Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj Nieznajomy!
zaloguj się    załóż konto
Baszta Czempionów (Duel of Champions)temat: DoCowe wspominki
komnata: Baszta Czempionów (Duel of Champions)

Kammer PW
27 sierpnia 2016, 16:52
Gra istnieje tak długo, jak długo gracze chcą o niej dyskutować ~ ktoś tam, kiedyś tam.

Z ogromnym smutkiem przyjąłem nadchodzący kres DoCa, ale... pamiętam, jak wiele miłych chwil dała mi ta gra - co powiedzielibyście na to, by podzielić się naszymi najlepszymi, najbardziej ulubionymi momentami z gier, które to pamiętamy do tej pory?

1. Chyba można uznać, że to właśnie DoC przyciągnął mnie do Groty - wskazuje na to mój pierwszy post. Jak się nim zainteresowałem? Otóż na cdaction.pl rozdawali klucze do bety DoC-a - całe 9000. Wziąłem udział i zacząłem grać. Szybko wyłapałem buga - jeśli wyszło się z gry podczas pojedynku, to można było dostać 1000 pieczątek. W ten sposób szybko zarobiłem na boksa, z którego dostałem... Atroposa, co dla mnie, wiernego gracza Serii, było cokolwiek wartościowe.

2. Pamiętam bardzo przyjemne gry ze Strażnikami Losu, dzięki którym moja ręka nigdy nie była pusta. Do tego Kosmiczna osobliwość i wydarzenie do odrzucania kart i była bajka!

3. Kiedyś też próbowałem zrobić talię na samych lataczach z Tsunami i Starciem Fal. Nie działało, ale jakie śmieszne było. :D

4. Ale chyba najlepszym moim wspomnieniem jest moje starcie Serią przeciwko Dhamirii. Mam pełne pole bitwy moich jednostek, oponentowi zeszły już kamienne tarcze i ja się szykuję do ostatecznego ciosu. Gdy nagle... przeciwnik rzuca Armageddon - 10 obrażeń we wszystkie stworzenia.
I... i...
Umiera mi jeden udręczony ghul. Bo przeciwnik był gapa i nie zauważył, że mam rzucone dwa monsumy. Potem dostałem wiązankę przekleństw i przeciwnik się poddał. xD

A jakie są Wasze ulubione momenty z gry?

Demorator PW
27 sierpnia 2016, 17:27
Ja trochę inaczej niż Kammer dowiedziałem się o DoC-u, bo przez Grotę w której siedziałem już od jakiegoś czasu. Z wielkim entuzjazmem przyjąłem informację o "karciance w świecie Heroesa" i niemal od początku śledziłem bacznie jej rozwój. Zarejestrowałem się do gry i rozpocząłem swoją przygodę od kampanii, która mnie, niedoświadczonego gracza (miałem doświadczenie jedynie z kilku partii Magica i Władcy Pierścieni), pokonała na samouczku...

Przerzuciłem się wtedy na walki z innymi graczami i tu także nie mogłem za wiele osiągnąć. Rada dla niedoświadczonych - potrenujcie składanie talii i nie łudźcie się, że te podstawowe zapewnią wam zwycięstwo.

Co do moich najmilszych/najgorszych/najciekawszych doświadczeń związanych z DoC-em zaliczam:
1. Oczekiwanie na nowy dodatek i planowanie zawczasu zmian w taliach.

2. Dreszczyk emocji przy otwieraniu nowego boostera i cichy jęk zawodu, gdy nie było żadnej ciekawej karty, albo wspaniałe uczucie znalezienia długo wyczekiwanej karty

3. Opracowywanie nowych taktycznych talii, takich jak: talia z lataczami i tsunami (jak Kammer), czy talia na wampirach o której myślałem od samego początku, ale brakowało do niej kart

4. Odkrycie, że jeden kumpel ze studiów też gra i wspólne opracowywanie nowych taktyk

5. Ogromne wkurzenie (żeby nie użyć mocniejszego słowa), przy pierwszym (i każdym kolejnym) spotkaniu z talią umożliwiającą wygraną w jednej turze (np. Sandor, cyklop i Grand Finale Kat)

6. Dopatrywanie się spisku, podczas gier rankingowych, kiedy mając (wg. pierwszego typu punktowania) 498 punktów rankingowych przegrywałem kilkanaście walk z rzędu, aby spaść na poziom 0, oraz po przekroczeniu magicznej bariery 500 (nie można było spaść poniżej tej wartości jak w milionerach) doświadczenie tego samego z poziomem 1000 pt (nigdy nie udało mi się ich przekroczyć)

Niestety nie grałem bardzo długo, ale jeżeli coś mi się jeszcze przypomni to z przyjemnością się podzielę.

Edit: Zapomniałbym o najważniejszym: to wspaniałe uczucie kiedy pojedynek trwał kilkadziesiąt tur i nie liczyło się w nim już zwycięstwo, a świetna gra.

Hayven PW
27 sierpnia 2016, 23:23
Dobra, no to moja kolej. Tylko uwaga, bo chyba mój najdłuższy post w Grocie.

W DoC-a grałem od listopada 2012 (a więc już w fazie otwartej bety), zainteresowałem się nim... w sumie, to nie pamiętam do końca, jak. Wydaje mi się, że "pomogły" mi w tym kody na darmową zawartość z DLC do H6 (taka śmieszna historia - tata któregoś razu był w sklepie i zadzwonił z pytaniem, czy mam H6; ja na to, że nie, a jak wrócił, to z "Piratami z Morza Sztormów", no i tak czy tak musiałem poczekać na grę :P), mogła to też być zasługa różnych newsów w Jaskini Behemota (tam DoC-a lansował Kameliasz, obecnie (i szerzej znany jako) Bazaltovy, w JB działał też dział H5), w każdym razie jakoś tak postanowiłem spróbować.

To, co ujrzałem na stronie głównej gry, było miodem na moje oczy (tak :P) - takie Heroesy, ale bardziej... bezpośrednie, jakoś tak więcej akcji, te arty i opisy frakcji, perspektywa bezlitosnego niszczenia bezradnych przeciwników za pomocą Magii Ognia po prostu zmusiły mnie do pobrania gry czym prędzej. Oczywiście, pobieranie samego klienta (po launcherze) trochę trwało, jednak początkowo gra była na tyle mała, że nie przypominam sobie, żeby to było specjalnie bolesne, ale mogłem też zwyczajnie zapomnieć :P

Po odpaleniu przeszedłem samouczek, następnego dnia zacząłem przygodę z grami rankingowymi (chyba... mogło też być tak, że był odstęp dwóch dni, TO BYŁO DAWNO :D), początkowo kręciłem się koło 100 ELO, podchodząc do 200 i spadając do 0, swoją początkową talią Inferno. Pamiętam kupowanie pakietów w sklepie, również tych premium (bo dlaczego premium?) (o, ale się fajnie błyszczą!) (meh, przecież to tylko dodatkowa kasa za jakieś zbędne bajery). Pamiętam, jak zobaczyłem ranking, a na pierwszym miejscu gracza o nicku Ultrabear, i chciałem być tak dobry, jak ten gość, o którym nie wiedziałem, kim jest, ale najwyraźniej był najlepszy.

Pamiętam pierwszy (a przynajmniej "mój" pierwszy) patch, który zmienił nieco ekran Mulligana i zmodyfikował balans (ze zmian, które pamiętam najlepiej, to nerf Necro - osłabienie wszystkich stworków z Infekcją (oprócz Kościotrupów Plagi... ojoj, powoli zaczynam zapominać nazwy kart ;-;) - Zombie, Tkaczki Losu i innych, którym chyba w większości poobniżano odwet; kiedy zaczynałem, Zombie miały staty 2/2/5, zaś potem przez większość czasu jak je pamiętam, 2/1/5, potem dopiero w Czasie Odnowy zostały zmienione bodajże na 2/1/6).

Pamiętam irytację, jak traciłem połączenie z internetem i przegrywałem mecz nie ze swojej winy ("Czas logowania minął. Powrót do ekranu logowania" -.-).

Jakoś dobiłem do tych 200-300 ELO na stałe, wtedy miałem już chyba ze trzy talie (Danse Macabre z Arianą i podstawówką Necro + Piraci z Cragiem Hackiem i podstawówką Twierdzy + talia Inferna), i jakoś tak stałem w miejscu. Wtedy rozegrałem parę pojedynków z Kameliaszem, który uświadomił mi, że mam za dużo kart w moich taliach (wówczas myślałem, że im więcej, tym fajniej, talię Necro dopakowałem grubo ponad setkę :) ) i powinienem zredukować je do minimum. Niezwykle trudne było pozbycie się niepotrzebnych kart (no, przecież to się może przydać! I to też! Ale Smoczą Żyłę to faktycznie można wywalić, ona w niczym nie pomaga...).

Okrutnie bolesne były pojedynki z graczami od Ariany Zerwanych Losów. Ojejku, w tamtych czasach i na tamtym poziomie pojedynki kończyły się w okolicach którejśnastej tury, a w momencie kiedy taki gość z Arianą miał kilka Kościotrupów Plagi na polu bitwy, to było pozamiatane. Wtedy też obiecałem sobie, że skoro ona jest taka OP, to nie będę nią nigdy grał, bo to nie fair.

Atropos - wredny dziad. Nigdy go nie lubiłem. Zawsze wszystko psuł.

Po zmianach zasugerowanych przez Kameliasza faktycznie grało mi się o wiele wygodniej, ale prawdziwy przełom był, jak zacząłem grać Przystanią z Zygfrydem i Eleonorą... z tą talią, początkowo 6/4/4 (tja, ale była nawet całkiem skuteczna - a kiedy Eleonore wchodziła na pole bitwy, zazwyczaj jedyne co pozostawało przeciwnikowi, to poddać pojedynek; że o tym, co wyczyniali Słoneczni Krzyżowcy, nie wspomnę), zaszedłem bardzo daleko.

Gdzieś tak powyżej 500 ELO, być może około 700 (wówczas byłem już chyba gdzieś w trakcie fazy 6/4/0), zacząłem natykać się na dosyć nieprzyjemne talie - pamiętam pierwsze starcie z Arianą Zerwanych Losów w wersji kontroli - czyszczenie pola bitwy Trzęsieniem Ziemi (to był przecież Zygfryd!), Rojem Os, Pożeracze Dusz i Władcy Marionetek... frustracja sięgnęła granic.
Niemal równie przygnębiające były starcia z taliami OTK, czyli Chata Krwawego Szamana + Oszalały Cyklop + Grand Finale Kat. Wówczas jeszcze nie istniały praktycznie żadne skuteczne metody kontrowania tego typu talii; sporo weszło z Powstaniem Pustki (Mass Dispel, Drzewo Prawdy, Wir Zaklęć, Kosmiczna Reorientacja, Wieża Niepamięci). Miałem to szczęście, że nie dane mi było się spotkać z osławionymi Prison deckami (zwyczajnie miałem zbyt niską rangę).

(Zasada działania zapewne z grubsza ta, co i teraz - szło się w Przeznaczenie, żeby uwięzić przeciwnika; muszę dodawać, że Więzienie było zmieniane chyba z kilkadziesiąt razy? kojarzę, że początkowo było chyba kartą nieunikatową (!), 6 zasobów i 6 przeznaczenia, potem unikalną, o mniejszym koszcie, potem chyba też przeznaczenie podnosili - ale tutaj mogło mi się wiele rzeczy pomieszać, również z Tronem Odnowy, który też - na początku po prostu działał, potem blokował rzucanie fortunek, w końcu - zabierał wszystkie zasoby).

Pamiętam pojedynki po dwadzieścia kilka tur, gdzie od tego, co się dobierze, zależał wynik bitwy - czy będzie to Maniak, czy Czarodziejka Chaosu? Proooszę, niech to będzie Czarodziejka... :<

Ach, Poszukiwacze Śmierci z Pao! NAJBARDZIEJ PRZEKOZACKA KARTA EVER
KAŻDY chciał go mieć, bo dosłownie miażdżył :D Niestety, miałem tego pecha, że na swojego pierwszego Paosa trafiłem wyjątkowo późno, niewiele mniej czasu upłynęło, zanim nie trafiłem drugiego. Potem trzeci i czwarty doszły akurat w takim momencie, że już były mało przydatne (gdzieś chyba za HotV), ale przynajmniej miałem komplet.

Potem wyszło Powstanie Pustki. I, oczywiście, Kieran oraz Tron Odnowy. Przebiłem 1000 ELO, dobiłem do 1253 (pamiętam jakoś tak dokładnie :P, to chyba było gdzieś wiosną już, potem kręciłem się między 1000 a 1300 z Zygfrydem 4/4/0 ze stworami blokującymi, Promieniami i 4*Słowem Światła, które stanowiło kluczowy element każdej rozgrywki i, jak można się domyślać, w wypadku niepojawienia się, rozwalało całą rozgrywkę), co więcej, dawało mi to w tamtych czasach okolice 230. miejsca w rankingu - graczy powyżej 1500 ELO było niewielu i było to coś naprawdę elitarnego.

Baaardzo stresujące walki z Nergalem-trucicielem (meh), Arianą-kontrolą, Kieranem-niszczycielem_stworków_:<, Kelthorem-szaleńcem oraz Zygfrydem-fortuniarzem (mało kto grał tak, jak ja, czyli tzw. Spellfriedem). Jedni mnie skutecznie wykańczali zaklęciami, drudzy uniemożliwiali rzucanie zaklęć (Burza Many działała inaczej niż obecnie i po prostu zwiększała koszt zaklęć). W sumie, to nie wiem, dlaczego wciąż grałem tym, czym grałem - wszyscy po kolei mnie bili :/

Weszły szwajcary, co bardzo mi się spodobało, bo wtedy grało w nie dużo słabych graczy i często udawało mi się wygrać albo przynajmniej zająć drugie miejsce. Jeśli chodzi o losową nagrodę dla tego, co nic nie wygra, to mnie się ona trafiała wyjątkowo rzadko (jeśli już przegrywałem). Cóż. Raz na jednym takim szwajcarze trafiłem w finale na niejakiego Avkalla, który grał Kelthorem. Zapamiętałem to, bo partia była długa (czyli świetna! :D) i wydaje mi się, że jakoś mi się fartnęło i wygrałem, w sumie jedyny finał, który jakoś tak szczególnie zapadł mi w pamięć :D

A potem ten Avkall wygrał R2P i w sklepie była dostępna jego talia z Acamasem, ale co istotniejsze - DA i Paosami :D

Aż w końcu przyszła pewna partia z Necro - długa i męcząca, bo obie talie były nastawione na defensywę. Pierwsze Słowo Światła wpadło w okolicach 15. tury (ponad połowę biblioteki zdążyłem już dotąd wybrać), za późno, żeby mnie uratować. To był chyba przełom - stwierdziłem, że tak się nie da grać.

Wtedy w sumie straciłem zapał do gry - po prostu nie miałem, czym grać! Zacząłem grać jakimiś prostymi rushdeckami, bo tylko tyle potrafiłem natworzyć (miałem też pomysły na Akane na Poszukiwaczach Śmierci z Pao, tylko brakowało mi kart), jak akurat grałem Inferno, to dwa razy z rzędu trafiłem na... eee... yyy... tego tam gościa, co był sławny i wygrywał turnieje i streamował DoC-a, w czacie w grze wysłał mi pozdrowienia od Bazaltovego :D

Wyjątkowo wredne talie pojawiły się również wtedy - Tron Odnowy + Wieża Niepamięci (która nie powodowała wtedy odrzucania kart!) stanowiły zabójcze kombo. Równie wredne były mille (Shaar) i slowpoke'i (Nergal + Pao).

Pamiętam, jak któregoś razu na Ognisku była okazja pogadać z deweloperami, i to było takie super, i że po angielsku, i że czułem, że mogę się na jakiś temat wypowiedzieć, a potem, że jednak nie jestem może dość pro, ale też mam coś do powiedzenia nawet jako casual, ale pytanie o to, czy jestem trollem, już zwaliło mnie z nóg :<

Jak pojawiło się info o Heroldzie pustki, to czekałem, bo liczyłem na to, że trafię Alię i będę mógł znowu grać swoim ulubionym Zygfrydem, tylko że Alią, i wreszcie będzie porządnie, bo będę miał:
1) Porządny start (1/1/1 zamiast 2/0/1 jest dobrą opcją jak się gra zaklęciami)
2) Magię Ognia ^_^
3) całkiem przyzwoitą specjalkę (nerf dla Zygfryda i Kierana był okrutny, umiejętność aktywna zrobiona pasywką okazała się być nagle bezużyteczna)

Herold się opóźnił (-.-"), Alii nie dropnąłem, ale za to zacząłem grać Kelthorem (4/1/1, rush + ogniste strzały + ołtarz ofiarny + szał, praktycznie nie do zatrzymania, skutecznie go bili tylko Nergal (trucizna na goblina i ghul na polu bitwy w pierwszej turze albo lisz na polu bitwy w drugiej turze, obie te akcje były zabójcze dla rushu), Ariana (o ile zdążyła i odpowiednio trafiła zaklęcia, tutaj szanse były niemal równe na wygraną jak i przegraną) i inne bardziej zmyślne talie). I, hej, naprawdę dobrze mi szło! Tego samego lata, dzień po dniu pnąć się coraz wyżej (stosowałem strategię "jeden mecz, no może dwa, jedna wygrana (albo dwie), jutro idziemy dalej", o dziwo faktycznie szło mi wtedy o wiele lepiej, niż kiedy jednego dnia rozgrywałem kilka partii pod rząd i w końcu dochodziło do przegranej - potrafiłem wygrywać w ten sposób i po kilkanaście partii z rzędu) i 15 sierpnia (cóż, taką datę ciężko zapomnieć :P) po kilku próbach wbiłem 1501 ELO i dołączyłem do grona liczącego wówczas już dobrych kilka setek graczy (miałem wtedy niższą rangę niż wcześniej z ELO 1253).

Z tym też się wiąże parę ciekawych akcji - chociażby to, że do tej rangi podchodziłem chyba ze trzy razy, przy czym za bodaj pierwszym razem grałem z Adar-Malikiem (trzeci Nekroś, który potrafił skutecznie zatrzymać Kelthora, tym razem przez Zakazany Płomień i Banshee), przeciwnik był Polakiem (nie potrafię sobie przypomnieć jego nicka w tym momencie, ale jakiś swojsko brzmiący), wiedziałem, że i tak nie wygram i poddałem partię, a następnie usłyszałem, że on by mi się podłożył, skoro tylko tej wygranej brakuje mi do upragnionego 1500 (przegrana oznaczała wtedy już coś koło -30 ELO, jeszcze gorzej jeśli z kimś słabszym, a każda wygrana dawała coś rzędu 5 ELO).

Parę razy zdarzyło mi się pojedynkować z DD, to pamiętam, pamiętam też, jak dostawałem jako "nagrodę-niespodziankę" kody na jakieś pakiety, pamiętam też te problemy z dogadaniem się, jak jeszcze nie było wbudowanego w grze chata ze znajomymi (no dobra, przypomniałem sobie, jak przejrzałem stare Hermesy ;p) :D :)

Ciekawa talia tamtego okresu - Yukiko Lock, czyli ucieleśnienie moich marzeń o analogicznej talii z Kaiko ^_^

A, zabawne było Wombo Combo - kojarzy ktoś? :) Sandalphon + Lodowe Drzazgi + Pieśń Straceńców :) :) :) Och, nawet przez chwilę grałem i nim, na 3/4/1 bodajże :) Tego rodzaju talię chyba nazywają aggro, ale nie znam się.

Niestety, powyżej 1501 ELO grało się już wyjątkowo ciężko - za zwycięstwa nieraz nie dostawało się nic, natomiast jedna porażka zerowała cały postęp.

Weszły Zapomniane Wojny i... zaczęło się.

Chociaż na początek wspomnę - ciekawa była moja pierwsza potyczka z graczem, który grał Akademią (konkretnie: Myrandą). Zaskoczenie, kiedy w kilka tur podbił "flaszkę" do 6. Jeszcze większe - kiedy wyczyścił pole bitwy nieznanym mi wcześniej zaklęciem ("Siatka Błyskawic"). Nie miałem szans.

Potem doszły Hakeemy przewijarki, z którymi nijak nie mogłem sobie poradzić.
Ammar spam z Seryjnym Zaklinaniem i Magią Wody (OTK).
Podobnież Masfar, tylko że ten jeszcze ze Skokiem w Czasie.

Jeszcze taki mały cwaniaczek Sandalphon + Tron Odnowy + Dziedzictwo + Więzienie + Pao + Kosmiczna Osobliwość. Czym prędzej zrobiono, żeby karty unikatowe znikały po zużyciu zamiast trafiać na cmentarz :)

Ale niedługo potem.

Ołtarz Życzeń.

Gazal, Herold Pustki.

Akademia. Kanałowanie Magii. Magia Ciemności. Wyciąganie czarów z cmentarza.

Yo.

To było CUDOWNE! Stopniowo oswajając się z nową frakcją i nowym stylem gry (control combo!), doprowadziłem swoją talię do trybu 1/6/0, względnie 1/6/1 (czasem miałem dobry humor, to dorzucałem Sterty Złota, żeby mieć lepszy start - potem zawsze mogłem wyrzucić je i zamienić na czar z cmentarza).
Cudowne były pojedynki z Arianą - wreszcie mogłem tę OP bohaterkę, której jakimś cudem nikt nigdy nie znerfił jak należało, tj. na 0/2/1, jak i innych z trzema szkołami magii, po prostu wykończyć - bezlitośnie, bezwzględnie, do końca. No bo w końcu co ci po bohaterce, która kontroluje i czaruje, jak walczysz z kimś, kto też kontroluje, i to w dodatku jeszcze to, co tobie się wydaje, że kontrolujesz? :P To była moja cudowna zemsta za te wszystkie przegrane partie :)

... te epickie akcje z trzema skokami w czasie pod rząd w 20. turze! :D

Skuteczna kontra na mille i Masfara!

Początkowo grałem tym zamiennie z Kelthorem, potem w ogóle odstawiłem Władcę Furii.

Ale były i trudności, oczywiście. Chociażby to, że ta talia była powolna. Bardzo. No dobra, nie aż tak strasznie bardzo. Ale te sześć pierwszych tur trzeba było jakoś przetrwać. Potem można było czyścić Przekleństwem Zaświatów. Gorzej, jak przeciwnik miał Burzę Many (wciąż jeszcze, z tego, co pamiętam, zwiększała koszt zaklęć, a więc nie raz uniemożliwiano mi w ten sposób uwolnienie się od stworków przeciwnika i przejęcie kontroli). A akurat wtedy ktoś wymyślił granie Cragiem Hackiem 2/0/2 na spamowanie prawie darmowymi potworkami (cóż, trzech Asasynów i drugie tyle Ważek na polu bitwy po dwóch pierwszych turach nie trzeba chyba komentować, prawda?) i praktycznie wszyscy to robili, druga rzecz - Kassandra, która stopniowo wróciła do łask, z Krzyżowcami na dochód, szybkim spamem Wilczymi Kapitanami (jak mnie ta karta męczyła jeszcze za czasów Powstania Pustki ;-;) i Więzieniem na koniec (bez komentarza).

Pojawiły się też pierwsze Namtaru rushe na podobnej zasadzie - szturmujemy, usuwamy stające nam na drodze wrogie kreaturki i dobijamy, zwiększając moc tych, co mają 1 ataku za pomocą wydarzenia. Do tego Tydzień Najemników, jakby ktoś pytał.

Miałem też na podorędziu inną talię - specjalną autorską przewijarkę, inną niż pozostałe, bo wierną starym standardom - kiedy wszyscy przerzucili się na Hakeema, ja wykorzystałem arsenał zaklęć, jakim zostaliśmy obdarzeni, do stworzenia talii, której zadaniem było... wygrywanie szwajcarów poprzez granie na czas!

Dosłownie, strategia polegała na tym, żeby wykonywać swoje ruchy na tyle szybko, na ile się da (cóż, ja zazwyczaj grałem szybko i nie myślałem za dużo, z czasem, jak zacząłem grać więcej Gazalką, a potem zrobiłem sobie przerwę od gry, to się to, niestety, zmieniło), i przeciągać grę na tyle długo, aż przeciwnikowi skończą się karty (albo czas - taka innowacja). Takie trololo z Kosmiczną Reorientacją i Kosmiczną Osobliwością pozwalało sobie radzić z Dhamirią, która wyrzucała karty (chociaż Arbiter lock, kolejna wredna taktyka, trochę to utrudniało, zwłaszcza w wersji z Ogrodami Ekstazy zamiast Arbitra pustki - m.in. stąd w późniejszej wersji Przemyślane Poświęcenie lub Cena Pustki) czy "mainstreamowymi" przewijarkami.

A potem... cóż... tylko gorzej. Pięć Wież bez szału czy jakichś specjalnych nowości (chociaż budynki były całkiem ciekawe... szkoda, że w żaden sposób nie mogły mi się przydać, wręcz przeciwnie, wzmocniły mi przeciwników, zwłaszcza tych z Inferno (blokada dobierania) -.-).

W pewnym momencie wróciłem do starej metody, którą wbiłem 1500 ELO (pewien Polak wbił 1700, potem jeszcze kilku graczy, co znaczyło, że się da, a w takim razie - czemu by nie spróbować?). I znowu jakoś się udawało. Stopniowo, powoli, metodycznie, wbiłem 1584 ELO.

A potem - zgadnijcie, co :3 :3 :3

Tak - BS2, reorganizacja gry, podział na formaty (zupełnie abstrakcyjny, zbyt gwałtowny, i długo nie potrafiłem się do tego przyzwyczaić, początkowo w Standard próbowałem czegoś Zardokiem, ale wygrywałem 50/50, potem była Zouleika, nią grało mi się całkiem przyjemnie, ale w końcu i ona ustąpiła), usunięcie ELO (jak się później okazało - ukrycie, ale i tak... cały mój DoC-owy świat legł w gruzach), zastąpienie rankingu zwykłego miesięcznym (czyli nie dało się już powoli iść jako casual, trzeba było grać mnóstwo, żeby co miesiąc sobie wbić rangę). Popularny stał się Ignatius, co utrudniło grę Gazalką (no cóż, gość, który wykańcza w 10 tur, o ile nie zalejesz go stworzeniami, kontra wolnogrająca bohaterka praktycznie bez stworów). Doskonaliła się Namtaru. Ariany zniknęły. No i potem już w sumie rzadko grałem.

O, przypomniało mi się - pamiętam też, jak chciałem przerobić dwie stare talie zwykłych kart na talie do DoC-a poprzez zamalowanie obrazków... już rewers pierwszej z nich wyszedł fatalnie i zrezygnowałem xD

Może jeszcze spróbuję drukowania :)

Jak na dzień dzisiejszy, mam Kelthora po modyfikacjach (uzupełnionego o nowe karty), Shaara (nie przyzwyczaję się, że to kobieta :P) z rozszerzonym arsenałem (teraz każdy ma na to jakąś kontrę, ale od czasu do czasu rzucam go na rankeda w open i, o dziwo, zazwyczaj udaje się wygrać), Gazal (po przejściach :P zmienił się jej zestaw zaklęć, a także i stworzeń - doszły Cienie Pustki i Mówcy Zaświatów (bo więcej stworów, i to w dodatku często przewinięcie przeciwnika pozwalało wygrać partię, albo też oponent poddawał się, kiedy wystawiałem Mówcę Zaświatów, a potem przez kilka następnych tur likwidowałem wszystkie wystawiane przez rywala stwory - czy to Portalem Miejskim, czy to przez mocniejsze czary), mam też nawet wersję Gazal-mill, której jak ostatnio grałem, to używałem tylko i wyłącznie, bo jest sprawniejsza od kontroli (przejmowanie stworków przeciwnika jest za drogie, no i o ile była krótka faza na granie mocniejszymi jednostkami, o tyle teraz przejęcie stwora za 3 zasoby kartą za 7 zasobów jest mocno nieopłacalne) i nieco szybsza (bo ma stworki)), a do Standard - Charity (odwet-kombo) i Deleb (jak dotąd nie spotkałem żadnej innej równie dobrze wykorzystującej potencjał tej bohaterki talii, przegrywam nią raczej często) :P

Niemniej, smutłem, jak po tej pierwszej przerwie wróciłem do DoC-a.

Bo... trzeba czekać minutę albo i dwie na przeciwników, bo chyba od paru lat ze świecą szukać ósemki osób chętnych do rozegrania szwajcara, bo w Turniej Codzienny, przemianowany na Jackpot, gra może ze 300 osób na świecie (przynajmniej jak ostatnio brałem udział), bo nieraz po kilka razy na godzinę trafiamy na tych samych przeciwników, jak już w ogóle kogoś do rankeda znajdziemy, a nawet i w kolejnych dniach ciągle na nich trafiamy - tak mało jest tych, którzy grają regularnie, kiedyś coś takiego byłoby nie do pomyślenia.

Wprowadzenie czatu ze znajomymi w początkowej fazie było świetnym pomysłem, bo w innym wypadku praktycznie nie dało się spotkać z nimi w pojedynku, jeśli "znaliśmy" ich tylko z gry. *ach, ten brak polskich znaków i jedyny okres w życiu, kiedy byłem zmuszony do ich nieużywania, bo inaczej wyskakiwały głupoty*

Świetnym pomysłem był Draft, ale został wprowadzony ZA PÓŹNO, w dodatku razem z masą uniemożliwiających grę błędów (związanych ze stosami, które same w sobie zdecydowanie mi się nie podobają, choć w końcu i do nich przywykłem), choć tworzenie talii "na szybko" i rzucanie ich do walki jest fantastyczną zabawą :) Za pierwszym razem nawet prawie całkiem wygrałem, ale akurat w ostatniej partii zaliczyłem crash i, oczywiście, nie wygrałem. Dopiero parę miesięcy temu udało mi się wygrać 10 partii jedną talią (Morganem; powiem tyle: kosił... brakuje mi jakiegoś dowcipnego i sensownego zarazem porównania, więc niech zostanie, że kosił :P). Ale znowu - wszystko to za późno i nie było szans na ratunek.

Bardzo mi się podobały kampanie do przejścia, zwłaszcza ta z zagadkami, i miałem nadzieję, że będzie ich więcej :) To była jedna z dobrych stron BS2 i HoD. Ale nawet karty, które później doszły, były już jakieś takie inne, niż w poprzednich dodatkach... jakieś takie, hm, dziwne. Wcześniej były swojskie i klimatyczne zarazem, a późniejsze jakieś takie ponure i bez wyrazu. Ale to może być tylko takie wrażenie.

W każdym razie - DoC był świetny, naprawdę wiele miłych chwil (i chwil frustracji) dzięki niemu spędziłem i przykro mi, że skończył w taki sposób. Razem z nim kończy się pewien okres w moim życiu (chociaż de facto, skończył się on był już wcześniej, ale teraz stanie się to ostatecznie). Cieszę się, że powstaje fanowski klon, ale... to nie będzie już to samo :) Nie będzie już tych emocji, nie będzie stopniowego odkrywania, bo... to już nie będzie DoC :)

Bardzo miło było też mieć okazję pograć i pogadać z ludźmi z całego świata - Chińczykami (np. Kinopeter z Hongkongu, znaczy, tak myślę, że chińczyk), Rosjanami (z jednym z nich miałem okazję odbyć po trzech miesiącach nauki rosyjskiego przez internet dłuższą dyskusję w tym języku na temat aneksji Krymu przez Rosję i wojny we wschodniej Ukrainie), Niemcami (tutaj "mein guter Freund", mart3555), Hiszpanami (w zasadzie, tylko jedna taka sytuacja przychodzi mi do głowy), Węgrami (wtedy uświadomiłem sobie, jak mało wciąż po węgiersku umiem :P) czy Francuzami, i oczywiście niezliczone sytuacje "- What the... Oh no, no, no, no... Meh - Close enough - GG - GG - Where are you from? - Poland, and you? - Kurde no, wiedziałem. Za. Każdym. Razem."

Pozdrawiam wszystkich, którzy polubili tę karciankę równie mocno jak ja! :)
Pozdrawiam Kammera, Dark Dragona, Bazaltovego i wszystkich innych, z którymi miałem okazję zagrać choć raz, i którzy i tak się o pozdrowieniach nie dowiedzą :)

A, i za radą Kastore'a - pozdrawiam też wszystkich, którzy przeczytali od początku do końca ten post :D

Nicolai PW
31 sierpnia 2016, 16:06
Uświetnię Wasze wspominki piosenką. Jako, że to już dziś, nic nie będzie lepiej oddawało nastroju jak szlagier Europe :P



Jeśli o mnie chodzi to jakoś nie mogłem się nigdy przemóc do Pojedynku i teraz częściowo tego żałuję, ale z przyczyń fabularnych... nigdy nie poznałem i nigdy już nie poznam wydarzeń opisanych w DoC-u ;)

Kammer PW
31 sierpnia 2016, 16:11
Nikoś, odróżniasz sierpień od października?

Etharil PW
31 sierpnia 2016, 17:18
Sierpień, październik - dla studentów to ten sam kawałek chleba jest. ^^

Hayven PW
31 sierpnia 2016, 17:26
Przy okazji - taka mała ciekawostka z FAQ związanym z zamknięciem gry:

Dlaczego musicie zamknąć tę grę?:
Niestety, MMDoC nie odniosło sukcesu, na który liczyliśmy. W związku z tym, podjęliśmy decyzję o zamknięciu gry. Nie była to łatwa decyzja i szukaliśmy innych rozwiązań, ale koniec końców zdecydowaliśmy o zamknięciu gry i skupieniu się na innych projektach.

Aha, czyli mistrzostwa świata w Paryżu, setki tysięcy graczy, szerokie zainteresowanie wśród ludzi, ba! nawet moi średnio się interesujący Heroesami znajomi (kolega z klasy i koledzy młodszego brata, których tata grał w H5 i oni od niego podłapali) kojarzyli Duel of Champions... nie odniosło sukcesu? No to na co właściwie liczyli?

Jaki był powód małej popularności MMDoC?:
Na sukces każdej gry ma wpływ szereg czynników, zarówno wewnętrznych jak i zewnętrznych. Nie jesteśmy w stanie z łatwością wskazać jeden lub więcej tych czynników. Cykl życia MMDoC dobiegł po prostu do końca.

No jasne. I wcale nikt mu nie pomógł.

Czemu nie wypromowaliście MMDoC lepiej? Czemu nie zainwestowaliście w duże turnieje lub wydzarzenia?:
Podczas gdy gra była dostępna, mieliśmy pare wydarzeń, akcji promocyjnych czy akcji marketingowych, które przysporzyły nam nowych graczy.

Jak to się ma do tego, co wyżej? No i... to nie brzmi jak odpowiedź na zadane pytanie, bardziej jak pogrążanie się.



Demorator PW
31 sierpnia 2016, 17:43
Dla mnie wygląda to tak:
"Ludzie mają pretensje i pytają się dlaczego sp*****liśmy grę i dlaczego ją zamykamy. Hej ty! Umiesz lać wodę? Tak? Super, napiszesz FAQ. Tylko pamiętaj, pisz tak, żeby nic z niego nie wynikało. No załatwione. Nie będą mogli się przyczepić, że o nich nie dbamy."
temat: DoCowe wspominki

powered by phpQui
beware of the two-headed weasel