Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Po cmentarzu włóczy się:
   Andruids
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Nieznane Opowieścitemat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear
komnata: Nieznane Opowieści
strona: 1 - 2 - 3 ... 10 - 11 - 12 ... 17 - 18 - 19

Irhak PW
10 grudnia 2016, 19:24
Odetchnął kiedy skrzynia nie ożyła i nie rzuciła się na niego. Nic gorszego nie może się zdarzyć, pomyślał. Niestety się mylił. W środku był zamknięty jakiś łysawy starzec. W dodatku śmierdział gorzej od Mamci. Chwila, czy on właśnie powiedział, że zabawiał się z Mamcią?

- Uspokój się - warknął i posadził go z powrotem w skrzyni. - Jeszcze nie zdecydowałem. Przekonaj mnie - rozkazał. - Kim jest ta cała Mamcia, Zła Pani? Kim ona jest tak naprawdę?

Pewnie po wszystkim i tak wpakuje go z powrotem do skrzyni. Jaki miałby pożytek z tej chudziny? Wydawał się poważnie nijaki. No może z wyjątkiem jego wyjątkowej żywiołowości.

- I kim ty jesteś?

Xelacient PW
10 grudnia 2016, 22:47
Belbruga obdarzyła towarzysza ciepłym, acz zmęczonym uśmiechem.

- Dzięki Bart, doceniam, ale teraz chodźmy... od razu, tą runę gdzieś mi po drodze przymocujesz, bo wiesz... jeszcze nasi "towarzysze" ją zobaczą i niewiadomo co sobie pomyślą - dodała półgębkiem.

Brimstone wydawał się mniej lub bardziej z jej odpowiedzią zgadzać, toteż tylko kiwnął głową. Wtedy krasnoludka widząc, że nienzajomy brodacz zlazł z jej kucyka gwizdnęła na palcach (zdrowej ręki) ręki na klacz. Ta niezbyt się spiesząc podtruchtała do niej. Znawca koni z pewnością zainteresowałby się tym, że czworonóg absolutnie nie przejął się obecnością świeżych trucheł wilczurów... i mniej świeżych trucheł brodaczy.

- No Kalarepa - zaczęła lekko karcącym tonem - to sobie zrobiłaś wycieczkę, a tak w ogóle coś ty dzisiaj w tak dobrym nastroju, że obcych wozisz? W stajni spotkałaś jurnego ogiera, hę? No już dobrze, dobrze... wszytko w porządku ze mną - dodała przybierając łagodniejszy ton, gdy Kalarepa zainteresowała się jej raną - tylko będę potrzebowała twojej pomocy, dawaj grzbieta! - rzekła klepiąc ją po szyi.

Wtedy klacz przyklękła, dzięki czemu Złotosrebrna pomimo kontuzji samodzielnie usiadła na siodle, dopiero wtedy jej wierzchowiec wstał do normalnej pozycji.

- No to co? - zwróciła się do towarzystwa - ruszamy?

Nitj'sefni PW
10 grudnia 2016, 23:05
Kurtz obudził się zupełnie nagle i usiadł na łóżku. Ze zdziwieniem złapał się za gardło, ale po ranie nie został nawet ślad. Co tu się dzieje? Czy to był sen?
Czuł się dziwnie zmęczony, chociaż wyglądało na to, że dopiero się przebudził. Pod czaszką kłębiło mu się mnóstwo myśli, choć niektóre chyba nie należały do niego. Sięgnął wgłąb pamięci i przypomniał sobie rzeczy, które nie miały prawa się wydarzyć. Przypomniał sobie jak pił miód prosto z beczki, a dookoła niego wiwatowała banda kranoludów. Działo się to w sporej kamiennej sali oświetlonej pochodniami. Kiedy to było? Takie coś przecież nie miało miejsca. Przypomniał sobie jakąś dziwną historię o szewcu, który zabił smoka i kilka innych historii. Przypomniał sobie, że siedział zamknięty w ciasnej, śmierdzącej tanim winem butelce. I wreszcie przypomniał sobie jak sztylet przebijał jego szyję, klinując się między chrząstkami krtani. Przez chwilę zwątpił w to kim jest.
Nazywam się Kurtz... albo Shadal. Chociaż nie. Przecież moja krasnoludzka matka nadała mi imię Gunnar, po dziadku. Spojrzał na swoje ręce, jakby widział je po raz pierwszy - Przecież ja nie jestem krasnoludem... Czyli Shadal? Nie doceniłem tych ziół od Dirma. Muszę znaleźć sobie nowego dilera. Mimo natłoku niepasujących do siebie wspomnień, część jego umysłu była dziwnie pusta, jakby otworzyła się tam wyrwa. Nigdy nie był zbyt dobry w magii (a może był...), ale kiedy się skupił, potrafił wyczuć bijącą z tej dziury moc. Dziwnie mroczną moc zamkniętą w części jego własnego umysłu.
Mężczyzna rozejrzał się po pomieszczeniu.
Gdyby nie blask wydobywający się z blaszanego pieca, byłoby tam zupełnie ciemno. Na piecu stał garnek, w którym coś się gotowało. W półmroku Shadal (A nie Kurtz?) dostrzegł siedzącą obok postać. Był to siwy mężczyzna w długim skórzanym płaszczu obwieszonym książkami i zwojami. Wydał mu się znajomy. Z niewiadomych powodów kojarzył się Kurtzowi (A nie Gunnarowi?) z zapachem pryty.
- Obudziłeś się? - stwierdził tajemniczy jegomość- Dobrze, opowiesz mi jak się czujesz? Czeka nas długa i niełatwa rozmowa, ale noc jest jeszcze młoda, herbatki z żeń-szenia? Bardzo dobrze wpływa na pamięć i koncentrację!
- Bardzo chętnie... - powiedział zdezorientowany bandyta - Przy okazji musisz mi wyjaśnić kilka kwestii. Skąd się tu wziąłem? Kim jesteś? Jesteśmy daleko od Listmoor? A i przy okazji - nie wiesz może jak ja się nazywam?

Kammer PW
11 grudnia 2016, 01:05
Fineus podniósł palec do góry:
- Tak po prawdzie… to ja jestem ze Srebrnych Miast… Co nieco się tam uczyłem i tak dalej, tak gwoli ścisłości.
Potem było miażdżenie Keks-Keksa przez Wielkiego Mistrza, co Fineusa zaciekawiło. Czyżby Mistrz był naprawdę tak ważną personą, że może warto byłoby się z nim zgadać? W końcu to zawsze byłby dodatkowy sojusznik, a tacy często są na wagę złota. No i wpływy w kościele Elratha byłyby z pewnością przydatne. Jedyną wadą byłaby jego dość zaawansowana znajomość magii mroku, będzie musiał ją jakoś ukrywać. Ale! Przecież Mistrzu mówił, że przydałby im się ktoś utalentowany, z rozeznaniem i dobrym osądem. A kto miałby lepsze rozeznanie na temat mrocznej magii od kogoś, kto ją przecież zgłębiał? No i Fineus był w końcu uczniem Markala, to też dawało mu pewną wiedzę o nekromantach, która mogłaby być przydatna w zwalczaniu ich… jeśli zaszłaby potrzeba. A może… może nawet poznałby parę sekretów magii światła? Jeżeli miałby być kapłanem, to… to wydawałoby się być jak najbardziej logiczne i zrozumiałe. I jakoś pogodzi w sobie pierwiastki światła i mroku. Dlaczego miałoby się to nie udać?

Dał się odprowadzić Kowalskowi do zakrystii i się zamyślił. Wypadałoby się jakoś ubrać. Zaczął grzebać w szafach kapłanów, ale niezbyt dało się tam znaleźć coś… dobrego. Wszystkie ubrania były niemożebnie wydęte, w zakonie musieli nieźle karmić, przez co po prostu źle leżały na Fineusie. Niby mógł się poobwiązywać paskami, ale w tym celu wyglądałby jak baleron. Chyba ostatecznie będzie musiał wystąpić w swojej szacie, no trudno. Obejrzał się krytycznie w lustrze i niestety znalazł sporo plamek od wina, błota i sam-nie-chciał-wiedzieć-czego. Trzeba było to jakoś ukryć. Ale najpierw sięgnął po brzytwę i się ogolił. Miło było po tylu dniach tułaczki i spania po krzakach mieć kontakt z gorą… ciepł… letnią wodą i mydłem. Nie było źle, ale wypadałoby znaleźć jakiegoś balwierza.
Przetarł ręką po twarzy, tak, to go ocuciło. Dalej… wziął się za drapowanie swej szaty. Nieco mu zeszło na tym, ale osiągnął swój efekt przynajmniej częściowo, szata wyglądała gustownie i nie raziła po oczach dziwnymi plamami. Znalazł nawet w garderobie ładną błękitną stułę, rozwinął ją i założył, teraz więcej niefajnych detali zniknęło. Co na głowę, co na głowę… w kapturze iść jakoś tak nie wypada. Ale za to wykopał szary biret z niebieskim pomponem, tak, to było… gustowne. Minusem było to, że biret był lekko za duży i się przekrzywiał na głowie, ale to była cena, którą był gotów zapłacić. Jeszcze się w pasie przewiązał szarym sznurem i był gotów. Jeszcze się przeszedł po zakrystii i wziął od młodej zakrystianki parę kęsów nawet ciepłej strawy. Był w końcu kapłanem, należało mu się! Resztę czasu przed mszą spędził czytając i przypominając sobie, kim w ogóle był ten święty Marian.

---

Ale oto i nadeszła godzina zero i pora na wygłoszenie kazania. Z chaotycznie zebranych informacji wynikało, że święty Marian był jakimś rycerzem, który polazł w misji ratowania Izabeli do Sheoghu, gdzie to swą męczeńską śmiercią doprowadził do uwolnienia jej duszy z plugawych kajdan. Urocze.
Ruszył do pulpitu, ale drogę przeciął mu ministrant. Machający kadzidłem na prawo i lewo. Fineus spiorunował go wzrokiem, aż ten się skulił i dał w długą. No, przynajmniej tyle. Stanął przy pulpicie i zmierzył wzrokiem widownię. A przynajmniej spróbował, bo jakże wspaniale umieszczone kandelabry rzucały światło, które po prostu raziły go w oczy, patrzenie na zgromadzonych było cokolwiek… utrudnione. Wyciągnął zza pazuchy kilka stron notatek na temat świętego, odchrząknął, odkaszlnął, znów odchrząknął.

- KIM BYŁ ŚWIĘTY MARIAN? – zaczął z grubej rury – Grzesznikiem! – zawołał na całą katedrę – Zaprawdę, powiadam wam, grzesznikiem był. Był włóczęgą, podróżował po traktach, nie miał stałego miejsca pobytu! – zrobił krótką przerwę – Ale pewnego dnia, powtarzam, pewnego dnia! Miał wizję. We śnie objawiła mu się królowa Izabela, powtarzam, królowa Izabela. I rzekła, że jego przeznaczeniem jest dokonanie chwalebnego czynu, jego przeznaczeniem jest zstąpić na samo dno piekieł i dokonać tam cudu! A zatem Marian, święty Marian, porzucił swych towarzyszy i ruszył do stolicy! Tam najął się do straceńczych wojsk i ruszył z krucjatą do piekła, by uratować swą królową. – zrobił sobie przerwę na zaczerpniecie oddechu, żałował, że nie wziął czegoś na zwilżenie gardła – Święty Marian dokonał chwalebnego czynu! Porzucił swe dotychczasowe życie, zaprzestał taplania się w grzechu i poświęcił swe życie służbie i pracy ku większemu dobru! Święty Marian uczy nas, że każdy żyje w grzechu, ale że i każdy może wyrzec się swego grzechu, odrzucić go i oddać się zbawiennej pracy! I to jest właśnie to, czego potrzebujemy! – Z podekscytowania aż podniósł ręce nad głowę strącając biret z głowy – Po niedawnej wojnie nasz kraj potrzebuje odbudowy. Potrzebuje solidnej pracy, zdecydowanych działań i oddanych serc! Dlatego winniśmy odrzucić lęk przez przyszłością i złe emocje, a skupić się na kolektywnej pracy! I z politowaniem patrzeć w twarz śmierci, powtarzam, z politowaniem patrzeć w twarz śmierci! Istota słusznie postępująca nie ma się czego bać po śmierci, gdyż czeka na nią wyłącznie nagroda! Ale najpierw trzeba sobie na nią zasłużyć! Święty Marian oddał swe życie, gdy dowiedział się, że dzięki temu Izabela odzyska wolność – zrobił kolejną przerwę – A wy? Jak wiele jesteście w stanie poświęcić? Jak wiele jesteście w stanie poświęcić dla innych? W jakim stopniu możecie spłacić swój dług wobec świętego Mariana, bez którego to ofiary nie moglibyśmy dziś tu stać?

Turtle PW
11 grudnia 2016, 11:18
-Werdykt należy do mnie - odparła z godnością czarodziejka - a towarzystwo szczerych ludzi jest mi zawsze miłe - dodała- tym bardziej, że w okolicy szaleje feniks, lepiej trzymać się razem, przynajmniej póki “nasz” zwiad nie wróci.- ledwie Saedra skończyła mówić, a wszyscy zaczeli zapewniać, że feniks jest martwy. Nagle czarodziejka zasłabła, cały jej orszak wpadł w panikę.
Wybaczcie - zaczęła powstając - nagła emisja magii pierwotnej czytałam, że coś takiego towarzyszyć śmierci feniksa, ale nie sądziłam, że to będzie tak silne…
- Zatem feniks jest martwy? - zapytał giermek
- Nie do końca… ciągle może się odrodzić- sprostowała czarodziejka
- Frygha wraca - oznajmiła nagle ta sama harpia co poprzednio.
Kiedy zwiad dotarł i streścił rozwój wydarzeń, coś o jakiejś Pustce. Dla oszusta niewiele to znaczyło. Wszak magia to magia i tyle.
- Nieważne, jeśli feniks został pokonany to nie ma po co tutaj stać, a jeśli wciąż stanowi zagrożenie to tym bardziej musimy tam ruszać - rozkazała Saedra swoim sługom.
- Nam Sianosiej kazał czekać - odparł Blisk - a jak nam kazał czekać to poczekamy prawda Juan? - rzekł giermek zwracając się do oszusta.
- Może jednak pójdziemy? - wtrącił Narik - będziemy trzymać się z tyłu to nic nam się nie powinno stać, a i tak będziemy musieli przejść przez tą wioskę, prawda?
- Mówiłem, że decyzja należy do czarodziejki więc skoro Saedra mówi, że idziemy to ja dotrzymam słowa- Cuervo mówił to raczej do siebie- A poza tym Blisk, czy rycerzowi wypada zostawiać damę? Pewnie Sianosiej też już jedzie do Listmoor, więc my też powinniśmy ruszać.- zanim skończył mówić szedł w kierunku który wydawał mu się najlepszy.
-Hmmm.. Może by sobie umilić podróż piosenką?- mruknął sam do siebie, po czym spojrzał na piękną czarodziejkę.-
Nie, lepiej nie...

Belegor PW
11 grudnia 2016, 15:13
Mój umysł mówił nie, ale moje ciało...moje ciało...powiedziało TAK!!
Tak mógłby skwitować całą sytuację Abarai. Planował być tym trzeźwiejszym, ale nie przeliczył się. Jego umysł nagle się wyłączył i była jedynie przyjemność. Ciężko oddychał, po tym jak opuścił Hikume. Nagle usłyszał klaskanie i irytujący głos Regena. Stał on bezczelnie przy progu i się uśmiechał.
~Hentai-no baka~
Przemknęło jedynie przez myśl Abaraiowi gdy nagle poczuł ugryzienie....w jego katanę.
Regen zaśmiał się, zaś Abarai niemal stanął chwytając się za obolałe miejsce. Spojrzał nienawistnie na Regena i jeśli zdołał ogonem trzasnął drzwiami tak by Regen jeszcze dostał w swoją twarz. Jeśli nie natychmiast wstał z łóżka i zaczął szukać czegoś na uśmierzenia bólu.

Garett PW
11 grudnia 2016, 15:33
-Także ten... Mam zawołać uzdrowicielkę żeby wyssała jad, czy ma to zrobić Bubu ze swoją leczniczą śliną? - zachichotał Regen.

Bychu PW
11 grudnia 2016, 18:25
Diuck spojrzał na jajo. Było duże. Dio poklepał je. Kurt spojrzał na niego.
- Eeee, że mam to niby tak dźwigać sam jak debil? Ja wiem, że giermek to ma robić, a nie się obijać, ale Panie drogi, szanujmy się, co? Podrapał się po głowie. Wpadł na pomysł!
- To może nich mi Prawak z Lewakiem pomogą. Bo taki giermek, to też musi sobie jakoś radzić i ułatwiać życie sobie i rycerzowi, a nie utrudniać, mam rację? - powiedział, po czym uśmiechnął się, nie miał najmniejszej ochoty taszczyć jaja samodzielnie.

Nicolai PW
11 grudnia 2016, 18:27
NicolaiNicolaiIrhak i wspominki


- Kim jest Gubi? Gubi jest Gubi... - Mówiąc to cherlak wspiął się Merranowi na ramię i usiadł na nim jak papuga pirata. Dodatkowo schwycił się za jego głowę, by nie spaść. - Mamcia? Kto Mamcia? A… Zła Pani. Zła Pani jest zła i jest pani, więc jest Zła Pani. - Odpowiedział niczym pijak tłumaczący, że tanie wina są dobre, bo są tanie i dobre. - Zła Pani jest wiedźma, ona czaruje, a moc do zaklęć daje zły robak spod ziemi. Wielki Zły Robak - Narysował w powietrzu tak duży okrąg jak tylko mógł, by pokazać jak wielki jest Wielki Zły Robak. - Zła Pani wykorzystuje dla własnych korzyści. I własnej uciechy. Ona najpierw miła i pomocna, a potem cabs! - Gubi zrobił ręką gest łapania czegoś w garść. - … i ładuje do kufra. A właśnie... jak długo Gubi w kufrze? Który rok? I gdzie jest Gubi? Pewnie daleko od Gniazda.

- Jesteś cały czas w Listmoor, a Sokolego Gniazda nie odbudowali. - Dopiero w tym momencie Merran dostrzegł Mamcię podsłuchującą od jakiegoś czasu. Gubi schował się z przerażenia za plecami Merrana.
- Jak to nie odbudowali? - Spytał drżącym głosem. - Ona mówiła, że odbudują.
- Okłamała Cię… cały czas Cię okłamywała. - Starowinka powiedziała gniewnym tonem i zataiła fakt, że głównym powodem, dla którego dawna stolica jest obecnie ruiną była Wojna Domowa, która wybuchła po fiasku Konklawe.
- Nieprawda! Nieprawda! - Gubi krzyczał. - Ona kochała Gubiego, naprawdę! - Słysząc to Mamcia parskła śmiechem.
- Spójrz prawdzie w oczy Ty niedojdo, ona była westalką nasłaną na Ciebie przez Księcia Iwana, by dotrzeć do mnie. - Twarz Starowniki znowu zmieniła się, ale tym razem nie na ułamek sekundy, ale aż do końca rozmowy. Czerwone oczy i ostre rysy twarzy, ona nie mogła być człowiekiem. - Wiedziałeś, że wrócę i się zemszczę, więc ukryłeś się w Listmoor. Musiałam zapłacić ogromną cenę za możliwość zemszczenia się, ale warto było… Warto było przelać tyle krwi i many za możliwość powrotu. Warto było patrzeć jak zakładasz rodzinę i układasz sobie życie, by w jednym momencie Ci to wszystko zabrać... - Gubi drżąc zmoczył się na plecy Merrana.

NicolaiNicolaiKammer spowiednik


- Grzesznikiem!? - Marych aż wstał kiedy usłyszał takie określenie wymierzone w swojego ulubionego świętego. Jednak piorunujące spojrzenie Wielkiego Mistrza zdemotywowało go do dalszego wyrażania swego sprzeciwu. Usiadł więc z pokorą i wysłuchał dalej kazania, a potem zrozumiał co Fineus chciał przekazać i aż się cały zaczerwienił ze wstydu.

Dalszą część nabożeństwa uświetniły pieśni religijne. Najbardziej wróżbicie spodobało się jak piękna ministrantka śpiewała o Elracie ”Bo całe moje życie to Ty”. Acz nie mógł określić czy bardziej podoba mu się wykonanie czy wykonawca. W sumie to jego będzie obowiązywać celibat? Chyba powinien, ale skoro Bracia Gorliwi to schizmatycy to może jednak nie? Postawa Keks-Keksa zdawała się potwierdzać tezę jakoby to akurat tutaj nie obowiązywało, ale czy napewno?

Po mszy wróżbita udał się do zakrystii i nawet nie zdążył się przebrać, bo wpadł Kowalsk i padł mu do kolan.
- Bracie Fineusie, wyspowiadaj mnie. - Wystękał tonem pełnym żalu. - Zgrzeszyłem przeciwko Tobie… i Marianowi Męczennikowi… więc jako, że ten drugi jest poza naszym zasięgiem to Ty musisz nadać mi pokutę. Zwątpiłem w Twe kazanie nim je na dobre zacząłeś. Jaką karę na mnie za to nałożysz?

NicolaiNicolaiBelek i bardzo niezręczny poranek


- Przepraszam, moja wina! - Powiedziała przerażona Hikume i klęknęła do katany Abaraia, by wyssać z niej cały jad. Jak zwykle przy tego typu procedurach bywa, nie tylko toksynę z niego wydostała. Wprawdzie było to krępujące, bo Regen stał i wszystko oglądał, ale z drugiej Samuraj czuł się tak błogo i rozkosznie, że prawie w ogóle mu jego obecność nie przeszkadzała.

Po udanym “wyleczeniu” Abaraia, Hikume najzwyczajniej w świecie zasnęła, tak ją wymęczyła gimnastyka z senpaiem. Regen nie mając już co oglądać wyszedł z pokoju zostawiając Abaraia samego ze swoją kochanką. Acz dla niego dzień był jeszcze cięższy, bo nie tylko z kapłanką trenował, ale i Mukao, więc zanim się spostrzegł zasnął na jędrnej piersi towarzyszki.

Następnego ranka

- Na łagodne fale Shalassy! - Przeraźliwy krzyk Hikume zbudził Abaraia. - Co się stało!? Czemu leżymy razem w łóżku!? Zaraz… my jesteśmy goli!? - Kapłanka zaczęła szlochać. - I czy to lepkie na mnie to jest to co mi się wydaje? - Hikume odepchnęła Samuraja i aż spłonęła ze wstydu.

XelacientXelacientNitj i pogadanki przy herbacie


- Czujesz się zagubiony i nie wiesz kim jesteś - odparł mu człowiek - to dobrze, bo możesz mi wierzyć, masz ku temu pełne prawo… cóż, od czego tu zacząć mój nieboraku, a tak… nazywam się Drekar Ooal Gown i jestem… nihilomantą, czyli kimś kto igra z mocami pustki, najbardziej niebezpieczną mocą jaka istnieje - ciągnął parząc herbatę - jest gorsza niż wszelkie inne rodzaje magii. Przez nią można stracić nie tylko zdrowie i życie, ale można utracić wspomnienia, a nawet zostać wymazanym z pamięci innych istot. Co do ciebie, ty również jesteś nihilomantą, masz na imię Szpadel... Shadal… albo może Shedal? - zaczął się zastanawiać drapiąc po brodzie - tak czy siak byłeś elfem, który popełnił błąd przy korzystaniu z magii pustki, a ta zabrała wszytkie twoje wspomnienia, zniszczyła całą twoją wiedzę, a na końcu wymazała ciebie z umysłów tych, którzy kiedykolwiek ciebie znali. Miałeś szczęście, że byłem wtedy na tyle blisko, by poczuć emanację pustki i ruszyć ci na pomoc. Znalazłem twoją wyekstrachowaną ze wszystkiego duszę i Ci pomogłem. Znalazłem ciało jakiegoś bandyty, było niezbyt uszkodzone, toteż bez trudu zaginając upływ czasu udało mi się je naprawić i wtłoczyć twoją dusze do niego, ponadto samemu bandycie odebrałem znaczącą część wspomnień… starałem mu się zostawić te dotyczące jego rodziny, przyjaciół i wrogów, a tobie przekazać tylko jego wiedzę... masz wątpliwości do tego kim jesteś, czyli mi się udało… w miarę - dodał księgarz ze słabym uśmiechem - następnie naznaczyłem jego duszę i wykopałem go w stronę Ashy, może się nad nim zlituje i da mu dobry start w następnym życiu. Tak widzę twoje zdezorientowanie, na pocieszenie mogę ci powiedzieć, że to normalne przy obcowaniu z mocami pustki. Ja sam nie pamiętam czy byłem magiem ze Srebrnych Miast, kapłanem w Świętym Imperium czy też może wikingiem, który przypłynął z krainy zza oceanu - dodał z westchnieniem.

Zapadła chwila milczenia, przerywana tylko trzaskiem ognia w piecu.

- Chyba nasza herbata jest już gotowa - rzekł w końcu próbując naparu z kubka, po czym padając drugi bandycie - jeśli dobrze pamiętam to odpowiedziałem Ci na wszystkie twoje pytania, chociaż nie… jesteśmy bodajże jeden dzień drogi od Listmoor… tylko nie pamiętam czy pieszo czy konno, a znajdujemy się tutaj, bo na ganku tego budynku znalazłem ciało, które obecnie posiadasz. To chyba wszystko… na koniec dodam jeszcze jedna ważną rzecz, mimo wszystko twoja dusza dalej jest naznaczona silnym piętnem pustki, jeśli go nie opanujesz to zacznie pochłaniać obecnie posiadane przez Ciebie wspomnienia i w końcu pustka znowu pochłonie twoja duszę. A teraz czas na moje pytanie: czy wiedząc to wszystko dalej chcesz obcować z pustką czy jednak wolisz się od niej odciąć, by ponownie stać się dziecięciem Ashy i mieć szansę na odrodzenie się po śmierci?


XelacientXelacientTurtle i zapomniany łup



Narik był widocznie zadowolony z tego, że to jego propozycja przeszła. Blisk był mniej, ale Cuervo zdołał go złagodzić swoimi słowami. Toteż ruszyli zaraz za grupą Karmazynowej Czarodziejki. Gdy weszli z powrotem między zabudowania zorientowali się, że sytuacja szybko wróciła do normy. Kierując się w stronę placu musieli minąć zniszczony młyn. Orszak zwierzoludzi minął go nawet nie spowalniając, ale na jego widok coś Cuervo tchnęło. W czasie pośpiesznej ucieczki przed pożarem zapomniał o słoiku wybuchowych landrynek. Co prawda w jego ręku okazały się nie być zbyt skuteczną bronią, ale zawsze mógł je dobrze sprzedać jakiemuś paserowi. Przed młynem słoika nie widział, prawdopodobnie któryś z jego tymczasowych sługusów schował go do środka. Wystarczyłoby zajrzeć do środka, jednak na tą myśl oszusta przeszły ciarki po plecach, jakby w środku budynku czaiło się coś niebezpiecznego.

Nitj'sefni PW
11 grudnia 2016, 20:53
Przypominam sobie ten ganek. To tutaj zginął bandyta, którego ciało wziąłem w posiadanie. Pamiętam nekromantę, którego próbował zabić i tego faceta w płaszczu, który rzucił sztyletem. Pamiętam też uczucie, które towarzyszy umieraniu z ostrzem w gardle.
- Dziękuję za wyjaśnienia. A odnośnie twojego pytania... - Shadal zamyślił się przez chwilę - Skoro jak twierdzisz posiadam powiązania z Pustką, to szkoda by było tego nie wykorzystać. Naucz mnie kontrolować tę moc tak, jak umiałem to kiedyś. Wcale nie zależy mi na reinkarnacji, a skoro Pustka mnie pochłania, to znając jej tajniki może udałoby mi się zapanować nad tym procesem.
Ach i jeszcze jedno. Czy zachowałem chociaż część umiejętności tego bandyty? Przydałaby mi się...

Irhak PW
11 grudnia 2016, 21:09
Zła Pani, czy Mamcia jak chce się nazywać, jest wiedźmą, która czerpie moc z Wielkiego Złego Robaka. To może oznaczać wszystko. Od zwykłego ciągu smoczej żyły aż po samego Urgasha. Także i status wiedźmy był niejasny. Wiedźmą można nazwać zwykłą kobietę, która wie o technice więcej niż inni. Może też oznaczać sukuba. A może też oznaczać kogoś z całej gamy pomiędzy tym dwojgiem. Wróżki, szamanki, ceremonialne czarodziejki, eklektyczne wiedźmy, wróżki duchów, naturalistki, tradycjonalistki, kuchty, wiedźmy sakralne, czarownice, czarnoksiężniczki, a nawet kultystki. Tyle możliwości, tyle wyborów i żadnych konkretów. W niczym mu nie pomógł, a wciąż chciał obrony przed nią. Gniew zaczynał wzbierać w nim.

Kiedy Mamcia wspomniała się pojawiła i wspomniała o Sokolim Gnieździe coś mu zaczęło kiełkować w głębi wspomnień, ale to nie było nic konkretnego. Jedyne, co mógłby dodać to to, że Sokole Gniazdo stało się symbolem i Imperium nie odbuduje tego miasta. Nigdy. Jednakże zanim zdążył się odezwać, Gubi, o ile to było jego prawdziwe imię, zlał się na niego.

- Ty mała glizdo! - warknął Merran, sięgając za plecy. - Najpierw chcesz, by cię ratować za nic, potem nie dajesz konkretów, a teraz lejesz na mnie? Wracaj do skrzyni - rzucił z całą swoją siłą Gubiego do skrzyni. - A ty! - Przyskoczył do Mamci ze sztyletami wciąż w rękach, choć jeszcze nie celował nimi w nią. - Mam już dość tych gierek na dzisiaj. Gadaj kim jesteś! - Oczywiście miał już pewne podejrzenia, choć nie sprecyzowane. Potrzebował jednak potwierdzenia.

Merran nie zauważył jednak jednej rzeczy. Jednej drobnej, acz znaczącej rzeczy, która dotyczyła go bezpośrednio. W ferworze gniewu przeoczył, iż jego oczy stawały się coraz bardziej mętne i białe niczym bez źrenic. To, a także iż jego skóra przybierała kolor fioletu. Nie jednego z pięćdziesięciu cieni purpury elfów służących Malassie, lecz tego fioletu kojarzonego zwyczajowo z magią pierwotną, której jej adeptem.

Ostatecznie domyślał się, że będzie potrzebował jakiejś ochrony na wypadek walki. Może i zaczynały rządzić nim emocje, ale zachował jeszcze na tyle rozsądku po tym co się stało z Farkasem, aby zabezpieczyć się. Synergia Magii, bo Mamcia była magiem. Zdecydowanie była, co sama przyznała przed chwilą. Fortuna, bo potrzebować będzie szczęścia kiedy emocje przejmą nad nim kontrolę. Magiczna Tarcza i Ochrona przed Magią, aby zminimalizować obrażenia, jakie by dostał. Przyspieszenie, aby mieć lepszy refleks i większe szanse na uniknięcie ciosu. I na koniec - Mistyczny Katalizator, aby zwiększyć efekty już rzuconych zaklęć. Wszystkie te zaklęcia pójdą w ruch serią jeśli tylko Mamcia, czy raczej sukkub, który się za nią podaje, wykona ruch, który oznaczać będzie walkę.

Belegor PW
11 grudnia 2016, 22:11
Abaraiowi było bardzo niezręcznie. Regen nadal był i patrzył dziwnie uśmiechnięty na całą sytuację. Jednakże dzięki Hikume niezręczność i ból przeminęły, zastąpione przez zapomnienie i rozkosz. Po "leczeniu" obie nagi zmorzył sen. Kyoshitzu ułożył głowę na jej piersi i zasnął wsłuchując się w takt bicia serca ukochanej osoby.

Obudził go bardzo głośny krzyk. Natychmiast wstał, próbując sięgnąć po miecz. Jak się okazało Hikume nic nie pamiętała z nocy. Zaczęła gorączkowo badać siebie, a następnie płakać. Odepchnęła go, gdy sprawdziła co ma na twarzy. Abarai był zaskoczony, ale postanowił działać szybko i zdecydowanie, tak jak podczas drugiej walki z Mukao w postaci kenseia. Wziął część swojego ubrania i zbliżył się do kobiety. Dotknął jej ramienia i zaczął ją uspokajać:
- Zdarzyło się coś naprawdę wspaniałego....Moja Najdroższa.
Abarai zaczął delikatnie czyścić twarz, po czym delikatnie ujął jej podbródek i skierował do siebie. Powiedział:
- Wróciłem bardzo późno w nocy, byłaś w pokoju i wyznaliśmy sobie to co naprawdę do siebie czujemy. To jedno z konsekwencji naszych czynów. Przez ostatnie miesiące myślałem, nie...wierzyłem, że jedynie co do mnie czujesz to jedynie pogardę. Bałem się z tego powodu wyznać Ci swoich uczuć. Wczoraj się to zmieniło. Chcę Ci coś powiedzieć...
Naga dotknęła swoją dłonią miejsca gdzie było serce kobiety. Abarai powiedział:
- Już nie jestem Roninem, gdyż stałem się sługą Twego serca. Hikume...jesteś moją mądrością i uczuciem. Sercem i duszą. Boginią. Pragnę bym mógł być Twoją siłą i mieczem. Ramieniem i przystanią, gdy nadejdą sztormowe fale. Twoim Kapłanem. Wiernym kochankiem i ojcem Twoich dzieci. Wiem, że to może nienajlepszy moment, jednak pragnę z Tobą być na Zawsze, bo....Kocham Cię.


Abarai ujął delikatnie twarz Hikume i zapytał:
- Pozwolisz?

Jaeśli mu pozwoliła Abarai zbliżył się i pocałował Hikume w usta na dowód swoich uczuć.

Nicolai PW
11 grudnia 2016, 22:48
NicolaiNicolaiCommingout Irhaka


- Oj, tego się nie spodziewałam… tu mnie zaskoczyłeś. - Powiedziała Mamcia z wyraźnie zafrasowaną miną. Pokiwała głową z uznananiem dla Zaklinacza. - Nie doceniłam Cię… jestem Jezebeth Zguba Sokołów. Ach Maeve, noszę do tej pory pukiel jej włosów. Pozwolisz? - Nie czekając na odpowiedź Mamcia wsadziła rękę do kieszeni, z której błyskawicznie wyciągnęła landrynkę i z impetem rzuciła w oczy Merrana. Jak głupio to nie brzmiało, był to cukierek rozbłyskowy, który oślepił zaklinacza na krótką chwilę, która jednak wystarczyła sukubie na oddalenie się od przeciwnika.

To był znak dla niego, że polubowne rozwiązania nie wchodzą w grę. Zaczął więc nakładać wiązankę zaklęć, tylko nie wziął pod uwagę dwóch czynników. Czasu i many. Merran zignorował wskazówkę, która mówiła, że może się nie udać. Były nimi przebarwienia skóry, jednak co one oznaczają uświadomił sobie dopiero po rzuceniu Synergii Magii i kontry Jezebeth, która sprytnie wykorzystała jego zaklęcie. Rzuciła wzmocnione Wyssanie Many na Merrana i uniemożliwiła mu kolejnych zaklęć. Razem z energią magiczną uszła z Merrana iluzja. Ukazał się on Mamci w swojej prawdziwej, demonicznej formie.

- O, inkub. - Powiedziała zdziwiona Jezebeth. - Ze względu na solidarność rasową mogę odstąpić od zabicia Ciebie jeśli przeprosisz i poprzysięgniesz wierność.

XelacientXelacientNitj i pamiątki przeszłości


Drekar zamyślił się nad odpowiedzią, upił nieco gorącego napoju jakby chciał dać sobie dodatkowy czas do namysłu.

- Myślę, że tak - odparł w końcu - dusza przechowuje wspomnienia, ale ciało na swój sposób też “pamięta”... pamięć mięśniowa i tym podobne, myślę, że jak się rozruszasz to bardzo szybko znajdziesz dryg w posługiwaniu się młotem jakiego ten bandyta używał, ponadto pragnę ci uświadomić, że nie wybrałem jego ciała przypadkowo. Nasz oprych narodził się z pewnym drygiem do magii, nie miał szansy rozwinąć swojego wrodzonego talentu, ale jego ciało dalej przewodzi energię magiczną… na swój sposób, dzięki temu powinieneś szybko odzyskać swoją biegłość magiczną… zwłaszcza pod moją protekcją - dodał upijając kolejny łyk herbaty - acha… i jeszcze jedno, gdybyś był zainteresowany, to możemy jeszcze spróbować odzyskać chociaż część twoich wspomnień… kiedy jeszcze byłeś elfem. Jakby to wyjaśnić - zaczął widząc zdziwienie rozmówcy - jeszcze jako zjawa wykazywałeś pewne przywiązanie do swojego ciała, na postawie tego mam teorię, że upiór pustki jaki się pojawił w okolicy nie wyskrobał twojej duszy ze wszystkiego… zamiast dokładnie ciebie strawić to przedwcześnie odrzucił ciebie, by rzucić się na bardziej apetyczny kąsek, w pamięci innych przestałeś istnieć, twoje ciało przestało być użyteczne, ale jeśli miałeś jakieś ważne dla siebie przedmioty… których nie wziąłeś ze sobą na tamten plac to z ich pomocą mogę Ci przywrócić część wspomnień… co o tym sądzisz? - zapytał go księgarz na koniec.

NicolaiNicolaiBelegor i rady wujka Escano


Abarai chciał pocałować Hikume, a ta strzeliła mu siarczysty raz w policzek z otwartej dłoni.
- Wykorzystałeś mnie kiedy byłam pijana i jeszcze Ci mało, że chcesz mnie wziąć na trzeźwo? - Krzyknęła z wyrzutem. - Precz! Wynoś się stąd! Nie chcę Cię więcej znać! - Wygnała Samuraja z pokoju, a następnie zamknęła się na klucz. Przez drzwi naga podsłuchał jej szloch.
- Shalasso, co ja narobiłam. Jak mogłam się puścić po pijaku... - Te słowa całkowicie skonfundowały Abaraia. Wyglądało na to, że jednak pamiętała co się wydarzyło. Czemu więc miała o to pretensje do Abaraia? Samuraj w ogóle nie miał doświadczenia z kobietami. Acz nie, spotkał kilka Śnieżnych Panien, które były wyjątkowo kapryśne i zmienne w swojej naturze. Niby były to tylko próby Mukao, ale może powinny mu dać do myślenia?

- Och nieszczęsny. - Powiedział stojący nad nim Gustaff. - Panicz Regen powiedział mi co się wydarzyło, domyślam się porannej reakcji. - Lokaj przytulił nagę, by dodać mu otuchy. - Mam doświadczenie z kobietami, może tylko teoretyczne, ale wiele przy ambasadorze widziałem i wiem, że nie ma co się martwić. Jak nie wybaczy to zawsze znajdzie się inna... - Lokaj spojrzał na niezadowoloną minę Samuraja. - Ugh… Ty ją kochasz. To komplikuje sprawę, co zawsze Panicz robił jak na jakiejś mu zależało, a sobie u niej nagrabił? Próbował znowu upić? Nie, to nie wchodzi w rachubę… wiem! Kwiaty i czekoladki! Kobiety kochają czekolady i kwiatki! Acz osobista rada... pisz wiersze. To dopiero dobra metoda.

GarettGarettBychu i Mistrz DIOda, Felag znowu w domu, a Xel po raz pierwszy


Dio podniósł brew słysząc słowa Diucka i złapał jajo jedną ręką podnosząc je w górą.
-Przecież lekkie… - Rycerz wzruszył ramionami. - Ale wiesz, jak tak bardzo ci się nie chce tachać jaja, to zawsze możemy zrobić jak w tej opowieści o Smoczych Rycerzach... Będziesz mnie niósł do miasta na barana w pełnej zbroi tak jak Duke swego goblińskiego Mistrza Diodę. To jak będzie?
Widząc, że najemnikowi jednak nie bardzo podoba się pomysł noszenia Morgana na barana (a i sama Dio uznał, iż wyglądałby wtedy głupio), podrzucił mu jajo Feniksa Pustki. Rzeczywiście było lekkie, najwyraźniej Pustka jakoś “wymazała” jego wagę… Inna sprawa, że dość trudno było je trzymać, więc Kurta miał czekać mały trening zręcznościowy w drodze powrotnej do Listmoor. Do samego Morgana natomiast przyssał się Freudmund, który najwyraźniej miał skłonności homoseksualne i posuwał się nawet do wąchania potu swego idola. Dio niestety nie mógł nic z tym zrobić, bo najwyraźniej Malarz był jedyną istotą na Ashanie zdolną oprzeć się jego niesamowitej charyzmie.





Kiedy tylko Rodzimowiercy zniknęli z pola widzenia, krasnoludy (i koboldka sztuk jedna) skręciły w krzaki i ściągnęły Belbrugę z klaczy. Brigid wyciągnęła z torby zioła uzdrawiające oraz moździerz i zaczęła robić pastę mającą przeciwdziałać zakażeniom. Brimstone z kolei zajął się kuciem nowej Runy Leczniczej, stwierdzając, że nie ma co używać jakiejś prawie zużytej, skoro i tak muszą czekać aż koboldka skończy przygotowywać swoją mieszankę. Zaproponował także by przypalić ranę Złotosrebrnej, ale Brigid spiorunowałą go wzrokiem. Najwyraźniej przemieniona w zwierzoluda kapłanka nie lubiła jak ktoś właził z buciorami na jej uzdrowicielskie poletko.
Wiaczesław uklęknął przy rannej i przyjrzał się jej ramieniu.
-Uuu, wygląda strasznie. Musiałaś za mocno docisnąć szczękę i przez to stężenie pośmiertne sprawiło, iż Wilkor zmiażdżył ci ramię… - Wszyscy jak jeden mąż odwrócili się w stronę krasnoludzkiego wyznawcy Ylatha. - No co? Myśleliście, że też mówię w ich gwarze? A dajcie spokój, język można sobie połamać. Ja rozumiem, że Wielka Ylathja była… No cóż, “Wielka”, ale przecież nie ma powodu trzymać się tak kurczowo ich języka. Jak tylko mogę, to gadam normalnie.
Uspokojeni, iż Wiaczesław nie odkrył jednak ich kłamstwa, podróżnicy wrócili do swoich czynności. Krasnolud po chwili jednak znowu się odezwał:
-Poświst i Leszy nie byli najzdrowsi… Kilkukrotnie wspominałem Cebulskiemu, że mogą mieć wściekliznę, ale tamten tylko stwierdzał, że nie ma sensu nic z tym robić, bo to będzie problem tego kogo ugryzą… Macie może rozcieńczony jad wiwerny z Raanaru? Babcia często mi powtarzała, iż taki jad bardzo dobrze przeciwdziała wściekliźnie.
-Nie odzywaj się jak się nie znasz! - warknęła Brigid, ale bardzo szybko się zreflektowała. - Nie, chwila… Masz rację. Bart, nie trzymasz tam może u siebie jadu wiwerny?
-Może i trzymam.
-Bart, nie zaczynaj znowu… To masz czy nie masz?!
-Mam… Myślałem czy by nie zrobić zatrutych kul do Pukawki, ale to nie ma sensu, rany są właściwie przypalane przy trafieniu… No i to nie jest jad wiwerny z Raanaru, a z Wysp Pao. Crag Hack zawsze uważał, że te z Raanaru są jakieś niedorozwinięte i nie mają aż tak rozwiniętych gruczołów jadowych, więc jak któryś z jego chłopców potrzebował z jakiegoś powodu trucizny, to polecał mu właśnie z jad wiwerny z Pao.
-Och daj już spokój, nikomu się tutaj nie chce wysłuchiwać twoich wspominek… I nie szkodzi, że to nie ten konkretny jad, bo z doświadczenia wiem, że zadziała identycznie, po prostu trudniej będzie go rozcieńczyć. Ale to też nie jest jakiś problem, damy jej odtrutkę i tyle, a Runa Uzdrawiająca sprawi, iż nie będzie tracić sił na walkę z trucizną.
-Daj, nastawię ci złamane kości, znam się na tym
- powiedział Wiaczesław i uśmiechnął się do Belbrugi.
- Oczywiście jeśli Pani Brigid pozwoli, bo to ona jest tutaj ekspertką.
-Pozwolę. Udowodniłeś już, iż znasz się na rzeczy. - Wiaczesław najwyraźniej podłechtał ego koboldki nazywając ją ekspertką.


Kiedy już odkazili ranę Belbrugi i opatrzyli ją bandażem z Runą Uzdrowienia, zaczęli się powoli zbierać do drogi. Brigid ostrzegła krasnoludke, iż teraz może się poczuć zmęczona, więc Wiaczesław będzie prowadzić Kalarepę za uzdę.
-Od razu mówię, że zaprowadzę was od razu do Falais. Kurks może się zdenerwować, iż ot tak przyprowadzę nowych na spotkanie, a bez Cebulskiego lub Grążela którzy za was poświadczą, może mnie on jeszcze ukarać… Dlatego wpierw pójdziemy do Świątyni Ylatha, gdzie was wszystkich przedstawię, a dopiero jak wyproszę dla was pozwolenie to ruszymy do Falais na rytuał.





Droga do Listmoor minęła w przyjemniej atmosferze. Koboldy bały się narzekać przy Morganie, więc Diuck nie musiał się martwić, iż będą chciały go oszukać przy zapłacie. Jedynie Malarz cały czas molestował Dio, ale Rycerz wykonał sprytny ruch i jechał koło Garkha, którego to Freudmund się brzydził ze względu na liszaje. Kurt nie miał za bardzo powodu do narzekań, bo choć musiał balansować jajem Feniksa Pustki tak by mu nie upadło, to przynajmniej nie robił jednocześnie idąc, gdyż wiozła go Appa. Prócz tego wszyscy zajadali się chimichangami “skonfiskowanymi” koboldom. Poza oczywiście samymi koboldami, które musiały obejść się smakiem za karę za przywoływanie Feniksa w terenie zabudowanym (o dziwo rzeczywiście istniał taki przepis). No i jeszcze minotaury musiała tachać spakowane sztalugi, ale dla nich to ważyło tyle co nic, więc się nie liczyło jako praca. Garkh-Morphonowi wydawało się tylko, iż było o jeden pakunek więcej niż widział sztalug przy Malarzu… Ale to może właśnie wspomnienie o tej jednej sztaludze wymazała fala pustki i tak naprawdę było wszystko w porządku?


Tuż przy bramach Wolnego Miasta natknęli się na podróżujące krasnoludy, które prowadziły klacz wiozącą na swym grzbiecie ranną towarzyszkę, która zasnęła ze zmęczenia. Morgan już z daleka poznając Brimstone’a podjechał się przywitać.
-Brimstone, kopę lat ty stary karle!
-A kogóż to wiatr przywiał, młody Morgan! Ha, dawnośmy się nie widzieli. Crag by pewnie zawału dostał słysząc, iż czyny jego potomka przyćmiły jego własne!
-Cóż mogę powiedzieć… Byłem cudownym dzieckiem - zażartował Dio.
-I to dzieciakiem z językiem ostrym niczym sztylet… Co tam u Vanagara?
-Nic o czym byś już nie wiedział… Tworzy nowe krzyżówki i przywiązuje się do nich niczym do własnych synów. Ostatniego nawet nazwał po tobie.
-Ej, o tym akurat nie wiedziałem! Mam nadzieję, że ta bestyja jest bystra, bo się jeszcze obrażę za użycie mojego imienia bez pytania…
Morgan nie bardzo wiedział co odpowiedzieć, gdyż Bartagar nie należał do najbystrzejszych stworzeń (ale za to miał gołębie serce!), lecz uratowało go chrząknięcie Brigid.
-Ekhem, może byś tak nas przedstawił Bart…
-To potomek Craga Hacka, a sama mówiłaś, iż nie chcesz słuchać już więcej wspominek o Królu Piratów…
-Bart…
-No dobra, już dobra… Ten jegomość to sławny Dio Morgan, Czempion Cesarzowej Freydy i Książę Niedźwiedź!
-Di-di-di-di-o Morgan?! - Wiaczesław nie mógł uwierzyć własnym oczom. Krasnolud właściwie skoczył na Księcia Niedźwiedzia i zaczął go szturchać jakby bał się, iż to tylko iluzja, która zaraz się rozpłynie. -To naprawdę ty! Słyszałem, że w przeciwieństwie do innych Książąt, ty wyznajesz Ylatha, a nie Elratha, prawda to?
-Tia prawda, a co, nie wolno mi? Elrath jest zbyt świętojebliwy jak dla mnie, o wiele bardziej pasuje do mnie wolny i ciekawski Ylath.
Wiaczesław aż skakał z radości słysząc, iż taka ważna persona podziela wiarę. Krasnolud miał jeszcze wiele pytań, ale Morgan uciszył go ręką.
-Nie teraz… Widzę, że zgotowali nam w mieście powitanie. Pewnie widzieli dym, a magowie nie wiedzieli co ze sobą zrobić od tych ciągłych emisji mocy… No świetnie, chyba widzę tam tego impotenta Farkasa… Uwierzycie, że mając dwa razy młodszą od siebie żony nie stać go na zaspokojenie jej! W dodatku mieszka chyba w jakiejś jaskini, skoro mnie nie kojarzy… - ostatnie słowa wypowiedział bardziej do siebie.





Po przejściu przez bramę Listmoor Dio wyjechał na prowadzenie aby przywitać się z Prefektem.
-Jednorożce na wieki! - wykrzyknął powitanie będące lekką parodią okrzyku Izabeli.
-Witaj, Książę. - Farkas się skrzywił. Najwyraźniej nie podobało mu się swobodne podejście Dio. - Nie wiedziałem, że opuszczałeś miasto… Czyżbyś także zobaczył łunę znad Falais? W sumie aż dziwne, że tym szumowinom tak długo zajęło spalenie Puszczy…
-Właściwie to Falais nie spłonęło… Całe. A to dzięki bohaterstwu mego nowego kandydata na giermka, Diucka Kurta, czarodzieja ze Srebrnych Miast, który przyjechał do Listmoor z pielgrzymką, Garkha-Morphona, oraz starego rycerza zaprzysiężonego Elrathowi, Sainosieja. Dali oni niesamowity pokaz umiejętności w walce z Feniksem Pustki, na dobrą sprawę nawet nie musiałem im pomagać. Jeśli jest tu jakiś niedowiarek, to niech tylko zobaczy jajo, które wzięliśmy w charakterze trofeum! - oczywiście nikt o zdrowych zmysłach nawet nie myślał o poddawaniu w wątpliwość słów samego Dio Morgana.
-Cóż… - Farkas znowu się skrzywił. - ...Należą wam się podziękowania za uratowanie moich poddanych. Panie Kurt, skoro jest Pan kandydatem na giermka, to powinniście trzymać się u boku swego Pana! Podejdź tutaj i przedstaw się jak należy. Chętnie rzucę także okiem na jajo Feniksa Pustki.


Kiedy Diuck opuszczał szereg, Garkh-Morphon musiał się przesunąć, przez co wpadł na jakiś ostry pakunek. Nie miał jednak szansy zobaczyć co to, gdyż Sianosiej położył mu dłoń na ramieniu.
-Pustka chyba zaczyna powoli zacierać moje wspomnienia… Wiem, że pokonałem Feniksa Pustki, ale w jaki sposób? I dlaczego Książę obdarował mnie mieczem, a nie na przykład koniem? Elrath mi świadkiem, że w tym wieku to koń by mi się akurat przydal…





Belbruga obudziła się i przetarła zaspane oczy. Znajdowali się w jakimś mieście, a przed nimi rozmawiały jakieś szychy. Grupki ludzi zaczęły podchodzić i gratulować ludziom razem z którymi najwyraźniej przybyli do miasta. Towarzysze Złotosrebrnej natomiast ucinali sobie pogawędkę z jakimiś koboldami oraz krasnoludami, natomiast Wiaczesław wpatrywał się jak urzeczony w jedną z tych wielkich szych.
Nagle Krasnoludka poczuła się nieswojo i oblał ją zimny pot. To co czuła nie było naturalne… Jej oczy odnalazły w tłumie starca, który coś do siebie szeptał. O dziwo Złotosrebrna była w stanie go usłyszeć.
-Crag Hack czy nie Crag Hack…? Niby podobny, ale gdzie zgubił brodę? I skąd wziął nowe oko?! Też takie chcę!
Starzec jakby wyczuł wzrok Belbrugi i odwrócił się by spojrzeć jej prosto w oczy. Uśmiechnął się, a następnie… zniknął.
-Bardzo ładna klacz, naprawdę piękna… Ale widać po niej, iż uparta i wierna tylko swojej pani. Prawdziwa zmora stajennych! - Starzec z przepaską na oku pojawił się tuż obok Złotosrebrnej i zaczął głaskać delikatnie Kalarepę, która o dziwo nie miała nic przeciwko. Chociaż nie… To nie tak, że nie miała nic przeciwko, ona zdawała się panicznie bać tego człowieka… - Pani się we mnie wpatrywała, czyż nie? Diavolo Niezwiązany, do Pani usług. Mogłaby mi Pani powiedzieć kim jest ten człowiek na pegazie? Przypomina mi człowieka, którego kiedyś znałem… Ach, jest Pani ranna! No nic, zaraz coś na to poradzimy.
Diavolo dotknął bandaża, który zapalił się na krótką chwilę ogniem. Ogień ten jednak nie parzył krasnoludki. Wręcz przeciwnie, był przyjemnie ciepły niczym domowe palenisko i sprawiał, iż Belbruga zaczynała się czuć coraz lepiej. Kiedy ogień zniknął, po bandażu, runie oraz ranie nie było ani śladu. Wtedy właśnie Złotosrebrna kątem oka zobaczyła odwracającego się Rycerza na pegazie. Poznała w nim sławnego Dio Morgana, który choć był jeszcze w miarę młody (a zwłaszcza wedle krasnoludzkie miary!), to już krążyło o nim kilka legend. Co dziwne, Książę Niedźwiedź zdawał się lekko iskrzyć kiedy jego wzrok padł na Diavolo, ale zaraz to zjawisko się uspokoiło i Rycerz wrócił do przerwanej rozmowy z innym możnowładcą. Dziergadzka miała ochotę odetchnąć z ulgą. Nie wiedziała skąd, ale miała przeczucie, że gdyby Morgan zaczął walczyć z tym starcem, to po Listmoor nie pozostałby kamień na kamieniu.
-Hmm, jest Pani Rytowniczką, czyż nie? Po dłoniach poznałem, dłonie Rytowników zawsze wyglądają specyficznie - na potwierdzenie tych słów Diavolo wskazał kilka odcisków na dłoni Belbrugi. - Ach, mam pomysł! Skoro jest Pani Rytowniczką, to mogłaby mi Pani wyrzeźbić nowe oko! Albo dać kamień z napisem “MIŁOŚĆ”... Hehe.

Irhak PW
11 grudnia 2016, 23:31
- Jezebeth - mruknął do siebie. - Ile to już czasu? Trzysta? Czterysta lat? - Może i nigdy nie spotkał Jezebeth, ale wśród demonów krążyły słuchy, że jeden demon przyczynił się do upadku Sokolego Gniazda. Nigdy nie rozumiał tych plotek. Było przecież wiadome, że to całą horda była obecna przy szturmie. Jak więc jeden demon mógł tego dokonać? Teraz stało się to jasne.

Merran rzucił okiem w kierunku Gubiego. Był na tyle nieprzytomny, by nie być świadkiem tej małej rozmowy. Jego podejrzenia się ziściły. Pod postacią Mamci, ukrywał się sukkub. Sukkub jednego wydarzenia w dodatku.

- Chyba również powinienem się należycie przedstawić. Meredith Odkrywca Sekretu i jeden z niewielu fioletowych inkubów - skłonił się dwornie, choć wyraźnie z akcentem zdradzającym pochodzenie shantirijskie. - Oboje dobrze wiemy, że kto jak kto, ale wiernością to my nie grzeszymy i nie lubimy kajdan.

Merran, a raczej Meredith, potarł swój prawy róg. Magia wciąż była obecna w powietrzu, choć nie była po jego stronie.

- Po prostu wierność nie leży w naszej naturze. Jednakże tak, będę dla ciebie pracować. Gdybyś wcześniej się mi ujawniła to sam bym zaproponował współpracę - uśmiechnął się. - Na wierność łóżkową jednak bym nie liczył. Paradoksalnie nigdy nie miałem jako inkub specjalnych ciągot do tej formy rozrywki. Nawet w Sheoghu. Może temu, że zwerbowali mnie słudzy Jubaala? Nie wiem. Ugh. Wybacz, że tak gadam, ale jesteś pierwszym demonem, którego spotkałem od kilku lat, od śmierci Merrana. Co do przeprosin to wyjaśnisz mi za co, bo sam nie wiem. Za to, że sprawdziłem co tak hałasowało w kufrze, że aż mi łeb pękał? Czy może za to, że tak go rzuciłem o skrzynię? Wiesz przecież, że nie radzimy sobie z emocjami tak dobrze jak byśmy chcieli. Sama w chwili wzburzenia miałaś przebłyski swoich prawdziwych oczu. Jeżeli mam przeprosić za mój wybuch gniewu to tak, masz rację, że nie powinienem się aż tak wściekać. I przepraszam, ale zrozum, że dziś miałem kiepski dzień. Czy możemy przestać patrzeć na siebie jak anioł na bezimiennego?

Ostatnie pytanie zadał, odkładając swój sztylet z rękojeścią smoka, który wciąż tak samo wyglądał. Obserwował jednak Jezebeth na wszelki wypadek. Uspokoił się, ale wciąż nie ufał sukubowi.

Belegor PW
12 grudnia 2016, 12:13
Najpierw siarczysty policzek, potem krzyk i zanim się zorientował wylądował na zewnątrz, dobrze że zdołał chociaż się ubrać, nim Hikume zamknęła za nim drzwi. Nie wiedział co robić...Hikume była niemal jak te śnieżne panny - raz chciała być z nim, a teraz nawet nie chce go widzieć. Lokaj również nie pomagał. Już miał mu dorobić purpurowe siniaki na twarzy, gdy Gustaff wpadł na świetny pomysł.
- Dziękuję Ci Gustaff, jesteś nieoceniony. Mógłbyś mi naszykować pióro i kartkę? Ja zajmę się resztą. Będę za moment.

Abarai szybko wyszedł z Ambasady. Zebrał okoliczne kwiaty, które ładnie pachniały (bowiem Hikume nie mogła ich widzieć) i związał je, fragmentem ze swej szaty. Następnie zaczął szukać jubilera. Nie wiedział jakie smaki lubi Hikume, więc postanowił kupić jakąś biżuterię na znak przywiązania do niej. Gdy znalazł, kupił za resztę pieniędzy naszyjnik i ruszył z powrotem do Ambasady. Stanął przed drzwiami Hikume. Jeśli nie było Gustaffa, postanowił zaimprowizować:
~Tym razem mi się uda. Może chociaż trochę ochłonęła. Mam niewiele czasu. Nie mogę pozwolić by Regen ją zabrał~
Zapukał do drzwi i zapytał:
- Hikume, jesteś tam? Mogę wejść?

Turtle PW
12 grudnia 2016, 18:03
Cała grupa ruszyła do Listmoor, i tylko Blisk miał z tego jakieś problemy. Lecz skoro wszyscy szli to czemu i on nie miałby się ruszyć?
Kiedy cała gromada mineła młyn, Cuervo zatrzymał się na chwilę. Przypomniał sobie o słoiku landrynek Mamci, które kiedyś mogły mu się przydać. Albo je sprzeda. Niestety cukierków nie było na ganku, pewnie któryś z jego "kompanów" schował je do środka.
-No przecież ich tam nie zostawię.-Zaczął iść w stronę budynku, miał dziwne przeczucie, że w młynie coś jest. No ale przegapić taką okazję?

Xelacient PW
12 grudnia 2016, 20:28
- Hehehe... - Belbruga zawtórowała niepewnie nieznajomemu - niby zawczasu otworzyła japę, by wyskoczyć z jakąś gładka gadką to jednak trochę zbyt wiele stało się na raz, przez co nie mogła wykrztusić z siebie ani słowa. Nie zmieniało to jednak faktu, że momentalne odzyskała sprawność w ręcea a tępy bólu jaki jej towarzyszył przez całą drogą minął hehehe... jak ręką odjął! Przez chwilę z błoga miną gapiła się na powrót zdrową rękę, w końcu z pewnym niedowierzaniem również zaczęła gładzić Kalarepę po szyi, po to, żeby uspokoić... ją i siebie.

- Obawiam się Panie Diaviolo, że na kamienie z deklaracją miłości jest jeszcze trochę ze wcześnie - odparła zdobywając się na zawadiacki ton - ale jako rzemieślnik z Tor-Lindhath jestem wręcz zmuszona, by wykonać oko ze szkła, niestety będzie tylko ozdobą, ale daje słowo, że to będzie najładniejsza i najwygodniejsza ozdoba jaką zrobiłam! Inaczej nie nazywam się Belbruga "Złotosrebrrna" Dziergaczka... a skoro już przy imionach jesteśmy to tamten mąż stanu na pegazie to Dio Morgan, wnuk... a może prawnuk? Nieważne, ważne, że potomek Craga Hacka! Mój towarzysz był z nim w "zażyłych" stosunkach - wtrąciła dwuznacznie, w końcu Bart tyle gadał o Cragu, że samą krasnoludkę nachodziły wątpliwości - toteż sporo nasłuchałam się o jednym i o drugim... o tam jest! - rzekła wskazując na brodacza koło koboldów - nazywa się Bart Brimstone i on mógłby wam opowiedzieć znacznie więcej... zatem tak... jestem pana dłużniczką, myślałam, że na jakiś czas wypadnę z interesu, a tu mam szansę ruszyć do roboty z kopyta! - zaśmiała się w końcu, ale wiele bardziej nerwowo niż chciała. Na jakiś czas zdołała powstrzymać nerwy, ale gdy minęła euforia spowodowana wyleczeniem to zaczęło krasnoludkę nachodzić coraz więcej wątpliwości. Kalarepa miała instynkt i jeśli bała się przybysza to mogło to znaczyć dwie rzeczy... albo demon, albo jakiś czarodziej, na usługach ich zleceniodawcy... albo jedno i drugie, nie takie plotki słyszała związane z jej utraconą przesyłką. Toteż jeśli to była "kontrola" od "nadawcy" to mieli przerąbane jak drwale w Irollanie.

Nicolai PW
12 grudnia 2016, 20:29
NicolaiNicolaiTrudne sprawy Belka


Abarai zapomniał o jednej prozaicznej, acz błahej sprawie, znaczną większość swoich środków wypłacił burdelmamie Brecce, za pokój, który jednak nie wynajął i za meble uszkodzone podczas starcia z krasnoludami.
- Za tyle to ja najwyżej szklane paciorki mogę kupić. - Kobold prowadzący lombard ocenił siłę nabywczą tego co zostało się Samurajowi w mieszku. Miał już zacząć co szukać, ale wtedy do kramu wszedł śmierdzący potem i alkoholem jegomość. Sądząc po aparycji, pochodził z Falais.
- Dziń dybry. - Zaczął w Ylathiańskim narzeczu. - Mom tyn nusz co miołym ukrość tymu nagusewi…
- Widzę, że ubranie też sobie przywłaszczyłeś. - Zmierzył jego ubranie
- No he... a i pocz, znalazłem take cuś. - Wyciągnął sztylet z rogu jednorożca. - Wiela warte to je?
- Jakiś szmelc, nie wiem... dam Ci, bo ja wiem, pięć sokołów. - Kobold powiedział z udawanym brakiem zainteresowania.
- Asz pińć? To bedom tszy piwa! - Ucieszył się wieśniak.
- Uhu... już trzy ostrza mam z tej akcji w Falais i co jedna to lepsza. - Kobold powiedział sam do siebie po tym jak już wieśniak wyszedł. - O, jeszcze tu stoisz... to jak? Pokazywać te paciorki?

===

Przynajmniej bukiet się udał. Był ładny i okazały. Nawet mijany Gustaff to zauważył.
- Oho, zimowity i kosaćce... Piękne kwiaty, ładnie pachną. - Escano zaskoczył wiedzą ogrodniczą. - Powinny się spodobać Hikume... zwłaszcza, że z tego co podsłuchałem to już jej przechodzi. Także idź kawalerze i przepraszaj. Bym pomógł z gadką, ale tutaj jest najważniejsza autentyczność. - Dwójka się rozeszła. Po kilku minutach Gustaff coś sobie przypomniał. - Zaraz... zimowity i kosaćce.

===

Hikume otworzyła drzwi. Rzeczywiście wyglądała lepiej.
- Abarai, ja Cię przepraszam... - Wyłkała rzucając mu się w ramiona. - O, kwiaty... - Wzięła bukiet, by go powąchać i momentalnie zaczęła kichać, łzawić i na domiar złego dostała wysypki. Wygląda na to, że miała uczulenie na kosaćce i zimowity.

NicolaiNicolaiIrhak wybiera się w drogę


Jezebeth udawała, że słuchała Merrana.
- Zaraz... - Wtrąciła kiedy skończył. - Jak dobrze mniemam nie pokutujesz za dawne wybory jak ja i możesz po prostu zmienić postać, więc dlaczego nie przerobisz sobie wyglądu, tylko chodzisz po mieście z twarzą z listu gończego? Z Pustką się zderzyłeś czy co? - Mamcia pokiwała głową z dezaprobatą i rzuciła mieszkiem złota. - Masz, kup co trzeba, zmień sobie facjatę i idź po mojego maga… a i Gubi idzie z Tobą. On zna Ranaar jak własną kieszeń. - Mówiąc to wręczyła pokrace kartkę z instrukcjami. - Tylko tym razem ogarnij siebie i nie zostaw go jak moje sierotki, bo skonczysz gorzej niż on. - syknęła ostrzegawczo.

Felag PW
12 grudnia 2016, 22:16
Podróż mijała spokojnie i miło. Garkh-Morphon dostąpił zaszczytu jechania koło Dio Morgana. Fakt - głównie dlatego, że malarz brzydził się go więc dawał spokój Księciu Niedźwiedzi. Pomimo tego sir Dio spędził sporo czasu na rozmowie z nekromantą. Wyjaśnili sobie zajścia z Pękniny. Morgan był wtedy trochę zawiedziony zaśnięciem Garkha, ale szybko o tym zapomniał i nawet odniósł go do Narika i Kkhika. Następnie opowiedział historię swojego życia i o swoich osiągnięciach. Nekromanta był zszokowany, ile udało się osiągnąć w ciągu kilku lat. Wreszcie się dowiedział, dlaczego Dio jest tak popularny; został żywą legendą. I jeszcze ta charyzma i prawość, emanująca od niego na wiele stóp... niby nie brał udziału w pokonaniu feniksa, ale trzeba przyznać że jego obecność podniosła wszystkich na duchu. W zasadzie, gdyby nie jego obecność to mieliby z wygraną duże kłopoty. Widać że Dio był kimś wyjątkowym.
Potem role się odwróciły - to kultysta Ashy opowiedział swoją historię. Mówił o młodości w Listmoor, o zamordowaniu swojej rodziny, o wygnaniu (a raczej ucieczce), zafascynowanie Pajęczym Kultem i studiach w Heresh. Nie była to historia na miarę epickich przygód Morgana, ale nie zanudziło go to też aż tak strasznie.
Cała rozmowa była przerywana przez dobre żarty i trafione riposty legendy, a także komendami dla jego nowego kandydata na giermka oraz reszty orszaku.
W końcu dojechali do bram Listmoor. Spotkali tam grupę krasnoludów, wśród których była jedna ranna. Inny z nich był chyba starym znajomym sir Morgana; poznali się od razu i rozmawiali o jakimś Vanagarze. Nekromata nie zrozumiał do końca o co chodziło, ten Vanagar miał niby tworzyć nowe osobniki popularnego gatunku kaczek, a potem przywiązywać się do nich jak do własnych synów... nekromanta postanowił zostawić tą sprawę w spokoju.
---
Wkroczyli do miasta. Powrót do domu... po tylu latach... Garkh-Morphon nie krył wzruszenia. Wspomnienia ponownie go zalały. Miasto bardzo się zmieniło odkąd był tu ostatnio. W ciągu ostatnich ok. stu lat wybudowano tu wiele nowych domostw. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to była odnowiona katedra Ylatha. Z wszystkich smoczych bóstw (prócz Ashy oczywiście) do niego było mu chyba najbliżej. W końcu to w wierze w Niego wychował się i coś jeszcze mu po tym pozostało. Czasem (rzadko ale jednak) nawet modlił się do niego. Ale zawsze na pierwszym miejscu stała u niego Asha.
Drugie co zauważył była rozbudowana ambasada Hashimy. Po exodusie i ostatniej emigracji nag nie było to nic dziwnego. Acz w tej ich kolejnej diasporze można by się doszukiwać analogii do sytuacji nekromantów... prawie. Bo wyznawcy Ashy, w przeciwieństwie do nag, byli wszędzie niemile widziani.
Powstało także kilka nowych dzielnic, powiększono park i dobudowali nowe skrzydło ratusza... tak na pierwszy rzut oka. Miasto bardzo zmieniło się na przestrzeni lat, ale dalej zachowało swój unikatowy urok.
Z zamyślenia wyrwał go Diuck, przeciskający się do Dio i Farkasa. Odsuwając się i robiąc mu miejsce, nekromanta potrącił coś ostrego. Uderzyło go to w ramię. Zaklął pod nosem, ale jedynie aby nie wzbudzać wśród postronnych podejrzeń. Tak naprawdę nie ruszyło go to zbytnio. Chciał zobaczyć co to było, ale powstrzymał go Sianosiej, kładąc rmu rękę na ramieniu.
- Pustka chyba zaczyna powoli zacierać moje wspomnienia… Wiem, że pokonałem Feniksa Pustki, ale w jaki sposób? I dlaczego Książę obdarował mnie mieczem, a nie na przykład koniem? Elrath mi świadkiem, że w tym wieku to koń by mi się akurat przydal…
- Och, to bardzo źle. - nekromanta zastanowił się. Nie mogło to wróżyć nic dobrego. Tylko kiedy on mógł się skazić Pustką? Przecież w żadnym momencie nie miał bezpośrednio z feniksem kontaktu... Dlaczego Garkh nie został zainfekowany, to on został najbardziej uderzony feniksem.- Musiałeś pewnie za bardzo ulec magii feniksa... albo przeklął cię, kiedy go zabiłeś. W każdym razie rzuciłeś w niego mieczem kiedy uwalniał się z Kajdan Księżycowego Jedwabiu. I dlatego też sir Morgan obdarował cię mieczem, aby zrekompensować twoją stratę. Niestety, ale jeśli faktycznie jesteś skazony Pustką... Zdecydowanie potrzebujesz pomocy. Ja niestety nie mogę ci jej udzielić, ale mógłbym spróbować spowolnić ten proces, do czasu znalezienia jakiejś pomocy. Po ceremonii zapytamy Dio i Farkasa, czy nie znają kogoś kto mógłby pomóc.
Położył mu rękę na czole. Zaczął budować łącze pomiędzy ich umysłami. [Szepczące Cienie] Chciał znaleźć w umyśle rycerza miejsce w którym zalegala Pustka. Gdyby mu się to udało, skierowałby tam więcej magii ciemności, aby odgrodzić Pustkę od reszty umysłu Sianosieja.

Irhak PW
13 grudnia 2016, 00:07
- Gdybyś tylko wiedziała - mruknął po nosem na wzmiankę o Pustce. - Mimo wszystko potrzebowałem chwili i miejsca, aby się przygotować do następnego etapu podróży. To miejsce było nie gorsze niż inne, a wtedy mieszkała tu Mamcia, która nie znała Mereditha, prawda? - zaśmiał się i złapał sakiewkę w locie wolną ręką. - Na zmianę twarzy musimy poczekać chwilę. Wypstrykałem się przecież z many. A co do tego nekromanty, co Farkas chce go to już obstawiałem, że prawdopodobnie będzie w Oyugun.

Jez w końcu zaczęła udawać zainteresowanie. A może po prostu okazała oznaki prawdziwego zainteresowania? W każdym bądź razie jedna z cudownych zdolności inkubów zaczęła działać. Mana, choć wciąż postaci szczątkowej, ponownie zaczynała być dla Mereditha. Zaczął się więc pakować i sprawdzać notatki. Poszukiwał jakiejś w miarę podobnej do siebie istoty, której tożsamość mógłby przyjąć. Nigdy nie przepadał za zmianą wyglądu dla samej zmiany. Potrzebował kogoś, u kogo zaklinanie, magia pierwotna i sztylety nie będą takie krzykliwe.

- I to tylko jeżeli orkowie pamiętają o Santorze i Anastazji - kontynuował wywód. - I ten nekromanta pojechał tam badać Dolmen Matki Ziemi. Tak, tak. Farkas proponował mi tę samą misję co ty. Nawet ją przyjąłem. Tylko huknął mnie sufitem, więc zostawiłem mu małą niespodziankę, którą chyba odkrył. Nie wchodziłbym do jego biura w najbliższym czasie. Może nawet do całego budynku. Chyba, że chcesz spotkać się z mocą Jubby.

W końcu znalazł w dzienniku to czego potrzebował. Opisy kilku osób. Może wykorzysta je. Wielka kobitka o wybitnie krągłych kształtach, która najwyraźniej zwała się Ginewrą. Jakiś czerwonooki mroczny elf o kiepskim doborze stroju. Nawet znalazła się jakaś pokraczna istota będąca połączeniem anioła i bezimiennego. Nic jednak nie skłaniało go do wyboru konkretnego przebrania. Najwyraźniej będzie musiał improwizować i dopierać elementy wyglądu w locie. Rozejrzał się więc za lustrem. Odpowiednio wielkim lustrem.

- Masz może jakieś lustro? - spytał, a jej milczące spojrzenie odpowiedziało za nią. "Na górze". Poszedł więc za jej wzrokiem, a ona nie spuszczała z niego wzroku. Najwyraźniej była tak samo nieufna wobec Mereditha jak i on wobec niej.

Stojąc przed lustrem, przymknął na chwilę oczy wyobrażając sobie wszystkie rasy jakie kroczyły po Ashanie od czasów Shantiri. W końcu wybrał jedną konkretną i wprowadził delikatne zmiany w ich zwyczajowej prezencji. Na początek pozbył się swoich rogów i rozjaśnił skórę o kilka odcieni purpury. Teraz wyglądał jak człowiek, który powyjadał mrocznym elfom trochę za dużo korzonków i oślepł. Oczami zajmował się zawsze na końcu, jednakże teraz zmienił kolejność i wybrał delikatny, zielonkawy odcień oczu. Następnie wydłużył sobie uszy, aby były trochę bardziej spiczaste. Może nawet z lekka przesadził, ale nie przejmował się tym aż nadto. Zawsze będzie mógł trochę nad tym popracować. Kolejnym elementem ulegającym zmianie były włosy. Z kruczoczarnych włosów przekształcił je we włosy koloru księżycowego światła, jak nazwałyby ten kolor elfy. Na niektórych pasmach wykształcił coś w rodzaju pierścieni. Teraz przyszła pora na resztę ciała, a nie tylko głowę. Rozebrał się i zaczął modelować adekwatną muskulaturę. Nie aż tak dobitną, by uchodzić za wojownika, ale też nie przesadnie pokraczną jak co drugi mag. Lekko zarysowane mięśnie akurat w takich miejscach, które wskazują na użytkownika sztyletów. Zmienił również pewien rzadko uwalniany przez niego członek ciała w coś bardziej przypominającego część mrocznego elfa. Na ubranie niewiele mógł poradzić, ale na szczęście jego obecne wystarczyły na tyle, aby zdążył sobie sprawić nowe bez jakiś większych podejrzeń.

Przyjrzał się sobie w lustrze i ie był do końca zadowolony z metamorfozy. Czegoś mu brakowało. Czegoś, co odzwierciedliłoby jego nową tożsamość - Mereditha, mrocznego elfa banitę. Skupił się więc na twarzy. Nałożył na siebie jakieś tatuaże rytualne czy coś co uchodziłoby za nie. Był już blisko, ale to jeszcze nie koniec szczegółów. Postanowił dodać sobie kilka blizn jakby po walkach. Teraz był zadowolony ze swojego wyglądu. Zwłaszcza jak dodał sobie kolczyki w lewym uchu.

Ostatnie spojrzenie w lustro i... roześmiał się. Wyglądał jak jakiś żigolak piątej kategorii wymieszany z kiepskim bandytą. Jednakże miał już względny plan. Zarów1no na historię tej tożsamości jak i jego strój. Tym razem będzie trzymał sztylety przy sobie. I przyłoży się do treningów ze sztyletami i magią. Nie tylko telekinezą, ale cała magią pierwotną. być może nawet spróbuje podstawowych zaklęć magii ognia.

- Szczerze, jak wyglądam? I czy znasz w mieście jakiegoś porządnego i szybkiego krawca? Jak tylko sprawię sobie lepsze ubrania do tego banity z jednego z klanów Mrocznych Elfów będę w pełni gotowy, aby wyruszyć do Raanaru.
strona: 1 - 2 - 3 ... 10 - 11 - 12 ... 17 - 18 - 19
temat: [RPG] Pradawna Groza - Ancient Fear

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel