Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2 - 3 ... 11 - 12 - 13 ... 17 - 18 - 19

Belegor PW
13 grudnia 2016, 12:29
Abaraia nie interesował pijak ze sztyletem z jakiegoś rogatego konia. Westchnął jedynie i odrzekł:
- Nie, dziękuję.
~Już lepiej nic nie dać, niż obdarować ukochaną czymś tak....prozaicznym~

Przynajmniej kwiaty się udały. Nawet Gustaff uznał je za dobrze pachnące. Gdy zapukał do drzwi, Hikume otworzyła je i rzuciła się na niego. Czuł, że wszystko się ułoży, ale Smoki musiały mieć inne zdanie....

Ku przerażeniu nagi Hikume okazała się mieć dziwną alergię na te kwiaty. Abarai szybko zareagował:
- To te kwiaty! Daj mi je szybko!
Gdy wziął bukiet od Hikume od razu rzucił je za sobą. Nie patrzył nawet gdzie poleciały.
- Wybacz mi Kochana, gdybym wiedział, że masz uczulenie na Nie, nawet bym ich nie tknął. Naprawdę nie chciałem.
Naga złapał Hikume i zaniósł ją do łóżka, nawet jeśli musiał znosić jej ataki i jej węży. Czułby, że na to sobie zasłużył. Ułożył ją delikatnie na łóżku i pzykrył ją kocem. Powiedział:
- Teraz leż, sprowadzę znachorkę lub tego wodnego ducha Regena. Którychś z nich na pewno wyleczy Cię z tej alergii. Jeszcze raz przepraszam, nie chciałem aby to się tak skończyło. Jestem beznadziejny. Coś mógłbym dla Ciebie zrobić?
Abarai zapytał mimo iż przeczuwał, że Hikume raczej nie będzie chciała go o nic prosić.

Nitj'sefni PW
13 grudnia 2016, 15:40
Shadal spróbował dziwnej herbaty. Napój był gorący i smakował jakby przyprawiono go pietruszką i chrzanem. O pewnych dodatkowych właściwościach żeń-szenia mężczyzna miał się dopiero przekonać.
- Bardzo chętnie odzyskałbym swoje wspomnienia, ale nie pamiętam żadnego przedmiotu... w ogóle nic nie pamiętam z mojego poprzedniego życia. Może gdybym zobaczył swoje poprzednie ciało znalazłbym ślad po jakiejś pamiątce. Pustą pochwę po mieczu, albo łubie na łuk. Wtedy mógłbym poszukać jakiejś broni, której ze sobą nie wziąłem.
Mam tylko nadzieję, że znajdzie się coś takiego. - pomyślał Shadal. W tym momencie przypomniał sobie o jeszcze jednej rzeczy.
- A tak w ogóle to jest tu jakieś lustro? Chciałbym zobaczyć jak obecnie wyglądam.

Bychu PW
13 grudnia 2016, 15:57
- Eeeee, to ja to jednak poniosę... stwierdził widząc, że jajo jest lekkie, a na pewno lżejsze niż Morgan. Zdziwił się, że takie wielgaśne jajo jest takie lekkie. No bez sensu, no debilizm pomyślał. Zaczął zabierać się za objęcie go, ale szło ciężko. Wtedy spojrzał na Appę. Wszyscy zaczęli się już zbierać.
A gdybym ja to tak ten... Zaczął wcielać pomysł w życie. Powoli i dokładnie założył jajo na Appę. Gdy udało mu się już to zrobić balansował jajem tak, aby nie spadło.
- Maciek! Maciek noga! - krzyknął na psa, który znów próbował coś zeżreć - głupi pies, jak czegoś nie zeżre, to spróbuje to wydymać, a jak nie, to będzie na to szczekał...
- Wio maleńki, taś taś, czy inne cip cip... - rzucił żartem. Ruszyli. Droga mijała Diuckowi głównie na balansowaniu jajem.

Gdy dojechali Morgan przywitał Farkasa donośnym okrzykiem. Diuck został przedstawiony, ale miał przedstawić się bardziej. Nie wiedział co ma powiedzieć, ale skoro został wywołany wyjechał przed szereg. Zaczynał nieco ogarniać jak wygodnie siedzieć na Appie i jak nią sterować. Zastanawiał się, jak duże takie bydle będzie. Podjechał trzymając jajo.
- Diuck, Diuck Kurt. Ogólnie to prosty chłopak jestem, z wioski pochodzę, ale jak trzeba to w łeb umiem trzasnąć, Ojciec wojakiem był, a matki to nie poznałem. Pana Morgana to ja w sumie z legend i rycin znam, jakbym na wiosce u mnie powiedział, że go poznałem, to by pewnie wierzyć nie chcieli. A do Listmoore przyjechałem na turniej, tylko sprzęt nowy będę musiał kupić, bo mi w Falias buchnęli...
Powiedział, po czym po raz kolejny się uśmiechnął i swojsko kiwnął głową.

Nicolai PW
13 grudnia 2016, 19:53
NicolaiNicolaiBelek musi znaleźć sobie pracę, Regen znowu nie tam gdzie powinien



Abarai rzucając w bukiet trafił prosto w Gustaffa, który pobiegł za nim.
- Ugh… widzę, że już za późno. - Powiedział zasmucony. - No nic, ja zawołam naszego medyka. - Nim Samuraj zdążył cokolwiek powiedzieć, lokaj pobiegł dalej. Nie zostało mu wiec nic innego jak zanieść Hikume do łóżka. Kochanka była zbyt osłabiona, by cokolwiek powiedzieć, tylko trzymała Abaraia za dłoń.


Dobra chwila minęła nim Gustaff wrócił. Z nim przyszła krasnoludka w chuście i w zaniedbanych ubraniach. Była niska, nawet jak na tę rasę i korpulentna, jednak jej twarz oddawała jej życzliwą i pogodną naturę.
- Nie chciałam tutaj przychodzić, nie lubię tego gogusia, ale Gustaff mnie wyprosił... - Powiedziała sympatycznym głosikiem, a następnie podeszła do Hikume. - Dziecko, jesteś naprawdę wrażliwa, ale coś na to zaradzimy. - Wyciągnęła kadzidełka o mdłym zapachu lawendy ugniecionej ze styraksem. Rozpaliła je i zaczęła delikatnie dmuchać w oczy i nozdrza Hikume. Łzawienie, zatkany nos i podrażnienie przełyku ustąpiły po jakimś kwadransie inhalacji. Potem babka wyciągnęła mać pachnącą smalcem z bobra i zmielonymi pokrzywami. Delikatnie zaczęła ją wcierać w kapłankę odmawiając przy tym jakieś zaklęcia, a może modlitwę. Wysypki w natartych placach powoli zaczęły znikać i co ważniejsze, swędzenie znacznie złagodniało, a po chwili całkowicie przechodziło. Ręka zielarki zatrzymała się przy brzuchu Hikume. Babka spojrzała się wymownie na Abaraia, ale nic nie powiedziała.


- Babko, ja znam ten wzrok. - Wtrącił się jednak Gustaff. - Ja wiem co to znaczy! - Lokaj wyraźnie się rozochocił, aż wyściskał Samuraja w akcie gratulacyjnym.
- Co? Jaki wzrok? O co chodzi? - Zapytała zmieszana Hikume.
- Wiesz, czasem tak bywa, że... - Zaczął Escano. - A zresztą, co ja będę Ci tłumaczył. Niech Abarai powie. - Akurat w tym momencie korytarzem przechodził Regen, który podsłyszał końcówkę. Wszystkiego się domyślił.


- Ale Ty jesteś papla. - Babka skarciła Gustaffa i pokręciła głową, a następnie wróciła do nacierania swojej pacjentki. Teraz już nie mamrotała, tylko powtarzała swoją mantrę głośno i wyraźnie. Była to modlitwa do Sylanny. Bardzo nietypowe zważywszy na to, że jest ona krasnoludką, acz doskonale pasowało do jej profesji.


NicolaiNicolaiIrhak u Jacykowa



- Porządny i szybki? Mówisz o Fabio... - Stwierdziła Jezebeth. - On ma swój przybytek na rynku, tam gdzie budują ten cały pomnik Freydy. Nie sposób nie trafić, tego zielono-czerwonego szyldu z napisem “Szewczyk Krawczyk” nie da się nie zauważyć.


Kiedy Merran szedł przez miasto wszyscy się za nim oglądali. Mroczny elf z tatuażami i bliznami był niecodziennym widokiem. Jednak jego nowa twarz nie budziła popłochu czy szacunku, tak jak chciał, a raczej szydercze uśmieszki. Po prostu jego szramy były zbyt ładne. Tak ładne, że w zasadzie nie były szramami. Niby niesymetryczne, ale w wyjątkowo regularny i harmonijny sposób. Do tego nie ma na nich żadnych ubytków czy przerostów, po prostu bruzdy na twarzy. No i tak ulokowane i umieszczone, być skazą na wizerunku, a wręcz przeciwnie robić za dekorację. To miastowi, o obitych gębach pamiętających niedawną wojnę, nie potrafili traktować poważnie.


- Co Ty mi wygadujesz, Pietrych. Za orkijskiego boga taką prostą i równą szramę nie pociągniesz od miecza… no chyba, że od linijki. - Usłyszał przechodząc koło ławki z czwórką charakterystycznych pijaczków.
- Ale po miałby kto sobie bliznów od linijki robić? - Młodzik zapytał ławeczkowych kompanów.
- Może moda taka... - Odpowiedział nestor zebrania.
- O mamunciu. - Młodzik aż się przeraził.
- Może być... - Odpowiedział jeden z alkoholików. - Słyszałem, że był gówniak jeden co sobie przejechał nożem, by wyglądać jak ten jego idol… Laszlo.
- Przeca Ty o Kurolku gadasz, ja go znam. - Powiedział młodzik.


===


W końcu Merran dotarł do przybytku. Rzeczywiście krzykliwy szyld, acz pisało na nim więcej niż powiedziała Jezebeth:


Fabio Pankrac przedstawia
Szewczyk Krawczyk
Moda ponad płeć i rasę



Brzmiało groźnie, ale mimo wszystko wszedł. To co tam zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Właściciel tego przybytku był postawnym eflem w zwiewnej sukience i z pełnym makijażem. Nim inkub zdążył zadać sobie pytanie czy ewakuować się czy może jednak zaryzykować, Fabio już do niego dopadł z miarą krawiecką i notesikiem. Było to wyjątkowo niezręczne, bo co jakiś czas, smyrał go ręką to po udzie, to po pośladkach. Niby niechcący, ale kto go tam wie?
- Metr osiemdziesiąt, trzydzieści i dwa… aha. - Mamrotał do siebie przepisując wyniki pomiarów. - Cśś… proszę nic nie mówić, mam już wizję. Tiulowa delia w kolorze burgundu, a na to batystowa szarfa ecru. Do tego mysie walonki z koziego wojłoku, a całość dopełniałaby kufajka z karmilowego drelichu. - Elf zmierzył wzrokiem swoje notatki i uderzył się w czoło. - No tak, zapomniałem o najważniejszym… co pod delię. Hmm… może perkalowa sukmana w kolorze chamois? I hajdawery z klotu marengo? To byłoby doskonałe połączenie, doskonałe! - Elf popadł w samozachwyt.

Belegor PW
14 grudnia 2016, 23:38
Na początku Abarai nie wiedział o co chodzi, ale Gustaff swoją paplaniną upewnił go w jednej myśli:
~Zostanę ojcem?! Już?! Na Smoki, co jeszcze mnie spotka? Cóż, trzeba to teraz powiedzieć Hikume...tylko jak?~

Abarai wsłuchał się w mantrę do Sylanny. Nabrał większego szacunku wobec tej smoczycy. Zastanowił się nad odpowiedzią i odrzekł:
- Pamiętasz historię daimyo Iriny, zwłaszcza tą część, w której wypędziła ludzi Księstwa Wilka z ziem Hiroshiego? Cóż....tylko się nie denerwuj, ale My też musimy teraz decydować za więcej niż nasza dwójka.

Garett PW
15 grudnia 2016, 12:56
Regen wstał z łóżka i złapał się za głowę. Bania bolała go niemiłosiernie i z trudem przypominał sobie wczorajszą popijawę. Picie z Morganem zawsze się tak kończyło... Acz tym razem Ambasador miał naprawdę dziwny sen po alkoholu. Śniło mu się, że Abarai dobrał się do pijanej Hikume... Heh, co za idiotyczny pomysł!

...

Dyplomata przechadzał się po korytarzu szukając Gustaffa, kiedy usłyszał radosny okrzyk lokaja. Pośpieszył szybko do pokoju gościnnego, gdzie zastał Escano, Abaraia oraz Znachorkę. Zaraz, Znachorkę...? No ty chyba są jakieś jaja, niemożliwe żeby ten sen...
A jednak prawda, Kyoshitzu to potwierdził swoją historyczną anegdotą. Regen omal się nie przewrócił z wrażenia. Nie miał pojęcia jakim cudem Ronin odważył się dobrać do kapłanki. No chyba, że to ona dobrała się do niego...
-Eee, także ten... Mam ci przygotować wieczór kawalerski, Abarai?

Nicolai PW
15 grudnia 2016, 12:58
GarettGarettXel i aprobata oraz Bychu i dezaprobata. A Felag musi czekać na Xela, bo to on wymyślił Sianosieja. ;P

Farkas obejrzał sobie Diucka od stóp do głów. Obecny strój najemnika pozostawiał wiele do życzenia, był nawet gorszy od tego który zazwyczaj nosił. Nie mógł jednak przecież wracać do miasta jak go Ylath stworzył, więc Morgan rozkazał koboldom znaleźć dla niego pasujące ubrania. I znalazły je, choć sądząc po śladach krwi, musiały ściągnąć je z jakiegoś martwego oprycha. W skrócie można rzec, że najemnik wyglądał jak menel spod jakiejś obskurnego przybytku. Twarz Farkasa wyrażała dezaprobatę (chyba, bo jej wyraz prawie w ogóle się nie zmienił, trudno było cokolwiek wyczytać z tego człowieka).
-To ma być wasz kandydat na giermka, Książe? Z całym szacunkiem, ale to jest jakiś ponury żart… Nie, nawet nie żart, a obraza dla stanu szlacheckiego! - Prefekt był oburzony, choć nie do końca tym o czym mówił. Każdy kto nieco czasu zabawił w Listmoor wiedział, iż to Farkas przesiedlił biedotę do Falais na czas turnieju i teraz najwyraźniej nie w smak mu było słyszeć, że przeżyli atak Feniksa Pustki.
-Obraza dla stanu szlacheckiego? To ciekawe, zważywszy na twój tytuł - odparował Morgan. - Mam ci może przypomnieć, iż Prefekt Listmoor jest wybierany przez Radę Miasta? Tak było od zawsze i nawet bohater miasta z czasów Piątego Zaćmienia, Andre Druias nie obszedł tej zasady. To prawda, iż jego jest określany regentem sprawującym władzę, aż syn największego Prefekta Listmoor osiągnął pełnoletność, ale oboje zostali zaakceptowani przez radę. Może i ożeniłeś się z Merlą Druias, wnuczką Andre, ale to nic nie znaczy, bo ten ród nie utrzymał się przy władzy dzięki dziedziczeniu. Innymi słowy to, że udało ci się przekonać do siebie Radę Miejską nie sprawia, że możesz się puszyć rodowodem. Zwłaszcza, że Wielki Druias także nie pochodził ze szlachty.
Farkas mógł tylko nerwowo zgrzytać zębami. Nie spodziewał się, iż Dio będzie bronił swego giermka niczym lwica młodych. W dodatku miał rację, bo Farkas jakkolwiek by się tego nie wypierał, to jego władza była uzależniona od widzimisię Rady Miejskiej. Na razie podobało im się wszystko co robił Prefekt, ale gdy tylko coś pójdzie źle, to Farkas może równie dobrze zostać wykopany z Listmoor (i przy okazji pewnie jego małżeństwo z Merlą zostałoby anulowane).
-Dobrze… W takim razie niech twój giermek udowodni, iż rzeczywiście walczył z tym tak zwanym “Feniksem Pustki”, a nie chował się po kątach! - Wszyscy wstrzymali oddech. To był pierwszy raz kiedy ktoś ośmielił się poddać w wątpliwość słowa Morgana. -Giadi!
-Na rozkaz, Panie. - Z szeregu strażników wystąpił masywny człowiek… A może ork?.Tłum zaczął szeptać. Był to Giadi, osobisty ochroniarz Farkasa o którego sile i brutalności krążyło sporo plotki. Nazywano go półorkiem, choć nikt nie miał pojęcia jakim cudem takie monstrum mogło się narodzić. - To jak będzie, człowieczku? Odważysz się ze mną walczyć do pierwszej krwi, czy może tchórzysz? Ach, żeby nie było, to oficjalnie wyzywam cię na pojedynek.
Giadi posłał złośliwy uśmiech Morganowi. Teraz kiedy zostało złożone oficjalne wyzwanie, Dio nie mógł zakazać Diuckowi walki.



-Czyli jednak nie Crag Hack… - starzec wydawał się być tym faktem bardzo zasmucony. Rozchmurzył się jednak słysząc o szklanym oku. -Tor-Lindath? Słyszałem, że tworzycie piękne przedmioty ze szkła. Niech będzie, takie oko to mogę zaakceptować, ale niech będzie miało kształt Łzy Ashy! Ach, skoro o tym mowa, to chyba mógłbym wam pomóc odnaleźć waszą zgubę... - widząc zdziwienie na twarzy Belbrugi, Diavolo uśmiechnął się szeroko. - Twoja klacz mi powiedziała, straszna z niej papla tak swoją drogą. Kazała przekazać, że domaga się więcej marchewek. Niejaki Wiaczesław w ciągu kilku godzin dał jej zjeść chyba cztery, a ty dajesz jej jedną dziennie, a i też nie zawsze. Ech, te dzisiejsze konie… Strasznie się rozbestwiły, zachowują się nawet gorzej od młodzieży…
-Z kim rozmawiasz? - Złotosrebrna usłyszała nagle głos Wiaczesława. Rozejrzała się wokół, gdyż Diavolo znowu zniknął w mgnieniu oka. Po chwili zauważyła jak rozmawia z Bartem. Ale co to… czyżby Brimstone się trząsł?
-Słuchaj - ciągnął krasnoludzki ylathianin - Moja babka jest Znachorką wyznającą Sylannę… Nie pytaj, to długa historia i bez kilku beczek piwa ci tego nie wytłumaczę. Do rzeczy: myślę, iż powinniśmy wpierw zająć się twoją raną. Wielka Ylathja nie zając, nie ucieknie, a tobie przyda się pomoc babci.
Wieczasław zdawał się rumienić. Najwyraźniej nawet nie zauważył, iż rana Dziergadzki została wyleczona. Tylko jak mu to wytłumaczyć żeby nie wyszła na wariatkę?

NicolaiNicolaiBelek, Regen i... Regen!?


- Co? Gdzie? Jak!? - Zawołała Hikume zbita z tropu. - Przecież nawet pół dnia nie minęło odkąd my... - Kapłanka zarumieniła sie na samo wspomnienie.
- Babka jest znachorka i widzi przyszłość. - Zaczął lokaj. - Może wróżyć z dymu, wnętrzności albo lotu ptaków, ale czasem to jej wystarczy spojrzeć w oko, by wiedzieć… zeszłego lata spotkała na mieście mojego pasierba stryjecznego od strony babki ciotecznej i powiedziała mu Aldredd, Ty to garnitur wyprasuj, zachodzi do domu i co? Żona mówi, że teściową trzeba grzebać, bo zmarło się starej jędzy. Znaczy się, nie użyła tego określenia, ale...
- Gustaff, Gustaff... - Zielarka pokiwała głową.
- Regen! - Krzyknęła Hikume potykając się brzucha. - Jak będzie chłopiec to nazwiemy go Regen. - Babka aż jęknęła, bo tak bardzo nie lubiła tego próżniaka, a teraz dzieciak takiej fajnej pary miał dostać jego imię? - Regen-sama, chciałbyś zostać ojcem chrzestnym? - Zielarka omal się nie przewróciła. Taki głupek i takie honory? Czy tylko ona zauważała jakim durakiem jest ambasador? Czasami dziwiła jakim cudem ktoś taki uzyskał tak ważne stanowisko. Czy ich w tej całej Hashimie do reszty pokręciło?


- Zaraz, czy ktoś powiedział… wieczór kawalerski? - Lokaj się uaktywnił. Wyciągnął pióro i kajecik. - Hmm… byłoby trzeba zracjonalizować zaopatrzenie w alkohol, by nie było powtórki z ostatniego wieczora kawalerskiego. - Gustaff wymownie spojrzał na ambasadora. - No, ale najważniejsze… jakie atrakcje przewidujemy i kogo zapraszamy? Dio z Vanagarem i spółką to chyba mus zaprosić, ale co z resztą? Może Prefekt? - Prefekt spojrzał następnie na Abaraia. - Macie jakąś rodzinę? Znajomych? Kogoś kogo chciałbyś zaprosić?

NicolaiNicolaiMatheo z Drwalem kończą to co Nitj (kto?) zaczął



Drużyna, czy raczej zbieranina szelm wszelkich ras i profesji, rozbiła obóz jakieś trzy mile na Północ od Falais. Dzień chylił się ku końcowi i wkrótce miała zapaść całkowita ciemność, w której jedynym źródłem światła stanowić będzie ognisko i zapalone od niego pochodnie.
- Ruszamy o zmierzchu... - Herszt bandy wymamrotał do siebie. Był on orkijskim kafarem o surowym obliczu szpeconym przez zawiłą siatkę blizn i szram i głosie zdradzającym nadużywanie papierosów i piwa. - Pamiętajcie… zleceniodawca chce, by wyglądało to na nieszczęśliwy wypadek. To ma być cicha, szybka i czysta akcja… dlatego nie możecie się rzucać w oczy. - Słowa były skierowane do ogółu, ale wzrok orka mimowolnie skierował się na Dariona i Rufete, którzy wyglądali zbyt czarodziejsko, przez co mogli zwrócić na siebie uwagę celu. Herszt nie przestając palić cygaro ani na chwilę, zdjął plandekę z wózka, na którym znajdowała się sterta szaro-burych łachmanów. - Macie, przebierzcie się... - Słysząc te słowa gnolli łotrzykowie od razu rzucili się na stertę, bo niby łachmany, ale i tak lepsze lniane niż jutowe, które mieli na siebie.


- Dobra, dobra… szefie. - Odezwał się jeden z bardziej rozgarniętych ork. - Co my tak właściwie mamy zrobić? I czemu tutaj jest tyle oliwy i pochodni? No i kto nas najął? Przez całą moją najemną karierę, jeszcze nikt nie płacił mi takich pieniędzy... - Słysząc te pytania, herszt mimowolnie się uśmiechnął. Jednak ten grymas nie był z tych przyjaznych. Zdawał się raczej wskazywać na złe intencje.
- Wszystkiego powiedzieć Wam nie mogę… to jest jeden z czynników za który tyle Wam płacą. - Herszt splunął śliną zmieszaną z tytoniem. - A co macie zrobić? Endlösung der Falaisfrage. - Powiedział w wilczym narzeczu. - Wybaczcie, na wspólny to będzie “ostateczne rozwiązanie kwestii Falais”. - Parsknął ponuro, a następnie milczał przez chwilę dając swej bandzie chwilę na zastanowienie. Przypomniał sobie jednak, że nie wszyscy są miejscowi, więc siłą rzeczy nie będą rozumieć o co chodzi. - Może w wielkim skrócie… ta wieś, która widzicie w oddali to wrzód na zdrowym tyłku Prefektury, a wrzody trzeba wypalić… - Herszt chciał się zaśmiać, ale kaszel mu uniemożliwił. Po bandzie rozeszły się szmery. Pisali się na rozbój, ale nie na taką skalę. Zgoda, Falais było siedliskiem złodziei, gwałcicieli i morderców, ale żeby dokonywać na nich hekatombę?

Drwal PW
15 grudnia 2016, 20:49
Noc była naprawdę ciemna, więc płonący ogień nawet tak daleko był bardzo łatwy do zauważenia przez Rufete. Z początku w żadnym stopniu go to nie martwiło, ot jakaś słaba zgraja dziwnych potworów, z którymi radził sobie niejednokrotnie. Tym razem jednak pod skórą czuł, że coś tu jest nie tak. Nie chciał więc ryzykować, tym bardziej, że był dość zmęczony wędrówką. Żadna walka go nie interesowała. - Najlepiej iść głęboko w las, tam gdzie po prostu łatwiej się ukryć. Ogień palił się zbyt jednostajnie. - To nie mogły być jakieś durne humanoidy - pomyślał. - ktoś naprawdę jest dobrze zorganizowany i dobrze posługuje się tym żywiołem. Przyglądał się uważnie i dostrzegł lekki zarys ciała orka. - oni nie są tu przypadkowo.

Z kieszeni wyjął swoją kulę, która może robić za latarkę, jednak chciał jej użyć tylko w ostateczności. Im jednak głębiej szedł w las, tym coraz mocniej czuł, że powinien z niej skorzystać. Tym bardziej, że Pimpong był wyraźnie przestraszony i jego pojawiające się co jakiś czas lękki i Rufete przyprawiały o dreszcze. Był jednak stanowczy jak Frodo, który chronił się przed założeniem pierścienia. Jego brzemieniem była jednak ta kula - kawałek szkła, który równie dobrze może pomóc, jak i swoim światłem zdradzić jego położenie, a co za tym idzie skazać na śmierć.

Bychu PW
15 grudnia 2016, 20:50
Dio bronił Diucka. Co można czuć, gdy broni Cię legenda? Dumę, chęć udowodnienia swojej wartości. Najemnik spojrzał na niego z podziwem. Patrzył i widział kogoś w rodzaju starszego brata. Kogoś, kogo wszyscy lubili, kogoś, kim można było straszyć zaczepiających Cię ludzi. Ale Farkas nie dawał za wygraną. Widać było wkurzenie, złość, może nieco zazdrości, że ktoś taki jak Diuck dorobił się takiej roli? Kandydat na giermka, to brzmi dumnie! Człowiek siedział na Appie. Spoglądał z niej dość pewnie, czuł się podbudowany obroną Dio.
- Giadi! Stodoła nie człowiek. Wielki jak ork, pewnie tak samo głupi. Kurt nie miał najmniejszej chęci z nim walczyć, ale najwyraźniej tak trzeba było zrobić. Był zmęczony, nie miał swojej nominalnej broni, miał ciuchy, w których było mu niewygodnie, na dodatek spodnie wbijały mu się w tyłek. Spojrzał na wojownika, który miał zapewne na koncie więcej zabójstw niż szarych komórek w głowie. Diuck nie dawał po sobie nic poznać. Siedział wciąż pewnie trzymając jajo.
I co tu można zrobić? Odmówić i wyjść na tchórza? Walczyć i dać się zabić? Czy liczyć na swoje umiejętności i szczęście. A może... zacząć mówić? Trzecia opcja zdecydowanie nie była tym, na czym Diuck się wychowywał. Wszystkie czynniki były jednak przeciwko niemu.
- Panie Farkasie... - zaczął - jeśli Pan nie wierzysz, że walczyłem, to jest Pana problem. Ja do walki mogę stanąć z każdym.
Ale skoro ma to być honorowy pojedynek, to szanse powinny być chyba równe? Bo gdzie ja, po walce, w nieswoich ubraniach i z nie swoją bronią miałbym walczyć z wypoczętym i przygotowanym wojownikiem. Ja wyzwanie przyjmę, ale najpierw chcę coś zjeść, odpocząć chwilę i przygotować sobie broń taką, do jakiej przywykłem. To chyba nie dużo, a skoro nie wierzysz Pan w walkę z feniksem, to nawet mając to wszystko powinienem szybko polec, no nie jest tak, jak mówię? Do walki z tym ptaszyskiem, to ja przystępowałem wypoczęty, nie strudzony bojem. A samo wyzwanie, chociaż do feniksa ma się jak pies do jeża, bo z nim nie walczyłem sam, a z zastępem krasnoludów, balistami i czarodziejem, przyjmuję. Do pierwszej krwi, ale nie teraz, na taki pojedynek się zgodzę, inaczej musiałbym być debilem, żeby ryzykować udział w turnieju na rzecz niedowiarka.

Powiedział. Nie do końca był pewien, czy dobrze zrobił. Może powiedział zbyt ostro, a może coś nietaktownego? Ale w sumie, co go to obchodziło? Najwyżej przegra. Ale czy przegranym jest ten, kto wyzwanie podejmuje mimo przeciwności, czy ten, kto poddaje się już na starcie? Nie jemu było to oceniać, chociaż pewnym jest, że wygranym jest ten, który z całej takiej sytuacji wychodzi żywy. Zwłaszcza, gdy Twoim rywalem ma być kupa mięsa.

Matheo PW
15 grudnia 2016, 22:01
Nędzna namiastka istot cywilizowanych. Jak inaczej nazwać stado wielkich, cuchnących, tępych, Orków. Zwłaszcza wtedy, gdy zamierzali dać upust swemu barbarzyństwu. Wszyscy powinni zawisnąć…
- On może tam być. - Oznajmił głos wydobywający się znikąd.
- To jeszcze nie powód by przystawać do tej hałastry. - Odparł Darion.
- Sam go nie znajdziesz, nie zdołasz. - Kontynuowała nicość.
On zawsze miał rację. Zawsze mówił prawdę, prawda zazwyczaj bywa bolesna, lub co najmniej irytująca.
- Z kim Ty gadasz? - Tym razem głos nie pochodził znikąd. Dobywał się z trzewi jednego z tych oprychów.
- Na pewno nie z tobą. - Odparł posępnie nekromanta. Zmuszając intruza do odwrotu.
- Nie wyglądasz mi na takiego, co chciałby puszczać miasta z dymem. - Kontynuowała pustka.
- Zdziwiłbyś się, gdybym ci powiedział co robię w wolnym czasie. - Darion nie zamierzał ulegać jego woli.
- Nie czas na zgryzoty. Ta banda oprychów zamierza dokonać masakry. Długo będziesz żałował, że na to przyzwoliłeś. Należy ich powstrzymać.
- Powodzenia. Jest ich tylko kilkunastu. Będę ci kibicował. - Ten dialog, jak wszystkie inne, nużył i irytował nekromantę.
- Nie będziesz przyglądał się bezczynnie tej haniebnej eskapadzie.
- Zaiste. - Odparł Darion – Nie ma w tym ani krztyny honoru. Jeśli chcesz kogoś zabić, powinieneś spojrzeć mu w oczy i oznajmić czemu nie zasługuje na egzystencję.
- Zróbmy coś z tym. Powiedzmy mieszkańcom Falais o planowanym ataku. Uprzedźmy ich. - Nalegał niewidoczny rozmówca.
- Mam lepszy pomysł. - Odparł Darion. - Możemy pozbyć się dwóch chmar gryzoni jednocześnie. Świat będzie wdzięczny.
- Doskonała koncepcja. Wprowadź mnie w szczegóły. Mogę..
- Daruj sobie. - Wtrącił Darion. - Skąd ci przyszło do głowy, że jesteś mi do czegoś potrzebny?
- Sam nie podołasz.
- Kto ci powiedział, że będę sam. - Odparł kierując wzrok na wysokiego mężczyznę z zakolami na głowie.

Nicolai PW
16 grudnia 2016, 15:59
NicolaiNicolaiMatheo sobie grabi, a za Drwalem rusza pościg


Ork wypluł nerwowo papierosa widząc co elf wyprawia. Zlecenie było zbyt ważne, nie mógł sobie pozwolić na sianie defetyzmu wśród załogi.
- Ci dzisiejsi magowie... - Splunął Darionowi pod stopy. - Niby parają się czarną magią, a jak przychodzi co do czego to trzęsą tyłkami… jakbym chciał frajerskiego maga to wziąłbym jakiegoś żercę, psia jego mać! - Herszt swoimi potężnymi glanami rozsmarował peta na ziemi, a następnie spojrzał na swoich przybocznych. Gestem przeciągnięcia palcem po szyi pokazał, że mają go uciszyć. Przed elfem stanęła trójka bandytów, wyliniały gnoll z maczetą, jednooki krasnolud z pałką i łysy człowiek z widłami.
- Wybacz, to nic osobistego... - Powiedział zwierzolud. - Po prostu psujesz morale załogi. - Po tych słowach trójka przybocznych rzuciła się w kierunku maga. Miał dosłownie sekundy na podjęcie decyzji, które mogły zaważyć na tym czy wyjdzie z tego cało.

- To jak? Ktoś jeszcze ma mi coś do powiedzenia? - Ork zmierzył gromadę wzrokiem, wszyscy tempo wbijali wzrok w ziemię. - I bardzo dobrze… zaraz, tam w krzakach, Azyr… co to było? - Herszt spojrzał na gnollego towarzysza. Jego zwierzęce oczy lepiej radziły sobie z obserwacją po ciemku czy z dużych odległości.
- Jakby… bo ja wiem, jakiś człowiek. Zobaczył nas i poszedł w las. - Żołdak ocenił.
- To na co czekasz Ty baranie, za nim! - Ork wrzasnął na Azyra, który otworzył klatki z ogarami. Gwizdem i ruchem ręką wskazał gdzie mają biec, a wkrótce ruszył także za nimi. Rufete był w trudnej sytuacji, wprawdzie dzielił ich spory dystans, ale za to był wyraźnie wolniejszy od chartów, musiał coś wymyślić.

GarettGarettBychu spotyka starego koksa


-Ha, czyli jednak tchórzysz! - ryknął półork, ale szybko został uciszony przez Farkasa.
-Giadi, chyba zapomniałeś, że masz jeszcze coś do załatwienia. Wasz pojedynek odbędzie się tuż przed samym turniejem, zrobimy z niego walkę otwierającą całe wydarzenie.
-Ja, mein Präfekten! - zakrzyknął osiłek i ruszył ze swym oddziałem poza miasto. Wartym odnotowania był fakt, iż nie wszyscy oni byli strażnikami miejskimi, w części z nich Diuck poznał najemników.
-Lepiej się tak nie ciesz - powiedział Farkas, kiedy jego pupilek już zniknął za bramami miasta. - Giadi to potomek Sir Maximusa, pierwszego orka rycerza. Ktoś taki jak ty nie ma z nim szans.
-Szkoda tylko, iż sam Maximus został wyniesiony do stanu rycerskiego… - mruknął Dio, ale na tyle cicho, że Farkas go nie słyszał. Najwyraźniej Morgan nie miał ochoty ciągnąć kłótni z Prefektem, skoro i tak wszystko rozstrzygnie się dzięki pojedynkowi.

Prefekt zawrócił konia i odjechał wraz ze swą świtą (nieco zmniejszoną ze względu na wysłanie Giadiego na bliżej niesprecyzowaną misję). Morgan pożegnał się z towarzystwem i ruszył z Diuckiem do Ambasady Hashimy, mówiąc, że musi ich tam przeprosić za wyjście w środku popijawy. Książę jednak nagle się zatrzymał i kazał Diuckowi zaczekać, bo przecież nie będzie przepraszał tak bez niczego, więc pójdzie do karczmy kupić alkohol. Spytał się także czy najemnik także nie chciałby opłukać gardła jakimś trunkiem.
-Hmm, ciekawe, to coś zakłóca działanie Latarni… I przypomina trochę Kosmiczne Jajo… - Diuck odwrócił się i zobaczył jednookiego starca szturchającego jajo Feniksa Pustki. Blizny na ciele nieznajomego mówiły Kurtowi, iż musiał być niegdyś niezłym wojakiem. - Zaraz, cóż to za stworzenie? Panie, mogę je pogłaskać?
Nie czekając na zgodę nieznajomy zaczął drapać appę za uchem.
-Ach, więc mówisz, że jesteś duchem powietrza. Aha, ehe, yhy - starzec kiwał głową zupełnie jakby rozmawiał z wierzchowcem Diucka. -Co?! Jak to nie pamiętasz kto cię przyzwał? Hmm, to musi być wpływ Pustki… Panie! - zwrócił się do Kurta - Weź Pan powiedz co się stało w tym Falais o którym mówiliście przy bramach miasta. Coś o walce z Feniksem Pustki… Możecie opowiedzieć co się działo przed walką, w jej trakcie i tuż po niej?


XelacientXelacientTurtle i Nitj’sefni w pułapce czasu


- Lustro? - zamyślił się Drekar - lustra nie mam, ale mam srebrną blaszkę w której się przeglądam podczas strzyżenia brody, masz choć nie wiem czy zbyt wiele dojrzysz w tym półmroku - dodał podając wspomniany przedmiot - poza tym źle kombinujesz, byłeś elfem, a elfy nie mieszkają w tych stronach… zresztą nihilomanci nigdzie nie mieszkają na stale, zatem byłeś przybyszem, a jeśli byłeś przybyszem to mogłeś zatrzymac się w jakimś zajeździe… tak, jeśli mamy szansę coś znaleźć to tylko w tego typu przybytku… - dodał zamyślony, po czym… nagle w pomieszczeniu pojawiła się ciemna sylwetka jakiegoś człowieka, przez czarny płaszcz rozpływał się w mroku, ale sprawiał wrażenie zdezorientowanego.

***

Cuervo nie zamierzał przegapić swojej okazji i widocznie nie zamierzał się nią z nikim dzielić, bo ulotnił się bez słowa wyjaśnienia do swoich towarzyszy. Ci i tak byli chwilowo zajęci dogryzaniem sobie nawzajem przez co nawet nie zauważyli jego zniknięcia.
Podchodząc do młyna oszust został wszytko tak jak zostawił… tylko jednego trupa na schodach brakowało, ale nie miał czasu tego roztrząsać. Szukał czegoś innego.
Jednak po przekroczeniu progu młyna poczuł coś dziwnego, powietrze wydało się nagle dziwne gęste, co prawda po kolejnym kroku dziwne wrażenie ustąpiło, ale za to coś nienaturalnego zaczęło się dziać ze światłemw młynie. Cienie w budynku zaczęły się błyskawicznie przesuwać wraz ze słońcem, które zdawało pędzić po nieboskłonie, w końcu światło zrobiło się czerwone jak przy zachodzie po czym równie nagle zapadł zmrok.

Zrobiła się noc, Cuervo zamrugał oczami, cokolwiek się stało to już minęło, choć nie miał pojęcia co. W znajomym mu blaszanym piecu palił się ogień, obecnie był on też jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Dopiero gdy oczy przyzwyczaiły mu się do mroku dojrzał, że na miejscu “babuni” siedział jakiś obwieszony zwojami skryba, zaś obok niego na szmatach leżał jakiś człowiek, jego łysa głowa błyszczała w mroku.

- No proszę! Mamy gościa! - zakrzyknął dziwnie radośnie ten co siedział na krześle - witaj przybyszu - nazywam się Drekar, a ten łysy koleś to mój przyjaciel Shadal! Widzę, że jesteś zdezorientowany, ale nie martw się, wszystko jest w porządku. Wszedłeś tylko w pułapkę czasową, którą zastawiłem za dnia. Sam rozumiesz, dzielnica jest dosyć niebezpieczna, a ja potrzebowałem spokoju toteż zabezpieczyłem się na swój sposób… mam nadzieję, że nie byłeś umówiony na żadne spotkanie, bo właśnie kilkanaście godzin minęło Ci w jedną chwilę! - dodał z przepraszającym uśmiechem - Jeśli jednak szukasz noclegu to możesz do nas dołączyć, mamy ogień w piecu i gorącą herbatę! - dodał zachęcająco unosząc kubek w górę.

XelacientXelacientFelag i dziwne wspomnienia


Nie wiem kim jest ten cały Sianosiej, ale na pewno nie jest zwykłym człowiekiem… skutecznie go udaje, ale lepiej miej się na baczności.

Liszowi szybko przypomniały się słowa jego wiernego sługi. Zakładając, że pustka zaczęła trawić wspomnienia związane z samym mieczem spróbował odszukać cokolwiek co będzie z nim związane. Dosyć sprawnie mu to poszło ujrzał lekko rozmyty obraz jakiegoś pomieszczenia. Dzięki nekromanckiej wiedzy natychmiast skojarzył je jako komnatę w której dokonywało się przemiany skazańców ghule. Szybko znalazł znajomo wyglądający miecz… w pobliżu stał rycerz śmierci, który opierał go sobie na ramieniu! Następnie ujrzał to pomieszczenie w ogniu. Później ujrzał na własne oczy jakieś zwłoki porąbane tym mieczem… które widocznie były konsumowane.
- Nie jestem ghulem! - dotarło do niego nagle, wtedy poczuł wyjątkowo silne szarpnięcie. Sianosiej, może był prostym weteranem, który nie umiał odeprzeć magicznych sztuczek, ale krzepę miał. Złapał Garkha za rękę i gwałtownym szarpnięciem oderwał od swojej głowy, przez chwilę nekormanta miał wrażenie, że zaraz jego ręka zostanei złamana, ale po chwili nerwowego oddychania wojownik gu puścił.
-Nie jestem ghulem… - powtórzył bezwiednie weteran, po czym potrząsnął głową - doceniam dobre chęci, ale następnym mów konkretnie co chcesz zrobić! - odparł wzburzony - nawet gdybym miał ranę w tyłku od włóczni to oczekiwałbym od medyka odrobiny taktu, a nie zdzierania mi spodni! - dodał na koniec, po czym się oddalił w bliżej niesprecyzowanym kierunku, byle dalej od lisza.

Bychu PW
16 grudnia 2016, 16:19
-A ten Maximus, to kto to był? Bo pierwsze słyszę, bohater jakiś?
- Diuck zapytał Dio normalnym tonem, gdy ten półgłosem mówił o Maximusie.
Gdy Prefekt odjechał, przyszły giermek musiał zaspokoić swoją ciekawość.
- Ten wielki, dobrze walczy? Znasz jakieś jego słabe strony? Jak tak na niego patrzyłem, to wydaje mi się, że na niego to raczej zwinności i rozumu mi trzeba niż machania mieczem na oślep... - zapytał, liczył na jakąś wskazówkę lub poradę.

Dojechali pod jakaś karczmę. Dio chciał kupić trunek, nawet Diuckowi! Ten jednak wolał odmówić.
- Nie, dziękuję, wolę nie pić przed walką, a i do kowala jakiegoś dobrego co mnie od razu obsłuży moglibyśmy podjechać? Bo muszę sobie bronie i ciuchy nowe ogarnąć, bo stare Feniks pochłonął, a skoro mam walczyć, to chcę mieć jak największe szanse, a pić możemy po turnieju - odpowiedział.

- Co? - Diuck obrócił się w stronę starca, który już głaskał Appę - Panie, powiedz mi Pan, kim Pan jesteś, to wtedy możemy pogadać, ale co się działo? No walczyłem z jakimś Feniksem, w sumie nie wiem skąd on się wziął, ale łatwo nie było, wiem, że na nim leciałem, dziabnąłem go w brzuch, bo najpierw to on normalny był, a potem dopiero go jakiś potwór zjadł tak jakby, rozumiesz Pan? - Kurt zaczął opowiadać, w sumie nie wiedział dlaczego, ale staruszek wydawał się być miły. Jak go już na ziemię ściągnęliśmy, to potem chwile go biliśmy, ale przyjechał Książe Dio i nam pomógł, jeszcze taki Mag i stary rycerz na centaurze nam pomagali. A po walce, to my chodziliśmy na kremówki, hehe, nie no, żartuję, tylko Chimichangi mieliśmy. Po walce, to od razu w drogę ruszyliśmy... chyba. A teraz się Pan może przedstaw, dobra? I wiesz pan coś o tym latającym bizonku? Bo nie wiem nawet czym to karmić i co takie coś umie, a chyba dobrze by było, prawda Panocku?

Irhak PW
16 grudnia 2016, 23:09
Nie przeszkadzało mu to, że wyglądał jak żigolak piątej kategorii wymieszany z kiepskim bandytą. Nie przeszkadzało mu to, że wszyscy patrzyli na niego z politowaniem. Nie przeszkadzało mu nawet to, że ten Szewczyk Dratewka od siedmiu bólów porodowych go macał. TO co mu przeszkadzało naprawdę to, że chciał z niego zrobić jakiegoś fircyka rodem z Illoranu czy innego świętoszkowatego anioła.

- A idź mi z tymi falbanami i kryzami - odpowiedział Meredith na samozachwyt elfa. - Niepotrzebne mi te wszystkie wymyślne ubrania. Potrzebne mi coś prostego. Nie idę do cesarzowej przecież! Potrzebuję po prostu coś podróżnego, co jednakże nie będzie krępować ruchów w czasie walki i co jednocześnie nie godziłoby w dobry smak kiedy zwykł rzemieślnik pojawia się na audiencji. Może coś w takim stylu masz?

Elfoczłowiek wyciągnął kartkę z notesu zapełnioną rysunkami. Przypominały głównie jego obecny strój. Jednakże wprowadzały pewne innowacje. Cały strój miał składać się (pomijamy oczywiście bieliznę) z koszuli bez kołnierza, kamizelki z kilkoma małymi kieszeniami, spodni z poprowadzonym metalicznym wzorem, który jednak wtapiać miał się idealnie w materiał, specjalnego pasu na sztylety oraz płaszcza nieco wydłużonego, ale wciąż niekrępującego ruchów, z wieloma kieszeniami po wewnętrznej stronie. Wszystko oczywiście miało dać się wzbogacić o zaklęcia zaklinacza bez uszczerbku dla materiału. Jego obecny strój nie posiadał aż tylu kieszeni ile potrzebował, a i nie dało się go zakląć w żaden sposób. To znaczy dałoby się, ale żywotność materiału drastycznie by spadła.

Felag PW
16 grudnia 2016, 23:26
- ...zdzierania mi spodni! - krzyknął Sianosiej, odwrócił się i poszedł, aby znaleźć się jak najdalej od lisza.
- Zaczekaj! - krzyknął za nim Garkh-Morphon. - Przepraszam, nie chciałem ci zrobić krzywdy! Pomogę ci znaleźć jakiegoś znachora! - bał się, że to może nie wystarczyć. Postąpił nieroztropnie i uraził do siebie rycerza Elratha... Miał tylko nadzieję, że jeśli nie teraz to kiedyś mu przebaczy.
Tylko... co to za wspomnienie? Kim on był? Rycerz śmierci. Czy to był Sianosiej? Czy może ten bandyta, przyszły ghul... Coś zdecydowanie było na rzeczy. I dlaczego się tak zdenerwował? Fakt - nekromanta trochę przesadził, ale czy aż tak?
Nagle naszła go pewna myśl. Czy może ufać Sianosiejowi, skoro ten nie mówi mu całej prawdy?
"Nie wiem kim jest ten cały Sianosiej, ale na pewno nie jest zwykłym człowiekiem… skutecznie go udaje, ale lepiej miej się na baczności."
Kkhik coś przeczuwał. Muszę z nim porozmawiać... pierwszy. Na razie zaś, chyba muszę pilnować rycerza (czy kim on jest), dopóki nie przybędzie reszta. I może coś od niego wyciągnąć, na temat całej sytuacji...
- Sianosieju! Nie zostawiaj mnie, przynajmniej dopóki nie przybędą nasi giermkowie!


Jeśli rycerz Elratha postanowi zostać z nekromantą, ten drugi będzie próbował wyciągnąć od niego informacje o nim podstępem.

Turtle PW
17 grudnia 2016, 10:21
Kiedy wszyscy skupili się na głupich docinkach, oszust wykorzystał chwilę i przemknął do młyna. Wszystko było tak jak to zostawili, może parę drobiazgów uległo zmianie i ich nie widział. Kiedy znalazł się w środku, Słońce zaczęło przyspieszać i momentalnie zapadła noc.
-Co do...- Cuervo był zmieszany, zdezorientowany i co tam jeszcze jest.
Zanim jego oczy przyzwyczaiły się do mroku, postać siedząca na miejscu Mamci wzieła się za wyjaśnianie tego co się stało. O ile da się to wyjaśnić. Nieznajomy się przedstawił i mówił coś o pułapce czasowej, którą to stworzył by się chronić. Zasugerował też nocleg. Miło z jego strony.
-Eeee... Dobra, zostanę ale zapytam o dwie rzeczy, mogę? Więc tak, skoro potrafisz naginać czas to czemu boisz się, że jakiś wieśniak Tobie zagraża? I czy nie widziałeś przypadkiem słoika z cukierkami?

Nitj'sefni PW
17 grudnia 2016, 10:54
Zupełnie znikąd pojawił się człowiek w czarnym płaszczu. Shadalowi wydawało się, że już gdzieś go widział.
Wygląda jak ten facet, który zabił Kurtza. Jaka jest szansa, że to ten sam? Ilu wysokich mężczyzn w czarnych płaszczach zachodzących co jakiś czas do młyna można spotkać w okolicy Listmoor? Pewnie niewielu. Jeśli to ten sam, to mam nadzieję, że mnie nie rozpozna.
Shadal rozejrzał się po podłodze ganku w poszukiwaniu czegoś, co Kurtz tu niedawno upuścił.
Jest.
Młot leżał za plecami Shadala jakiś metr od łóżka. Mężczyzna delikatnie pochylił się do tyłu i wyciągnął rękę po młot. Tak na wszelki wypadek. Miał nadzieję, że w półmroku ciężko będzie dostrzec jego ruch.

Matheo PW
17 grudnia 2016, 18:20
Poszło źle. Wręcz tragicznie. Wszystkie spojrzenia kierowały się na niego. Na domiar złego były to spojrzenia nienawistne i wrogie.
- Nawet na mnie nie patrz. Mówiłeś, że nie będę ci potrzebny. - Oznajmił głos dochodzący znikąd.
- Skąd miałem wiedzieć, że sprawy się skomplikują? - Odparł Darion.
- Humor nie opuszcza cię nawet w obliczu śmierci. Kiedy ty ostatnio nie wpadłeś w tarapaty? Kiedy ostatnio coś ci poszło po twojej myśli? Twoje życie ciągle się komplikuje, a Ty wybitnie mu w tym pomagasz. - Kontynuowała nicość.
Obrzydliwie wyglądająca porcja brunatno-zółtej flegmy wylądowała pod stopami Dariona. Nadawcą wiadomości był herszt barbarzyńców, który właśnie rozpoczął nieco przydługi, pełen gróźb i obelg monolog.
- Nie czas na zgryzoty. Zaczynaj. - Polecił Darion.
- Zmieniasz zdanie jak panienka na wydaniu. Miałeś nie prosić mnie o pomoc. - Odparł obywatel zaświatów.
Herszt zadeptał tlącego się jeszcze peta, marnując co najmniej trzy buchy. Z pewnością był przy kasie, bo mało kogo stać na takie marnotrawstwo. Następnie przeciągnął palcem po szyi, co uruchomiło szczątkowe ilości szarych komórek, jakie uchowały się w mózgownicach trójki podległych mu oprychów. Ruszyli na niego z wyszczerbioną maczetą, obtłuczoną pałką i brudnymi widłami.
- Jeśli zginę w tak marny sposób, nie dam ci spokoju. - Oznajmił Darion.
- No dobra. - Odparł Duch. - Zaczynam.
Lepiso zmaterializował się na oczach oprawców, po czym przeleciał za plecy Dariona i wniknął w jego ciało. Nekromanta znieruchomiał. Jego naszyjnik rozbłysł, powiększył się znacząco tworząc kręgi wokół Dariona. Jego oczy otoczyło coś w rodzaj mgły. Częściowo przypominało to płomienie. W każdym razie wyglądało przerażająco. Świadczyły o tym miny bandytów, którzy zastygli w bezruchu.
- Odejdźcie pukim dobry! - Zawołał Darion głosem... w sumie były to głosy. Kilka tonów nakładających się na siebie. Podziałało. Oprychy zwątpiły w swe możliwości i zastanawiały się nad odwrotem. Duch jak zwykle nie mógł się powstrzymać i zapytał:
- A gdybym im teraz powiedział, że nie masz już many?

Nicolai PW
17 grudnia 2016, 19:05
NicolaiNicolaiIrhak i głodomory


- Falbany i kryzy? - Fabio spojrzał na Merrana jak na głupka. - A widziałeś kiedyś kułaku kryzę w delii!? No, ale dobra… nasz klient, nasz pan... - Elf rzucił okiem na kartkę z rysunkami. - Brzydkie, niepraktyczne i ogólnie kiepskie. Ja tego nie uszyję... - Ocenił bez cienia entuzjazmu. - Quido! - Zawołał z zaplecza swojego czeladnika z zaplecza. Quido był pulchnym krasnoludem z chłopięcą twarzą kontrastującą z jego mysią brodą. Ubrany był całkiem gustownie. Miał zielony dublet, a na niego narzucona czarna bekiesza, do tego czarne pumpy i
- O co chodzi? - Spytał falsetem.
- Uszyjesz mu… to. - Pankrac odpowiedział wskazując z niesmakiem na rysunki Merrana.

===

Krasnolud starał się jak mógł, ale strój nie wyszedł mu tak dobrze jak na rysunku. Wszak dopiero się uczył. Jednak całość była całkiem estetyczna i praktyczna, tak jak Merran chciał.
- Masz Quido talent. - Stwierdził elf widząc efekt jego pracy założony na zaklinacza. - Poradziłeś sobie z tym beznadziejnym wzorcem... - Potem przyszła pora na opłaty. Fabio cenił swoje wyroby, nawet jeśli robili je jego uczniowie. Komplet kosztował Merrana wszystkie jego oszczędności, włącznie z tym co dała mu Jezebeth.

===

Zaklinacz w końcu wyruszył w drogę. Tak jak Mamcia zażądziła, Gubi był jego przewodnikiem. Wprawdzie jego znajomość terenu była nieco nieaktualna ze względu na lata spędzone w kufrze, ale jego orientacja przestrzenna pozostawała bez zarzutu. Hasał na czworaka na przełaj przez pola i lasy, ciągnąć za sobą zaklinacza. Chciał skrótami nadrobić statę jaką mieli wobec siepaczy Farkasa.
- Gubi wie jak iść... - Brzydal wskazał na znajdujący się przed nimi wąwóz. - Szczeliną szybciej. Szczeliną nadgonimy. - Weszli w wąski jar i szli nim dłuższą chwilę. Jednak od początku mieli dziwne uczucie jakby byli obserwowani. Do tego co chwila migały im kontury, które dostrzegali kątem oka. Jednak nie byli w stanie stwierdzić czy są one ludzkie, zwierzęce czy może jeszcze jakie inne... aż do momentu kiedy stanęli z nimi twarzą w twarz.

Coś łupnęło za nimi. Obejrzeli się i okazało się, że drogę powrotną zagrodziły im wielkie głazy. Kiedy spojrzeli z powrotem przed siebie to pojawiła się tam dwójka ogrów. Karmazynowi Czarodzieje zwykli nazywać tę rasę wstępną wersją orków. Są od nich silniejsze, ale także znacznie głupsze. Do tego mają charakterystyczną skórę w kolorze zielonym. Nie powstało zbyt wielu ogrów i nie było ich widać od bardzo dawna, przez co uważano ich za wymarłych. Jednak Merran stał przed duetem dowodów na to, że jest inaczej.
- Bam… mić ylf i e… e… cóś. - Odezwał się jeden z ogrów.
- Bum… to je e… e… człewik? - Odpowiedział mu drugi.
- Wy wybieroć… beć jedzynie czy doć jedzynie. - Pierwszy wskazał swoim pulchnym paluchem na Gubiego i Merrana. Zaklinacz zaczął żałować, że wszystkie pieniądze zainwestował w ubrania i nawet nie pomyślał o prowiancie czy innych rzeczach, które mogą przydać się w drodze.

XelacientXelacientTurtle, Nijt`sefni i kolekcjonowanie broni


Shadal sięgnął po młot, mimo dobrych chęci przy unoszeniu broni zaszurał zwieńczeniem o podłogę. Ponadto mimo, iż cała jego sylwetka niknęła w mroku to błysk metalowej części młota był doskonale widoczny dla Cuervo. Cóż, przynajmniej Shadal miał pewność, że poprzedni właściciel dbał o swoją broń. Zresztą biorąc ją w ręce i przyciskając do siebie poczuł dziwną pewność siebie, jakby już to robił wielokrotnie.


- Czy ja się boję? - zapytał się Drekar absolutnie ignorując szuranie bronią - raczej staram się unikać jakiegokolwiek ryzyka, tym bardziej, że przez ostatnie parę godzin byłem zajęty… delikatnym rytuałem wymagającego wielkiego skupienia, toteż zwyczajnie nie chciałem, by ktokolwiek mi przeszkodził… dla dobra mojego towarzysza - dodał wymownie wskazując na Shadala - co do słoika z cukierkami, to jest w tamtym kącie - dodał niedbale wymachując ręką w mroku - dosyć ciekawa rzecz muszę przyznać, ale możesz mi powiedzieć na co Ci ten skażony demoniczną magią artefakt? - spytał podejrzliwie na koniec

XelacientXelacientFelag kontra wnerwiony dziad


- Bo co? Nie możesz się doczekać, aż opowiesz mu co ujrzałeś? - odwarknął weteran agresywnie przeciskając się przez zgromadzony tłum, to, że lisz za nim podążał bynajmniej nie poprawiało mu nastroju. No cóż, nekromanta w swoim życiu raczej nie poświęcił zbyt wiele czasu sztuce perswazji. Jednak podążając za wojownikiem mógł przemyśleć jeszcze raz co ujrzał. Wszystko co ujrzał było obrazami wdzianymi czyimiś oczami, prawdopodobnie samego Sianosieja, co oznaczałoby, że kiedyś miał zostać przerobiony na ghula... albo nim się jakoś stał. W końcu przecisnęli się przez tłum i doszli pod sam mur miejski, wtedy weteran dusząc w sobie złość walnął swoją okutą pięścią w ścianę, odłupał przy tym kawałek kamienia.

- Czego jeszcze chcesz? - odwarknął w końcu - czy tak długo jesteś liszem, że aż zapomniałeś, że grzebanie w cudzym umyśle to gorszy występek niż grzebanie w cudzej sakwie? - dodał wymachując rękoma - tolerowałem to kim jesteś, a nawet to, że masz swoich martwych niewolników, ale czegoś takiego znosić nie zamierzam - dodał zaciskając pięści, lisz poczuł jakiś dziwny chłód wokół niego, ale nie miał pewności czy jego przytępiony zmysły go zwyczajnie nie zwodzą. Przynajmniej tyle dobrego, że w końcu weteran się opamiętał.

- No dobra... umówmy się tak, powiesz mi co wiedziałeś... albo nie, lepiej nie mów, po prostu mi przysięgnij, że nikomu o tym nie powiesz... i że nie będziesz więcej grzebał w moim umyśle... albo Bliska, chociaż w jego umyśle to chyba tylko pustkę można znaleźć - gorzko zażartował po czym sucho się zaśmiał, minimalnie poprawiło mu to nastrój.

- Mam pomysł - dodał po chwili sięgając po woreczek w którym trzymał tytoń do żucia - skoro już sie czegoś dowiedziałeś o mnie, to teraz w ramach rekompensaty ja chce sie czegoś dowiedzieć o Tobie... powiedz mi... skąd masz swojego ghula? - zapytał powoli żując suszone liście.

Drwal PW
17 grudnia 2016, 21:27
Rufete biegł coraz szybciej i szybciej. Nigdy nie był ani dobrym sprinterem ani długodystansowcem. Od grupy pościgowej dzieliła go spora odległość, ale z każdym oddechem wyraźnie się zmniejszała. - Nie dam rady, te stwory są za szybkie, musiały dostawać baty niczym konie wyścigowe. Trzeba szybko główkować, w końcu jesteś tym cholernym Czarnoksiężnikiem, pochodzącym z dobrego rodu. - pomyślał. Zatrzymał się. Serce zaczęło mu bić coraz mocniej, a przecież był i tak po biegu. Myśli przychodziło mu wiele: nauki Wujka Eliasa o logice, zaklęcia, których uczą dzieci, a nawet wiejska kobieta kąpiąca się w stawie. - eh, praca pod presją nie jest moją mocną stroną. Nagle coś go olśniło. - Agonia, psia mać, Agonia. Zawsze byłem w tym dobry.
Rzeczywiście Rufete zwykle dobrze radził sobie z tym zaklęciem. Kiedyś w wieku 15 lat tak osłabił wuja Pipina, że ten zapadł w sen zimowy. A trzeba dodać, że zwykle spał maksymalnie po 6 godzin na dobę, a to i tak musiał wcześniej wypić sporo północnego rumu. Zresztą wiele razy wołano go o pomoc, by używać Agonii w stosunku do hodowanych świń nordyckich. Chłopi mieli problemy z zabiciem tych zwierząt, gdyż był to gatunek dużo większy i silniejszy niż tradycyjne świnie. Ogłoszenie młotkiem nie zawsze więc było łatwą opcją.

Rufete postanowił znaleźć kawałek odpowiedniego miejsca. Miał sporo szczęścia. Obok niego rósł wielki dąb, w którym było sporo miejsca, by się ukryć. Wróg biegł już w jego stronę. Było to słychać...czuć...Pimpong ze strachu wspiął się na sam szczyt drzewa. Rufete był gotowy. Napiał swoje wyrobione na ćwiczeniach z konarami mięśnie ramion i w idealnym momencie rzucił zaklęcie. Teraz pozostawało wykorzystać to i w nogi...

Belegor PW
17 grudnia 2016, 21:58
Abarai również się zaczerwienił, kiedy było wspomniane o wczorajszej nocy. Zrozumiał jedno:
~Czyli to się na pewno wydarzy, ale czy to będzie owoc wczorajszego stosunku, czy może po prostu późniejszego w przyszłości? Kto wie...~
Nagle Hikume powiedziała jak ma mieć na imię dziecko i kto związku z tym ma być ojcem chrzestnym. Abarai złapał się załamany za twarz:
~Regen? Regen?! On ma być ojcem chrzestnym mojego pierworodnego syna? Co jeszcze?! Może jeszcze Diavolo go ochrzci co?!~
Naga zauważyła podobną reakcję u zielarki. Widać było, że nie tylko on uważał Regena za kogoś, komu nie powinien zaufać.
Kiedy Regen zaproponował wieczór kawalerski w Gustaffa wszedł nowy duch. Tymczasem Abarai odpowiedział Hikume:
- Jeśli jednak urodzi się córka to będzie miała na imię Hinata i jej ojcem chrzestnym będzie...
Wówczas Gustaff zapytał o rodzinę i kogo chciał zaprosić. Abarai zaciął się. W głowie pojawiły się obrazy masakry, ucieczki i poświęcenia dziadka. Odpowiedział po czasie:
- Mamy tylko siebie.....nikogo innego. Jeśli mam kogoś zaprosić to Mędrca ze Wzgórza. Wczoraj odbyłem z nim....poruszającą rozmowę.
strona: 1 - 2 - 3 ... 11 - 12 - 13 ... 17 - 18 - 19
temat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel