Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2 - 3 ... 8 - 9 - 10 ... 17 - 18 - 19

Nicolai PW
4 grudnia 2016, 17:05
NicolaiNicolaiAtaki Bycha i Felka nic nie dają, ale czy na pewno? Szansa dla Nitja (kogo?)



Pierwotnej esencji Feniksa, nawet jeśli osłabionego, nie da się zdławić w jednej chwili. Nawet wszechogarniająca Pustka potrzebuje czasu, by przemóc jego ducha. To dało Diuckowi parę chwil na przemyślenie sytuacji podczas wewnętrznej walki ptaka. Strategia była nad wyraz prosta, więc nie potrzebował na jej skonstruowanie wiele czasu. Strzelać, tak brzmiał rozkaz.


Załoga nie potrzebowała zbyt wiele na zachętę, momentalnie otrząsnęła się z zadumy i wznowiła ostrzał. Jednak czy można zabić coś co nie jest żywe? Czy można zranić coś co nie istnieje? Normalnie Kurt zignorowałby takie filozoficzne zagwostki, ale dzisiaj jest dzień, w którym musi stanąć naprzeciw nim, twarzą w twarz, a raczej dziób. Strzały po dotarciu w pobliże istoty zaczęły się rozpływać w powietrzu jak zdmuchnięty dym.


Jednak wprawne oko Diucka zauważyło w tym wszystkim pewną lukę. Dezintegracja bełtów z balist trwała dłużej niż strzał z łuków, czyli ten nie jest doskonały i wymaga czasu. Kolejną zmienną, którą należało uwzględnić była magia Garkha.


Wprawdzie chciał on odwrócić zaklęcie przywołujące, ale było to poza jego zasięgiem. Odprawienie Feniksa albo Upiora pojedynczo byłoby wyzwaniem, a co dopiero jeśli się połączyły. Jednak zaklęcie na swój sposób zadziałało. Tymczasowo i w ograniczonym zakresie zmniejszyło powiązanie stwora ze światem fizycznym. To wystarczyło, by kilka strzał dosięgnęło jego ciała.


Niestety skutkiem ubocznym było rozzłoszczenie go. Potężnym zamachem skrzydeł odrzucił grupkę koboldów i krasnoludów stojących najbliżej, a część z nich oberwała mgłą nicości. Zjawa nie wiedziała czemu, ale ten moment przykuł jego uwagę, chociaż w zasadzie nie wiedziała co to uwaga i jak można ją przykuć, ale stało się to. Patrzyła jak brodate i futrzaste istoty odrywały się od powierzchni, by po chwili uderzyć w nią z impetem. Z części z nich uchodziło białe światło, z części nie. To była śmierć widziana oczami ducha, ale zjawa nie wiedziała tego, nie rozumiała tego zjawiska.


Co ciekawe część świateł uciekało do góry, a część zostawała. Zjawa tego nie wiedziała, ale było to spowodowane działaniem Pustki. Wiedziała natomiast, że pojawiło się w niej pierwsze odczucie, głód. Nie umiał je nazwać i nie wiedział co oznacza, ale wiedział, że nakazuje mu ona zbliżyć się do białego światła.


W tym momencie nad placem zaczęła krążyć Harpia.


GarettGarettXelacient, imadło i rekoludki



Belbruga przez swoją panikę nawet nie zauważyła, iż wilkor już nie żyje i tym samym nie grozi jej, że bestia wgryzie się w jej ramię jeszcze bardziej. Na szczęście zachowała troszeczkę zdrowego rozsądku i zamiast głupio dźgać sztyletem, to użyła swej broni do podważenie szczęki. Co prawda brakowało jej sił do samodzielnego uwolnienia ręki, lecz jej krzyk wyrwał Brigid ze zdziwienia. Trzeba było przyznać, że koboldka miała parę w tych swoich chomiczych łapach. Już po chwili uwolniła ramię Złotosrebrnej i zaczęła je leczyć swą magią runiczną.


-Aaa, już rozumim! - wykrzyknął zadowolony z siebie przywódca grupy Turboylathian. - Poświst i Leszy umarły od ran w bitce, winc chcycie je pożygnać jak staropszenne chopy z Wilkiej Ylathjo, krew składając im w ofirze!
Jego towarzysze zaczęli kiwać głowami z uznania dla inteligencji swego przywódcy. Bart i Brigid nie mieli pojęcia jak na to odpowiedź, cały absurd tej sytuacji ich przerósł. Nawet Cebulsky zamarł pod wrażeniem głupoty swych braci. Jedynie Belbruga nie zwróciła na to uwagi, gdyż z oddali zbliżał się do nich kolejny Turboylathianin, który najwyraźniej został w tyle z grupą. I zapewne nie byłoby to w ogóle warte jej uwagi, gdyby nie to, iż Rodzimowierca jechał na jej ukochanej Kalarepie!


GarettGarettBelegor, weź się chłopie zdecyduj, a nie każesz innym podejmować decyzje za siebie!



-Jesteśmy twoimi doradczyniami, lecz nie możemy podjąć decyzji za ciebie - powiedziały jednocześnie Śnieżne Panny. - Jedyne, co możemy zrobić to dać ci podpowiedź… Obie wersje twoich odpowiedzi są jednocześnie poprawne jak i błędne. Zastanów się dobrze przed odpowiedzią, choć jeśli twoje wahanie bierze się z troski o nasz los, to nie musisz się martwić. Umrzemy tylko jeśli udzielisz błędnej odpowiedzi na pytanie co sprowadziło Gniew Smoków. Przebieg twej Pokuty nie ma na nas wpływu.

Felag PW
4 grudnia 2016, 20:30
Garkh-Morphon otrząsnął się. Przeżył. W jakiś sposób udało mu się oprzec Pustce. Ale z drugiej strony... Feniks też przeżył. Fakt - może został lekko zraniony, ale wciąż był równie żywy (a raczej pusty) jak wcześniej. Stal się na chwilę trochę nie-fizyczny, ale jednak pozostał na tym fizycznym świecie. Ptak jednym uderzeniem skrzydła zabił kilka koboldów i krasnali. Pustka powoli powodowała zatratę pamięci o nich. Nekromanta nie pamiętał już ich twarzy. Uderzenie nie było na tyle potężne aby ich całkowicie wymazać, ale ci którzy ich widzieli tylko raz, niekoniecznie ich zapamiętają. Garkh-Morphon sprawdził czy nie ucierpiał na zbliżeniu do ptaka jego umysł. Nie pamiętał aby czegoś zapomniał, ale przecież nie pamiętałby o tym... Nie będzie w stanie wykryć o czym zapomniał, ale jego życiorys wydawał się pełny. Miejmy nadzieję, że nic nie stracił.
Ten potwór - bluźnierstwo wobec Matki - musi zostać zniszczone za wszelką cenę. Ileż osób ono zabije i wymaże, jeśli nie zostanie teraz powstrzymane? Z drugiej strony - nadal zawierało w sobie cząstkę Ashy. Był to niezwykły i unikatowy twór. Z jednej strony przyciągał nekromantę swoją ciekawą naturą, z drugiej odpychał jako oczywiste wypaczenie Woli Ashy.
Garkh-Morphon rozejrzał się. Czym dysponujemy? Mamy teoretycznie balisty. Gdyby zająć czymś feniksa, można by go nimi trafić. Naturysta był chyba przywódcą tej gromady ludzi. Dobrze, że zabił tego elfa - nihilomantę. Kto wie, co by jeszcze zrobił.
Garri spojrzał na swoją prawą dłoń. Trzymał w niej Róg Złotego Jednorożca. Powinno pozostać w nim jeszcze trochę many. Może trzeba by podejść do sprawy od trochę innej strony? Skoro nie może go odesłać z powrotem, to może osłabi go na tyle, aby móc go skutecznie ostrzelać?
Cały czas czuł pulsujący ból w skroniach. Był wyczerpany poprzednim zaklęciem, a nadal musiał z trudem opierać się Pustce. Próbowała go pochłonąć i zabrać, ale on wciąż stawał jej opór. Pomocna była w tym znajomość Magii Ciemności, która stanowiła pierwotny odpór Ashy przed Pustką. Ten jeden raz był wdzięczny za nieprzespane noce, spędzone na wkuwaniu do egzaminu w Hereshu. Razem z...
Zdecydował. Zaczął inkantować. W tym momencie postanowił rzucić zaklęcie proste, bo tylko takie mógłby ewentualnie rzucić na tak potężną istotę. W jego dłoniach zbierała się energia magiczna, czerpana z Rogu Jednorożca, potrzebna aby rzucić Dezorientację.
Asho, Matko wszystkich stworzeń, pozwól mi wyzwolić tą biedną istotę z objęć ohydnej herezji Pustki!

Irhak PW
4 grudnia 2016, 20:43
Merran zaklął siarczyście pod nosem po Shantirijsku. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że w stajni będzie czekał na niego rycerz. Mógłby stoczyć walkę z gnollami i pewnie by nawet wygrał, ale rycerz to inny komplet zbroi. I to w dodatku jeden z TEGO rodu. Jeżeli miał rację to ten Dio Morgan jest potomkiem Jona, syna jedynej osoby, o której wiadomo, że powstrzymała klątwę pustki i założoną przez samego Sandro. Ta wola życia i ta siła musiała się odcisnąć na rodzie. Może i wędrowiec nie wiedział nic konkretnego o Dio, ale nazwisko Morgan go trochę przeraziło. Zwłaszcza, że...

Myśli kotłowały mu się w głowie i na żadnej nie potrafił skupić uwagi. Usłyszał jednak drobny szelest. Odwrócił głowę w jego kierunku i zauważył ich. Oni to raczej za dużo powiedziane. To było raczej "one" niż "oni". Kot i pies. Istoty przywołane przez kogoś innego ze świata spoza Zasłony. Istoty zdradzone przez mistrza. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego kim są i czego chcą, ale wciąż udawał, że ich nie widzi. To były długie lata i nawet przywiązał się do nich.

Merran miał kilka możliwości. Otwarty atak, mniej otwarty atak, iluzje, połączenie niektórych z tych czynników lub... lub po prostu wykorzystanie swojej wiedzy na temat tych demonicznych cieniozwierząt. Jednakże skorzystanie z ich pomocy wiązało się z zapłaceniem ceny. Ceny, której nigdy nie miał zamiaru zapłacić. Dlatego wciąż je ignorował.

Przeszedł kilka kroków tak, aby mieć zwierzęta i stajnię w zasięgu wzroku, ale żeby Dio nie widział i nie słyszał ani jego, ani pisklaków.

- No dobra - rzekł do Jacka. - Tym razem nie mam planu. Jego obecność wszystko zepsuła. Wiesz coś o jego mocach, prawda? Zanim zdecyduję co zrobić muszę wiedzieć przede wszystkim czy potrafi rozpoznać zwykłą iluzję, jak dobry ma refleks i czy się czegoś boi.

Farkas na pewno przysłał tu Dio, by zabrał lub przejrzał rzeczy Merrana. Innej możliwości nie ma. Wolałby nie walczyć z nim i tymi wszystkimi gnollami. Jeżeli nie uda się odkryć jakiejś jego słabości to będzie musiał wykurzyć ich. Dosłownie. Podpali tę budę. O sprzęt się nie martwił, a z książek to właściwie chciał odzyskać tylko swój dziennik.

Nim wykona ruch na pewno się przygotuje. Nieważne od wyboru planu będzie potrzebował szczęścia, więc fortuna się przyda. Ponadto przyspieszenie też byłoby pomocne. Potem jednak będzie miał 3 możliwości, nie licząc tych, których naprawdę nie chce brać pod uwagę.

Pierwszy plan zależy przede wszystkim od jednej rzeczy - czy Jacek wie o tym czego się boi Dio Morgan. Wtedy wespnie się przez okno i spróbuje stworzyć iluzję właśnie tej rzeczy. Jeżeli to przerażenie byłoby autentyczne to być może byłoby o jednego przeciwnika mniej.

Druga wersja planu jest znacznie prostsza. Wystarczy zwykła telekineza (lub hubka i krzesiwo), ale nie wiedział czy ma aż tyle mocy, aby przeprowadzić ją do końca. Po znalezieniu się w środku musiałby podpalić znajdujące się tam siano i zapoczątkować pożar. To zwróciłoby uwagę na stajnię. Wtedy dla zatarcia śladów obowiązkowe byłoby wypuszczenie przerażonych koni.

Trzecim planem, który miał w głowie było zaatakowanie ich wszystkich z pomocą tylko sztyletu i magii. Gnolle było stosunkowo zabić - wystarczy po prostu poderżnąć im gardła. Na szczęście to z odległości mógłby wykonać dzięki sztyletowi, który miał przy sobie. Gorzej jednak było z Dio, którego trzeba było rozebrać przynajmniej z części zbroi. Ochrona przed magią nałożona na Merrana częściowo ochroniłaby go przed rykoszetami czy odbiciem zaklęć. Spowolnienie na Morganie z kolei pozwoliłoby wędrowcowi na dokładniejsze wycelowanie rozbiciem. Spowolniłoby to też ruchy rycerza i jego refleks, a co za tym idzie Merran mógłby wbić sztylet pod obojczyk i przeciąć tym samym jedną z ważniejszych tętnic. Oczywiście jeżeli wszystko poszłoby zgodnie z planem. A wiedział, że z tym razem nie miał aż tyle szczęścia.

Niech Urgash, Asha, Smoczy Bogowie i każde inne bóstwo ma go w swojej opiece, ale pewnie i tak pójdzie planem czwartym, który będzie oznaczał ni mniej ni więcej jak tylko przejście od planu A do planu B i zakończenie na planie C. Jednakże teraz potrzebował i tak informacji o tym Morganie. One mogą zmienić wszystko.

Nitj'sefni PW
4 grudnia 2016, 22:15
Ta duża istota emanująca energią była bardzo ciekawym zjawiskiem.
W zaświatach czułem jakby mnie strach otaczał, boisz się i nie możesz o niczym więcej myśleć. Leże na łóżku, i patrzę na mamę. A tu Mama ma oczy kota. Patrzę na telewizor i widzę swój pogrzeb w czymś jak sprawa dla reportera. Generalnie przerypane...
Co? Dziwne. Nieistnienie źle wpływa na mój umysł.
Więc ta istota była bardzo ciekawym zjawiskiem. Na pewnym poziomie nie istniała tak samo jak ja. Przy tym oddziaływała na świat fizyczny. Do tego jakby toczyła jakiś wewnętrzny spór. Niezwykłe.
Oddziaływała bardzo mocno. Właśnie weszła w kontakt z kilkoma mniejszymi. Tamte przestały się poruszać. Z części z nich uchodziło białe światło, z części nie. Co ciekawe część świateł uciekało do góry, a część zostawała.
Światła...
Bardzo dziwne. Coś się stało. Coś silnego oddziałuje na mnie. Mimo mojego nieistnienia występuje jakieś niezrozumiałe oddziaływanie między mną, a niezwykłymi światełkami...

Zjawa nie wiedziała, że takie oddziaływanie nazywane jest uczuciem. Konkretnie łaknieniem. Nie wiedziała też, że światełka to dusze. Ta wiedza nie była jej jednak potrzebna, by mimowolnie podpłynąć do świateł w celu ich "skonsumowania".

Nicolai PW
4 grudnia 2016, 22:17
NicolaiNicolaiIrhak i Pojedynek Czempionów



- Czy znam jego moce!? - Jacek odparł takim tonem jakby został zapytany o oczywistość rodzaju jaki kolor ma niebo. - Dio Morgan to pieprzony gigant, ma sześć ataku, osiem do życia, do tego Swobodny Atak, no i Atak Prewencyjny. - Merran kompletnie nie wiedział o czym dzieciak mówi, więc Jacek na dowód pokazał mu… kartę do Pojedynku Czempionów. - Tylko nie pobrudź. Wiesz jak ciężko było go zdobyć? Prawie mnie nakryli podczas włamu, ale nie dałem się, ha! - Rozmowę uświetniało psikanie samego Dio, którego organizm najwidoczniej reagował na obgadywanie jak w starym, nagijskim przesądzie.


Zaklinacz dostał kartę do ręki. Ta karcianka obiła mu się o uszy, ale nigdy nie miał okazji poznać zasad ani tym bardziej zagrać. Jednak jego szczątkowa wiedza wystarczała mu do ocenienia, że jest to jedna z najrzadszych i najsilniejszych pozycji w tym całym Pojedynku Czempionów, bo tak się owa gra zwała.


- No ptysie... - Ze środka rozległ się tubalny głos rycerza. Merrana zmroziło. Czyżby ich nakrył? - Sake się skończyło, kto skoczy po flaszeczkę? - Co za ulga, to było do gnolli.
- No ja to ostatnio byłem... - Odpowiedział jeden ze zwierzoludzi.
- Ja też... - Dopowiedział drugi. - Obawiam się, że ten tego… teraz Twoja kolej.
- Na brodę Hathora. - Stwierdził Morgan. - Macie rację… no nic, spełnię swój rycerski obowiązek i ruszę po posiłki. - Gnolle zaśmiały się z żartu, a rycerz ruszył do drzwi wyjściowych, które znajdowały się niebezpiecznie blisko Merrana. Zaklinacz musiał szybko wymyślić jak ukryć siebie i Jacka.


NicolaiNicolaiFelag i skonfundowany kurczak



Albo Garkh nie doceniał swojej magii, albo Feniks był jeszcze bardziej zagubiony niż im się wydawało, bo efekty czaru przerosły jego najśmielsze oczekiwania. Ptaszysko zaczęło się zataczać niczym pijak toczący nierówny bój z grawitacją. Wprawdzie próbowało niezsynchronizowanym wachlowaniem skrzydłami i bezładnymi krokami swych ogromnych szpon ratować się przed upadkiem, ale ledwo sobie radził z tym zadaniem. Wyglądało to tak jakby miało wystarczyć dmuchnąć na niego, by się wyłożył.


Przyglądającego się temu spektaklowi Kurta naszła myśl, że miło dla odmiany pracować z kompetentnym czarodziejem. Tylko w sumie skąd mu się to wzięło? On kiedykolwiek z jakimś pracował? Nie mógł sobie przypomniec.


Jego rozważania przerwało przybycie nietypowej, dwuosobowej odsieczy składającej się z centaura i jego jeźdźca. Ów dżokej był weteranem, który pomimo zaawansowanego wieku zachował wigor. Egzotyczna zbroja i nietypowy, wielki miecz sugerowały, że nie jest rycerzem, ale raczej żołdakiem czy nawet najemnikiem. Twarz jego z kolei była sroga, a biała broda z eleganckim wąsem dodawała mu dostojności.


Dwójka zatrzymała się koło Qai’ma obserwującego wszystko z oddali.
- Sianosiej, do usług. - Przedstawił się starzec.
- I Sebakh. - Dopowiedział centaur.
- Qai’m jest zaszczycony. Qai’m jeszcze nigdy nie spotkał centaura z jeźdźcem. Qai’m musi sie zapytać… czy nie lepiej byłoby jechać z siodłem zamiast oklep? - Rakszasa zaczęła snuć wywód.
- Fajnie, ale to nie temat na teraz... - Wtrącił się Sebakh. - Co tu się dzieje.
- Qai’m opowie. Qai’m pamięta wszystko ze szczegółami… chociaż nie powinien. Elf zawezwał Feniksa, ale elf nie był bystry. Elf przeszkadzał, więc golas go zabił, by nie przeszkadzał. Metoda drastyczna, ale skuteczna.
- Tylko czemu ten Feniks jest spaczony? - Zapytał Sianosiej.
- Qai’m już wyjaśnia. Jak już Qai’m mówił, elf nie był bystry. Elf sprowadził Upiora Pustki, by pokonać Feniksa, ale Upiór Pustki nie pokonał Feniksa, tylko się z nim scalił jak w tym zeszycie Wiwernich Kostek, kojarzycie?
- Wiemy wszystko... - Zadecydował centaur. - Frygha, poleć do pani i opowiedz wszystko. - Harpia odleciała w kierunku, z którego przybyła.

NicolaiNicolaiNajwiększy przeciwnik Nitja... biały wiersz nieregularny


Zjawa potoczyła się się w kierunku jednego ze świateł i im bliżej go był, tym odczucie narastało. Co ono oznaczało? Co ono od niego chciało? Co to jest ta cała konsumpcja, którą mu uczucie szeptało do ucha? Zjawa tego nie wiedziała i nie rozumiała. A nawet jakby wiedziała to czy umiałaby dokonać tej całej konsumpcji? Jedyne co mógł zrobić to wyciągnąć swoje fantomowe dłonie, a może macki i włożyć w blask.

Innowatyk, zapylający, wysokolepkie, pomdleć, pseudoprawna, aglety, naszeptywania, menopauzy, rorancki, wczołgiwać, kudłający, ugranie, sfinalizować, wierzycielki, autoplagiat i pamiętnikarz.

Co to było? Gonitwa losowych, no właśnie, co to było? Czy to są te całe myśli? Tylko czemu były takie, jakieś, zjawa szukał słowa, ale nie znam odpowiedniego, jeszcze nie wchłonął semantyki leksemów opisujących chaos. Jedyne co mógł zrobić to cofnąć się, niestety nie zauważył, że naszedł na inne światło. Kontakt z nim ściągnął kolejne myśli.

Odsiadka, pośpieszny, empiryczka, gżące, przypręż, bezowodniowce, dziecisko, mioceniczny, grymas, nieobluzowany, starowina, przebąkując, filtracyjny, wepchnąć, okrzesując, wpęd, kompilacja, rozparcia, kombinacyjny, dialektologia, amylaza, metyloamina, wydychając, niepodparcia, łączony, malarsko, oziminy, kancera, smuta, tragizm, piżmowy, niewymoczenie, sękowy, żakiecik, opilczy, zagryzka i podoszywać.

Świadomość zjawy zaczął rozrywać przeraźliwy ból. Zbyt dużo, zbyt szybko. Musiał ochłonąć, musiał odpocząć. Tak do niczego nie dojdzie. Musiał jakoś to uporządkować, tylko jak byt nieświadomy istnienia może zrealizować coś tak abstrakcyjnego?

Bychu PW
4 grudnia 2016, 22:18
Feniks wyglądał jak Diuck po wypłacie. Zataczał się, grawitacja go pokonywała. Trzeba było to wykorzystać.
- Centrak, Prawak, rzućcie w niego małą balistą! - krzyczał wydając polecenia - Te, Magik, jeszcze jedno hokus-pokus! Spojrzał na feniksa. Zdawał się być bezbronny. Dobry Mag robił jednak większą różnicę, niż można było zakładać.
- Reszta wznowić ostrzał! Chcę w końcu ubrać coś na dupę! Wydając ostatnie polecenie podniósł kuszę jednego z krasnoludów i jego bełty. Trupowi i tak nie było to potrzebne. Zaczął celować. Starał się trafić w głowę, najlepiej w oczy. Czuł, że to początek końca feniksa. Czuł swojego rodzaju ulgę, ale nie mógł się rozluźnić. Gdy tylko wycelował nacisnął spust. Miał idealny widok na tor lotu swojego bełta. Trafi? Nie trafi? Lepiej, aby trafił. Liczył, że minotaury rozbujają odpowiednio małą balistę w rękach i trafią w feniksa. Tak duży obiekt powinien przelecieć przez dziwne pole chroniące go.

Turtle PW
4 grudnia 2016, 22:29
Cuervo nie był zbytnio przejęty losem tamtych dzieci, więc decyzja maga nie wzbudziło w nim żadnych emocji. Chce ratować, niech ratuje. Swam też chyba pogodził się z myślą, że jego kompan go zostawi. Kto wie, może jeszcze go zobaczy?
Oszust miał całkiem dużo czasu na przemyślenie sytuacji. Tego co przed chwilą ujrzał, oraz co zrobi później. Może pojedzie do tego Listmoor? Czemu nie. Z rozmyśleń wyrwał go głos Sianosieja.
Mówił coś o jakimś zadaniu, o tym, że mag to naprawdę lisz, a ich żywy towar jest ghulem. Omówili też kwestie wypłaty, a to były już ciekawsze tematy.
Po chwili naprzeciwko nich zaczął pojawiać się jakiś orszak. Król?
Gdy zbliżali się do wesołej gromadki, można było rozróżnić poszczególnych członków wyprawy. Banda zwierzoludzi oraz całkiem ładna czrodziejka.
Zwierzoludzie utworzyli półokrąk, a czarodziejka zeszła z dywanu.
-Witajcie podróżnicy - zaczęła melodyjnym głosem czarodziejka zbliżając się w ich stronę - jestem Saedra, Karmazynowa czarodziejka. Czy możecie mi wyjawić źródło dymu w tej wiosce?- Cuervo nie był w stanie jej odpowiedzieć. Nie chodzi o to, że sam nie wiedział tylko poczuł coś dziwnego. Nie mógł się skupić, dziwne się czuł patrząc na czarodziejkę. Całe szczęście ciężar rozmowy przyjął rycerz. Mówił coś o celu podróży, a zaraz potem o tym, że musi wrócić. Zanim Cuervo zdążył wygłosić swój sprzeciw, Sianosiej jechał na centaurze w stronę młyna. A przynajmniej jego resztek.
-No to skoro spędzimy ze sobą dłuższą chwilę to może przedstawisz siebie i twoich towarzyszy poprawnie? Jakoś wasz przełożony nie zadał sobie tego trudu… poza tym, masz bardzo ładnego ptaszka- dodała posyłając mu uśmiech
Po chwili zrozumiał, że chodziło jej o Shadowa.
-Zwę się Juan, piękna pani- mówiąc to, oszust lekko się ukłonił-a to mój towarzysz podróży Blisk. Jesteśmy tylko prostymi ludźmi, których los rzucił przed obliczę tak wspaniałej kobiety. Nie mogę o sobie mówić inaczej niż szczęściarz, bo prowadzę żywot skromnego człowieka.- Blisk był zdziwiony, tym co przed chwilą usłyszał. Z resztą Cuervo też nie do końca wierzył w swe słowa. Nie lubił magów. Karmazynowych, czy nie. Ten dyskomfort i te całe brednie o szczęściu to pewnie szok. Bo co jak nie szok?

Irhak PW
4 grudnia 2016, 22:46
Nie miał czasu na logiczne myślenie. Musiał działać. Dobrze, że wcześniej przyjrzał się otoczeniu. Była noc, więc wiele osób się nie kręciło. Właściwie byli jedynymi osobami w najbliższym otoczeniu stajni, co działało na ich korzyść. Oświetlenie drzwi nie dawało zbyt wiele światła, a beczki przylegające do stajni dawały nikłe poczucie bezpieczeństwa. Róg stajni też był niedaleko. Drzwi otwierały się zazwyczaj w obie strony, jednakże wychodząc, Morgan na pewno otworzy na zewnątrz.

Szybka decyzja pod wpływem emocji.
- Za beczki, za róg - rzucił półgłosem do Jacka i poleciał za róg stajni, kryjąc się w cieniu nocy. Dla pewności w ruchu postanowił narzucić na siebie przyspieszenie. Nic wielkiego, po prostu słabe, ledwie działające zwiększenie prędkości biegu, aby o ten ułamek sekundy szybciej skryć się pośród cieni, gdzie jego strój pomoże mu się ukryć. Czerń pośród cieni.

Być może to wyjście Morgana było zrządzeniem losu. A może coś innego tu miało miejsce. W każdym bądź razie będzie miał niewiele czasu na zdobycie albo najpierw będzie musiał zwędzić skądś sake. Poza tym będzie stała przed nim decyzja czy zechce szybko zakończyć sprawę i wymordować gnolle, zacierając za sobą ślady czy spróbuje po prostu przejść przez stajnię i zabrać swoje juki, do czego powinien mieć prawo o każdej porze.

Nicolai PW
4 grudnia 2016, 23:05
NicolaiNicolaiIrhak vs... Morgan!?


Morgan wyszedł ze stajni, przeszedł parę ładnych kroków, ale zatrzymał się w pewnym momencie. Stał tak przez dłuższą chwilę, po której odwrócił się w kierunku beczek.
- Wyczuwam zaburzenia magii i dobiegają z tamtego kierunku... - Wskazał w miejsce gdzie znajdował się zaklinacz. Merranowi serce zaczęło bić jak szalone. - Hej kumple... muszę iść, Ashan mnie potrzebuje. - Jednak o wędrowca nie chodziło. Merran poświęcił chwilę, by sprawdzić magiczną aurę. Rzeczywiście coś niepokojącego i potężnego było czuć z oddali. Z kierunku Falais. Morgan zagwizdał, ze stajni wybiegł koń, ale nie taki zwykły. To był pegaz ze skrzydłami skrytymi pod iluzją. Czary rozproszyły się, a jego pióra ukazały się w pełnej krasie. Rycerz dosiadł swego wierzchowca i odleciał w kierunku Puszczy.

Irhak PW
4 grudnia 2016, 23:20
Merran odetchnął z ulgą, oddając przy tym kartę Jackowi. Miał dziś chyba szczęście. Nie dość, że nie został zauważony to jeszcze największe niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Rycerz poleciał daleko. Wędrowiec dopiero po upewnieniu się, że Dio jest wystarczająco daleko postanowił wyjść z cienia. Teraz mógł w spokoju zadecydować. Czy gnolle wiedziały już o liście gończym? Czy potrafiłyby go rozpoznać? Tego nie wiedział, ale właśnie miał się dowiedzieć. Nie widział sensu w zabijaniu kogokolwiek w tej chwili. List byś świeżo wydany i raczej wiedzieli o nim jedynie tawerny i żołnierze, a i to nie wszystkie, skoro w Zajeździe Mrauczurów go nie aresztowano i obchodzono się z nim dość neutralnie.

- Zaczekaj na zewnątrz - mruknął do ptaszka. - Wejdę do środka i spróbuję zabrać swoje rzeczy.

Nie czekał na odpowiedź Jacka. Po prostu wszedł do stajni, udając nieco skonfundowanego otwartymi drzwiami. Wzruszył ramionami i na widok gnolli skłonił lekko głowę.

- Przepraszam, że o tej porze, ale przyszedłem zabrać coś z juków - rzekł do zwierzoludzi i ruszył dosyć pewnym krokiem, kamuflując tym samym niepewność reakcji pozostałych aktorów na tej scenie, w kierunku swojego konia, który o dziwo wciąż przebywał w tej stajni i wyglądało na to, że juki był nietknięte. Merran liczył, że list gończy jeszcze nie dotarł do tych gnolli, a one pamiętają go jak przyszedł tu w towarzystwie ambasadora Hashimy.

Felag PW
4 grudnia 2016, 23:23
Nekromanta spojrzał na swoje ręce.
Ja tego dokonałem?
Czuł potęgę, która przepływała przez jego ręce. Nigdy jeszcze nie dokonał czegoś takiego! Zaczarować Feniksa Pustki! Czy właśnie go pokonał? Widział jak ptaszysko chwieje się jak pijany. Był z siebie dumny. Można by powiedzieć, że zaczął się upijać swoimi możliwościami. Pierwszy raz udało mu się rzucić zaklęcie z taką mocą. Nagle zapomniał o zmęczeniu. Przyćmiły je jego możliwości.
Nie był to jednak czas na rozmyślania. Trzeba było szybko wykorzystać osłabienie feniksa. Walka nie była jeszcze wygrana. Z zamyślenia wyrwał go głos naturysty:
- Te, Magik, jeszcze jedno hokus-pokus! - zakrzyknął. Spojrzał na feniksa. Zdawał się być bezbronny. Zazwyczaj Garkh-Morphon wściekłby się na słowa człowieka. Taki brak szacunku do maga? Tym razem jednak nie zwrócił na to uwagi, wiedział że o wiele ważniejszą sprawą jest wykończenie Ptaka Pustki.
Niestety pomimo, że czuł się w pełni sił, nie mógl sam wyprodukować mocy magicznej. W Rogu w zasadzie nic już nie zostało. Gdzieżby jeszcze ją znaleźć? Coś chyba powinno pozostać w truchle elfa... Chyba warto spróbować.
Garri podbiegł do trupa. Przyłożył mu ręcę do piersi. Faktycznie, zostało jeszcze trochę many. Nekromanta zabrał od niego jej resztki. Nie było tego wiele, ale powinno starczyć... chyba. W każdym razie więcej zaklęć już dziś na pewno nie rzuci.
Zaczął zbliżać się do Feniksa. Ból w skroniach ustał, a Pustka już go nie atakowała - ewidentny efekt sukcesu zaklęcia. Tym razem nie stawiał żadnego oporu. Z tyłu już do feniksa strzelali. Mag zaczął inkantować. Chciał związać to bluźnierstwo wobec Ashy Kajdanami Księżycowego Jedwabiu. Kucnął i przyłożył ręce do ziemii. Czuł jak moc przepływa do ziemii, by w niej uformować zaklęcie. Dało o sobie znowu zmęczenie, ale nekromata je zignorował. Tylko ile jest w stanie wytrzymać?
Asho, Matko, dziękuję ci za Twe błogosławieństwo i pomoc w pokonaniu tego bluźnierstwa.

Xelacient PW
5 grudnia 2016, 00:03
- Dobra Brigid, na razie wystarczy, pohamuj tą magię, w lepszych warunkach dokończymy składanie mi ręki - rzekła Belbruga gdy jej rana przestała krwawić, zaś ból stał się na tyle znośny, że mogła zebrać myśli, krasnoludka przeżyła wystarczająco wiele, by wiedzieć, że sama magia lecząca to za mało. Ranę trzeba oczyścić, by uniknąć wewnętrznych ropni, a kości złożyć, aby krzywo sie nie zrosły, oczywiście w czasie bitwy nikt takimi niuansami się nie przejmuje, ale Belbruga już wolała przecierpieć swoje, niż narażać się na kolejne komplikacje.

- Dziękuje - odparła na koniec gdy w końcu koboldka po zaprzestaniu używania magii pomogła jej wstać, lewa ręka Złotosrebrnej bezwładnie zwisała i dalej wyglądała fatalnie, ale mogła wykorzystać to na swoja korzyść.

Inna sprawa, że ktoś właśnie nadjechał na grzbiecie Kalarepy, z jednej strony na krasnoludkę spłynęła ulga, że jej kuc jest cały, a z drugiej złość, że gdy ona sie trudzi i cierpi to klacz jak gdyby nigdy nic wiezie na grzbiecie kogoś obcego... ciekawe czym dała się przekupić tym razem, czasami zachowywała się wprost koszmarnie!

Nie zmieniało to faktu, że klacz była cała... w sumie to była pierwsza dobra wiadomość tego dnia, zachęcona tym rzemieślniczka postanowiła przejąć inicjatywę:

-Tak, dokłydnie tak! - zakrzyknęła w kierunku grupy nowo przybyłych - własną kryw w ofirze dyłam, za wdziczność, za pomoc! - ciągnęła sprawną ręką unosząc drugą, by wszyscy mogli zobaczyć jej ranę - te byzbozne kurduple ukradły nym powóz, klacz moja, a wyście nas wzmogli ukatrupiając ych! - dodała wskazując na martwe krasnoludy - jednak wysze psy wspaniałe istotnie rany smyrtelne w boju poniosly, totyz własna kryw im dała by uczcycz ich wylecznosc! - dodała spoglądając na Barta, by upewnić sie czy ten, kolejnymi ruchami swojej broni "zachęca" Cebulskiego do potakiwania - tak bardzo swoją klacz kocham, że dla niej jyzdem gotywa na każde poświęcenie! Tak samo jak wy dla waszych wilczurów! Hej, czyż to nie mój konik?! - udała, że dopiero teraz dostrzegła jeźdźca na Kalarepie.

Kammer PW
5 grudnia 2016, 00:16
Fineus wzruszył ramionami.
- Tak, jasne, miłuję Elratha – kaszlnął, dlaczego w tych katedrach musi być tak duszno? – Ostatecznie byłem asystentem pomocnika świętej Izabeli i to jeszcze nim jej świętość została ujawniona, więc jakże mogę inaczej mówić? – Znów kaszlnął, pokrywając konfesjonał kilkoma punkcikami krwi – Przepraszam, trudna podróż/ – Usprawidliwił się i przetarł rękawem plamki.

Belegor PW
5 grudnia 2016, 11:59
~Wielkie dzięki, naprawdę..~
Abarai poczuł się zmęczony zagadkami i testami. Miał już powoli dość zawiłych gier słownych. Mukao go jeszcze męczył zanim jego biały kundel go tu przeniósł.
~Rozbić iluzję?! To zadanie dla maga jeśli to czar, a ja jestem samurajem. Mogę jedynie machać mieczem i strzelać z łuku. Co ja mam do kappy starej zrobić?! No cóż...najwyżej będę z nią walczył.~
Naga westchnęła i odpowiedziała:
- Jestem tylko samurajem. Nie dla mnie zagadki i rozważania jak u maga. Nuży mnie już to. Oto moja odpowiedź. Rozbicie iluzji zaboli. Rzeczywistość jest o wiele, wiele mniej doskonała od naszych wyobrażeń i może przerazić, ale nie po to Asha stworzyła świat jaki jest i życie po to byśmy uciekali się do marzeń i iluzji. Należy ją rozbić, jeśli prawda nie przekona to siłą.
Naga wyjęła parę ostrzy, gotowa do ataku na Unmei-Kami. Abarai odrzekł:
- Pewnie źle zgadłem, więc czeka mnie walka, tak? Do tego bardziej jestem stworzony na szczęście.

Nicolai PW
5 grudnia 2016, 13:31
NicolaiNicolaiIrhaczu, idź po flaszkę



- Juki? - Spytał podchmielony gnoll. - Z tego takiego konia, takiego o? - Zwierzolud wprawdzie nie podał żadnego szczegółu, ale z jakiegoś powodu Merran po jego słowach nie miał najmniejszej wątpliwości, że to o jego szkapę chodzi. - To ten… Gustaff...
- On ma na imię Escano! - Przerwał mu drugi gnoll.
- No przecież mówię… Gustaff je zabrał, bo coś tam… co tam? A, już wiem. Mówił, że w środku jakieś książki… a jak książki to pewnie ważne, więc zabrał do ambsandy. A… i skrzyneczka tam też beła, to ją też. Ją też zabrał. - Stwierdził pierwszy ze zwierzoludzi.
- Ej, jak już tam idziesz... - Zaczął trzeźwiejszy z duetu. - To weź nam przynieś sake. Masz tu klucze, poradzisz sobie. Książki pewnie w recepcji są.
- Abo w bliotece. - Dodał drugi.


NicolaiNicolaiKsiądz Kammer



- A już się bałem, że jesteś jak Ci ze Srebrnych Miast. Wielkie potencjały i ogromne talenty, ale niestety zachłysnęli się nimi przez co stawiają się na równi czy nawet ponad Smokami. Ty całe szczęście jesteś wolny od tej skazy. Masz chłonną duszę i czyste serce. Jesteś ideałem duchownego Elratha. - Wielki Mistrz odetchnął z ulgą.
- Amen. - Powiedział Gerrych, który niechcąco podsłuchał wywodu.
- Takich ludzi jak Ty potrzeba nam w Zakonie… gorliwych, ale i utalentowanych. Spójrz na swoich towarzyszy, mają gołębie serca, ale brakuje im rozeznania i osądu. Potrzebują przywódcy, przywódcy duchowego, ale nie mówię tutaj o kimś taki jak ja. Mówię o kimś kto byłby bliżej nich, wysłuchiwał ich problemów i trosk oraz stanowił dla nich opokę. Mówię o kimś takim jak Ty, przyjmij moją ofertę i zostań naszym duchownym.
- Ale ja jestem od tego. - Odezwał się Keks-Keks podsłuchujący rozmowy. Wyraźnie to nie spodobało się Wielkiemu Mistrzowi. Wstał on bowiem i wyszedł z konfesjonału nie spuszczając wzroku z Arcybiskupa.
- Może i masz święcenia, ale czy możesz nazwać się duchownym? - Zaczął przywódca Zakonu. - Zadaję sobie pytanie jaki był powód, dla którego opuściłeś Srebrne Miasta i zostałeś wikarym, a potem przeszedłeś do Zakonu? Czy chodziło tutaj o Elratha czy o własną wygodę? - Arcybiskup dosłownie kurczył się w oczach, sapiąc i pocąc się przy tym ze strachu. Zaiste przytłaczająca jest władza Wielkiego Mistrza. - Obym się mylił Arcybiskupie, obym się mylił, a Ty... - Spojrzał na Fineusa. - Nie zrobię Ciebie kapłanem ot tak, musisz się sprawdzić. Na początek będziesz lektorem, niedługo Msza się zaczyna, będziesz mówił kazanie. Dzisiaj wspominamy świętego Mariana Męczennika.
- O… to mój ulubiony święty. - Powiedział rozochocony Kowalsk.

NicolaiNicolaiNitj (kto?) dowiaduje się, że sztuka ma jednak praktyczne zastosowanie


- Ciekawe szkice. - Zza pleców malarza odezwał się tajemniczy głos. Artysta odwrócił się i ujrzał siwego kramarza w długim, skórzanym płaszczu obwieszonym książkami, zwojami i kartkami. Malarz założył, że to pewnie skryba albo jakiś introligator. Tylko co robi w takim miejscu? I czemu w ogóle się nie denerwuje tylko nonszalancko je jabłko i się jeszcze uśmiecha. - Jak mniemam tworzysz w nurcie erotywizmu. - Coś się nie zgadzało, jak na objazdowego kramarza miał zadziwiającą wiedzę na dworskich prądach malarskich.
Erotywizm był bowiem raczej nowym nurtem, ale szybko nabywa popularności. Pewnie za sprawą odważnego konceptu, w myśl, którego doszukiwano się w przełomowych wydarzeniach historycznych “fizjologicznych motywacji”, jak to ładnie nazywali artyści wyznający ten rodzaj sztuki.

- Czy ja tworzę w nurcie erotywizmu? Panie… ja stworzyłem nurt erotywizmu! Freudmund Zola. Do usług. - Artysta wyglądał na trochę oburzonego tym, że nie został rozpoznany.
- Drekar, miło mi. O… a co to za elf? - Spytał wskazując na dwie kartki. Na jednej była scena batalistyczna z Diuckiem ujeżdżającym Feniksa i długouchym jeźdźcem latającego bizona, a na drugim ta sama postać narysowana, jak to mawiali w Księstwie Charta, en trois quarts.
- Ten elf? Chyba go sam wymyśliłem, ale nie pamiętam... - Powiedział zdziwiony malarz, bo w ogóle nie kojarzył tego elementu. - Acz to zbyt dokładne na rysowanie z pamięci, nie wiem, nie pamiętam… chyba jakiś model musiał być, ale nie kojarzę w ogólę bym ostatnimi czasy najmował męskiego elfa do pozowania, ale chyba tak musiało być.
- Jeśli ich nie pamiętamy to czy w ogóle istnieli? - Spytał Drekar przygryzając jabłko.
- Ej… to jest dobra myśl. - Artysta aż się zarumienił. - Niby “memento mori” i “non omnis moriar” jak to mawiali w Shantiri, ale oni nie uwzględniali Nicości. Człowiek może jednak wszystek umrzeć. Ja… ja… ja z tego stworze nowy nurt. Zaraz, muszę to gdzieś sobie zapisać. - Artysta zaczął szukać kajeciku w swoich przyborach, co Drekar wykorzystał, by zabrać portret elfa i odejść. - Hej, tutaj czegoś nie było czasem? Hmm… w sumie to nie pamiętam.

Tajemniczy kramarz szedł skocznym krokiem przez plan, nucąc pod nosem aż w końcu stanął w miejscu, które z perspektywy osoby postronnej było losowe, ale nie było to prawdą, bowiem tam znajdowała się zjawa, która kiedyś była Shadalem.
- Witaj, mój Ty nieszczęsny nieboraku... - Wyciągnął zza pazuchy wymiętą kartkę. Przyjrzał się jej dokładnie. Miał na niej z grubsza wypisane co się tutaj wydarzyło. Musiał obserwować to wszystkie od dłuższego czasu. Jego zachowanie powoli zaczęło klarować to kim jest. Musi być albo nihilomantą, albo co najmniej kimś o rozległej wiedzy na temat Pustki, bo wygląda na to, że notatkami i szkicami próbuje obejść jej działanie. - Przybyłem tutaj zaraz po tym jak sprowadzono Feniksa, wyczułem w magii przywołania skażenie Pustką. Z doświadczenia wiedziałem jak się to zakończy, więc notowałem naprędce to co udało mi się zobaczyć i podsłuchać… jesteś elfem i masz na imię Shedal, Shadel… jakoś tak. Niestety wszystko potoczyło się za szybko, nim zdążyłem przyłożyć pióro do papieru było już po wszystkim, już nie pamiętałem nic. - Zaczął opowiadać. - Ach… no tak, nie rozumiesz nic z tych rzeczy. Pozwól, że użyczę Ci trochę moich wspomnień... - Drekar przyłożył dłoń do tego co żywi nazwaliby skronią zjawy i zaczął wtłaczać uporządkowane myśli. Z każdym kolejnym kwantem wspomnień duch zaczął wiedzieć i rozumieć coraz więcej.

Sasaki Kojiro, znamienity mieczownik z Hashimy. Pierwszy człowiek, który doznał zaszczytu bycia Kenseiem. Jednak żeby to mógł to osiągnąć musiał odbyć pojedynek z samym daimyo Miyamoto. Wprawdzie przegrał go, ale pan feudalny był pod takim wrażeniem uporu i talentu człowieka, a przede wszystkim opracowanej przez niego techniki Cięcia Przelatującej Jaskółki, że przyjął go do tej elitarnej formacji.

Dzielni wojowie nie byli w stanie pokonać smoka nękającego Włości Fostera i stało się oczywistym, że mieczem kreatury nie przemogą. Jednak czy ktoś powiedział, że jest to jedyna droga? Mądry Szewczyk wypchał owcę siarką i zostawił przy pieczarze bestii. Ta oczywiście spałaszowała ją na jeden kęś, co wkrótce zaczęła żałować. Dopadła do pobliskiej zatoczki i piła, i piła, i piła… aż pękła.

Kim jest Sowizdzrzał? To włóczykij, żarłok, szelma, tchórz, kpiarz, łgarz i blagier jurny i sprośny, jeden z owych bohaterów, których od niepamiętnych czasów tworzy lud, ucieleśniając w ich osobie zarówno swoją wesołość i zwierzęcość, jak i swoją niezależność ogromną, a dławioną, która może wreszcie ulżyć sobie, jak potwór z gotyckiej rynny siusiający przechodniom na głowy.


Co to było? Wspomnienia? Grudki tożsamości? Ale czyje? Zjawie wydawało się, że jego i w ogóle nie zauważał, że pasują do siebie nawzajem, bo ważniejsze dla niego było to, że zaczął być, że zaczął istnieć, że zaczął pamiętać. Niestety nie było mu dane długo się tym nacieszyć, bo Drekar otworzył butelkę po lokalnym winie jabłkowym marki Bełkot i wessał do niego istotę.
- Pozwolisz, że porozmawiamy na osobności. - Powiedział podczas korkowania.

NicolaiNicolaiDo Bysia i Felka docierają posiłki


Garkh rzeczywiście nie miał już sił i co gorsza man wyssana z elfiego truchła nie wystarczyłaby na wyciągnięcie królika z kapelusza, a co dopiero na zrobienie czegoś prawdziwie magicznego. Jednak ku jego zdziwieniu, tajemniczy kramarz, który najpierw gadał z artystą, a później ze zjawą podszedł do niego.
- Skończyła się mana, co? - Spytał przygryzając jabłko. - No nic, zaradzimy jakoś na to na to... - Mówiąc to, wyciągnął kamień runiczny z kieszeni. - Powinno pomóc. - I rzeczywiście tak było, mana Morphona zregenerowała się mniej-więcej do połowy. Znowu mógł czarować bez obaw o swoją kondycję fizyczną.

Chciałoby się rzec, że w samą porę, bo minotaury właśnie uporały się w podnoszeniem balisty. Dołączył do nich jeszcze Centrak, by pomóc w rzucie. Zgodnie z przewidywaniami Kurta, obiekt był zbyt duży, by Feniks mógł w pełni zneutralizować uderzenie. Machina oblężnicza obiła ptaka, a następnie przewróciła na ziemię. I w tym właśnie momencie Garkh rzucił Kajdany Ksieżycowego Jedwabiu. Bestia nie mogła się ruszyć i jedyne co mogła to przyjmować na siebie kolejne salwy łucznicze. Oczywiście większość pocisków nadal była niszczona, ale coraz większa część docierała do opierzonego cielska.

Wydawało się, że to już koniec i wystarczy tylko odrąbać łeb, by było po sprawie. Jednak Feniks inaczej się na to zapatrywał. Skupił swoją moc magiczną i stworzył coś zbliżonego w swym działaniu do Sieci Ariany. Powiązał wszystkie dusze przeklęte Pustką do swoich ciał i zawezwał do służenia sobie. Ożywience natychmiast ruszyły na strzelców, by związać ich w walce i uniemożliwić dalszy ostrzał. Grupka poszła także w kierunku Diucka i Garkha.
- Na bezkres Pustki… zapomniałem o tych duszach - Odezwał się Drekar. - Obawiam się, że dalej musicie poradzić sobie sami… ale chyba dosyć Wam pomogłem. - Powiedział i zaczął się wycofywać z pola bitwy.

Sianosiej wykonał ruch stopami jakby próbował ukłuć centaura ostrogami.
- Co Ty wyprawiasz? - Spytał Sebakh.
- Nie gadaj, tylko cwałuj... - Powiedział weteran i rozpoczął szarżę.

GarettGarettBelegor i koniec(!) prób


-No wiesz, żeby tak nas obnażać przed Czcigodną Unmei Kami?! Cham z ciebie - powiedziała jedna Yuki Onna, a w umyśle Abaraia zaraz rozległy się potakiwania kolejnych duchów.
-A ja uważałam, że jesteś słodki… Myliłam się… - mruknęła inna Śnieżna Panna.
-Twoja odpowiedź jest poprawna… Jak na śmiertelnika. - Po wypowiedzeniu tych słów na ciele Unmei Kami pojawiły się pęknięcia. Rozrastały się one… aż wyszły poza jej ciało i pojawiały się na samej osnowie rzeczywistości.
-Zaraz, to już?!
-Łee, a miała nadzieję, że będziemy mogły go jeszcze pomęczyć…
-Mów za siebie, to nie ty musiałaś udawać martwą przez większość czasu… - ostatni głos, ku zdziwieniu Ronina, należał do Yuki Onny, która “poświęciła się” dla niego.

Iluzja pękła niczym lustro o którym była wcześniej mowa. Ronin wciąż znajdował się w Panteonie. Pozostałe trzy świece teraz już się paliły. Elratha na złoto, Sylanny na zielono, a Sar-Elama na biało. Co ciekawe jednak, ściany i sufit Panteonu byłył… właściwie bezkresną otchłanią ciemności. Z owego mroku wypłynął Mukao w swojej bezimiennej formie.
-Idealne wyczucie czasu, obudziłeś się akurat kiedy skończyłem przygotowania… - widząc konsternację wypisaną na twarzy nagi, zaczął tłumaczyć - ...cóż mogę rzec? Jako Kustosz Pamięci jestem z ciebie zadowolon. Wszystkie Smoki cię zaakceptowały, z czego najpierw 2 w czasie jednej próby, a potem kolejne trzy w następnej… A trzeba zaznaczyć, iż zazwyczaj jedna próba oznacza jedno błogosławieństwo. Taak, w czasie walki ze mną Ylathowi zaimponował twoja pomysłowość, natomiast Arkathowi twa determinacja. Z kolei gdy byłeś pod działaniem iluzji, to twa pokora wystarczyła by połechtać olbrzymie ego Elratha, a Sylannie spodobało się to, iż wolałeś dwa razy przemyśleć swą odpowiedź oraz spytać się co o niej sądzą twoi doradcy. Z drugiej jednak strony, jako twój Mistrz, jestem lekko zawiedziony, bo powinieneś o wiele szybciej złamać iluzję. W bitwie nie miałbyś na to tyle czasu, a ty w dodatku brnąłeś tylko coraz głębiej… Gdyby to zależało ode mnie, to bym cię tam zostawił i pozwolił Śnieżnym Pannom cię męczyć aż byś zmądrzał, ale Sar-Elam postanowił interweniować. Nigdy nie wiedziałem co mu chodzi po głowie, ale najwyraźniej, uznał, iż dobrze kombinujesz. Jednakże młody nago, zapominasz o jednej bardzo ważnej rzeczy. Nasz świat jest właśnie marzeniem. Marzeniem Ashy. Rzeczywistość nie zawsze tak wyglądało, niegdyś była prawdziwym rajem. W tym wypadku to Urgash był realistą, którą rozbił “iluzję” nadając Ashanowi formę jaką dzisiaj znamy. Ale tylko Sar-Elam prawdziwie to rozumiał i potrafił wykorzystać tę wiedzę… No nic, pora przedstawić ci małe objawienie. - Mukao znowu zaczął zmieniać formę. Cienię zatańczyły i przybrały kształt bogato zdobionej szaty ze złotymi naramiennikami wysadzanymi kamieniami szlachetnymi i kapturem przypominającym paszczę smoka. Pod owym kapturem kryła się wytatuowana twarz mężczyzny z długą siwą brodą. Wyglądał niemalże identycznie jak posągi Sar-Elama, które Ronin widział w trakcie swej podróży przez kontynent.

Ciemność otaczające Chram Wszystkich Smoków zaczęła się wypełniać obrazami z Wojen Stworzenia. Tuż przy samych schodach pojawił się awatar samego Urgasha, naprzeciwko którego stanęła zakapturzona postać.
-Ten kto walczy z potworami, winien uważać, by samemu się nim nie stać - powiedział Mukao w formie Sar-Elama. Zakapturzony postać ciskała w tym czasie magicznymi pociskami w Urgasha, lecz ten nic sobie z tego nie robił. Smok Chaosu zionął wypaczonym ogniem w swego przeciwnika, który w tym momencie podniósł barierę. Odbiła ona część płomieni, przez co oboje zajęli się ogniem i spłonęli w szalonym tańcu. - Kiedy spoglądasz w Pustkę, Pustka spogląda w ciebie.
Z popiołów wyłoniła się czerwona postać. Kyoshitzu nie potrafił określić z tej odległości czym ona jest, ale widział, iż miała coś w rodzaju czerwonych łusek przyjmujących kształt podobny do zbroi. Postać powoli zaczęła wchodzić po schodach, lecz nagle… Wszystko zniknęło zdmuchnięte przez dziwny purpurową falę. Abarai spojrzał w miejsce, w którym przed chwilą stała czerwona postać… Ale jaka postać? Skąd w ogóle przyszła mu myśl o jakiejś postaci w czerwieni? Dziwne, nic nie pamiętał.
-Szlag by ty! - zaklął Mukao. Kustosz Pamięci znowu znajdował się w postaci Mędrca ze Wzgórza. - Nawet płomienie na ołtarzach zgasły… Ktoś musiał się bawić potężną magią. Gdybym tylko dostał go w swoje ręce…! Ech, mam nadzieję, iż Książę się nim odpowiednio zajmie, bo my mamy tu własny problem. Abarai, Chram Wszystkich Smoków zawiera ołtarze wszystkich Smoczy Bóstw, nawet Urgasha… Oczywiście ten konkretny ołtarz jest ukryty pod ziemią i zapieczętowany, aby nie mieć złego wpływu na ludzi, którzy tutaj przybywają. Fala mocy pustki zgasiła święte płomienie Smoków, co oznacza, iż pieczęć również musiała zostać złamana. Przygotuj się, zaraz może się tu pojawić coś naprawdę paskudnego.
Jak na zawołanie płyta mozaiki przedstawiająca Urgasha została wykopana w powietrza, a z dziury wygramolił się siwowłosy inkub bez koszuli, ale za to w rogatym hełmie.
-Eee, hejka - spaczony Ashanti podniósł rękę na przywitanie. -Także ten… Może któryś z panów powiedzieć, który mamy rok?


XelacientXelacientTurtle i pogaduszki na szlaku


- Może i żyjecie jak prości ludzie, ale za to manier mogłoby wam pozazdrościć wielu szlachetnie urodzonych, których mijałam po drodze - odparła wyraźnie udobruchana czarodziejka - jednak wciąż mi nie przedstawiliście swojego najmłodszego towarzysza! - dodała nachylając ku uczniowi nekromanty, na co przestraszony chłopak schował się za plecami Bliska - oho, ale nieśmiały! - zaśmiała się Saedra
-Narik-Thuster - wydusił w końcu z siebie wyrostek - widocznie piękna kobieta w jakiś sposób go przerażała
- Nauczyliścieby go pewności siebie, czas, by zaczął się za dziewczynami uganiała, a nie przed nimi uciekał - dodała prostując się - a jeśli można wiedzieć to czy podobnie jak ja zmierzacie na turniej?
- Tak, ja zamierzam w nim uczestniczyć - wypalił giermek, zanim oszust był go w stanie powstrzymać
- Naprawdę?! - zainteresowała sie czarodziejka - naprawdę wasz towarzysz zbyt nisko was ocenił! Przecież ten turniej ma być wydarzeniem roku!
- Bez przesady, Pan Sianosiej mówił, że wielu się zgłosiło, muszę jeszcze przejść eliminacje
- Ze szczerego serca życzę Ci powodzenia, a co Narik i Juan z wami robią?
- Narik jest uczniem zaprzyjaźnionego z nami maga, podróżujemy z nimi od jakiegoś czasu zaś Juan to nasz… przewodnik, powiedział, że zna okolicę i że zaprowadzi nas prosto do Listmoor bez zbędnej zwłoki!


Jak na gust Cuervo, kłamstewko giermka wyszło wyjątkowo nieudolnie, ale czarodziejka albo go nie wyłapała, albo była na tyle dobrą aktorką, by nie dać tego po sobie poznać.

- Przewodnik? Hmmyy… w sumie przez nieznajomość drogi już straciłam parę dni, jednak skoro jesteście przewodnikiem i znacie okolice to może byliście by zainteresowani pracą dla mnie? Osoba znająca każdy zakamarek tego miasta byłaby dla mnie wielce pomocna… pytanie tylko czy wasza wiedza ogranicza się do przedpola Listamoor, czy także na samym centrum miasta, Panie Juan? - spytała na koniec.

Felag PW
5 grudnia 2016, 21:27
Garri był już wyczerpany, a jak się okazało w truchle elfa było za mało mocy magicznej. Był zawiedziony; wiedział że już nie pomoże w walce z feniksem. Jednak ku jego zdziwieniu, podszedł do niego nieznajomy człowiek. W ręku trzymał nadgryzione jabłko. Był to człowiek już starszy, nosił na sobie długi, skórzany płaszcz obwieszony książkami, zwojami i kartkami.
- Skończyła się mana, co? - Spytał przygryzając jabłko. - No nic, zaradzimy jakoś na to na to... - Mówiąc to, wyciągnął kamień runiczny z kieszeni. - Powinno pomóc. - I rzeczywiście tak było, nekromanta poczół przypływ ogromnej mocy magicznej gdy wziął go do ręki. Na początku przyszło mrowienie w palcach, następnie przeszło wzdłóż ramienia, by wreszcie wypełnić całe ciało. Równocześnie, kiedy mag oswajał się z nią, stawała się przyjemniejsza. W takich chwilach (nagłego przypływu ogromnej energii magicznej) czuł coś w rodzaju ekstazy - podobno to dlatego czarodzieje zazwyczaj nie kwapią się tak do posiadania dzieci. To uczucie wystarcza im za wszystkie radości hedonistyczne.
Garkh-Morphon rzucił zaklęcie na feniksa. Przyszpiliło go to do ziemii i unieruchomiło. Kolejny raz zaklęcie wyszło mu na wyższym poziomie niż zazwyczaj. Jakby ostatnio jego możliwości drastycznie wzrosły. W zasadzie udało mu się obezwładnić ptaka. Ten jednak nie dawał za wygraną. Pomimo, że był zdezorientowany i leżał nieruchomo na ziemii, cały czas tworzył tarczę przed pociskami. Jednak było kwestią czasu, aż go dosięgną... Feniks chyba też zdawał sobie sprawę, ponieważ postanowił użyć swoich mocy... i wezwał przyzwanych wrogów jako coś pomiędzy nieumarłymi a duchami pustki. Garri był rozdarty - zarazem zafascynowany możliwością nekromancji przez to stworzenie, a z drugiej strony obrzydzony Pustą częścią tego zaklęcia.
- Na bezkres Pustki… zapomniałem o tych duszach - Odezwał się Drekar. - Obawiam się, że dalej musicie poradzić sobie sami… ale chyba dosyć Wam pomogłem. - Powiedział i zaczął się wycofywać z pola bitwy.
Nekromanta zaczął się zastanawiać. Jeśli to byli nieumarli, to teoretycznie mógłby spróbować przejąć nad nimi kontrolę. [Bez Litości dla Słabych] Gdyby wszystko wychodziło tak jak dotąd... Ale nie mógł mieć pewności. Mimo wszystko wyglądało to najsensowniej. Jeśli włoży w to wszystkie swoje umiejętności, to jest szansa łatwo przełamać opór tych stworów, ostatecznie bluźnierst wobec Matki.
Ostatecznie ustał ucisk w jego głowie. Nekromanta był w pełni sił - w wyniku euforii i ekstazy many nie odczuwał zmęczenia, a mocy magicznej miał wystarczająco aby rzucić jeszcze jedno-dwa zaklęcia.
Wziął do ręki zawieszony na plecach swój kostur. Sam go wykonał - na studiach w Hereshu. Było to ukoronowanie jego zajęć z wzmacniania magii. W kosturze były zaklęte kilka wzmacniaczy. Jeśli pokonają feniksa, to spróbuje go jeszcze poprawić, by był potężniejszym artefaktem.
Skierował go w stronę nadchodzącej chmary Pustych Trupów. Ponownie zaczął bezgłośnie poruszać wargami. Jego kostur zaczął na końcu emanować toksycznie zieloną poświatą., podobnie jak jego oczy.

Usłyszał głos Sianosieja.
-... daj, tylko cwałuj... - Powiedział weteran i rozpoczął szarżę.
Ajj.. wielki błąd. Jeśli to istoty Pustki, to mogą niespodziewanie wybuchnąć. A wybuchy Pustki mogą być naprawdę niebezpieczne - przekonał się o tym pewien elf... Nekromanta chciałby pomóc przyjacielowi, ale nie mógł przerwać zaklinania. Ale... skąd on się tu wziął. Musiałem nie zauważyć jak przyjechał. I co to za centaur?

Turtle PW
5 grudnia 2016, 21:46
Z powodu tego dziwnego uczucia, którę dręczyło oszusta odkąd spotkał czarodzieję, zapomniał o Nariku. Na jego szczęście Blisk wyjaśnił czarodziejce kim jest ich mały towarzysz. Przy okazji pokusił się też o najgorzej wykonane kłamstwo, ale Saedra go chyba nie spostrzegła. A może też udaje. A zresztą i tak ten głąb przed chwilą spalił jego historyjkę o "prostych ludziach" więc on w ramach takiego żartu powie kim jest. W końcu okłamywać taką damę?
-Mój kolega trochę mnie przecenia- odwrócił się w stronę giermka i pokazał mu język-Fakt, służę im jako przewodnik lecz jestem tu od niedawna, więc pomimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie Pani pomóc. Może wspólnie uda nam się znaleźć szlak, lecz na pewno droga minie szybciej. Jednakże zrozumiem decyzję, o kontynuowaniu podróży bez nas.- w głębi duszy oszust jednocześnie liczył na odmowę jak i na zgodę.
-Decyzja należy do Pani, oraz Pani towarzyszy, a my tu poczekamy na werdykt

Nitj'sefni PW
5 grudnia 2016, 21:49
Zjawa rozkminała nowo poznane pojęcia poprzez ciągi przyczynowo skutkowe.
Wtedy nagle podeszło do niej tajemnicze stworzenie. Zjawa czuła, że było niezwykłe, ale nie wiedziała czemu.
- Witaj, mój Ty nieszczęsny nieboraku... - zwróciło się do zjawy stworzenie.
Co się dzieje? To stworzenie kontaktuje się ze mną. Ale przecież ustaliłem już, że nie istnieję. Czy więc moje twierdzenie było błędne? To stworzenie zdecydowanie bytuje w świecie materialnym. Jak więc może w ogóle pojmować moją obecność? A może to coś bytuje ponad podziałami światów...
Stworzenie wyjęło kartkę i wpatrywało się w nią chwilę.
- Przybyłem tutaj zaraz po tym jak sprowadzono Feniksa, wyczułem w magii przywołania skażenie Pustką. Z doświadczenia wiedziałem jak się to zakończy, więc notowałem naprędce to co udało mi się zobaczyć i podsłuchać… jesteś elfem i masz na imię Shedal, Shadel… jakoś tak. Niestety wszystko potoczyło się za szybko, nim zdążyłem przyłożyć pióro do papieru było już po wszystkim, już nie pamiętałem nic. Ach... no tak, nie rozumiesz nic z tych rzeczy. Pozwól, że użyczę Ci trochę moich wspomnień...
Stworzenie nawiązało fizyczny kontakt ze zjawą i zaczęło przesyłać swoje wspomnienia. Dziwne historie i jakieś podstawowe pojęcia odnośnie świata.
To... to było niezwykłe. Rozumiem... rozumiem więcej! Rozumiem, co to znaczy "rozumieć". Rozumiem, co to znaczy "znaczyć coś". I rozumiem, że to, co nazywałem dużym stworzeniem było ptakiem. Duuużym ptakiem, który jest ciemny i świeci. Dziwne. To się trochę nie łączy. Sam ptak był czarny jak głęboka dziura, ale dookoła świecił. I miał fioletowe pioruny. Duży, ładny, groźny, magiczny ptak. Ja jestem Shedal, czy jakoś tak. Wiem już co to jest imię. Wiem, co to jest nazwa. Chcę nazwać ptaka. Nazwę go: Voidmir Pustkin. Ładne imię. O, dziwny siwy pan otwiera butelkę...
Shadal został wciągnięty do butelki.
- Pozwolisz, że porozmawiamy na osobności. - Powiedział Gaunt... tfu! Drekar podczas korkowania.

Irhak PW
5 grudnia 2016, 22:32
Merran złapał odruchowo klucze w locie. Potem jednak tak zacisnął pięść, że gdyby były one ze szkła to by zostały zmiażdżone na pył. Jakiś głupi gnoll tykał jego rzeczy. Jakiś głupi gnoll przeniósł jego rzeczy do ambasady. Najchętniej by oskórował te gnolle. Jednakże się opanował. Może coś jeszcze wiedzą?

- Wiecie może gdzie konkretnie w ambasadzie znajdują się moje rzeczy? - spytał spokojnym głosem. - No i przydałoby się też nakierować mnie na ten zapas sake, bym mógł wam ją przynieść.

Grzecznie poczekał na odpowiedź gnolli, a potem podziękował i obiecał przynieść wódkę nag. Przy wyjściu spotkał Jacka, który oczywiście podsłuchiwał.

- Wiesz co i jak - rzucił mu. - Idziemy czy wracamy? Tym razem nie powinno być aż takich trudności.

Belegor PW
6 grudnia 2016, 13:52
Abarai był wielce zaskoczony, że prawidłowo odpowiedział. Unmei-kami zaczęła pękać...dosłownie. Potem okazało się, że tak naprawdę śnieżne panny nim się tylko bawiły i żadna nie umarła. Naga był wściekły i ryknął:
- Co proszę?! Tylko zabawa! Jak Ja was dorwę..!
Ale zanim dokończył, wylądował znowu przy ołtarzu przy Bezimiennym
-....to skóry Wam wygarbuję, zaraz po tym białym kundlu! Ee...co jest grane?
Naga rozejrzał się wokół, teraz wszystkie ołtarze się paliły. Wykonał wszystkie próby. Odetchnął z ulgą. Mukao był w swojej naturalnej postaci i wyjaśnił to wszystko. Słuchając go Abarai był wielce zdezorientowany i zagubiony słysząc, że to wszystko było iluzją bezimiennego, nawet to cierpienie, które odczuł. Miał ochotę skręcić kark za taką zabawą jego współczuciem, ale z szacunku do Malassy i ze względu na złożone obietnice postanowił tego nie zrobić. Prawie nie słuchał Mistrza, gdy nagle wspomniał o objawieniu do pokazania. Abarai zbudził się z szoku i spojrzał z podejrzeniem na Mistrza i już miał powiedzieć, że ma dość, gdy bezimienny znów zmienił postać.
Abarai był zaskoczony wizją Wojen Stworzenia. Kiedyś tam słyszał o nich, ale raczej w postaci bajki na dobranoc, gdzie pierwsze skrzypce grała Asha z jej córką Shalassą. Pomimo tego rozpoznał Sar-Elama bo był bardzo podobny do tamtych posągów, które widział w podróży do Listmoor. Bardziej zaskoczyło z kim on walczył. Chłonął każdą scenę walki z przejęciem. To już nie był nudny monolog, ale prawdziwa rzecz. Nagle obraz się zmienił i ujrzał...
~Zaraz, co tam było? Łuski, czerwień...jakaś postać, głowę bym dał że coś tam było? Czuje jakbym dostał zaćmienia umysłu. Coś na pewno tam było, a może nie? Były na pewno schody.~
Abarai spojrzał na schody do ołtarzy i wówczas zauważył, że wszystkie świece zgasły. Załamał rękami i powiedział:
- No nie! Nie mów mi teraz, że wszystkie próby mam przejść od początku.
Skierował się do Mukao, lecz ten przybrawszy postać mędrca zaczął złorzeczyć na jakiegoś maga. Abarai był zaskoczony, ale uznał że skoro nie jest magiem to nie ma jak nawet wyczuć coś takiego jak wpływy magii i inne dziwne rzeczy z tym związane. Mukao mu wyjaśnił, co to naprawdę oznacza. Naga był zdziwiony, że ktoś w ogóle postanowił zbudować ołtarz dla Urgasha na pierwszym miejscu. Nawet on nie byłby na tyle głupi. Wyjął swoje ostrza na słuch, że coś mogłoby wyjść z niego.
Jak na zawołanie niczym zombie wygrzebał się jakiś rogaty starzec z laską.
~Zaraz, to jest paskudne, ale potężne? Niby jak? Może dla innego starca.~
Na potwierdzenie staruszek zapytał o rok. Naga nie wiedziała co zrobić. Mukao też się nie ruszył. Postanowił odpowiedź na pytanie Ashanity w sposób Mukao:
- O jaki rok pytasz? Ten po ostatnim zaćmieniu, czy ten przed następnym? Mamy dopiero trzy miesiące od rozpoczęcia diaspory, a Ty pytasz się już o rok? Lepiej idź spać, obudzimy Cię jak diaspora się skończy, dobrze?

Jeśli Mukao spojrzał dziwnie na Abaraia, ten podniósł ręce i odpowiedział:
- No co? Warto było spróbować. Teraz wiesz przynajmniej jak ja się czułem, gdy zalewałeś mnie swoimi zagadkami.
Naga jednak nie spuszczała wzroku z potencjalnego przeciwnika. Może fizycznie wyglądał na starca, ale mógł być również magiem. Jeśli demon zaatakuje, Abarai planował zrobić unik i zaatakować ostrzami w jego kostur.
strona: 1 - 2 - 3 ... 8 - 9 - 10 ... 17 - 18 - 19
temat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel