Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Jarmark Cudówtemat: [książka] Piekielny wędrowiec
komnata: Jarmark Cudów
strona: 1 - 2 - 3 ... 7 - 8 - 9

Crystal Dragon PW
6 czerwca 2014, 23:21
Po dosyć długim okresie poprawiłem trzeci rozdział.
Nie oczekujcie tu sporych poprawek, gdyż niewiele poprawiłem, i pewnie również nie za dobrze(mam na myśli dialog Agerona z Xeronem).

Tak czy siak, czytajcie i oceniajcie.

Rozdział 3

     Ostatnio Xerona gnębił pewien koszmar. Pojawiał się w ciemnym pomieszczeniu, w których jego jedyną widoczną częścią były widoczne wrota do sali tronowej. Uzbrojony był w swój pancerz i potężny ognisty miecz. Kiedy rozglądał się po pomieszczeniu, bezskutecznie próbując cokolwiek dojrzeć, z ciemności wyłoniła się para królewska - Roland Ironfist i Katarzyna Gryphonheart, którzy rzucili się na zdezorientowanego kreegana. Bezskutecznie próbowali zakończyć żywot Xerona, który miał nad nimi zdecydowaną przewagę, raniąc go i nawet godząc mieczem, jednak kreeganin nie przejmował się tymi ciosami. Ogarnięty olbrzymią nienawiścią do całego rodzaju ludzkiego i innych bezużytecznych istot Xeron, w końcu powalił Rolanda i Katarzynę potężnym ciosem miecza. Kiedy miał zadać ostateczny cios, poczuł w swym barku strzałę. Demon klęknął, sycząc z bólu, co dało Rolandowi i Katarzynie trochę czasu, aby powstać z ziemi i oddalić się. Mimo że Xeron nie widział oblicza strzelca, doskonale wiedział, kto to jest. To Gelu, ten przeklęty pół - elf z Vori, do którego kreeganin pałał ogromnym gniewem. Kiedy demon nadal klęczał, Roland wymierzył mieczem prosto w jego kark, lecz kiedy wykonał cięcie, jego oczom ukazał się jedynie jarzący się ogień. Kiedy zastanawiał się, gdzie jest ten przeklęty kreeganin, niespodziewanie wybiegł na niego gotowy zadać śmiertelny cios. Niespodziewanie Rolanda ocaliła Katarzyna, powalając Xerona i siebie na ziemię. Kiedy demon postał, poczuł w plecach i barkach następne strzały, jednak nie ugiął się i dalej atakował Rolanda i Katarzynę. W końcu Gelu postanowił użyć czegoś mocniejszego. Naciągnął na cięciwę strzałę z żelaznych drzew AvLee, niezwykle potężną i znacznie większą niż tradycyjne drewniane strzały. Wypuszczona z łuku świsnęła w wbiła się prosto w serce Xerona, przechodząc na wylot. Tym razem nawet gniew kreeganina nie był zdolny utrzymać go przy życiu, Kiedy bezwładnie leżał na ziemi, ku jego oczom ukazał się przerażający dla niego obraz. Katarzyna wbiegła do sali tronowej, pozbawiając życia króla Lucyfera oraz ostatnich kreegan, a Roland podszedł do leżącego Xerona, dzierżąc w ręku zdobiony sztylet z żelazną pięścią - herbem Ironfistów. Kiedy oręż kierował się w jego głowę, Xeron nie mógł nic zrobić. I nagle się zbudził. Okazało się, że zasnął, strudzony wędrówką. Kiedy rozmyślał nad swym snem, klęknął i wydobył z siebie głośny krzyk rozpaczy. Ten sen nie był zwykłym - miał dręczyć Xerona, przypominać mu, że zmarnował szansę ocalenia Eofolu. Piekielne serce demona nie wytrzymało. Z jego oczu wydobył się niekontrolowany, rozpaczliwy szloch. Jednak ruszył dalej, rozmyślając, kiedy skończy się ten przeklęty las.
     Ale przecież ta mroczna, rozpaczliwa egzystencja nie mogła trwać długo. Po długiej i wyczerpującej wędrówce przez las na Xerona wypadło parę czartów, gogów i chochlików. Zaraz po nich wybiegła wysoka, rogata, umięśniona postać w dobrze wykonanym pancerzu, takim, jaki nosili kreeganie. W rękach trzymała zakrzywioną kosę z rozżarzonym ostrzem. Nie było wątpliwości - to był kreeganin. Zarówno i Xeron, jak i grupa uciekinierów byli zaskoczeni. Lecz kiedy mieli się do siebie wysłowić, usłyszał głośny szczęk oręża, który wydobywał się ze wschodniej części lasu Erathiańskiego. To była dosyć spora grupa krzyżowców. Kiedy tylko demony to usłyszały, zaczęły wznawiać ucieczkę. Lecz nagle zdarzyło się coś, co wprawiło całą grupę w oniemienie. Tajemniczy wędrowiec sam rzucił się na wybiegające na ścieżkę wojska, na dodatek bez niczyjej pomocy pozbawiając rycerzy kończyn, głów oraz żłobiąc głębokie blizny w ich ciałach. Kiedy niedobitki krzyżowców zorientowały się, co się dzieje, natychmiast rzuciły się do ucieczki, jednak bezowocnej. Xeron wzniósł rękę do góry i, wydając potężny ryk wywołał potężny błysk, który oślepił uciekających krzyżowców, w tajemniczy sposób nie wyrządzając krzywdy demonom. W końcu kreeganin pod płaszczem zakończył cierpienia leżących na ziemi i oślepionych rycerzy, łamiąc i skręcając im karki. Przerażone, tak samo jak zdumione demony znieruchomiały na widok siły tajemniczej postaci. Lecz ten strach ujawnili wyrazem twarzy i niespokojnymi krokami do tyłu wtedy, gdy Xeron zaczął się kierować ku nim. Lecz gdy kreeganin zdjął kaptur z twarzy, na twarzach demonów ukazała się rzadko spotykana u nich radość. Rozpoznali w nim swojego dawnego wodza, towarzysza broni. Lecz po chwili pokłonili się przed jego obliczem. Pierwszy wydał głos kreeganin przewodzący grupie demonów:
- Witaj, nasz wodzu, Xeronie - rozpoczął - zwę się Ageron, porucznik sił północnych Eofolu... przynajmniej, dopóki istniał.
- Przestańcie! – ryknął Xeron – Nie ma już Xerona. Jestem piekielnym wędrowcem, tak jak wy pozbawionym domu. Moje życie nie ma już żadnego sensu. Teraz tułam się po tym świecie beż żadnego celu.
- Mimo to dołączymy do ciebie. Sami nie jesteśmy w stanie uciec z Erathii. Chociaż twoje życie straciło sens, nadal jesteś naszym towarzyszem, przerażającym Xeronem. Mimo że jesteśmy Keeganami, nie opuszczamy swoich pobratymców w trudnych chwilach.
- Zatem chodźcie. Może straciłem cel swojego życia, bynajmniej samotność mi nie odpowiada.
Kończąc rozmowę, grupa demonów znów zaczęła podążać po leśnej ścieżce prowadzącej bez końca donikąd.
     Kiedy zakończy się ta ścieżka? – Xeron wielokrotnie zadawał sobie to pytanie.
Lecz na tym pytania się nie kończyły. Podczas wędrówki przez Erathiański las Xeron i jego towarzysze poczuli mocny odór siarki, wydobywający się z lasu.
- Jak to możliwe – powiedział zdziwiony Agenor – że, będąc wiele kilometrów od Eofolu możemy wyczuć tu taki mocny odór, który czuć można tylko właśnie tam!
- Nie wiem, ale to podejrzane – odrzekł Xeron – Ageronie, zabierz ze sobą kilka czartów. Pójdziemy na zwiad.
Kiedy dwaj Keeganie przedostali się przez gąszcze i drzewa, ich oczom ukazała się niewielka polanka, prawie całkowicie pozbawiona roślinności. Gdzieniegdzie wyrastały małe, prawie łyse krzaczki. Na środku polanki pobłyskiwało niewielkie, zielone bajorko. W bajorze tym wylegiwał się smok, z którego skapywał dziwny płyn, również zielony. Sam smok był niezbyt duży, wysoki na chociaż dwa metry. Wyglądem przypominał zwykłe smoki, tylko pysk bestii znacząco się wyróżniał. Jego łuski również były koloru zielonego. Wokół legowiska bestii można było ujrzeć spaloną, popękaną ziemię. W szczelinach w ziemi widoczna była lawa. Czy to możliwe, żeby ów smok nauczył się w jakiś sposób zmieniać dane warunki na te, do których był przystosowany? Jeden z zaciekawionych stworem czartów podszedł do tego niezwykłego smoka, lecz kiedy go dotknął ręką, poczuł przeraźliwy ból na wewnętrznej stronie dłoni. Płyn zaczął wżerać się w skórę i rozprzestrzeniać się po jego ręce. Ta smocza wydzielina okazała się być stężonym kwasem. Po chwili bestia zionęła nim w wyjącego z bólu czarta, z którego w krótkiej chwili została tylko kupka jeszcze zżeranych przez kwas kości. Owo stworzenie zachwyciło Xerona do tego stopnia, że ukazał się smokowi. Ku zaskoczeniu Agerona i pozostałych czartów smok nie zionął swą żrącą wydzieliną w kreegana. Smok powoli zaczął podchodzić w kierunku tajemniczego wędrowca. Bestia chwyciła Xerona za ramię. Xeron odskoczył, obawiając się kwasu, lecz niestety trochę wydzieliny było już na jego płaszczu. O dziwo, wydzielina nie wżerała się kreeganowi w tkaninę. Najwyraźniej smok nabył zdolność zmieniania właściwości swej wydzieliny. Xeron zadziwiony całą sytuacją podszedł do Agenora w nadziei, że wie coś o tajemniczym smoku. Agenor odpowiedział:
- Nie mam pojęcia, ale wygląda jak te mieszkające na świecie Xeen.
- Nie rozumiem cię, Agenorze - odparł Xeron - Mów jaśniej.
- Widzisz, na świecie Xeen również występowały kwasowe smoki. Uwielbiały mieszkać wśród jezior z lawą oraz na terenach wulkanicznych. Ten tutaj znacząco się różni od swych kuzynów, jednak posiada niektóre cechy tych bestii z Xeen.
- Tylko dlaczego mnie tak polubił? - Zapytał zdziwiony Xeron.
- Te smoki uwielbiają chaos i zniszczenie, a ty masz je we krwi. Nie dziwi mnie to, że ten smok tak się do ciebie przywiązał. Na dodatek jest jeszcze młody. Wkrótce będzie znacznie większy.
- Brakowało mi właśnie takiego przyjaciela. Weźmiemy tego smoka ze sobą.
Po raz pierwszy od upadku Eofolu w kreegańskim sercu Xerona zagościła radość. Demony zabrały kwasowego smoka ze sobą w dalszą podróż.
     Podróżując dalej Xeron ciągle się zastanawiał, jak Agenorowi udało się przedostać do Erathii. Po całych ziemiach Eofolu rozsiane były ogromne oddziały żywiołaków, zaś tunel ewakuacyjny był jedyną znana mu drogą ucieczki. W końcu kreeganin osobiście postanowił zadać to pytanie Ageronowi.
- Ageronie - Rozpoczął Xeron - Powiedz mi, jak ci się udało wedrzeć do Erathii?
- To długa historia, Xeronie. Mnie i znajdujących się pod moim dowództwem czartów ocalił los. Zostałem otoczony przez wszelkiego rodzaju żywiołaki. Rozpaczliwie się broniliśmy, lecz nasze wysiłki były bezowocne. Krąg żywiołaków zacieśniał się coraz bardziej. I niespodziewanie pode mną zapadła się ziemia. Kiedy się otrząsnąłem, zorientowałem się, że byłem w jakimś tunelu, najwyraźniej wykopanym przez Nighon.
-, ,Więc tuneli było więcej?" - Pomyślał Xeron -, ,Więc z Kreelah musiało uciec znacznie więcej kreegan. Jeśli niedobitków jest więcej, mógłbym ich zebrać i przyłączyć do siebie"
- Kiedy przebyliśmy jaskinię, okazało się, że przejście było zablokowane przez sporej wielkości głazy. Jednak mnie i czartom udało się przekopać do wyjścia. Niestety, spod sideł żywiołaków wpadliśmy właśnie do kraju wroga. Xeronie, powiedz mi, jaki jest teraz twój cel?
- Ageronie...
Lecz zanim Xeron zdążył dokończyć, jego oczom ukazał się upragniony widok - wędrówka przez ten przeogromny las się zakończyła. Los znowu zaczął się uśmiechać do udręczonego kreegana. Na horyzoncie ujrzał swój cel - Steadwick, stolicę Erathii. Lecz kiedy demony miały przekroczyć granicę lasu, Xeron nagle zatrzymał całą grupę. I słusznie, gdyż tam, gdzie kończyła się leśna ścieżka, po jej bokach rosły sobie cztery gęste, symetrycznie położone do siebie krzaczki. Podejrzliwy kreeganin podszedł zobaczyć jeden z nich. Niespodziewanie ze wszystkich czterech krzaków wyłonili się kusznicy, a z lasu wybiegły erathańskie wojska. Wszystkie strzały poleciały w piekielnego wędrowca, lecz to go tylko rozjuszyło. Głupcy, nie znali ogromnej potęgi Xerona. Nagle w jego dłoni zapłonął żywy ogień, którym natychmiast zapłonęły krzaki, w których ukrywali się kusznicy. Niestety, w tym czasie rycerze wymordowali już znaczną część grupy demonów. Nagle uratował ich kwasowy smok, ziejąc w zbrojnych swą żrącą posoką. Mimo to erathiańskie wojska miały znaczną przewagę nad demonami. Kiedy Xeron zabijał kolejnego żołnierza Erathii, niespodziewanie został staranowany przez konnego. Po chwili odziany w ciężką zbroję mężczyzna przymierzył się do kolejnego ataku. I może by go wykonał, gdyby nie to, że kreeganin go ubiegł, zabijając śmiałka, jak i konia swym zardzewiałym mieczem. Lecz na nieszczęście umierający koń przygniótł go swym ciężkim cielskiem. Wściekły Xeron próbował się wydostać spod sporej wielkości zwierza, jednak ten był zbyt ciężki. Nagle Xeron, ujrzał widok, który całkowicie go załamał. Kwasowy smok, którego ogromnie polubił, zaczął się chybotać od potężnego ciosu zadanego maczugą w głowę. Bestia bezwładnie obaliła się cielskiem na ziemię. Xeron wydał z siebie ogłuszający krzyk rozpaczy. Poczuł w mięśniach niesamowitą siłę. Nagle odrzucił przygniatające go zwłoki konia i zaczął masakrować erathiańskie oddziały. Stracił nad sobą całkowitą kontrolę. Każdy jego ruch rękami skutkował kolejnym wrzaskiem lub odpadającą kończyną. Lecz po chwili odczuł silne uderzenie w kark, zapewne maczugą. Kreeganin z głuchym odgłosem rozłożył się na ścieżce. Teraz jedyne, co widział, to czarne plamy przed oczami, które momentalnie przeobraziły się w całkowitą ciemność.

effendie PW
7 czerwca 2014, 07:39
Jedna dziwna rzecz - Xeron walczy z jakąś grupą łachmaniarzy w karczmie którzy jak to łachmaniarze są bezczelni - co robi? Wścieka się tak, że tworzy olbrzymią kulę ognia która niszczy wszystko w promieniu kilku kilometrów.

Xeron walczy z erathiańskim wojskiem które masakruje jego żołnierzy, (prawie?) zabija jego ulubionego smoka i powala na ziemię samego bohatera - Xeron tworzy jeszcze potężniejszą kulę ognia? Nie, czuje przypływ "niesamowitej" siły która aż pozwala zrzucić mu z siebie konia i zabić kilku/kilkunastu żołdaków. To ci mocarz. Tylko nie mów, że nie użył jej celowo bo jak sam zauważyłeś "stracił nad sobą całkowitą kontrolę".

Co do samego fragmentu i opowieści w ogóle - mnie subiektywnie męczy to ciągłe wściekanie, tracenie kontroli, niszcznie, mordowanie i palenie dokonywane przez Xerona - jak dla mnie postać jest zbyt płytka i nie potrafię się do niej jakoś przywiązać czy nawet ją polubić. Nie czuje też specjalnego zainteresowania jego dalszymi losami. Po takim kawałku lektury zwykle już coś takiego się powinno pojawić.

Nie zrozum mnie źle, nie chce Cie odwieść od pisania czy tylko krytykować po prostu wyrażam swoją opinię. Co do samego pomysłu pisania to pisz dalej, niektórym się pewnie podoba ta opowieść, a może i mnie kiedyś przekonasz.

Crystal Dragon PW
10 czerwca 2014, 13:20
drzewiec o imieniu effendie:
Jedna dziwna rzecz - Xeron walczy z jakąś grupą łachmaniarzy w karczmie którzy jak to łachmaniarze są bezczelni - co robi? Wścieka się tak, że tworzy olbrzymią kulę ognia która niszczy wszystko w promieniu kilku kilometrów.

Przyznam, że tu trochę poszedłem na łatwiznę, ale starając się nie odchodzić od tematyki gniewu i tego, że nasz Xeron włada głównie ogniem.

znowu drzewiec:
Xeron walczy z erathiańskim wojskiem które masakruje jego żołnierzy, (prawie?) zabija jego ulubionego smoka i powala na ziemię samego bohatera - Xeron tworzy jeszcze potężniejszą kulę ognia? Nie, czuje przypływ "niesamowitej" siły która aż pozwala zrzucić mu z siebie konia i zabić kilku/kilkunastu żołdaków. To ci mocarz. Tylko nie mów, że nie użył jej celowo bo jak sam zauważyłeś "stracił nad sobą całkowitą kontrolę".

A tu już nie rozumiem, co mi chciałeś przekazać.

po raz kolejny effendie:
Co do samego fragmentu i opowieści w ogóle - mnie subiektywnie męczy to ciągłe wściekanie, tracenie kontroli, niszcznie, mordowanie i palenie dokonywane przez Xerona - jak dla mnie postać jest zbyt płytka i nie potrafię się do niej jakoś przywiązać czy nawet ją polubić. Nie czuje też specjalnego zainteresowania jego dalszymi losami. Po takim kawałku lektury zwykle już coś takiego się powinno pojawić.

Więc tak:
O to chodziło - miałem zamiar ukazać Xerona w postaci niezbyt kontrolującego siebie, nienawistnego kreegana. Taki w tym sęk, że ta cała podróż ma wydobyć z niego cechy, których nie był świadom i uświadomić mu, że tak naprawdę nie potrafi się kontrolować. Jednak podczas podróży po całym Antagarichu jego charakter ulegnie zmianie.

po raz ostatni drzewiec:
Nie zrozum mnie źle, nie chce Cie odwieść od pisania czy tylko krytykować po prostu wyrażam swoją opinię. Co do samego pomysłu pisania to pisz dalej, niektórym się pewnie podoba ta opowieść, a może i mnie kiedyś przekonasz.

Rozumiem cię - w końcu nikt nie jest doskonały. Wraz z dalszym pisaniem moje zdolności będą się zwiększać, w końcu nie każdemu musi się to podobać.

Szkoda, że przy drugim rozdziale się tak nie rozpisałeś:).

Crystal Dragon PW
21 czerwca 2014, 19:46
Po dośc długim okresie zamieszczam kolejny rozdział "Wędrowca". Niesteyy nie jest on kompletny, gdyż brakuje opisów otoczenia. Jednak nie chciałem wprawiać w was (wstaw dowolne uczucie:). Tak czy siak, zapraszam do lektury.

Rozdział 4

     Xeron gwałtownie powstał. Znów przyśnił mu się ten sam koszmar. Powoli zaczął dochodzić do zmysłów. Nie był jednak w miejscu zasadzki. Czuł pod swoimi rękami podłogę z przeżartych przez korniki desek. Po chwili zdołał usłyszeć głuchy stukot końskich kopyt o brukowany chodnik. Nagle Xeron poczuł pod rękami żelazne kraty. Nie mógł nic zobaczyć, gdyż obraz był rozmyty i pełen czarnych plam. Lecz kiedy tylko wyostrzył mu się wzrok, zorientował się, że jest eskortowany przez Erathiańskie oddziały. Sam znajdował się w więziennym powozie. Wokół maszerowały przeróżni żołnierze, lecz główną uwagę zwracali ubrani w niebieskie szaty kapłani intonujący jakieś zaklęcie. W rogu powozu Xeron dostrzegł siedzącego Agerona. W powozie z tyłu znajdowała się reszta demonów. Wnet wędrowiec usłyszał głuche zdania, które najwyraźniej wypowiadał Ageron. Kreeganin spróbował go podsłuchać, lecz niewiele z tego zrozumiał.
- To... już...koniec...nasz - Bredził Ageron. Nagle skierował wzrok w kierunku Xerona, mówiąc:
- Xeronie, jesteśmy zgubieni. Wiozą nas na pewną śmierć.
- Co chcesz przez to powiedzieć Ageronie? - Odrzekł Xeron.
- Jesteśmy wiezieni na egzekucję.
- Ageronie, myślisz, że taka klatka powstrzyma mnie, Xerona, prawą rękę Lucyfera Kreegana?
Lecz kiedy Xeron zebrał w sobie energię, aby się teleportować, został trafiony w pierś kulą świetlistej energii. Zdezorientowany kreeganin nie mógł zlokalizować jej źródła.
- Widzisz tych kapłanów? - Zadał pytanie Ageron - Mają na celu uniemożliwić nam ucieczkę z tego miejsca. Nie ma żadnego sposobu aby wydostać się z tego powozu.
Przepełniony gniewem Xeron ryknął, wzdychając:
- Nie mogę uwierzyć - Zaczął kreeganin - że przedstawiciel tak potężnej rasy jak ja jest zamknięty w jakiejś klatce jak bezmyślne zwierzę! - Niespodziewanie Xeron rzucił się do krat, próbując je wyrwać, lecz po jego rękach przeszła silna energia, która zadała mu niewyobrażalny ból. To nie była zwykła klatka. Zapieczętowano w niej zaklęcie ochronne, które nie pozwalało agresorowi jej zniszczyć. Xeron był bezradny. Nie mógł w żaden sposób przeciwstawić się mocy kapłanów i ich czarów. Gdyby tylko był jakiś sposób ucieczki...
     Wściekły z powodu całej sytuacji kreeganin siadł obok Agerona. Zastanawiało go jedno - jakim cudem erathiańskie wojska wiedziały, gdzie się kierował? Postanowił sam zapytać woźnicę.
- Wiesz, normalnie nie rozmawiam z więźniami - Odparł człowiek w brudnych łachmanach - ale powiem ci, że głupotą jest zostawiać za sobą ślad zniszczeń.
-,,Cholera" - Zaklął w myślach Xeron -,, Wiedziałem, że zaczną iśc po śladach zniszczeń. W końcu zgubiła mnie moja własna nienawiść"
- Dzięki tobie razem z twoim przyjacielem jedziecie prosto na plac egzekucji w Steadwick.
- Co to znaczy "Dzięki tobie"? - Wtrącił się Ageron.
- To - Zaczął znowu mówić woźnica - że przez to, iż twój przyjaciel niszczył i zabijał wszystko, co spotkał, ułatwił nam zlokalizowanie i schwytanie waszej grupy.
- Xeronie, dlaczego to zrobiłeś? - Spytał zmieszany Ageron.
- Widzisz, Ageronie, nie potrafię opanować swojego gniewu.
- Gdyby nie twoja nienawiść, nie siedzielibyśmy w tym powozie i nie jechali pod katowski topór - Mruknął Ageron, po czym zmienił ton głosu na łagodniejszy. - Musisz nauczyć się go kontrolować, inaczej będzie wciągał nas w coraz niebezpieczniejsze sytuacje. W końcu zacznie cię wyniszczać od wewnątrz.
- Ale jak mam to zrobić?
- Jeśli się stąd wydostaniemy, pomogę ci, przyjacielu.
,,Przyjacielu" - to słowo tajemniczo oddziałało na kreeganina w płaszczu. Zaczął mocno wzdychać, co zdziwiło Agerona.
- Xeronie, co się stało?
-,, Przyjaciel" - od dawna nikt mnie tak nie nazwał. Sam żadnego nie miałem, poza jednym - Xexem.
- Kim był Xex? - Zapytał zaciekawiony Ageron.
- Jedyny kreeganin, który był dla mnie wiele wart. Znaliśmy się prawie od zawsze. Ramię w ramię walczyliśmy z Erathią i AvLee. Jednak w końcu zakończył swój żywot. Zabiły go te przeklęte niziołki, te małe, włochate kreatury! Straciłem go raz na zawsze. Od tego czasu drugiego takiego kreeganina już więcej nie spotkam. - W tym momencie spod powieki Xerona mimowolnie wypłynęła łza. - Te niziołki pomagały Erathii i AvLee! Jeśli się stąd wydostanę, zemszczę się na tych przeklętych niziołkach i wszystkich, ktorzy dołączyli do wojny przeciwko Eofolowi!
Niespodziewanie Xeron wstał, a jego dłoniach rozpalił się błękitny płomień. Po chwili z rykiem zaczął miotać w kraty powozu, nierzadko podpalając zebranych wokół niego żołnierzy. Kapłani szybko odreagowali na szaleńczy atak kreeganina, ostrzeliwując go kulami jarzącego się światła, które tym razem nie zrobiły na Xeronie większego wrażenia. W końcu jednak musiał ulec sile kapłanów, wobec tego upadł, rycząc z bólu.
- Widzisz, że nienawiść prowadzi do niczego. tylko cierpisz. - Powiedział Ageron, widząc całą sytuację.
- Wolę cierpieć, niż bezczynnie patrzeć, jak mój największy wróg niszczy mój kraj i zabiera mnie prosto na śmierć! - Wściekle odparł Xeron.
- Ale czemu to robisz? Dobrze wiesz, że będąc sam zginiesz, w żaden sposób nie ratując swego kraju ani nas. Marnujesz tylko swoje siły.
Xeron ochłonął.
      Obaj kreeganie przejechali już wiele, a droga do Steadwick robiła się coraz krótsza. Xeron jednak się tym nie przejmował. Cały czas myślał nad zemstą skierowaną przeciw Erathii i AvLee. W jego rogatym łbie ciągle kotłowała się jedna myśl -,, Dobrze wiesz, że będąc sam zginiesz, w żaden sposób nie ratując swego kraju ani nas.".,, Będąc sam." W głowie Xerona odblokowała się kolejna luka pamięci - tunele pod Eofolem.
-,, Ageron wspominał o tunelach pod Eofolem, które wykopał Nighon w celu ataku na Erathię." - Mówił do siebie w myślach Xeron. -,, Jeśli uciekło przez nie więcej kreegan, jest nadzieja, aby zebrać wszystkich uciekinierów. Jeśli Ageron zna ich dokładne położenie, będę mógł poważnie rozważyć ten pomysł." - Momentalnie skierował wzrok w kierunku Agerona
- Ageronie, znasz położenie reszty tuneli nighońskich? - Zadał pytanie Xeron.
- Tych którymi uciekłem?
- Dokładnie. Jeśli więcej kreegan nimi uciekło, możemy ich zebrać w jedną drużynę.
- Xeronie, oszalałeś? Skąd masz pewność, że wszyscy kreeganie uciekli akurat tymi tunelami, a nawet gdyby, jaką masz pewność, że w ogóle z nich wyszli?
- Tego nie wiem - luźno odpowiedział Xeron - Ale czuję, że mimo, wielu nieszczęść los ciągle jest po mojej stronie.
- Gdyby był, nie znajdowalibyśmy się w tym powozie i eskortowani przez oddział erathiańskich żołnierzy.
- Wszytko ma swoje dobre strony Ageronie. Los przychodzi z czasem.
     W końcu obaj kreeganie i czarty dotarli pod mury Steadwick. Przed bramą miasta Ageron mruknął cicho do Xerona:
- Twój los chyba się spóźnia.
- Wiesz, ja sam zaczynam w niego wątpić - Niepewnie odpowiedział Xeron.
Wydawało się, że czas kreegan na tym świecie powoli dobiegał końca. Nieubłaganie powóz kierował się w stronie dziedzińca, na którym stał już oparty o pniak katowski topór. Wokół zebrało się wiele gapiów, w większości chłopów. Kreeganie zaczęli tracić nadzieję. Lecz kiedy tylko dwaj żołnierze mieli zamiar tworzyć kraty powozu, usłyszeli potworny ryk. Zebrane na placu wojsko pośpiesznie dobyło broni lecz nigdzie nie było słychać źródła tajemniczych odgłosów. Nagle znikąd pojawił się smok, w dodatku nie byle jaki - był to kwasowy smok Xerona. Bestia zionęła swą żrącą posoką w kraty powozów, co umożliwiło ucieczkę kreeganom i ich towarzyszom. Po chwili smok pokrył zebranych na placu gapiów kwasem. Z wielu z nich zostały tylko roztopione ciała. Kapłani zaczęli miotać w potwora kulami światła, jednak Xeron prędko pozbawił ich głów leżącym na brukowanym placu srebrnym mieczem. Momentalnie wszystkie demony rzuciły się na wszystkich zebranych na placu ludzi. Jednak Ageron szybko opanował ich dziki szał i chęć mordu, po czym wydał rozkaz ucieczki. Jednak Xeron zapomniał o wszystkim, gdyż nagle ujrzał Rolanda Ironfista, który dobijał jednego z gogów. Pałając żądzą zemsty rzucił się na niego, jednak ten niespodziewanie odpowiedział ciosem rękojeści w szczękę, po czym żłobiąc bliznę na jego ciele.
- Może nie zrobiłem tego na Kreelah - powiedział Roland - Ale póki mam okazję, zabiję cię za twe zbrodnie i czyny.
Lecz gdy miał zadać ostrzem śmiertelny cios, niespodziewanie kwasowy smok zionął swą żrącą posoką między nich. Jednak ten smok naprawdę widział w tym krreganie swojego przyjaciela. Xeron w parę sekund odskoczył i zaczął biec wraz z Ageronem do bramy Steadwick. Dzięki obecności kwasowego smoka było to śmiesznie łatwe, gdyż pokrywał wszystkich przed sobą kwasem, torując demonom drogę. Na nieszczęście brama była powoli zamykana, lecz obecność smoka znowu ich ocaliła - jedno zionięcię prawie całkowicie ją zniszczyło. W dodatku pod bramą nie było fosy.
- Teraz cała Erathia wie o naszej obecności - Powiedział Xeron - Nasza ucieczka stąd graniczy z niemożliwością.

Proszę jak przeczytacie, dajcie ocenę.

Crystal Dragon PW
22 czerwca 2014, 10:37
Jak obiecałem, tak zrobiłem - pojawiły się opisy otoczenia, oraz parę zmian kosmetycznych. Nie są długie, ale spełniają swoje zadanie. Tak więc Garecie, możesz już napisać ocenę. Resztę grotowiczów również zapraszam do oceny. Tak więc, miłej lektury.

Rozdział 4

     Xeron gwałtownie powstał. Znów przyśnił mu się ten sam koszmar. Powoli zaczął dochodzić do zmysłów. Nie był jednak w miejscu zasadzki. Czuł pod swoimi rękami podłogę z przeżartych przez korniki desek. Po chwili zdołał usłyszeć głuchy stukot końskich kopyt o brukowany chodnik. Nagle Xeron poczuł pod rękami żelazne kraty. Nie mógł nic zobaczyć, gdyż obraz był rozmyty i pełen czarnych plam. Lecz kiedy tylko wyostrzył mu się wzrok, zorientował się, że jest eskortowany przez erathiańskie oddziały. Sam znajdował się w więziennym powozie. Wokół maszerowały przeróżni żołnierze, lecz główną uwagę zwracali ubrani w niebieskie szaty kapłani intonujący jakieś zaklęcie. W rogu powozu Xeron dostrzegł siedzącego Agerona. W powozie z tyłu znajdowała się reszta demonów. Wnet wędrowiec usłyszał głuche zdania, które najwyraźniej wypowiadał Ageron. Kreeganin spróbował go podsłuchać, lecz niewiele z tego zrozumiał. Nagle Ageron skierował wzrok w kierunku Xerona, mówiąc:
- Xeronie, nie mam dobrych wieści. Wiozą nas na pewną śmierć. - Oznajmił z ponurą miną Ageron.
- Co chcesz przez to powiedzieć Ageronie? - Odrzekł Xeron.
- Jesteśmy wiezieni na egzekucję.
Xeron zaśmiał się.
- Ageronie, myślisz, że taka klatka powstrzyma mnie, Xerona, prawą rękę Lucyfera Kreegana?
Lecz kiedy Xeron zebrał w sobie energię, aby się teleportować, został trafiony w pierś kulą świetlistej energii. Zdezorientowany kreeganin nie mógł zlokalizować jej źródła.
- Widzisz tych kapłanów? - Zadał pytanie Ageron - Mają na celu uniemożliwić nam ucieczkę z tego miejsca. Nie ma żadnego sposobu aby wydostać się z tego powozu.
Przepełniony gniewem Xeron ryknął, wzdychając:
- Nie mogę uwierzyć - Zaczął kreeganin - że przedstawiciel tak potężnej rasy jak ja jest zamknięty w jakiejś klatce jak bezmyślne zwierzę! - Niespodziewanie Xeron rzucił się do krat, próbując je wyrwać, lecz po jego rękach przeszła silna energia, która zadała mu niewyobrażalny ból. To nie była zwykła klatka. Zapieczętowano w niej zaklęcie ochronne, które nie pozwalało agresorowi jej zniszczyć. Xeron był bezradny. Nie mógł w żaden sposób przeciwstawić się mocy kapłanów i ich czarów. Gdyby tylko był jakiś sposób ucieczki...
     Wściekły z powodu całej sytuacji kreeganin siadł obok Agerona. Zastanawiało go jedno - jakim cudem erathiańskie wojska wiedziały, gdzie się kierował? Postanowił sam zapytać woźnicę.
- Wiesz, normalnie nie rozmawiam z więźniami - Odparł człowiek w brudnych łachmanach - ale powiem ci, że głupotą jest zostawiać za sobą ślad zniszczeń.
-,,Cholera" - Zaklął w myślach Xeron -, ,Wiedziałem, że zaczną iśc po śladach zniszczeń. W końcu zgubiła mnie moja własna nienawiść"
- Dzięki tobie razem z twoim przyjacielem jedziecie prosto na plac egzekucji w Steadwick.
- Co to znaczy "Dzięki tobie"? - Wtrącił się Ageron.
- To - Zaczął znowu mówić woźnica - że przez to, iż twój przyjaciel niszczył i zabijał wszystko, co spotkał, ułatwił nam zlokalizowanie i schwytanie waszej grupy.
- Xeronie, dlaczego to zrobiłeś? - Spytał zmieszany Ageron.
- Widzisz, Ageronie, nie potrafię opanować swojego gniewu.
- Gdyby nie twoja nienawiść, nie siedzielibyśmy w tym powozie i nie jechali pod katowski topór - Mruknął Ageron, po czym zmienił ton głosu na łagodniejszy. - Musisz nauczyć się go kontrolować, inaczej będzie wciągał nas w coraz niebezpieczniejsze sytuacje. W końcu zacznie cię wyniszczać od wewnątrz.
- Ale jak mam to zrobić?
- Jeśli się stąd wydostaniemy, pomogę ci, przyjacielu.
,,Przyjacielu" - to słowo tajemniczo oddziałało na kreeganina w płaszczu. Zaczął mocno wzdychać, co zdziwiło Agerona.
- Xeronie, co się stało?
-, ,Przyjaciel" - od dawna nikt mnie tak nie nazwał. Sam żadnego nie miałem, poza jednym - Xexem.
- Kim był Xex? - Zapytał zaciekawiony Ageron.
- Jedyny kreeganin, który był dla mnie wiele wart. Znaliśmy się prawie od zawsze. Ramię w ramię walczyliśmy z Erathią i AvLee. Jednak w końcu zakończył swój żywot. Zabiły go te przeklęte niziołki, te małe, włochate kreatury! Straciłem go raz na zawsze. Od tego czasu drugiego takiego kreeganina już więcej nie spotkam. - W tym momencie spod powieki Xerona mimowolnie wypłynęła łza. - Te niziołki pomagały Erathii i AvLee! Jeśli się stąd wydostanę, zemszczę się na tych przeklętych niziołkach i wszystkich, ktorzy dołączyli do wojny przeciwko Eofolowi!
Niespodziewanie Xeron wstał, a jego dłoniach rozpalił się błękitny płomień. Po chwili z rykiem zaczął miotać w kraty powozu, nierzadko podpalając zebranych wokół niego żołnierzy. Kapłani szybko odreagowali na szaleńczy atak kreeganina, ostrzeliwując go kulami jarzącego się światła, które tym razem nie zrobiły na Xeronie większego wrażenia. W końcu jednak musiał ulec sile kapłanów, wobec tego upadł, rycząc z bólu.
- Widzisz, że nienawiść prowadzi do niczego. tylko cierpisz. - Powiedział Ageron, widząc całą sytuację.
- Wolę cierpieć, niż bezczynnie patrzeć, jak mój największy wróg niszczy mój kraj i zabiera mnie prosto na śmierć! - Wściekle odparł Xeron.
- Ale czemu to robisz? Dobrze wiesz, że będąc sam zginiesz, w żaden sposób nie ratując swego kraju ani nas. Marnujesz tylko swoje siły.
Xeron ochłonął.
     Obaj kreeganie przejechali już wiele, lecz krajobraz niewiele się zmieniał. Prawie bez przerwy widać było pola uprawne, obok których stały pokryte słomianym dachem chłopskie chatki. W odali cały czas widniał ogromny, erathiański las, który Xeronowi sprawił wiele problemów. Wśród tej natury był widoczny jeszcze jeden obiekt - Steadwick, stolica Erathii. Za murami miasta ukazywały się świetnie wykonane budynki - Erathia miała świetnych architektów. Co prawda tam też mieszkały chłopskie rodziny, lecz w głównej mierze byli to dostojnicy. Wśród nich prezentował się swoimi rozmiarami zamek królewski. Był niemniej świetnie zaprojektowany. Droga do Steadwick robiła się coraz krótsza. Xeron jednak się tym nie przejmował. Cały czas myślał nad zemstą skierowaną przeciw Erathii i AvLee. W jego rogatym łbie ciągle kotłowała się jedna myśl -, , Dobrze wiesz, że będąc sam zginiesz, w żaden sposób nie ratując swego kraju ani nas."., ,Będąc sam." W głowie Xerona odblokowała się kolejna luka pamięci - tunele pod Eofolem.
-, ,Ageron wspominał o tunelach pod Eofolem, które wykopał Nighon w celu ataku na Erathię." - Mówił do siebie w myślach Xeron. -, ,Jeśli uciekło przez nie więcej kreegan, jest nadzieja, aby zebrać wszystkich uciekinierów. Jeśli Ageron zna ich dokładne położenie, będę mógł poważnie rozważyć ten pomysł." - Momentalnie skierował wzrok w kierunku Agerona
- Ageronie, znasz położenie reszty tuneli nighońskich? - Zadał pytanie Xeron.
- Tych którymi uciekłem?
- Dokładnie. Jeśli więcej kreegan nimi uciekło, możemy ich zebrać w jedną drużynę.
- Xeronie, oszalałeś? Skąd masz pewność, że wszyscy kreeganie uciekli akurat tymi tunelami, a nawet gdyby, jaką masz pewność, że w ogóle z nich wyszli?
- Tego nie wiem - luźno odpowiedział Xeron - Ale czuję, że mimo, wielu nieszczęść los ciągle jest po mojej stronie.
- Gdyby był, nie znajdowalibyśmy się w tym powozie i eskortowani przez oddział erathiańskich żołnierzy.
- Wszytko ma swoje dobre strony Ageronie. Los przychodzi z czasem.
     W końcu obaj kreeganie i czarty dotarli pod mury Steadwick. Z bliska stolica jeszcze bardziej imponowała pięknem i stylem. Ulice były schludne, brukowane, a domy, nawet te chłopskie, po prostu były cudowne. Jak w każdym mieście znajdował się plac, na którym odbywały się zgromadzenia. Tam również na dwóch kreeganach miała być dokonana egzekucja. Zamek królewski wydawał się jeszcze bardziej imponujący, zarówno rozmiarami jak i stylem wykonania. Za bramą miasta Ageron mruknął cicho do Xerona:
- Twój los chyba się spóźnia.
- Wiesz, ja sam zaczynam w niego wątpić - Niepewnie odpowiedział Xeron.
Wydawało się, że czas kreegan na tym świecie powoli dobiegał końca. Nieubłaganie powóz kierował się w stronę placu, na którym stał już oparty o pniak katowski topór. Wokół zebrało się wiele gapiów, w większości chłopów. Kreeganie zaczęli tracić nadzieję. Lecz kiedy tylko dwaj żołnierze mieli zamiar tworzyć kraty powozu, usłyszeli potworny ryk. Zebrane na placu wojsko pośpiesznie dobyło broni lecz nigdzie nie było słychać źródła tajemniczych odgłosów. Nagle znikąd pojawił się smok, w dodatku nie byle jaki - był to kwasowy smok Xerona. Bestia zionęła swą żrącą posoką w kraty powozów, co umożliwiło ucieczkę kreeganom i ich towarzyszom. Po chwili smok pokrył zebranych na placu gapiów kwasem. Z wielu z nich zostały tylko roztopione ciała. Kapłani zaczęli miotać w potwora kulami światła, jednak Xeron prędko pozbawił ich głów leżącym na brukowanym placu srebrnym mieczem. Momentalnie wszystkie demony rzuciły się na wszystkich zebranych na placu ludzi. Jednak Ageron szybko opanował ich dziki szał i chęć mordu, po czym wydał rozkaz ucieczki. Jednak Xeron zapomniał o wszystkim, gdyż nagle ujrzał Rolanda Ironfista, który dobijał jednego z gogów. Pałając żądzą zemsty rzucił się na niego, jednak ten niespodziewanie odpowiedział ciosem rękojeści w szczękę, po czym żłobiąc bliznę na jego ciele.
- Może nie zrobiłem tego na Kreelah - powiedział Roland - Ale póki mam okazję, zabiję cię za twe zbrodnie i czyny.
Lecz gdy miał zadać ostrzem śmiertelny cios, niespodziewanie kwasowy smok zionął swą żrącą posoką między nich. Jednak ten smok naprawdę widział w tym krreganie swojego przyjaciela. Xeron w parę sekund odskoczył i zaczął biec wraz z Ageronem do bramy Steadwick. Dzięki obecności kwasowego smoka było to śmiesznie łatwe, gdyż pokrywał wszystkich przed sobą kwasem, torując demonom drogę. Na nieszczęście brama była powoli zamykana, lecz obecność smoka znowu ich ocaliła - jedno zionięcię prawie całkowicie ją zniszczyło. W dodatku pod bramą nie było fosy.
- Teraz cała Erathia wie o naszej obecności - Powiedział Xeron - Nasza ucieczka stąd graniczy z niemożliwością.

Dla niekumatych:P: od tego rozdziału zaczyna się zmiana charakteru Xerona.

Garett PW
22 czerwca 2014, 11:54
Na czacie napisałem ci, że są strasznie cipowaci, teraz są cipowaci trochę mniej, ale nadal. Ageron nie powinien uspokajać Xerona jak dziecka, lecz powiedzieć do niego: "Ty, kurwa ogarnij się!". Powoli, z biegiem czasu nabierali by do siebie szacunku, zwłaszcza Ageron do Xerona, bo powinien przestać szanować go za te idiotyzmy. Oprócz tego jest OK, mam tylko pytanie, będziesz kontynuował ich losy po Rozliczeniu, na Axeonth?

Crystal Dragon PW
22 czerwca 2014, 21:51
lisz garett:
Na czacie napisałem ci, że są strasznie cipowaci, teraz są cipowaci trochę mniej, ale nadal. Ageron nie powinien uspokajać Xerona jak dziecka, lecz powiedzieć do niego: "Ty, kurwa ogarnij się!". Powoli, z biegiem czasu nabierali by do siebie szacunku, zwłaszcza Ageron do Xerona, bo powinien przestać szanować go za te idiotyzmy. Oprócz tego jest OK

Dałeś mi tu bardzo ciekawą propozycję Garecie, aczkolwiek już trzeci raz piszę, że w kampani AB była wzmianka, że na wieść o śmierci matki Xerona dopadł szloch.
Tak więc kreeganie nie są tacy twardzi, trochę cipowaci, ale pomyślę nad tym(twoje "ty kurwa, ogarnij się" mi się spodobało:D).

znowu garett:
mam tylko pytanie, będziesz kontynuował ich losy po Rozliczeniu, na Axeonth?

Szczerze nigdy o tym nie myślałem. Zresztą przy tym, co planuję, będzie to trudne, jednak nie wykluczam takiej opcji.

Crystal Dragon PW
7 lipca 2014, 17:17
Z opóźnieniem, ale jest. Nareszcie napisałem piąty rozdział, który dla wielu będzie dużym zaskoczeniem. A czemu, to zachęcam do czytania. I oceniania, rzecz jasna.

Rozdział 5

     Powoli zaczęło się ściemniać, a nad niebem poczęły krążyć czarne chmury. Xeronowi powoli zaczął ponownie doskwierać głód, jak również reszcie demonów. Ageron wielokrotnie nalegał, żeby się gdzieś zatrzymać, jednak Xeron ciągle go ignorował; za wszelką cenę chciał uciec z Erathii. Lecz w końcu musiał ulec, gdyż głód doskwierał coraz bardziej. Niestety obaj Keeganie nie mogli znaleźć idealnego miejsca na postój, na szczęście wśród pól uprawnych i gąszczy zauważyli starą opuszczoną chłopską chatę. Dla pewności jeden z czartów przeszukał wnętrze zrujnowanego domu. Kiedy demony upewniły się, że nikogo nie ma w środku, postanowiły tam przenocować. Niestety nie było prowiantu. Ageron wysłał dwa Gogi w celu znalezienia jakiegoś pożywienia. Wśród wysokiej trawy piekielne bestie ujrzały niewielką chatę oraz zagrodę, za którą pasły się zwierzęta rolne. Gogi, nad którym głód przejął kontrolę, rzuciły się na jedną ze świń. Lecz kiedy tylko zwierz wydał z siebie głośny kwik, po chwili powietrze przeszył krzyk dobiegający z okna. To była żona gospodarza domu.
Niespełna minutę później z drzwi wybiegł gospodarz, trzymając w ręku widły. Gdyby wiedział, co potrafią te złowieszcze pomioty, zastanowiłby się, czy powinien wychodzić i biec na nie z widłami. W krótkiej chwili dosyć gruby mężczyzna upadł na zabłoconą ziemię, płonąc. Następnie również jego żona zgięła się na futrynie okna, by nagle płonąca wypaść z niego do świńskiej zagrody.
     Kiedy oba gogi wróciły, zastały Xerona i Agerona, dyskutujących o czymś ważnym.
- Xeronie, musimy się zmobilizować i stąd uciec - oznajmił Ageron.
- Też nie mam zamiaru tu przebywać, ale jak? - Odparł Xeron - Podwoili straże na granicach Erathii!
- Masz jakiś inny pomysł? Czy wolisz zostać schwytanym i powieszonym na placu Steadwick?
- Fakt - westchnął Xeron - Jaka jest najlepsza opcja ucieczki?
- Deyja - mrocznym tonem rzekł Ageron
Ciąg rozmowy co jakiś czas przerywał pomruk kwasowego smoka. Gogi, zbyt tępę, aby zrozumieć, o czym rozmawiają kreeganie, wzięły się za rozpalanie ogniska.
- Tam również nie będą nas darzyć szczególnym współczuciem.
- Ale nie będą chcieli nas od razu zabić, jak tutaj.
- A zatem dobrze, jutro rano ruszamy do Deyji.
Po zakończeniu dyskusji kreeganie udali się po piekącego się prosiaka. Kiedy się upiekł i wszyscy wzięli dla siebie po jego części, Xerona dopadła senność. Kiedy wracał do chaty, dołączył do niego Ageron, który również zmrużyła senność. Kiedy każdy zajął swój kąt w starej chacie, Xeron niespodziewanie zapytał Agerona pytaniem, które bardzo go zmieszało:
- Ageronie, a jaki ty sobie postawiłeś cel życia?
Przez krótką chwilę nie było niczego słychać, poza odgłosami biesiadowania czartów i gogów.
- Szczerze nigdy nie myślałem nad swoim celem - Nagle odpowiedział kreeganin, odgryzając kawałek świńskiej nogi. - Głownie zależało mi na ucieczce z tego przeklętego kraju.
- Świetnie cię rozumiem - Xeron również ugryzł swój kawałek prosiaka - Dla mnie życie o mało nie straciło sensu.
Ageron ziewnął - Kiedy indziej dokończymy tą dyskusję. Musimy być przygotowani na wszelkie przeciwności losu.
Kiedy rozmowa kreegan się zakończyła, Xeron okrył się swym podartym płaszczem, a Ageron ułożył się wygodnie w swej zbroi. Lecz nie mogli czuć się bezpiecznie, bowiem zguba czyhała na nich na każdym kroku.
     Tym razem Xerona nawiedził inny koszmar. Poczuł, że jest niesiony przez czarty ze swojej grupy. Wsród ciemności dało się ujrzeć skalne sklepienie i ściany. Dziwnym trafem zorientował się, że znajdował się w tych tunelach, z których uciekł. Jednak nie mógł się ruszyć, a czarty nie zwracały uwagi na jego rozkazy. Nagle rzuciły nim o skalną ścianę groty, dyskutując o tym, czy zostawić kreegana albo zabrać dalej. Lecz tym razem cała sytuacja potoczyła się przerażająco. Grupka demonów poszła razem, zostawiając Xerona na pastwę losu. W końcu mógł zacząć się ruszać. Lecz kiedy nawoływał swe czarty, odpowiadało mu tylko głuche echo. Niespodziewanie usłyszał za sobą głośny pomruk wraz z rykiem. Z ciemnego korytarza groty wyłonił się sunący w kierunku kreegana ogień. Wraz z ogniem wyłoniło się kilka czarnych smoków, które ruszyły za Xeronem. Kreeganin uwolniony od strachu przed tymi bestiami chciał się przed nimi bohatersko obronić, jednak ciało go nie słuchało. Xeron mimowolnie rzucił się do ucieczki. Niestety zdało się to na nic. Po krótkiej próbie ucieczki ogień otoczył kreegana, który, płonąc, wydawał z bólu potworne okrzyki. Wtem z ognia wyłonił się pewien obraz. Okazało się, że Xeron właśnie był w sali tronowej, a na kreeganinie nie było śladów oparzeń. Przed sobą ujrzał Lucyfera Kreegana w towarzystwie poprzedniego władcy kreegan - Xenofexa.
- Xeronie - zaczęli mówić obaj władcy - Okryłeś się hańbą, uciekając przed jakimiś marnymi smokami. Tacy kreegańscy dowódcy, zarówno żołnierze są tu bezwartościowi, dlatego zostaniesz ścięty.
Xeron znowu się nie kontrolował. Zaczął błagać, aby go oszczędzono.
- Budzisz w nas odrazę, Xeronie - kontynuowali wypowiedź obaj władcy - Poniżasz się do tego stopnia, błagając o litość. Kreeganin powinien to przyjąć z godnością.
Wtem do sali tronowej weszli trzej kreeganie, a jeden z nich trzymał olbrzymi topór. Pozostali dwaj nieśli pieniek. Kiedy go postawili, chwycili Xerona i położyli jego głowę na pniu. Topór nieubłaganie kierował się w stronę kreegańskiego karku. Kiedy tylko ostrze przecinało powietrze, sunać w Xerona w celu pozbawienia go głowy, nagle się zbudził.
-, ,Te przeklęte sny" - pomyślał Xeron.
- Mówiłem, że ktoś tu jest - znikąd rozległ się pewien głos. Nadal była noc. Zaniepokojony obudził Agerona, po czym obaj wybiegli na zewnątrz. Wokół demonów nadal jeszcze paliło się ognisko.
- Głupcy! - Ryknął wściekły Xeron - Wy tępe gogi miałyście zajmować się ogniskiem! Nie zgasiliście go! Teraz jacyś ciekawscy kierują się w naszą stronę! - Nagle w furii ruszył w kierunku głosów, lecz ochłonął, kiedy przypomniał sobie to, co mówił mu Ageron.
- Zgaście ogień - wydał rozkaz kreeganin - musimy niespostrzeżenie stąd uciec.
- Wpierw musimy pozbyć się ciekawskich - oznajmił Ageron, po czym podniósł z ziemi niewielki kamień i rzucił nim w pole pszenicy. Po chwili wszyscy usłyszeli "Tam poszli" wypowiadane przez jednego z ludzi. Demony wykorzystały okazję i ruszyły w kierunku drogi. Na szczęście nie było to daleko, więc po chwili wszyscy byli już na kamiennym chodniku.
- Ech, mogliśmy ich zabić - mruknął Xeron.
- Przecież wiesz, że tropili by nas po śladach zniszczeń - Odpowiedział Ageron.
Jednak umysł Xerona skrywał znacznie więcej tajemnic, o które nikt by go nie podejrzewał...
     Wędrując dalej Xeron i jego towarzysze mijali jakiś stary, piętrowy budynek, który lada chwila miał się zawalić. Najprawdopodobniej żaden z demonów nie zwróciłby na to uwagi, gdyby nie to, że z walącego się okna wyjrzał mały chłopiec wołający o pomoc. I nagle stało się coś, co nigdy nie powinno się zdarzyć - Xeron rzucił się w kierunku okna, za którym był chłopak. Wspiął się po mających się zaraz zawalić ścianach, po czym wyciągnął malca z okna i postawił go na ziemi. Osłupiałe demony nie mogły uwierzyć w to, co widziały - kreeganin, który mordował i zabijał każdego, kogo napotkał, zrobił wręcz przeciwnie. Ocalił jedno z istnień ludzkich na tym świecie. W końcu los zaskoczy każdego...

Crystal Dragon PW
18 lipca 2014, 21:50
Wreszcie pojawił się rozdział 6. Ale dlaczego od razu nowy rozdział zamiast poprawka tamtego? Najzwyczajniej w świecie postanowiłem napisać następny zamiast poprawiać poprzedni. Wpierw parę informacji:
- Najprawdopodobniej nie będzie mnie na grocie przez blisko 2 tygodnie, mam nadzieję, że za ten czas pojawi się sporo komentarzy i ocen,
- Chciałem zapytać was, czy nie chcielibyście, aby jakoś nazwać dotychczas napisane rozdziały.
- Dodałem również okazyjne przekleństwa (kim przecież byłby kreeganin, który uzywa wyrafinowanej mowy?:),
- Drugą opcją jest zebranie rozdziałów w jeden, a dotychczasowe rozdziały uczynić podrozdziałami( np. Rozdziały dot. podróży po Erathii Zebrać w jeden),
- Jestem nieco rozczarowany, że nie pojawił się żaden post pod 5 rozdziałem, toteż bardzo zachęcam do komentowania tego poprzedniego.

A teraz lektura:)

Rozdział 6

     - Ja? Ja miałbym uratować jakiegoś nic nie wartego bachora? - Xeron zaśmiał się - Ageronie, czy to przeklęte słońce czasami źle na ciebie nie wpływa?
- Jeśli to nawet słońce, to jak wytłumaczysz to, że czarty również widziały to, co zrobiłeś? - Czym prędzej zaprzeczył Ageron.
Faktycznie, nie było mowy o pomyłce. Czarty zaczęły wątpić i krzywo patrzeć na swojego przywódcę, wyjątkiem nie był kwasowy smok.
-,,Czy to możliwe, żebym zhańbił się takim czynem?" - Zastanowił się Xeron.
- Xeronie, jeśli nadal nie wierzysz w swój czyn, to zaraz odświeżę ci pamięć. - Rzekł nieco zirytowany Ageron, po czym wyciągnął dwa palce u ręki w kierunku głowy Xerona. Kreeganie stanęli do siebie twarzą w twarz. Ageron dotknął palcami czoła Xerona. Nagle rozległ się oślepiający błysk. Krążąc po własnym umyśle Xeron mógł zobaczyć to co pamiętał, to, co niedawno się wydarzyło. Z zakamarków pamięci wydostało się właśnie to wspomnienie, o którym Xeron nie miał pojęcia. Ujrzał siebie rzucającego się do ratunku jakiemuś marnemu dzieciakowi... jakiemuś bezwartościowemu bachorowi! Kiedy tylko się ocknął, zawładnęła nim furia i nienawiść. Oczy ponownie zaszły mu krwią, a w dłoniach splamionych krwią niewinnych zapłonął ogień. Wściekły kreeganin zaczął miotać płomieniami bez opamiętania. Wkrótce płomienie objęły całą roślinność po obu stronach drogi.
- Jak ja, wielki Xeron, ten, który pogrążył w rozpacz i cierpienie tak wiele ludzkich dusz, poniżył się, ratując przed śmiercią jakieś ludzkie dziecko?! - Krzyczał i darł się Xeron. Po krótkiej chwili odczuł dość mocne uderzenie w policzek, a następnie zdecydowane polecenie, które przywróciło go do równowagi:
- Do cholery, opanuj się Xeronie! - Ryknął Ageron.
Zapał kreegana ostygł, lecz nie całkiem, gdyż nadal sapał z wściekłości.
- Ech, faktycznie, muszę zacząć panować nad swoim gniewem. Ale zrozum Ageronie, że ten czyn to hańbiąca plama na mym kreegańskim honorze. Nawet, jeśli kontrolowała mnie jakaś nieznana siła.
- Jak uciekniemy z Erathii, to wtedy zaczniemy zastanawiać się nad tym wydarzeniem.
Nagle niebo pokryły czarne chmury, które poczęły przecinać pioruny, po czym sporymi kroplami zaczął padać gęsty deszcz. Po krótkiej chwili kreeganie mogli niewiele zobaczyć, nawet droga była ledwie widoczna. Jednak kreeganie i czarty niestrudzenie, choć po omacku kierowali się w stronę przejścia granicznego.
     Kiedy tylko deszcz minął, okazało się, że kreeganie zboczyli z drogi i wędrują przez średniej wielkości zagajnik. Jednak los począł się do nich uśmiechać, gdyż mimo to nadal byli na drodze ku granicy. Jednak ta radość nie trwałą długo. Nagle jeden z czartów wydał z siebie ogłuszający jęk, po czym głucho upadł na ziemię. Zaskoczone demony ujrzały strzałę wbitą w plecy z niezwykłą precyzją, dokładnie w miejscu, gdzie znajdowała się aorta. W ledwo pół minuty ciało demona otoczyła kałuża gęstej krwi. Po krótkiej chwili rozległ się następny, bolesny okrzyk i kolejny demon spoczął i wyzionął ducha. Xeron, który zorientował się, co się dzieje, zaczął wypatrywać tajemniczego strzelca. Kątem oka zdołał dostrzec jego posturę. Krył się między gałęziami niczym gepard, a jego ruchy były bezszelestne. Na sobie miał zielony płaszcz poprzeszywany liśćmi, który utrudniał wrogom zlokalizowanie go. Strzelec znów zniknął w konarach drzew, a po chwili kolejna strzała przeszyła powietrze i wbiła się w pierś kolejnego demona. Jednak Xeronowi postać wydawała się dziwnie znajoma. Miał wrażenie, że widział takie o podobnym ubiorze już nie raz. Kreeganin, którym zawładnęła ciekawość, rzucił się między drzewa. Zawzięcie starał się wytropić tajemniczego strzelca, który nie dawał za wygraną i nadal świetnie się maskował. Niespodziewanie Xeron usłyszał coraz głośniejszy świst. Odruchowo odwrócił się i wykonał szybki chwyt. Kreeganin zorientował się, że trzymał strzałę, w dodatku nie jakąś zwyczajną - była wykonana z żelaznych drzew z AvLee. Odświeżył sobie pamięć. Przypomniał mu się jego pierwszy koszmar. Ten, w którym uległ strzałom Gelu. To właśnie tej uległ Xeron. Kreeganin ponownie wpadł w furię. Zaczął rąbać i łamać drzewa, tylko dlatego, aby ujawnić kryjówkę strzelca. Lecz on wystrzelił kolejną strzałę. Tym razem jednak strzał był feralny. Nie dość, że Xeron przewidział ten ruch, to odrzucił w jego kierunku tą wykonaną z żelaznych drzew. Strzelec wydał z siebie bolesny jęk, za którego odgłosem zaczął podążać kreeganin. Po krótkiej chwili zobaczył na szmaragdowo zielonej trawie krew... świeżą krew.
- Wyłaź, i tak cię znajdę! - Ryknął Xeron.
Ślad urywał się przy wysokim, erathiańskim dębie. Kreeganin wspiął się po nim, lecz bezsensownie, gdyż po chwili wystrzelona przez strzelca strzała wbiła się mu w bark. Xeron dał się złapać w pułapkę strzelca. Szybkim ruchem wyciągnął strzałę z barku, po czym wydał z siebie wściekły ryk. W końcu kreeganin spokojnie stanął. Zaczął wydawać z siebie coraz to głośniejsze warki, które w końcu przeistoczyły się w ogłuszający okrzyk. Oczy Xerona zaświeciły się na chwilę, po czym zrobiły się całkowicie białe. Kreeganin mógł teraz z łatwością zlokalizować strzelca.
- Teraz twoje ukrywanie się jest bezowocne! Jestem w stanie zobaczyć cię, gdziekolwiek będziesz! - Z radością oznajmił Xeron.
- Cóż, wobec takich okoliczności nie mam innej opcji jak się ujawnić. - Niespodziewanie odrzekł strzelec, po czym zeskoczył na ziemię. Był dosłownie tak samo ubrany jak strzelcy z Leśnej Straży.
- Powiedz mi chłystku z Leśnej Straży, ten głupiec Gelu wysłał ciebie, aby mnie zabić? - ze śmiechem orzekł Xeron.
- Powiem ci, Xeronie, że nie jestem z Leśnej Straży. Udaję tylko jednego z nich.
- Kim ty do cholery jesteś?! I skąd znasz moje imię?
- Wkrótce się wszystkiego dowiesz. Tymczasem chciałem zobaczyć, jak sprawuje się mój następca.
- Następca?! Jak śmiesz nazywać mnie swym następcą! - Xeron z furią rzucił się na tajemniczą postać, jednak ten odpowiedział mu niesamowicie szybkim unikiem i ciosem w szczękę. Jednak kreeganin nieugięcie atakował, jednak bezskutecznie - za każdym razem strzelec robił blok lub błyskawiczny unik połączony z kontratakiem. W końcu jednak strzelec musiał popełnić błąd, gdyż przy kolejnym podobnym ruchu Xeron niespodziewanie teleportował się za strzelca, lecz gdy tylko zaatakował go mieczem ku jego zdziwieniu ostrze stępiło się, a ubranie strzelca było nienaruszone.
- Kim ty kurwa jesteś, gadaj! - Ryknął nienawistnie Xeron.
- Wszystko w swoim czasie Xeronie - Odpowiedział spokojnie strzelec - w odpowiednim miejscu i czasie wszystko się wyjaśni.
Owładnięty furią Xeron szybkim ruchem podciął nogi strzelcowi. Xeron przepełniony nienawiścią skierował stepiałe ostrze ku gardzieli strzelca.
- Słuchaj - zaczął mówić Xeron - nie obchodzi mnie, kim jesteś, ważne, że teraz ja decyduję o twoim marnym życiu!
- Xeronie, słyszałeś, że pewność siebie może zgubić? - Ze stoickim spokojem odpowiedział strzelec. Nagle kopniakiem w nogę pozbawił Xerona równowagi, a następnie powalił go dwoma silnymi ciosami w twarz.
- No śmiało! Zabij mnie! - Ryknął ponownie Xeron.
- Nie zrobię tego. Nie mogę pozwolić, aby mój następca umarł ani żeby zło opętało go na zawsze. I jeszcze jedno: waszym tropem ruszyli tacy jak ja z zamiarem dostarczenia twojej głowy i twych towarzyszy władcom Erathii.
Kończąc to zdanie strzelec wyjął ze swej kieszeni jakąś metalową kulkę. Kiedy rzucił ją na ziemię, wydobył się z niej potężny, oślepiający błysk. Kiedy Xeron zdołał otworzyć oczy, po tajemniczej postaci nie było żadnego śladu. Zanim strzelec zniknął, Xeron usłyszał jeszcze jedną wypowiedź:
- Wkrótce ponownie się spotkamy.
     Xeron nie mógł nic zrozumieć z tego, co się stało. W jego umyśle w kółko krążyło tylko jedno pytanie: kim był ten człowiek? Lecz teraz znacznie ważniejsza była ucieczka do Deyji, oraz ucieczka przed łowcami głów. Wokół tego kreegana krążyło wiele tajemnic...

Kastore PW
30 lipca 2014, 15:19
Witam Państwa!
Jestem kotołak Kastore, ja to pamiętam, więc Wy już nie musicie!

Przydałoby się jakieś pocieszające słowo wstępu na początek omawiania. Hmmm. (Drapie się po głowie) Co by tu napisać? Ach, wiem, zacznę od cytatu jakiejś mądrej osoby! Nie przedłużając: "Pokój bez książek jest jak... eee... nieważne.

Rozdział 2.:
Los często miewa kaprysy. Możemy stracić ukochaną, ktoś bliski może umrzeć. Jednak los Xerona był znacznie gorszy. Musiał wędrować przez kraj swojego największego wroga - Erathię.
Już pominę, że w drugim zdaniu jest sprytnie ukryty motyw seksistowski. Ale dlaczego od razu zakładasz, że to co spotyka Xerona jest najgorszym, co może spotkać kogokolwiek? To trochę takie traktowanie czytelnika jako z góry głupszego, komu można wcisnąć każdy kit i posłucha. Pozwól czytelnikowi zdecydować, co jest bardziej bolesne. Niech on też przeżywa losy głównego bohatera. Poza tym, nawet nie pokazałeś ani jednej sceny w tym przerażającym "kraju największego wroga"! I jak tu można komuś takiemu wierzyć? Łopatologia pełną gębą.

I żebyś wiedział, to co napisałem nie odnosi się tylko do tego jednego rozdziału, do tego jednego, jednuśkiego momentu. Odnosi się do całokształtu. Niech to emocje czytelnika decydują, czy coś będzie bolesne, radosne, chwalebne itp., a nie jakieś bezsensownie wciśnięte zdanie, w stylu "Ooo, a teraz nasz bohater jest smutny, więc Ty też bądź smutny idioto".

Ach i jeszcze poruszę jedną ważną kwestię, notorycznie pojawiającą się w PW, mianowicie te cholerne tłumaczenia, czyli coś co zabija całą akcję i więcej niż połowę klimatu. Proszę Cię, nie tłumacz, co się dzieje, co się stało i co się będzie dziać. Niech się po prostu dzieje. Owszem, można coś wytłumaczyć od czasu do czasu, to znaczy nie nazbyt często, ale też niech to będzie ciekawe, tzn. niech główny bohater pyta zaciekawiony, niech jakaś postać poboczna (ale nie randomowy chłop, zbrojny czy jakiś inny gog!!!) rzuci pytaniem odnośnie "co się właśnie dzieje" i tylko wtedy, kiedy to naprawdę będzie potrzebne.

Lepiej zamiast tłumaczeń stosuj opisy. Zamiast "jest to tunel wybudowany przez Nighończyków dla króla Kreegan, który dwadzieścia lat temu obronił bardzo ważnego posłańca do Dejii przed złymi elfimi paladynami z Vori... trutututu" daj "Szli przez tak wysoki tunel, że aż nie było widać sufitu. Z ciemności wystawały jedynie ostre czubki stalaktytów, z których skapywała woda. Na ścianach można było dostrzec ślady pazurów. Bez wątpienia robota Nighończyków... tęczowe tukany rządzą", czy cuś w tym stylu. Oczywiście z opisami też nie można przesadzać, bo mimo wszystko potrafią skutecznie spowolnić akcję.
Rozdział 2.:
Najwyraźniej na tym na tym los nie poprzestawał. Idąc w kierunku Erathii, Xeron natknął się na położone na drodze dobrze strzeżone przejście graniczne, które nie sposób było obejść.
Naprawdę nie sposób? Łopaaatologia.
Rozdział 2.:
- Gdybym poczekał do zmroku, może udałoby mi się przejść, ale z tego, co pamiętam w nocy straże graniczne są podwajane. Niestety nic nie wskóram.
Nie lepiej po prostu "- Po zmroku straże są podwajane."? Nie chcemy słuchać jak Xeron rozważa dwie linijki nad sprawami, które nas zupełnie nie obchodzą.
Rozdział 2.:
- Zatrzymaj się. Kim jesteś? - spytał się jeden ze zbrojnych.
- Przepuśćcie mnie - odparł Xeron. Trzymał już rękę na rękojeści podrdzewiałego miecza.
- Myślisz, że każdy może sobie tak po prostu przejść? - powiedział zbrojny – Nie przepuszczamy byle kogo!
Toż to nie zbrojny, tylko jakiś drech! Właściwe pytanie jakie powinien zadać to "dlaczego?". Twoja wersja wygląda, mniej, więcej tak:
- Przepuśćcie mnie. - cichym głosem powiedział Xeron.
- Wypie...! - wrzasnął strażnik.
Bez sensu, prawda?

I prosiłbym o pełniejszy opis garnizonu i bitwy ze strażnikami. Przecież to mogłaby byś najlepsza jak dotąd scena walki! Potężny Xeron kontra cały pułk zbrojnych.
Rozdział 2.:
Ale co mógł zrobić samotny wędrowiec wobec potężnej siły natury?
Ale cóż mogła zrobić samotna demoniczna gżegżółka, porzucona przez jej rodziców na samym środku boiska do hokeja plażowego? Według mnie bardzo dużo. Od teraz skrót "Ł" będzie oznaczał Łooopatologia. "Ł"
Rozdział 2.:
- Głupie, bezmyślne stworzenie – szeptał kreeganin – Myślisz, że możesz pokonać kreegana?!
Czy on to mówi do wilka? :P

Później jest jakaś nudna scena ze strażnikami, którą bym w całości wywalił. I to chyba tu była scena rodem z kreskówki z królikiem Bugsem? Mam na myśli to rzucanie kamieniami w celu odciągnięcia bezmyślnych strażników.

No i oczywiście następuje niesławne wysadzenie wszystkiego w promieniu kilku kilometrów. Po cholerę? Nie mógł po prostu zabić wszystkich, wziąć kasę i pójść? Czy jak go ktoś wkurzał w Eofolu to też wysadzał wszystko w powietrze? Przecież to głupie! Wywalić, zapomnieć!

Rozdział 3. zaczyna się kolejnymi wizjami. Znowu, po co? Widzieliśmy to już.
Rozdział 3.:
Ale przecież ta mroczna, rozpaczliwa egzystencja nie mogła trwać długo.
Nie myśl za odbiorcę.
Rozdział 3.:
Po długiej i wyczerpującej wędrówce przez las na Xerona wypadło parę czartów, gogów i chochlików.
Co za niesamowity przypadek! Jaki ten świat mały!
Rozdział 3.:
Ageron
A gdzie "X" w nazwie? Just kidding, ale na przyszłość i jakbyś jeszcze nie zauważył bardzo duża część imion Kreeganów ma iXów od cholery i jeszcze trochę.
Rozdział 3.:
- Nie mam pojęcia, ale wygląda jak te mieszkające na świecie Xeen.
- Nie rozumiem cię, Agenorze - odparł Xeron - Mów jaśniej.
- Widzisz, na świecie Xeen również występowały kwasowe smoki. Uwielbiały mieszkać wśród jezior z lawą oraz na terenach wulkanicznych. Ten tutaj znacząco się różni od swych kuzynów, jednak posiada niektóre cechy tych bestii z Xeen.
O_o Po co wprowadzać, kompletnie z niebytu, wątki o innych planetach? I ten motyw występuje tylko tu, miesza w głowie i już nigdy z powrotem go nie widzimy. Wyrzuć bez skrupułów!
Rozdział 3.:
- Te smoki uwielbiają chaos i zniszczenie, a ty masz je we krwi. Nie dziwi mnie to, że ten smok tak się do ciebie przywiązał. Na dodatek jest jeszcze młody. Wkrótce będzie znacznie większy.
W ogóle nie widzę sensu dodawać tego smoka do grupy bohaterów. A motyw z tym, że smok wyczuwa z krwi chaos i zniszczenie nie jest głupi, jest ekstremalnie głupi.

Później jest scena walki i znów za mało walki w walce. A smoka wywal z powrotem na Xeen, gdzie jego miejsce.
Rozdział 4.:
Xeron gwałtownie powstał. Znów przyśnił mu się ten sam koszmar.
Widzieliśmy!
Rozdział 4.:
- Widzisz tych kapłanów? - Zadał pytanie Ageron
A nie Batman?
Rozdział 4.:
- Jeśli się stąd wydostaniemy, pomogę ci, przyjacielu.
Nie pasuje mi tu takie rozczulanie się nad sobą. Po prostu razi w mój dobry gust.
Rozdział 4.:
-,, Przyjaciel" - od dawna nikt mnie tak nie nazwał. Sam żadnego nie miałem, poza jednym - Xexem.
- Kim był Xex? - Zapytał zaciekawiony Ageron.
Właśnie! Co tak wyjechałeś z tym Xexem? W ogóle kiedy to było? Widzieliśmy to?

I potem tłumaczenia i tłumaczenia, często kompletnie z nicości jak te o Xexie, co to tam się kiedyś zdarzyło. Naprawdę, nikogo to nie obchodzi.

I nich uciekną przed wejściem do sali tronowej. Przed spotkaniem z parą królewską. Niech to będzie porządna ucieczka, z dynamicznym opisem sytuacji. I wywal smoka.

Czy każdy kolejny rozdział musi się zaczynać długim opisem? To męczy.
Rozdział 5.:
- Świetnie cię rozumiem - Xeron również ugryzł swój kawałek prosiaka - Dla mnie życie o mało nie straciło sensu.
Ageron ziewnął - Kiedy indziej dokończymy tą dyskusję
I Ageron zniszczył klimat. Tak wiem, że pytanie z celem życia było kompletnie z Pustki, ale naprawdę byłem ciekaw, co mają do powiedzenia.
Rozdział 5.:
Tym razem Xerona nawiedził inny koszmar.
Boże ratuj! Znowu?! To już było. I teraz jest dwa razy dłuższy niż poprzednie!
Rozdział 5.:
-,, Te przeklęte sny" - pomyślał Xeron.
Święte słowa.
Rozdział 5.:
Wy tępe gogi miałyście zajmować się ogniskiem!
Który to już raz jak ktoś nie gasi ogniska przez swoją wrodzoną głupotę?
Rozdział 5.:
Wędrując dalej Xeron i jego towarzysze mijali jakiś stary, piętrowy budynek, który lada chwila miał się zawalić. Najprawdopodobniej żaden z demonów nie zwróciłby na to uwagi, gdyby nie to, że z walącego się okna wyjrzał mały chłopiec wołający o pomoc. I nagle stało się coś, co nigdy nie powinno się zdarzyć - Xeron rzucił się w kierunku okna, za którym był chłopak. Wspiął się po mających się zaraz zawalić ścianach, po czym wyciągnął malca z okna i postawił go na ziemi. Osłupiałe demony nie mogły uwierzyć w to, co widziały - kreeganin, który mordował i zabijał każdego, kogo napotkał, zrobił wręcz przeciwnie. Ocalił jedno z istnień ludzkich na tym świecie. W końcu los zaskoczy każdego...
To było głupie. Jeżeli chcesz, żeby Xeron kogoś ratował, to nie w taki sposób! Niech na przykład uratuje jakiś ludzi wiezionych na śmierć. Mógłby przykładowo pozabijać strażników i kiedy inne demony wymagałyby zakończenia ich żywotów, Xeron powiedziałby coś w stylu "wróg mojego wroga jest moim przyjacielem" i puścił ludzi wolno. Sumienie zadziałało? Zadziałało. Zachował godność? Zachował. I to w sposób nieco bardziej logiczny.

Później jest rozdział 6. Za dużo niepotrzebnych opisów i tłumaczeń. I oczywiście tajemnicza postać, zachowująca się jak każda tajemnicza postać kiedykolwiek stworzona, mówiąca o tajemniczej przeszłości Xerona. Serio? Co on mógł zrobić przez te kilka lat swojego życia?

I na koniec prosiłbym o opisy bohaterów, zwłaszcza głównego. I daj im jakieś ciekawsze charaktery, co?

Bardzo dziękuję Państwu za uwagę,
K.

Kammer PW
30 lipca 2014, 15:39
Dobre, Kastore, naprawdę dobre.

Crystal Dragon PW
2 sierpnia 2014, 16:23
Cytat:
Już pominę, że w drugim zdaniu jest sprytnie ukryty motyw seksistowski. Ale dlaczego od razu zakładasz, że to co spotyka Xerona jest najgorszym, co może spotkać kogokolwiek? To trochę takie traktowanie czytelnika jako z góry głupszego, komu można wcisnąć każdy kit i posłucha. Pozwól czytelnikowi zdecydować, co jest bardziej bolesne. Niech on też przeżywa losy głównego bohatera. Poza tym, nawet nie pokazałeś ani jednej sceny w tym przerażającym "kraju największego wroga"! I jak tu można komuś takiemu wierzyć? Łopatologia pełną gębą.

1. Motyw seksistowski? Nawet nie planowałem czegoś takiego dawać! Co do reszty masz całkowitą rację.
2. Tu faktycznie kompletna głupota z mojej strony i nieprzemyślane działanie. Chciałem to napisać lepiej ze strony językowej.
3. Starożytni... przynajmniej przedłużę rozdziały.

Cytat:
I żebyś wiedział, to co napisałem nie odnosi się tylko do tego jednego rozdziału, do tego jednego, jednuśkiego momentu. Odnosi się do całokształtu. Niech to emocje czytelnika decydują, czy coś będzie bolesne, radosne, chwalebne itp., a nie jakieś bezsensownie wciśnięte zdanie, w stylu "Ooo, a teraz nasz bohater jest smutny, więc Ty też bądź smutny idioto".

Patrz wyżej:P

Cytat:
Ach i jeszcze poruszę jedną ważną kwestię, notorycznie pojawiającą się w PW, mianowicie te cholerne tłumaczenia, czyli coś co zabija całą akcję i więcej niż połowę klimatu. Proszę Cię, nie tłumacz, co się dzieje, co się stało i co się będzie dziać. Niech się po prostu dzieje. Owszem, można coś wytłumaczyć od czasu do czasu, to znaczy nie nazbyt często, ale też niech to będzie ciekawe, tzn. niech główny bohater pyta zaciekawiony, niech jakaś postać poboczna (ale nie randomowy chłop, zbrojny czy jakiś inny gog!!!) rzuci pytaniem odnośnie "co się właśnie dzieje" i tylko wtedy, kiedy to naprawdę będzie potrzebne.

Kolejna głupota z mojej strony. Mógłbyś dać przykład, gdzie robię owy błąd? Pomogłoby mi to w niepowtarzaniu tego błędu.

Cytat:
Lepiej zamiast tłumaczeń stosuj opisy. Zamiast "jest to tunel wybudowany przez Nighończyków dla króla Kreegan, który dwadzieścia lat temu obronił bardzo ważnego posłańca do Dejii przed złymi elfimi paladynami z Vori... trutututu" daj "Szli przez tak wysoki tunel, że aż nie było widać sufitu. Z ciemności wystawały jedynie ostre czubki stalaktytów i skapującą z nich wodę. Na ścianach można było dostrzec ślady pazurów. Bez wątpienia robota Nighończyków... tęczowe tukany rządzą", czy cuś w tym stylu. Oczywiście z opisami też nie można przesadzać, bo mimo wszystko potrafią skutecznie spowolnić akcję.

Dobra sugestia!:D Z chęcią poprawię te opisy.

Cytat:
Cytat:
Rozdział 2.:
Najwyraźniej na tym na tym los nie poprzestawał. Idąc w kierunku Erathii, Xeron natknął się na położone na drodze dobrze strzeżone przejście graniczne, które nie sposób było obejść.

Cytat:
Naprawdę nie sposób? Łopaaatologia.
Cytat:
Rozdział 2.:
- Gdybym poczekał do zmroku, może udałoby mi się przejść, ale z tego, co pamiętam w nocy straże graniczne są podwajane. Niestety nic nie wskóram.

Cytat:
Nie lepiej po prostu "- Po zmroku straże są podwajane."? Nie chcemy słuchać jak Xeron rozważa dwie linijki nad sprawami, które nas zupełnie nie obchodzą.

>>wali głową w mur<< Co mi odbiło, żeby tak napisać?

Cytat:
Cytat:
Rozdział 2.:
- Zatrzymaj się. Kim jesteś? - spytał się jeden ze zbrojnych.
- Przepuśćcie mnie - odparł Xeron. Trzymał już rękę na rękojeści podrdzewiałego miecza.
- Myślisz, że każdy może sobie tak po prostu przejść? - powiedział zbrojny – Nie przepuszczamy byle kogo!

Cytat:
Toż to nie zbrojny, tylko jakiś drech! Właściwe pytanie jakie powinien zadać to "dlaczego?". Twoja wersja wygląda, mniej, więcej tak:
- Przepuśćcie mnie. - cichym głosem powiedział Xeron.
- Wypie...! - wrzasnął strażnik.
Cytat:
Bez sensu, prawda?

Cytat:
I prosiłbym o pełniejszy opis garnizonu i bitwy ze strażnikami. Przecież to mogłaby byś najlepsza jak dotąd scena walki! Potężny Xeron kontra cały pułk zbrojnych.

I znowu nie wyszło mi tak jak chciałem... Z drugiej strony... It's inspiration:)

Cytat:
Cytat:
Rozdział 2.:
Ale co mógł zrobić samotny wędrowiec wobec potężnej siły natury?

Cytat:
Ale cóż mogła zrobić samotna demoniczna gżegżółka, porzucona przez jej rodziców na samym środku boiska do hokeja plażowego? Według mnie bardzo dużo. Od teraz skrót "Ł" będzie oznaczał Łooopatologia. "Ł"

Kotołaku, mów jaśniej, o co ci chodzi.

Cytat:
Cytat:
Rozdział 2.:
- Głupie, bezmyślne stworzenie – szeptał kreeganin – Myślisz, że możesz pokonać kreegana?!

Cytat:
Czy on to mówi do wilka? :P

A jest jakaś inna możliwość?:P

Cytat:
Później jest jakaś nudna scena ze strażnikami, którą bym w całości wywalił. I to chyba tu była scena rodem z kreskówki z królikiem Bugsem? Mam na myśli to rzucanie kamieniami w celu odciągnięcia bezmyślnych strażników.

Mi tam to się z Bugsem nie kojarzy. A jak ty byś to rozwiązał(pomijając usunięcie)?

Cytat:
No i oczywiście następuje niesławne wysadzenie wszystkiego w promieniu kilku kilometrów. Po cholerę? Nie mógł po prostu zabić wszystkich, wziąć kasę i pójść? Czy jak go ktoś wkurzał w Eofolu to też wysadzał wszystko w powietrze? Przecież to głupie! Wywalić, zapomnieć!

Nie mówisz tego pierwszy. Zresztą tu przyznam, że rozleniwiłem się nieco, a przyszło mi do głowy, żeby ukazać potęgę gniewu Xerona. Mówiąc krótko: nie wyszło.:P

Cytat:
Rozdział 3. zaczyna się kolejnymi wizjami. Znowu, po co? Widzieliśmy to już.

Kastore, to ja wymyślam fabułę, nie ty-,-. Te sny pozostaną, bo są jej częścią.

Cytat:
Rozdział 3.:
Cytat:
Ale przecież ta mroczna, rozpaczliwa egzystencja nie mogła trwać długo.0

Cytat:
Nie myśl za odbiorcę.

Fakt, to, co wyżej:/ A ty co byś zasugeorwał kotołaku zamiast tego?

Cytat:
Rozdział 3.:
Cytat:
Po długiej i wyczerpującej wędrówce przez las na Xerona wypadło parę czartów, gogów i chochlików.

Cytat:
Co za niesamowity przypadek! Jaki ten świat mały!

Przecież Xeron nie był jedynym niedobitkiem-,-. Nieważne, wiem, jak to nieco zmienić.

Cytat:
Rozdział 3.:
Cytat:
Ageron

Cytat:
A gdzie "X" w nazwie? Just kidding, ale na przyszłość i jakbyś jeszcze nie zauważył bardzo duża część imion Kreeganów ma iXów od cholery i jeszcze trochę.

Ale nie wszystkie. Zresztą mi się kreegańskie iXy przjadły:P Ale pomyślę nad tym.

Cytat:
Rozdział 3.:
Cytat:
- Nie mam pojęcia, ale wygląda jak te mieszkające na świecie Xeen.
- Nie rozumiem cię, Agenorze - odparł Xeron - Mów jaśniej.
- Widzisz, na świecie Xeen również występowały kwasowe smoki. Uwielbiały mieszkać wśród jezior z lawą oraz na terenach wulkanicznych. Ten tutaj znacząco się różni od swych kuzynów, jednak posiada niektóre cechy tych bestii z Xeen.

Cytat:
O_o Po co wprowadzać, kompletnie z niebytu, wątki o innych planetach? I ten motyw występuje tylko tu, miesza w głowie i już nigdy z powrotem go nie widzimy. Wyrzuć bez skrupułów!

Książka miała być zaserwowana dla miłośników serii HoMM. Ale patrząć na to głębiej... do chrzanu.

Cytat:
Rozdział 3.:
Cytat:
- Te smoki uwielbiają chaos i zniszczenie, a ty masz je we krwi. Nie dziwi mnie to, że ten smok tak się do ciebie przywiązał. Na dodatek jest jeszcze młody. Wkrótce będzie znacznie większy.

Cytat:
W ogóle nie widzę sensu dodawać tego smoka do grupy bohaterów. There is no point! A motyw z tym, że smok wyczuwa z krwi chaos i zniszczenie nie jest głupi, jest ekstremalnie głupi.

1. Smok był dość miła odskocznią od grupy tylko i wyłącznie kreegan. Ale fakt, opis spierniczyłem.
2. Nie chcę go wyrzucać. Zresztą wiesz, co powiedziałby pewien kwasowy smok...:)

Cytat:
Później jest scena walki i znów za mało walki w walce. A smoka wywal z powrotem na Xeen, gdzie jego miejsce.

Posiedzę nad tą książką ładne kilka godzin:/

Cytat:
Rozdział 4.:
Cytat:
Xeron gwałtownie powstał. Znów przyśnił mu się ten sam koszmar.

Cytat:
Widzieliśmy!

Już mówiłem o snach-,-

Cytat:
Rozdział 4.:
Cytat:
- Widzisz tych kapłanów? - Zadał pytanie Ageron

Cytat:
A nie Batman?

Kastore... o co ci tu do cholery chodzi? Ni z gruchy ni z pietruchy.

Cytat:
Rozdział 4.:
Cytat:
- Jeśli się stąd wydostaniemy, pomogę ci, przyjacielu.

Cytat:
Nie pasuje mi tu takie rozczulanie się nad sobą. Po prostu razi w mój dobry gust.

A co ty byś tu wstawił?

Cytat:
Rozdział 4.:
Cytat:
-,, Przyjaciel" - od dawna nikt mnie tak nie nazwał. Sam żadnego nie miałem, poza jednym - Xexem.
- Kim był Xex? - Zapytał zaciekawiony Ageron.

Cytat:
Właśnie! Co tak wyjechałeś z tym Xexem? W ogóle kiedy to było? Widzieliśmy to?

Cytat:
I potem tłumaczenia i tłumaczenia, często kompletnie z nicości jak te o Xexie, co to tam się kiedyś zdarzyło. Naprawdę, nikogo to nie obchodzi.

Czy już mówiłem, że to książka, dla fanów "hirołsa"?

Cytat:
I nich uciekną przed wejściem do sali tronowej. Przed spotkaniem z parą królewską. Niech to będzie porządna ucieczka, z dynamicznym opisem sytuacji. I wywal smoka.

1. Tam nie ma sali tronowej!
2. Dopiszę co nieco.
3. Smok zostanie. Nie narażaj się Acidowi Kastore:)

Cytat:
Czy każdy kolejny rozdział musi się zaczynać długim opisem? To męczy.

Czytałeś 6 rozdział?

Cytat:
Rozdział 5.:
Cytat:
- Świetnie cię rozumiem - Xeron również ugryzł swój kawałek prosiaka - Dla mnie życie o mało nie straciło sensu.
Ageron ziewnął - Kiedy indziej dokończymy tą dyskusję

Cytat:
I Ageron zniszczył klimat. Tak wiem, że pytanie z celem życia było kompletnie z Pustki, ale naprawdę byłem ciekaw, co mają do powiedzenia.

Chciałem jeszcze zatrzymać czytelnika przy dalszych rozdziałch:) Ale fakt, Ageron znowu spierniczył.

Cytat:
Rozdział 5.:
Cytat:
Tym razem Xerona nawiedził inny koszmar.

Cytat:
Boże ratuj! Znowu?! To już było. I teraz jest dwa razy dłuższy niż poprzednie!

Look up:)

Cytat:
Rozdział 5.:
Cytat:
-,, Te przeklęte sny" - pomyślał Xeron.

Cytat:
Święte słowa.

Polubicie się z Xeronem:D

Cytat:
Rozdział 5.:
Cytat:
Wy tępe gogi miałyście zajmować się ogniskiem!

Cytat:
Który to już raz jak ktoś nie gasi ogniska przez swoją wrodzoną głupotę?

A tobie co tu nie pasuje? Gogi dodawały nieco humoru do akcji.

Cytat:
Rozdział 5.:
Cytat:
Wędrując dalej Xeron i jego towarzysze mijali jakiś stary, piętrowy budynek, który lada chwila miał się zawalić. Najprawdopodobniej żaden z demonów nie zwróciłby na to uwagi, gdyby nie to, że z walącego się okna wyjrzał mały chłopiec wołający o pomoc. I nagle stało się coś, co nigdy nie powinno się zdarzyć - Xeron rzucił się w kierunku okna, za którym był chłopak. Wspiął się po mających się zaraz zawalić ścianach, po czym wyciągnął malca z okna i postawił go na ziemi. Osłupiałe demony nie mogły uwierzyć w to, co widziały - kreeganin, który mordował i zabijał każdego, kogo napotkał, zrobił wręcz przeciwnie. Ocalił jedno z istnień ludzkich na tym świecie. W końcu los zaskoczy każdego...

Cytat:
To było głupie. Jeżeli chcesz, żeby Xeron kogoś ratował, to nie w taki sposób! Niech na przykład uratuje jakiś ludzi wiezionych na śmierć. Mógłby przykładowo pozabijać strażników i kiedy inne demony wymagałyby zakończenia ich żywotów, Xeron powiedziałby coś w stylu "wróg mojego wroga jest moim przyjacielem" i puścił ludzi wolno. Sumienie zadziałało? Zadziałało. Zachował godność? Zachował. I to w sposób nieco bardziej logiczny.

It's inspiration:D

Cytat:
Później jest rozdział 6. Za dużo niepotrzebnych opisów i tłumaczeń. I oczywiście tajemnicza postać, zachowująca się jak każda tajemnicza postać kiedykolwiek stworzona, mówiąca o tajemniczej przeszłości Xerona. Serio? Co on mógł zrobić przez te kilka lat swojego życia?

W prologu pisałem chyba coś o tym, jak się począł. A poza tym - kilka lat?

Cytat:
I na koniec prosiłbym o opisy bohaterów, zwłaszcza głównego. I daj im jakieś ciekawsze charaktery, co?

Jak pan chce:P

Podsumowując:
1. Kastore, tak to jest, kiedy dość długo nikt ci nie recenzuje tego, co dotychczas napisałeś, tylko ocenia ci nagle wszystkie rozdziały.
2. Szkoda, że nic się nie odniosłeś do informacji nad 6-stym rozdziałem-,-
3. lenistwo nie popłaca:)
4. Czeka mnie dużo pracy.
5. Krytyka jest niesamowicie potrzebna:P

Cytat:
Bardzo dziękuję państwu za uwagę.
K.(iciuś)

:)

Crystal Dragon PW
17 sierpnia 2014, 22:20
Cóż tu mówić, post jak patch 3.57F. Poprawki, poprawki i poprawki. Do tego możliwe, że nie wszystkie. Ogólem mówiąc udało mi się poprawić trzy rozdziały (2-4). Drugi i trzeci zmieniają gdzienegdzie tekt i dają szersze opisy otoczenia.
W czwartym pojawia się zupełnie nowa część tekstu. Oraz parę pobocznych wyjaśnienń:
Kastore:
1. Sny są dosyć istotnym wątkiem w książce. Żeby cię pocieszyć(:)) powiem, że nie będą takie monotonne.
2. Smok zostanie. To, że ty jeden go nie lubisz(Acid zwiększy zapasy w spiżarni:) to nie znaczy, że go usunę.
3. Książka jest w głównej mierze poświęcona dla fanów cyklu M&M. Dam do niej jedynie wyjaśnienia niektórych pojęć:P

Nadal również nie uzyskałem odpowiedzi na poniższe pytanie:

Cytat:
- Chciałem zapytać was, czy nie chcielibyście, aby jakoś nazwać dotychczas napisane rozdziały.
- Dodałem również okazyjne przekleństwa (kim przecież byłby kreeganin, który uzywa wyrafinowanej mowy?:),
- Drugą opcją jest zebranie rozdziałów w jeden, a dotychczasowe rozdziały uczynić podrozdziałami( np. Rozdziały dot. podróży po Erathii Zebrać w jeden),

W dalszym ciągu czekam na odpowiedź. A teraz lektura (i oby pod nią oceny i komentarze:P)

Rozdział 2

     Los często miewa kaprysy. Możemy stracić ukochaną, ktoś bliski może umrzeć. Xeron również nie miał łatwo. Kiedy Xeron rozejrzał się po wyjściu z tuneli, jego oczom ukazała się leśna ścieżka z rosnącym wokoło lasem. Korony drzew poczęły powoli przykrywać słoneczne promienie o kolorze jasnego płomienia. Kiedy dotarło do niego, gdzie się teraz znajduje, zaniepokoił się. Wyjście prowadziło prosto do kraju jego największego wroga – Erathii. Widocznie te tunele były przedtem bazą wypadową dla wojsk Nighonu podczas ataku na ten kraj. Niestety nie mógł iść nigdzie indziej, gdyż wokół las był tak ogromny, że bardzo łatwo można było w nim zaginąć. Xeron nie miał zamiaru bezsensownie błądzić po gąszczach. Na domiar złego czyste powietrze źle zaczęło na niego działać. Nagle poczuł mocny ból w swym rogatym, czerwonawym łbie. Piekące jasne słońce bez przerwy go oślepiało. Miał wrażenie, że lepiej czuł się w podziemiach. Czyżby ogarniało go szaleństwo?
      Najwyraźniej na tym na tym los nie poprzestawał. Idąc w kierunku Erathii, Xeron natknął się na położone na drodze dobrze strzeżone przejście graniczne, które trudno było obejść. Pilnowała go chorągiew zbrojnych i niewielki garnizon. Na końcach garnizonu wznosiły się dwie wieże, które dzielił biegnący od jedej do drugiej niewielki, niewysoki murek. z żelazną bramą pośrodku. Nie sposób było przejść niespostrzeżenie. Postanowił się teleportować, jednak uciekając poprzez tunele stracił zbyt dużo energii, więc teleportacja się nie powiodła. Gdyby poczekał do zmroku, może udałoby mu się przejść, ale z tego, co pamiętał w nocy straże graniczne są podwajane. Niestety nic nie mógł wskórać. Myślał, żeby zwyczajnie przejść, lecz byłyby duże szanse, że nie udałoby się. W końcu jednak gniew i żądza krwi przejęły kontrolę nad kreeganinem, który zaczął maszerować w kierunku garnizonu. Nie było wiadome, czy chciał się zdać na własne szczęście i niespostrzeżenie przejść, czy zaspokoić swoje pragnienie zabijania i nienawiść wobec rodzaju ludzkiego. Kiedy podchodził w kierunku bramy prowadzącej do kraju jego wroga zatrzymało go paru zbrojnych.
- Zatrzymaj się. Kim jesteś? - spytał się jeden ze zbrojnych.
- A co cię to obchodzi, nędzna łachudro? - odparł Xeron ze złowieszczym uśmiechem. Trzymał już rękę na rękojeści podrdzewiałego miecza.
- Myślisz, że każdy może sobie tak po prostu przejść? - powiedział zbrojny – Nie przepuszczamy byle kogo!
W pewnym momencie uwagę zbrojnego zwrócił tajemniczy blask wydobywający się spod płaszcza Xerona. Przyglądając się ujrzał przepiękny klejnot, który wędrowiec skrywał pod tkaniną. Ów kamień szlachetny bardzo mu się spodobał. Ogarnęła go chciwość; sam zapragnął go mieć. Nagle przyszedł mu do głowy pomysł. Niespodziewanie oznajmił Xeronowi
- Ale oczywiście możemy przepuścić cię za opłatą wędrowcze – zaczął chciwie spoglądać na postać w czarnym płaszczu – a widzę, że posiadasz bardzo cenny klejnot. Jeśli nam go dasz…
Gdy Xeron usłyszał słowa zbrojnego, absolutnie stracił nad sobą kontrolę. Przestało mu zależeć na cichym przeniknięciu do Erathii. Pragnął tylko wysłać na tamten świat tych, którzy pragnęli mu odebrać jego własność. Nienawiść, zamknięta za kratami jego umysłu, uwolniła się oraz ukazała nieświadomym zagrożenia strażnikom.
- Nigdy, żałosne, ludzkie ścierwo! On należy wyłącznie do mnie! Dla was liczy się tylko bogactwo!
Zaślepiony chciwością zbrojny rozkazał kompanom dobyć mieczy, a sam bez zastanowienia ruszył na postać w płaszczu.
W tym momencie Xeron wydobył miecz, który w ułamku sekundy śmignął po karku strażnika. Głowa spadła z hukiem i potoczyła się u stóp reszty zaskoczonych oraz nieco przerażonych strażników, a ciało osunęło się kamienną ścieżkę, zalewając ją wokoło gęstą krwią. Strażnicy jeszcze przez chwilę nie przyjmowali do siebie tego, co właśnie sie stało, jednak po chwili dobyli mieczy i rzucili się z bojowym okrzykiem na odzianego w czarny, poszarpany płaszcz Xerona. Kreeganin po raz kolejny zaskoczył resztę zbrojnych, tym razem swoimi zdolnościami bojowymi, za każdym razem blokując ich ataki i zręcznym kontratakiem. Ryk i szczęk oręża zwabił jeszcze pozostałe pół pułku, przez co Xeron miał niemałe kłopoty. Przynajmniej takie było wrażenie. Ogarnięty gniewem Xeron w morderczym tańcu bojowym kończył żywoty strążników z przeróżnymi ranami kłutymi, głębokimi, niekiedy na ziemi leżały krwawiące kończyny i głowy. Strażnicy nie mogli zrozumieć, jak zwykły nieznajomy odziany w stare podarte łachmany jest w stanie dawać im radę, a nawet może ich pokonać. Gdyby tylko wiedzieli, z kim zadarli...
     W końcu Xeron stwierdził, że ta dziecinna szermierka trwa już za długo. Przy kolejnym ataku zbrojnych zebrał energię i teleportował się za nich, co zdezorientowało i tak już wystarczająco zdumionych i zmęczonych walką z tajemniczym wędrowcem strażników. Nie mieli pojęcia, gdzie podział się ich przeciwnik. Nagle jeden ze zbrojnych poczuł ostrze zatopione w jego barku. Zaczął krzyczeć z bólu, co zaalarmowało resztę strażników. Kiedy tylko się odwrócili, ciała wielu z nich były podcięte przez podrdzewiałe ostrze miecza. Chwytając się za swe rany osunęli się na ziemię, konając. Ranni strażnicy, nie mogący nawet wstać, błagali, aby Xeron darował im życie. Głupcy, błagali kreegana o litość - większego błędu zapewne nie mogli popełnić. Błagania wzbudziły w Xeronie mróżący krew w żyłach śmiech oraz większą żądzę mordu. Podeszedł do jednego z leżących zbrojnych, poczym ukleknął i zaczął mówić:
- Śmiesz błagać kreegana o darowanie życia? Wy, ludzkie robaki, przyprawiacie mnie o śmiech i obrzydzenie. Jakim cudem byliście w stanie zniszczyć potęgę Eofolu? Zapłacicie za ten czyn śmiecie!
Xeron z impetem wyrwał strażnikowi głowę. Na będących w pobliżu rannych spadło kilkadziesiąt kropel krwi, które wyciekły z urwanego łba.
- Teraz wasza kolej - Kreeganin skierował spojrzenie na stojących w osłupieniu pozostałych przy życiu strażników. Część z nich orientując się, że wędrowiec pragnie wysłać ich na tamten świat, natychmiast rzuciła się do ucieczki, jednakże bezcelowej. Xeron zaczął zbierać sobie magiczną moc, przerażeni świadkowie nie wiedzieli, co się zaraz stanie, ani co robić. Niespodziewanie Xeron wydał z siebie okrzyk, który zdawał im się być krzykiem cierpienia. Wskazał na uciekających zbrojnych, po czym z jego dłoni wystrzelił pocisk, stworzony z najpotężniejszego ognia. Kula wybuchła przed uciekinierami, pokrywając ich ogniem, nieustannie wżerającym się pod zbroję i wypalającym życie z ofiar.
- Głupcy, jesteś cie żałośni! Nigdy nie dorównacie potędze kreegan!
Reszta pozostałych przy życiu zbrojnych zdała sobie sprawę z tego, że nie dadzą rady przybyszowi, po czym skorzystała z triumfalnego wywyższania się Xerona i czym prędzej zbiegła z pola walki. Niestety na nieszczęście Xerona, gdyż zbiegli strażnicy mogli opowiedzieć to, co się stało, jednak to na razie nie było istotne. Teraz Xeron mógł bez problemów przekroczyć granice Erathii.
     Niestety po dniu wędrówki przez leśne ostępy los znowu zaczął rzucać mu kłody pod nogi. Zaczął doskwierać mu głód, a na dodatek nie miał prowiantu. Na szczęście ta niewesoła egzystencja szybko się zakończyła. Bez przerwy wędrując ścieżką pomiędzy lasami Xeron natknął się na przebiegającego przez drogę dzika, który nagle wbiegł w leśną gęstwinę. Głód pozbawił kreegana wszelkiej kontroli nad sobą, toteż pobiegł za zwierzem, tym samym narażając się na zaginięcie pomiędzy drzewami. Kiedy dzik spostrzegł biegnącą za nim rogatą postać w płaszczu, zjeżyła mu się szczecina, a po chwili zwiększył tempo biegu. Jednak Xeron nie dawał za wygraną. Również zaczął biec, nie odstępując od toru biegu dzika ani na krok. W końcu jednak zwierzę dopadało zmęczenie, więc Xeronowi udało się dopaść swą ofiarę i ją zabić. Jednak los znowu zaatakował. Kiedy kreeganin mógł znowu się zastanowić, co zrobić, dotarło do niego, że pobiegł w sam środek lasu.
- „Cholera” - pomyślał Xeron – teraz będę się tułał bez celu między drzewami. Mogłem poszukać gospody!
Lecz kreeganin nie poddawał się. Postanowił rozpalić ognisko, aby zjeść upolowanego dzika. Zanim to jednak zrobił, oskórował martwego zwierza podrdzewiałym mieczem. Urwał z pobliskiego drzewa grubą, długą gałąź oraz cztery cieńsze oraz znacznie krótsze. Tylko czym je związać? Przypomniał sobie o medalionie z herbem kreegan, który nosił na szyi.
- Właściwie nie powinienem go nikomu pokazywać. Tylko zdradziłbym swoje pochodzenie – powiedział Xeron, po czym zerwał sznur, na którym wisiał medalion. Związał nim gałęzie, tworząc prymitywne rożno, na którym mógł upiec oskórowanego dzika, a sam wisiorek ukrył pod płaszczem, gdyż był identyfikatorem każdego kreegana. Przywiązał sporych rozmiarów zwierza do gałęzi, na której miał się piec.
    Lecz uczta Xerona została przerwana przez nagłe przybycie dwóch ludzi w zielonych płaszczach opancerzonych kolczugą i uzbrojonych w miecz i łuk. Ludzie ci byli patrolem wysłanym przez leśną straż. Xeron w ostatniej chwili ukrył się za będącą w pobliżu dużą skałą. Nagle doszło do wymiany zdań między strażnikami:
- Słyszałeś o tajemniczym ataku na garnizon graniczny? - spytał jeden ze strażników?
- Tak - odrzekł drugi – Z tego, co słyszałem, mała grupka strażników musiała uciec z pola walki.
- Skąd to wiesz?
- Policzono trupy i okazało się, że brakuje kilku. Prawdopodobnie uciekli, albo ten, kto ich zaatakował, porwał biedaków. Biada im.
- Och, biada.
- Dobra, wracajmy na posterunek. Słońce zachodzi.
- Faktycznie, czas ruszać.
-, ,Wygląda na to, że ci dwaj spadli mi z nieba” - pomyślał Xeron –, ,Zaprowadzą mnie z powrotem na drogę.”
- Ej, też czujesz ten smród? Ktoś pali ognisko – niespodziewanie powiedział jeden ze strażników.
Xeron znieruchomiał. Przez nieuwagę nie zgasił palącego się ogniska. Jeśli strażnicy tu podejdą, wyjdzie na jaw, że największy wróg Erathii właśnie po niej stąpa. Musiał działać szybko. Wziął wielkości pięśći kamień, po czym rzucił nim w rosnące niedaleko krzaki. Strażnicy natychmiast zainteresowali się tajemniczym szelestem, zapominając o dymie. To dało Xeronowi czas, aby zasypać ziemią tlący się ogień. Dzik na szczęście się upiekł. Kiedy strażnicy wrócili, nie było już czuć dymu.
- Zauważyłeś, że teraz nie czuć tego smrodu? - spytał się jeden ze strażników.
- To dziwne – odrzekł drugi – Tak czy inaczej wracajmy na posterunek.
Kiedy strażnicy ruszyli, Xeron wziął dzika na barki i zaczął śledzić niczego nieświadomych członków leśnej straży, podchodząc od kryjówki do kryjówki.
     Podążanie za dwójką strazników było śmiesznie łatwe, jednak zdawało się nie mieć końca. Xeron co jakiś czas podgryzał dzika, którego nosił na barkach. Jednak los również nie pozostawał w tyle. Do niczego nie spodziewającego się Xerona przybiegł wilk. Najwyraźniej zwęszył zapach pieczonego mięsa. Powoli podchodził na Xerona, warcząc wystarczająco głośno, aby zainteresowali się nimi strażnicy. Zaczęli kierować się do krzakow, za którymi ukrywał się Xeron.
- Głupie, bezmyślne stworzenie – szeptał kreeganin – Myślisz, że możesz pokonać kreegana?!
Wydobywszy swój miecz spod płaszcza, chwycił wilka i przebił mu podbrzusze. Zwierzę zawyło z bólu, co jeszcze bardziej zdziwiło strazników. Ale Xeron zastosował tą samą sztuczkę, co wcześniej. Ponownie rzucił leżącym obok kamieniem w stronę rosnącego obok drzewa. Strażnicy znowu nabrali się na tę samą sztuczkę, co dało czas Xeronowi, aby udać się do innej kryjówki. Kiedy wrócili, ich oczom ukazały się jedynie krwawiące zwłoki wilka.
- Słuchaj – powiedział jeden ze strażników – Tu się dzieje cos dziwnego. Co chwila słychać tajemnicze szelesty, a teraz widzę martwego wilka, mimo że w pobliżu nie ma niczego, co by go zabiło.
- Faktycznie to nie jest normalne. Lepiej szybko wiejmy z tego lasu. Potem zdamy raport kapitanowi.
-, ,Nie jest dobrze” - pomyślał Xeron – Trzeba będzie się ich pozbyć. W innym wypadku będą mnie poszukiwać.
Kiedy strażnicy skończyli wymianę zdań, ruszyli dalej, a Xeron nadal za nimi podążał.
     Po długim marszu strażnicy wreszcie doszli do będącego przy ścieżce posterunku. W czasie, kiedy Xeron śledził strażników, skończył mu się prowiant.
- Teraz te ścierwa nie są mi już potrzebne – wyszeptał kreeganin do siebie – muszę się ich pozbyć, zanim opowiedzą komuś o tym, co widzieli. Kiedy strażnicy odpoczywali przy niewielkiej wieży strażniczej, Xeron podkradł się do nich. Wyciągając miecz, poderznął nim gardło jednemu ze strażników. Kiedy drugi zorientował się, co właśnie się dzieje, spanikował, lecz kiedy miał zamiar krzyknąć ze strachu, postać w czarnym płaszczu zatopiła ostrze miecza w jego ciele. Lecz teraz co Xeron miał zrobić ze zwłokami? Kreeganin kątem oka dostrzegł sporej głebokości dół parę metrów od granicy lasu. Zatargał tam obu martwych strażników, lecz zanim ich tam wrzucił, wykonał parę tajemniczych znaków dłonią. Nagle ciała znikąd objął pomarańczowy płomień, trawiąc ich ciała. Po parunastu sekundach z ich ciał zostały tylko osmolone kości, które od razu wrzucił do ziemnego padołu. Lecz kiedy miał zasypać rów, parę centymetrów od niego świsnęła strzała, która przeszywając powietrze wbiła się w rosnące nieopodal drzewo.
- Stój! Co tu robisz przybyszu? - Okazało się, że posterunku pilnował jeszcze jeden członek leśnej straży. Zdenerwowany tym czynem Xeron odwrócił się i powoli kierując się w stronę lekko otyłego strażnika, rzekł:
- To samo, co zaraz zrobię z tobą, bezwartościowe ścierwo! - Z szaleńczym uśmiechem podchodził do człowieka, który miał czelność mierzyć do niego z łuku. Tajemnicza postać w czarnym płaszczu wzbudziła lęk w sercu strażnika, lecz dopiero wtedy, gdy rozpoznał demoniczne oblicze wędrowca, uwolnił zasiany w swoim umyśle strach. Kiedy przerażony człowiek cofał się do tyłu, potknął się o wystający kamień, lecz gdy podniósł głowę, tajemniczej postaci już tam nie było. Strażnik odetchnął z ulgą, lecz to były złudne nadzieje. Nagle poczuł na swoim karku piekący uścisk dłoni, który był tak silny, że strażnik skulił się z bólu.
- Teraz dołączysz do swoich towarzyszy - powiedział Xeron, po czym z jego demonicznej dłoni zaczął wydzielać się ogień, który zajął krzyczącego z bólu i ze strachu strażnika. W parę sekund zostały z niego tylko przypalone ludzkie szczątki, które Xeron wrzucił do padołu, w którym spoczywały usmolone kości dwóch innych strażników. Pozostało tylko zasypać dół. Xeron wyciągnął swój podrdzewiały miecz, po czym wbił go w ziemię. Trzymając rękojeść, wypowiedział parę niezrozumiałych dla zwykłego człowieka słów. Tym sposobem Xeron wywołał niewielkie trzęsienie ziemi, które zasypało padół, w którym znajdowały się zwłoki. Teraz Xeronowi nie pozostało nic innego, jak ruszyć w dalszą drogę.
     Jednak los nie dawał za wygraną. Bezustannie wędrując cały dzień przez leśną ścieżkę, Xeron kolejny raz poczuł głód, który drażnił go coraz bardziej. Bynajmniej kreeganin nie miał zamiaru ryzykować, że znowu zgubi się w lesie w pogoni za zwierzyną. Śmierć z głodu to hańba dla kreegana. Jednak tym razem ta niewesoła egzystencja szybko się zakończyła, bowiem ujrzał niewielką leśną gospodę, z której wydobywał się cudowny zapach smakowitego jadła. Bez zastanowienia pobiegł w kierunku wejścia. Jednak ta radość była chwilowa, bowiem w środku oprócz prostej ludności znajdowało się mnóstwo żołnierzy Erathii i okolicznych łotrzyków. Nie wiedział, co zrobić - iść dalej czy zaryzykować to, że zostanie rozpoznany i - najprawdopodobniej schwytany. - Być może następna gospoda będzie znacznie dalej. Na jego nieszczęście, czy też szczęście, siła woli przegrała z głodem Xerona, ale zachował ostrożność i starał się nie zwracać na siebie uwagi. Zasłaniając demoniczną twarz kapturem z płaszcza wszedł do gospody. Na jego szczęście nikt nie zwrócił uwagi na tajemniczą postać w czarnym płaszczu, poza paroma osobami. Kiedy stanął przy ladzie, podszedł do niego wysoki, chudy oberżysta i zapytał się:
- Co dla pana?
- Kufel piwa i pieczoną gęś - odrzekł Xeron.
- To będzie czternaście złotych monet.
     Xeron znieruchomiał. Kiedy wychodził z podziemnego schronu nie pamiętał, żeby miał przy sobie jakieś monety. Zresztą po co mu one były? Rozpaczliwie zaczął szukać pieniędzy w swoim znalezionym płaszczu. Znowu uśmiechnęło się do niego szczęście, gdyż znalazł ukrytą kieszeń z szesnastoma złotymi monetami i paroma srebrnikami. Dał oberżyście zapłatę. Kiedy Xeron zajadał gęś, oberżysta znowu zadał Xeronowi pytanie:
- Chce pan usłyszeć informację ode mnie? To kosztuje tylko jedną złotą monetę.
Xeron wiedział, że informacje mu się przydadzą, więc niechętnie zapłacił monetę oberżyście, po czym odrzekł:
- Naciągacz z pana i dobrze pan o tym wie. Więc co pan mi chciał powiedzieć?
- Proszę, mów mi Gamael. Widzisz, kolego, wczoraj na jednym z przejść granicznych Erathii dokonano tajemniczego mordu na stacjonującej tam straży. Prawie wszyscy zostali zabici.
Ta informacja zaniepokoiła Xerona. Erathiańczycy wiedzieli, że jakieś zło wdarło się do ich kraju, jednak nie mieli pojęcia, że to był właśnie on.
- Mów dalej, Gamaelu.
- Dopłać srebrnika, to powiem - odrzekł ze chciwym uśmieszkiem na ustach.
Xeron zaczął się denerwować. Gdyby nie to, że ten człowiek posiada ważne informacje, z chęcią zakończyłby jego marny żywot. Kiedy dał oberżyście srebrnika, ten kontynuował wypowiedź:
- Kilku zbrojnych zdołało uciec, lecz napotkali parę zbiegłych czartów pod dowództwem jednego z kreegan.
- Skąd wiadomo, że to byli kreeganie?
- Daj jeszcze jednego srebrnika - odrzekł z szerokim uśmiechem Gamael.
Xeron zacisnął zęby z wściekłości. Zaczął trzymać dłoń na rękojeści zardzewiałego miecza, ale zapłacił Gamaelowi kolejnego srebrnika, co zwróciło uwagę siedzących obok łotrzyków. Gamael znowu zaczął mówić:
- Paru żołnierzy, którzy napotkali zabitych zbrojnych, zobaczyło jeszcze zwłoki czarta. Jeden zbrojny przeżył, ale był taki przerażony, że nie mógł nic powiedzieć. Jutro ma wszystko opowiedzieć.
- A gdzie go będą przesłuchiwać?
- Dorzuć jeszcze srebnika na napiwek.
Xeronowi puściły nerwy. Szybkim ruchem chwycił oberżystę za kark i przycisnął go do lady.
- Słuchaj, bezwartościowa istoto - zaczął przemawiać kreeganin wysokim tonem głosu do Gamaela - Jeśli jeszcze raz spróbujesz wyłudzić ode mnie chociażby brązową monetę, błyskawicznie zakończę twój bezwartościowy żywot! Teraz gadaj, gdzie będą przesłuchiwać tego marnego żołnierzyka?!
- W Steadwick, stolicy Erathii - odrzekł Gamael cienkim, strachliwym głosem.
Kiedy Xeron usłyszał informację od oberżysty, dotarło do niego, co za głupotę zrobił. Każdy, kto był w gospodzie spoglądał na tajemniczego jegomościa w podartym płaszczu. To jednak w tej chwili nie było najważniejsze. Te informacje wystarczyły Xeronowi, ale zaniepokoiły go jeszcze bardziej. Musi pozbyć się świadka przed przesłuchaniem, jeśli chce uciec niespostrzeżenie z Erathii. Teraz trzeba było pomyśleć, jak się dostać do Steadwick.
     Kiedy Xeron poprawiał płaszcz, Gamael kątem oka dostrzegł świecący kamień, który wędrowiec ukrywał pod odzieniem. Skierował chciwe spojrzenie na kreegana, po czym odezwał się:
- Widzę, że posiadasz bardzo ładny kamień szlachetny. Czy mółgbyś mi go pokazać, abym...
- Nawet o tym nie myśl! Nie dam ci tego wspaniałego klejnotu! Już zapomniałeś, co ci przed chwilą mówiłem?! On jest tylko mój! Mój!
Kiedy zorientował się, co właśnie zrobił, patrzyli na niego wszyscy zebrani w gospodzie ludzie, szczególności grupka łotrzyków siedząca obok. Odeszli od stołu i otoczyli Xerona. Ubrani w podobne czarne płaszcze z kapturem i w zbroje skórzane oraz kolczugi rozbójnicy nie zrobili na nim wrażenia. Nagle jeden z nich, najwyraźniej herszt bandy podszedł do Xerona ze schowanym pod płaszczem sztyletem i zaczął mówić:
- Widzę, że masz trochę krwawicy przy sobie. Może tak postawisz nam po kuflu?
Xeron, i tak zdenerwowany przez oberżystę, wstał i spoglądając na herszta odrzekł:
- Lepiej wróć na swoje miejsce, jeśli nie chcesz utracić swojego nędznego życia, bezwartościowe ludzkie ścierwo.
- Czy ty serio jesteś takim idiotą, czy tylko udajesz? Myślisz, że możesz sobie mnie obrażać?! Zresztą, jak nie chcesz nam postawić po kuflu, daj nam ten ładny kamyczek, który chowasz pod płaszczem.
Cierpliwość Xerona zaczęła się kończyć. Nadal był świadom, że nie powinien zwracać na isebie uwagi, lecz ten osobnik uniemożliwiał mu kontrolę nad sobą. Oczy ponownie zaczęły zalewać mu się krwią. Miał ochotę poderżnąć gardło temu chłystkowi, który miał odwagę coś od niego wymuszać. Tłumiąc złość, odrzekł do herszta:
- Słuchaj no, robaku, czy ty naprawdę chcesz, żebym cię odesłał na tamten świat?!
- To ja tu zadaję pytania! - Herszt rozbójników wyciągnął ostrze, pokazując je Xeronowi - Widzisz ten sztylet?! W każdej chwili mogę zakończyć twój nic nie warty żywot, jeśli nadal będziesz mnie znieważał!
Xeron nie wytrzymał. Błyskawicznie wstał i podniósł herszta łotrzyków, po czym rzucił nim w jego kompanów. Trafił nim w dwóch innych łotrzyków, którzy upadli na plecy, a sam herszt uderzył o ścianę gospody. Podszedł do niego idąc po leżących rozbójnikach i łamiąc im żebra. Xeron chwycił herszta jedną ręką i oparł go o ścianę. - Teraz dam przykład twoim towarzyszom, co się dzieje z tymi, którzy mnie znieważają - Powiedział Xeron. Ręka, którą trzymał herszta łotrzyków zaczęła mu się tlić, a po chwili buchnął z niej ogień. Palący się herszt zaczął wydzierać się z bólu, po czym rozległ się błysk, a z jego ciała pozostała kupka osmalonych kości. Rozbójnicy i żołnierze, którzy nie mogli zrozumieć, co się stało, dobyli broni i ruszyli na przybysza w czarnym płaszczu. Lecz każdy, kto był na tyle głupi, by to zrobić, kończył swój żywot ze śmiertelną raną w swym ciele, leżąc na podłodze.
- Skończyliście? To teraz ja zacznę! - rzekł rozgniewany Xeron. Chwycił najbliższego rozbójnika, po czym jednym szybkim ruchem wykręcił mu kark. - Szkoda mi na was broni! Myślałem, że ludzie to większe wyzwanie! - W końcu na kreeganina rzucili się wszyscy obecni w gospodzie. Ale co oni mogli zrobić kreeganowi? Xeron zdecydował jednak, że szybciej zakończy tą bezsensowną walkę mieczem. Odrzucił wszystkich stojących przy nim ludzi, po czym wydobył swój oręż. Zapał niektórych klientów gospody ostygł, gdy tylko zobaczyli siłę nieznajomego. Skryty za ladą Gamael obserwował wszystko, dzieje się przy stolikach. Wściekli i żądni zemsty rozbójnicy ponownie ruszyli na Xerona, by pomścić śmierć herszta. Kreeganin przebił ostrzem biegnącego na czele łotrzyka, po czym rzucił go za ladę. Niestety, truposz rozbił wszystkie stojące na półce za ladą butelki, które spadły razem z martwym łotrzykiem na Gamaela. Oberżysta musiał znosić cierpienie i ból, jaki powodowały wbijające mu się skórę kawałki szkła.
     Xeron miał już dosyć tej walki. Wytworzył w wolnej ręce niewielką ognistą kulę. którą rzucił w drewnianą podłogę oberży. Ten czyn przypieczętował los wszystkich zebranych tu ludzi. Rzucił się na pozostałych przy życiu rozbójników. Jednym cięciem miecza przepołowił dwóch stojących niedaleko od siebie łotrzyków. Po chwili wszyscy klienci oberży stanęli w płomieniach. Jeden Xeron, który wychowywał się w takim potwornym ogniu, ciągle stąpał wśród cierpiących ofiar. Nikt nie zdołał uciec z ogniowej pułapki. To, co zrobił Xeron, było głupotą. W ten sposób zaznaczał tylko szlak swojej wędrówki. Ale teraz się tym nie przejmował. Musiał zabić żołnierza, który jako jedyny przeżył z całego garnizonu granicznego. Wziął przysmolone od ognia złote monety i srebrniki, które dał Gamaelowi. - Teraz jesteśmy kwita - odrzekł i ruszył w dalszą drogę.


Rozdział 3

      Ostatnio Xerona gnębił pewien koszmar. Pojawiał się w ciemnym pomieszczeniu, w których jego jedyną widoczną częścią były widoczne wrota do sali tronowej. Uzbrojony był w swój pancerz i potężny ognisty miecz. Kiedy rozglądał się po pomieszczeniu, bezskutecznie próbując cokolwiek dojrzeć, z ciemności wyłoniła się para królewska - Roland Ironfist i Katarzyna Gryphonheart, którzy rzucili się na zdezorientowanego kreegana. Bezskutecznie próbowali zakończyć żywot Xerona, który miał nad nimi zdecydowaną przewagę, raniąc go i nawet godząc mieczem, jednak kreeganin nie przejmował się tymi ciosami. Ogarnięty olbrzymią nienawiścią do całego rodzaju ludzkiego i innych bezużytecznych istot Xeron, w końcu powalił Rolanda i Katarzynę potężnym ciosem miecza. Kiedy miał zadać ostateczny cios, poczuł w swym barku strzałę. Demon klęknął, sycząc z bólu, co dało Rolandowi i Katarzynie trochę czasu, aby powstać z ziemi i oddalić się. Mimo że Xeron nie widział oblicza strzelca, doskonale wiedział, kto to jest. To Gelu, ten przeklęty pół - elf z Vori, do którego kreeganin pałał ogromnym gniewem. Kiedy demon nadal klęczał, Roland wymierzył mieczem prosto w jego kark, lecz kiedy wykonał cięcie, jego oczom ukazał się jedynie jarzący się ogień. Kiedy zastanawiał się, gdzie jest ten przeklęty kreeganin, niespodziewanie wybiegł na niego gotowy zadać śmiertelny cios. Niespodziewanie Rolanda ocaliła Katarzyna, powalając Xerona i siebie na ziemię. Kiedy demon postał, poczuł w plecach i barkach następne strzały, jednak nie ugiął się i dalej atakował Rolanda i Katarzynę. W końcu Gelu postanowił użyć czegoś mocniejszego. Naciągnął na cięciwę strzałę z żelaznych drzew AvLee, niezwykle potężną i znacznie większą niż tradycyjne drewniane strzały. Wypuszczona z łuku świsnęła w wbiła się prosto w serce Xerona, przechodząc na wylot. Tym razem nawet gniew kreeganina nie był zdolny utrzymać go przy życiu, Kiedy bezwładnie leżał na ziemi, ku jego oczom ukazał się przerażający dla niego obraz. Katarzyna wbiegła do sali tronowej, pozbawiając życia króla Lucyfera oraz ostatnich kreegan, a Roland podszedł do leżącego Xerona, dzierżąc w ręku zdobiony sztylet z żelazną pięścią - herbem Ironfistów. Kiedy oręż kierował się w jego głowę, Xeron nie mógł nic zrobić. I nagle się zbudził. Przed nim z powrotem ukazał się obraz tętniącego życiem lasu Erathiańskiego. Wśród pni, w koronach drzew, świergotały ptaki. Przyroda dominowała w tej sporej części kontynentu. Drzewa były tu zasadzone tak gęsto, że nie dało się dojrzeć między nimi niczego - pełno ciemnobrązowych konarów, a na ich szczytach korony, na które padały promienie zachodzącego słońca, o pięknej, płomiennej barwie. Leśna ścieżka nie była wyłożona niczym, co dawało lasowi uroku oraz wywoływało w człowieku świadomość, że jeszcze żaden człowiek nie naruszył jego piękna. Okazało się, że zasnął, strudzony wędrówką. Kiedy rozmyślał nad swym snem, klęknął i wydobył z siebie głośny krzyk gniewu rozpaczy. Ten sen nie był zwykłym - miał dręczyć Xerona, przypominać mu, że zmarnował szansę ocalenia Eofolu. Piekielne serce demona nie mogło tego dłużej wytrzymać . Jednak ruszył dalej, rozmyślając, kiedy skończy się ten przeklęty las.
      Kto wie, ile ma ta mroczna, rozpaczliwa egzystencja mogła trwać. Po długiej i wyczerpującej wędrówce przez las na Xerona wypadło parę czartów, gogów i chochlików. Zaraz po nich wybiegła wysoka, rogata, umięśniona postać w dobrze wykonanym pancerzu, takim, jaki nosili kreeganie. W rękach trzymała zakrzywioną kosę z rozżarzonym ostrzem. Nie było wątpliwości - to był kreeganin. Zarówno i Xeron, jak i grupa uciekinierów byli zaskoczeni. Lecz kiedy mieli się do siebie wysłowić, usłyszał głośny szczęk oręża, który wydobywał się ze wschodniej części lasu Erathiańskiego. To była dosyć spora grupa krzyżowców. Kiedy tylko demony to usłyszały, zaczęły wznawiać ucieczkę. Lecz nagle zdarzyło się coś, co wprawiło całą grupę w oniemienie. Tajemniczy wędrowiec sam rzucił się na wybiegające na ścieżkę wojska, na dodatek bez niczyjej pomocy pozbawiając rycerzy kończyn, głów oraz żłobiąc głębokie blizny w ich ciałach. Kiedy niedobitki krzyżowców zorientowały się, co się dzieje, natychmiast rzuciły się do ucieczki, jednak bezowocnej. Xeron wzniósł rękę do góry i, wydając potężny ryk wywołał potężny błysk, który oślepił uciekających krzyżowców, w tajemniczy sposób nie wyrządzając krzywdy demonom. W końcu kreeganin pod płaszczem zakończył cierpienia leżących na ziemi i oślepionych rycerzy, łamiąc i skręcając im karki. Przerażone, tak samo jak zdumione demony znieruchomiały na widok siły tajemniczej postaci. Lecz ten strach ujawnili wyrazem twarzy i niespokojnymi krokami do tyłu wtedy, gdy Xeron zaczął się kierować ku nim. Lecz gdy kreeganin zdjął kaptur z twarzy, na twarzach demonów ukazała się rzadko spotykana u nich radość. Rozpoznali w nim swojego dawnego wodza, towarzysza broni. Lecz po chwili pokłonili się przed jego obliczem. Pierwszy wydał głos kreeganin przewodzący grupie demonów:
- Witaj, nasz wodzu, Xeronie - rozpoczął - zwę się Ageron, porucznik sił północnych Eofolu... przynajmniej, dopóki istniał.
- Przestańcie! – ryknął Xeron – Nie ma już Xerona. Jestem piekielnym wędrowcem, tak jak wy pozbawionym domu. Moje życie nie ma już żadnego sensu. Teraz tułam się po tym świecie beż żadnego celu.
- Mimo to dołączymy do ciebie. Sami nie jesteśmy w stanie uciec z Erathii. Chociaż twoje życie straciło sens, nadal jesteś naszym towarzyszem, przerażającym Xeronem. Mimo że jesteśmy Keeganami, nie opuszczamy swoich pobratymców w trudnych chwilach.
- Zatem chodźcie. Może straciłem cel swojego życia, bynajmniej samotność mi nie odpowiada.
Kończąc rozmowę, grupa demonów znów zaczęła podążać po leśnej ścieżce prowadzącej bez końca donikąd.
     Kiedy zakończy się ta ścieżka? – Xeron wielokrotnie zadawał sobie to pytanie.
Lecz na tym pytania się nie kończyły. Podczas wędrówki przez Erathiański las Xeron i jego towarzysze poczuli mocny odór siarki, wydobywający się z lasu.
- Jak to możliwe – powiedział zdziwiony Agenor – że, będąc wiele kilometrów od Eofolu możemy wyczuć tu taki mocny odór, który czuć można tylko właśnie tam!
- Nie wiem, ale to podejrzane – odrzekł Xeron – Ageronie, zabierz ze sobą kilka czartów. Pójdziemy na zwiad.
Kiedy dwaj Keeganie przedostali się przez gąszcze i drzewa, ich oczom ukazała się niewielka polanka, prawie całkowicie pozbawiona roślinności. Gdzieniegdzie wyrastały małe, prawie łyse krzaczki. Na środku polanki pobłyskiwało niewielkie, zielone bajorko. W bajorze tym wylegiwał się smok, z którego skapywał dziwny płyn, również zielony. Sam smok był niezbyt duży, wysoki na chociaż dwa metry. Wyglądem przypominał zwykłe smoki, tylko pysk bestii znacząco się wyróżniał. Jego łuski również były koloru zielonego. Wokół legowiska bestii można było ujrzeć spaloną, popękaną ziemię. W szczelinach w ziemi widoczna była lawa. Czy to możliwe, żeby ów smok nauczył się w jakiś sposób zmieniać dane warunki na te, do których był przystosowany? Jeden z zaciekawionych stworem czartów podszedł do tego niezwykłego smoka, lecz kiedy go dotknął ręką, poczuł przeraźliwy ból na wewnętrznej stronie dłoni. Płyn zaczął wżerać się w skórę i rozprzestrzeniać się po jego ręce. Ta smocza wydzielina okazała się być stężonym kwasem. Po chwili bestia zionęła nim w wyjącego z bólu czarta, z którego w krótkiej chwili została tylko kupka jeszcze zżeranych przez kwas kości. Owo stworzenie zachwyciło Xerona do tego stopnia, że ukazał się smokowi. Ku zaskoczeniu Agerona i pozostałych czartów smok nie zionął swą żrącą wydzieliną w kreegana. Smok powoli zaczął podchodzić w kierunku tajemniczego wędrowca. Bestia chwyciła Xerona za ramię. Xeron odskoczył, obawiając się kwasu, lecz niestety trochę wydzieliny było już na jego płaszczu. O dziwo, wydzielina nie wżerała się kreeganowi w tkaninę. Najwyraźniej smok nabył zdolność zmieniania właściwości swej wydzieliny. Xeron zadziwiony całą sytuacją podszedł do Agenora w nadziei, że wie coś o tajemniczym smoku. Agenor odpowiedział:
- Nie mam pojęcia, skąd ten smok się wziął. Bynajmniej jeszcze nigdy nie widziałem tej rasy.
- Ale czemu tak mnie polubił? - spytał zdziwiony Xeron. Bynajmniej nie spodziewał się odpowiedzi.
- Nie mam absolutnego pojęcia. Mogę ci tylko powiedzieć, że ten smok jest jeszcze młody oraz lubi zniszczenie.
- Brakowało mi właśnie takiego przyjaciela. Weźmiemy tego smoka ze sobą - Zadecydował Xeron.
Po raz pierwszy od upadku Eofolu w kreegańskim sercu Xerona zagościła radość. Demony zabrały kwasowego smoka ze sobą w dalszą podróż.
     Podróżując dalej Xeron ciągle się zastanawiał, jak Agenorowi udało się przedostać do Erathii. Po całych ziemiach Eofolu rozsiane były ogromne oddziały żywiołaków, zaś tunel ewakuacyjny był jedyną znana mu drogą ucieczki. W końcu kreeganin osobiście postanowił zadać to pytanie Ageronowi.
- Ageronie - Rozpoczął Xeron - Powiedz mi, jak ci się udało wedrzeć do Erathii?
- To długa historia, Xeronie. Mnie i znajdujących się pod moim dowództwem czartów ocalił los. Zostałem otoczony przez wszelkiego rodzaju żywiołaki. Rozpaczliwie się broniliśmy, lecz nasze wysiłki były bezowocne. Krąg żywiołaków zacieśniał się coraz bardziej. I niespodziewanie pode mną zapadła się ziemia. Kiedy się otrząsnąłem, zorientowałem się, że byłem w jakimś tunelu, najwyraźniej wykopanym przez Nighończyków.
-, ,Więc tuneli było więcej?" - Pomyślał Xeron -, ,Więc z Kreelah musiało uciec znacznie więcej kreegan. Jeśli to prawda, mógłbym ich zebrać i przyłączyć do siebie"
- Kiedy przebyliśmy jaskinię, okazało się, że przejście było zablokowane przez sporej wielkości głazy. Jednak mnie i czartom udało się przekopać do wyjścia. Niestety, spod sideł żywiołaków wpadliśmy właśnie do kraju wroga. - Ageron westchnął - lecz jaki to miało cel, skoro teraz moje życie nie ma sensu? Jesteśmy skreśleni z dalszej historii Antagarichu, Xeronie.
Ageron chwilę pozostał w zastanowieniu - Xeronie, powiedz mi, jaki jest teraz twój cel? - niespodziewanie zadał pytanie Xeronowi
- Ageronie...
Xeron nigdy o tym nie myślał. Bynajmniej nie miał okazji do przemysleń. Lecz w końcu musiał znaleźć na nie czas. Bo w końcu jaki jest sens życia, nie mając w nim żadnego celu?
- Nigdy nad tym się nie zastanawiałem. Po prostu chciałem jak najszybciej uciec z Erathii.
Bynajmniej...
     Lecz zanim Xeron zdążył dokończyć, jego oczom ukazał się upragniony widok - wędrówka przez ten przeogromny las się zakończyła. Los znowu zaczął się uśmiechać do udręczonego kreegana. Wreszcie po długim marszu po jednym z największych lasów nareszcie mógł ujrzeć prawdziwy obraz Erathii. Większą powierzchnię krajobrazu pokrywały chłopskie pola uprawne oraz niewielkie, biedne mieściny. Wśród monotonnie pojawiających się obrazów pól uprawnych wyłaniały się ufortyfikowane twierdze, niektóre tak stare, że niektóre wieże i inne elementy spoczywały w jasnozielonej, średnio wysokiej trawie .Na horyzoncie ujrzał swój cel - Steadwick, stolicę Erathii. Zupełnie wyrózniała się z całego krajobrazu swymi ogromnymi murami obronnymi, za którymi spoczywał wspaniały cyd architektury, czyli miasto. Było jednym z najpiękniejszych miast na całym kontynencie. Zjeżdżają sie tu najwspanialsi architekci, by szukać natchnienia oraz wzorować się na owym mieście. Zza murów nawyżej ukazywał swą wspaniałość zamek Gryphonheart. Zdobiony sztandarami herbu rodowego był najpotężniejszą fortecą Erathii, i być może Antagarichu.
Xeron był tylko o kilka kroków od opuszczenia Lasu Erathiańskiego. Lecz kiedy demony miały przekroczyć granicę lasu, Xeron nagle zatrzymał całą grupę. I słusznie, gdyż tam, gdzie kończyła się leśna ścieżka, po jej bokach rosły sobie cztery gęste, symetrycznie położone do siebie krzaczki. Podejrzliwy kreeganin podszedł zobaczyć jeden z nich. Niespodziewanie ze wszystkich czterech krzaków wyłonili się kusznicy, a z lasu wybiegły erathańskie wojska. Wszystkie strzały poleciały w piekielnego wędrowca, lecz to go tylko rozjuszyło. Głupcy, nie znali ogromnej potęgi Xerona. Nagle w jego dłoni zapłonął żywy ogień, którym natychmiast zapłonęły krzaki, w których ukrywali się kusznicy. Niestety, w tym czasie rycerze wymordowali już znaczną część grupy demonów. Nagle uratował ich kwasowy smok, ziejąc w zbrojnych swą żrącą posoką. Mimo to erathiańskie wojska miały znaczną przewagę nad demonami. Kiedy Xeron zabijał kolejnego żołnierza Erathii, niespodziewanie został staranowany przez konnego. Po chwili odziany w ciężką zbroję mężczyzna przymierzył się do kolejnego ataku. I może by go wykonał, gdyby nie to, że kreeganin go ubiegł, zabijając śmiałka, jak i konia swym zardzewiałym mieczem. Lecz na nieszczęście umierający koń przygniótł go swym ciężkim cielskiem. Wściekły Xeron próbował się wydostać spod sporej wielkości zwierza, jednak ten był zbyt ciężki. Nagle Xeron, ujrzał widok, który całkowicie go załamał. Kwasowy smok, którego ogromnie polubił, zaczął się chybotać od potężnego ciosu zadanego maczugą w głowę. Bestia bezwładnie obaliła się cielskiem na ziemię. Xeron wydał z siebie ogłuszający krzyk rozpaczy. Poczuł w mięśniach niesamowitą siłę. Nagle odrzucił przygniatające go zwłoki konia i zaczął masakrować erathiańskie oddziały. Stracił nad sobą całkowitą kontrolę. Każdy jego ruch rękami skutkował kolejnym wrzaskiem lub odpadającą kończyną. Lecz po chwili odczuł silne uderzenie w kark, zapewne maczugą. Kreeganin z głuchym odgłosem rozłożył się na ścieżce. Teraz jedyne, co widział, to czarne plamy przed oczami, które momentalnie przeobraziły się w całkowitą ciemność.


Rozdział 4

     Xeron gwałtownie powstał. Znów przyśnił mu się ten sam koszmar. Powoli zaczął dochodzić do zmysłów. Nie był jednak w miejscu zasadzki. Czuł pod swoimi rękami podłogę z przeżartych przez korniki desek. Po chwili zdołał usłyszeć głuchy stukot końskich kopyt o brukowany chodnik. Nagle Xeron poczuł pod rękami żelazne kraty. Nie mógł nic zobaczyć, gdyż obraz był rozmyty i pełen czarnych plam. Lecz kiedy tylko wyostrzył mu się wzrok, zorientował się, że jest eskortowany przez erathiańskie oddziały. Sam znajdował się w więziennym powozie. Wokół maszerowały przeróżni żołnierze, lecz główną uwagę zwracali ubrani w niebieskie szaty kapłani intonujący jakieś zaklęcie. W rogu powozu Xeron dostrzegł siedzącego Agerona. W powozie z tyłu znajdowała się reszta demonów. Wnet wędrowiec usłyszał głuche zdania, które najwyraźniej wypowiadał Ageron. Kreeganin spróbował go podsłuchać, lecz niewiele z tego zrozumiał. Nagle Ageron skierował wzrok w kierunku Xerona, mówiąc:
- Xeronie, nie mam dobrych wieści. Wiozą nas na pewną śmierć. - Oznajmił z ponurą miną Ageron.
- Co chcesz przez to powiedzieć Ageronie? - Odrzekł Xeron.
- Jesteśmy wiezieni na egzekucję.
Xeron zaśmiał się.
- Ageronie, myślisz, że taka klatka powstrzyma mnie, Xerona, prawą rękę Lucyfera Kreegana?
Lecz kiedy Xeron zebrał w sobie energię, aby się teleportować, został trafiony w pierś kulą świetlistej energii. Zdezorientowany kreeganin nie mógł zlokalizować jej źródła.
- Widzisz tych kapłanów? - Zadał pytanie Ageron - Mają na celu uniemożliwić nam ucieczkę z tego miejsca. Nie ma żadnego sposobu aby wydostać się z tego powozu.
Przepełniony gniewem Xeron ryknął, wzdychając:
- Nie mogę uwierzyć - Zaczął kreeganin - że przedstawiciel tak potężnej rasy jak ja jest zamknięty w jakiejś klatce jak bezmyślne zwierzę! - Niespodziewanie Xeron rzucił się do krat, próbując je wyrwać, lecz po jego rękach przeszła silna energia, która zadała mu niewyobrażalny ból. To nie była zwykła klatka. Zapieczętowano w niej zaklęcie ochronne, które nie pozwalało agresorowi jej zniszczyć. Xeron był bezradny. Nie mógł w żaden sposób przeciwstawić się mocy kapłanów i ich czarów. Gdyby tylko był jakiś sposób ucieczki...
      Wściekły z powodu całej sytuacji kreeganin siadł obok Agerona. Zastanawiało go jedno - jakim cudem erathiańskie wojska wiedziały, gdzie się kierował? Postanowił sam zapytać woźnicę.
- Wiesz, normalnie nie rozmawiam z więźniami - Odparł człowiek w brudnych łachmanach - ale powiem ci, że głupotą jest zostawiać za sobą ślad zniszczeń.
-,,Cholera" - Zaklął w myślach Xeron -, ,Wiedziałem, że zaczną iśc po śladach zniszczeń. W końcu zgubiła mnie moja własna nienawiść"
- Dzięki tobie razem z twoim przyjacielem jedziecie prosto na plac egzekucji w Steadwick.
- Co to znaczy "Dzięki tobie"? - Wtrącił się Ageron.
- To - Zaczął znowu mówić woźnica - że przez to, iż twój przyjaciel niszczył i zabijał wszystko, co spotkał, ułatwił nam zlokalizowanie i schwytanie waszej grupy.
- Xeronie, dlaczego to zrobiłeś? - Spytał zmieszany Ageron.
- Widzisz, Ageronie, nie potrafię opanować swojego gniewu.
- Gdyby nie twoja nienawiść, nie siedzielibyśmy w tym powozie i nie jechali pod katowski topór - Mruknął Ageron, po czym zmienił ton głosu na łagodniejszy. - Musisz nauczyć się go kontrolować, inaczej będzie wciągał nas w coraz niebezpieczniejsze sytuacje. W końcu zacznie cię wyniszczać od wewnątrz.
- Ale jak mam to zrobić?
- Jeśli się stąd wydostaniemy, pomogę ci, przyjacielu.
,,Przyjacielu" - to słowo tajemniczo oddziałało na kreeganina w płaszczu. Zaczął mocno wzdychać, co zdziwiło Agerona.
- Xeronie, co się stało?
-, ,Przyjaciel" - od dawna nikt mnie tak nie nazwał. Sam żadnego nie miałem, poza jednym - Xexem.
- Kim był Xex? - Zapytał zaciekawiony Ageron.
- Jedyny kreeganin, który był dla mnie wiele wart. Znaliśmy się prawie od zawsze. Ramię w ramię walczyliśmy z Erathią i AvLee. Jednak w końcu zakończył swój żywot. Zabiły go te przeklęte niziołki, te małe, włochate kreatury! Straciłem go raz na zawsze. Od tego czasu drugiego takiego kreeganina już więcej nie spotkam. - W tym momencie spod powieki Xerona mimowolnie wypłynęła łza. - Te niziołki pomagały Erathii i AvLee! Jeśli się stąd wydostanę, zemszczę się na tych przeklętych niziołkach i wszystkich, ktorzy dołączyli do wojny przeciwko Eofolowi!
Niespodziewanie Xeron wstał, a jego dłoniach rozpalił się błękitny płomień. Po chwili z rykiem zaczął miotać w kraty powozu, nierzadko podpalając zebranych wokół niego żołnierzy. Kapłani szybko odreagowali na szaleńczy atak kreeganina, ostrzeliwując go kulami jarzącego się światła, które tym razem nie zrobiły na Xeronie większego wrażenia. W końcu jednak musiał ulec sile kapłanów, wobec tego upadł, rycząc z bólu.
- Widzisz, że nienawiść prowadzi do niczego. tylko cierpisz. - Powiedział Ageron, widząc całą sytuację.
- Wolę cierpieć, niż bezczynnie patrzeć, jak mój największy wróg niszczy mój kraj i zabiera mnie prosto na śmierć! - Wściekle odparł Xeron.
- Ale czemu to robisz? Dobrze wiesz, że będąc sam zginiesz, w żaden sposób nie ratując swego kraju ani nas. Marnujesz tylko swoje siły.
Xeron ochłonął.
      Obaj kreeganie przejechali już wiele, lecz krajobraz niewiele się zmieniał. Prawie bez przerwy widać było pola uprawne, obok których stały pokryte słomianym dachem chłopskie chatki. W odali cały czas widniał ogromny, erathiański las, który Xeronowi sprawił wiele problemów. Wśród tej natury był widoczny jeszcze jeden obiekt - Steadwick, stolica Erathii. Mury z bliska wydawały sie jeszcze bardziej imponujące swymi potężnymi rozmiarami. Za murami miasta o wiele lepiej ukazywały się świetnie wykonane budynki - Erathia miała świetnych architektów. Co prawda tam też mieszkały chłopskie rodziny, lecz w głównej mierze byli to dostojnicy. Wśród nich prezentował się swoimi rozmiarami zamek królewski, którego rozmiary z bliska budziły w sercu ludzi podziw, a we wrogach strach. Był to przykład potęgi ekonomicznej Erathii. Z bliska wyglądał znacznie wspanialej. W oknach teraz stały się widoczne witraże. Droga do Steadwick robiła się coraz krótsza. Xeron jednak się tym nie przejmował. Cały czas myślał nad zemstą skierowaną przeciw Erathii i AvLee. W jego rogatym łbie ciągle kotłowała się jedna myśl -, , Dobrze wiesz, że będąc sam zginiesz, w żaden sposób nie ratując swego kraju ani nas."., ,Będąc sam." W głowie Xerona odblokowała się kolejna luka pamięci - tunele pod Eofolem.
-, ,Ageron wspominał o tunelach pod Eofolem, które wykopał Nighon w celu ataku na Erathię." - Mówił do siebie w myślach Xeron. -, ,Jeśli uciekło przez nie więcej kreegan, jest nadzieja, aby zebrać wszystkich uciekinierów. Jeśli Ageron zna ich dokładne położenie, będę mógł poważnie rozważyć ten pomysł." - Momentalnie skierował wzrok w kierunku Agerona
- Ageronie, znasz położenie reszty tuneli nighońskich? - Zadał pytanie Xeron.
- Tych którymi uciekłem?
- Dokładnie. Jeśli więcej kreegan nimi uciekło, możemy ich zebrać w jedną drużynę.
- Xeronie, oszalałeś? Skąd masz pewność, że wszyscy kreeganie uciekli akurat tymi tunelami, a nawet gdyby, jaką masz pewność, że w ogóle z nich wyszli?
- Tego nie wiem - luźno odpowiedział Xeron - Ale czuję, że mimo, wielu nieszczęść los ciągle jest po mojej stronie.
- Gdyby był, nie znajdowalibyśmy się w tym powozie i eskortowani przez oddział erathiańskich żołnierzy.
- Wszytko ma swoje dobre strony Ageronie. Los przychodzi z czasem.
      W końcu obaj kreeganie i czarty dotarli pod mury Steadwick. Z bliska stolica jeszcze bardziej imponowała pięknem i stylem. Ulice były schludne, brukowane, a domy, nawet te chłopskie, po prostu były cudowne. Jak w każdym mieście znajdował się plac, na którym odbywały się zgromadzenia. Tam również na dwóch kreeganach miała być dokonana egzekucja. Zamek królewski wydawał się jeszcze bardziej imponujący, zarówno rozmiarami jak i stylem wykonania. Za bramą miasta Ageron mruknął cicho do Xerona:
- Twój los chyba się spóźnia.
- Wiesz, ja sam zaczynam w niego wątpić - Niepewnie odpowiedział Xeron.
Wydawało się, że czas kreegan na tym świecie powoli dobiegał końca. Nieubłaganie powóz kierował się w stronę placu, na którym stał już oparty o pniak katowski topór. Wokół zebrało się wiele gapiów, w większości chłopów. Kreeganie zaczęli tracić nadzieję. Lecz kiedy tylko dwaj żołnierze mieli zamiar tworzyć kraty powozu, usłyszeli potworny ryk. Zebrane na placu wojsko pośpiesznie dobyło broni lecz nigdzie nie było słychać źródła tajemniczych odgłosów. Nagle znikąd na błękitnym, przeszytym chmurami pojawił się smok, w dodatku nie byle jaki - był to kwasowy smok Xerona. Bestia zionęła swą żrącą posoką w kraty powozów, co umożliwiło ucieczkę kreeganom i ich towarzyszom. Następnie smok pokrył zebranych na placu gapiów kwasem. Z wielu z nich zostały tylko roztopione ciała. Kapłani, do których dotarło właśnie całe zamieszanie, próbowali ratować sytuację, miotając w potwora kulami światła, jednak Xeron prędko pozbawił ich głów leżącym na brukowanym placu srebrnym mieczem. Momentalnie wszystkie demony rzuciły się na wszystkich zebranych na placu ludzi. Jednak Ageron szybko opanował ich dziki szał i chęć mordu, po czym wydał rozkaz ucieczki. Jednak Xeron zapomniał o wszystkim, gdyż wśród rycerzy broniących się przed atakiem demonów nagle ujrzał Rolanda Ironfista, który dobijał jednego z gogów. Pałając żądzą zemsty bez opamiętania rzucił się na niego, jednak ten niespodziewanie odpowiedział ciosem rękojeści w szczękę, po czym żłobiąc bliznę na jego ciele. Kreeganin chwycił się za krwawiącą ranę na piersi.
- Może nie zrobiłem tego na Kreelah - powiedział Roland - Ale póki mam okazję, zabiję cię za twe zbrodnie i czyny.
Lecz gdy miał zadać ostrzem śmiertelny cios, niespodziewanie kwasowy smok zionął swą żrącą posoką między nich. Jednak ten smok naprawdę widział w tym krreganie swojego przyjaciela. Xeron w parę sekund odskoczył i, trzymając się za pierś zaczął biec wraz z Ageronem do bramy Steadwick. Dzięki obecności kwasowego smoka było to śmiesznie łatwe, gdyż pokrywał wszystkich przed sobą kwasem, torując demonom drogę. Na nieszczęście brama była powoli zamykana, lecz obecność smoka znowu ich ocaliła - jedno zionięcię prawie całkowicie ją zniszczyło. W dodatku pod bramą nie było fosy. Lecz Xeron jakoś niezbyt się cieszył z faktu ocalenia przed śmiercią.
- Miałeś rację, Xeronie - nagle podbiegł do niego Ageron - Udało nam się uciec.
- Może i się udało, ale spójrz na to z drugiej strony - Teraz cała Erathia wie o naszej obecności - Powiedział Xeron - Nasza ucieczka stąd teraz graniczy z niemożliwością.
     W sali narad również nie było zbyt radosnej atmosfery. Zebrani w niej doradcy cierpliwie czekali na przybycie króla. Wszyscy siedzieli przy dębowym stole, za którego obrus służyła tkanina z wyszytym na niej herbem Gryphonheart. Król, z szacunku dla dawnego króla i przyjaciela, nie zmienił herbu na swój. Sądząc po tym, że zostali wezwani "w pilnej sprawie" oraz z zasłyszanych informacji król jest wściekły, sprawa jest bardzo poważna. W końcu wbiegł. Król Kendall, niegdyś generał. Od służby u Rolanda praktycznie nic się nie zmienił. Nadal miał te same bujne, nieco rudawe wąsy.
- Słuchajcie, moi drodzy, sprawa jest bardzo poważna. Po kraju grasują dwaj kreeganie wraz z niewielkim oddziałem demonów. W dodatku jeden z nich nie jest zwyczajnym kreeganem. To Xeron, były dowódca Eofolu. Jakby było mało, wraz z nimi podróżuje smok jakiejś nieznanej rasy. Musimy pozbyć się ich tak, żeby nie siać paniki.
- Ale królu, to tylko dwaj kreeganie, w dodatku marne niedobitki Eofolu. Co jest w nich takiego niepokojącego? - oznajmił swoje zdanie jeden z doradców.
Kendall rzucił gniewne spojrzenie w kierunku doradcy.
- Co niepokojącego? Xeron wybił mi cały pułk zbrojnych na przejściu granicznym, zniszczył posterunek, a teraz wraz ze smokiem i resztą demonów zmasakrowali wielu mieszkańców Steadwick! I ty jeszcze się pytasz, co w nich niepokojącego?! - Kendall wziął głęboki oddech - no to jak ich po cichu zabić? Teraz słucham.
- Królu - odezwał się nieco pulchny i łysy doradca, siedzący na końcu dębowego stołu - sugeruję płatnych zabójców.
- Ale u kogo ich najmiemy? - zapytał zaciekawiony król.
- U nas w kanałach założył swoją bazę mistrz złodziei, Bill Lasker. Możemy go poprosić o pomoc w zlikwidowaniu kreegan.
- Dobra sugestia, doradco. Zaraz wyślę...
- Spokojnie, królu - przerwał mu doradca - ja już mam kandydata na to zadanie. Drake!
Do komnaty wbiegł człowiek niezwykle żwawy, z lekką zbroją skórzaną i opaską na oku. Włosy koloru czarnego były niezbyt długie luźno ułożone. i poruszały się bezwładnie przy każdym ruchu. Doradca wręczył mu pełny mieszek złota.
- Wisz, gdzie jest siedziba Billa Laskera?
- Tak szefie
- Więc pędź tam i poproś o pomoc z kreeganami. Ten mieszek to zapewni.
Po otrzymaniu mieszka chłopak czym prędzej wybiegł z sali.
- No królu - Doradca zwrócił się w kierunku Kendalla - Twoje problemy wkrótce będą tylko złym wspomnieniem.

Crystal Dragon PW
25 sierpnia 2014, 14:25
Ciąg dalszy poprawek. Ogólnie wszystko powinienem skończyć poprawiać w tym tygodniu, w tym czasie pojawi się też nowy rozdział. No a teraz... miłej lektury:)

Rozdział 5

     Powoli zaczęło się ściemniać, a nad niebem poczęły krążyć czarne chmury. Przestrzeń między demoanmi począł wypełniać mrok i nieprzenikniona ciemność. Xeronowi powoli zaczął ponownie doskwierać głód, jak również reszcie demonów. Ageron wielokrotnie nalegał, żeby się gdzieś zatrzymać, jednak Xeron ciągle go ignorował; za wszelką cenę chciał uciec z Erathii. Lecz w końcu musiał ulec, gdyż głód doskwierał coraz bardziej. Dodatkowo widoczność stawała się coraz mniejsza. Niestety obaj Keeganie nie mogli znaleźć idealnego miejsca na postój, na szczęście wśród pól uprawnych i gąszczy zauważyli starą opuszczoną chłopską chatę. Dla pewności jeden z czartów przeszukał wnętrze zrujnowanego domu. Kiedy demony upewniły się, że nikogo nie ma w środku, postanowiły tam przenocować. Niestety nie było prowiantu. Ageron wysłał dwa Gogi w celu znalezienia jakiegoś pożywienia. Wśród wysokiej trawy piekielne bestie ujrzały niewielką chatę oraz zagrodę, za którą pasły się zwierzęta rolne. Gogi, nad którym głód przejął kontrolę, rzuciły się na jedną ze świń. Lecz kiedy tylko zwierz wydał z siebie głośny kwik, po chwili powietrze przeszył krzyk dobiegający z okna. To była żona gospodarza domu.
Niespełna minutę później z drzwi wybiegł gospodarz, trzymając w ręku widły. Gdyby wiedział, co potrafią te złowieszcze pomioty, zastanowiłby się, czy powinien wychodzić i biec na nie z widłami. W krótkiej chwili dosyć gruby mężczyzna upadł na zabłoconą ziemię, podczas gdy jego ciało trawiły płomienie gogów. Tak smutny koniec nie ominął również jego żony, która w mgnieniu oka zgięła się na futrynie okna, by nagle płonąca wypaść z niego do świńskiej zagrody.
      Kiedy oba gogi wróciły, zastały Xerona i Agerona, dyskutujących o czymś ważnym.
- Xeronie, musimy się zmobilizować i stąd uciec - oznajmił Ageron.
- Też nie mam zamiaru tu przebywać, ale jak? - Odparł Xeron - Podwoili straże na granicach Erathii!
- Masz jakiś inny pomysł? Czy wolisz zostać schwytanym i powieszonym na placu Steadwick?
- Fakt - westchnął Xeron - Jaka jest najlepsza opcja ucieczki?
- Deyja - mrocznym tonem rzekł Ageron
Ciąg rozmowy co jakiś czas przerywał pomruk kwasowego smoka. Gogi, zbyt tępę, aby zrozumieć, o czym rozmawiają kreeganie, wzięły się za rozpalanie ogniska. jeden ognisty pocisk jednego z gogów w sekundę rozświetlił teren wokół ogniska jaskrawym ogniem.
- Tam również nie będą nas darzyć szczególnym współczuciem.
- Ale nie będą chcieli nas od razu zabić, jak tutaj.
- A zatem dobrze, jutro rano ruszamy do Deyji.
Po zakończeniu dyskusji kreeganie udali się po piekącego się prosiaka. Kiedy się upiekł i wszyscy wzięli dla siebie po jego części, Xerona dopadła senność. Kiedy wracał do chaty, dołączył do niego Ageron, który również zmrużyła senność. Kiedy każdy zajął swój kąt w starej chacie, Xeron niespodziewanie zapytał Agerona pytaniem, które bardzo go zmieszało:
- Ageronie, a jaki ty sobie postawiłeś cel życia?
Przez krótką chwilę nie było niczego słychać, poza odgłosami biesiadowania czartów i gogów.
- Szczerze nigdy nie myślałem nad swoim celem - Nagle odpowiedział kreeganin, odgryzając kawałek świńskiej nogi. - Głownie zależało mi na ucieczce z tego przeklętego kraju.
- Świetnie cię rozumiem - Xeron również ugryzł swój kawałek prosiaka - Dla mnie życie o mało nie straciło sensu.
Ageron popadł w zamyślenie – Również zastanawiałem się nad odbudową potęgi Kreegan. Ale to zbyt karkołomne. I skąd pewność, że znajdziemy wystarczająco Kreegan, by wzniecić rebelię? Tylko szaleniec byłby na tyle głupi, aby to zrobić. - Nagle mina Kreegana zmieniła wyraz na nieco bardziej radosny – Xeronie, przecież możemy poprosić o pomoc siły Deyji.
- Ageronie, szanse są moim zdaniem nikłe. Potężne państwo raczej nie zainteresowałoby się niedobitkami dawnej potęgi Eofolu....
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca, Xeronie. Prawda często okazuje się inna.
- Coś wątpię. Nekromanci często okazują się żmijami, których mowa, względnie pełna słodkich obietnic i chęci pomocy, okazuje się być bezdusznym sykiem, pełnym gniewu, chciwości i cierpienia.
- Zresztą wszystko przyniesie czas. Musimy być gotowi na jutrzejszą wędrówkę. - Kreeganin okrył się swym płaszczem i ułożył się, jak tylko najwygodniej mógł. Odzienie nie zapewniało mu wystarczającej ochrony od nocnego chłodu, ale to jedyne, co miał. Ageron zaś ułożył się wygodnie w swej zbroi.
Ale czy nawet podczas snu mógł czuć się bezpiecznie?
      Mrok bynajmniej niczego nie ułatwia. Drake wiedział o tym doskonale. Bynajmniej łażenie po mętnej, pełnej syfu i brudu w wodzie było nie mniej utrudniające. Nareszcie doszedł. Kanały Erathii. Dobrym pomysłem było zamieszkanie w miejscu, którego wygląd i odór nie zachęca do odwiedzin. Ale jak samemu można było tam wytrzymać? Cóż, każdy ma swój gust. Najwyraźniej Laskerowi mieszkanie na odludziu nie wystarczyło. Drake ostrożnymi krokami skierował się w przepełnione ciemnością wnętrze kanałów. Smród był tutaj jeszcze większy, niż na zewnątrz. Ale taka praca pośrednika między Laskerem a Erathią. Wynurzając się z mroku Drake ujrzał przed sobą trzech złodziejaszków pilnujących wejścia do dziedzińca. Cóż, jak się można było domyślać po bandzie Laskera, nie pozwolą za łatwo się wywiązać z zadania. I faktycznie, łotrzykowie natychmiast otoczyli posłańca.
- Kolego, dokąd niesiesz ten ładny woreczek? Zapewne jest w nim złoto?
- To dla ciebie nieistotne - Odparł Drake - Chcę rozmawiać z waszym hersztem.
- Istotne, istotne. Jest nas trzech, a ty jeden. Jak się Lasker nie dowie, to nic się nie stanie. - Złowieszczo uśmiechnął się do Drake'a. - Tak więc daj ten ładny mieszek.
Łotrzykowie zaczęli wyciągać sztylety z pochew. Lecz zanim ostrze całkowicie wysunęło się z pochwy, Drake przyłożył rękojeścią swojego sztyletu w zęby jednego z rzezimieszków. Pozbawiony dwóch siekaczy łotrzyk upadł z hukiem na ziemię, jęcząc. Zaskoczeni śmiałym atakiem Drake'a pozostali łotrzykowie ruszyli na posłańca. Drake posłał jednego z nich na ziemię kopniakiem w brzuch, drugi już miał go dźgnąć, kiedy ten zwinnie uchylił się przed jego sztyletem. Zdezorientowany złodziejaszek został ogłuszony ciosem w kark.
- Ech, zawsze jakieś trudności - powiedział sam do siebie Drake, zostawiając łotrzyków samych sobie. Na szczęście pozostali łotrzykowie, widocznie bardziej lojalni wobec Laskera niż tamci, zaprowadzili go do ich mistrza i zostawili przed wejściem. Wchodząc Drake ujrzał ogromną różnicę w stosunku do reszty pomieszczeń w kanałach Erathii. W każdym kącie leżała chociaż jedna, mała sterta złota, zdobytego albo przez liczne kradzieże lub jako zapłata za pomoc wobec Erathii. Na końcu komnaty stał pięknie wyrzeźbiony z drewna tron, gdzieniegdzie wysadzony kamieniami szlachetnymi.
- Drake! Witaj mój drogi! - Znikąd Drake usłyszał znany mu o niskim tonie głos. Niewiadomo skąd pojawiła się również postać w pelerynie oraz z wyglądu lekkim, ale mocnym pancerzem skórzanym, który nie krępował ruchów. Owa postać miała czarne, krótko przyciete włosy oraz zapuszczone krótkie, również czarne wąsy oraz włosy. Był to Bill Lasker we własnej osobie.
- Witaj mistrzu - przywitał Laskera Drake.
- Cóż cię tu sprowadza?
- Przysłał mnie mój Władca, Morgan Kendall.
Lasker przybrał nieco ponurą minę. Zwykle to nie wróży nic dobrego.
- Nie obawiaj się, przybyłem tu, gdyż mój władca ma prośbę. Otóż po Erathii panoszą się Kreeganie.
- Kreeganie? - Zapytał zdziwiony Lasker - A tego czasami Erathia nie wytepiła?
- Okazało się, że dwaj panoszą się po kraju. Król w zamian za pomoc oferuje ci to - Drake wyciągnął mieszek wypełniony złotem.
- Więcej zyskałbym, okradając skarb państwa. Ale to chociaż legalne... - Bill Lasker zaczął się zastanawiać, po czym oznajmił - Jak dacie chociaż dwa razy tyle, co masz, zajmę się tym.
- Przyjmij w tym czasie to, wkrótce dostaniesz więcej.
- Mam taką nadzieję.
Drake, wychodząc, nagle odwrócił się do Laskera z informacją:
- Jeszcze jedno: mobilizuj straż, bo ci twoi słudzy postanowili mnie okraść.
Bill zaśmiał się. - To złodzieje, czego od nich oczekujesz? Zresztą i tak pewnie ich nieźle urządziłeś.
- No cóż... Wkrótce wrócę z resztą. - Drake spokojnym krokiem opuścił komnatę Laskera i zniknął w czeluściach mroku.
     Tym razem Xerona nawiedził inny koszmar. Poczuł, że jest niesiony przez czarty ze swojej grupy. Wsród ciemności dało się ujrzeć skalne sklepienie i ściany. Dziwnym trafem zorientował się, że znajdował się w tych tunelach, z których uciekł. Jednak nie mógł się ruszyć, a czarty nie zwracały uwagi na jego rozkazy. Nagle rzuciły nim o skalną ścianę groty, dyskutując o tym, czy zostawić kreegana albo zabrać dalej. Lecz tym razem cała sytuacja potoczyła się przerażająco. Grupka demonów poszła razem, zostawiając Xerona na pastwę losu. W końcu mógł zacząć się ruszać. Lecz kiedy nawoływał swe czarty, odpowiadało mu tylko głuche echo. Niespodziewanie usłyszał za sobą głośny pomruk wraz z rykiem. Z ciemnego korytarza groty wyłonił się sunący w kierunku kreegana ogień. Wraz z ogniem wyłoniło się kilka czarnych smoków, które ruszyły za Xeronem. Kreeganin uwolniony od strachu przed tymi bestiami chciał się przed nimi bohatersko obronić, jednak ciało go nie słuchało. Xeron mimowolnie rzucił się do ucieczki. Niestety zdało się to na nic. Po krótkiej próbie ucieczki ogień otoczył kreegana, który, płonąc, wydawał z bólu potworne okrzyki. Wtem z ognia wyłonił się pewien obraz. Okazało się, że Xeron właśnie był w sali tronowej, a na kreeganinie nie było śladów oparzeń. Przed sobą ujrzał Lucyfera Kreegana w towarzystwie poprzedniego władcy kreegan - Xenofexa.
- Xeronie - zaczęli mówić obaj władcy - Okryłeś się hańbą, uciekając jak tchórz przed jakimiś marnymi smokami. Tacy kreegańscy dowódcy, zarówno żołnierze są tu bezwartościowi, dlatego zostaniesz ścięty.
Xeron znowu się nie kontrolował. Zaczął błagać, aby go oszczędzono.
- Budzisz w nas odrazę, Xeronie - kontynuowali wypowiedź obaj władcy - Poniżasz się do tego stopnia, błagając o litość. Kreeganin powinien to przyjąć z godnością.
Wtem do sali tronowej weszli trzej kreeganie, a jeden z nich trzymał olbrzymi topór. Pozostali dwaj nieśli pieniek. Kiedy go postawili, chwycili Xerona i położyli jego głowę na pniu. Topór nieubłaganie kierował się w stronę kreegańskiego karku. Kiedy tylko ostrze przecinało powietrze, sunać w Xerona w celu pozbawienia go głowy, nagle się zbudził.
-, ,Te przeklęte sny" - pomyślał Xeron.
- Mówiłem, że ktoś tu jest - znikąd rozległ się pewien głos. Nadal była noc. Zaniepokojony obudził Agerona, po czym obaj wybiegli na zewnątrz. Wokół demonów nadal jeszcze paliło się ognisko.
- Głupcy! - Ryknął wściekły Xeron - Wy tępe gogi miałyście zajmować się ogniskiem! Nie zgasiliście go! Teraz jacyś ciekawscy kierują się w naszą stronę! - Nagle w furii ruszył w kierunku głosów, lecz ochłonął, kiedy przypomniał sobie to, co mówił mu Ageron.
- Zgaście ogień - wydał rozkaz kreeganin - musimy niespostrzeżenie stąd uciec.
- Wpierw musimy pozbyć się ciekawskich - oznajmił Ageron. Niestety, sytuacja okazała się inna. Nie wiedzieć czemu, kwasowy smok Zerwał się i prędko wyleciał z gąszczy. Grupa ciekawskich natychmiast ruszyła za smokiem lecącym jak najdalej od Kreegan. Demony wykorzystały okazję i wybiegły z gąszczy ruszyły w kierunku drogi. Po chwili ponownie dołączył do nich kwasowy smok.
- Coraz bardziej zaskakuje mnie pomysłowość tej bestii - Oznajmił zdumiony Ageron.
- Ech, mogliśmy ich zabić - mruknął Xeron.
- Przecież wiesz, że tropili by nas po śladach zniszczeń - Odpowiedział Ageron.
Jednak umysł Xerona skrywał znacznie więcej tajemnic, o które nikt by go nie podejrzewał...
     Wędrując dalej pomiędzy chłopskimi polami Xeron i jego towarzysze usłyszeli dźwięk jadącego powozu. Bezpieczeństwa w Erathii nigdy za wiele, dlatego na wszelki wypadek ukryli się za niewielką, niezamieszkaną chłopską chatą. I rzeczywiście, po chwili kreeganom ukazał się powóz z więźniami w środku, strzeżony przez kilku strażników uzbrojonych w miecze.
- Ech, rodzaj ludzki nie ma sensu bycia w tym wszechświecie. Powinniśmy go z łatwością wytępić.
.
I nagle stało się coś, co nigdy nie powinno się zdarzyć - Xeron wybiegł zza chaty i zaczął wybijać strażników powozu. Kiedy wszyscy z eskorty węźniów byli martwi, ku zaskoczeniu demonów uwolnił skazanych z ich klatki. Osłupiałe demony nie mogły uwierzyć w to, co widziały - kreeganin, który mordował i zabijał każdego, kogo napotkał, zrobił wręcz przeciwnie. Ocalił kilkanaście istnień ludzkich na tym świecie. Nigdy przecież nie interesował się losem ludzkim. W końcu los zaskoczy każdego...

Crystal Dragon PW
3 października 2014, 12:44
No, nareszcie - pojawił się nowy rozdział. Tym razem bez zbędnych komentarzy zapraszam tutaj:
http://osada.heroes.net.pl/rekopisy/Piekielny_wedrowiec/8
Teraz tutaj będę publikować wszelkie moje poprawki i rozdziały. Komentarze i oceny możecie wstawiać zarówno tutaj, jak i w jaskinii.

Miłej lektury życzę.

Morgan Grin PW
9 października 2014, 15:50
Cyrstal Dragonie, jak zapewniałem, tak zrobiłem. Przeczytałem Twoją pracę od początku do końca i powiem, że wygląda to całkiem nieźle! Zaciekawiła mnie dosyć historia, a choć chyba domyślam się kim jest ten tajemniczy leśny strażnik, to czekam na co jeszcze natknie się piekielny wędrowiec i spółka.
Chce też pochwalić to, jak z czasem zmienił się Twój styl pisania. O ile pierwsze dwie strony miewały swoje słabsze i gorsze momenty, tak każda następną stronę czytało mi się coraz lepiej.
Czasami występują u Ciebie powtórzenia, a bohaterowie bardziej przemawiają niż rozmawiają. Polecam Ci czytanie na głos, zwłaszcza dialogów. Dzięki temu wyłapiesz błędy w składni i budowie zdania, bo to co brzmi dobrze na papierze, niekoniecznie jest tak dobre w głowie. Znam to z autopsji ;)
Kilka zdań, które zamieściłeś w tekście to istne perełki. Szczególnie podobało mi się to porównanie nekromantów do żmii. Rewelacja!
Rozbawiła mnie szczególnie scena, w której nasz bohater skradał się za strażnikami, z pieczenią na plecach, którą co jakiś czas podgryzał :D Od razu skojarzyło mi się to z Asterixem i Obelixem :P Czy w Twoim zamierzeniu miała to być scena humorystyczna? ;)
Ciężko mi ocenić Twoja pracę, pod względem zgodności z uniwersum. Nie miałem co prawda problemu z połapaniem się, kto kim jest, ale moja wiedza jest raczej...ogólna ;) Już lepiej znam historię Ashan :P
Przyznam, że masz duży potencjał oraz wyobraźnię. Warsztat jest jak najbardziej do wyrobienia, a sam już robisz duże postępy. Trzymaj tak dalej i nie zniechęcaj się. Nie rób zwłaszcza przerw dłuższych niż 3 dni. Chwila odpoczynku dobrze wpływa na wenę i daje dystans do napisanych fragmentów, ale jak się ją przedłuży, to potem znów trudno wrócić. Czekam na Twoje kolejne wpisy :D


Crystal Dragon PW
10 października 2014, 17:01
Bałem się, że twa ocena, Morganie, będzie nieco gorsza. Tymczasem widzę, że nie masz zbyt wielkich uwag, co poprawić, a co nie. To mi się podoba:)

A teraz parę kwestii:

Cytat:
domyślam się kim jest ten tajemniczy leśny strażnik

Słucham:D

Cytat:
Chce też pochwalić to, jak z czasem zmienił się Twój styl pisania. O ile pierwsze dwie strony miewały swoje słabsze i gorsze momenty, tak każda następną stronę czytało mi się coraz lepiej.

Jak to mówią początki bywają trudne. Ja o dziwo mam wrażenie, że do pierwszych rozdziałów lepiej się przykładałem:P Widać nie muszę się go tymczasowo bardzo obawiać;)

Cytat:
Czasami występują u Ciebie powtórzenia, a bohaterowie bardziej przemawiają niż rozmawiają. Polecam Ci czytanie na głos, zwłaszcza dialogów. Dzięki temu wyłapiesz błędy w składni i budowie zdania, bo to co brzmi dobrze na papierze, niekoniecznie jest tak dobre w głowie. Znam to z autopsji ;)

Ujawniasz swe doświadczenie literackie:) Fakt, czytając twą powieść stwierdziłem, że dialogi nie są takie jakbym chciał, żeby były:P Co do rady to nie miałem o tym pojęcia:P Dzięki:)

Cytat:
Kilka zdań, które zamieściłeś w tekście to istne perełki. Szczególnie podobało mi się to porównanie nekromantów do żmii. Rewelacja!

Nie skupiałem się bardzo na konkretnych częściach tekstu, ale widać jednak mi się udało:) No dobra, przyznam, że czasami miałem zamiar wymyśleć jakiś ciekawy cytat, który świetnie by się wpasował:D

Cytat:
Rozbawiła mnie szczególnie scena, w której nasz bohater skradał się za strażnikami, z pieczenią na plecach, którą co jakiś czas podgryzał :D Od razu skojarzyło mi się to z Asterixem i Obelixem :P Czy w Twoim zamierzeniu miała to być scena humorystyczna? ;)

No więc... nie:P wpierw miała być to scena pełen niepokoju, co by się stało, gdyby Xeron się ujawnił. Ale nad mym umysłem nieco przeważył humor i dziś możesz się zadowolić taką postacią rozdziału;)

Cytat:
Ciężko mi ocenić Twoja pracę, pod względem zgodności z uniwersum. Nie miałem co prawda problemu z połapaniem się, kto kim jest, ale moja wiedza jest raczej...ogólna ;)

Odsyłam do biblioteki;) http://www.gildia.acidcave.net/

Cytat:
Już lepiej znam historię Ashan :P

Tym bardziej zalecam odwiedzenie biblioteki:P Mimo że stare jest bardziej skomplikowane, a udało mi się je zrozumieć, o tyle już nie rozumiem (k)ashanu:P Dla mnie stare uniwersum to podstawa, bo od tego wszystko się zaczęło, a poza tym to dobra lektura na wenę;)

Cytat:
Przyznam, że masz duży potencjał oraz wyobraźnię. Warsztat jest jak najbardziej do wyrobienia, a sam już robisz duże postępy. Trzymaj tak dalej i nie zniechęcaj się. Nie rób zwłaszcza przerw dłuższych niż 3 dni. Chwila odpoczynku dobrze wpływa na wenę i daje dystans do napisanych fragmentów, ale jak się ją przedłuży, to potem znów trudno wrócić. Czekam na Twoje kolejne wpisy :D

Dzięki za dobre słowa:) Co 3 dni byłoby ciężko, zwłaszcza, że istnieje taki wynalazek jak szkoła:P ale utrzymuję wenę w formie:) Sesje RPG też pomagają w rozwijaniu wyobraźni i weny. Szczerze mówiąc kolejne rozdziały pisałem w odstępie tygodniowym. A teraz jeszcze ten odstęp się zwiększa, choć próbuję go przywrócić do poprzedniej formy:P

A, i rada ode mnie: staraj się o komentarze i oceny, twoi fani z pewnością wyłapią literówki i wskażą, co niezbyt ci wyszło w powieści;)

Crystal Dragon PW
13 listopada 2014, 15:35
Zajęło to długo, ale w końcu jest. Ostatni rozdział wydarzeń w Erathii (nie książki!). Cóż mówić, za komentarze i oceny będę wdzięczy.

Miłej lektury.

http://osada.heroes.net.pl/rekopisy/Piekielny_wedrowiec/9

Laxx PW
13 listopada 2014, 20:50
Szanowny Crystal Dragonie,


Ja również przeczytałam teraz CAŁE Twoje opowiadanie. Bardzo się cieszę, że poświęciłeś je Xeronowi; mojemu ulubionemu bohaterowi :D

Tak jak ostatnia osoba wypowiadająca się w tym topiku stwierdzam, że popełniasz nieco błędów a niektóre są wręcz głupiutkie ;) Nie traktuj tego proszę jako krytykę, która ma w Tobie zabić potencjał. Po prostu po napisaniu rozdziału przeczytaj go sobie jeszcze raz na spokojnie. Unikaj powtórzeń; korzystaj ze słownika synonimów, gdy brak Ci słów ;) Sama tak robię - nie ma się czego wstydzić.

Stwierdzam, że masz talent i jeśli będziesz ćwiczył, zajdziesz daleko. Wyobraźnia jest cenna, dbaj o nią ;)

Co do rozdziału - przypadł mi do gustu. Akcja się rozkręca, walka z Archaniołami opisana dość ciekawie. Bardzo jestem ciekawa tego strzelca kim się on okaże i co jeszcze nawywija ;)

Jeśli chcesz oddać charakter głównego bohatera, nie musisz używać wulgaryzmów. Myślę, że Kreeganie mieli własne przekleństwa, których nie znamy :D (może i dobrze). Po prostu mam na mysli to, że przekleństwa jak dla mnie są zbędne ;)

Czekam na kolejny rozdział.

Ach i zapomniałam dodać - spodobał się mi opis Erathii, zamku a zwłaszcza jego wnętrza. Dobra robota!

Crystal Dragon PW
14 listopada 2014, 17:48
Och dziękuję za ciepłe słowa;) Niestety powtórzenia musiały się trafić, jeśli chodzi o archanioły, gdyż np. "Cherubin" to zupełnie inny anioł. Poza tym pisałem na wadliwej klawiaturze, więc musiały zdarzyć się błędy:P

Hmmm, może przesadziłem z przekleństwami:P Co do nich jestem obojętny, ale w końcu to zły Xeron, nie?:P

Cieszę się, że opis zamku ci się podoba;) Moim zdaniem nie wyszedł dostatecznie tak, jak chciałem, ale jednak spełnia swe zadanie;)

PS dla niekumatych: link przesyła was do całej książki, na górze jest wybór rozdziałów.
strona: 1 - 2 - 3 ... 7 - 8 - 9
temat: [książka] Piekielny wędrowiec

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel