jak przydatne są dla społeczeństwa… no i dla mnie. - Położył na ramieniu lisza. - Pokaż panie magik co potrafisz… zaimprowizuj coś. Mój przyjaciel Vanagar nazywa to wolnym stylem.


GarettGarettBychu, Baca i tukan



Malarz był wniebowzięty kiedy Diuck zaczął prężyć i napinać mięśnie. Gdy Ozjasz wspomniał mu o wierszyku jakim najemnik uraczył ich w trakcie drogi, to na artysta niemalże osiągnął ekstazę.
-Biorę cię, jesteś świetny! Mógłbyś przysiąc, żeś jakiś nieślubny syn Morgana, gdyby tylko nie to, że wiek się nie zgadza! O dziewicę się nie martw, bo choć jej dziewictwo stoi pod znakiem zapytania, to jest to cud blondyna. O ile oczywiście ten walnięty czarodziej jej w coś nie przetransformował… - dodał cicho. - Ozjasz, każ mu ściągać portki, już nawet mu odpuszczę to siadanie na psie!


-Eee, to znaczy, że mam mu zapłacić?


-Tak, masz mu zapłacić ty krzyżówko karakana z chomikiem, myślisz, że sokoły biorą się znikąd?! Ostatni raz jak sprawdzałem to jeszcze o tym wiedziałeś… Chyba, że znowu wciągałeś kocimiętkę u Qia’ma, przyznaj się!


-Emmm, ten tego, to ile wynosi stawka modela? 100 sokołów za godzinę, 150? - Chajat robił psiechomicze oczy do malarza i Diucka, nie chcąc by ci żądali zbyt wiele.


-To już ugadaj z samym modelem, w końcu sam go do mnie przyprowadziłeś. I wyślij Prawaka do miasta, niech poszuka tych ornitologów co to wiecznie przesiadują w Zajeździe Miauczurów. Chce żeby powiedzieli mi gdzie znaleźć feniksa, którego mógłbym wykorzystać do sesji, bo ten twój drugi koleżka to słabo się nadaje na antagonistę dla prawie-Morgana. A teraz słuchaj młodzieńce - zwrócił się do Diucka. -Dzięki tobie doznałem olśnienia, namaluję sceny, których wśród póz Morgana jeszcze nie było! Wyobraź to sobie: Falais, wszędzie brud, nędza i imigranci. Wokół ogień wzniecony przez spaczonego chaosem Feniksa. A wtedy wjeżdżasz ty, cały na biało! Pokonujesz potwora, ratując egzotyczną księżniczkę z Siedmiu Miast, którą wyznawcy Urgasha chcieli złożyć w ofierze Spaczonemu Feniksowi, ale ten zabił ich w szale. Na koniec stoisz w dumnej pozie, takiej jak przed chwilą, a odrodzony z popiołów Feniks siedzi na twojej gałęzi. I nie martw się, nie poparzysz się, bo użyjemy tukana, a w procesie twórczym przerobię go na małego feniksa. Najpierw tylko musiałbym zobaczyć jak wygląda tukan na gałęzi… Lewak, znajdź mi tukana! A ty, w tak zwanym międzyczasie, mój nowy modelu, może tak podzielisz się ze mną jakimiś swoimi pomysłami, hmm?

- To ktoś w mieście szuka... Feniksa? - Ozjasz aż krzyknął ze zdziwienia. - Czemu ja o niczym nie wiem?
- Ano podobno... wczoraj Ci ornitolodzy przy wódce opowiedzieli mi jak Qai'm załatwił im leszcza, który podjął się sprowadzenia go. - Odpowiedział malarz wymachując pędzlem.
- Prawak, idę z Tobą! - Szczurek wybałuszył oczy i zaczął biec co sił w jego krótkich nóżkach, by dogonić Minotaura.

Nitj'sefni PW
13 listopada 2016, 21:10
Shadal czuł się potwornie. Całą noc spędził na nauce i chętnie by się teraz zdrzemnął, a tu nagle weszły te koślawe pokurcze.
- No więc tak - zaczął i wziął łyka tej śmierdzącej, tłustej kawy, żeby nie zasnąć podczas wygłaszania reszty zdania - feniksa trzeba przywołać z wymiaru duchów. Potrafię to zrobić, ale musicie mi załatwić kilka rzeczy. Po pierwsze dwanaście w miarę gładkich kamieni, każdy wielkości sporej pięści. Do tego dobrej jakości rylec i długą, precyzyjną miarkę. Kompas też by się przydał. Macie w tym mieście jakąś gildię magów? Bo potrzebuję stamtąd czegoś.
No i mam nadzieję, że któryś z was potrafi rytować?

Przemowę zakończył najbardziej czarującym uśmiechem, na jaki było go stać w tym stanie.
Kiedy te karakany będą załatwiać składniki, ja się prześpię i powtórzę sobie rytuał. - pomyślał z nadzieją elf.

Belegor PW
13 listopada 2016, 21:19
Ronin jedynie mógł zwiesić głowę i słuchać tyrady Regena. Nie spodziewał się, że będzie on kimś ważnym w Listmoor, ba...że to miasto ma nawet ambasadę Hashimy! Na dodatek we wszystkim Regen miał rację, niepotrzebnie naraził Hikume na niebezpieczeństwo. Wszystko przez to, że nic nie wiedział na temat miasta. Był zbyt pochłonięty turniejem. Nie odezwał się nawet słowem.
Regen zaproponował im lokum u siebie. Hikume zgodziła się za nich, dobitnie potwierdzając winę Ronina. Samuraj jedynie złączył ręce skłonił się mówiąc:
- Dziękuję Regen-dono.

Poczuł jak Hebi owija się wokół jego pasa. Ronin pogłaskał go, lecz nie odezwał się nawet słowem. Przez całą drogę milczał zanurzając się w myślach o swojej winie i nieodpowiedzialności.
Gdy dotarli do ambasady, Regen zabrał ich na sam dach. Ronin był zaskoczony jak bardzo to przypominało rodzinne strony, nawet za bardzo...

Ronin mocniej umocował maskę ukrywając swoje bolesne wspomnienia. Nie czuł się komfortowo, nawet kappa przypominała o domu. Nie zwrócił uwagi na testy jakie duch wody poddawał miecz. Skierował swój wzrok na Hikume, czy dobrze się czuje w Ambasadzie. Zastanawiał się czy Regen może coś wiedzieć o klanie Oshiro. Czy miał prawo go o cokolwiek zapytać?

Turtle PW
13 listopada 2016, 21:35
Banita nie mógł uwierzyć, w co się wplątał. Najpierw Ushla teraz to. Obrócił się w stronę okna.
Babka siedziała i z wrednym uśmiechem obserwowała podwórko.
-Do drzwi jakieś 7-8 metrów, brak wiatru, Słońce za plecami...-mamrotał, sięgając pod poły płaszcza.
Podał Swamowi jeden ze sztyletów.
-Nie sądze żebym...-zaczął bandyta, ale Cuervo mu się wtrącił.
-Ale ja wiem, że dasz sobię radę. Dla niej-dodał szybko.
Na te słowa twarz mu pojaśniała.
-Ech życie bohatera jest trudne-pomyślał złodziej.
Już było słychać kroki, nagle z drzwi wyłoniły się trzy sylwetki.
A w powietrzu znalazły się noże.
Shadow był gotów do lotu.

Felag PW
13 listopada 2016, 21:35
Hmm, nigdy nie pokazywałem efektownych sztuczek, jak jakich kuglarz! No nic, coś się wymyśli, znam przecież kilka potężnych zaklęć...
Musi mi się udać. Nie mogę zawieść. Kto zaopiekuje się młodym Narik-Thusterem? Nie mogę zawieść. Jak odkupię swoje winy? Nie mogę zawieść.
Nie mogę zawieść. Nie mogę.
Nie mogę...


-------------------------------
- No dobrze. - powiedział Garkh-Morphon, tak głośno by wszyscy na sali usłyszeli. - Na tej sali znajduje się zdrajca, sir. Zaraz go znajdę. - podniósł ręcę na poziom ramion i zaczął mamrotać niezrozumiałe słówka. Tak naprawdę do rzucenia zaklęcia nie potrzebował nic mówić, ale słyczał że magowie z Siedmiu Miast szeptą coś, by nadać lepszy efekt dla obserwatora. Postanowił postąpić podobnie.
Spróbował wezwać Szepczące Cienie. Mógłby czytać myśli każdego na sali. Zaklęcie powoli zaczynało działać. Czuł jak magia go wypełnia. Czuł przy tym jak zwykle lekkie mrowienie, przepływające przez cały kark. Musiał mieć nadzieję, że na sali faktycznie znajduje się jakiś zdrajca, bo jeśli nie...

Irhak PW
13 listopada 2016, 22:47
Podejście różnych ras do pomiotów Urgasha było znane Merranowi. Dlatego też nie zdziwił się słysząc o kowalach konowałach z Sheogu z ust nagi, nawet jeśli ten nie chciał tego głośno powiedzieć.

- Oczywiście, ambasadorze, z chęcią przyjmę twoje zaproszenie - pokłonił się Regenowi w geście akceptacji.

Ambasada może nie powalała na nogi tak jak miasta Hashimy, jednak zachowywała cały charakter tej krainy. Apartament ambasadora stanowił drugie najbardziej nagijskie miejsce jakie Merran widział w swoim dwudziestoletnim życiu. Na pierwszym oczywiście znajduje się Cesarstwo Lotosu.

Wędrowiec nie do końca rozumiał w jaki sposób chciano sprawdzić miecz. Nie zauważył żadnych grubych beli czy to z drewna czy ze stali, które idealnie nadawały się do tego zadania. Niepewny co się stanie przekazał kappie miecz, zachowując sobie pochwę. Obserwował uważnie technikę Bubu, bawiąc się przy tym swoją monetą.

Nie trwało długo zanim kappa zauważył coś dziwnego i jego mina to zdradzała. To była pierwsza oznaka, że coś się dzieje. Druga to było krótkie, chwilowe mignięcie kształtu ostrza. Merran musiał działać zanim kappa zniszczy magiczne inkantacje miecza. Pochwycił miecz i schował go do pochwy.

- Wystarczy - orzekł. - Chyba możecie już orzec, że ten miecz jest magiczny, prawda? W końcu na własne oczy widziałeś, że ma dodatkowe zabezpieczenie przed bezpośrednią magią. Wchłania ją i wykorzystuje energię do wzmocnienia zaklęć w nim zawartych. Nie wspominałem? - zapytał na widok zaskoczonej miny Regena. - Widać zapomniałem powiedzieć w karczmie. Wybacz. W każdym bądź razie, prefekt życzył sobie miecza, który będzie odporny zarówno na warunki fizyczne jak i magiczne. Jestem przekonany, że musiał o tym wspomnieć.

Garett PW
14 listopada 2016, 00:05
Widzę, że wam się podoba - powiedział z uśmiechem Regen. - Niestety, większość z tego co tu widzicie to jedynie iluzja. Ale iluzja pierwsza klasa! Do wody możecie nawet wskoczyć i będziecie się czuć jakbyście wskoczyli do prawdziwej, w dodatku po czymś takim musielibyście wyjść poza zasięg budynku aby efekt przemoczonych ubrań zniknął. Jedyne miejsce, w którym wszystko jest absolutnie prawdziwe to mój gabinet.

Na tym kończąc, Ambasador wprowadził ich do swego urządzonego z przepychem biura. Pełno w nim było posągów nagijskich wojowników oraz podobizm Shalassy, na ścianach wisiały maski Kabuki i katany, a w powietrzu unosiły się zatrzymane w czasie bąbelki. Podłoga z kolei była wykładana kafelkami z morskiego kamienia, natomiast meble, choć nie pochodzące z Hashimy, to kusiły pięknem które jednoznacznie wskazywało, iż wyszły spod ręki elfickiego cieśli.

Bubu zabrał się za sprawdzenia miecza zamówionego przez Farkasa, gdy to na krótką chwilę dziwnie się zaświeciło. Jeszcze dziwniej zachował się Merran, acz może po prostu bał się, iż jeśli miecz zostanie zniszczony to niedostanie zapłaty.
-Uspokój się - mruknął Regen i szybkim ruchem kostura wytrącił miecz z rąk Merrena, a następnie złapał go w lewą ręke. - Jak tak się boisz, że mój uczeń coś popsuje, to sam go sprawdzę. Powinieneś jednak przeprosić Bubu, bo Kappy są bardzo wrażliwe. I uwierz mi, nie chciałbyś widzieć wkurzonej Kappy. - Ambasador zaczął koncentrować energię magiczną w kosturze aby rzucić zaklęcie Rozproszenia Magii, które usunie resztki z testów Bubu, a następnie Identyfikację, dzięki której dowie się jakie właściwie zaklęcia zostały wplecione w broń. Cały czas przy tym zabawiał gości rozmową. - Jak już skończę, to pójdziemy przeprowadzić testy ostrości u kowala Kowala. Tak, nie przesłyszeliście się, najlepszy kowal w Listmoor ma na nazwisko Kowal. Jest trochę w gorącej wodzie kąpany, bo to były członek Zakonu Gorliwych Rycerzy Świętego Elratha Zbawiciela w Dniach Ostatnich, ale mimo wszystko to dobry człowiek, choć pół-pieniacz.

Nicolai PW
14 listopada 2016, 11:14
GarettGarettFelag i pyskówki



Cienie zebrały się wokół Garkh-Morphona, a następnie rozpełzły po całej sali. Wtedy stało się jednak coś dziwnego, bo w morzu cienistej mgły znajdowała się wysepka światła. A na jej środku stał Morgan. Lisz poczuł nagle jak napiera na niego olbrzymia aura męskości i szlachectwa. Sama obecność Dio nie tylko odpychała zaklęcie, ale zmieniała jego działanie. Szepczące Cienie zamiast dać nieumarłemu zdolność do czytania w myślach ludzi obecnych na sali, sprawiły, iż wszyscy słyszeli myśli Morgana.
Trzeba się będzie szybko stąd ewakuować, ta Salsa Penwiwern jest zbyt naiwna i jeszcze może się we mnie zakochać, a wtedy to brońcie mnie Smoki!
Mam nadzieję, że tym razem mój stary malarz nie będzie mnie napastował podczas wizyty w Listmoor, jak ostatnio…
Hmm, a może by napuścić na siebie tych krzyczących wariatów i Braci Nadgorliwych? Przy odrobinie szczęścia oboje się powybijają i w regionie nareszcie się trochę uspokoi…
Farkas mógłby przestać sobie dorabiać męskości organizując “turniej jakiego Ashan nigdy nie widział”. Przeklęte miasto frustratów seksualnych…
Ciekawe czy Freyda zgodziłaby się na szybki…



-Panie Morgan! - Falę myśli Dio przerwał ubrany w po szlachecku goblin.


-Tak Kevin? Ach, przepraszam, chyba za głośno myślałem - wysepka światłości została momentalnie pochłonięta przez cienie, a myśli Morgana ucichły.


Lisz wrócił do podsłuchiwania myśli zgromadzonych mając nadzieję znaleźć zdrajcę bądź coś w tym rodzaju. Większość zgromadzonych jednak próbowała ukryć zażenowanie wywołane myślami Morgana, a dziwaczny goblin Kevin zastanawiał się “co tak długo schodzi Bartowi i Vanagarowi na tej sesji malarskiej”. Garkh-Morphon już miał się poddać, kiedy wyczuł myśli kowala:
Uff, jak dobrze, że Morgan zapomniał, że miałem wyklepać dla niego ten szyszak co to go mi ukradli…


-Ha! Słyszałem to!
- krzyknął Morgan, który najwyraźniej choć uspokoił swoje myśli, to nadal w jakimś stopniu oddziaływał na Szepczące Cienie.


-Panie, wybacz mi! Miałem to zrobić, kiedy jeden z tych wariatów udających Smoczych Rycerzy tak nakrzyczał na opiekunkę z sąsiedniego sierocińca, że starowinka zeszła na zawał! W tym czasie jakiś złodziej po prostu buchnął ten szyszak!


-Dobra nie rycz… W sumie to mi nawet na rękę, bo pozwala upiec aż trzy pieczenie na jednym ogniu. Te, zdechlak, pośmialiśmy się, ale teraz czeka się prawdziwa robota. Idziemy odwiedzić Lorda Penwiwerna w jego przytulnej celi w lochach. Do tej pory nie wyciągnąłem z niego gdzie jest kryjówka Gildii Złodziei, ale może dzięki twoim zaklęciom uda się to z niego wyciągnąć. Dzięki temu jednocześnie sprawdzę cię, usunę Gildię Złodziei z miasta i, co najważniejsze, odzyskam swój szyszak!


Dio bez ceregieli pociągnął lisza za sobą. Gwardziści chcieli im towarzyszyć, ale tymczasowy pan Pękniny rozkazał im się oddalić. We dwójkę weszli do lochu, które sprawiały jeszcze gorsze wrażenie niż sala tronowa. Ściany były brudne od krwi, w niektórych celach leżały szkielety, a na podłodze walały się narzędzia tortur. Widać było, iż Lord Penwiwern miał dziwaczne upodobania.
-Co tam u ciebie, Pen? Podnieca cię leżenie po drugiej stronie krat, tak jak wcześniej twoi więźniowie? - zagaił Dio.
-Morgan… Jak tam twój element ożaglowania?
-Daj sobie spokój z tymi eufemizmami na określenie przyrodzenia. Acz skoro musisz wiedzieć, to twoja córka nie narzekała. - Uśmiechnięty Morgan obserwował jak były władca miasta próbuje go opluć, lecz nie udaje mu się to i paskudzi sobie śliną koszulę. -No, ale do rzecz: pytam ostatni raz, gdzie jest Gildia Złodziei?
-A czemu niby miałbym ci powiedzieć? I tak mnie zabijesz, a wyciągać torturami odpowiedź nie będziesz, bo to wbrew twoim zasadom…
-Masz rację, to wbrew moim zasadom, ale mam coś w zamian. No zdechlak, teraz twoja kolej.


GarettGarettTurtle i pierwszy boss



Cuervo już miał rzucać sztyletami w bandziorów, którzy wpadli przez drzwi, ale Swan go powstrzymał.
-Nie no, koledzy, ogarnijcie się! Czemu my w ogóle słuchamy mamci? Przecież mamcia chce tylko zabijać, a nie zbierać sokoły! A przecież jak zabijemy wszystkich frajerów, to skąd będziemy zbierać kasę?
-Zamknij się Swan, dobrze wiesz do czego ona jest zdolna
- odpyskował Brob, ale to były jego ostatnie w życiu słowa, bo sztylet Cuervo wbił mu się w krtań.
Torok, jako że nie był zbyt kumaty, próbował pomóc koledze, lecz na nic się zdały jego wysiłki gdyż został zaatakowany przez Shadowa, który zaczął dziobać go w oczy. Osiłek miotał się chwilę po pomieszczeniu, aż nadepnął na spróchniałą deskę, która ugięła się pod jego ciężarem i spadł do piwnicy. Biorąc pod uwagę, iż delikwent był orkiem, to istniała szansa, że jeszcze żyje. Kumasz z kolei, jak sam przydomek wskazuje, był mądrzejszy od kolegów i wiedział, że nie ma sensu ratować Broba, gdyż krasnal był już praktycznie martwy. Zamiast tego zaszarżował na Swana ze sztyletem. Syn szefowej gangu nie był jednak w kij dmuchał, wbrew temu co sądziła jego mamcia, więc porwał z podłogi krzesełko i zdzielił nim sprytniejszego bandytę w pysk. Ogłuszony Kumasz był już łatwym celem dla Cuervo, który poderżnął mu gardło. Babuleńka aż syczała ze złości.
-Chcesz znać prawdę, co? Tak zabiłam go… Powiem więcej, on nawet nie był twoim ojcem! Myślisz melepeto, że byłbyś takim wysoki gdyby spłodził cię ten zgrzybiały krasnolud?!
W tym czasie Shadow wynurzył się z piwnicy i poleciał dziobać babuleńkę. Mamcie prychnęła ze złością i rzuciła landrynką w ptaszysko. Ku zdziwieniu Cuervo cukierek wybuchł. Na szczęście starowinka nie miała prawa trafić w tak mały i szybki obiekt jakim był Shadow, lecz wybuch nastąpił na tyle blisko niego, że kruk padł ogłuszony na ziemię.


NicolaiNicolaiNitj’sefni i Ostrze Armageddonu



Ornitolodzy spojrzeli na siebie i zaczęli się donośnie śmiac.
- Panie uszaty… - Zaczął jeden. - Czy my Panu wyglądamy na spedytorów?
- Albo rytowników? - Dodał drugi.
- Jakbyśmy mieli te wszystkie magiczne bzdety to po co byśmy Pana potrzebowali, Panie uszaty? - Dokończył trzeci. - Niech Pan się nie wygłupia i tylko pozałatwia te wszystkie duperele… za coś Panu płacimy panie uszaty.
- Qai’m był we wielu miejscach, ale w gildii magów z Listmoor nie… pewnie dlatego, że nie ma takiego miejsca. - Rakszasa dodał od siebie. - Jest uniwersytet, ale oni zajęci sesją, nie pomogą… ale jest antykwariat Mosze Chajata. Qai’m tam był i widział wiele ciekawych rzeczy… takie jak Ostrze Armageddonu. Qai’m zastanawia się co byłoby jakby zderzyć je z Mieczem Mrozu stojącym w lombardzie Icka Chajata.


Shadal nie miał zbyt dużo do powiedzenia, wziął mieszek złota i udał się do Mosze. Wychodząc z Zajazdu słyszał tylko jak rozochoceni ornitolodzy dobierali się do wódki. Antykwariat był zaskakująco blisko Zajazdu, też znajdował się przy głównej alejce i stał obok dwój innych kramów rodziny Chajatów: lombardu i zakładu bukmacherskiego. Niezbyt duży budynek z imponującą wystawką, na której znajdowały się takie perełki jak Czaszka Markala czy kusza, którą Siergiej Gryf miał podczas krucjat przebić Kunyaka na wylot. Wszystko oczywiście z atestem autentyczności Qai’ma. Do tego był pozłacany kufer z aniołkami na wieczku. Podobno to się nazywa Graal i kiedyś w tym niesiono Łzę Ashy.
- Dawniej to ludzie mieli fanaberie. - Elf powiedział do siebie, a następnie wszedł do środka. We wnętrzu antykwariatu było tyle gratów, że ciężko było przejść. Było tutaj dosłownie wszystko. Wypchany Jednorożec, na którym Morgan miał legendarną sesję, ulubione ciżemki Sandro czy też ząb trzonowy samego Sar-Elama. Elf zastanawiał się ile z tych fantów to falsyfikaty, ale przerwał mu grubawy szczurek w cylindrze i monoklu.


- Czego szukasz? - Zapytał z udawaną chęcią pomocy? - Grandle Słonecznego Jelenia może? Podobno bardzo dobrze działają na potencję...


NicolaiNicolaiBelek, Irhacz, Garcio i ambasada



Regen aż się spocił próbując poczarować miecz, ale nic sensacyjnego się nie stało. Wyglądało na to, że za tym ostrzem nie kryły się żadne mroczne tajemnice, których niektórzy, by zapewne chcieli. Nie pozostało do wyboru nic innego jak pójść do kowala Kowala.


Ronin z początku chciał iść z nimi, ale zatrzymał go kamerdyner Gustaff. Dostojny staruszek w żabocie. Ukłonił się grzecznie i rozpoczął dyskusję.
- Jest sens, by Pan za nimi chodził po całym mieście? - Spytał spokojnym i dostojnym głosem. - Może oprowadzę Pana i Pana małżonkę po przybytku? - Lokaj błędnie przyjął, że samuraj i kapłanka są małżeństwem. - Te piętro już państwo poznali, to apartament jego ambasadorskiej mości, niektórzy zwą to penthausem. Na parterze znajduje się recepcja i restauracja. Oczywiście mieszkańcy mają obiady za darmo. Tam też Państwo było. - Słuchając opowiadań lokaja schodzili sukcesywnie w dół. - Na górnych piętrach są kwatery mieszkalne, państwu przydzielimy jedną z nich. Poniżej są biura, na razie nie są one zbyt zagospodarowane, bo jak długo trwa ta diaspora? Miesiąc? Dwa? - Ronin słuchał uważnie, bo dowiadywał się nowych rzeczy. - Na drugim jest sala do treningu fizycznego i magicznego, na pierwszym, z kolei, jest biblioteka, znajdują się tutaj zapiski i kroniki Hashimy, a także Sayamy i Shanriyi. Nie jestem pewien, ale są także jakieś notatki na temat Kakuregi. Jakby zaszła taka potrzeba to zapraszam do lektury... - Biblioteka, to może być to. Może tutaj Ronin znajdzie coś o Oshiro. - Warto też poznać historię tego przybytku, przez 130 lat był on siedzibą reprezentanta Faktorii Korzennej z Shanriyi, Miko-samy. Niestety koniunktura na przyprawy się skończyła i nasz kupiec przeprowadził się do Pękniny. 40 lat czekaliśmy aż zadecyduje co zrobić z budynkiem aż zgodnie z prawem Listmoor uznaliśmy przepadek mienia na rzecz miasta. - Tego naga już nie słuchał, bo myślami był już w bibliotece.


----


Regen zastał kowala Kowala w złej porze. Była już jedenasta, więc musiał już być po kilku piwach. Dzisiaj chyba wcześniej zaczął, bo jak naga wszedł z wędrowcem do środka leżał na podłodze, a obok niego toczyły się puste butelki.
- Mówiłem, że na jutro będzie gotowy ten buturlik... - Wymamrotał. - A to Ty Regen… - Dopowiedział po otworzeniu oczu. - Z czym tą razą do mnie przychodzisz? Z mieczem do obadania? Ugh… a co ja jestem? Krytykiem kowalskim? Nie, ja jestem kowal… ja tworzę, nie oceniam. - Mówił coraz ciszej i ciszej… aż w końcu zasnął. Bubu go uszczypnął celem obudzenia. Kowal aż podskoczył.

Wówczas Merran miał okazję przyjrzeć mu się bliżej. Marych Kowal był postawnym mężczyzną o posturze beczki wina, którą zasadniczo jest. Pomimo licznych pijatych jego ubranie było schludne. Złoty kombinezon ze zdobieniami, granatowe rękawy i szeroki kołnierz. Jak na pijaka i prostego kowala miał gust. Tylko jego łysa, nieskalana myśleniem, gęba awanturnika nie pasowała do całości. Zupełnie jakby to był rycinomontaż złożony z dwóch różnych postaci.

- Co? Kontrol? Już nie śpię, już nie śpię... - Wrzasnął wystraszony. - A to tylko Ty Regen… ależ mnie wystraszyłeś. Miecz trzeba obadać? Było trzeba tak od razu. - Kowal poszedł na zaplecze, a po chwili wrócił z własnym półtorakiem, watowaną kurtą na sobie oraz wiadrem na głowie.
- Przetestujemy na żywym organizmie, Panie autor… atakuje Pan. - Oddał zamówione ostrze Merranowi i przyjął pozę bojową.

Kammer PW
14 listopada 2016, 14:41
Fineus swoje, tamci swoje. Dobrze więc, chcą się lać, niech więc się leją.
Na widok słonioluda z kolei Mrocznej Fali cokolwiek szczęka opadła, gdy przebywał w Al-Safir widział kilka hybryd, bo to w końcu była stolica magów, ale zawsze były to jakieś niezbyt okazałe, relatywne zwykłe istoty. Tu miał przed sobą ciężką, wielką i… rozumną hybrydę! Był pod wrażeniem, to trzeba było zaznaczyć.

Pamiętał paskudne czasy w Hereshu, gdy próbowano mu wpoić podstawy nekromancji i tworzenia nieumarłych. Jedną z lekcji, którą próbowała mu przekazać jego mistrzyni tyczyła się tego, by nie mieszać kości. Kościotrupy powstałe z części pochodzących z ludzi, elfów, krasnoludów, ogólnie z mieszanek, były gorsze jakościowo, kruszyły się łatwiej, a ich spoiwa gorzej trzymały. Fineus zastanawiał się, z kim w ogóle można byłoby zmieszać tego… słonioluda. Z ludźmi nie, bo… Bart, tak się chyba nazywał był zbyt masywny. Ze słoniami z kolei pewnie też, bo różnica w postawie z pewnością nie pozwoliłaby na powstanie czegokolwiek… efektywnego. Fineus zadumał się, czy Karmazynowi są w stanie zrobić mieszańców z… dajmy na to… lisów albo żółwi.

Otrząsnął się, przyjął wizytówkę, skinął głową, przeczytał ją, schował za pazuchę i podał Karmazurowemu swoją własną, nieco wystrzępioną, ale zawsze to coś:
Fineus, Wróżbiarz
Przepowiadanie, wróżenie, objawianie przyszłości
Możliwość zamówienia rzucenia klątwy na uciążliwego sąsiada

I zaczął się z pewnym zainteresowaniem wsłuchiwać w monolog o pochodzeniu Vanagara i przy okazji wyjawił, że zmierza do Pękniny, gdy nagle pojawili się rycerze. A raczej banici. Ich przybycie, co zasmuciło Fineusa, spowodowało, że Bart i jego mistrz szybko wzięli nogi za pas. Cóż, bywa i tak, teraz trzeba byłoby jakoś się dogadać z tymi… rycerzami.

Wróżbita popatrzył na nowoprzybyłych, ich hasło brzmiło… nieco dziwnie, ale i agresywnie. Ale za to Lye przyszła, z kuropatwą, mniam. Minusem było to, że Winnick i jego banda chyba zamierzali ich zaatakować… niedoczekanie. Fineus zostawił kotłującą się dwójkę, która chyba właśnie zaczęła zdawać sobie sprawę, że nie są sami na trakcie i zażenowaną Lyę, która zaczęła przytraczać kuropatewkę do muła.

- Niechaj słuszny gniew porazi wrogów Świętego Cesarstwa! – powitał krzyżowców akcentując „Świętego”.

Za czasów, gdy przebywał w stolicy to było jedno z zawołań stosowanych podczas zmagań Szóstego Zaćmienia, chciał przywitać krzyżowców w sposób znany im, by zyskać nieco czasu, może by tak kupić nieco czasu. Popatrzył na banitów, których zaletą była chyba jedynie liczebność. Teoretycznie jakby cała czwórka znalazła się na koniach i pognałaby z mułem za Karmazurowym, to rycerzyki nie mieliby szansy im czegokolwiek zrobić, bo Fineus łuków przy nich nie dostrzegł. Ale wzrok już nie ten, a i ciężko byłoby posadzić Liama i Thyga na ich wierzchowce, skoro oni dopiero przestali się tarzać po glebie. Banici tak po prawdzie w ogóle nie wyglądali na reprentatywnych. Wychudzeni, z niechlujnymi brodami, w znoszonej i połatanej nieudolnie zbroi, na widok której Thyg pewnie by się autentycznie załamał, jakby nie podnosił się z ziemi. Nawet te ich ryngrafy były zaśniedziałe i niewypolerowane… Sprawiali oni wrażenie niemalże żałosne. A raczej sprawialiby, jakby nie byli w tej chwili na tyle groźni.
Mroczna Fala wiedział, że trudna sytuacja zaostrza ludzi, powoduje, że zachowują się oni groźnie, tak samo głód i pragnienie. Rycerze niezbyt są nawykli do polowań, nie wiedział w ogóle, czy ta ósemka potrafiłaby odróżnić strzałę od bełtu. Trzeba byłoby jakoś ich przekonać do pokojowego rozwiązania konfliktu.

- Witajcie, dzielni rycerze – powitał pochlebstwem – Ten czarodziej - wskazał na tumany kurzo pozostawione po wspomnianym - nie był naszym towarzyszem, to było jedynie przelotne spotkanie na trakcie. Jesteśmy podróżnikami, wędrowcami, teraz zmierzamy do Listmoor. Może ruszymy wspólnie? W grupie to zawsze raźniej, a trasa niebezpieczna.

Zaczął też gorączkowo przeszukiwać swoją pamięć, czy pamięta cokolwiek o jakimkolwiek Winnicku z czasów, gdy przebywał w stolicy albo o jego zakonie. Co prawda, krucjaty Alaryka i nie-świętej Izabeli miały miejsce już po opuszczeniu stolicy przez niego, ale może jakiś strzep informacji udało mu się zapamiętać…

Turtle PW
14 listopada 2016, 15:28
-Pani starsza! Pani wyjdzie dla swojego dobra.- Cuervo zaczynał tracić cierpliwość. Już dwa razy mógł zginąć, został wysłany po haracz do wdowy a teraz jeszcze babcia ma eksplodujące cukierki. I to wszystko w jeden dzień...
-Liczę do trzech!- na dzieci działa. Podobno.
- Swan, skocz po jakieś drewno. Nie masz tam nic cennego? - na twarzy draba pojawił się sprzeciw.
-Spokojnie, to blef, w środku jest mój przyjaciel.
Niektórym po prostu brakuje wyobraźni...i ognia.
A tego u niego dostatek.

Bychu PW
14 listopada 2016, 15:31
- A długo takie malowanie potrwa? Bo ja na turniej się zapisać chciałem, weź mnie panie Ozjasz idź zapisz, albo komuś każ, to mogę się dać namalować, tak za 150 za godzinę, skoro Pan taki hojny jesteś. Diuck wyszczerzył się. Dostanie pieniądze, ktoś zapisze go na turniej, a i może go nakarmią później?

- Hehe, dobry ten pomysł masz na to Falias - Kurt nie do końca wiedział, gdzie to jest, chociaż coś mu świtało - Ale to Morgan na koniu będzie? Bo to takie trochę mało, no, epickie jak na niego, taka legenda to na smoku Gryfie co najmniej powinna siedzieć... A i ten, DoWCip mi się przypomniał - zaakcentował odpowiednio słowo dowcip, w końcu chodziło o legendę! - Wiesz Pan, Morgan siedzi sobie na siłowni i rzeźbi swoje mięśnie i podbija do niego panienka i pyta, ile ma siły w łapie, na co on mówi:
- w lewej to jak z tysiąc bomb!
- Wooo, a w prawej?
- A w prawej to drugi tysiąc!
- Wooo - dziewczyna wyraźnie była już gotowa mu się oddać, na co ten zdejmując spodnie mówi
- A lont to Ty nawet nie pytaj, bo liczb brakuje!

Diuck wyszczerzył się, zawsze lubił ten dowcip.

- A ten tukan, to co jest taki fajny gołąb kolorowy, co nie? - zapytał niepewnie. Nie wiedział, czy pozwoli, żeby mu coś takiego siadło na mieczu.

- I może bym tę dziewicę poszukał, bo jak jest ładna, to szkoda, żeby coś się jej stało, zwłaszcza jak ten magik coś do niej miał... - powiedział. Nie miał ochoty stać i czekać bezczynnie, był ciekaw, jak będzie wyglądała blond piękność.

Irhak PW
14 listopada 2016, 15:36
- Nie miałem na myśli nikogo urazić – skłonił się kappie. Kiedyś zawitał do Hashimy i widział rozsierdzonego przedstawiciela tej rasy. Nie był to najprzyjemniejszy widok. – Po prostu zaklęcia nałożone na miecz się jeszcze o końca nie ustabilizowały, a ja sam wolałbym mieć to zlecenie za sobą. Nie czuję się najlepiej z mieczem. Nigdy nie przepadałem za nimi. Zdecydowanie bardziej wolę sztylety.

Merran był nawet zadowolony z obrotu sprawy. Przez moment obawiał się, że zostanie posądzony o jakieś niecne zamiary i będzie musiał stanąć do walki. Jednakże to, że Regen zaoferował swoje usługi było zbawienne dla wędrowca i jego dzieło. Zdawał sobie sprawę, że nie ważne jak potężną magią by władał naga to nigdy nie będzie tak czysta i doskonała jak ducha żywiołu. Nawet tak słabego gatunku jak kappa.

W końcu badania wyszły pomyślnie dla Merrana. Pozostało tylko stawić się u kowala i dokończyć testy. Tym razem właściwe.

Kuźnia może i nie była obskurna i w pełni zapuszczona, ale też nie można było jej nazwać najlepszą w Imperium. Po części dlatego, że Listmoor wciąż nazywało się Wolnym Miastem, a po części dlatego, że już przy wejściu przywitał ich widok jakiegoś zapijaczonego grubasa z złotym kaftaniku, który sprawiał wrażenie jakby był o co najmniej rozmiar za mały. Wkrótce okazało się, że to sam Kowal. W dodatku jego metodą testów wytrzymałościowych była walka. Ten dzień zapowiadał się świetnie. Po prostu świetnie.

- Nie wiem czy to dobry pomysł – stwierdził na widok jakiejś miękkiej kulki z wiadrem na szczycie, która trzymała dość prosty, by nie powiedzieć toporny, miecz półtoraręczny. – Nigdy nie szkoliłem się w walce mieczem. No dobra, spróbuję. Skoro jeszcze żaden giermek się nie zabił to może i ja się nie zabiję.

Merran wyciągał powoli ostrze z pochwy, przypominając sobie wszystko co wiedział na temat walki mieczem. Nie było tego wiele. Tępym końcem do siebie, ostrym do przeciwnika. Nie robić szerokich zamachów, bo się odsłaniasz, ale też krótkie nie są dobre, bo nie nadadzą odpowiedniej siły. Poza tym nic więcej nie wiedział. Ani jaką postawę przyjąć (a wiedział tyle, że każdy rodzaj broni ma inną postawę wyjściową), ani jakie ciosy wyprowadzać, ani tym bardziej jak taką bitwę wygrać.

Wyprowadził więc po prostu prosty sztych tak jak to się robi sztyletem. Oczywiście taka prosta i słaba sztuczka została natychmiastowo odbita, a Merran musiał z kolei obronić się przed ciosem Kowala. Tu instynkt samozachowawczy zadziałał i w ostatniej chwili się zasłonił klingą, po której zsunął się półtorak przeciwnika. Korzystając więc z okazji, że kowal miał ostrze swojego miecza znacznie poniżej, obrócił się na tyle, by mieć to ostrze przed sobą i wykonał zamach opuszczając ostrze swojego miecza na ostrze bastarda. Merran mógł tylko się modlić, żeby ten cios udowodnił siłę tego jeszcze nienazwanego miecza i zaklęć nałożonych na niego. Wątpił, żeby kiedykolwiek dostał drugą taką szansę na łatwy cios.

Belegor PW
14 listopada 2016, 15:59
Ronin słysząc rozmowie o kappie tylko milcząco pokiwał głową, potwierdzając tym słowa Regena. Sam dobrze znał zdolności wkurzonej kappy, aż za dobrze. Widząc Hikume zrozumiał, że ta od początku wiedziała o iluzji. Widziała świat innymi zmysłami i te nie widziały tej iluzji, tylko zwykły dach. Dlatego nie zauważył jej uśmiechu.

już mieli się zebrać do drogi, kiedy Ronina zaskoczył służący Regena. Omyłkowo ich wziął za małżeństwo. Ronin go poprawił:
- Ona jest kapłanką Shalassy, ja ją jedynie chronię.
Nie wiedział, czy to dotarło do służącego. Hebi tymczasem obudził się w gabinecie i zaczął latać wokół bąbelek i między rzeźbami. Był ciekawski jak na oślizga.
Wieść o bibliotece zaintrygowała Ronina. Podobnie jak wiadomość o diasporze. Czyli wojna naprawdę się skończyła. Hikume odparła lokajowi, że zajmie się pokojami podczas gdy Ronin zostanie w bibliotece. Nag przytaknął i poprosił o to.
Gdy już został zaprowadzony do bliblioteki, Hebi owinął mu się wokół ręki, a sam rozpoczął szukanie informacji o Oshiro w momencie gdy lokaj zniknął z Hikume.

Felag PW
14 listopada 2016, 17:16
Uff... Chyba się udało. Sir Morgan... jestem ocalony, tylko muszę się od niego wyrwać. Muszę! Nie zostawię Narik-Thuster'a. A szczególnie nie mogę zostać przy sir Morganie. Ta moc, która z niego emitowała... Kim on jest?

-------------------------------

- ...coś w zamian. No zdechlak, teraz twoja kolej. - rzekł Dio Morgan i odsunął się, zostawiając miejsce Garkh-Morphonowi.
Nekromanta skupił swoje myśli i tak jak chwilę wcześniej wyciągnął ręce przed siebie i zaczął mamrotać jakieś niezrozumiałe, losowe słowa.
Muszę tylko uważać, żeby czaru nie został zanegowany przez aurę sir Morgana...
Powoli wstępowała w niego moc. Czuł zbliżający się przypływ energii...

Nitj'sefni PW
14 listopada 2016, 17:45
Shadal wszedł do antykwariatu. W środku ciężko było się poruszać zważywszy na olbrzymią ilość wszelkiej maści gratów i rupieci. Przy takiej ilości potężnych artefaktów powietrze tutaj powinno być aż gęste od magii. Jednakże elf nic takiego nie czuł. Kiedy tak rozglądał się wokół szukając czegoś ciekawego, usłyszał za sobą dziwny głos.
- Czego szukasz? Grandle Słonecznego Jelenia może? Podobno bardzo dobrze działają na potencję...
Shadal odwrócił się na pięcie, ale nie ujrzał nikogo.
- Tutaj jestem. - Spojrzał w dół i dostrzegł, że stoi przed nim wielki humanoidalny chomik.
- Eee... Dzień dobry - powiedział skonsternowany elf. - Tak się składa, że szukam paru rzeczy. Na pewno przydałyby się miarka, rylec i kompas. No, ale przede wszystkim potrzebuję jakiegoś przedmiotu z potencjałem magicznym. Wie pan, takiego przesiąkniętego magią.
Elf miał nadzieję, że to naprawdę pan, a nie pani koboldowa.

Nicolai PW
14 listopada 2016, 21:44
GarettGarettBychu i konflikt na tle religijnym (i zapomniany przez wszystkich Bacus :<)



-Ooo paaanie, do wieczora potrwa! Ale proszę się nie martwić, w końcu za każdą godzinę dostanie pan 150 sokołów. - Malarz mrugnął do Diucka porozumiewawczo, co zapewne miało znaczyć: “będę przedłużał na tyle długo, abyś mógł wyciągnąć jak najwięcej z Ozjasza”.
-Ale… Ale… A w sumie, niech będzie - powiedział Ozjasz. Najwyraźniej Kobold wymyślił jakiś sposób jak sobie odbić te stracone sokoły. Percival mógł się założyć, że miało to związek z zapisaniem Diucka do turnieju oraz zakładami.





Po odejściu Ozjasza, Diuck zabrał swoje ciuchy, które trzymał Percival, ubrał się i ruszył niczym rycerz na ratunek nadobnej nie-do-końca dziewicy. Długo nie musiał szukać, bo na miejsce doprowadziła go ożywiona rozmowa jakichś dwóch przygłupich rycerzy w rozklekotanych zbrojach.
-Te, co z nią zrobimy Matt? Widziałeś jak ten heretycki mag ją tu związał i zakneblował. Znaczy, że ona nie jest grzeszna
-Nie wydaje mi się Skip - odpowiedział drugi. -Myślisz, że cnotliwe kobiety tak hasają po lesie na golasa?
-No przecież babcia mi opowiadała, że cnotliwe dziewice lubią kąpać się nago w rzecznych strumieniach. Lubiłeś przecież przychodzić na jej opowieści, Matt.
-Twoja babcia wyznawała Ylath… O! Wiem już co to za rodzaj grzeszniczki! Twoja babka opowiadała dziewicach będących wyznawczyniami Ylatha, więc ta kobieta zbluźniła przeciwko Elrathowi oddając cześć jego niegodnemu bratu!
-Ale Matt, magowie też wyznają Ylatha, więc dlaczego ten konkretny związał ją tutaj?
-Skip, ty cymbale, przecież magowie wcale nie wyznają Ylatha! Takie głupoty wypisują tylko jacyś grzeszni uczeni w swoich kompendiach wiedzy aby skusić do grzechu słabych ludzi. To jasne, że ta kobieta jest Rodzimowierczynią, przecież oni lubią takie rzeczy jak przywiązywanie się do drzew nago! - Rycerz nazywany Mattem nagle spostrzegł Diucka. -Stój, człeku! Jesteśmy Braćmi z Zakonu Gorliwych Rycerzy Świętego Elratha Zbawiciela w Dniach Ostatnich! Ta kobieta została przez nas oskarżona o Rodzimowierstwo! Proszę się nie wtrącać w nasze dochodzenie!
-Ale mu ładnie powiedziałeś, Matt. Bossack byłby z ciebie dumny.
-Wiem, Skip, wiem.


GarettGarettŻółwik orator, Wiedźma i Berserker



Mamcia wiele lat przeżyła na tym łez i krwi padole i nigdy nie dawała sobie w kaszę dmuchać, ale nawet jej nie uśmiechało się zginąć w płomieniach. Zwłaszcza, że z jej punktu widzenia zdrada Cuervo był czymś, co równie dobrze ona mogłaby zrobić, a idąc tym tokiem myślenia, to nie zawahałaby się przed podpaleniem młyna gdyby nie spełniono jej żądań.
Starowinka pochwyciła w sękate dłonie słoik z landrynkami i powolnym krokiem opuściła budynek.
-Oddawaj słoik - warknął Swan.
-Do mamci takim tonem?! Ty niewdzięczniku! Aah!!! - Babuleńka pisnęła gdy Shadow dziobnął ją w rękę, przez co słój upadł na ziemię. Przez krótką chwilę wszyscy troje zamarli w przerażeniu, bojąc się, iż landrynki wysadzą pół Falais. Na szczęście jednak słoik wytrzymał.
-Nie zabiję cię mamcia, boś mimo wszystko rodzina, ale ostrzegam cię, nie wracaj tu nigdy. I zostaw ten słój! - krzyknął, kiedy jego matka chciała podnieść swoje zabójcze cukiereczki.
-Ażeby was Urgash pożarł! Beze mnie ten gang nie przetrwa ani jednego dnia! Jesteś takim samym durniem jak twój ojciec! Jak oboje twoich ojców! - Mamcia złorzeczyła jeszcze chwilę na syna, aż się zadyszała i wyciągnęła ze swojej torebki miotłę (musiała być ona magiczna, bo Cuervo nie widział innego sposobu aby znalazło się w niej coś tak dużego jak miotła).
-Czekaj mamcia… Jak się nazywa mój prawdziwy ojciec?
-Coś na K… Nie pamiętam. Zresztą i tak bym ci nie powiedziała! - Stara Wiedźma wydała z siebie skrzek, który miał być najwyraźniej śmiechem, usiadła na miotle i odleciała w siną dal.
Cuervo nie miał jednak czasu przetrawić tych wszystkich informacji, gdyż młyna dobiegł ich ryk. To Torok najwyraźniej znalazł wyjście z piwnicy i wpadł w Szał Berserkera.


GarettGarettFelag i multum nawiązań



- Majtki wróżbity, gacie orka, zadek i siurek. - Penwiwern był sprytniejszy niż wyglądał. Strzelał myślami jak bombardy. Truposz nie był w stanie odnaleźć się w tej karuzeli losowych myśli. - Mama, Bazyliszk... - Seria za serią, bez chwili wytchnienia. Lisz był zmęczony i zdekoncentrowany. Nawet nie zauważył kiedy przekierował czar na Morgana.
- Ale bym opindzolił bułkę takom… z chlebem. - Po usłyszeniu tej myśli truposz spostrzegł, że to Morgana, a nie Penwiwerna podsłuchuje. Musi się przełączyć na więźnia.
- Ciekawe czy Hoku scali się z Begetą, by skopać Łajta? - Nie udało się umarlak nadal siedział w głowie Dio i nie umiał z niej wyjść. - Jak tak pomyśleć to Freyda miała jędrniejsze cycuszki niż Salsa w jej wieku... - Gdyby nekromanta mógł to zaczerwieniły się w tym momencie. I bardzo możliwe, że te uczucie pomogło mu poukładać myśli i wrócić z powrotem do głowy Penwiwerna.
- Ten burak znowu połączył się z Morganem… co za konował. W tym tempie do rana nie wysonduje, że… ej, zaraz… Wy to słyszycie!? - Lord spanikował i szybko wymyślił nową strategię. - Pen Penwiwern Pavello Pen! - Zaczął nucić w myślach.
-Hmm, mam pomysł - mruknął Morgan i zaczął się rozglądać. Nagle wynalazł na podłodze pręt do przypiekania więźniów i podniósł go. -Hej, Pen, na co ci tylko jeden pręt?
Szlag, a już mieli po mnie przyjść… I have a Pen, I have a Wiwern… gorący pocałunek… Ugh, Penwiwern… dziewica… I have a pen, I have a Pavello… przejście… Ugh, Pen Pavello… żelazna… Pen Penwiwern Pavello Pen! - W głowie byłego władcy Pękniny nastał kompletny chaos. Najwyraźniej Morgan trafił na jakiś trop, bo przemyślenia przestraszonefo lorda przewijały się pomiędzy nuconą przez niego piosenkę.


NicolaiNicolaiKammer w ciemnej d… khem… dziurze



Z początku Wróżbita radził sobie zaskakująco dobro. Już zaczynał wierzyć we własne zdolności dyplomatyczne i to, że nawet do bandytów z partyzantki da się dotrzeć. Nawet zaczął się zastanawiać czy czasem legendarne wręcz twardogłowie gorliwców nie jest ostro przesadzone i wtem sytuacja obróciła się o 180 stopni, bo powiedział jedno zdanie za dużo.


- Na wrogów Cesarstwa!? - Winnick niemal się zapowietrzył. - Złorzeczysz nam? Ty, ty, ty… zapluta, służalcza kreaturo! - Wrzasnął, machając jednocześnie mieczem, by dać znak swojej bandzie do ataku. Thyg i Liam szybko wstali na równe nogi i próbowali ratować sytuację, którą popsuł Fineus.
- Ej no, bez nerwacji. - Odezwał się krasnolud. - Mamy gorzałkę… pogadajmy na spokojnie przy piwku.
- Szczam na twoją gorzałkę… geju! - Bossack pochwycił największy kamulec jaki był w stanie wydrapać z ziemi spod stóp i cisnął nią w krasnoluda, który runął na ziemię i zaczął pluć krwią. - Nie będę pił z karakanem co z chłopem po polu się tarza… homosie! - Dodał i zaczął biec na Liamia razem z dwójką swoich przybocznych.


Gdy ten zrozumiał w jakim jest położeniu zapomniał o rycerskim honorze i zaczął wiać co sił w nogach. Uciekał dobre sto metrów przed agresorami aż nie potknął się o wystający korzeń i przewrócił się na ziemię rozcinając sobie przy tym skroń. Nawet nie zdążył wstać, bo w przeciągu ledwie kilku sekund Bossack z obstawą dobiegli do niego i zaczęli go kopać gdzie popadnie.
- Błagam… nie w oparzenie. - Było słychać szloch Liama w oddali.


Z pozostałej piątki dwójka ruszyła na Wróżbitę, a trójka na Lyę, która zachowała zimną krew, rzuciła kuropatwę na ziemię i zaczęła ostrzeliwać wroga z łuku. Jeden dostał w łydkę, drugi w ramię. Trzeci był Winnick. Przymknęła oko, wymierzyła i… chybiła. Bandzior sprytnie wszedł w ślizg w ostatnim momencie i w jechał prosto w nogi elfki.
Ostatni na polu bitwy został Fineus. Wydawało się, że skoro jest na koniu to ma przewagę. Niestety jego szkapa nie była przyzwyczajona do zgiełku walk jak każdy koń podróżny. Bandyci czatujący na traktach doskonale o tym wiedzieli i potrafili doskonale to wykorzystać. Tupali i krzyczeli aż wierzchowiec zrzucił wróżbitę i zaczął uciekać. Fineus uderzył głową w kamień i stracił przytomność.


====


Wróżbita powoli zaczął się przebudzać. Zaczęły do niego dochodzić strzępki bodźców zmysłowych. Jakieś krzątające się kształty. Jakieś dźwięki. Spróbował się ruszyć, ale nie mógł. Został związany tak, że ledwo mógł oddychać.
- To był udany dzień, co nie Gerych? - Powiedział jeden z głosów.
- Się wie… konie, łupy i jeszcze nadobna dziewka. - Odpowiedział ktoś inny.
- Gadajcie za siebie… dziewkę Winnick zaklepał dla siebie… a ja mam z tego figę z makiem. No i dziurę w ramieniu. - Głosy przestały być wyraźne. Fineus znowu odpłynął.


====


Nagle obudziło go przeraźliwe łupnięcie i jeszcze większy ból głowy. To ktoś uderzył jego czołem o coś twardego i drewnianego. Otworzył oczy. Siedział w ciemnym, obskurnym pomieszczeniu bez okien. Był przywiązany do krzesła, a przed nim było biurko, za którym siedział Bossack. Miał iście grobową minę.
- W końcu królewna się obudziła. - Prychnął ponuro. - Ja już wszystko wiem… także nie pogarszaj swojej sytuacji. - Mówiąc to wyciągnął z szufladki biurka talię kart. - Wróżysz z kart… czyli bazujesz na szczęściu, a kto nim włada? Urgash! - Uderzył pięścią w stół. - Opowiedz nam wszystko… kiedy Cię przeciągnęli na swoja stronę? Kim był Inkub, z którym podpisałeś cyrograf? Co dałeś im w zamian? Odpowiadaj, tylko bez kłamstw, jak będziesz szczery to może Cię nie zabijemy...


NicolaiNicolaiBelek i research



Ronin wszedł do biblioteki i jej przepych aż go ujął. Kolumnada z lapis lazuli, mahoniowe ściany z złotymi zdobieniami stylizowanymi na kiriny, kappy i inne stworzenia z hashimskich bestiariuszy. Do tego całość była podświetlana lampionami dającymi ciepły, przyjemny blask. Książki były rozmieszczone na cedrowych półkach rozlokowanych w dwunastu rzędach, a przy wejściu stało biurko z tego samego drewna co półki. Przy nim siedziała piękna Shaldanka będąca kustoszem tego miejsca. Po wypytaniu o to co interesuje samuraja wskazała na odpowiednie pozycje w ich ksiegozbiorze.


Ronin zasiadł przy jednym z siedmiu cedrowych stołów i zaczął czytać tom ”Zaginione Plemię Hashimy”, które miało dostarczyć odpowiedzi na nurtujące go pytania.


”Filozofia Nag jest prowadzi ten dumny naród do perfekcji. Jednak droga to długa i wyboista, ale nie można zrobić na niej postoju, tym bardziej zboczyć z niej czy zawrócić. Kroczenie nią to powinność każdej Nagi, niezależnie czy jest prostym poławiaczem krabów czy samą Wieczną Cesarzową. Każdy wyznawca Shalassy ma obowiązek zaczynania kolejnego dnia jako byt lepszy niż o poprzednim poranku. Niestety owe cele potrafią wzajemnie się wykluczać. Tak też było w przypadku Oshiro zwanego Przeklętym i Miłościwie Nam Panującej. Jeśli zadaniem daimyo jest nieustanne powiększanie swej domeny to musi nastąpić moment, w której jego wpływy entelechii Wiecznej Cesarzowej. Ten niuans naszej kultury prowadzi nas do cyklicznych okresów izolacji, bo skoro wyznajemy, że wszystko musi być doskonałe to zwycięstwo także.


Jednak Oshiro spaczony zbyt długim przebywaniem na kontynencie wypowiedział posłuszeństwo tej świętej zasadzie. Ludzie, krasnoludy i elfy przedstawiły mu inne spojrzenie na świat, w którym z życia czerpie się pełnymi garściami, a nie poświęca się je dla iluzorycznych celów. Ową wizję uznał za tak piękną, że aż zapragnął podzielić się nią ze swoim ludem. Jednak żeby go osiągnąć musiał zrzucić kajdany Wiecznej Cesarzowej i uczynił to w sposób nieznany do tej pory Nagom, ucieczką i podstępem.


Zawarł wiarołomny pakt z Kirinem, w myśl którego za przeniesienie poddanych zdala od Hashimy miał ofiarować własną duszę. Jednak nie po to nauczył się prawdziwego życia od mieszkańców kontynentu, by je poświęcił w momencie kiedy je zyskał. Miejsce, do którego przeniósł swoich rodaków nie wybrał przypadkiem. Miała bowiem w tym miejscu znajdować się największa Łza Ashy jaką świat widział. Nią odciął bestię od siebie i mógł prowadzić wolne życie w mieście, które nazwał Kakuregą.


Jednak czemu został on przezwany Przeklętym? Bowiem sprowadził na siebie i swój lud ogromną cenę za swe zaszczytne ideały. Musieli latami mieszkać pod magiczną barierą by uchronić się przed furią Kirina, który zatracił się w gniewie. Zabicie kreatury i rozpuszczenie kopuły nie było końcem trwóg, nie. Jedne zostały zastąpione kolejnymi. Mroczne Elfy siłą zmusiły Nagi do zejścia pod ziemię i wejścia w skład ich nowego królestwa, Ygg-Chall.


Niektórzy twierdzą, że zrobiły to dobrowolnie i żyją w symbiozie z wyznawcami Malassy, a nawet zaczęli podzielać ich wiarę, ale ja uważam to za bajki dla dzieci. To wizja zbyt piękna, by być prawdziwa. Czytelniku, wiedz jaka jest cena za zdradzenie kultury Nag i jej zwierzchniczki, Wiecznej Cesarzowej. Wolne życie, którego tak bardzo pragnęli stało się niewolą w ciemnościach.“


Poniżej była mapa z lokalizacją Kakuregi.


NicolaiNicolaiNitj’sefni na zakupach



- Przepraszam, gdzie moje maniery… Mosze Chajat, do usług. - Wyciągnął dłoń, by przywitać się z elfem. - Potencjał magiczny? Rozumiem, ale musi być Pan bardziej szczegółowy, bo mam zarówno chałturnicze różdżki z Stormgard jak i unikatowe kostury sprowadzone ze Srebrnych Miast. Do czego konkretnie są potrzebne te magiczne przedmioty? Do wywabienia moli ze szafy czy, nie wiem, rzucenia klątwy na teściową? - Chomik chodził w kółko. - Niezależnie od celu, mimo wszystko, polecałbym coś porządnego… nie wiem, róg jednorożca? O, chociażby ten egzemplarz. - Sięgnął po złoty kościec. - Złoty Jednorożec, zagrożony gatunek… teraz tylko w okolicach Jesiennej Stolicy żyją. Marne dziesięć tysięcy sokołów… z możliwością rozłożenia na raty, to jak? Bierze Pan?


Wtem do antykwariatu wbiegł drugi kobold. Był podobny do pierwsze tak bardzo, że Shadal był gotów przyjąć, że są braćmi… albo, że kompletnie nie potrafi odróżniać szczurów między sobą.
- To ty jesteś ten fra… bohater, który chce wezwać Feniksa? - Zawołał zdyszany.
- Co!? Fe… Feniksa!? - Zawołał drugi i pobiegł do witryny i wziął kuszę Siergieja Gryfa. - Tu nie ma co dywagować, tu trzeba się przygotowywać! - Wrzeszczał podniecony, ale w ciągu minuty blask z jego oczu zniknął i wróciła kalkulacja. - Zaraz… a co ja będę z tego miał, Ozjasz? Ja zainwestuję w to swoje bezcenne artefakty i co? Tak samo sobie zapoluję jak Ty? Nie, nie…
- No weź Mosze… o nic w życiu Cię nie prosiłem. - Odparł drugi.
- O nic? A pamiętasz jak chciałeś to zrobić z kapłanką Shalassy? - Mosze był pamiętliwy, nie mógł pozwolić, by jakaś przysługa nie została wypomniana.
- Oj tam… to na urodziny było, weź. - Oczka Ozjasza zaczęły być szkliste.
- Ale i tak musiałem krocie na to wydać… wiesz ile to kosztowało? I to w czasach izolacji? - Odparł niewzruszony.
- Dobra… to już nic nie chcę na urodziny. - Ozjasz odpowiedział bez zastanowienia.
- Naprawdę!? - Spytał zszokowany Mosiek.
- T… tak. - Po chwili zastanowienia Ozjasz nie był tak pewny, ale nadal wolał zapolować na Feniksa niż dostać jakikolwiek prezent.
- No dobra, to ten jacht, który kupiłem dla Ciebie dostanie Icek. - Właściciel antykwariatu powiedział z uśmiechem na ustach.
- Co!? Ty mu ja… jacht? Co!? - Ozjasz zaczął żałować decyzji.
- Spokój, tak postanowiłeś… to czego Panie fra… Panie bohater trzeba? Proszę wybrać ze sklepu co Pan chce, cena nie gra roli. Wszystko na koszt mojego kuzynka.
- Tylko bez naciągactwa, mój rzeczoznawca wszystko wykryje! - Warknął Ozjasz.
- Właśnie… muszę kiedyś opić z Qai’mem jego dyplom biegłego rewidenta. - Dodał Mosiek.

NicolaiNicolaiIrhacz (i Garcio) kontra styl pijanego mistrza


- Łebłe... - Kowal uśmiechnął się widząc jak Merran chce zamachnąć się na jego ostrze i dosłownie w ostatniej chwili odskoczył spazmatycznie w bok przywołując na myśl pstrąga pikującego ponad taflę rzeki. Impet ciosu pociągnął zaklinacza do przodu, a Marych mu pomógł sowitym kopniakiem w tyłek. Trochę przy tym stracił równowagę. Jednak w mgnieniu oka odzyskał kontrolę nad sytuacją i z gracją zombie nie czującego swych kończyn odwrócił się przez prawy bart i uderzył płazem swego miecza Merrana w czubek głowy.
- Bup! - Zawołał triumfalnie przy uderzeniu, a następnie odwrócił się w lewą stroną, co zaskutkowało poważnym bólem głowy. - Ugh... momencik. - Marych wymamrotał rozmasowując czoło. - Ugh... już, już... dobra, już dobrze. Chłopie, jak Ty przeżyłeś Zaćmienie? Chowając się po stodołach? Trochę wstyd... ja miałem koper pod nosem, a ciąłem tę czerwoną plagę dla Cara Aleksego... - Kowal mimowolnie beknął. - Przepraszam... w każdym razie mam nadzieję, że miecz jest lepszy od tego kto je dzierży. Jedziesz! - Zawołał do sparingpartnera przyjmując pozycję obronną. Klingi się spotkały. O dziwo ostrze Merrana nie przeszło przez miecz Kowala.
- Ha! Pewnie spodziewałeś się, że walczę jakimś bu... - Kowal nie zdołał dokończyć, bo właśnie ostrze jego oręża się skruszyło i fragment wystrzelił mu prosto w twarz rozcinając dosyć poważnie polik. - Niech to... rozwaliłeś wzmacnianą cieniostal. Szacunek. - Powiedział rozcierając strumyk krwi. - Regen, to jest kawał dobrej broni... warte każdej ceny.

Irhak PW
14 listopada 2016, 22:34
- Cieniostal i smocza stal - rzekł do Kowala, chowając broń. - Robota Kowali Krwi. Dodatkowo wzmocniona przez rytownika i przeze mnie. Takie rzeczy się robią jedynie na specjalne zamówienia. W każdym bądź razie dzięki, że mnie nie zabiłeś - roześmiał się. - Co do Zaćmienia to - urwał na chwilę, szukając właściwych słów. - To właściwie sam nie wiem jakim cudem żyję. W jednej chwili na mój dom w Lostdale napadła zgraja demonów. Nie mieliśmy nawet jak się bronić To była rzeź, a ja. A ja przerażony schowałem się i jak tyk tylko poszły sobie uciekłem jak najdalej od domu. Jeszcze tam nawet nie wróciłem i chyba nigdy nie wrócę.

Merran obrócił się do nagi, czekając na jego werdykt.

Felag PW
14 listopada 2016, 23:16
Co jest najgorsze w byciu nieumarłym? Mówi się, że nieumarli nie odczuwają zmęcznienia...
Jest to absolutnie nieprawda. Nieumarli odczuwają je jak wszyscy inni, po prostu nie mogą się przespać, aby je zniwelować...

-----------------------------
Garkh-Morphon nie miał nawet siły, na swoje melancholijne przemyślenia, przypominanie o dawnych zbrodniach i troskę nad Narik-Thuster'em.
-----------------------------
- ci tylko jeden pręt? - rzekł Dio Morgan.
Garkh-Morphon był zbyt zmęczony aby uważnie śledzić myśli Lorda Penwiwerna i słowa sir Morgana. Widział niewyraźnie jakiś plan Dio, a z myśli Penwiwerna wyłapał tylko jakąś piosenkę i coś o przejściu, ale... był zbyt zmęczony. Podtrzymywał jedynie działanie czaru i pozwolił działać sir Morganowi.
strona: 1 - 2 - 3 ... 17 - 18 - 19
temat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel