Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2 - 3 - 4 - 5 - 6 ... 17 - 18 - 19

Turtle PW
20 listopada 2016, 22:31
-Cisza, przyjaciele po co ta kłótnia?-wszyscy zebrani zwrócili wzrok na Cuervo-Racje są po obu stronach. Fakt jesteśmy mało liczni, tak jak powiedział nasz towarzysz niedoli Biczownik lecz zostali najsilniejsi. Bo tylko silny ma jakieś szanse, czyż nie?- przez ganek przetoczyło się pomrukiwanie-A ty, Grzybiarzu, masz rację w kwestii przybyszów, lecz to nie oni-tu wskazał na gang zwierzoludzi-są twoimi wrogami. Wrogiem jest ten kto nie szanuje wysiłku włożonego w zarobek.-tylko pieniądze trafią do Grzybiarza.-Nie mówię, że mamy się od razu kochać-gestem nakazał, aby zebrani przestali się śmiać-lecz byśmy się zjednoczyli. Razem będziemy najsilniejsi! Będziemy postrachem, że nawet odległy Sahaar będzie drżeć. Więc kto chce być silny! Kto chcę być bogaty?-Tłum zaczął skandować. Taki był plan.
-Więc połączmy siły i pokażmy, kto tutaj jest górą!.
Powinno zadziałać.

Belegor PW
20 listopada 2016, 23:45
Abarai posłusznie podążył za Mukao. Był pod wrażeniem obozu turniejowego i świątyni, w której byli. Gdy Mukao zadał pytanie, Abarai chwilę się zastanowił, po czym powiedział:
- Wiem, że Shalassa obdarzyła Cię ogromną mądrością i z tego powodu proszę Cię o radę. Jestem, znaczy byłem... z rodu Kyoshitzu. Jeszcze przed diasporą wymordowano mój ród podczas spotkania wszystkich głów rodu. Tylko ja i Hikume przeżyliśmy, dzięki kirinowi i poświęceniu mego dziadka. Tokudawa odpowiada za otrucie i rzucenie winy na mój ród. Dziadek przed śmiercią dał mi zwój z przysięgą naszego bliźniaczego klanu, należącego do daimyo Oshiro. Niestety dowiedziałem się, że ich miasto....Kakurega padła w ręce mrocznych elfów i najprawdopodobniej zostali ich niewolnikami lub gorzej. Miałem nadzieję, że z pomocą Łzy Ashy i klanu Oshiro zdołam odbudować nasze dobre imię i wyjawić prawdę Cesarzowej. Jednak nadeszła diaspora, wojna się skończyła. Nie muszę zgadywać, wiem że cała wina za wojnę spadła na mój klan. Dla nich jestem zdrajcą. Mój lud żyje wreszcie w pokoju, ale w kłamstwie. Cóż mam czynić o Najmądrzejszy? Co jest moim przeznaczeniem? Czy mam prawo narazić niewinną Hikume dla tej misji i za cenę prawdy odebrać pokój memu narodowi? Czy mam jednak poświęcić siebie i los klanu dla dobra Hashimy? Co ja mam czynić?!

Naga był wyjątkowo roztrzęsiony. Rzadko tak dużo mówił, poczuł jak ledwo zabliźnione rany zostały na nowo ruszone. Czekał z nadzieją i strachem zarazem na odpowiedź Mukao.

Xelacient PW
21 listopada 2016, 00:33
Belbruga splunęła ni to złości, ni to z żalu, ten cały kelner wczoraj był dla niej całkiem miły, czym zaskarbił sobie jej sympatię... z drugiej strony, może to on był jednym z tych co ukradli wóz, a później się pokłócił z resztą o łupy? Tylko dlaczego wtedy zamiast go rzucić w krzaki to wieszali na drzewie?

Po głębokim westchnięciu zdecydowała się sięgnąć po swój sztylet.

- Demony w czasie zaćmienia często zwłoki schwytanych wrogów wieszają w widocznym miejscu, by wciągnąć innych w zasadzkę... to znaczy często słyszałam historie o czymś takim - pośpiesznie wyjaśniła towarzyszom, bądźcie czujni... złodzieje mogli się domyślić, że ruszymy ich śladem - dodała powoli zbliżając się do zwłok.

Jeśli jej obawy okazały się fałszywe to spróbuje na spokojnie przyjrzeć się zwłokom, a nawet je ściągnąć na ziemię. Miała nadzieję, że to pozwoli jej odgadnąć przyczynę śmierci brodacza, a także to dlaczego ktoś się trudził jego wieszaniem na drzewie.

Nitj'sefni PW
21 listopada 2016, 07:32
Shadal nie miał bladego pojęcia, o co chodzi z tym rozbieraniem, więc na wszelki wypadek zajął się od razu rytuałem.
Elf znalazł odpowiednie miejsce i wyznaczył na ziemi spory okrąg. Na środku wbił róg jednorożca, a pierwszy kamień położył na okręgu od strony północnej (pod warunkiem, że kompas działał poprawnie). Następnie układał pozostałe kamienie, w równych odległościach, zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Ostatecznie przypominało to wielki zegar słoneczny (lub księżycowy).
Shadal odwrócił się w stronę pozostałych.
- Możemy już zaczynać? Jeśli tak, to przynieście mi tu ten kamień runiczny.

Felag PW
21 listopada 2016, 09:47
Ten młody smarkacz - Blisk - to jak widać kolejny uprzedzony do nieumarłych. Garkh-Morphon miał już dość takich ludzi, lecz kiedy Sianosiej wytłumaczył mu całą sytuację, trochę się uspokoił. Nie ma co robić z tego wielkiej afery. - stwierdził i puścił to mimo uszu.
Zaniepokoiła go wieść o tym, że rycerze należeli do tej bandy fanatyków od Elratha. Oni chyba najbardziej rozpamiętywali czyny Markala. Na szczęście Sianosiej wyglądał na porządnego człowieka, rozumiejącego sytuację nekromantów, co uspokoiło Garriego.

Chwilę później nadszedł Kkhik i Narik, razem z jego koniem i dobytkiem.
- ...ktoś się zbliża - rzucił Sianosiej.
- Ach, to tylko mój uczeń Narik-Thuster i towarzysz podróży - duch Kkhik. Dobrze, że jesteście. Już miałem po was iść, ale widzę że sami mnie znaleźliście. To... - wskazał na nowych znajomych, poznanych z karczmy - ...są rycerz Sianosiej i jego giermek Blisk. Pomogą nam dostać się do Listmoor.- Garkh-Morphon zwrócił się do rycerza. - Chyba nie będzie problemu z ich ukryciem, prawda? A wracając do naszej historii... ta którą pan zaproponował, panie Sianosieju, będzie dobra. - nekromanta zastanowił się chwilę. - Tak się zastanawiam, może nauczyłby pan, panie Sianosieju, Narika władania mieczem? Przydałaby mu się ta umiejętność, a ja... - spojrzał na swoje ręce - ...raczej nie będę w stanie go tego nauczyć.

Kammer PW
21 listopada 2016, 15:28
Fineus syknął z bólu, gdy krew wróciła do odrętwiałych od więzów członków. Potarł energicznie przedramiona, by krew nieco szybciej krążyła, obtarł brodę z zaschniętej krwi, by finalnie ostatecznie uścisnąć rękę tego Marycha. W sumie to mógł zrobić dwie ostatnie czynności w odwrotnej kolejności, ale już było za późno.

Sięgnął po wino od Bossacka i przepłukał sobie gardziołko, coby mu się tam nie porobiły jakieś skrzepy z krwi. Wbrew pozorom, takie skrzepy były bardzo niebezpieczne, Mroczna Fala pamiętał sekcję jednego takiego osobnika, który masowo wciągał sobie do nosa różne proszki, jakieś siarki, sole, fragmenty kryształków, i od tego nabawił się uporczywego krwawienia z nosa. Zignorował ten problem, a krew mu spływała w głąb organizmu, by przed płucami utworzyć piękny naciek. Niestety, przy pewnej gwałtownej akcji naciek się odlepił od przełyku, połamał na małe kawałki, został zassany przez płuca i generalnie zrobił tam krwawy budyń. Więc chyba lepiej chuchać na zimne…

Ale za to resztę kufla szybko i sprawnie opróżnił. Choć nie przyznawałby się do tego przed nikim, nieco go grożący mu banici… przerazili i się cokolwiek spocił. Więc musiał uzupełnić płyny, a to wino było akurat dobre, o wiele lepsze od wody ze strumienia, którą to pijał ostatnimi czasy. No i po niej raczej nie powinien dostać biegunki, jak to kiedyś Thyg po tym, jak wyżłopał jakieś dwie kwarty śmierdzącej, zastałej wody.

Bawił się więc swoim zębem i słuchał pomysłów Bossacka i Winnicka. Nagle go coś olśniło, zerwał się ze swego krzesła, walnął ręką w stolik, zapomniał, niestety o krwi na nim, posyłając bryzgi jej dookoła.
- No pewnie, Ślepi Bracia przepowiadali Zaćmienia, bo oni odczytywali znaki. Ja robię tak samo, ale moje znaki są mi przekazywane poprzez karty… – Usiadł sobie na krzesełku i rozmasował ścierpłe łydki, ale szybko się podniósł na rewelacyjne pomysły Bossacka i Winnicka - Co tam wysadzanie i egzorcyzmy… Trzeba zorganizować krucjatę na księżyc! – zawołał – Wysłać rycerstwo, biskupów, anioły, żołdaków, ogrom sił, by podbić księżyc i ogłosić go Placówką Świętego Cesarstwa Jednorożca i intronizować Elratha na patrona! Mój rycerski towarzysz, Liam, był w samym sercu Sheoghu, gdzie swym mieczem poddawał maszkary Urgasha kaźni… A skoro dało się dobrzeć do samego serca piekieł… co stoi na przeszkodzie, by udać się na księżyc, który wszak stale widzimy? – W głowie mu się zakręciło, zabolało w skroniach, pewnie od alkoholu i adrenaliny, więc znów klapnął na krzesło – Właśnie… chwila… Liam… Gdzie są moi towarzysze? – nagle spoważniał.

Bychu PW
21 listopada 2016, 17:45
- Możemy już zaczynać? Jeśli tak, to przynieście mi tu ten kamień runiczny. Diuck spojrzał na elfa. Nie miał zamiaru babrać się w noszenie kamieni. Popatrzył na niego jak na kretyna.
- No chyba jednak nie. Sam se go przynieś, jak Ty chyba po Wojaku... - rzucił, po czym spojrzał na malarza.
- Że tak tutaj mam się rozbierać? No dobra. powiedział, po czym zaczął ściągać ciuchy.
- Prawak, weź pilnuj, żeby nic mi nie buchnęli, a jak ktoś będzie chciał coś ukraść, to w pysk go!

Nicolai PW
21 listopada 2016, 17:46
NicolaiNicolaiBelegor i hurtowe ilości ekspozycji



- Prawda jest bronią obosieczną. - Skwitował opowieść samuraja. - Ma ona swoją cenę, a jej walutą jest często krew postronnych. Jesteś gotów ją zapłacić Kyoshitzu Abarai? Jesteś gotów przelać cudzą krew, by odzyskać swoje dobre imię? - Mówiąc to Mędrzec przybliżył się do ołtarzu Shalassy i położył dłoń na topazowym statku. - Jesteś nagą, więc mniemam, że Twoja odpowiedź będzie zaiste niepraktyczna. Saa… honor, największa duma, a zarazem zguba nag.


Następnie odniósł się do sprawy Oshiro. Wyglądał na przejętego, czy wręcz smutnego.
- Kakurega… byliśmy tam. Prowadziliśmy ich. - Zaczął enigmatycznie. - Teraz została nas ledwie garstka… za mało, by zmienić nieuchronny bieg hishistorii. - Dodał z melancholią. - Jednak mogę Cię uspokoić, lud Oshiro nie został zniewolony. Dobrowolnie zjednał się z Ygg-Chall. Może nie był to sojusz z przekonania, ale z rozsądku. Tylko tak Oshiro mógł zapewnić swemu ludowi przetrwanie. Pod ziemią są bezpieczni... - Czcigodny spojrzał tajemniczo na Abaraia. - Zadałeś sobie kiedyś pytanie czemu Oshiro jest zwany Przeklętym? Bo sprowadził nieszczęście na swój lud? Zaiste… ale nie było wypadkową błędnych decyzji, tak jak uczy cesarska propaganda, a przynajmniej nie jego... - Mukao sugestywnie rozejrzał się po ołtarzach. - Źródlane, koralowe i głębinowe… zapewne doskonale znasz te rasy, ale czy wiesz, że to nie wszystkie? Jest jeszcze jedna, naga cesarska. Dar Smoków i ich Czempion, a jej przeznaczeniem jest rządzenie. Według zakazanych zwojów z czasów poprzedzających Shantiri narodzenie się takiej oznaczało koniec obecnej kalpy i początek nowej, a powinnością obecnego władcy było oddanie jej korony. - Mukao dał Abaraiowi chwilę na przyswojenie tej wiedzy. - Pewnie już się domyśliłeś do czego zmierzam.... Oshiro jest nagą cesarską. Widziałem, widziałem na własne oczy. Żagiel skórny, oznaka boskiego błogosławieństwa. Jednak spojrzeć na nią było dane nielicznym, bo ją ukrywa pod zasłoną iluzji. Już dosyć nag przez nią wycierpiało... - Mędrzec spojrzał na Abaraia smutnym wzrokiem. - Teraz rozumiesz? Oshiro zażądał od Wiecznej Cesarzowej to co mu się należało, ale ona odmówiła i wypowiedziała im wojnę jako zdrajcom. Jedyne co mu się ostało to ucieczka. Z czasem jego postać została zdemonizowana, a motywacje wypaczone przez kronikarzy Hashimy. Zaczęto także unikać informacji o nagach cesarskich, nawet Cesarzowa zaczęła ukrywać swoją kryzę. To wszystko po to, by nikt już nie wyciągnął rękę po jej koronę. Byłem tam, widziałem to... - Twarz Mukao spoważniała. - Moją pierwszą powinnością jest wiedzieć. Dlatego zostałem, dlatego obserwowałem, dlatego szukałem odpowiedzi. Znalazłem je… Oshiro nie był pierwszą nagą cesarską urodzoną za rządów Wiecznej Cesarzowej, wszystkich poprzedników zabito w wieku dziecięcym. Tylko Oshiro dożył dorosłości i zyskał status daimyo dzięki ukrywaniu prawdy o sobie. Dlatego jego bunt tak bardzo zabolał Cesarzową. Dlatego zakazała wiedzy o swej rasie. Za znajomość prawdy mnie wygnano. Chciałem wrócić do Domu, ale mój Dom zatracił się na wieki, dlatego osiadłem tutaj w oczekiwaniu na tego, którego obiecała nam Matka. - Mędrzec dotknął sztylet Malassy. - Zaprowadzę Cię do Kakuregi jeśli naprawdę tego chcesz… ale jeszcze nie teraz.


NicolaiNicolaiKammer bierze ślub z Elrathem



Winnickowi już zacisnęły się piąstki, ale Kowalsk skinieniem ręki go uspokoił.
- Ustalmy sobie jedno… Dynastia Jednorożca to zdrajcy Elratha Żywego i heretycy zatraceni w swej gnuśności i wiarołomności. - Marych wyrecytował jednym tchem zapamiętaną formułkę. - Celem Błogosławionego Zakonu Gorliwych Rycerzy Świętego Elratha Zbawiciela w Dniach Ostatnich jest przywrócenie prawowitego porządku w Cesarstwie.
- I kopać tyłki heretykom! - Dodał Bossack. Marych spojrzał na niego jak na głupka.
- To jest narzędzie osiągania celu, a nie cel… nie zapominaj o tym. - Kowal go pouczył.


- A ten pomysł z podbiciem Księżyca… podoba mi się. - Powiedział Winnick. - A potem zagnać tam tych całych artystów, by wykuli podobiznę Elratha i otynkowali na złoto.
- Na chwałę Elratha, Króla Niebios! - Bossack wzniósł toast. Marych tylko pokręcił głową i zapił zażenowanie winem.


- Twoi towarzysze... - Marych zrobił uśmiech, który miał zamaskować zakłopotanie. - No ten… Thyg chyba ma dużo na sumieniu, bo zamknął się w sobie po próbie światła. A ten cały Liam opowiedział co tam się działo w Sheoghu.
- Taa… posuwał sukuby! - Warknął Bossack.
- Inkuby. - Poprawił go Kowalsk. - Potraktowałem go Kapim i wyśpiewał tak jak naprawdę to było… - Marych zarechotał rubasznie. - A największym przewinieniem było to, że mu się podobało. W każdym razie zgrzeszył grzechem grzesznym, więc arcybiskup Keks-Keks dał mu pokutę… zdobycie Łzy Ashy ku chwale Elratha.
- Arcybiskup? - Spytał zdziwiony Winnick. - Przecież on był zwykłym wikarym… i to zawieszonym za obracanie wdówki w konfesjonale.
- Ale po przyjęciu w szeregi Zakonu awansowaliśmy go na arcybiskupa, bo był wtedy jedynym kapłanem jakiego mieliśmy. - Marych powiedział informatywnie. - Zaraz… obracanie wdówki!? On czasem nie miał spowiadać ten elfki!? - Zrozumiawszy co się miało za chwilę dziać, Gorliwcy wybiegli z pomieszczenia zabierając ze sobą Fineusa. Wbiegli z piwnicy na parter i kopniakiem wyważyli zakluczone od środka drzwi.


W środku stał Keks-Keks. Bez sutanny był bardzo obleśny. Chyba był najokropniejszą rzeczą jaką Wróżbita widział w życiu. Ordynarny, podstarzały grubas z fetyszem na punkcie biżuterii. W rogu pokoju stała skulona Lye. Do niczego jeszcze całe szczęście nie doszło.
- Puka się! - Warknął arcybiskup.
- Widzę... - Zripostostował Winnick.
- Ty nie bądź taki mądry, bo taką pokutę Ci przy następnej spowiedzi dowalę, że będziesz błagał o włosiennicę! - Odpowiedział Keks-Keks.
- E… to może my wyjdziemy? - Stwierdził skruszony Winnick.
- E tam… cały nastrój zepsuliście, już nic z tego nie będzie.
Marych kazał odprowadzić Lyę do piwnicy, przeprosić za arcybiskupa i dać spokój na dzisiaj.
- Jak ja nienawidzę tego starego pedryla. - Powiedział tak, że tylko Fineus usłyszał. - W każdym razie mamy eksperta od demonów. Wie tyle, że normalnie mógłby pisać o nich książki… przydałby się nam taki w Zakonie. - Powiedział do Keks-Keksa.
- W Zakonie? - Spytał kapłan. - No to musi złożyć przysięgę, jak mu na imię?
- Fineus. - Powiedział Marych.
- Padnij na kolana synu i powtarzaj za mną. - Zaczął kapłan. - Ja Fineus biorę Ciebie Święty Elracie Zbawicielu za boga i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość rycerską, oraz to, że będę Ci służył aż do śmierci.

NicolaiNicolaiBysiek bez portek i Nitj kontra męczący artysta


Prawak pewnie i wziąłby ciuchy Diucka gdyby nie jeden detal, otóż miał właśnie ręce zajęte kamieniem runicznym, który zaczął tachtać dla elfa. Jedyne co mógł zrobić w tej sytuacji to zrobić głupią minę.
- Dobra, dobra... ja zabiorę! - Jędnął malarz, wziął od modela ubrania i powiesił na krzaczku obok siebie. Nie zdążył wrócić do płótna, a już ktoś je buchnął. - Hej Ty! Zostaw to Ty śmieciu! - Artysta machnął w złodzieja pędzlem i to był błąd, bo ten złapał go w locie i uciekł w głąb Falais. Malarz zaśmiał się nerwowo. - No nic Panie Model... sztuka wymaga poświęceń.
- Nie gadajcie o cudzych gatkach tylko zaczynajcie. - Mosiek uciął dalszą rozmowę na ten temat. Prawak przyniósł elfowi kamień prosto pod nogi. Widać było, że był bardzo ciężki, bo minotaur cały się spocił i zasapał. Mag mógł już zaczynać.
- Stać... jeszcze nie! - Malarz przerwał w ostatnim momencie. - Jakby fraje... czarownik przesunął konstrukcję kapkę w prawo. Tam jest lepsze światło. - Po czym spojrzał na Kurta. - A Waść na co czeka? Ustawia statyw, bo modelka stygnie... zaraz, gdzie modelka!? - Malarz spanikował.
- Jestem, jestem... - Było słychać z oddali. Modelka dopiero co dotarła do Falais wraz z ornitologami, o których wszyscy zapomnieli. Ku zaskoczeniu modela jego partnerką nie będzie Westalka, a mroczna elfka. Na oko wyglądała na bardzo rozwiązłą i jeszcze bardziej doświadczoną.
- To co? Mam zrzucać łaszki, tak? - Nie czekając odpowiedzi zdjęła z siebie ubrania i ukazała wszystkim swe blade piękno.
- Stać! - Krzyknął malarz. - Pasek ze sztyletami zostaje! - Elfka grzecznie założyła go z powrotem, a potem artysta ułożył ją z Diuckiem w pozycji, która bardziej wyglądała jak akrobacja cyrkowa.
- A Ty na co czekasz? - Artysta warknął na maga, który gapił się całej sytuacji. - Odpalaj rytuał.



XelacientXelacientTurtle i różnice kulturowe


Zamknąć ryje! - warknął Grzybiarz - widzę, że wszystkim przemówienie się podobało, ale powiedzcie mi mądrale, który z was wie gdzie Sahaar leży, hę? - pytanie zawisło w powietrzu, a entuzjazm oprychów zgasł równie nagle co wybuchł - tak też myślałem! Wy tu lepiej się martwcie tutejszym błotem niż odległym piachem! A Ty młody - dodał wskazując na Cuervo - myślisz sobie, że jak przegnałeś jedną wiedźmę i i zaszlachtowałeś trzech parchów to teraz możesz iść na gołe klaty z władzami miasta? Owszem, dobrze wykombinowałeś, że wszyscy tutaj pałają żądzą zemsty, ale myślisz, że jak zaczniesz podskakiwać to zaczną Ci się Ciebie bać? Prędzej przyjdą i spalą Ci ten młyn do gołej ziemi!
- Znalazł się mądrala - odparł Biczownik - masz lepsze pomysły?
- Oczywiście, że mam! - odparł butnie - nabić sobie kabzę na turnieju jak się tylko da, a po jego zakończeniu zasiedlić opuszczoną Wioskę Olimpijską… czeka nas świetlana przyszłość chłopcy, wystarczy tylko przetrzymać okres posuchy! - rzekł do sowjego gnagu
- A niby jak Ty chcesz sobie nabijać kabzę na turnieju? Twoi pomagierzy nawet ślepca nie okradną? - nieustępował gnoll
- Wy potraficie tylko kraść i napadać, a to wasz szybko zaprowadzi na stryczek, my zaś jesteśmy ludźmi interesu! Frajerzy spoza Listamoor to doskonałe źródło zysku, podobnie jak wy!
- My?! Raczej twoja banda mięczaków, którą pomiatasz jak chcesz! I ja miałbym się przyłączyć do ciebie! Nigdy! - warknął gnoll strosząc sierść, na co jego banda zawtórowała mu i zaczęła sięgać po broń.
- A ja bym nigdy nie zdzierżył współpracy z bandą dzikusów! - odparł równie zapalczywie Grzybiarz na co jego oprychy również zaczęły się gotować do walki, choć z mniejszym entuzjazmem.


- Zaraz dojdzie do burdy… jakieś pomysły? - stwierdził filozoficznie Gork.
- E... patrzcie jacyś przybysze idą w naszym kierunku - stwierdził nagle Swan pokazując palcem, rzeczywiście w kierunku młyna szła grupka pięciu ludzi, mieli dwukołowy wózek, oraz pięknego konia.

XelacientXelacientFelag i wycieczka przez bagno


Weteran i giermek nieprzychylnie spojrzeli na ducha po czym bardzo przychylnie spojrzeli na wspaniałego rumaka.


-Ręce to najmniejszy problem - odparł Sianosiej - walka mieczem to niełatwa sztuka, niemal tak samo trudna jak trenowanie kogoś w walce, ale przyznam, że to dobry pomysł. Narik będzie udawał mojego drugiego giermka, zaś... Twój duch… zniosłem ghula to zniosę i jego, tylko niech dryfuje z dala od nas - dodał weteran podchodząc do swojego wózka, po czym wyciągnął z niego wielki dwuręczny miecz w pochwie.
- Trzymaj chłopcze, jestem ciekaw czy zabawy z magią dały Ci niezbędną krzepę.
Chłopak oczywiście zachwiał się pod ciężarem broni, po czym niemal upadł gdy jej masa pociągnęła go przodu.
- Wiesz dlaczego ten miecz Ciebie przechylił? - zapytał spokojnie wojownik Elratha zabierając żelastwo z powrotem - nie dlatego, że byłeś słaby, lecz dlatego, że miałeś niewłaściwą postawę, jeśli chcesz myśleć o walce to najpierw musisz nauczyć się jak stawiać kroki podczas walki… Panie Garkh-Morphon - rzekł do Lisza - cudów nie ma, i nie nauczę waszego ucznia fechtunku w parę dni, ale przemieszczania się w czasie walki już tak, może nie zostanie dzięki temu wielkim wojownikiem, ale może przynajmniej będzie wiedział dzięki temu jak unikać wrogich ciosów. Jednak chciałbym coś w zamian… niech wasz koń ciągnie nasz wózek. W końcu jako pokutnik nie będziecie jechać na koniu, dla zwierzęcia to będzie niewiele, a dzięki temu nasza dwójka zachowa siły do trenowania pańskiego czeladnika!

Ciężko było dyskutować z tą ofertą, toteż wkrótce nietypowa drużyna ruszyła do Listamoor, podróż upływała im w spokoju, choć było czuć, że trakt jest bardziej zatłoczony niż zazwyczaj. Postoje upływały na intensywnym treningu, Blisk przygotowywał się do turnieju, zaś Narik-Thuster robił wszystko, by wzbudzić uznanie mistrza, nawet jeśli przez różnicę umiejętności robił za kukłę treningową giermka. Lisz co prawda nie mógł do końca zrozumieć jak szły te wszystkie kroki przystawne, zastawne i wystawne, ale jego czeladnik zdawał się z każdym kolejnym siniakiem coraz lepiej je pojmować, i coraz sprawniej poruszał się w czasie walki.


Jedno tylko liszowi nie dawało spokoju, Kkhik istotnie trzymał się z dala od drużyny, z rzadka kontaktując się z liszem. Zapytany o to na osobności odparł krótko:


- Nie wiem kim jest ten cały Sianosiej, ale na pewno nie jest zwykłym człowiekiem… skutecznie go udaje, ale lepiej miej się na baczności.


W końcu dotarli do wioski Falais, a przynajmniej do czegoś co kiedyś nią było.


- Czyli te plotki, że przegnali tutaj całą biedotę z miasta okazały się prawdziwe - mruknął Sianosiej brnąc w błocie, przez ciężką zbroję zapadał się się po kostki. Liszowi przez zgrzebną szatę szło niewiele lepiej, ale i tak najgorzej miał jego koń. Dwukołowy wózek, mimo, iż niezbyt obciążony zapadał się po oś. Nastroju drużynie nie poprawiał widok naprędce skleconych baraków z byle czego. Tubylcy też nie sprawiali zbyt pozytywnego wrażenia, ale problemy się zacząły gdy dotarli w pobliże czegoś co wyglądało na stary młyn. Stała przed nimi jakieś dwie bandy, jakieś trzydzieści istot i się sprzeczały.


- Chyba lepiej zrobimy jak zawrócimy - stwierdził Sianosiej zatrzymując się
- Nie da rady - odparł mu Blisk - wózek zapadł się w błocie


Jakby było mało problemów to Va'rus nagle stał się nagle dziwnie niespokojny, jakby poczuł świeżą krew.

Irhak PW
21 listopada 2016, 19:07
Merran został ciśnięty w sufit z taką siłą, że prawie stracił przytomność. Ledwo co słyszał słowa Prefekta, lecz jedną rzecz zauważył. Miecz, który przyniósł został wyniesiony przez rozmówcę.

- Ten miecz wygląda inaczej niż przyniesiony - westchnął po wyjściu Prefekta i stracił przytomność.

Obudził się w ramionach gnollki. Dopiero po chwili się rozejrzał i domyślił się co się stało. Widać wywód Merrana na temat Raanaru i jego zgoda na wypełnienie misji musiały w jakiś sposób się nie spodobać Prefektowi. Może temu, że wędrowiec chciał obejrzeć turniej? A może coś innego?

W każdym razie nikogo więcej w pomieszczeniu już nie było. Mógł spokojnie pobuszować po nim, podrzucić kilka rzeczy i potem anonimowo powiedzieć inkwizycji Imperium, że władca Listmoore organizujący turniej jest czcicielem Urgasha. Zwłaszcza miecz byłby dobrą przykrywką. Każdy kto widział miecz, a ambasador Hashimy wydawał się być wyjątkowo pod tym względem spostrzegawczy, zauważy, że Merran przyniósł inny miecz niż ten, który obecnie trzyma Farkas.

Tak, taka zemsta wydawała się być nawet przyjemna. A po Wojnie Królowej Izabeli zdecydowanie wiedział jakie poszlaki stworzyć. Tylko później musiałby upewnić się, że nikt nie powiąże go ani z mieczem, ani z symbolami, ani z donosem.

Felag PW
21 listopada 2016, 23:27
Garkh-Morphona martwiły słowa Kkhika. Nie był człowiekiem... Kimkolwiek był, to i tak był to tymczasomy towarzysz i nekromanta nie zamierzał zostać z nim dłużej po dotarciu do Listmoor. Uspokoił więc ducha i polecił się odprężyć. Żałował, że nie może z Kkhikiem spędzić teraz więcej czasu. Zawsze mógłby go wesprzeć dobrymi radami w innych kwestiach...
-----------------
Kilka dni później dotarli do Falais. Z tego co Garii pamiętał, była to kilka lepianek koło Listmoor. Kiedy on jeszcze tu żył, było tu suche pole. Wspomniał, jak kiedyś tu przyjeżdżał na biwaki... ach, to były piękne czasy!
Przed młynem stało kilkadziesiąt osób, kłócących się z niewiadomego powodu. Przy młynie siedziało dodatkowo kilka osób komentujących całą sytuację. Jeden z nich wskazał na zbliżających się kompanów i coś szepnął do ucha drugiemu. Garkh-Morphon podszedł do ludzi pod młynem, starając się uniknąć tej kłócącej się bandy (wyglądali na tak zaapsorbowanych, że stwierdził że i tak go nie zauważą). Na wszelki wypadek przygotował się do rzucania czaru snu, w razie konieczności obrony.
- Przepraszam... - powiedział do nich. - Czy jaśnie Panowie mogliby nam pomóc w uwolnieniu wozu z bagna? Chyba się zapadł w błocie i nie możemy z tym nic zrobić. Jeśli będzie trzeba, to może będę mógł się jakoś odwdzięczyć?

Belegor PW
21 listopada 2016, 23:49
Abarai był zaskoczony i prerażony wiedzą. Nie mógł w to uwierzyć...na początku. Jednak Mukao sprawiał wrażenie, prawdomównego. Nie miał powodu by kłamać. Teraz zrozumiał czemu był blisko Malassy i miał jej sztylet. Był jednym z klanu. Tylko w ten sposób mógł wiedzieć. Abarai długo milczał, po czym odparł:
- Saa...honor mi mówi, że za wszelką cenę powinienem ujawnić prawdę, ale...nie zrobię tego. Przekleństwo Oshiro przeszło na nas. Naszym przekleństwem jest bowiem sama Cesarzowa. Kiedy była wojna, można było ją jeszcze zdetronizować, ale teraz...
Abarai zdjął z siebie zapieczętowaną katanę swego dziadka. Spojrzał na pieczęć z symbolem rodu i odparł:
- Z powodu honoru mój dziadek poświęcił swoje życie kirinowi. Niestety uratował nie tego wnuka. Jestem ostatni z rodu, ale nie jestem godzien tego daru. Zbyt dużo istnień straciło życie przez wojnę w trakcie izolacji. Skoro prawda jest bronią, która może zranić obie strony...lepiej jej w ogóle nie wyciągać. Wolę wyrzec swego rodu, niż skrzywdzić niewinnych jak Hikume. Nie wierzę, że cokolwiek jestem w stanie zmienić. Zaiste... jestem hańbą swego klanu.

Naga zacisnęła dłoń na katanie i spojrzał na Mukao. Powiedział mu:
- Tak, pragnę wyruszyć z Tobą do Kakuregi, ale wpierw muszę zabrać Hikume do Ślepych Braci. Ja nie jestem godzien żadnego szczęścia, ale ona... zasługuje na nie jak nikt inny. Zaczekasz na mnie do tego momentu...Mistrzu?

Abarai złączył ręce pięściami i skłonił się przed mędrcem, czekając na jego odpowiedź.

Garett PW
22 listopada 2016, 00:10
Kiedy Hikume wybuchnęła płaczem, Regen zasępił się na chwilę. Niekoniecznie o to mu chodziło kiedy myślał, że uczyni ją wilgotną niczym Shalassa... Koralowy Naga stuknął kosturem w podłogę przyzywając Bubu i rozkazał mu pójść do Escano. Co prawda Kappa się w ogóle nie odzywała, ale Gustaff będzie wiedział o co chodzi, gdyż zawsze kiedy Ambasador posyłał do kamerdynera swego ucznia-chowańca, to chodziło mu o to, by przynieść mu sake. Gdy Duch Wody wyskoczył z pokoju, Regen zbliżył się do kapłanki i przytulił delikatnie w geście pocieszenia, a wolną ręką otarł jej policzki z łez.
-Proszę, nie płacz Hikume. Jesteś piękną młodą kobietą, w dodatku otrzymałaś błogosławieństwo samej Shalassy, bo inaczej nie zdołałabyś zostać kapłanką w tak młodym wieku. Na Dworze Wiecznej Cesarzowej młodzi samurajowie pojedynkowaliby się o ciebie. - Ambasador spojrzał w oczy dziewczynie. Na Smoki, z bliska była nawet piękniejsza... Jego węże zaczęły ocierać się o węże Hikume i splatać się z nimi. Nie mogąc się już powstrzymać, Regen złożył pocałunek na jej ustach. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego co zrobił. Nie powinien był działać tak szybko... Chciał ją zaciągnąć do łóżka, to prawda, ale w jej obecnym stanie mogła różnie zareagować na jego czyn. Ambasador odsunął się troszeczkę. - Wybacz... Nie powinienem był...

Kammer PW
22 listopada 2016, 00:23
- Aaa! – Fineus popisał się niebywałą elokwencją! – Przepraszam, nie wiedziałem, że wiedziałem o tym, że są uzurpatorami, opuściłem stolicę przed początkiem krucjat świętej Izabeli, więc jestem mocno nie w temacie. Przepraszam raz jeszcze. Swoją drogą… wiecie, że królowa Jednorożców ma być w Listmoor na turnieju? – Wysłuchał słów o swoich towarzyszach i posmutniał nieco. – Mam nadzieję, że oni wydobrzeją. To są dobrze ludzie… znaczy… dobre byty, po prostu żyją w trudnych czasach i te trudne czasy zmusiły ich do robienia… nienajlepszych rzeczy. – znów mu zaschło w gardle, więc sięgnął po kufel, który stał w pobliżu i znów zakosztował pysznej Smrodyny, mniam!

Potem zdarzenia potoczyły się szybko. Zaczęli się gorączkować o jakiś keks. Mrocznej Fali pociekła ślinka, czyżby w pobliżu mieli jakąś dobrą piekarnię? Może jakiś podróżny jechał do Listmoor i go Elrathowi… przekonali do oddania im swoich pysznych wypieków? Gorących bułeczek, wielkich bochnów chleba, może nawet i trochę kruchych ciasteczek albo biszkoptów? Fineus siedział na swoim krzesełku, kiwając się w rytm przyjemnego szumienia w głowie, gdy nagle Bossack złapał go za ramię i zaczął ciągnąć gdzieś w głąb lochów. Fineus popatrzył na boki i schował swoje karty do kieszeni. Bo czemu nie?

Dał się spokojnie zaciągnąć do jakiegoś obskurnego pokoju, gdzie to na środku stał jakiś brzydal w złocie. Wróżbita spróbował skupić wzrok na łańcuchach, może miały one jakieś magiczne właściwości, może były tam jakieś ciekawe rzeczy, ale nieskoro mu to szło. Nagle zobaczył zapłakaną Lyę. Posmutniał jeszcze bardziej. Acz nagle zdał sobie sprawę, że wie, co polepszyłoby nastrój elfce! Smrodyna! Rozejrzał się dookoła, lecz, niestety, nigdzie nie znalazł trunku. Zrobił smutną minę, naprawdę mu szkoda było biedaczki.
Nagle usłyszał, że jest wywoływany, więc nieco wystąpił do przodu, klęknął i zaczął mechanicznie powtarzać słowa mówione przez klechę. A raczej próbował:
- Ja, Fin… Fin… Finchrrrr – Mroczna Fala stracił równowagę i gruchnął na ziemię bokiem, zaś z jego otwartych ust zaczęła wypływać strużka śliny. Do ust zgromadzonych zaczęło dochodzić chrapanie.
Wrażenia dzisiejszego dnia, nagłe przypływy adrenaliny, skrępowane członki, odymianie kadzidłem i, co najważniejsze, alkohol wypity praktycznie na pusty żołądek, zebrały na swoje żniwa i Wróżbita po prostu zasnął. Miał prawo być zmęczony i niedomagać, w końcu był już stary, był po czterdziestce!

Turtle PW
22 listopada 2016, 08:21
Szefie, oni się tu zaraz pozabijają!- Swam był jakiś zaniepokojony.
-Spokojnie, są dorośli więc to oni decydują, jak chcą się dogadać.- A tak jest nawet lepiej, dla niego.
-A jak spalą, młyn?- Cuervo już miał mu odpowiedzieć, lecz wtem pojawiła się jakaś postać. Nie mogła być częścią żadnego z gangów, ale i tak wydawała się jakaś podejrzana...
- Przepraszam... - powiedział do nich przybysz. - Czy jaśnie Panowie mogliby nam pomóc w uwolnieniu wozu z bagna? Chyba się zapadł w błocie i nie możemy z tym nic zrobić. Jeśli będzie trzeba, to może będę mógł się jakoś odwdzięczyć?
Swan już chciał zacząć się śmiać, ale Cuervo nakazał mu siedzieć cicho.
To była okazja.
-Ależ oczywiście, panie...?

Felag PW
22 listopada 2016, 10:51
- Ależ oczywiście, panie... - powiedział jeden z opryszków.
- Nazywam się Garri i jestem pokutnikiem zmierzającym do Listmoor. To chodźcie, wyciągniemy ten wóz. - Ci ludzie nie wyglądali na uczciwych, toteż Garkh-Morphon cały czas był gotowy aby rzucić zaklęcie, ale potrzebował ich pomocy w wyciągnięciu wozu. - A tak w ogóle, to co się tu właściwie dzieje, panie...

Nicolai PW
22 listopada 2016, 15:18
NicolaiNicolaiKammer-hazardzista śni o kartach



- Ile Wyście go przesłuchiwali? - Pytanie Keksa-Keksa doszło jeszcze do uszu Fineusa nim stracił przytomność, a potem nastała cisza i ciemność nieprzytomności, z której powoli zaczęły wyłaniać się fioletowe strużki snu. Początkowo wyglądały one jak plamy z testu Roya Schacha. Ćma? Krzesło? Kapusta? Ciężko było określić co jest czym? Jednak z czasem zaczęły one nabierać kształtu i koloru aż ich znaczenie przestało być kwestią interpretacji.


Kiedy do Fineusa doszło czym one są to przeszła go trwoga. Były to trzy ogromne, na oko trzymetrowe, karty tarota: Bezimienny, Niewola i Nadzieja. Wrzasnął i w panice ruchem ręki rozmazał plamy. Jednak te na nowo nabrały formy, dużo szybciej niż poprzedni. Znowu to były trzy karty, tym razem inne: Więzienie, Klucz i Łza Ashy. Jego serce przepełnił absurdalny lęk, zaczął uciekać w głąb ciemności, ale jego drogę odgrodziły kolejne trzy karty: Samuraj, Poszukiwania i Obowiązek. Fineus upadł na ziemię i zaczął płakać. Ogarnęło go uczucie, które nie ma nazwy, ale wywiązywało się z poczucia zawiedzenia oczekiwań czy raczej niespełnienia swej powinności.


W tym momencie się obudził, a raczej został obudzony donośnym waleniem metalowym kubkiem w kratę. Otworzył niepewnie oczy i ujrzał wyglądającego przez nią Gerrycha.
- No myślałem, że będziesz szlochał aż do końca podróży. - Wycedził. Fineus rozejrzał się po pomieszczeniu i zauważył, że jest niezwykle ciemne i jakby się trzęsło. Po dodaniu słów Gerrycha wszystko stało się jasne. Byli w kibitce, gdzieś ich wieźli.
- Arkath nie Urgash. - Do Wróżbity doszedł głos Thyga skulonego w rogu. - Krasnoludy nie demony.
W przeciwległym rogu zauważył Lyę. Leżała upita trunkiem, który draby dały jej w zastępstwie wody. Miała, jak to elf, słabą głowę i była bardzo spragniona, więc wychłeptała tyle alkoholu ile dała rady, a potem poszła spać. Fineus zauważył, że kilka kamionek nie zdążyła otworzyć. Aż się oblizał na nich widok. Kiedy to robił poczuł jaką suchą podeszwę ma w ustach.


Tylko jednej osoby mu w tym wszystkim brakowało, Liama. Zaczął się nerwowo rozglądać po kibitce, w sumie nie wiadomo czemu. Przecież nie dostrzeże nagle piątego narożnika magicznie ukrywającego się do tej pory przed jego wzrokiem, a w nim kompana. Jednak w końcu zauważył Callaghana. Przez kratkę, jadącego konno. Liam też go zauważył i speszony odwrócił wzrok. Jakby było mu wstyd.


Wstyd, wstyd… czemu te uczucie dotknęło Fineusa? Ach… sen, karty, poczucie winy. Nagle wszystko wróciło do niego z impetem kowadła zrzuconego z góry. Czemu mu się to śniło? Czy to miało mieć jakiekolwiek znaczenie? Może przez to, że był Wróżbitą? Fineus słyszał historyjki o ludziach, których tak pochłonęły karty, że cały czas o nich myśleli. Lord Sann Wich był podobno takim hazardzistą, że nie mógł oderwać się od stołu i żeby nie zszedł z głodu, służba co chwilę przynosiła mu kromki chleba przełożone szynką. Tak miała powstać kanapka, zwana czasem na cześć jej odkrywcy sandwiczem. Może u Fineusa też tak było? Tak pochłonęły go wróżby, że pojawiły się u niego zaczątki choroby nałogowej? Ale nie… to coś więcej. Czuł to.


- Nie martw się... - Powiedział woźnica Gerrych przez przednią kratkę. - Ta kibitka to tak dlatego, że innego powozu nie mieliśmy, nie wieziemy Was do więzienia… tylko do Listmoor.


NicolaiNicolaiBelek i reveal



- Jesteś bardzo niedomyślny. - Mukao zwolnił uścisk z ołtarza Malassy i pokiwał głową w akcie niezadowolenia. Zaiste Ronin nie był spostrzegawczy, praktycznie nie zauważał drobnych sygnałów, Hikume coś o tym wiedziała. - Nim się zgodzisz na mą propozycję musisz poznać prawdę nie tylko o Cesarzowej i Oshiro, ale także o mnie... - Nie czekając na odpowiedź Mukao zaczął dokonywać przemiany, wijąc się przy niej z bólu. Było widać, że długo go nie dokonywał. Pokój zaczęły wypełniać seledynowe opary o przyjemnym, jaśminowym zapachu. Przez ich gęstwinę Abarai przestał widzieć Mukao, jedyne co dostrzegał to Kibe leżącego cały czas grzecznie na mozaice. Po jakimś czasie wyłoniła się dziwna kreatura o wątłym ciele, ćmich skrzydłach, mackach zamiast nóg i długich, prostych włosach. Ronin pierwsze widział coś takiego w życiu, był to Bezimienny, ale bardzo nietypowy. Jego maska była stylizowana na kabuki, a skóra miała seledynową barwę wynikającą najpewniej z używania Magii Wody przez całe wieki.
- Było nas wielu, a Mukao był jednym z nas. - Istota przemówiła.


NicolaiNicolaiIrhacz i szafka bigota



Merran triumfalnie wysunął szufladę biurka. Oczami wyobraźni widział już demoniczne fanty jakie wygrzebie w akcesoriach biurowych Prefekta. Niestety jak na złość były tam tylko kałamarze, spinacze, temperówki, segregatory, ołówki i pióra. Nic co chociażby leżało obok demona. Szukał dalej, ale im dłużej szukał tym więcej kałamarzy i temperówek, a liczbą znalezionych demonicznych akcesoriów pozostawało okrągłe zero.


Przerzucił się na barki. Były naprawdę dobrze zaopatrzone. Widać było, że Farkas miał gust. Irollańskie, półwytrawne wino czerwone Wulien z 968 RSS. Brandy Falcao z prowincji cesarskiej rocznik 961. Karthalski rum Barandi butelkowany w 970 RSS. Nawet była krasnoludzka wódka korzenna Komsomołka z 972 RSS. Do tego prawdziwy rarytas, szampan Evignon (czyt. Ewinią) z Księstwa Charta, rocznik 931.


Jednak nie tego szukał Merran. Została mu się już tylko komoda. Była zamknięta. Oczy zabłysnęły mu z radości. Jeśli ją zakluczał to miał powód. Zamek nie był niczym szczególnym, więc szybko się z nim rozprawił. Jednak zawartość komody go zasmuciła. Nie tego szukał. To były jakieś pospolite dewocjonalia. Krzyż Słoneczny, Psalmy Westy, paciorki i sygnet z wizerunkiem Elratha Zwyciężającego. Nic sensacyjnego, niestety.


NicolaiNicolaiGarcio wygryw



Wyglądało na to, że albo Regen nie doceniał swojego podrywu albo Hikume była jeszcze bardziej wyposzczona niż mu się wydawało. Kiedy tylko on odsunął się, ona dosunęła go z powrotem i zaczęła go namiętnie całować. Regen czuł jak podniecenie go przepełnia i płetwa mu sztywnieje i to pomimo tego, że Kapłance wyraźnie brakowało doświadczenia i jakby pierwszy raz to robiła.


Niestety czar prysł kiedy pod ogonem Regena zaczął ujadać zazdrosny Hebi. Wówczas Hikume opamiętała się i odsunęła od Ambasadora.
- Nie, nie powinnam. - Powiedziała i cała zaczerwieniła się ze wstydu.

GarettGarettXelacient i krasnale spadające z nieba



-Nie martw się, jeśli wali od nich tak bardzo, że czuję zapach jaki pozostawili po sobie na drodze, to z pewnie zaczęłabym rzygać gdyby znaleźli się niedaleko - po chwili jednak Brigid zatkała swój nos. - Acz od tego jeszcze nie czuję rozkładu, więc musiał umrzeć całkiem niedawno..


Po upewnieniu się, iż to nie jest zasadzka, Belbruga rozpoczęła wspinaczkę na drzewo. Martwy kelner był nabity na samym czubeczku, a “roślinka” nie należała do najmniejszych. Mimo tego krasnoludce udało się wspiąć. Bart zagwizdał z uznania, nie spodziewał się, iż Złotosrebrna ze swoim pulchnym tyłkiem zdoła się dostać na sam szczyt.
Belburga przyjrzała się zwłokom. Poza dziurą w klatce piersiowej, twarz martwego kelnera zamarła w wyrazie przerażenie. W dodatku jego broda oraz ubrania było lekko osmalone… Pomagając sobie nożem, krasnoludka zrzuciła ciało na ziemię, by jej towarzysze mogli się mu przypatrzeć.


-Dobra, spójrzmy no na niego - mruknął Brimstone. - Ręka jest złamana, ale to dlatego, że go zrzuciłaś. Na przyszłość lepiej tego nie rób, gdyby ciało już wcześniej było połamane, to mogłoby nam coś takiego przeszkodzić w “sekcji”. Hmm, nie ma żadnych śmiertelnych ran poza tą dziurą w brzuch, co oznacza, że żył w momencie kiedy został nabity. W dodatku zrobiona to z olbrzymią siłą, bo jego organy wewnętrzne nie tyle zostały przebite, to zmiażdżone na krwawą masę. W dodatku te osmalone ubrania… Czyżby oni…?


Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa. ŁUP!!!


Ku zdziwieniu Brigid i Belbrugi (Bart najwyraźniej zdążył się już domyślić co się stało) z nieba spadł wrzeszczący krasnolud i wgniótł się w ziemię. Podobnie jak kelner miał osmoloną brodę oraz ubranie, a także identyczny wyraz przerażenie na twarzy… Choć to ostatnie trudno było stwierdzić, gdyż upadek zmiażdżył mu czaszkę. Jedyny element jaki go wyróżniał, to wytrych wbity w oko.


-Szlag by to, a miałem nadzieję, że się mylę… Najpierw próbowali siłowo i nie wyszło, a jak strach minął, to spróbowali sprytem, czy raczej czymś co te półmózgi uznają za spryt, i to także nie wyszło. - Widząc, że jego towarzysze wciąż nie rozumieją, Bart wyjaśnił - Ci idioci próbują otworzyć szkatułkę, więc musimy się śpieszyć.
-Ale przecież nie uda im się to, została zabezpieczona najpotężniejszymi runami. Sam Kha-Beleth musiałby poświęcić trochę czasu by ją otworzyć - wspomniała Brigid.
-Masz rację, ale w takiej odległości od Listmoor, tamtejsi magowie mogą wyczuć emisje many i zleci się tu całe to czarodziejskie tałatajstwo. Nie wspominając już o tym, że ci debile mogą spróbować zakopać gdzieś naszą przesyłkę do momentu aż ich mózgi wielkości orzeszków nie wpadną na “kolejny genialny pomysł” jak ją otworzyć.


Turtle PW
22 listopada 2016, 15:34
-Oj tam od razu panie...- Cuervo wiedział, że przybysz kłamie. W końcu z tego się utrzymywał- Mówcie mi Juan- uśmiechnął się do przybysza. Ten człowiek to jego nadzieja by uciec od tego wszystkiego.
- A to, to tylko mała sprzeczka. Zaraz im przejdzie.

Nitj'sefni PW
22 listopada 2016, 15:44
- A Ty na co czekasz? - Artysta warknął na maga, który przypatrywał się całej sytuacji. - Odpalaj rytuał.
Shadalowi prawie puściły nerwy.
- Po pierwsze - powiedział do artysty - nic nie będę przesuwał. A po drugie - mimowolnie zerknął w stronę mrocznej elfki - właśnie miałem zaczynać.
Elf miał szczerą nadzieję, że zanim koboldy poradzą sobie z feniksem, ten zdąży zabić irytującego malarza i pyskatego ekshibicjonistę. Z tą pocieszającą myślą przystąpił do rytuału.

Najpierw Shadal stworzył tunel magiczny pomiędzy rogiem jednorożca, swoim kosturem i kamieniem runicznym, umożliwiający swobodne przekazywanie energii. Następnie wszedł mentalnie w Świat Duchów. Długie przebywanie w takim stanie zużywa dużo energii, więc trzeba było się śpieszyć.

Elf odnalazł wymiar magii pierwotnej. Od razu wyczuł obecność jakichś potężnych bytów duchowych. To z pewnością były feniksy. Teraz pozostała najtrudniejsza część.
Shadal zaczął przelewać energię do rogu, w celu otwarcia przejścia między światami...

Bychu PW
22 listopada 2016, 20:15
Brud smród i ubóstwo... ale elfka ładna... - pomyślał, po czym mimowolnie odpalił swój sprzęt. Malarz ustawił ich w dziwacznej pozycji, ale przynajmniej kazał Diuckowi trzymać ją za pierś. Nie była to ogromna pierś, ale jędrna i piękna pierś. Lubił tę pierś. Tę drugą pierś też. Stał w pozycji, w której kazał malarz. Kątem oka zerkał na nieudolnego maga.
- A magowie to nie machają rękoma, nie gadają jakichś bukwijakich słów, jak czarujo? Całe życie w błędzie... - powiedział niezmieniając pozycji albo ten jakiś taki ciulowy, pewnie pieniacz jakiś pomyślał.
-A ten feniks, to jaki będzie? - zapytał nieco zainteresowany, w sumie, był ciekaw jak wygląda taki feniks. Zawsze wyobrażał sobie przerośniętego kurczaka. Uśmiechnął się lekko jeszcze raz na myśl o piersi elfki. Miał złe przeczucia co do maga. Chciał pocieszyć się pięknymi piersiami dopóki mógł to robić we względnym spokoju. Bo kto nie lubił piersi?

Belegor PW
22 listopada 2016, 22:46
Ronin był zaskoczony. Zapach go lekko otumanił, czuł się lekko błogo. Wkrótce ujrzał przed sobą bezimiennego. Pierwszy raz na oczy widział podobną istotę. Nie przeraził się, teraz dopiero zrozumiał kim naprawdę był Mukao. Ronina oczarowała osoba Mukao. Skłonił się jeszcze niżej i odparł:
- Czuję się wielce zaszczycony móc poznać Was, a zwłaszcza Mistrza Mukao. Kłaniam się przeto również z szacunkiem wobec Waszej Smoczej Bogini. Przeto jednak nie zmienię decyzji. Najpierw zapewnię Hikume bezpieczeństwo i szczęście, a potem udam się do Kakuregi. Ona głębiej wierzy w Shalassę i nie zrozumiałaby mojej decyzji. A może zechcesz z nami wybrać się do ślepych braci po turnieju? Chcę poznać bliżej tych co znali Oshiro i co mnie może tam czekać.

Ronin po raz pierwszy czuł dziwną radość, czuł pokusę wolności. Mukao był zarazem bezimiennym jak i nagą, nie...on mógł być kim chciał będąc bezimiennym. Wolność bycia sobą, której pragnął. Czyżby Malassa mogła mu dać coś, czego Shalassa nie potrafiła?
strona: 1 - 2 - 3 - 4 - 5 - 6 ... 17 - 18 - 19
temat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel