Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2 - 3 ... 6 - 7 - 8 ... 17 - 18 - 19

Felag PW
26 listopada 2016, 20:24
Garkh-Morphon rozejrzał się po pobojowisku. Naokoło, wszędzie leżały ofiary walki. Większość bandytów uciekła, tylko niewielka ich część leżała nieprzytomna lub konająca w błocie. Cóż za wspaniała śmierć - w bagnie, z którego pochodzą. Nie należał im się lepszy los. Byli nikim i nikt nie będzie już o nich pamiętał. Kiedyś, niedługo po Wojnach Stworzenia, kiedy Imperium Shantirii dopiero powstawało, zmarłemu kładło się na oczy dwa Obole, które miały być zapłatą przewoźnikowi, za dostarczenie do Krainy Śmierci. Nikt już w to nie wierzył, ale gdyby pozostał taki zwyczaj, Garkh-Morphon nie dałby monet tym zbirom. Nawet na to nie zasługiwali.
Nekromanta podszedł do zwłok, leżących gdzieś na środku pobojowiska. Były zgniecione, powyginane i dziwnie poskręcane. Ciężko byłoby rozpoznać kto tu leży, jedynie ręka była wyraźna i dziwnie sterczała do góry. Garkh-Morphon odciągnął ciało na bok i uklęknął przy nim. Z tyłu słyszał odgłosy krzątających się Sianosieja, Juana i Narika-Thustera. Nie obchodziło go, co robili. Położył głowę na zwłokach. Było brudne i śmierdziało rozkładem, ale nekromanta nie zwracał na to uwagi. Postronny obserwator mógłby zauważyć jak w jego lewym oku pojawia się coś małego i połyskującego, jakby kropla wody...
Uciekinier z Hereshu przyłożył obie dłonie do tego, co najbardziej przypominało głowę. Zaczął bezgłośnie poruszać ustami. Ręce zaczęły świecić się toksycznie zieloną poświatą. W jego głowie krążyło jedno pytanie, które wypierało z niej całą otaczającą go rzeczywistość.

Czy da się wskrzesić ghula?

Nitj'sefni PW
26 listopada 2016, 21:37
Zadziałało. Klątwa Negacji przyjęła się i Feniks wyraźnie zachwiał się w locie zwalniając. Reszta wesołej gromadki już zdążyła się ogarnąć i ostrzelała Feniksa z balisty. Jednak ptak był szybki. Shadal nie miał stąd zbyt dobrego widoku na pole bitwy, ale wyglądało na to, że golas uczepił się jakoś Feniksa, a ten próbował go zrzucić.
Elf skupił się sięgając do wewnętrznych rezerw mocy. Jeszcze trochę tego zostało. Na Upiora Pustki wystarczy. Otworzył oczy gotowy do rzucenia zaklęcia i niezmiernie się zdziwił. W jego stronę szarżował wielki, sześcionogi futrzak. Bizon wbiegł pod nogi Shadala i nie czekając aż ten porządnie się usadowi na jego grzbiecie poleciał z nim ku Feniksowi wydając przy tym zwierzęce odpowiedniki okrzyków bojowych. Elf kurczowo trzymał się kłaków Appy. Na szczęście stwór leciał dość gładko, więc mógł przyjąć wygodniejszą pozycję na jego grzbiecie. Kiedy Shadal siedział już wygodnie i w miarę stabilnie, zauważył że Appa leci za Feniksem i co gorsza próbuje go dogonić. No nic. Trzeba będzie ubić ptaszka. - pomyślał ironicznie, pochylając się do przodu i chwytając bizona za rogi, żeby przejąć kontrolę nad szaleńczym pościgiem.
Kiedy Shadal był już dość blisko Feniksa, zaczął układać w myślach zaklęcie. Gdyby teraz podleciał do Feniksa, to raczej by długo nie pożył. Ptak wyglądał na inteligentne stworzenie, więc prawdopodobnie miał jakąś taktykę. Jeśli nagle o niej zapomni to może dać to elfowi czas na działanie.
Shadal, mając już odłożoną energię na zaklęcie, wyjął zza pazuchy swój sztylet. Ostrze było wąskie i białe jak śnieg, o pofałdowanych brzegach. Róg jednorożca.
Plan był w miarę prosty i bardzo ryzykowny. Elf miał zaraz rzucić na Feniksa zaklęcie Luki w Pamięci, a potem korzystając z jego zdezorientowania, podlecieć bliżej i cisnąć mu sztyletem w oko. Jak się nie uda, to może chociaż Asha zreinkarnuje mnie jako sowę... albo sokoła. - Pomyślał na pocieszenie i wykrzyczał magiczną inkantację: "Arfa səsləri, yağış səsi, rom suya suya dəyişiklik!", rozładowując energię magiczną i formując ją w zaklęcie...

Bychu PW
26 listopada 2016, 21:55
Łańcuch owinął się wokół szpona feniksa i zaklinował się tak, jak było w planie. Co prawda żadna ze strzał nie trafiła, ale liczył, że kolejne salwy pójdą lepiej.
- tak się t... - zaczął mówić dumny z siebie, że złapał feniksa, po czym poczuł pociągnięcie. Bruuuuuuuukiew!!! pomyślał, po czym wylądował w błocie. Zostawił za sobą trzy ślady na ziemi. Cały czas mimo wszystko był gotów wrócić do elfki. W jednej ręce miecz, w drugiej łańcuch. Tylko on, bronie i wielki kurczak. A wszystko to jakieś dziesięć metrów nad ziemią.
Myśl Diuck myśl... Przymrużył oczy, aby nic nie wpadło mu do oka. Starał się przyjrzeć bliżej tyłowi feniksa. Powoli zbierał się, aby wejsć po łańcuchu na jego nogę, aby móc na niej usiąść. Nie miał ochoty spaść. Wtedy pojawił się mag na bizonie, którego wcześniej przyzwał.
Bez jaj, nie jestem aż tak pijany... chyba pomyślał, widział, że ten wyciąga sztylet.
Nie wie mnie nie wie mnie nie wie mnie nie wie mnie nie wie mnie nie wie mnie nie wie mnie nie wie mnie. Obserwował co robi ta dziwna parka. Wyczekiwał, aby ewentualnie drugą ręką w której trzymał miecz odbić sztylet. Gdy mag rzuci swe zaklęcie, które najpewniej przygotowuje postara się wejść na nogę feniksa i trzymać się jej, aby nie spaść. Miał dobry widok na brzuch feniksa, liczył, że zobaczy tam jakiś słaby punkt. Był w razie czego gotów spuścić się po łańcuchu, gdyby zmienił się w ognistego lub chciał kopnąć prądem w aktualnej formie.

Turtle PW
26 listopada 2016, 21:59
Cuervo z zadowoleniem stwierdził, że ze strony zbirów martwych i żywych, nie grozi mu już żadne niebezpieczeństwo.
-Który to już raz...- pomyślał na głos.
-Mówił coś szef?- Swam rozglądał się po pobojowisku jakby liczył, że ktoś z obecnych miał coś cennego.
-Tylko sobie tak...- nie wiedział co mu powiedzieć. Tak sobie rozmawiam sam ze sobą? Raczej nie, na szczęście martwą ciszę przerwał wojownik, który przed chwilą pokonał całą bandę Grzybiarza.
-A wy, coście za jedni?- ton głosu wskazywał na to, że liczy na natychmiastową odpowiedź.
-My? Przyjaciele, przybyłeś w samą pore panie, bo te łobuzy chciały pozbawić domu pewną wdowę. A my, tutaj staraliśmy się ją chronić, przekonać ich by podążali drogą współczucia, ale z nimi...
-Eeee....Co szef mówi, przec...- nie dane było Swamowi dokończyć pytanie. Lekki kuksaniec w przepone to dobry sposób, by powiedzieć "Cicho bądź".
-Dobrze, a imiona?- rycerz był lekko zbity z tropu.
-Och, przepraszam, jestem Juan a to mój przyjaciel Carlos.- Swam tym razem wyczuł, że ma nic nie mówić. Dobrze. Dla niego.
-Przepraszam, ale nie było z panem jakiegoś maga? Mam mu coś do powiedzenia...

Nicolai PW
26 listopada 2016, 22:27
NicolaiNicolaiBychu i Nitj: Bitwa Powietrzna



Inkantacja Luki w Pamięci, zgodnie z planem, dosięgła Feniksa. Tylko należało się zapytać samych siebie czy Feniks miał w ogóle jakiś plan i o czym mógł zapomnieć? O dziwo tak. Celem kreaturę na chwilę obecną było pozbyć się Kurta i zmieniać domeny tak, by jak najlepiej dostosować się do sytuacji.


Teraz, dzięki elfowi, te dwie zmienne zostały usunięte z równania… na jakiś czas. Feniks przestał wierzgać i znikło zagrożenie wejścia w ognistą domenę, by spalić pasażera na gapę co dało Kurtowi okazję do działania. Korzystając ze sposobności wspiął się na na górę, tylko ciężko zrobić to trzymając miecz w jednej ręce. Acz wyglądało z początku, że Diuckowi się to uda aż do samej końcówki.


Kiedy miał już szpony na wyciągnięcie ręki, miecz mu się wyślizgnął. Jednak nie przepadł, lecąc w dół poszybował prosto w kierunku Shadala i przydzwonił mu płazem w czoło, psując jego rzut i niemal przyczyniając się do jego spadnięcia z Appy. Jednak nie ma tego złego co, by na dobre nie wyszło. Diuck siedział teraz na szponie Feniksa, a mag miał jego miecz. Sytuacja jest do wyratowania, tylko pytanie jak długo jeszcze czar będzie działać?

NicolaiNicolaiTurtle, Felag, Warunki mają znaczenie



Wojownik Elratha po rozmowie z Oszustem wydawał sie jeszcze bardziej podejrzliwy niż na początku, ale przynajmniej odłożył broń.
- Tak właściwie to nazywam się Sianosiej, skromny sługa Elratha - rzekł do Cuervo - jakoś niespecjalnie podoba mi się, że wplątałem się w wojnę gangňw, no ale jeśli ocaliliśmy kogoś bezbronnego to dobrze… chciałbym tylko porozmawiać z tą wdową… nie widzę jej tutaj, przyprowadzisz ją Juan? W tym czasie Twňj przyjaciel pomoże mi z ogarnięciem pobojowiska - rzekł chłodno dając do zrozumienia, że oczekuje potwierdzenia słňw oszusta - jak widzisz mňj przyjaciel Garth-Morphon i tak jest zajęty eee… leczeniem swojego towarzysza - dodał spoglądając na przebranego lisza.


W tym momencie mag śmierci sprňbował swoją mocą pozbierać sługę, jego moc zaczęła łączyć ścięgna i prostować kości, jednak gdy lisz musiał przestać na wskutek zbyt wielkiej utraty mocy to efekt był daleki od zadawalającego, ghul chodził, ale ledwo i wciąż był wykrzywiony. Może gdyby wyciągnął go z błota, rozebrał i poskładał ręcznie to dałoby się osiągnąć lepszy efekt. Jak choćby taki Sianosiej, ktňry zaczął zbierać rannych z pomocą Bliska i Carlosa, układać ich na ganku, przemywać ich rany wodą z balii, a nawet ich leczyć swoimi skromnymi zaklęciami.


- Mistrzu? - uslyszal pytanie swojego ucznia - Pan Sianosiej pyta sie czy znacie sie na tyle dobrze na anatomii, by wyciągnac zabkowany nóż spomiędzy żeber bez wywołania krwawienia.

Bacus PW
27 listopada 2016, 10:45
Percival przewertował teczkę i znalazł wzór tego co chciał uzyskać, ale potrzebował wielu poprawek, aby umowa wyglądała dobrze dla jednej ze stron, czyli niego. Zawołał kowadło i kawał mu kucnąć, aby mógł spisać umowę. Jako podkładki korzystał z pleców krasnoluda bo były twarde i stabilne jak rządy Gryfów. Nie no żart, po prostu nadawały się do tego typu prac. Kowadło nie miał z tym problemu, lubił być potrzebny.

"UMOWY UBEZPIECZENIA MAJĄTKOWEGO
§1
Zawarta w dniu ………………20…….r. w Listmoor, pomiędzy:
Katedrą Błogosławionego Zakonu Gorliwych Rycerzy Świętego Elratha Zbawiciela w Dniach Ostatnich z siedzibą w Listmoor,
reprezentowaną przez:
- p .Pomniejszego Mistrza Katedralnego Nierównego Archaniołom
- p...
zwaną w dalszej części umowy „Zamawiającym”

a Firmą Ubezpieczeniową Shubenbaum S.A z siedzibą w Grimheim,zarejestrowaną w Grimheim,
reprezentowaną przez:
- Percivala Otto Shubenbauma
zwaną dalej „Wykonawcą”
o następującej treści:

§2
1. Przedmiotem umowy jest zapewnienie przez Wykonawcę ochrony ubezpieczeniowej
polegającej na ubezpieczeniu mienia Zamawiającego przez okres lat _____ od dnia
zawarcia niniejszej umowy.
2. Przedmiot ochrony ubezpieczeniowej stanowi:
Katedra Błogosławionego Zakonu Gorliwych Rycerzy Świętego Elratha Zbawiciela w Dniach Ostatnich z siedzibą w Listmoor.
3. Minimalny zakres ochrony ubezpieczeniowej w stosunku do mienia Zamawiającego
określonego w § 2 ust 2 pkt a) obejmuje szkody powstałe wskutek: kradzieży rozumianej
jako zabór mienia poprzez odkręcenie, odpiłowanie, wyrwanie, wykopanie z ziemi itp.,
kradzieży z włamaniem, błędów obsługi, awarii, dewastacji (w tym graffiti), sabotażu,
kradzieży z włamaniem z zamkniętych pomieszczeń, rabunku, pożaru, uderzenia
pioruna, wybuchu, upadku statku powietrznego, wiatru, deszczu nawalnego, gradu,
śniegu, trzęsienia, zapadania lub osuwania się ziemi, lawiny, uderzenia pojazdu,
przewrócenia się drzew, kominów lub innych wysokich konstrukcji, dymu, akcji
ratowniczej, przepięcia elektrycznego bez względu na przyczynę, wody (zalania z
urządzeń wod.-kan., powodzi, sztormu, wylewu wód podziemnych, mrozu, topnienia, inwazji demonów i ataku Turboylathan,

§3
1. Okres ubezpieczenia określa się na ____ lat/a od daty podpisania umowy ubezpieczenia
majątkowego z Wykonawcą wyłonionym w drodze przetargu nieograniczonego.
2. Wartość sumy ubezpieczenia na jaką Wykonawca udziela ochrony ubezpieczeniowej jest
równa wartości przedmiotu ochrony ubezpieczeniowej określonej w § 2 ust 2.
3. Zamawiający i Wykonawca ustalają, iż ochrona ubezpieczeniowa udzielana przez
Wykonawcę oparta jest na następujących zasadach:
a) Wykonawca zobowiązuje się do objęcia ochroną ubezpieczeniową nowonabytego
majątku trwałego z chwilą wpisania do ewidencji środków trwałych lub przejęcia w
użytkowanie. Ochroną objęty jest majątek w 100% jego wartości wynikającej z faktur
zakupowych poszczególnych składników majątku opisanego w § 2 ust 2 a) i b) z
uwzględnieniem doubezpieczeń z poprzednich okresów. Rozliczenia składki za
doubezpieczenie dokonywane będą w systemie kwartalnym. Zamawiający dostarczy
wykaz środków trwałych objętych ochroną z tytułu niniejszej klauzuli do końca
pierwszego miesiąca następnego kwartału. Składka za doubezpieczenie zostanie
opłacona w ciągu 21 dni od chwili wystawienia dokumentu potwierdzającego
doubezpieczenie. W przypadku doubezpieczenia, uzupełniania lub podwyższania
sumy ubezpieczenia (gwarancyjnej) w okresie ubezpieczenia, zastosowanie mieć będą
warunki umowy oraz stopy składek (stawki), obowiązujące w stosunku do umowy
ubezpieczenia,
c) Wykonawca nie zastosuje zasady proporcjonalności przy wypłacie odszkodowania,
jeżeli wartość składników majątku w momencie szkody nie przekracza 120% sumy
podanej do ubezpieczenia dla tych składników z uwzględnieniem sum
doubezpieczeń. Suma ubezpieczenia nie ulega pomniejszeniu o każde wypłacone
odszkodowanie.

§4
1. Osobami odpowiedzialnymi za realizację umowy są:
1) Ze strony Wykonawcy - Percival Otto Shumenbaum.
2) Ze strony Zamawiającego - ……………………………….
2. Zmiana osób odpowiedzialnych za realizację umowy, o których mowa w ust. 1 będzie
odbywać się poprzez pisemne zgłoszenie i nie stanowi zmiany umowy.
§ 5

§5
1. Za udzieloną ochronę Zamawiający zapłaci składkę ubezpieczeniową w wysokości
określonej w złożonej ofercie, to jest w wysokości……………………………sokołów (słownie:
……………………………………………).
2. Składka ubezpieczeniowa będzie płatna w ____ ratach:
3. Za datę zapłaty przyjmuje się datę obciążenia rachunku Zamawiającego.
4. Wszelkie płatności powstałe na tle niniejszej umowy (wynikające w szczególności
z konieczności dopłaty składek, zwrotu składek oraz innych rozliczeń) dokonywane będą
w systemie pro rata temporis za każdy dzień ochrony ubezpieczeniowej.

§6.
Wykonawca zapłaci Zamawiającemu kary umowne w następujących wypadkach
i wysokościach:
a) za niewykonanie lub nienależyte wykonanie przedmiotu umowy w wysokości 3%
składki ubezpieczeniowej określonej w § 5 ust. 1,
b) za opóźnienie w wykonaniu przedmiotu umowy w wysokości 0,01 % składki
ubezpieczeniowej określonej w § 5 ust. 1, za każdy dzień opóźnienia,
c) za odstąpienie od umowy z przyczyn zależnych od Wykonawcy w wysokości 1%
składki ubezpieczeniowej określonej w § 5 ust. 1.
2. Oprócz wypadków wymienionych w przepisach Kodeksu Cywilnego Zamawiającemu
przysługuje prawo odstąpienia od umowy w następujących sytuacjach:
1) w razie wystąpienia istotnej zmiany okoliczności powodującej, że wykonanie umowy
nie leży w interesie publicznym, czego nie można było przewidzieć w chwili
zawarcia umowy; odstąpienie od umowy w tym wypadku może nastąpić w terminie
30 dni od powzięcia wiadomości o powyższych okolicznościach,
2) zostanie ogłoszona upadłość lub likwidacja Wykonawcy,
3) Wykonawca nie rozpoczął realizacji zamówienia bez uzasadnionych przyczyn oraz
nie kontynuuje ich pomimo wezwania Zamawiającego na piśmie.
4. Odstąpienie od umowy powinno nastąpić w formie pisemnej i za zgodą Elratha pod rygorem nieważności takiego oświadczenia i powinno zawierać uzasadnienie i pisemną zgodę Smoka Światłości.

§7
1. Spory wynikłe z realizacji umowy będzie rozstrzygał rzut monetą.

§8
1. Umowę sporządzono w dwóch jednobrzmiących egzemplarzach, po jednym dla każdej ze
stron.
"


- Pomniejszy Mistrzu Katedralny Nierówny Archaniołom, mam pare pytań, których potrzebuje do spisania umowy... Macie NIP? W ilu ratach będzie płatność? Na jak długi okres chcecie ubezpieczyć? Czy macie tu może latrynę, bo Mój towarzysz chyba potrzebuje. - Mówiąc to widział jak Kowadło zaczął przeskakiwać z nogi na nogę w tak zwanym "sikidensie". Percival uśmiechnął się tylko i poprawił monokl. Chciał to mieć z głowy, bo jeszcze wiele miejsc potrzebowało ubezpieczenia.






Belegor PW
27 listopada 2016, 16:43
Abarai był zaskoczony, że jego atak się powiódł. Jak się okazało przeszedł jedną próbę Mukao, którą poświęcił Shalassie. Słuchając go, poczuł się zdezorientowany:
~Zaraz, to on będzie mnie tak męczył, aż do białego rana? Łona?! Nie prosiłem się o ponowne narodziny.~
Na myśl o takiej sytuacji w przypadku Elratha i Arkatha, aż wzdrygnął z przerażenia.
~Nie, raczej tego mam nadzieję Mukao nie miał na myśli~
Nagle Mukao przeszedł w formę mędrca z czterema katanami.
"Jak pokonać wroga, która przewyższa cię pod każdym względem?" Pytanie i pokaz umiejętności przeraził Abaraia. Przypomniał sobie brutalne starcie z kenseiem, lecz podniósł swoje miecze i zaszarżował.
~Muszę znaleźć jakieś jego słabe punkty? Nikt nie jest przecież niepokonany.~
Abarai walczył, uderzając ostrzami i próbując nie dopuścić do kontrataku.
~Jak mam pokonać kogoś znacznie silniejszego od siebie? W otwartej walce nie mam z nim szans?~
Abarai zaczął szukać podpowiedzi w słowach Mukao. Przypomniał sobie co mówił o nagach, ich honorze i które Smoki go przyjmą. Kątem oka spojrzał na ołtarze. Olśniło go. Zaczął coraz szybciej atakować mieczami frontalnie, próbując zmusić Mukao do ciągłej obrony i skupieniu na mieczach. Tymczasem Abarai podniósł ogon i wyjął strzałę z kołczanu.
~Jak wygrać z o wiele silniejszym przeciwnikiem? Użyć podstępu!~
Jeśli Abaraiowi udało się utrzymać Mukao w pozycji obronnej, wężową częścią ciała otoczył go i za pomocą ogona zaatakował grotem strzały w głowę Mukao.

Nitj'sefni PW
27 listopada 2016, 19:55
Zaklęcie zadziałało. Feniks zwolnił i przestał wierzgać. Wszystko wskazywało na to, że się uda. I właśnie wtedy Shadal dostał mieczem w łeb.
Kiedy elf składał się do rzutu sztyletem, miecz wypuszczony przez naturystę spadł mu na głowę i uderzył płazem w czoło. Drogocenny sztylet poleciał w dół, znikając wśród drzew. Shadalowi jakimś cudem udało się złapać miecz. Niestety prawie spadł z grzbietu Appy. Mimo wszystko musiał przyznać, że ma dzisiaj szczęście. W obecnej sytuacji już dawno powinien być martwy.
Elf miał pewien plan. On sam za dobrze mieczem nie wywija. Te wszystkie trawersy, finty, oberhawy i postawy szermiercze... już rzucanie zaklęć jest prostsze. Najpierw osłonię siebie i Appę Pułapką Pustki, a potem podlecę do Feniksa i oddam miecz właścicielowi. On zrobi z niego lepszy pożytek.
- Zraz podam ci miecz - Shadal próbował przekrzyczeć wycie wiatru.
Nie czekając na odpowiedź zebrał prawie całą pozostałą mu energię magiczną w jednym punkcie i zaczął układać w myślach słowa oddające sens zaklęcia. Kiedy uznał, że jest gotowy skupił się na aurze swojej i Appy i uwolnił energię, wykrzykując ułożoną formułkę. Brzmiało to jakoś tak: Ruusut ovat punaisia, orvokit alareunassa, me rakastamme toisiamme kuin kaksi enkeliä!...

Irhak PW
27 listopada 2016, 20:37
Dawno tyle nie biegał. Zasapał się i musiał złapać oddech. Niezbyt słuchał tego co kobieta mówiła do niego. Załapał tylko kilka słów. Coś o obserwowaniu i zainteresowaniu oraz najważniejsze. Farkas wysłał list gończy za Merranem.

- Chwila, co? List gończy? Za co? - myśli krążyły mu w głowie tak jak oddech w jego płucach. Chwilę trwało zanim się zorientował co się stało. Jego iluzje zawsze był dla niego... zawsze widział co się kryje pod jego iluzjami. Ktoś musiał zobaczyć coś czego nie powinien i zgłosił to, a Farkas złożył wszystko do kupy. - Nieważne. Muszę się ukryć na jakiś czas.

Nie był w stanie po tej wiadomości określić jednoznacznej drogi dla siebie. Kilka rzeczy się zmieniło i niektóre ścieżki otwarły, zamykając przy tym inne. Jedno było pewne, to był pierwszy raz po Wojnie Izabeli kiedy ktoś wysłał za nim list gończy.

Jedną z możliwości jakie przed nim widniały było wykorzystanie jego koneksji z Czarnym Kłem. Jedyne czego nie wiedział czy mają placówkę w Listmoore. A jeśli mieli to gdzie jest ten sztylet. Czarnodzioby jeszcze nie wrócił, a zdecydowanie miał wystarczająco dużo czasu, aby zorientować się gdzie jest ten ceremonialny sztylet Czarnego Kła.

Mógł również zmienić twarz i tożsamość. Jednakże Farkas pewnie by się zorientował. Jednakże zdecydowanie zbyt długo był Merranem by mógł się tak łatwo przestawić na nową twarz.

Klarował się przed nim też inne możliwości, jednakże nie miał na to ani czasu, ani mocy przerobowej umysłu. Skoro nie zrobi z Farkasa kultysty przed inkwizycją (listo gończy to skutecznie uniemożliwi) to może jednocześnie rozesłać plotki wśród miejscowych i użyć Czarnego Kła do swoich celów. Tylko najpierw...

- Muszę znaleźć sztylet. A raczej mojego kruka. A raczej psa. Nie, lepiej jego właściciela - mamrotał pod nosem wędrowiec, ale Mamcia i tak słyszała jego słowa. I nie rozumiała o co mu chodziło. - Nie, najpierw muszę zebrać wszystkie swoje rzeczy zanim ktoś je skonfiskuje.

Bychu PW
27 listopada 2016, 22:27
Siedział na łapie. To już połowa sukcesu. A raczej cały sukces, bo tutaj jego plan powoli się kończył. Spojrzał w dół.
Wysoko. Szkoda by było stąd spaść. rzucił w myślach, po czym złapał się dokładniej nogi. Zaczynał zastanawiać się, jak właściwie się w to wszystko wpakował. Maciek. Ten debil. Każdy Maciek jakiego znam w sumie to debil... głupi pies poleciał do głupiego kobolda... niech on se tu teraz siedzi, nie ja... pomyślał nieco poirytowany bezradnością. Wtedy mag zaczął coś do niego krzyczeć. Miał odzyskać miecz. W sumie, dobra opcja, lepiej siedzieć na łapie z mieczem niż bez miecza, ale co dalej? Wbić go przerośniętemu kurczakowi w brzuch?
Diuck Ty zakichany, nagi geniuszu! Jak mu go wbiję w brzuch, to spadnie, a ja razem z nim i będę na ziemi! Oj, zasłużyłem na dobre piwo, zasłużyłem. Uniósł się w swoim geniuszu. W nie przemyślał co prawda niekontrolowanego spadania w dół, ale cios na dobrą sprawę nie powinien być śmiertelny, więc może po prostu wyląduje, a Diuck zdąży uciec? Lub zeskoczyć w odpowiednim momencie? Albo obrócić ptaka tak, aby ten zrobił mu za materac. Tak, czekał teraz na miecz i to, czy magowi uda się rzucić czar, który rzucał.

Nicolai PW
28 listopada 2016, 09:46
NicolaiNicolaiIrhak, Czarownica i Stara Szafa



- Kruka? - Zapytała zdziwiona Mamcia. Zagwizdała i przez okno do środka wleciał nie kto inny jak Czarnodzioby. - Natrafiłam go jakiś czas temu podczas mojej ucieczki z Falais. Był wycieńczony i ranny… gdyby nie moja pomoc to pewnie teraz latałby po bezkresnych przestworzach Ylatha... - Ptak pogładził dzióbkiem pomarszczone lico starowniki. - Chyba jest mi za to wdzięczny… jak domyślam się to Twój kruk. - Mówiąc to podkarmiła ptaka landrynkami o smaku agrestu, były to jego ulubione. - Twoje rzeczy? - Babcia zmierzyła wzrokiem Merrana. - A co tam mogłeś mieć w swojej torebce? Tusz do rzęs? Lakier do paznokci? - Starowinka zaczęła się śmiać się tak donośnie, że omal zakrztusiła się landrynką. Dzieciaki musiały ja opukać, by wypluła cukierek. - Wybacz ślicznotko, ale w mojej bandzie będziesz musiała się obyć bez tego… masz budzić strach, a nie... - Mamcia podeszła bliżej do Merrana. - Jaki Ty blady, dziecko… Ty w ogóle wychodzisz ze swojego pokoju? - Ptaszki Mamci zachichotały. - Cicho… nie śmiać się z nowego braciszka! - Starowinka warknęła, a dzieci aż zadrżały ze strachu.


- No nic kawalerze… trzeba Cię jakoś stąd wyprowadzić. No chyba, że chcesz przeczekać obławę między jęczmieniem i żytem. - Stwierdziła staruszka.
- To chyba owies jest... - Powiedział jeden z dzieciaczków, ale natychmiastowo został spacyfikowany piorunującym spojrzeniem Mamci.
- Jak już miałam mówić… trzeba Cię stąd wyprowadzić. - Mamcia skinęła i ptaszki już wiedziały co robić. Szóstka wybiegła zrobić zamieszanie, które odwróciłoby uwagę miastowych. Po chwili wybiegła kolejna trójka, która miała przecierać szlak. Po nich poszła Mamcia z Merranem, za nimi szła pozostała trójka, która miała osłaniać tyły. Niby dystans jaki mieli pokonać był bardzo krótki, ale pomimo tego, akcja została wykonana nad wyraz profesjonalnie. Nie było szans żeby ktoś dojrzał Merrana, ani gdzie poszedł, a poszedł do tawerny “Miła, Starsza Pani” prowadzonej przez samą Mamcię. Weszli od strony zaplecza. Przeszli między półkami z alkoholem i jedzeniem aż na sam koniec, do niepozornej szafki, która była pusta, a przynajmniej na taką miała wyglądać. Po naciśnięciu w odpowiednim miejscu fałszywa ściana odsuwała się i ukazywała schody do ukrytej piwnicy.


Zeszli na dół. Pomieszczenie było bardzo ciasne, ale za to dobrze wyposażone. Kocioł do warzenia mikstur, suszone składniki do eliksirów, laleczki voodoo i półka z magicznymi zwojami. No i tajemnicza skrzynia od której wiało dziwnym chłodem. Starowinka niewątpliwie była czarownicą.
- Możesz tutaj przeczekać do wieczora. Dzieciaczki zaraz zorganizują Ci jakiś hamak jeśli chcesz się przespać. - Mamcia nie zdążyła dokończyć, a ptaszki już pobiegły na górę by zrealizować prośbę starowinki. - Po zmroku powinno być bezpieczniej… Jak zajdzie taka potrzeba to powinieneś móc wyjść na miasto... acz przyjdź najpierw do mnie po zgodę. - Babcia wytargała Merrana za policzek. - Chyba nie chcesz żeby Mamcia się zamartwiała, że zniknąłeś, co?


NicolaiNicolaiBych, Nitj i fatality



Inkantacja, pomimo najszczerszych chęci, nie zadziałała. Elf był całkowicie wydrenowany z many, więc dalsze działania musiał podejmować na własne ryzyko i opłaciło się. Nic mu się nie stało podczas podawania miecza, bo na Feniksa działa jeszcze Klątwa Negacji. Dlatego nie raził krążącego wokół niego elfa, który przekazał miecz, a potem mógł spokojnie odlecieć na bezpieczną odległość bez obawy o własne życie.


Teraz wszystko było w rękach Diucka. Jego plan był nad wyraz prosty, podciągnąć się, wbić miecz w brzuch i mieć nadzieję na miękkie lądowanie. Także nie było co myśleć, trzeba działać. Wspiął się po nodze tak wysoko jak się dało, wycelował i wsadził miecz w Feniksa aż po rękojeść.


Ptaszysko zaskrzeczało przeraźliwie i buchnęło świetlistym żarem, który zrzucił Diucka nie dając mu szansę na wyciągnięcie miecza. Całe szczęście Appa był czujny i przechwycił Kurta w locie. Niestety nie mieli oni wpływu na to jak wyląduje na jego grzbiecie, więc Smoki wykorzystały ten moment, by zadrwić z Diucka. Poleciał prosto na twarz Shadala swoim gołym, brudnym tyłkiem. Elf z impetem położył się na plecach Appy, który jak się okazało nie był przyzwyczajony do bycia osiodłanym przez dwie osoby, przez co zaczął powoli opadać na ziemię.


Bizon osiadł delikatnie na ziemi obok kręgu przywołania. Feniks nie miał tyle szczęścia, wylądował awaryjnie w samym środku drewutni, którą impetem spadku zdemolował. Wszyscy zamarli. Przeżyje? Nie przeżyje? Niestety to było za mało, by zabić Feniksa. Ptaszysko wygramoliło się z budynku, co sprawiło mu więcej trudu niż powinno, bo wygląda na to, że złamał skrzydło. Bestia zahuczała przeraźliwie i przeszła w domenę ognia podpalając wszystko wokół. Drewutnia i pobliskie budynki stanęły w ogniu, a wszystkie oczy mimowolnie skierowały się w kierunku Kurta. Czekali na to, by powiedział im co teraz.

GarettGarett(Prawie) Bezbronny Belegor



Abarai miał dobry pomysł z wbiciem strzały za pomocą ogona. Na każdego zwykłego przeciwnika ten podstęp by zadziałał. Problemem było jednak to, iż Mukao nie był zwykłym przeciwnikiem, a Bezimiennnym w postaci Nagi Głębinowej. Ten konkretny gatunek rzadko kiedy nosił hełmy, gdyż uniemożliwiały im to posiadane rogi. Na swoje szczęście jednak (i na nieszczęście Ronina), ich czaszki były o wiele grubsze i twardsze od większości mieszkańców Ashanu. Dlatego też wbicie grotu nie mogło się powieść, strzała zwyczajnie pękła. I choć Abarai zdołał przebić nią łuski przeciwnika, to wciąż było za mało aby go pokonać.
Mędrzec wypuścił katany z dolnej pary rąk, górnymi wciąż blokując miecze swego oponenta, i nimi ogon Kyoshitzu. Przez to jak bardzo Ronin musiał się wygiąć aby wykonać akcję ze strzałą, Bezimienny nie musiał nawet się wysilać by lekkim pociągnięciem posłać go na ziemię. Gdyby to była prawdziwa walka, to Abarai już byłby trupem, gdyż w trakcie upadku upuścił swoje miecze, a jego przeciwnik wciąż trzymał broń w górnej parze rąk. Ponieważ był to jednak tylko trening, Mukao miast go dobić, zaczął się kręcić wokół własnej osi, wciąż trzymając swego ucznia za ogon. Początkowo jedynie szorował Roninem podłoże, lecz już po chwili uniósł go w powietrze, a kiedy uznał, iż uzyskał dostateczną prędkość, puścił go, przez co Kyoshitzu uderzył z impetem w ołtarz Malassy. Wtedy Mędrzec pstryknął palcami i za plecami Abaraia zapłonął fioletowy ogień.
-Malassa cię uznała za twoją pomysłowość. Co prawda nie zrobiłeś mi w ten sposób za wiele krzywdy, ale dla każdego innego przeciwnika, być może z wyjątkiem niektórych demonów, nieumarłych oraz cyklopów, taki atak skończyłby się śmiercią. Mimo wszystko nasza walka jeszcze trwa, a jak już zapewne zauważyłeś, to kompletnie cię deklasuję w walce wręcz. Saa, na twoim miejscu poszukałbym podpowiedzi wśród Smoków, które cię jeszcze nie uznały…

Turtle PW
28 listopada 2016, 19:02
Cuervo z niechęcią przyjął słowa Sianosieja. Zostawić Swama bez nadzoru to nie najlepszy pomysł, ale nie miał wyboru. Dobre jest to, że przynajmniej nie będzie musiał sprzątać tego wszystkiego.
Oszust nie czuł potrzeby by się śpieszyć, bo po co? Jak raz nic go nie czeka. Ot, idż po Ushle. W drodze powrotnej wyjaśni jej co ma mówić i co jej grozi jak nie będzie współpracować. Tylko aby Swam trzymał język za zębami. Znów stanął przed drzwiami praczki.
-O to znowu ty, panie- kobieta nie wyrażała jakiegoś zadowolenia na jego widok. I co on ma z tego pomagania? Tak się go wita?
-Witam, chciałbym poprosić o małą pomoc.
-A jak mam tobie pomóc?-praczka nie była pewna, czy na pewno dobrze usłyszała.
-Taka drobna sprawa. Przejdźmy się a wszystko pani wyjaśnie.
I może uda mi się odzyskać wisiorek.

Felag PW
28 listopada 2016, 21:06
Ścięgna i mięśnie Va'rusa zaczynały się łączyć. Po kilku próbach ghul zaczął znowu sam chodzić, choć z trudem. Garkh-Morphon nie krył wzruszenia. Może nie był w najlepszym stanie, ale była to tylko wina wycieńczenia nekromanty. Miał nadzieję, że uda się go całkowicie wyleczyć kiedy odzyska siły.
Garri usiadł zmęczony, lecz szczęśliwy, na ziemi. Nie potrzebował teraz niczego więcej niż odpoczynku i regeneracji. Przypomniał sobie szczęśliwe czasy, kiedy mieszkał w Listmoor i przesiadywał całe dni w parku. Głównie czytał książki, ale czasem zdarzało się siedzieć z niewielkim gronem przyjaciół i rozmawiać lub grać w coś. Teraz żałował, że nie spędzał tak więcej czasu i przemarnował życie na naukę nekromancji...
Rozmyślenia przerwał mu jego uczeń.
- ...żeber bez wywołania krwawienia.
-Dobrze. - odpowiedział. - Zaraz przyjdę. - nekromanta wstał i zawiesił sobie ghula na ramiona. - Chodź przyjacielu. Odniosę się do wozu i uzdrowię, gdy będę miał więcej sił.
Odniósłszy ghula, by odpoczywał na wozie, wrócił do wiatraka, gdzie Sianosiej zajmował się rannymi. Narik powiedział, że potrzebował pomocy z wyciąganiem noża z żeber. Garkh-Morphon znał się na anatomii dość dobrze. Zajmowali się nią w zasadzie na początku nauki w Hereshu. Była to wiedza bardzo potrzebna przy ożywianiu szkieletów. Źle doczepiona kość mogła zepsuć całą pracę. Zapamiętanie wszystkich kości nie należało do łatwych zadań - u człowieka jest ich 206. Przy zapamiętywaniu ich, zazwyczaj wspomagało się zaklęciem polepszającym pamięć i wywaru niwelującego niewyspanie.
Hmm... żeby wyciągnąć nóż z żeber powinno się chyba najpierw zlokalizować żyły i tętnice, aby przypadkiem ich nie uszkodzić. Następnie delikatnie, uważając na nie, po prostu wyjąć nóż. Chyba tak, już nie pamiętał dokładnie, ale powinno się udać.
- To z czym mogę ci pomóc? - rzucił nekromanta do Sianosieja.

Xelacient PW
28 listopada 2016, 21:52
- Toż wyście Ylatha wyznawca!? - zapytała zaskoczona krasnoludka, było ono po części prawdziwe, po części udawane - trza było tak gadać od razu! - zakrzyknęła głośno unosząc drewniany amulet w lewej ręce - ostatnią prośbyją waszego konającego brata w wierze było by ten oto święty amulet oddać w odpowiednie ręce! Ostrzegł nas przy tym o tych niegodziwych bandytach, którzy zgodnie z waszymi słowami panoszą sie po okolicy! Nie spytałam się was wprost, bo chciałam was wybadać, teraz zaś widać, żeście prawdziwy wojownik Ylatha! Zamiast brudzić go moja krwią lepiej go od razu wezcie!

Belbruga sama była zaskoczona tym jak szybko udało się jej wymyślić to kłamstwo, ale widocznie perspektywa walki wprawiła jej umysł w najwyższe obroty. Jeśli chłop na to się nie nabierze to zostaje jej mieć tylko nadzieje, że opowieści wojenne Brigid i Brimstone'a nie były zbyt naciągane. Może ogary jej nie przeraziły (widziała gorsze bestie) to jednak doskonale wiedziała, że górują nad nią szybkością i inicjatywą. Toteż walczyć zamierzała iście po krasnoludzku, przyjąć atak z godnością i kontratakować. Wilczur pewnie będzie chciał się jej rzucić do gardła, więc przykurczy głowę i zasłoni się lewym przedramieniem. Jeśli już miała coś poświęcać to tą część ciała, prawą dłonią mogłaby szybko dobyć sztyletu i zacząć dźgać psa jak popaddnie, gdyby nie chciałby puścić to zawsze mogłaby mu podważyć szczękę sztyletem.

Irhak PW
28 listopada 2016, 22:12
- Witaj słodziaku, tęskniłem - rzekł do Czarnodziobego, który w odpowiedzi tylko spojrzał na swojego "właściciela". - Tak, wiem. I naprawdę tęskniłem. Zastanawiałem się gdzie się znajdujesz i co porabiasz - kruk przechylił łepek wlepiał w Merrana spojrzenie z błękitnych oczu. - Może później o tym porozmawiamy, dobrze?

Merran obrócił się do staruszki i wysłuchał jej słów do końca. To, że przeszli jakimś tajnym tunelem nie było dla niego zaskoczeniem. Każde miasto miało swój półświatek, a każdy półświatek swoje przejścia.

- Skoro tak stawiasz sprawę - chwycił swoją monetę i bawił się nią, rozmyślając nad swoją sytuacją. - Chyba nie mam innego wyboru - rzekł w końcu. - Jeżeli mam się tu ukrywać to chciałbym przynajmniej mieć wszystkie swoje najważniejsze rzeczy. W jukach były pewne książki. Książki, których wolałbym nie widzieć w rękach Farkasa. Ponadto zostawiłem też tam cały zestaw sztyletów. Byłbym wdzięczny, gdybyś zechciała umożliwić mi odzyskanie tych przedmiotów. W zamian na początek powiem co się wydarzyło, że prefekt wystawił list gończy za mną. I jeśli po tym wszystkim pamięć mi nie szwankuje to koń powinien jeszcze znajdować się koło ambasady Hashimy, w tamtejszej stajni.

Merran podrzucił monetę i już miał się obrócić kiedy go tknęła jedna rzecz. Wciąż jeszcze nie przedstawił się należycie. Mamcia niby powiedziała, że wie kim jest, ale mimo to zasady grzeczności nalegały, aby się przedstawić. Wędrowiec chwycił w locie swoją specjalną monetę i skłonił się dwornie.

- Wybacz, właśnie się zorientowałem, że jeszcze się należycie nie przedstawiłem. Merran, wędrowny zaklinacz z Lostdale w Księstwie Kruka. Do usług.

Belegor PW
29 listopada 2016, 12:50
Ziemia, powietrze i...PIEKŁO w plecach. To przeleciało w myślach Abaraia, po tym jak Mukao złapał go za ogon i rzucił w ołtarz. Poczuł jak powietrze z płuc mu ucieka. Spojrzał na przeciwnika. Mukao wydawał się niezniszczalny, ale pogratulował mu twierdząc, że zdobył uznanie Malassy. Abarai był przerażony. Przypomniał sobie walkę z kenseiem. Było podobnie:

~To znowu się dzieje! Nie mam sił, boję się, co ja mam czynić?! Nie mam już swoich mieczy.~

Mukao wówczas raz jeszcze mu pomógł, wspomniał o innych smokach. Abarai spojrzał na inne ołtarze i zaczął analizować sytuację:
~Kto jeszcze został? Elrath - nie, on mi nijak pomoże. Arkath? Przydałaby mi się jego odwaga. Sylanna, nie wiem jak ziemia i spokój mógłby mi pomóc. Ylath...powietrze. Powietrze? No tak!~
Naga spojrzała na bezimiennego, a potem na ołtarz Malassy. Odparł:
- Masz rację...jesteś niezrównany w walce bezpośredniej, a co powiesz na to!
Abarai schwycił sztylet Malassy - miał nadzieję, że mógł go wyjąc po tym jak uderzył w jej ołtarz z impetem własnego ciała. Jeśli się udało, to rzucił nim prosto w głowę Mukao, jeśli nie to jakimś kamieniem odłupanym z ołtarza. Nie wierzył, że trafi w nagę, chciał tylko zmusić go do zasłonięcia się, by móc mieć czas na wyciągnięcie łuki i strzały. Jeśli się udało, Abarai wycelował w palce górnej prawej ręki i wystrzelił. Miał nadzieję, że jak strzała przetnie mięśnie palców to Mukao nie będzie miał siły i zdolności utrzymania miecza.
Naga ogonem wyciągnęła zapieczętowaną katanę, by użyć jej niczym tarczy i do odganiania. Abarai odsunął się od ołtarza, próbując utrzymać dystans od Mukao. Spokojnie celował w oczy i próbował zapamiętać na jakiej wysokości będą palce zaciśnięte na mieczach. Następnie tam celował, prowokując Mukao do ponownej obrony. Naga wiedziała jednak, że w pewnym momencie strzały mogą się skończyć. Planował dostać się do swoich ostrzy, a do tego potrzebował aby Mukao był od nich jak najdalej.
~Skoro podstępem mi się nie udało, to muszę stopniowo zmniejszyć jego przewagę. Jeśli do momentu odzyskania ostrzy zranię mu palce u obu rąk to powinienem z nim być jak równy z równym. W końcu kensei to tylko kenshi z dodatkową parą rąk, nie?~

Bychu PW
29 listopada 2016, 17:19
- Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeee... - Diuck zobaczył, że wszyscy patrzą - To może by go tak ostrzelać na pałę, byle celnie? - rzucił nieco niepewnie. Podrapał się po brodzie. Przed chwilą był w powietrzu, żeby teraz stać nago pośród masy koboldów. Nic lepszego nie przychodziło na myśl.
- A ten, jakiegoś maga wody może znacie, żeby to pomógł ugasić? - powiedział pół-żartem pół-serio. Ale wypadałoby chyba ten pożar też ogarnąć, co? - spojrzał na jednego z koboldów który wyraźnie nie wiedział co ze sobą zrobić.
- Ty, bierz to wiadro i lataj gasić po bokach. A reszta, jak ktoś już nie ma czym strzelać, to niech drobne rzeczy od pożaru poodsuwa, tylko się nie pozabijajcie.
Kurt stanął. Teraz trzeba było ostrzelać.
- Te, elfiasty, Ty coś umiesz, co może się teraz przydać? - rzucił do maga. Zastanowił się jeszcze chwilę, po czym wydał reszcie koboldów, minotaurom i innym bytom niezrzeszonym rozkaz: Strzelać bez rozkazu, w tego feniksa, byle celnie! Może strzelając nie salwami, uda się znaleźć moment, w którym ptaszyna nie będzie zdolna się obronić. Najlepiej w stronę tego skrzydła złamanego, to nim nie będzie machał!
Po czym oparł się o studnię.
- Panie Kobold, to będzie ekstra kosztowało, wiesz Pan o tym? - powiedział do zarządcy całym tym burdelem.

Nitj'sefni PW
29 listopada 2016, 20:56
- Te, elfiasty, Ty coś umiesz, co może się teraz przydać?
Hmmm... Ciekawe pytanie. - pomyślał Shadal - Czy ja umiem coś, co może się przydać? Pytanie, co może się przydać? Czy jedne umiejętności mogą być bardziej przydatne od innych? Jak duży wpływ na to ma sytuacja? Co w ogóle potrafią elfy? - Mag spróbował przypomnieć sobie dzieciństwo w Irollanie. Nie było to łatwe z powodu Magii Pustki, która stopniowo wymazywała te wspomnienia. Właściwie jedyne, co pamiętał to zapach pomarańczy. - Mówi się pomarańcz, czy pomarańcza? Oto jest pytanie. Chyba obie formy są poprawne, ale czy na pewno? Zapach pomarańczy... a czy ślimaki czują zapachy? Taki ślimak to niby nic wielkiego. Po ostatnich deszczach co rusz widuję ślimaki. Ślimak nie wie, że idzie wprost na spotkanie swojej śmierci i może gdyby to wiedział, to by zawrócił. Ale nie wie i się nie dowie. Z co najmniej dwóch zasadniczych powodów. Pierwszy jest taki, że ślimak nie ma świadomości. Drugi jest natomiast taki, że z jego ślimaczej perspektywy nie widać tego, co widać z perspektywy człowieka, czy elfa. Czym jest jeden ślimak wobec Wszechświata? Ot kawałek bezmyślnej żywej galaretki zamkniętej w skorupie muszli. Ani to myśli, ani mówi. Nie podziękuje, nie odwdzięczy się. Ślimak ze swojej perspektywy, gdyby nawet jakimś cudem obdarzony był samoświadomością, nie mógłby ocenić, że jest prostej drodze ku swojej zagładzie. Myślę, że i człowiek czasem znajduje się w takiej sytuacji. I podobnie jak ten ślimak nie zdaje sobie z tego spawy... Ryk Feniksa wyrwał Shadala z zamyślenia.
- Eeee... mówiłeś coś? - zwrócił się do golasa.

Nicolai PW
29 listopada 2016, 20:59
XelacientXelacientTurtle i Felag, Dylematy w ognistej pułapce



Praczka była zwyczajnie niechętna zostawiać dzieci same, ale po streszczeniu wydarzeń zgodziła się na współpracę, jako osoba niechętna okolicznym gangom z nieśmiałą radością powitała fakt, że ktoś rozgromił jeden z gangów. Jednak jej entuzjazm opadał gdy po przybyciu ujrzeli, że oprócz trójki co wyzionęła ducha na miejcu (w tym łysola zabitego przez Cuervo) to reszcie została udzielona pierwsza pomoc przez Sianosieja, co prawda większość z nich szybko nie wróciłaby do “zawodu”, ale mieli realne szanse wylizać się z ran.


- Dlaczego to robicie? - wysapał “pacjent”, któremu lisz przed chwilą wyciągnął nóż z żeber, był to gnoll, którego oszust rozpoznał jako “Biczownika”.

- Bo w swoim życiu zabiłem juz zbyt wiele istot - odparł chłodno po zasklepieniu magią jego rany - nie mam złudzeń co waszej prawości, ale jako wojownik Elratha nie będę skazywał kogoś na śmierć za krzywy ryj, niech to da Ci i Twoim towarzyszom do myślenia, że jednak warto walczyć o sprawiedliwość, a Tobie dziękuję - rzekł zwracając się do lisza - myślę że na razie nie będę potrzebował twojej pomocy… tylko następnym razem bądź bardziej ostrożny ze zwracaniem się o pomoc, bo widzisz jak się to kończy… ale wygląda na to, że ten cały Juan wrócił z tą swoją “wdową” - dodał widząc nadchodzącą parę.


Nastąpiło chwilowe odprężenie, wdowa zaczęła wszystko tłumaczyć tak jak jej oszust kazał, opatrzone oprychy skonfundowane całą sytuacją zaczęły chyłkiem opuszczać ganek młyna. Jednak Garkh-Morphona i Cuervo krňtko cieszyli się spokojem. Powód tego był bardzo prosty, usłyszeli coś jakby przybliżający się trzepot wielkich skrzydeł, a chwilę później nad ich głowami przeleciał… feniks, do jego nogi był przyczepiony łańcuch z jakimś facetem, a jakby jeszcze tego było mało to za nim pędziła jakaś dziwna istota z kolejną postacią na grzbiecie. Okolica zastygła w podziwianiu niezwykłego zajścia. Jednak w końcu feniks zaczął spadać ku ziemi, zaraz po tym rozległ się huk, i nad miejscem jego upadku zaczął się unosić gęsty dym.
Spanikowane okrzyki nie pozostawiały wątpliwości, że bestia wywołała olbrzymi pożar. Koń przy wňzku zaczął rżeć niespokojnie, na co Blisk pobiegł go uspokajać.


- Moje dzieci! - zakrzyknęła spanikowana wdowa - zostawiłam je same! - pomóżcie mi je ratować! - dodała zwracając się do Sianosieja.
- Przykro mi, ale dla dobra mojej misji nie mogę teraz ryzykować życiem swoim i mojego giermka - odparł chłodno - poproś kogoś innego - dodał po czym poszedł wyciągać wňzek z błota.


- Szefie, we dwóch mamy szansę uratować jej dzieciaki - dodał nieśmiało Swan.


Oszust stanął przed dylematem, pomoc wdowie oznaczała bieg w stronę rozszerzającego się pożaru. Z drugiej strony mňgł to rzucić wszystko na pastwę losu i odejść z nieznajomymi.

Garkh-Morphon rňwnież stanął przed dylematem, Juan i Carlos z pewnością pomogliby w szybkim wytoczeniem wozu z jego ghulem spoza zasięgu ognia. Jednak przez wdowę mňgł stracić ich potencjalną pomoc.


NicolaiNicolaiIrhak: Mamcia jest kochana… chyba, że się zdenerwuje



Starowinka aż się zapowietrzyła, a ptaszki odsunęły się od niej przewidując jej wybuch.
- W zamian!? W zamian!? - Wrzeszczała silnie gestykulują. - O nie… Ty paskudniku, Ty niewdzięczniku! Ty garbie Ty! - Babcia tak szybko przebierała językiem, że zaczęła zraszać Merrana swoją śliną. - To Mamcia dla Ciebie taka dobra i kochana..
- Dobra i kochana! - Powtórzyły dzieci.
- … a Ty jej warunki stawiasz? Ty urwisie! Ty ancymonie! - Mówiąc to zaczęła ciągnąc za ucho. - Nie po to Mamcia Cię temi rencyma drabom wyrwała żebyś miał wobec niej jakieś rządzania! Opowiesz wszystko ze szczegółami… dopiero wtedy Mamcia Cię puści po te głupie lektury. - Starowinka przełożyła Merrana przez kolano. Wymierzyła mu parę klapsów i odstawiła na miejsce. Czekała aż jej wszystko opowie.


===


Po wszystkim Mamcia puściła Merrana do stajni po książki i posłała wraz z nim dwójkę swoich dzieci, Jacka i Placka, by “pilnowały tego ancymona”. Widać, że śmiertelnie poważnie podeszły do słów starowinki, bo nie odstępowały go ani na krok. Po dłuższej chwili kluczenia między budynkami dotarli do celu swej podróży. Stajnia niby była zwykłym budynkiem gospodarczym, ale nawet na nią ambasada nie szczędziła pieniędzy. Z zewnątrz wyglądała niezwykle schludnie i okazale. Tylko rodziło się jedno pytanie, po co tak właściwie nagom konie?


Oczywiście nie mogła pójść tak łatwo. Nie wejdą sobie tak po prostu do środka i zabiorą co potrzebują. Główne wrota były zamknięte, przyległe do nich drzwiczki tak samo. Co więcej w środku tliło się światło i dochodziły głosy.
- Co teraz, głąbie? - Spytał Jacek.

NicolaiNicolaiBychu kontra Mechafeniks i Nitj z belką w oku



Kobold prychnął nonszalancko.
- Pfy… sam sobie lataj z wiadrem. Też coś, nie po to Ci płacę byś się sadził. - Ozjasz podrapał się po pyszczku. Wyczuł moment, który można wykorzystać. - Tę butę to ja Ci z pensji potrącę, o! Albo wiesz co… zaraz, Prawak czemu mnie... - Minotaur uniósł kobolda i odsunął w ostatniej chwili, bo w jego kierunku Feniks cisnął rozżarzoną belkę. Jako, że kobold zniknął z toru lotu to oberwało się elfowi, który tak się zamyślał na temat ślimaków i pomarańczy, że nawet nie zauważył lecącej w jego stronę krokwi, ale impetu uderzenia nie mógł nie zauważyć. Leżał na ziemi, a na nim rozgrzana szwela i zastanawiał się co w takiej sytuacji zrobiłby ślimak.


- Prawie by mnie… zabiłby mnie! - Ozjasz będąc cały czas w rękach Minotaura. - Na co Wy czekacie? Wy durnie jedne… robić to co Diuck mówi! - Kobold miał więcej siły przebicia. Drużyna od razu przystąpiła do balist, kusz i łuków, by zasypać Feniksa gradem strzał. Jako, że tym razem ptaszysko nie miało jak uciec, większość z pocisków go dosięgło. Kilka poszło w podbrzusze, trochę w szpony i skrzydła, a jeden w oko. Feniks wyglądał jak ptasi jeż, wyjątkowo zdenerwowany ptasi jeż. Ryknął jak nigdy przedtem i znowu zmienił domenę, tym razem na ziemię. Jego ciało teraz wyglądało jak gruda skalistej ziemi poprzetykana kryształami i przerośnięta korzeniami. Teraz już nic mu pociski nie zrobią i co gorsza wyszedł z drewutni i zaczął iść na ekipę. Na korzyść działało to, że był wyjątkowo zmęczony i stosunkowo powolny.


GarettGarettOsąd Belegora


Plan Abaraia w samym swym założeniu był dobry. Naga nie popełnił jeden zasadniczy błąd. Sztylet nie był po prostu wbity w ołtarz, a był rzeźbą będącą jego częścią. No cóż, Ronin nie mógł w końcu przewidzieć, iż Mukao będzie go poddawał tutaj takiego rodzaju próbie, toteż nie przyglądał się za dobrze ozdobom Panteonu… Na swoje przy uderzenie naruszył strukturę rzeźby, dlatego po chwili wysiłku zdołał odłamać sztylet od ołtarza. Co prawda wojownik planował raczej zmusić Bezimiennego do zasłonięcia się, lecz w praktyce rzut sporej wielkości kawałkiem granitu był niemożliwy do zablokowania, dlatego też nieźle zachwiał Kenseiem. Mukao wypuścił swe katany, a to wystarczyło Roninowi by zasypać go gradem strzał. Już po chwili Kustosz Pamięci był naszpikowany pociskami, ledwo trzymając się w pionie. Z jego ran unosił się ciemny dym, co najwyraźniej miało oznaczać, iż traci on kontrolę nad swą formą.
Niespodziewanie Biały Lis skoczył na Abaraia. Ronin nie miał nawet szansy obronić się kataną swego dziadka. Zęby zwierzęcia były o włos od jego gardła, kiedy bestia… przeleciała przez Kyoshitzu jakby ten był duchem. Wojownikowi zrobiło się ciemno przed oczami. Ostatnią rzeczą jaką zauważył, były nowo zapalone ognie. Czerwony dla Arkatha i biały dla Ylatha…



...Gdy Ronin odzyskał wzrok, ujrzał przed sobą śnieg. Nic więcej, tylko śnieg jak okiem sięgnąć. Można by pomyśleć, że znalazł się w Njorgerd…
Nagle ze śniegu uformowały się kobiece postaci. Yuki-Onny, sztuk sześć, otoczyły nagę. Abarai mógł teraz na własne oczy ujrzeć ich legendarne piękno. Różniły się jednak od tych przedstawianych na obraz w Hasimie. Były o wiele bardziej… czyste. Jakby śnieg północy był o wiele bardziej pierwotny i dzikszy niż ten leżący na szczytach gór na wyspach Cesarstwa Lotosu.
-To on?
-Tak, to on siostro.
-Jest słodki…
-...Aż chciałoby się go zamrozić aby zatrzymać na wieczność tę jego piękną buźkę w nienaruszonym stanie.
-Ale co ci po zimnej twarzyczce, skoro nie będzie można z nią nic zrobić?
-Cicho siostry, on nie został tu wysłany jako zabawka dla nas, a jako grzesznik… Co oznacza, że będzie nią do czasu aż nie dowiedzie czystości swego serca. Masz coś na swoją obronę, śmiertelniku?

Bychu PW
29 listopada 2016, 21:23
Człowiek obrócił się w stronę kobolda, który najwyraźniej odebrał słowa z wiaderkiem jako polecenie do niego.
-Panie, jak Pan walczyć nie chcesz, to mi chociaż nie przeszkadzaj, bo z wiaderkiem to tamci mieli lecieć, nie pan. - powiedział nieco wkurzony, że kobold zawraca mu tyłek. Wtedy nadleciała belka.
- Jeszcze tego melepetę teraz wyciągać... - rzucił szybko.
- Wy - krzyknął do gromadki koboldów - Wyciągnąć go ale raz!
Wtedy zauważył, że feniks stał się kupą kamieni. Wściekłą kupą kamieni. Wściekłą kupą kamieni, która zmierza w ich stronę. To nie było dobre.
- Prawak, Lewak, Centrak, szybko do mnie - powiedział już niczym szef jednocześnie podnosząc dwa miecze z ziemi - Ja będę odwracał jego uwagę, Wy próbujcie go atakować z doskoku, flankujcie! Kurt był goły, tak, jak stworzyła go natura. Teraz już nic nie krępowało jego ruchów. nawet jego stopy nieco zmokły i się pomarszczyły stanowiąc naturalny bieżnik.
- Wy - krzyknął niemalże na jednym tchu - pomóżcie odwracać mi jego uwagę. Kolejna grupka koboldów miała teraz zadanie. Jedyne co pozostało, to przystąpić do działania. Diuck był skupiony i uważny, starał się bardziej nie dostać niczym od feniksa niż atakować, co miało być zadanie minotaurów i koboldów, gdy tylko miały taką sposobność.
strona: 1 - 2 - 3 ... 6 - 7 - 8 ... 17 - 18 - 19
temat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel