Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2 - 3 ... 17 - 18 - 19

Felag PW
30 marca 2017, 22:37
Garkh stanął przed nie lada dylematem moralnym. Z jednej strony chciał załagodzić gniew Smoczego Dziecięcia. A z drugiej, nie chciał niepotrzebnie marnować żyć tych pięknych dzieci Ashy.
Yyy... o czym ja myślę? Przecież jeden z nich to wybryk natury i bluźnierstwo przeciw Matce, a drugi to zboczeniec myślący że z paroma sztuczkami będzie mógł naginać wszystko do swojej woli.Mimo wszystko, w jakimś tam sensie pochodzą od Ashy...
Być może są jej jakimś tam zamysłem?
W sumie to i tak nikogo to nie obejdzie, co z nimi zrobię, nawet samą Matkę, a ich i tak bym nigdy nie spotkał. Poza tym, pewnie ocalę więcej istnień teraz ich zabijając. Przecież jeden to zwykły opryszek, a drugi za dziesięć lat będzie niszczył swoimi chorymi eksperymentami innym życie.

Garkh spojrzał na nich. Wyciągnął w stronę obu swe widmowe ręce i spróbował wyssać z nich ich energię witalną, by zasypać nią wyrwę w magioprzestrzeni.

Nitj'sefni PW
9 kwietnia 2017, 17:44
Shadal nie miał pojęcia jak się do tego zabrać. Jako że Drekar nie miał zamiaru mu tego wyjaśnić, mężczyzna musiał improwizować.
Shadal stanął przed orkiem i skupił się. Próbował wyczuć jego świadomość, ale kompletnie nic nie czuł. Po chwili zastanowienia spróbował jeszcze raz. Zamknął oczy i zamiast szukać świadomości orka, zagłębił się w swoją własną. Już po chwili zaczął odczuwać coś, co można by uznać za moc. Delikatne tętnienie, które nasilało się w miarę, jak się na nim koncentrował. Po kilku minutach mógł już kontrolować przepływ tej energii, ale nie potrafił zmusić jej do opuszczenia ciała. Zaraz jednak przyszedł mu do głowy pewien pomysł.
Shadal zbliżył się i uklęknął przy orku, kładąc dłonie na jego skroniach. Drekar przez cały czas obserwował cierpliwie i nie odzywał się. Shadal skierował energię do palców, a następnie spróbował wniknąć nią w umysł orka.
- Może tym razem się uda. - pomyślał.

Belegor PW
20 kwietnia 2017, 01:35
Abarai był zaskoczony reakcją Ashy. Nie tego się spodziewał po smoczycy. Zwłaszcza nie spodziewał się poczucia humoru i krytycznego spojrzenia na własne dzieci. Żart z nagami i łabędziami z Listmoor nie rozśmieszył Abaraia, był zbyt skonfundowany swobodą zachowania Ashy.
~Coś mi tu śmierdzi~
Jednak gdy rozpoczęła tyradę na temat przeciwieństw i naturze wpływu Smoków na świat śmiertelników zaczął bardziej wierzyć w jej autentyczność. Jednak coś go zdiwiło:
~Nie rozumiem. Znaczy przykład Elrath i Malassy, oraz Ashy i Urgasha jest jasny, ale....co Arkathowi do pomocy Shalassy w detronizacji Cesarzowej? Co mogłoby to obchodzić go i krasnoludy. Skoro Arkath jest odzwierciedleniem Shalassy to jaky wpływ sprawy wewnętrzne nagów miałyby mieć na Grimmheim? Co nagle lodowce miałyby się rozpuścić i zalać ich wulkany? Jakaś bzdura. To się nie trzyma sensu. Jeszcze rozumiem Sar-Elama. Dlatego stworzył Sheogh. Będzie czas to omówić z Mistrzem.~
Odpowiedź Ashy w sprawie jego krewnych ucieszyła w głębi duszy nagę. Nie spodziewał się, że będą mu kibicować i wspierać z łona Shalassy.
~Czyli w ich oczach...nie straciłem honoru? Zatem jestem w stanie....~
Naga przypomniała sobie o katanie dziadka. Do tej pory nie próbował przełamać pieczęci, gdyż się obawiał iż jest okryty hańbą i nie jest godzien jej wydobyć. Euforia i aura pewności rozsypała się w chwili gdy Asha zaczęła opętańczo, dziwnie znajomo się śmiać.
Gdy okazało się, że to był tak naprawdę Diavolo. Tego w życiu się nie spodziewał.
~Co...jest do cholery?!~
Abarai nawet nie zdążył przekląć, gdy dowiedział się, że cały trud zdobycia Łzy Ashy okazał się daremny, gdyż to co mieli Żercy to była tylko podróbka.
Zdołał tylko powiedzieć:
-Jakim cudem nie zdołałeś tego dotrzeć Mistrzu?!

Wówczas się zorientował, że jest w pokoju swojej ukochanej razem z Mukao, Diavolem i fałszywą Łzą Ashy. Próbował ją uspokoić:
- Witaj, wybacz to nagłe zajście, ale musiałem z mistrzem zrobić pewną rzecz. Dlatego tak wcześnie wyszedłem. Mam nadzieję, że Cię nie przeraziłem. Przetransportowaliśmy się tu za pomocą magii. Ekhm....

Abarai poprawił się, po czym odparł:
- Pozwól, że Ci przedstawię...mój mistrz Mukao, właśnie jemu służę obecnie. Zaś drugi jest moim mocodawcą....jest znany z walki przeciwko demonom. Tak długo ich tępił z ziem Ashanu, że ich aura niemal przeniknęła jego ciało i duszę. Zapewne to właśnie wyczuwasz. Ma na imię...DiAACHOOoouuvolo.
Udając katar pociągnął nosem i poprawił:
- Ale możesz mu mówić D'Yolo. Nie obrazi się. Ma spoko poczucie humoru. Przy okazji mam dobrą wiadomość... Wiesz, że nie mam obecnie zbyt wiele i chciałem byśmy wyruszyli w podróż. Jednakże....jesteś dla mnie ważniejsza. Ty i nasze dziecko...jesteście moją rodziną. Muszę wpierw zadbać o Wasze bezpieczeństwo. Dlatego uznałem, że powinniśmy tu zostać dłużej, do czasu aż zbierzemy pieniądze na wyprawę i nasze dziecko podrośnie. Mam nawet akt własności ziemskiej jednego z tutejszych budynków. Muszę jedynie przebrnąć przez papiery i tutejsze władze. Mam nadzieję, że Regen mi pomoże. Wiem, nie ufam mu i niezbyt go lubię, ale Ty mu ufasz i jestem gotów odrzucić swoje uprzedzenia bylebyś była szczęśliwa. Wiesz, czy może jest nadal w Ambasadzie? Oprowadzę po nich mistrza Mukao i D'yola, dobrze Hikume? Jak się czujesz Kochana?

Abarai starał się ukryć fakt, że Mukao trzyma fałszywą Łzę Ashy. Nie chciał wmieszać swojej ukochanej w machlojki czarodzieja. Abarai miał coraz większą pewność, że to czarodziej jest tym zdrajcą i będzie starał się zdobyć prawdziwy relikt dla siebie. Wystawienie swojego "zawodnika" miałoby być jedynie zasłoną dymną. Miał zamiar podzielić się swoimi teoriami z jedynym magiem, który znał Listmoor i jego mieszkańców jak własną kieszeń - z ambasadorem Regenem.

Nicolai PW
21 kwietnia 2017, 22:25
NicolaiNicolaiBelek będzie musiał się wytłumaczyć


Abarai poczuł uderzenie w potylicę, silne i ciepłe. Wymierzył je Diavolo, który był niezadowolony z tego, że Abarai pozwolił sobie na żarty z niego. Demony to zaiste zmienne istoty. Raz są zabawne i otwarte, a chwilę potem śmiertelnie poważne.
- Śmieszkujesz ze mnie, a ledwo co przyrzekałeś mi wierność... - Diavolo spojrzał na zdziwioną kapłankę. - Spokojnie panienko, nie taką wierność. W tamtym zakresie jest w pełni Twój... - Hikume zarumieniła się. - No chyba, że podczas moich, khem, wakacji obyczaje się zmieniły i sługom przystoi naśmiewanie się z Pana? Kakao… jest tak? Nie? No więc właśnie... - Diavolo rozmasował Nadze miejsce uderzenia i Abarai poczuł jak ciepło, które odczuwał przeradzało się w gorącz, która wręcz parzyła. - No, ale mniejsza… powiedzmy, że wybaczam mu. Mam dobry humor, ciupciałem po raz pierwszy od, ugh… jeszcze raz, który mamy rok?
- 974… - Odpowiedziała Hikume, która nie wiedziała co się dzieje.
- O panie… tyle czasu. Nic dziwnego, że po przeleceniu całego burdelu, jajca nadal mnie swędzą. No nic… będzie trzeba zrobić rundę drugą. - Diavolo zdjął rękę z Samuraja i nieprzyjemne odczucia cieplne momentalnie ustały. - W sumie to wypadałoby się przedstawić… porządnie. Tamten cichy z tyłu co trzyma kryształ to Mukao. Bezimienny, nowy mentor Twojego oblubieńca… to co trzyma miało być Łzą Ashy, ale okazało się szklaną podróbką… długa historia, Abarai Ci ją potem wytłumaczy. Jam z kolei Diavolo i nie jestem czarodziejem, który walczył z demonami i aż śmierdzi Chaosem, chociaż nie, czekaj… jak tak to ująć to… w sumie jestem. Dobór określeń wręcz polityczny, ale wszystko się zgadza. W każdym razie w obecnych okolicznościach jestem mistrzem Twojego kochasia. Będę się uzupełniać z Mukao, on będzie mu wpajał głupoty jak magia i szermierka, a ja życiowe rzeczy jak wypić litr gorzałki jednym duszkiem czy jak zadowolić kobietę... - Hikume znowu się zarumieniła. - Ależ się zagadałem, a tu powinno się zacząć od powitania. Witaj Hikume, o Czcigodna Kapłanko Shalassy i Ty, o Miło... - Diavolo nachylił się nad brzuchem Nagi. - Co? Że niby mam to zachować dla siebie? Ale i tak się dowiedzą. Co? No dobra… skoro tak chcesz. Cóż… takim jak Ty, ciężko odmówić. - Diavolo powstał. - Chyba nic tu po mnie… to ja udam do burdelu rozładować wzbierające we mnie napięcie seksualne. Wiecie gdzie mnie szukać, a jakby była jakaś sytuacja podbramkowa czy coś to złapcie się za uszy i podskakując powtórzcie trzy razy “rym-cym-cym, z zadka dym”, a przybędę… elo! - Demon zniknął zostawiając trójkę Nag w osłupieniu.
- Abarai… musisz mi to wszystko wytłumaczyć. Zupełnie nie wiem o co chodzi. - Powiedziała skołowana Hikume.

XelacientXelacient Nitj’sefni i śniadanie nihilomanty



Umysł orka był jak beton, i tak jak beton był ciężki do spenetrowania czy ruszenia. Jednak Shadal był na to przygotowany i do tego ułatwił sobie zadanie poprzez fizyczny kontakt. Co prawda przy dotknieciu ork wierzgnął ostrzegawczo, ale zaraz po tym wysiłku ciężko zwalił się z powrotem na ziemię Po chwili dryfowania w umyśle oprych pustki był w stanie wyczuć tą część odpowiedzialną za odczuwanie bólu, a następnie potraktował ją pustką, starał się być ostrożny, ale mimo tego i tak wyrwało mu się zbyt dużo energii. Nie zmieniało to faktu, że gdy wrócił do “rzeczywistości” to ujrzał, że ork śpi snem sprawiedliwego. Niewątpliwie żył, bo dalej ciężko oddychał.

- Gratulacje, udało Ci się. Postanowiłeś zadziałać bezpośrednio na źródło problemu, zamiast… powiedzmy… zabrać mu czucie w połamanych żebrach. Co prawda gdy się obudzi pewnie nie będzie pamiętał paru ostatnich dni, ale to nawet lepiej. Chcę byś tylko zapamiętał, że takie działanie u źródło czesto wiąże się z ryzykiem wystąpienia dodatkowych komplikacji. Niemniej zaliczam Ci to zadanie. Już czas ruszać w dalszą drogę.

I tak księgarz, oprych oraz rodzina ze slumsów ruszyła dalej w drogę. Zabrali ze sobą porzuconego muła na którym posadzono omdlewające ze zmęczenia dzieciaki. Reszta “drużyny” gdzieś zniknęła w mroku.

Po krótkiej wędrówce znaleźli jakiś zagajnik w którym spędzili resztę nocy. Nikt nie miał ochoty rozpalać ognia, nawet jeśli była dosyć chłodna.

W dalszą drogę wyruszyli o świcie, wędrując w stronę miasta coraz wyraźniej odczuwali jak bardzo organizowany turniej zwiększył liczbę przyjezdnych. Wszyscy gadali o pożarze z zeszłej nocy.

Przy bramie był już taki tłok, że musieli trochę poczekać z wejściem, przynajmniej strażnicy zajęci kontrolowaniem jakiegoś wozu nie zwrócili na nich uwagi. W pierwszej kolejności skierowali się na targ, rodzina ze slumsów zaczęła narzekać na głód, zresztą Drekar i Shadal też go już odczuwali.Księgarz nakazał rodzinie czekać przy fontannie, po czym wziął oprycha na stronę.

- Najwyższa pora, bym przedstawił ci niezbyt chwalebny aspekt mojej egzystencji, jednak dzięki niemu nie trzeba się martwić o dobra doczesne i można w pełni oddać się wyższym celem. Obserwuj uważnie co robię, bo później będziesz to powtarzał.

I tak Drekar w pierwszej kolejności skierował do stoiska z pieczywem.

- Dzień z dobry z jakiej mąki jest ten chleb? - spytał od razu biorąc bochen do rąk
- Proszę nie dotykać towaru - rzekła obruszona sprzedawczyni, która była pulchną babą o świńskich oczkach.
- Patrzę tylko czy nie jest przypalony od spodu - odparł nawet na nią nie patrząc tylko przechylając się w bok - i chyba upadły pani pieniądze na ziemię - dodał wskazując brodą. Gdy uwaga baby była zajęta Shadal poczuł jak Drekar uwalnia moc pustki, a następnie jak gdyby nigdy nic schował chleb za pazuchę.

- Chyba coś się Panu wydawało - rzekła gdy skończyła szukać
- Najwyraźniej - odparł chytrze - z jakiej mąki są te bułki?
- Żytniej…
- A to nie chcę - odparł księgarz, po czym jak gdyby nigdy nic oddalił się, a sprzedawczyni tylko wzruszyła ramionami i zajęła się kolejnym klientem.

Na straganie z mięsem poszło jeszcze łatwiej, Drekar wziął pęto kiełbasy, poprosił sprzedawcę, by coś mu ukroił. A gdy ten był odwrócony to znów użył mocy pustki. Schował pęto, a gdy sprzedawca wrócił to udał, że mu się kolor nie podoba i znów się oddalił jak gdyby nigdy nic.

Z takimi łupami wrócili do rodziny, księgarz oddał im jedzenie, po czym zwrócił się do Shadal:

- Ja zająłem się naszymi podopiecznymi to ty załatw nam śniadanie. Jak widziałeś to dość prosta sztuczka, trzeba tylko odwrócić uwagę sprzedawcy i użyć odpowiedniej ilości mocy, dość, by stracił wspomnienia związane z danym przedmiotem, ale nie za dużo, by ten nie rozsypał się w pył. Ułatwię ci zadanie i będę odwracał uwagę sprzedawców, dzięki czemu na spokojnie będziesz mógł używać swojej mocy.




XelacientXelacient Felag i lokum dla lisza



Morphon zaczął pochłaniać energię życiową dwóch istot. Niedoszły mag może miał jakiś pomysł na obronę, bo zaczął machać rękoma, ale wtedy gnoll uznał, że to on jest powodem jego osłabienia i rzucił się na studenciaka. Padli i już więcej się nie podnieśli. Ich ciała zaczęły wysychać, następnie obracać się w pył zostawiając po sobie białe kości. Lisz z ich energii życiowej stworzył zgrabną sferę wokół wyrwy, a nawet ustabilizował ją poprzez ułożenie kości swoich ofiar w swoisty krąg. Sytuacja została opanowana na tyle, że mógł poświęcić resztę pozostałej mu energii na bezpieczny powrót do ciała.

Przebudzenie było… ciężkie. Garkh czuł się jakby był drewnianym manekinem, tak był ociężały i do tego każdemu ruchowi towarzyszyło chrupanie. Na szczęście Jelena zaraz go poratowała go zieloną miksturą, nie był to jad świętych pająków, ale był to całkiem przyjemny substytut. Ot taka kawa zbożowa zamiast prawdziwej kawy.

- Wiem, że Ci się udało - rzekła znachorka - czuję to. Dziękuję za pomoc. Gdybyś czegoś w przyszłości potrzebował to wiesz gdzie mnie znaleźć. A na razie załatwiłam Ci lokum, mój znajomy jest grabarzem na miejskich cmentarzu, zgodził się Ciebie ugościć. Twój uczeń i... reszta już u niego są. Jak poczujesz się na siłach to odprowadzę ciebie do niego.

Felag PW
22 kwietnia 2017, 21:51
Garkh sapał ciężko i dyszał. Wyprawa była... męcząca i cały czas lisz odczuwał jej skutki. Taki wysiłek magiczny mocno go nadwyrężył i to pomimo korzystania z smoczych kryształów. Teraz zaczął się zastanawiać co to była za okropna siła, która potrafiła stworzyć taką dziurę w magioprzestrzeni? Na tyle sporą, że zwróciło to uwagę samej Sylanny. Niestety, prawdopodobnie już nie będzie miał okazji się dowiedzieć.
Problemem był także ten cały Drekar... znowu go spotkał i okazał się być przeklętym Nihilomantą! Garkh będzie musiał się tym zająć. Znaleźć go i zapobiec zniszczeniem jego rodzimego miasta, tak jak jego pobratymcy zrobili to z Hereshem.
- Dziękuję Pani bardzo.
Na szczęście są na świecie ludzie godni zaufania. Jak na przykład ta zielarka. Robisz dla kogoś drobną przysługę i od razu załatwia Ci mieszkanie na jakiś czas. Ale miał do niej jeszcze dwie prośby.
- Jakby Pani miała jeszcze trochę tego Kryształu Smoczej Krwi... Przydałaby mi się drobna porcja na czarną godzinę. A poza tym, wspominała coś Pani, że straciłem więź z Pajęczą Boginią. W jaki sposób można temu zaradzić i odbudować moją więź z Matką?

Xelacient PW
22 kwietnia 2017, 23:35
- Jestem pod wrażeniem Wasza Prefektowska Mość - odparła Belbruga z podziwem (graniczącym z fascynacją) w głosie - zaiste był to przebiegły plan, jednak na nasze usprawiedliwienie chce powiedzieć, że nie wiedzieliśmy, iż nasza przesyłka idzie z Tor-Lindath. Moja skromna próba prześledzenia historii przesyłki doprowadziła mnie do rozwidlającego sie ciągu pośredników... ale to tylko świadczy o tym jak dobrze był wykony plan. Oczywiście z radością udzielę Waszej Prefektowskiej Mości pomocy, jednak odważę się zasugerować, że infiltracja szeregów "rodzimowierców" to zadanie dla jednej osoby, dla mnie - dodała dumnie się prostując i biorąc się za boki - Pan Brimstone ze swoją sławą pirata może wzbudzić zbyt dużą nieufność, zaś Pani Brygid... jakby to ująć - rzekła niepewnie zerkając na towarzyszkę - Nie wiemy jaki jest stosunek kultu do zwierzoludzi, toteż póki tego nie ustalę to nie chciałabym ją w to mieszać.

Krasnoludka o ile instynktownie wyczuła niemiłe zaskoczenie Barta to sama była rada z rozwoju sytuacji. Szpiegowanie kultu nie wydawało sie czymś trudnym, zaś korzyści z pracy dla Farkasa mogłyby być duże. Tylko naprawdę wolałaby to robić w pojedynkę, a nie z tą dwójką na karku.

Belegor PW
23 kwietnia 2017, 22:34
Abarai gdy skończył wyjaśnianie miał zamiar zbliżyć się do ukochanej, gdy nagle poczuł gorące uderzenie w tył głowy. Ledwo wstrzymał się przed jąknięciem z bólu, za to wyprostował się jak struna. Był to Diavolo, który zaczął rozmowę z Hikume. Abarai poczuł gorąc i żar jakby ktoś pochodnię lub ostrze prosto z pieca mu przyłożył do potylicy. Zaczął się denerowować i pocić się jak w gorączce. Nie odezwał się ani słowem. Kiedy Diavolo zdjął rękę poczuł ulgę, do momentu. Kiedy Diavolo - osoba, która niemal nie zabiła Mukao zbliżyła się do Hikume i jej nienarodzonego dziecka, po to by zrobić scenę rozmowy z nim przeraził się na żarty. Naga całkiem zbladła i oniemiała, aż w końcu demoniczny Ashanita zniknął. Naga odetchnęła ze spokojem:
~Już myślałem, że nie odejdzie. Podskoczyć i powiedzieć jakąś dziecinną rymowankę. Jeszcze czego. Jakby nagi były stworzone do skakania. Najgorsze mam za so..~
-Abarai… musisz mi to wszystko wytłumaczyć. Zupełnie nie wiem o co chodzi. Słowa Hikume zatrzymały Abaraia w miejscu:
~Kuźwa! Kompletnie zapomniałem~

Naga westchnęła i zaczęła opowiadać:
- Widzisz Kochana, nie chciałem Cię to wciągać. Chciałem byś była bezpieczna....

I opowiedział jej, jak natknął się po zapisach na Mukao. Jak odkrył przed nim swoją prawdziwą tożsamość, smocze próby i uwolnienie Diavola. Następnie jak wyrwał się z wieczoru kawalerskiego, gdy usłyszał że Łzę Ashy skradli jacyś wierzący w Sylatha kmiecie. Jak zdobył przypadkiem prawa do burdelu orczycy, jak udał się z mistrzem po Łzę. Nie pominął niczego co się działo w świątyni Ylatha i jak został wmieszany we służbę Diavolowi....
- ...i tak tu wylądowaliśmy z moimi mistrzami i fałszywą Łzą Ashy. Uważam, że czarodziej Farkas chce prawdziwą Łzę dla siebie, a fałszywą podrzuci na turniej, albo ucieknie nim ktoś się zorientuje. Dlatego też muszę porozmawiać o tym z Regenem. No i musimy zdecydować co zrobić z prawami własności? Myślałaś o tym...żeby tu się osiedlić? My i nasze dziecko? Nie musimy koniecznie wyrzucać ludzi z tego burdelu i przerobić na własny dom. Mogę sprzedać te prawa i zakupić za zdobyte pieniądze działkę na własny zbudowany od zera dom. Co o tym sądzisz Hikume?


Garett PW
24 kwietnia 2017, 00:02
Regen przyjął list z wyrazami zdziwienia, lecz zapewniając, że zaadresowanie go na pałac to musiała być zwyczajna pomyłka biurokratycznej machiny. Chociaż jego zawartość trochę nim wstrząsnęła, to nie dał tego po sobie poznać. Co prawda nie nastawiał się, że będzie piastował aktualną pozycję przez długi czas, ale miał nadzieję, że będzie miał jeszcze przynajmniej miesiąc aby wszystko na spokojnie załatwić, a tutaj tydzień... Będzie musiał szybko pakować manatki, jednocześnie starając się jak najwięcej zyskać na tym nieszczęsnym turnieju. Było to co prawda niebezpieczne, bo jeszcze w jego trakcie miał przybyć nowy ambasador, ale zawsze mógł ich spowolnić, a w najgorszym wypadku gdzieś się przyczaić. No i na szczęście nadal miał swojego asa w rękawie w postaci Escano.
-Ach, wygląda na to, że nie będę mógł już długo zostać w Listmoor, gdyż jestem potrzebny na cesarskim dworze. Niedługo przybędzie mój zastępca, a ja będę musiał ruszyć z powrotem do domu. Jestem jednak wdzięczny Shallasie, gdyż będę jeszcze w stanie obejrzeć ten wspaniały turniej jaki organizujesz, mości Prefekcie.

Naga miał nadzieję, że Prefekt szybko skończy omawianie detali z Belbrugą. W związku z zaistniałymi okolicznościami będzie musiał znaleźć sobie nowy azyl zaraz po zakończeniu turnieju. Jak to dobrze jednak, że jedną z uczestniczek była Yeshtar. Tak, ta mroczna elfka ewidentnie była osobą, która posiadała wiedzę jakiej potrzebował.

Nicolai PW
24 kwietnia 2017, 16:23
NicolaiNicolaiBelek-foliarz i pożegnanie Garcia

- Wymieniają Cię? - Zdziwił się Farkas. - Byłbym skłonny powiedzieć, że szkoda, bo zdążyłem się zżyć z Tobą. Zostajesz na Turnieju? Serdecznie bym nalegał, a jeśli nie to mogę zaproponować bankiet powitalny, pierwszego ambasadora Hashimy od kilkuset lat należy pożegnać z klasą, ale to omówimy może później, bo jeszcze muszę przedyskutować kilka spraw z naszymi, ugh… kurierami. Ewentualnie niech Stibbons z Escano to ustalą, jak tam chcesz.
===
- Pozostawienie obecnego profilu działalności byłoby bardzo dochodowe. - Powiedział Mukao. - Ale samurajowi i kapłance absolutnie nie wypada…
- Absolutnie! - Pisnęła Hikume. - Przerobić na restaurację czy kabaret, nie wiem, na pewno moje dziecko nie będzie utrzymywane z nierządu.
- Tak myślałem, Diavolo na pewno się zasmuci, a zmieniając temat… Farkas czarodziejem? - Zdziwił się Mukao. - Nigdy nie zdradzał żadnych powiązań z magią, nawet w szeptach nic o tym nie słyszałem, więc albo jest gadzio, albo... - Określenie, które Bezimienny użył na osobę niemagiczną obruszyło Hikume. - Wybacz, nie chciałem powiedzieć coś niestosownego, rzeczywiście w niektórych kręgach, ale za bardzo nie ma innego określenia na kogoś takiego, chociaż… w Shantiri mawiano “n’wah”, mało kto to pamięta, jeśli tak wolisz to będę tak mówić… w każdym razie albo jest n’wahem, albo wręcz przeciwnie, jest tak dobrym magiem, że ekranuje moce Bezimiennych. Niby zakrawałoby to o teorię spiskową, ale nawet nie wiecie ile z nich jest prawdziwa, dobrze o tym wiem...
- Na przykład? - Hikume spytała wyraźnie zainteresowana plotkami i to od Bezimiennego. Jednak kobiety wszystkich ras są takie same.
- Przykładowo samobójstwo Menana było tak naprawdę, jak to się teraz mawia, wewnętrzną robotą. - Odparł Mukao.
- Kto to Menan? - Spytała Hikume.
- Ech… nagijska izolacja owocuje w niewiedzy… dawny władca Ygg-Chall. - Rzekł Bezimienny. - Nie jestem pewien na ile Twoje podejrzenia są prawdziwe, ale rzeczywiście sprawa fałszywej Łzy jest warta przyjrzenia się. Odszukajmy Twego przyjaciela, Regena, może on wie coś więcej… ptaszki ćwiekają, że właśnie wychodzi od Prefekta, złap się mnie, teleportuję nas w pobliże placu. - Jak powiedział, tak zrobił. Przeniosło ich na ubocze, gdzie nikt nie powinien dostrzec dwie nagi pojawiające się znikąd. W oddali dostrzegli Regena, wydawał się wyraźnie czymś zaniepokojony czy raczej zasmucony.
NicolaiNicolaiXel zdemaskowany

Farkas poczekał aż ambasador wyjdzie. Wyraźnie chciał poruszyć kwestię, która niekoniecznie nie była przeznaczona dla jego uszu.
- Muszę przyznać… sukuba to się nie spodziewałem. Wiele w swoim życiu widziałem, ale zdemonizowane krasnoludy? Nigdy, można powiedzieć biały kruk. Gdybym był Vanagarem to pewnie poprosiłbym o autograf czy wspólną rycinę... - Rzucił nonszalancko bez krztyny emocji w kierunku Belbrugi. I czemu czekał na odejście Regena, ale powiedział to tak wprost przy Barcie i Brigidzie? - Tak, tak… przy mnie nie ma sensu udawać, chaos wyczuwam z daleka, zwłaszcza jeśli nie jest specjalnie maskowany. - Pstryknął palcami i sprowadził Złotosrebrną do jej prawdziwej postaci. Jednak coś się nie zgadzało. Ręka, ta którą uleczył tajemniczy inkub, jakby stransmutowana, bardziej przypominała smoczy szpon. Była w pełni funkcjonalna, a nawet więcej, była wyraźnie silniejsza, zarówno fizycznie jak i magicznie. - Tego też się nie spodziewałem... - Prefekt powiedział i dotknął zmienionej ręki sukubki i aż go zamroczyło. - On… on wrócił. - Wyszeptał z potężną dawką zdziwienia w głosie. - Myślałem, że to tylko legendy. Gdzie, gdzie go spotkałaś? - Farkas zaczął szarpać Belbrugę, która nie wiedziała co się dzieje i czemu ją zdemaskował przed towarzyszami. - A tak… nimi się nie przejmuj. Spójrz tylko na nich, zatrzymałem czas wokół nas, nic nie słyszą. - Farkas uspokoił demonicę. - I jeszcze jedno pytanie… jaki w jakim celu przybyłaś do Listmoor? Wybacz, ale nie uwierzę, że sukuba tak po prostu postanowiła dorobić sobie jako goniec.

XelacientXelacient Felag i życie na cmentarzu

Jelena ciężko westchnęła:
- Ciężko mi to opisać, ale każdy sługa Ashy emanuje swoistym spokojem, jest taki wewnętrznie poukładany. Ty zaś wydajesz mi się być inny… zwichrowany. Jakbyś był z częścią jakiegoś wynaturzenia. Chociaż w sumie Feniks pustki był takim wynaturzenia, może sam kontakt z nim skaził Ciebie w oczach Ashy? - dodała niepewnie - takie jest moje wrażenie, ale nie martw się tym. z czasem wszystko powinno wrócić do normy. Co do twojej prośby - dodała krasnoludka rozglądając się - mam tu woreczek w którym trzymałam swój zapasik. Jak dobrze wytrząśniesz to wystarczy na drugą taką dawkę. Teraz pozwól, że zajmę się twoim przyjacielem, jest w trochę gorszym stanie i trochę u mnie zostanie - dodała wskazując na pogrążonego we śnie wojownika.
Gd końcu Garkh poczuł się na siłach Jelena zgodnie z obietnicą odprowadziła go do nowego lokum. Droga była raczej krótka. Ich celem był cmentarz miejski. Miejsce to było otoczone wysokim murem, jakby okoliczni mieszkańcy nie chcieli patrzeć na to miejsce częściej niż to konieczne. Zgodnie z oczekiwaniami cała jego przestrzeń była ciasno wypełniona grobowcami bogatych rodów, jednak mimo okazałości, wszystko było raczej zaniedbane. Przynajmniej czyjaś ręka miała pieczę nad zielenią, dzięki czemu nie zarastała ścieżek. Jednak ich celem był piętrowy dom wbudowany w ogrodzenie. Wkrótce do lisza dobiegło znajome rżenie, to jego koń w przybudówce w znalazł schronienie. O dziwo miał tam wszystko co trzeba. Zwierzę podeszło do przegrody i wyciągnęła łeb w stronę swojego pana.
- Piękne zwierzę - stwierdziła Jelena - nie boi się ono nieumarłych? - zapytała, ale jej pytanie nie zdążyło przebrzmieć gdy poszłyszeli kroki, widocznie mieszkaniec domu z okna zobaczył ich nadejście.
Gdy lisz się odwrócił ujrzał może pięćdziesiąt letniego mężczyznę, nosił ciemną szatę z kapturem. Do tego był lekko zgarbiony i podczas chodzenia opierał się na czymś co okazało się ozdobnym nadziakiem.
- Pan Garkh-Morphon jak sądzę - stwierdził bez ogródek, jego głos był podlany sporą ilością zgorzknienia - nazywam się Nathanos i jestem winny przysługę Jelenie, ona jest winna przysługę tobie, toteż ja teraz udzielę Ci przysługi.
- Nie martw się, on jest zawsze taki - wtrąciła krasnoludka
- Jednak muszę przyznać, że lubię u Siebie gościć światłe umysły, już sam wasz uczeń zrobił na mnie dobre wrażenie… ale o tym jeszcze porozmawiamy. Chcesz od razu zobaczyć swój lokal czy może najpierw chciałbyś być oprowadzony po cmentarzu?

Belegor PW
24 kwietnia 2017, 19:18
Abarai odrzekł Hikume:
- Tak, też jestem zdania, że nie możemy prowadzić burdelu. Dlatego myślałem nad sprzedażą działki. Wówczas mielibyśmy dom dla siebie, a Diavolo mógłby ciupciać w spokoju. Nie chciałbym go tym denerwować. Jednakże....nie mam pewności jak cenne będzie prawo własności do burdelu, dlatego może faktycznie lepiej zamienić to w restaurację albo kabaret jak mówiłaś kochanie. Masz piękny głos Kochana, więc moglibyśmy oprzeć o to naszą działalność. Ja nauczę się robić herbatę lub gotować jedzenie. Jeszcze to ustalimy. Chociaż najbardziej marzyłaby mi się spokojna herbaciarnia z teatrem kabuki i małym dojo na uboczu. Ale najpierw pilne sprawy...

Naga wysłuchała Mukao i odrzekł:
- Ty się jeszcze dziwisz Mistrzu. Po tym co odwalił Diavolo w Kruchcie Ylathiańczyków nic nie jest w stanie mnie zdziwić. Regen to również bliski znajomy Dia, miejscowego bohatera, jeśli dobrze pamiętam jeszcze rozmowy z imprezy. On rozwieje albo potwierdzi nasze obawy.

Nagle znalazł się w mieście. Nie rozumiał co się właśnie stało, ale to nie było już ważne. Zobaczył Regena. Był dziwnie smutny albo zmęczony. Abarai dotarł do niego i zawołał:
- Regenie, zaczekaj.
Gdy Regen się zatrzymał Abarai powiedział:
- Na początku, chciałem Cię przeprosić. Udawałem pijanego i gadałem głupoty na Twój temat, by zmylić krasnoludy. Wraz z moim mistrzem Mukao, ruszyłem za tą Łzą. Jest ona fałszywa. Ktoś specjalnie postarał się, aby nikt się nie dowiedział gdzie jest prawdziwa Łza Ashy. Myślę, że za tym stoi Farkas, a sam Turniej jest tylko wymówką by zagarnąć dla siebie artefakt by robić te swoje eksperymenty na zwierzętach i ludziach. Na dodatek...chciałem Cię prosić o pomoc. Wiem, że nie przepadamy za sobą, a ja w ogóle Ci nie ufam, ale dla Hikume jestem w stanie porzucić osobiste niesnaski i prosić Cię o pomoc. Stałem się....stałem się...właścicielem...ziemskim....burdelu.

Abarai założył maskę na swoją twarz by zakryć wstyd i zażenowanie. Samuraj właścicielem burdelu...niezły żart.

//Abarai dalej myli Farkasa z arcymagiem Chimery//

Xelacient PW
26 kwietnia 2017, 01:19
Krasnoludka Sukkub zamrugała oczami, nie potrafiła powiedzieć co ją bardziej osłupiło, to nagłe zdemaskowanie, nowy stan ręki czy też, że jej rozmówca ot tak zatrzymał czas?

- Cóż... - zaczęła nastawiając sobie głośno kości karku, mimo wszystko dobrze było znów się znaleźć w swojej "najprawdziwszej formie" - przewrotnie zapytam, czy Wasza Prefektowska Mość może w wierzyć w cokolwiek co sukub powie? Skoro jednak i tak znacie moją prawdziwą naturę to i tak nie mam już nic do ukrycia... o tak, tak zdecydowanie lepiej - dodała przechodząc do prostowania wszystkich gnatów w swoim ciele, łącznie z "nibyskrzydłami" na plecach co objawiło się głośnym chrupaniem.

- No dobra - dodała wracając do bardziej dystyngowanej pozycji - to może zacznę po kolei: nie wiem kim jest "ten co wrócił", ale za to wiem, ze przy wjeździe od miasta spotkałam jakiegoś starca z opaską na oku, który przedstawił się jako Diavolo Niezwiązany i był na tyle miły, że uzdrowił mi rękę, którą o mało co nie odgryzł mi wilczur tych niedorobionych Rodzimowierców. Nie przeczę, jestem mu za to wdzięczna, nawet jeśli przez to moja nienaturalna aura stała się wyczuwalna - dodała patrząc z rosnącym podziwem na swoją kończynę, po czy trąciła nią zastygniętego Barta, oczywiście nawet nie drgnęła.

- Wracając do mnie... - dodała zwracając sie w stronę Farkasa - żyje na własny rachunek, imam sie rożnych robót, akurat niczego lepszego nie było niż przewóz podejrzanych przesyłek to czemu miała nie skorzystać? Tym bardziej, że ten cały turniej jest obietnicą dalszych zysków. Tak, więc jeśli Waszą Prefektowską Mość to ciekawi to nie zasuwam dla żadnego demona co rogi ma większe od mózgu. Interesuje mnie tylko mój zysk, tu i teraz... no dobra - dodała po chwili zawahania - mogę też dodać, że Wolne Miasta mnie interesują dlatego, że całe Sheogh gada o proroctwie Mrocznego Mesjasza. Krążą o nim setki, jeśli nie tysiące wersji, jednak jedna rzecz się powtarza. Bękart ma za "niedługo" rozrabiać w Wolnych Miastach. Przed tym się nie ucieknie, więc wolę być wtedy blisko, aby wiedzieć jak się ustawić... ale to i tak mgliste plany oparte o niepewną wiedzę. A na razie - dodała poprawiając sie na siedzisku - chętnie sie zajmę szpiegowaniem tych całych Rodzimowierców, tylko błagam, bez tej dwójki. Skoro mam już chwilę szczerości to dodam, że to przez pijackie przechwałki Barta, jakieś krasnoludy buchnęły nam wóz z przesyłką, którą z kolei przejęli wyznawcy Ylatha przy okazji zabijając tych brodatych bandytów! Tak, więc... Terxina oficjalnie zwaną Belbrugą "Złotosrebrną" Dziergaczką jest do usług Waszej Prefektowskiej Mości - dodała wesoło pochylając głowę w stronę - czy w ramach rewanżu powiecie mi o co chodzi z tą kapustą? - dodała nieoczekiwanie.

Garett PW
26 kwietnia 2017, 14:46
Regen miał nadzieję na przemyślenie swoich spraw w spokoju, ale nie mógł na to liczyć, bo znikąd pojawił się Abarai, Hikume i Mukao. Samuraj od jak go zobaczył to zaczął wygadywać jakieś niestworzone rzeczy. Chyba za dużo wypił na imprezie w Ambasadzie...
-Co ty za głupoty gadasz? Farkas zamówił Łzę za własne pieniędzy, więc to jego sprawa co z nią zrobi. Zresztą każdy kto ma uszy słyszał już, że Prefekt wystawia ją jako główną nagrodę w turnieju. Nie wiem skąd wiesz, że Łza krasnoludów jest fałszywa, ale tak to prawda. To była zmyłka dla złodziei którzy mieliby na nią chrapkę, tak jak ci Rodzimowiercy. Ponoć poszło kilka takich dostaw, ale prawdziwa już jest w mieście. Gdzieś. Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. Co do aktu własności to idź z tym do koboldów, to one zajmują się handlem nieruchomości. Tylko... Weź najpierw wytrzeźwiej, bo cię puszczą z torbami.
Naga jakby nigdy nic ruszył dalej do wioski zawodników, gdzie miał nadzieję znaleźć Yeshtar.

Nicolai PW
26 kwietnia 2017, 15:42
NicolaiNicolaiXel, bigos i buzi-buzi


- Kapusta? Jaka kapusta? Ach tak… - Telekinezą Farkas przyciągnął do siebie warzywo, a następnie zaczął z jej pomocą delikatnie rozchylać jej liście. Po chwili pokój wypełnił się krystalicznym blaskiem. - Prawdziwa Łza została przewieziona we wozie kapusty przeznaczonej dla podmiejskich kóz. Zupełnie jak w tej powieści, jak się ona zwała, Senoj Anaidana. Nie wolno oceniać wartości przedmiotu po jego wyglądzie, pewnie dlatego fornal Matlej jako jedyny nie został zaatakowany, bo nikt, nawet on sam, nie spodziewał się, że to on może przewozić coś tak cennego. - Magia ponownie zasklepiła liście kapusty, którą Farkas odłożył na biurko. - Jak rozumiem, chodzi tylko o Barta? Wedle życzenia… acz zanim przywrócę czas, jeszcze jedna sprawa. - Farkas wyciągnął z kieszeni pierścień, jakby z odymionego żelaza. Telekinezą nakierował go na palec serdeczny zdrowej ręki sukuby, był wyraźnie za duży, ale po chwili skurczył się, dopasowując swe rozmiary tak bardzo, że nie ma żadnej możliwości go normalnie zdjąć. - To na wypadek gdybyś próbowała mnie zdradzić... - Odpowiedział enigmatycznie, a następnie pstryknięciem palca przywrócił wszystko do normy. Belbruga znowu była krasnoludem, a czas znowu płynął.

- Ałć, co się... - Zawołał Bart kiedy wstrzymane przez czas pchnięcie do niego dotarło. - O, kapustka… coś czuję, że Jego ten… Prefecjość też jest wielkim fanem bigosu, zgadłem? - Brigid westchnęła cicho słysząc, że jej kompan znowu urządza przedstawienia. - Nikt nie robił lepszego bigosu od mojej świętej pamięci mamusi. Idealne proporcje kapusty i mięsa, czyli pół na pół. Do tego i śliweczka, i grzybeczki, i cebuleczka. Obowiązkowo podawane w chlebku, pycha! - Bart już sięgnał ręką po kłąb, kiedy Farkas go odsunął.
- Wybacz, ale akurat preferuję kapuśniak... - Powiedział poważnym tonem Farkas.
- Kapuśniak? Przecież to marnowanie dobrej kapustki. Praktycznie homeopatyczne ilości mięsa i za to mieścizny po same uszy... - Krasnolud wyraźnie się zdenerwował.
- Może to Prefekt w swoim biurze zadecyduje co zrobi ze swoją kapustą? - Możnowładca wyraźnie się zaczął irytować.
- No dobra, ale niech chociaż do dadzą żebe… ał! - Brimstone przerwał po tym jak koboldka przerwała mu ciosem łokcia w brzuch.
- Wasza Prefekturalna Mość wybaczy mojemu przyjacielowi… on nie do końca za siebie może. - Brigid spróbowała załagodzić sytuację.
- Nic… znajcie łaskę Pana. - Stwierdził Farkas. - Gdyby nie mój szacunek do dokonań inżyniera Brimstone’a to już dawno zawezwałbym straże. A właśnie… może zechcesz wygłosić parę prelekcji na naszym uniwersytecie?
- No nie wiem… jestem potrzebny moim przyjaciółkom, beze mnie sobie nie poradzą. - Bart poklepał Belbrugę po plecach. - Tak między nami… gdyby nie ja to cała ta przewózka w ogóle, by się nie udała. - Brigid mimowolnie parsknęła śmiechem.
- Po prelekcji jest szwedzki stół...
- No, ale zostawiać dziewuszki same? - Brimstone nadal nie był przekonany.
- … i barek, - Prefekt wyciągnął asa z rękawa.
- Zgoda!
- Tylko się nie spóźnij godzinę...
- Oczywiście...
- I pij po prelekcji, nie przed czy w trakcie.
- Postaram się...

===

Po omówieniu wszystkich szczegółów drużyna z Grimheim wyszła z biura. Bart miał udać się bezpośrednio do Stibonsa omówić szczegóły, a Belbruga i Brigid miały się spotkać w skrzydle pracowniczym z Jesiotrem, kimkolwiek on był. Jako, że ich drogi się rozchodziły, nadszedł moment na pożegnanie. Było widać, że Bart wiąże z tym momentem wielkie nadzieje.
- No panienki… krasnoludzkim zwyczajem buzi na do widzenia? - Rozłożył ręce jak do tulenia.

NicolaiNicolaiBelek i pijak-konfident


Rozmowa z Regenem nie przebiegła tak jak Abarai sobie wymarzył, pozrzędził i sobie poszedł, ale nic straconego, bo zaraz po tym jak Ambasador sobie poszedł, z Pałacu wyszedł Bart Brimstone w iście bojowym nastroju.
- Frykosz-Prykosz… niby wielkie panisko, a krupnik je. Przecież prawdziwi mężczyźni to jedzą bigos i to z dużą ilością mięsa. No ja nie wiem, zawsze myślałem, że jak kto wysoko urodzony to te całe guwernantki nauczają ich gustu, ale nie… zupkę siorbają jak te wsioki. O witajcie... - Przerwał kiedy zauważył, że nie jest sam. - Ten… Wy to wszystko słyszeliście? Choroba, ej… nie mówcie nic Prefektowi, bo obiecał mi wódkę, a jak dowie się, że po nim cisnę to będę mógł najwyżej liczyć na Bluu’sa malinowego. Zresztą wiecie jaka heca? Normalnie nie polecam pracodawcy. Najpierw nie wiemy co i dla kogo wieziemy. Potem okazuje się, że to Łza i nam ją kradną, potem jednak wychodzi na to, że to fałszywka i to dla Frykarza samego. Co więcej nie my jedni tak zostaliśmy wystrychnięci na dudka. Myśli sobie krasnolud, że wiezie co cennego, a tu lipa, imitacja… jakby nie mógł jej przewieźć normalnie jak człowiek. Ja Wam mówię, ten dziad jeden coś knuje!

Felag PW
26 kwietnia 2017, 20:58
Słowa Jeleny wywarły na Garkhu katastrofalny wpływ.
- Nie jestem... poukładany? Co... co jest ze mną nie tak?
Zaczął się nad tym zastanawiać. Odpowiedź nie była trudna, wystarczyła mu chwila refleksji. Za wszystkim stoją ci przeklęci Nihilomanci! To oni i ten ich Feniks Pustki! Ten wybuch... tak, to on musiał mu to zrobić. To wszystko wina tych marionetek Sandra! No bo, czyja inna?
Jak dorwie któregoś z nich, najlepiej tego całego Drekara, to tak się na nim wyżyje...
Garkh bez oporów postanowił przyjąć z rąk zielarki jej podarek, o który tak prosił. Taki proszek... w ostateczności może mu uratować (po)życie. Taka ilość mocy magicznej...
Nie miał także oporów, by pójść za nią na cmentarz.
Pytanie o konia mocno go zastanowiło. Nigdy nie myślał tak o tym. Chyba go lubił, albo się przyzwyczaił na przestrzeni lat... W każdym razie, jak widać, kłopotów nie sprawiał.
Z kolei postać grabarza... zaskoczyła go. Był taki oschły, zgorzkniały, niemiły... W Heresh ten zawód był pełniony jedynie przez osoby miłe. Zgodnie z zasadą, że klient jest najważniejszy. Bo przecież zawsze może przejść do konkurencji...
Morphon podziękował jeszcze raz zielarce i zwrócił się do swojego przyszłego gospodarza:
- Dziękuję szanownemu Panu za gościnę. Jestem bardzo wdzięczny za Pana uprzejmość. Mam nadzieję, że uda mi się Panu umilić ten czas. Mówi Pan, że lubi Pan światłe umysły. Mogę zapewnić, że jestem najbardziej światłym umysłem, jaki chodził za Pana życia po Hereshańskiej ziemi. Szczególnie, jeśli Pan chce, z chęcią zagram z Panem np. w szachy czteroosobowe, jeśli jeszcze znajdziemy dwie osoby. Jedną na pewno będzie mógł być mój uczeń... ale o tym może później. - Nekromanta zastanowił się. Wizja obejrzenia cmentarza była, jak u nekromanty przystało, ekscytująca. Nowe ciała, w które mógłby pchnąć na nowo wolę Ashy. Ale z drugiej strony, mogły tam leżeć ludzie, których znał. Duchy przeszłości. Mogłoby to obudzić nieprzyjemne wspomnienia, z czasów kiedy jeszcze tu żył. Wszyscy, których znał; wszyscy, których kochał - wszyscy odeszli i już nie wrócą. Ale... To tylko przeszłość. Nie cofnie jej już, nieważne jak bardzo by jej żałował. Musi spojrzeć pewnie w przyszłość, zapomnieć o duchach dni minionych i pójść naprzód!
Garkh podjął niezależną, odważną decyzję.
- Chodźmy na cmentarz!

Nitj'sefni PW
28 kwietnia 2017, 13:31
Shadal rozejrzał się w poszukiwaniu stoiska z czymś jadalnym. Przy jednym ze stoisk stała niewysoka, pulchna kobieta. Leżące przed nią na stoliku jabłka były duże i świeże, w przeciwieństwie do owoców na okolicznych straganach. Shadal upatrzył jedno o wyjątkowo intensywnej barwie.
Zbliżyli się do straganu. Shadal skupił się, próbując odnaleźć w sobie moc magiczną. Tym razem poszło dużo szybciej i łatwiej niż poprzednio. Mężczyzna nabrał mocy, biorąc na cel sprzedawczynię, i przygotował się do jej uwolnienia, po czym spojrzał znacząco na Drekara.

Nicolai PW
10 maja 2017, 10:57
XelacientXelacient Sidequesty dla Felaga


Decyzja lisza sprawiła przyjemność Nathanosowi, za to sama Jelena na wieść o zwiedzaniu zrobiła zbolałą minę i ogłosiła, że już musi wracać do siebie, bo ma innego pacjenta nad którym musi sprawować pieczę.

Tak, więc nekromanta zaznał w końcu dłuższej chwili wytchnienia i zamiast stawać przed kolejnymi dylematami, mógł oddać się zwiedzaniu. Jak na warunki miejskie było tu cicho, wszelkie hałasy były wytłumione przez okalający mur, a także rosnącą wokół zieleń. Miejsca pochówku, choć zarośnięte to prezentowały się okazale. Każdy ród starał się jak najlepiej wykorzystać ograniczoną przestrzeń cmentarza. Od kamiennych steli po wysokie grobowce, wszystkie były gęsto była pokryta imionami zmarłych, rodowymi herbami, a nawet inskrypcjami sławiących wybrane czyny danego przodka. To samo w sobie było skarbnicą wiedzy, do tego grabarz swoimi zdawkowymi, acz rzeczowymi komentarzami dodawał, które rody ostatnio się wzbogaciły, a które były bliskie utraty parceli na cmentarzu. Nathanos zatrzymał się na dłuższą chwilę przy niedawno odnowionym grobowcu, po to by streścić historię tajemniczej śmierci bogatego kupca i afery jaka wybuchła wokół jego testamentu, która skończyłą się na trwajacym wciąż procesie. Wraz z kolejnymi informacjami docierającymi do umysłu Garkh-Morphona, nawiedziłą go dziwna myśl, że przecież mógłby wykorzystać swoje zdolności, by szybko ustalić prawdę. Jednak nim zdążył to przemyśleć to przewodnik poprowadził go dalej. Minęli jakąś ubraną na czarno staruszkę. Kobieta nawet nie zwróciła na nich uwagi. Łatwo było się domyślić, że trawiła żałoba, która trwała mimo upływu lat. Grabarz zaprowadził w końcu lisza pod sam mur, gdzie stały najskromniejsze groby, tam też w końcu Garkh usłyszał słowo, które było niczym zimna szpila. Ród Albenslewów, brzmiało to dziwnie znajomo, czy to do niego należał? A może grabarz źle odczytał zatartą przez czas inskrypcję? Jednak przewodnik w tym miejscu nawet się nie zatrzymał, toteż nie było okazji dopytać się o szczegóły. Jakby tego wszystkiego było mało to w drodze powrotnej lisz wyczuł, że gdzieś po cmentarzu snuje się jakaś niespokojna dusza. Spokój ostatecznie został zburzony wraz z pojawieniem się pary petentów. Oni też chcieli, by im coś pokazano na cmentarzu. Toteż Nathanos przeprosił lisza, że musi go opuścić i poprosił, by sam nekromanta udał się do jego domostwa, gdzie w salonie miał czekać na niego Narik. Grabarz dodał też coś “o nie rzucaniu się w oczy w postronnym”, ale lisz puścił ją mimo uszu.

Zgodnie z obietnicą swojego ucznia został w salonie, miejsce to prawdopodobnie służyło jako miejsce zawierania umów. Długi, acz wąski stół z rzędem krzeseł po obu stronach, pod ścianami stały regały z jakąś dokumentacją. Sam Narik siedział przy końcu stołu i czytał ilustrowaną książkę, jednak na widok swojego nauczyciela zaraz się zerwał i przypadł mu do stóp.

- Mistrzu martwiłem się, cieszę się, że was widzę. Pan Nathanos kazał mi tutaj czekać, dał… aaaa!!! - głos chłopaka przeszedł w okrzyk bólu gdy Kkhik nagle wyszedł zza niego z podłogi i poraził go chłodem.
-Garkh-Morphon nie jest ślepy i widzi, że dostałeś książkę o anatomii do poczytanie - szalony duch rzucił do obu - tak w ogóle to się rozejrzałem po domu i muszę przyznać, że nas gospodarz ma rozległe zainteresowania medyczne. Ma narzędzia oraz części zamienne w słoikach to można byłoby złożyć Va’rusa z powrotem do kupy.
-Nas Mistrz najlepiej wie co robić dalej i niczego nie musisz mu tłumaczyć - odparł Narik urażony lekceważącą postawą ducha
- Taa? Jakoś to ja musiałem Ciebie pilnować gdy szef zniknął, więc mnie nie pouczaj! - odparł duch, na co zawstydzony chłopak spuścił wzrok
- Tak lepiej - dodał duch zwracając się w stronę lisza - zatem jak szefie? Lokum już mamy, to co dalej?

XelacientXelacient Nitj’sefni kontra Mroczny Chrzciciel


Shadal znacząco spojrzał na Drekara, Drekar na Shadala, później odwrót, aż w końcu Drekar westchnął i ruszył zagadać sprzedawczynię. Jakoś omamił ją tak, że nawet nie zauważyła jak Shadal podszedł z boku, dzięki czemu bez przeszkód mógł użyć swojej mocy. Niestety z pośpiechu użył zbyt wiele mocy, przez co pierwsze jabłko rozsypało mu się w pył, następne dwa dziwnie zbladły, i dopiero kolejne zostały podebrane przez przeszkód. Jednak dosyć niespodziewanie Drekar zaczął go odciągać, bo sprzedawczyni nagle znieruchomiała skołowana, jakby nie wiedziała co się wokół niej dzieje.

- Miałeś ją pierwszy zagadać, a dopiero później ja miałem odwrócić jej uwagę… chodzi o to, że chcąc ukryć obecność całego siebie, o wiele bardziej wyczyściłeś jej umysł niż gdybyś chciał tylko ukryć, że coś kombinujesz z jej towarem- dodał na odchodne - ale w sumie nie sprecyzowałem polecenia to tym razem winę biorę na siebie. Lepiej chodźmy się napić! - zadecydował, po czym ruszyli na poszukiwanie odpowiedniego przybytku, w międzyczasie zjadli jabłka. Shadal miał dziwną pewność, że w pewnym momencie Drekar, użył zatrzymania czasu, bo komuś świsnąć całkiem pokaźny mieszek, bo jak inaczej wyjaśnić nagłe pojawienie się pieniędzy w ręku księgarza?

I tak w końcu trafili do przybytku zwącego się pod “Rozbrykaną Orczycą”. Był to ewidentny zamtuz i mordownia, ale o wczesnych godzinnach porannych było tu dość spokojnie. Swan z praczką i dziećmi wylądowali przy jednym stoliku, zaś Nihilomanci przy drugim.

- Obiecałem Ci parę słów wyjaśnienia zaczął księgarz - gdy pojawiły się przed nimi kufle z piwem - chodzi o proroctwo Mrocznego Mesjasza, w skrócie mówiąc: dziecko demonicznego władcy i ludzkiej dziewicy ma być tym, który zburzy barierę Sheogh, dzięki czemu demony będą mogły swobodnie wędrować po Ashan. Ewentualnie wzmocni ją na tyle, że już demony zostaną uwięzione na zawsze. Jednak zgodnei z pierwszą zasadą nihilomancjii brzmiącą “Jeśli coś może się nie udać to nie uda się na pewno” skupię na tym pierwszym przypadku. Czyli, że mroczny mesjasz będzie nieudanym idiotą chcącym zagłady świata. Dokładna data realizacji przepowiedni nie jest znana, ale kolejne znaki mówią, że jest blisko. Jednym z nich ma być narodzenie się Mrocznego Chrzciciela, czyli potomka władcy sukkubów i ludzkiego prawiczka. Swan prawdopodobnie spełnia ten warunek - dodał wskazując kuflem na oprycha, po czym upił z niego kolejny łyk - jeśli moje podejrzenia są słuszne to doprowadzi nas do Mesjarza zanim ten będzie miał szansę zniszczyć świat… a tak poza tym… myślisz, że elficki czarodziej mógłby się tutaj zatrzymać i zostawić swoje rzeczy? - dodał diametralnie zmieniając ton rozmowy i rozglądając się wokół.

Felag PW
10 maja 2017, 23:10
Pobyt na cmentarzu, a konkretnie grobowiec obudził w Garkhu stare wspomnienia. Albenslew, Albenslew... Cholera, musiał się tak nazywać któryś przyjaciel jego rodziny... Pamięć mu już szwankowała, ale pozostało niejasne przeczucie. Ten grób starał się dotrzeć do jego najstarszych wspomnień - tych odsuniętych od niego i zamkniętych, by nigdy się nie wydostały.
Wszystkie inne groby przyjął już zupełnie normalnie - nic nad wyraz ciekawego. Codzienne sprawy - jakieś zabójstwo, kobieta w żałobie... Jako fachowiec, Morphon mógł to określić jako średnio ciekawe sprawy. Ale skoro i tak się nie zapowiada na nic ciekawszego...
Wrócił do domu grabarza i przysłuchiwał się rozmowie swoich podopiecznych. Ich postawa go zdenerwowała. Zwrócił się do swojego ucznia:
- Narik! Masz się z szacunkiem zwracać do Kkhika! - następnie spojrzał na ducha. - A jeśli chodzi o karcenie mojego ucznia, to tylko ja mam do tego prawo, rozumiesz?. Garkh usiadł i zastanowił się, co dalej...
- Ach... Tyle spraw do załatwienia, a czasu tak mało. W końcu już jutro turniej. Dobra, mam plan! - spojrzał na swojego ucznia. - Pójdziesz do Prefekta i powiesz, że chcę się z nim spotkać jeszcze przed turniejem. I powiesz, że to bardzo pilne i ważne. - po chwili zastanowienia dodał: -Tylko masz niezmiernie uważać. Po okolicy kręci się jakiś Nihilomanta ze swoją bandą. Nihilomanci to ucieleśnienie zła. Będą udawali przyjaciół, nawet ci pomogą, ale we wszystkim mają swój niecny plan. Trzymaj się od nich jak najdalej. - spojrzał następnie na ducha - My wrócimy na cmentarz. Nie mogę znieść myśli, że plącze się tam jakaś samotna dusza. Skoro mamy chwilę, to pomożemy jej i odeślemy na łono Ashy.

Belegor PW
10 maja 2017, 23:47
Abarai był zniesmaczony postawą Regena. Nie dość, że zlekceważył potencjalne zagrożenie to jeszcze nawet nie chciał nawet pomóc. Naga nic nie odpowiedziała, jedynie się odwrócił od Regena i w myślał go pożegnał:
~Kij Ci w oko, gadzie!~
Jeśli naga miała jeszcze jakieś wątpliwości co do dobrej natury tego narcystycznego, hedonistycznego fatalisty, to właśnie jedynie utwierdził się w przekonaniu, że nic dobrego w nim nie ma.
- I on miałby być chrzestnym mego dziecka. Niedoczekanie.

Już miał zawrócić, kiedy to z Ambasady wyszła grupa krasnoludów. Rozpoznał Brimstone'a i jego żeńską trupę. Nie miał ochoty na spotkanie krasnoluda, zwłaszcza po tym jak od niego wyciągnął informacje o Łzie Ashy, która była podróbką. To co usłyszał od Barta, pokryło się z prawdą. Co ciekawe, również podejrzewał tą samą osobę co Abarai. Naga odparła:
- Ta.... -nie wymawia "Ssaa," gdyż uważa to za uwłaczające.
- Ten cały Farkas, budzi coraz więcej podejrzeń. Nie ma co nawet odzyskiwać waszej podróbki. Sądzę, że ktoś specjalnie rozpowiedział kto i co niesie odpowiednim grupom by to wyglądało na przypadkowe kradzieże. Gdyby to była prawda nie starano by się, by wyglądały i zachowywały jak prawdziwe. Ambasador ignoruje, woli zająć się swoim małym padalcem, niż sprawami Turnieju i Łzy. Poza nim, nikt nie jest na tyle blisko Farkasa, by go sprawdzić. Może poza tym całym Dio...on jest tu miejscowym bohaterem, nie?

Abarai rozejrzał się wokół i zapytał Barta:
- Znasz może jakieś koboldy, które znają się na prawie Listmoor a wylot? Otóż dostałem papiery czyniące mnie właścicielem ziemskim. Niestety na tym terenie prowadzona jest... nietypowa działalność gospodarcza. A ja z Hikume chcemy je przekształcić w nasz dom i może teatr z herbaciarnią. Hikume ma najpiękniejszy głos w całym Ashan, a ja....robię niezłą herbatę i mogę zaopatrzyć w dziczyznę. Dla równowagi - karmić ducha i ciało jednocześnie. Znacie zatem kogoś odpowiedniego....urzędnika?

Naga złapała się za podbródek i zamruczała:
- Potrzebujemy jeszcze jakiejś chwytliwej nazwy i pieniędzy na rozwój, by móc przekonać tego urzędnika do siebie.

Xelacient PW
21 maja 2017, 01:26
Instynkt nie zawiódł Belbrugi, coś podkusiło ją, by zapytać o kapustę i istotnie, było w niej ukryte coś ciekawego. Łza Ashy, artefakt tak potężny, że nawet chwilowe wpatrywanie się w niego wpłynęło na sukkuba. Krasnoludka poczuła coś jakby nagły przypływ melancholii. Już nic nie mówiła, tylko przyjrzała się swojemu nowemu pierścieniowi, niezbyt pasował do jej stylu, ale nie wybrzydzała. Nie chciała dodatkowo rozsierdzić prefekta po wyskoku Brimstone. Przy takim magu pierścień równie dobrze mógł być zwyczajną błyskotką służącą do namierzania pozycji jak i zabijającym na miejscu artefaktem. Jeśli to drugie to wolała nie prowokować swojego zleceniodawcy do użycia go na miejscu.

Wieść, że Brimstone opuszcza jej “drużynę” powitała z prawdziwą ulgą. W sumie to, aż zaczęła mu zazdrościć przyjemności, jakie miały go spotkać, no ale cóż. Taka była z niej dobra duszyczka, że znajomym załatwi wszystko co dobre!

Mimo wszystko gdy w końcu opuścili gabinet, sukkub był w nad wyraz dobrym humorze, tak dobrym, że postanowiła zadośćuczynić życzeniu brodacza. Postanowiła wykorzystać to, że Brygid często przez zawstydzenie ulega paraliżującym ją strachowi.

- No, nie wiem czy zasłużyłeś Bart - odparła kokieteryjnie, biorąc się pod boki - owszem w czasie naszej wspólnej podróży byłeś bardzo dzielny i męski, ale nie wiem czy wypada nam się tak spouchwalać - dodała podchodząc do niego. Po czym nagle chwyciła go z brodę, przyciągnęła jego usta do swoich obdarzając go głębokim pocałunkiem, równocześnie przywierając całym swoim ciałem do niego. Następnie równie nagle odepchnęła go od siebie, i spróbowała wepchnąć Brigid na swoje miejsce. Była ciekawa jak koboldka się zachowa.


- Cóż, na nas już czas - odparła w końcu z niewinną miną - do zobaczenia Bart! - dodała na odchodne. Spróbowała za sobą pociągnąć Brigid. Po czym nie zatrzymywała się póki nie dotarła do skrzydła pracowniczego gdzie mieli znaleźć tego całego Jesiotra.

Nicolai PW
21 maja 2017, 21:04
Felag i problemy z kotami

Szybkie skarcenie odniosło pożądany skutek. Podwładny i uczeń lisza zostali przywołani do porządku, przynajmniej na tyle, że przestali sobie dogryzać.Narik co prawda po wysłuchaniu polecenia oraz następującemu po nim ostrzeżeniach zrobił niepewną minę i chyba chciał o coś zapytać. Jednak ostatecznie powstrzymał się, zebrał w sobie, kiwnął głową i pewnie wyszedł z budynku. Widocznie uznał, że skoro jego mistrz nie kłopotał się wyjaśnieniem kim dokładnie jest Prefekt i gdzie przebywa to znaczy, iż ta wiedza jest tak trywialna, że nie ma potrzeby tego tłumaczyć.

Po odejściu ucznia Garkh mógł się zająć swoją misją. Na szczęście jego gospodarz wraz z petentami udali się w inną część cmentarza, toteż w spokoju mógł się zająć zjawą. Musiała być dosyć “młoda” w swoim pozagrobowym życiu, albowiem zachowała wiele swoich cech. Była staruszką, lecz w przeciwieństwie do tamtej przeżartej żałobą była “pulchna” i kiczowato “ubrana”. Za życia musiała chętnie opowiadać różnym przypadkowym ludziom o sobie. I to bez względu na to czy chcieli słuchać czy nie, bo nie dość, że bardzo łatwo było z nią nawiązać “kontakt” to jeszcze “kobieta” nie trudząc się ustaleniem kim właściwie jest Garkh, zaczęła opowiadać co jej “leżało” na duchu.

- Dobry człowieku, jak dobrze w końcu spotkać kogoś kto nie traktuje mnie jak powietrze! Nie dość, że rzadko ktoś się tutaj pojawia to jesteś pierwszym człowiekiem prezentującym jakąkolwiek kulturę! Zaprawde powiadam, koty mają więcej taktu niż szlachta! A moje biedne kocięta zostały skazane na łaskę i niełaskę tego nicponia! Pewnie im nawet mieska nie daje! Jak raz ten hultaj przyszedł do mnie żebrać o kolejną pożyczkę to był tak wygłodniały, że podwędził Rudofowi polędwice z jego srebrnego półmiska! I pomyśleć, że komuś takiemu dostał się mój dom! Już moje kocięta lepiej by się nim zajęły! Jeśli ten smarkacz coś im zrobił to rozerwę go na strzępy! - zawyła na koniec niczym prawdziwa banshee, po czym zaczęła cicho chlipać.

Garkh-Morphon nie musiał słuchać dalej, by wiedzieć o co tu chodzi. Duch kobiety nie mógł zaznać spokoju, bo nie był pewny losu jej pupili, które trafiły pod opiekę nielubianej przez nią krewnego. Samoudręczenie godne podziwu. Oczywiście mógłby sprawdzić jak się sprawy mają, by rozwiać (lub potwierdzić) jej obawy. Jednak to, że był sługą Ashy nie oznaczało, że musiał od razu spełniać każdą zachciankę pierwszej lepszej zjawy. Przy tak błahej sprawie (aż dziw, że duchowi starczyło samozaparcia, by tego powodu zostać tutaj) mógłby “siłą” odesłać jej duszę w stronę księżyca.

Z trzeciej strony… skoro zjawa niemalże na własne życzenie trzymała się “nie życia” to mógłby ją zostawić w obecnym stanie i nagiąć do swojej woli. Jednego ducha już miał, a skoro jakiś nihilomanta pałętał się po mieście i coś przebąkiwał kryjących się w okolicy demonach (oczywiście jeśli można wierzyć niewolnikowi pustki) to może warto byłoby “zwerbować” kolejną dusze do swojej “drużyny”?

strona: 1 - 2 - 3 ... 17 - 18 - 19
temat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel